<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksandr Kuprin
Tytuł Wiera
Podtytuł Dzieje jednej miłości
Pochodzenie Wiera
Wydawca Bibljoteka Powieści i Romansów
Data wyd. 1929
Druk „Oświata”
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Гранатовый браслет
Źródło Skany na Commons
Inne Całe opowiadanie
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

XII.

Wiera Mikołajewna kazała zatrzymać powóz dwie ulice przed Luterańską. Znalazła wnet mieszkanie Joltkowa, gdzie ją przyjęła ta sama tęga Polka o szarych oczach i srebrnych okularach i ją spytała:
— Co pani sobie życzy?
— Pan Joltkow, szepnęła.
Bez wątpienia wywarł na tej kobiecie głębokie wrażenie elegancki strój, kapelusz, rękawiczki i trochę dumny ton Wiery, to też wszczęła natychmiast rozmowę.
— Proszę wejść, dobrodziejko, proszę bardzo... pierwszy pokój na lewo. Opuścił nas tak rychło. Ładna historja, to sprzeniewierzenie! Dlaczego nie powiedział mi o tem ani słowa? Proszę mi wierzyć, nie bogaci się człowiek, podnajmując kawalerom pokoje. A przecież byłabym mu pożyczyła sześćset do siedmiuset rubli. O, gdyby pani wiedziała, co za doskonały człowiek to był. Od ośmiu lat mieszkał u mnie; nie był już dla mnie lokatorem, lecz synem prawie.
Wiera opadła na krzesło w przedpokoju.
— Byłam jego przyjaciółką, powiedziała szukając słów. Proszę mi opowiedzieć o jego ostatnich chwilach. Co robił? Co mówił?
— Przyszli dwaj panowie i długo z nim mówili; wytłómaczył mi potem, że zaproponowali mu posadę zarządcy w ich dobrach. Później pobiegł pan Józef do telefonu i wrócił bardzo ucieszony. Kiedy ci dwaj odeszli, napisał on list, który sam odniósł na pocztę. Chwilę potem zdawało się nam, że słyszymy odgłos dziecinnego pistoletu; nie zwróciliśmy jednak na to uwagi. O siódmej, to jest w tym czasie, kiedy zwykle dostawał herbatę, zapukała Lukerja — nasza służąca — do jego drzwi, lecz nie otrzymała żadnej odpowiedzi. Ponieważ nasze wołania nie odniosły skutku, wyważyliśmy drzwi... on jednak był już martwy.
— Jak to było z tym naramiennikiem?
— Ach tak, tak, ten naramiennik, całkiem o tem zapomniałam. Skąd pani wie o tem? Zanim zaczął pisać ten list, przyszedł do mnie i zapytał mnie: „Pani jest katoliczką, prawda?“ — „Ależ naturalnie“, odpowiedziałam. Wówczas powiedział: „Wy katolicy, macie pobożny zwyczaj wieszania na obrazie Matki Boskiej pierścieni, naszyjników i innych podarków. Więc proszę przyrzec mi, że powiesi pani też ten naramiennik“. — Przyrzekłam mu to.
— Czy pozwoli mi pani go zobaczyć?
— Proszę, dobrodziejko, proszę. Pierwsze drzwi na lewo. Chciano go zabrać do prosektorjum, ale jego brat wystarał się o chrześcijański pogrzeb dla niego. Proszę, proszę, dobrodziejko.
Wiera zebrała siły i otworzyła drzwi. W pokoju pełnym woni kadzidła płonęły trzy świece. Na stole leżał Joltkow. Głowa spoczywała na niskiej poduszce, dokoła zamkniętych oczu roztaczała się głęboka powaga, a na jego ustach kwitł uduchowiony uśmiech, jak gdyby przed śmiercią osiągnął słodką i głęboką tajemnicę, klucz do poznania istoty życia na ziemi. Wiera pamiętała ten wyraz cichego spokoju z masek dwóch wielkich męczenników: Puszkina i Napoleona.
— Jeśli pani zechce, odejdę teraz, powiedziała stara kobieta, nadając swemu głosowi familijny ton.
— Tak, tak, proszę, później panią sama zawołam.
Kiedy pozostała sama, wyjęła z torebki wspaniałą czerwoną różę, położyła ją na pierś zmarłego i podniosła jego głowę lewą ręką. W tym momencie pojęła, że przeszła obok niej ta miłość, o której marzą wszystkie kobiety. I znów wspomniała słowa Anosowa, prorocze słowa o jedynej, wiecznej miłości. Wtedy odgarnęła włosy ze skroni zmarłego, ujęła w dłoń jego głowę i wyciśnęła długi pocałunek przyjacielski na czole, znaczonem już zimną wilgocią śmierci.
Kiedy wychodziła, powiedziała gospodyni tym pieszczotliwym tonem, który Polacy tak lubią:
— Widzę, że powodowała Panią nie tylko ciekawość. Przed śmiercią powiedział mi pan Joltkow: „Kiedy umrę i przyjdzie mnie odwiedzić jedna dama, proszę jej powiedzieć że dzieło Beethovena...“ Proszę poczekać, on to napisał... Proszę zobaczyć....
— Proszę mi to pokazać..., zawołała Wiera, wybuchając płaczem; proszę mi wybaczyć ale wrażenie śmierci jest mi tak bolesne, że nie mogłam się powstrzymać.
I odczytała tych kilka słów, napisanych tak dobrze znanem jej pismem.
„L. van Beethoven. Sonata II. Op. 2 Largo appassionato“.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksandr Kuprin i tłumacza: anonimowy.