Wiesław czyli Obraz ludu nadwiślańskiego/Akt pierwszy

<<< Dane tekstu >>>
Autor Kazimierz Brodziński
Tytuł Wiesław czyli Obraz ludu nadwiślańskiego
Podtytuł Narodowe dziełko sceniczne w IV aktach wierszem
Wydawca W. Dyniewicz
Data wyd. 1893
Druk W. Dyniewicz
Miejsce wyd. Chicago
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
AKT PIERWSZY.

Teatr przedstawia kmiecią izbę.

SCENA I.
Stanisław, Bronisława, Bronika, Wiesław.
Stanisław (podając Wiesławowi worek z talarami).

Więc te pieniądze, com odliczył prawie,
Weź z soba w drogę kochany Wiesławie,
Jedź do Krakowa, a za te talary
Kupisz dwa konie — jeno dobierz pary.
Już jedynaka w boju mi zabili,
A mnie zgryzota i skrętny wiek chyli;
Nie mam w niemocy poufać komu,
Ty prawą ręką zostałeś mi w domu;
Po mej śmierci, tyś rodziny głowa:

Jeśli — daj Boże — córka się uchowa,
Ma lat dwanaście, nie skąpo urody,
Możesz jej czekać i twój wiek młody.

Bronisława.

Tak jest, dla ciebie, niechaj ojciec powie,
Strzegę tej córki, gdyby oka w głowie:
A cóż droższego mieć możesz od matki?
Jedneć to moje przed grobem dostatki.
Miałam ja drugą — litościwy Boże,
Oko za nią wypłakać nie może;
Zaledwie piąty owoc kwitnął sadu,
Gdy mi zniknęła bez żadnego śladu...
Już to dwunastym liściem wiatr pomiata,
Jak myśli matki zatruwa jej strata.

Bronika.

Ten to czerw, matko, serce twoje toczy,
Że w łzach tak często toną oczy?
I nie raz w gaju, gdy się modlim razem
Przed Matki Boskiej cudownym obrazem,
Gdy ją dla ojca o zdrowie prosicie,
Jakieś stracone polecacie dziecię.
Więc miałam siostrę? powiedz matko miła?
Jakim sposobem ona się zgubiła?..

Bronisława.

Gdy wojna polskie dobijała plemię,
W pustkach wsie stały, a odłogiem ziemię.

W około lasów i wiosek pożary
Gniewu Bożego zwiastowały kary!...
Z wiatrem, co strzechy i konary walił,
Do nas wróg przybył, i wioskę zapalił.
Dzień to był sądu! — śród płaczu i gwaru,
Śród ciemnej nocy, wichrów i pożaru,
Razem rolnicy ku obronie bieżą,
Razem się wojsko ciśnie za grabieżą!..
W tej walce z dymem poszła ojców strzecha....
Wtedy mi córka, jedyna pociecha,
Znikła bez śladu...

Bronika.

Może drząca cała
Przed najezdcami w lesie się schowała....
Było ją szukać.

Bronisława.

Przez długie ja czasy
Chodziłam za nią na wioski lasy,
Lecz jak kamień do morza rzucony
Zniknęła wiecznie, głuche wszystkie strony.

Stanisław.

Niech Boska wola będzie, Boska chwała!

Bronisława.

Ciebie ja, synu, za nią wychowałam:

Bo gdzie sierota przyjęta pod strzechę,
Tam z niebem bliżej, Bóg zasyła pociechę.

Stanisław.

Może też nasze utracone dziecię,
Podobnie kiedyś opuszczone w świecie,
Litość znalazło, żyje gdzieś u matki
Pomiędzy własne policzone dziatki.

Bronisława.

W tej ja to myśli po twych ojców stracie
Ciebie małego wychowałam w chacie:
Litość za litość — niebieska opieka
Tajnie nagradza uczynki człowieka;
A jeźli ziemia strawiła jej kości, —
Swobodna dusza w krainie przyszłości
Igra wesoło przy niebieskiej matce,
Niech łaskę zwabia naszej chatce.
(Bronika i Bronisława płaczą).

Stanisław.

Cyt moja luba! nie roś oczy łzami,
Nie dręcz swą duszę smutnemi myślami:
Za wszystko niech Bóg będzie pochwalony, —
W niebie każdemu los jest naznaczony.
Próżno się troskać, Bóg siedząc wysoko,
Nad całym światem baczne trzyma oko;
Wszakci on ojcem wszędzie, i na wieki.
Cóżby zdołało ujść jego opieki?...

Lepsze nad smutek ufanie pobożne —
Idź, Wiesławowi przygotuj nadrożne.

do Wiesława.

A ty pospieszaj i chroń się przygody,
Bo zawsze wiele ufa sobie młody.

z cicha.

Przywieź twej przyszłej podarunki z drogi.

Wiesław.

Najmilsza matko! ach, ojcze mój drogi,
Za waszą łaskę, troskliwość i pracę,
Czem się sierota, czem ja wam odpłacę?
Gdzie znajdę tyle wyrazów, wymowy,
Bym moją wdzięczność wyjawił przez słowy?
O! gdyby skutek chciał mą chęć uwieńczyć,
Pewno by Wiesław umiał się odwdzięczyć, —
Wiedziałby jakie dary wnieść w te progi....
Lecz cóż po chęci, Wiesław ubogi!
Chęć bez uczynku — lichy upominek....
Wszelako choć chęć przyjmiecie za uczynek;
A gdy sierocie trudno spłacać długi —
Resztę dni moich raczcie wziąść w usługi.
(kłania się do kolan rodziców).

Stanisław (podnosząc go).

Powstań mój synu, twoje szczere chęci
Zachowam w sercu ku wiecznej pamięci;
Nie jesteś naszym dłużnikiem — broń Boże;

Wielce ten czyni, kto robi co może:
Kto grosz ostatni dał, ten wiele daje —

(całując go w czoło).

Boże cię prowadź!....

Wiesław (czyniąc pokłon rodzicom).

Bogu was oddaję!... (odchodzi).

Bronisława (biegnąc za odchodzącym Wiesławem),

Bądź zdrów Wiesławku, prędko wracaj z drogi,
Zastaniesz z kapustą pierogi!...
(wszyscy wyprowadzając Wiesława odchodzą).


Odmiana.

Teatr przedstawia wieś. W głębi po lewej stronie aktorów Karczma; stół, przy którym siedzą poważniejsze kobiety, gospodarze i organista — na stole dzban i kufle; w oddaleniu widać stary Kraków; muzyka gra mazura — Krakowiacy z Krakowiankami tańcząc parami, okrążywszy koło zatrzymują się przed orkiestrą dla śpiewu.


SCENA II.
ŚPIEW.
Chór dziewcząt.

Hej Rozyno, wstecz nie płyną
Na Prądniku wody, —
Źle ci było być dziewczyną —

Masz weselne gody.
Żal się Boże nie pomoże, —
Przyjdzie warkocz stracić
I za czepiec, co w komorze,
Wolnością zapłacić.

Chór mężczyzn.

Jak ta woda, tak uroda,
I młodość przeminie, —
Pókiś hoża, pókiś młoda,
Pomyśl o chłopczynie;
Nie odwlekaj, nie narzekaj,
Miłać to niewola....
Od czepeczka nie uciekaj, —
Wszak to Wasza dola.

Dziewczęta.

Dziś urodna i swobodna,
Jutro tak nie będzie,
Bo ci troska serce do dna
Przejmie i przysiędzie.
Praca, stałość i wytrwałość
Nic ci nie pomogą;
Bo cię w końcu zmoże żałość —
Ulegniesz niebogo.

Mężczyzni.

W czoła pocie, przy robocie,
Gdy będziecie społem —
Milej będzie przy ochocie
Za świątecznym stołem.

Bo samemu przeciw złemu
Niema rady w świecie;
A we dwoje silniej temu
Oprzeć się możecie.

Dziewczęta.

Kłopot matek, grono dziatek
Skoro cię otoczy;
Często głośno niedostatek
Łzą zaleje oczy.

Rezolutnie bieda utnie,
Jak żądłem gadzina;
A jak miłość przejdzie w kłótnię —
Nieszczęsna godzina.

Mężczyzni.

Kiedy w zgodzie, ród przy rodzie
Na ojczystej grzędzie:
Tam o kłótni, tam o głodzie,
Pamięci nie będzie.

Zimą, latem brat się z bratem
Chlebem swym podzieli;
A gdy miłość rządzi światem —
Z ludźmi są Anieli.

Organista.

Lepsko Krakowiacy!
Dzielnie poszły tany.....
Ale dla odmiany
Zatańczwa inaczej:
Dajcie sobie ręce

W znak jedności, zgody;
Aby uczcić gody,
I ja się okręcę;
Lecz proście skrzypka
Niech zagra od ucha,
Niech czeladź posłucha —
Zaśpiewam Polaka:

Taniec polski.
1.

Gdy się pora zdarza taka —
Tańcem nie zawrócę głowy;
Polak posunę Polaka
Bo to taniec narodowy....
Tak nasi ojcowie mili
Po każdej świetnej wyprawie,
Kiedy swych wrogów pobili;
Tańczyli jak my dziś prawie.

2.

Miło wspomnieć na te czasy,
Na te ojców naszych pląsy;
Na te czapki, kordy, pasy,
Czamarki, kontusze, wąsy!
Na tę narodową dzielność,
Na męztwo naszej młodzieży.
Na ich sławy nieśmiertelność.
Na Łokietków, Kazimierzy....

3.

Jak te plemię czapką kryte,
Aż do niebios się wzbijało;

I jak losy nieużyte
Wytrwałością pokonało.
Bo gdy zadrzał świat struchlały,
Gdy wrzała wojna zajadła;
Jak Kolosy upadały;
A czapka przecie nie spadła....

4.

Czapka polska — to strój u mnie!
Ozdoba kmiotka i pana;
Tak musiała siedzieć dumnie
Pod Wiedniem na głowie Jana.
Przeto gdy dziś pora taka
W każdej przygodzie jak Kwakier,
Źle czy dobrze — tną Polaka,
Lecz czapka zawsze na bakier....


A co, nie gracko wykonałem sztuczkę?
Otóż zarazem macie nauczkę,
Że nasi starzy nie zawsze gromili, —
Bywał czas, gdzie się uczciwie bawili,
I może lepiej niż teraz panowie,
Co tańczą w koło, aż się kręci w głowie,
Bo Polak biorąc rzeczy na uwagę,
Nawet w tańcu zachował powagę!...

Janek.

Hola, chłopcy! poprzestańwa tany,
Idzie tu do nas gość jakiś nieznany;
Uwiązał konia i pędem tu spieszy!

Stach.

Niech-że nam wita, niech się z nami cieszy.

Kuba.

Spieszwa ku niemu na jego przyjęcie.


SCENA III.
Ciż i Wiesław.
Wiesław (wchodząc).

Mej śmiałości wiem, że przebaczycie,
Właśnie powracam do rodzinnej ziemi;
Dziś na kiermaszu z końmi kupionemi
Jadąc, słyszałem jakieś miłe granie,
Coś kieby pląsy, kiej miłe śpiewanie;
Przypuszczam konie, pędzę po gościńcu,
Aż widzę pannę przy rucianym wieńcu;
Drużbowie biją w podkówki i dłonie;
Przyciągam lejce, zatrzymuję konie;
I wraz odgadłem bez namysłu wiele,
Że się w tym domu odbywa wesele:
Przeto pozwólcie matki i ojcowie,
Jako też i wy przezacni drużbowie,
Bym pannie młodej szczęścia powinszował,
I z wami jeden taniec przetańcował.

Stach.

Witaj nam, gościu! baw się jak ze swemi
I nie racz gardzić dary ubogimi!

Kuba.

Pożyjcie z nami, czem tu gospodarzy,
Wdzięczna praca roli i dobry Bóg darzy.

Janek.

Napatrzyjcie się nadobnym dziewojom.

Kuba.

Tańcom, zwyczajom, i świątecznym strojom.

Halina
(podając wstydliwie Wiesławowi w koszyku owoce i ciasta).

Obcy wędrowcze! jużcić przyjąć trzeba
Naszych owoców i naszego chleba. —
Gościnność u nas dyć to nie nowina,
Przyjmcie więc, przyjmcie, prosi was Halina.

Wiesław (uderzony jej urodą).

Któżby nie przyjął darów z takiej ręki,
Który osuły tak prześliczne wdzięki.

(do przytomnych.)

Jak mi Bóg miły, jak mi drogie życie,
Jeszczem nie widział tak miluchne dziecię!

Kuba
(podając mu kubek z miodem).

Łaskawy gościu! daj życzeń dowody,
I wychyl duszkiem zdrowie panny młodej.

Wiesław.

Gościnność wasza zniewala mnie tyle,
Iż bardzo chętnie to zdrowie wychylę. —
Za wasze zdrowie, państwo młodzi, piję!

Organista (pijąc).

Wiwat niech żyją!

Janek.

Niech żyje!

Wszyscy.

Niech żyje!....

Wiesław.

Ażebym spłacił zaciągnione długi,
Pozwólcie spełnić jeszcze kubek drugi.

(Wskazując na Halinę).

W podziękę za jej ciasta i owoce,
A potem z wami wysoko wyskoczę.

Organista.

Ślicznie, wędrowcze! nigdy ten nie traci,
Co za grzeczność grzecznością odpłaci.

(Kuba nalewa mu drugi kubek.)
Wiesław.

Piękna dziewojo! za twe miłe zdrowie!
I wasze zacne matki i ojcowie...

Wszyscy.

Wiwat!!

Wiesław.

A teraz racz nadobna drużko,
Okręcić koło twą drobniuchną nóżką.

(Wiesław bierze Halinę w taniec, a skłoniwszy się przytomnym, nachyla głowę ku ziemi, tupa nogą i śpiewa):

Krakowiak.

Niechże ja lepiej nie żyję,
Dziewczę! Skarby moje!
Jeśli kiedy oczka czyje,
Milsze mi nad twoje.
Patrzaj że mi prosto w oczy,
Bo widzi Bóg w niebie,
Że mi ledwie nie wyskoczy
Serduszko do Ciebie.

(Zwrotki Haliny),

Słówka twe gładkie,
Młody kawalerze,
Lecz ci szczerze powiem, —
Pochlebstwom nie wierzę....

Wiesław.

Czemuż ja w Proszowskiej ziemi
Małe znalazł dziecię,

Byłbym między krakowskiemi
Najszczęśliwszy w świecie!

Halina.

Wszyscy tak mówicie,
Że wam serca skaczą,
A gdy poślubicie, —
To dziewczęta płaczą....

A więc bądź szczęśliwy,
Z miłością gdy trzeba;
Lecz się polska dziewka
Łatwo schwytać nie da.

Ty będziesz szczęśliwy,
Lecz poczekaj trochę, —
Gdyż musi dziewczyna
Poznać, nim pokocha.

Wiesław.

Krew nie woda ludźmi włada,
Bo któż sercem rządzi?
Człowiek myśli i układa,
A wszystko Bóg rządzi!

(Tu Halina w pląsach przed nim ucieka, Wiesław bijąc w ręce, goni za nią, a dogoniwszy staje na przodzie i dalej nuci:)

Nie uciekaj dziewcze lube,
Moje sto tysięcy,
Dogonię ja moją zgubę,
I nie puszczę więcej....

Razem.

Krąży ptaszek w ciemnym lesie,
Gałązek się czepia,
Aż dognany piórka niesie,
Gniazdeczko ulepia.

Gospodarzu, nie dasz wiary
Jak konie opłacę:
Wydałem ja twe talary,
Moje serce tracę!

Grajcie skrzypki, bo się smucę
W opłakanym stanie, —
Z konikami do domu wrócę
Serce tu zostanie!!....

(Halina zapłoniona ucieka między kobiety, nie tańcząc tej ostatniej zwrotki; Wiesław tem zasmucony usuwa się na stronę; reszta par kończą krakowiaka).

Kuba (zcicha do Janka).

Uważasz Janku — nie chcę wróżyć wiele,
Lecz tu zakrawa na drugie wesele.

Janek.

I mnie się zdaje, że to nie przelewki;
Ha! niech Bóg szczęści, wart nadobnej dziewki.

Organista.

Pięknieś nam nucił, niech ci Bóg zapłaci.

Kuba.

Przyjmij podziękę imieniem mych braci.

Wiesław.

Żem szczerze śpiewał, mogę wam zaręczyć.

Stach.

Daj Panie Boże za to wam wywdzięczyć.

Wiesław.

Lecz już nie mogę dłużej weselić,
Nie mogę z wami tej radości dzielić,
Choć mnie tu miło, muszę was pożegnać,
Mój ojciec, matka, mogliby się smucić,
Że jeszcze z końmi nie wracam do domu.
Drogom te konie opłacił — nikomu,
Jak wiele za nie dałem, nie odkryję.
Ach! jak tu przy was żywo serce bije,
Jak tu godzina płynie za godziną...

(Z gwałtownym przymusem odrywając się od nich).

Bywajcie zdrowi!.. żegnam cię Halino!...

(Odchodzi szybko, a gdy wszyscy wyprowadzają go).
Zasłona zapada.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Kazimierz Brodziński.