Wizerunki książąt i królów polskich/August III
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Wizerunki książąt i królów polskich |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1888 |
Druk | S. Orgelbranda Synowie |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Ilustrator | Ksawery Pillati, Czesław Borys Jankowski |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Marzył August II o zapewnieniu po sobie tronu polskiego synowi, rachując może, iż to, czego sam dokonać nie zdołał, zbiegiem szczęśliwych okoliczności da się jakoś doprowadzić do skutku, — mianowicie zmiana Rzeczypospolitej-elekcyjnej na monarchię dziedziczną połączoną z Saksonią. Długie panowanie w Polsce, choć smutne po sobie zostawiało wspomnienia, zapuściło tu jednak korzenie silne, zyskało ludzi, wyrobiło popleczników. Na tem tedy budowano zamysły.
Szczególnem zrządzeniem, człowiek, mający dźwigać ciężkie brzemię dokonania zamierzanego przewrotu, któremu zuchwały i przebiegły August II podołać nie mógł, — charakterem, temperamentem, zdolnościami, wcale się do tego nie nadawał. August III, przy całem dla ojca uwielbieniu, nie był stworzony do wstępowania w jego ślady. Nieśmiały, milczący, bojaźliwy, tępego umysłu, zmysłowy jak ojciec, ale ukrywający się z tą słabością, nadewszystko przekładający spokój domowy, zabawki myśliwskie, artystyczne, zatapianie się w kontemplacyi obrazów, napawanie muzyką i śpiewem (którego, codzień się powtarzającego bez zmiany, mógł słuchać całemi miesiącami), razem z tem niedołężnie dobroduszny, pozbawiony wszelkiej energii, łatwowierny do niepojętego stopnia, — August w rękach ludzi musiał być bezwładnem narzędziem. Żona, spowiednik, faworyt minister Brühl, czynili z nim co chcieli; wmawiali weń czego im było potrzeba. Zaślepienie króla, nieudolność, zastygła obojętność na wszystko, przechodziły miarę i wiarę.
Takiemu to zatopionemu w marzeniach o arcydziełach sztuki, o śpiewie bozkiej Faustyny, o strzałach do dzikiego zwierza, od młodości na wpół zdrętwiałemu człowiekowi, przyszło walczyć z Fryderykiem pruskim! Lecz nie wyprzedzajmy wypadków.
August II zaledwie siedmioletniemu synowi (1703) wyznaczył już dwór osobny i starszego ochmistrza, dwóch kamerjunkrów, dwóch paziów, tyluż kamerdynerów i kilku lokajów. W r. 1719 dwudziesto-trzy-letni elektor zaślubił gorliwą i pobożną katoliczkę, arcyksiężniczkę Józefinę.
Duchowieństwo katolickie za wczasu zabiegało o nawrócenie syna Augusta II, którego matka i babka były gorliwemi protestantkami. Król podobnież życzył sobie tego dla korony polskiej. W r. 1701 Klemens XI, brewem wydanem do króla, zaklinał go, aby syna wychował w wierze katolickiej. Przyobiecał to najuroczyściej August dnia 4 września 1701 r.; lecz wkrótce potem, d. 8 lutego 1702 r., równie uroczyście zapewnił stany saskie, że dziedzica w wierze protestanckiej wychować nie zaniedba. Tymczasowo większe było podobieństwo, że protestantem zostanie, gdyż wychowanie powierzone było dozorowi nadzwyczaj gorliwych kobiet: babki i matki.
Wybór nauczyciela i dozorcy wypadł z początku najnieszczęśliwiej, zapewne pod wpływem babki, u której Miltitz był wielkim mistrzem dworu. Pedant, umysłu miałkiego, bojaźliwy, skąpy, nie był wcale stworzony na nauczyciela książęcego. Duchowni też protestanccy przystęp i wpływ mieli na niego. Wszystkiem głównie kierowała babka, strzegąc, aby na dwór do zamku żaden się katolik nie wcisnął. Z Rzymu, gdzie wiedziano dobrze co się działo na dworze — nalegano na króla i grożono.
Nagle w r. 1708 król August II, powróciwszy z pod Lille, zabrał dwunastoletniego syna od babki, zmienił cały jego dwór i otoczył go katolikami. Babka była w rozpaczy. Około młodego pana wpływy protestanckie i katolickie krzyżowały się i ścierały. Do Saksonii przybył kardynał Albani, a z nim ojciec Jezuita Salerno. Tymczasem królowa w trwodze o przyszłość, w październiku 1710 r., czternastoletniego syna wedle obrządku ewangelickiego konfirmować kazała.
Oskarżony przed papieżem, August II tłómaczył się tem, że zapobiedz nie mógł; ale obiecywał odebrać syna matce i wywieźć go do Polski. W istocie wziął go z sobą w r. 1711 do Warszawy. Po drodze złożono radę w Pradze, do której należeli kardynał Albani i Polak Kos, już wtedy przeznaczony na przyszłego ochmistrza przy księciu.
Młody elektor zdawał się nie wiedzieć o niczem, albo raczej trwać w protestantyzmie, gdyż po powrocie do Drezna, uczęszczał do ewangelickiego kościoła. We Frankfurcie pod koniec tego roku jawnie jeszcze jako protestant występuje.
Po elekcyi cesarza, Kos okazał rozkaz króla, odprawił Miltitz’a i cały dwór luterańskiego wyznania, z wyjątkiem kucharza, lekarza i kassyera, i zastąpił ich katolikami. Sam zajął miejsce Miltitz’a.
Wyruszono w podróż, przedewszystkiem na karnawał do Wenecyi; taka była wola ojca. Podroż ta, w ciągu której przygotować się miało nawrócenie na katolicyzm, trwała lat siedm.
Wszystkie listy młodego elektora przechodziły przez ręce Kosa i generała von Lützelburg. W ciągu tych wycieczek jak najstaranniej unikano spotkania się z dyplomacyą. Można sobie wyobrazić rozpacz i niepokój matki, oraz całej protestanckiej rodziny. Ale na to August II był głuchy.
Młody elektor podróżował incognito pod imieniem hrabiego Luzacyi lub hrabi von Meissen. Oprócz osób wymienionych, towarzyszyli mu: młody Sułkowski, Ojciec Salerno, Vogler, trzeci Jezuita w sukni świeckiej i sekretarz Veddernoy. Właśnie w czasie tych wędrówek po Włoszech nabrał August upodobania w obrazach, smaku w sztuce; oglądał po raz pierwszy arcydzieła i pierwszy raz spotkał się z ową Madonną Sykstyńską Rafaela, którą później tak pragnął wcielić do swej galleryi i tak szczęśliwie ją dla niej pozyskał.
Nawracanie szło powoli, ale już było zapewnione. Dokonało się skrycie i pozostało przez lat pięć tajemnicą. Sasi ciągle się o swojego księcia protestanckiego upominali; zapewniono ich, że wiary nie zmienił. Wielkiego dzieła dokonał O. Salerno, który w r. 1719 otrzymał za nie kapelusz kardynalski.
Z Włoch młody pan udał się na zimę przez Inszpruk, Moguncyę i Kolonię do Düsseldorfu, do ks. Neuburskiej; potem wyruszył do Paryża na dwór Ludwika XIV.
W czasie tej podróży, w maju 1714, odkryto spisek mający na celu porwanie księcia, zdaje się w interesie protestantyzmu. Spisek był uknuty przez matkę. Zapobieżono temu. Próbowała matka potajemną z synem zawiązać korrespondencyę, ale nadaremnie: Kos był czujnym.
Ludwik XV przyjął księcia w Paryżu bardzo uprzejmie, choć nawrócenie było jeszcze tajemnicą. Księżna Orleańska tak o nim pisała w r. 1714:
„Po godzinie dziewiątej przybył elektor saski, którego ja u wieczerzy prezentowałam królowi. Powiedział jego królewskiej mości piękny komplement, nie bardzo się zmieszawszy, z dobrą manierą, przyzwoicie. Jest to piękny mężczyzna, słuszny nad swój wiek. Zdaje się być o pół głowy od ojca wyższym; mina dobra, wszystkim się tu podoba. Nie jest wymuszonym; wczoraj z taką ochotą ganiał za jeleniem, że aż miło było patrzeć.
„Między nami mówiąc, nie wierzę ja, żeby miał zostać katolikiem, bo na cóżby to ukrywać tu miano, jeśliby tak było w istocie? Gdy się dworu jego o to wypytywano, odpowiadano, że o niczem nie wiedzą. Poseł P. Suhm śmieszniej się jeszcze wyraził przede mną:
— „Książę dobrze robi, że się z niczem nie oświadcza, dopóki ojciec żyje; bo jeśli zechce być królem polskim, musi być katolikiem, a jeśliby miał zostać elektorem saskim, poddaniby go lutrem mieć woleli, — zatem dobrze, iż się nie ogłasza.“
Później dodaje księżna: „Powodzi mu się tutaj, ale mnie unika; może mu się moja stara twarz nie podoba — na to poradzić trudno. Mówi bardzo mało, słowo trzeba z niego dobywać. Twarz przystojna. To, co po trosze przebąkiwa, nie jest niedorzecznem. Widać, że ma rozsądek i umie się podobać. Pilnują go, iżby ani z mężczyznami, ani z kobietami na osobności nie rozmawiał; ale jeżeli idzie o niewinność jego, nie wiem, czy go ustrzedz potrafią... Niepodobna być grzeczniejszym nad wojewodę Kosa...“
Księżna, którą co do religii starano się utrzymać w błędzie, dopisuje później: „Wszystko, co ci pp. ochmistrze elektora poczynali, było udaniem i kłamstwem; bo gdy na mnie niby to nastawali, abym z nim o religii rozmawiała, — królowi się zwierzyli, że elektor już jest katolikiem, codzień mszy słucha, ale potajemnie w swoim pokoju.“
Zapewne, z rozkazu ojca nawrócony, nawet przed matką jeszcze się nie przyznawał. W r. 1715, młody książę, zamiast do Anglii, wyjechał z Francyi do Włoch z powrotem; na wiosnę 1716 roku był w Wenecyi, gdzie signoria i możni wspaniale go przyjmowali.
Dla zabezpieczenia się, iż książę wiary nie odstąpi, starano się ożenić go z gorliwą katoliczką. Naturalnie oczy się zwróciły na Wiedeń, a gdyby się tam nie powiodło, miano na widoku księżniczkę neuburską. Salerno wszakże tak szczęśliwie negocyował, że małżeństwo z arcyksiężniczką zapewniono. Nawrócenie musiano uczynić jawnem. Nastąpiło to dnia 11-go października 1717 roku. Saksonii jednak zapewniono na nowo zachowanie nienaruszone protestantyzmu przy prawach jego.
W sierpniu 1719 r. odbyło się uroczyste wesele z arcyksiężniczką Maryą Józefą. Młody elektor przez to ożenienie wchodził w ścisły związek z Austryą, zyskiwał nadzieję korony polskiej, ale tracił spadek duński. We wrześniu tegoż roku, po siedmioletniej niebytności, powrócił z żoną do Drezna.
Arcyksiężniczka z powierzchowności bardzo niepiękna, ale niepospolicie udarowana, z charakterem energicznym, gorliwa katoliczka, potrosze artystka, od razu nad młodym, nieśmiałym małżonkiem objęła władzę, którą zatrzymała na długo.
Po śmierci Augusta II, wybór syna jego nie był tak łatwy, jak sobie może wyobrażane i obiecywano.
Stanisław Leszczyński, doznawszy wielu przeciwności losu — o których mówiliśmy — dziwnem szczęściem w r. 1725 stał się teściem króla Francyi. Miał więc zapewnione poparcie Ludwika XV, a i sam też zyskiwał teraz więcej przyjaciół i zwolenników niż niegdyś. Poznano w nim lepiej znakomite przymioty, piękną duszę, charakter szlachetny, który mu serca zjednywał. Za Augustem była Austrya i Rossya; za Leszczyńskim oddalona, ale potężna Francya, mniej pochopna do popierania sprawy, z której bezpośrednich korzyści spodziewać się nie mogła. Ze strony elektora zapewnienie sobie elekcyi wymagało ofiar wielkich.
Obwołano królem Leszczyńskiego dnia 12-go września 1733 r., ale zarazem wkraczały wojska rossyjskie, i Leszczyński musiał uchodzić do Gdańska. Dnia 5-go października 1733 r. wybrano Augusta III, a dnia 17-go stycznia roku następnego wierny Sasom biskup Lipski oboje królestwo ukoronował.
Na samym wstępie zdumiał wszystkich August III dziwną obojętnością, z jaką, zamiast walczyć o swe prawa, zdał wojnę na Rossyan, a sam powrócił do Drezna, i jakby naśladując ojca, zabawiał się w Lipsku ochoczo, gdy tymczasem Rossyanie Gdańsk bombardowali. Takie postępowanie króla mogło od razu dać miarę, czem całe panowanie jego być miało.
Przy zawarciu pokoju w Wiedniu 1735 r., król Stanisław nie był w układach zapomniany. Wszyscy atoli uznali królem Augusta III.
Panowanie jego w Saksonii i w Polsce nazwaćby się raczej powinno rządami ministra Brühl’a, który pozbywszy się współzawodnika Sułkowskiego, opanował stanowisko, a zawładnąwszy Augustem, robił z nim i z Saksonią co sam chciał. Król był ślepym i głuchym.
Tak mu było dobrze pod tą opieką Brühl’a, w tej ciszy, z polowaniem, operą, obrazami, fajką, błaznami, którzy go rozrywali, że nawet siedmioletnia wojna z tego błogiego uśpienia rozbudzić go nie potrafiła.
Brühl, dziecię niezbyt zamożnej rodziny z Turyngii, rozpoczął swą dworską służbę od pazia na dworze w Weissenfelsie. Ztamtąd dostał się na dwór drezdeński, gdzie zręczne zredagowanie pilnej depeszy zaleciło go Augustowi II. W r. 1727 szambelan, 1731 ochmistrz dworu królewskiego, w roku zgonu Augusta II był już dyrektorem departamentu spraw zagranicznych. On to po śmierci tego króla klejnoty jego odwiózł z Warszawy do Drezna, a wkrótce potem, pozbywszy się Sułkowskiego, z pomocą królowej i O. Guarini’ego, tak zawładnął Augustem III, że później sama królowa do niego przystępu nie miała. Wszelkiego rodzaju posługi zapewniały mu tę łaskę nieograniczoną. Napróżno go strącić usiłowano: król już bez niego obejść się nie mógł.
Brühl korzystał z tej ociężałości i lenistwa Augusta III; otoczył go służbą ze swej ręki tak, że nikt do niego nie mógł przystąpić. Rządził samowolnie i ogromne bogactwa zebrał w czasie długiego panowania. Część ich stracił w siedmioletniej wojnie, po zajęciu Drezna, gdyż Fryderyk mścił się na nim głównie za wszystkich. Ale Polska wynagrodziła Brühl’owi te straty.
W r. 1747 sławny Williams tak malował ówczesne stosunki dworu saskiego:
„Krótki czas pobytu mego za granicą, na każdym innym dworze nie starczyłby, aby sąd o nim wyrobić i módz go opisywać; lecz dwór, przy którym się obecnie znajduję, tak jest łatwy do poznania, że nawet mała zdolność moja dozwala mi w miesiąc sądzić, jakbym tu mieszkał od lat dziesięciu.
„Król tak bezwarunkowo i jawnie wstręt ma do wszelkich spraw i zajęcia, a taką skłonność do próżniactwa, rozrywek najpospolitszych, oper, komedyj, maskarad, igrzysk i turniejów, balów, polowań, strzelania, że mu to nigdy nie da odegrać takiej roli w świecie, do jakiejby piękny kraj jego dawał mu prawo.
„Bardzo często, daleko częściej niż inni posłowie, miewam honor rozmawiać z królem, i muszę przyznać, że jest to człowiek bardzo grzeczny i dobrze wychowany. Natura go wcale nie skąpo wyposażyła. Nikogo na dworze nie znam, ktoby lepiej od niego mówił i trafniej sądził o sprawach bieżących; ale polityką się zabawiać nie lubi. Widać, że go to męczy. Naówczas trzeba rozmowę skierować na ostatniego jelenia, którego upolował, na ostatnią operę, którą wystawiono, lub najnowszy obraz nabyty. Natychmiast lice mu się rozjaśnia, i rozmawia z przyjemnością. Od tego przedmiotu łatwo go na inny zwrócić, tylko trzeba mu w twarz patrzeć, której wyraz jest bardzo dobitny.
„Kiedy król bawi w Dreznie, rzadko go widzieć można inaczej niż u stołu. Jada zawsze w towarzystwie, a jego błaznowie wrzawę wyprawiają i mocują się z sobą przez ciąg całego obiadu, który się kończy o drugiej. Król potem odchodzi do swych pokojów, rozbiera się całkiem, kładzie szlafrok i do końca dnia go nie zrzuca. O tym czasie nikt już do niego przystępu nie ma, oprócz Brühl’a, O. Guarini’ego i nadwornego błazna.“
Opuszczamy zbyt drastyczne plotki.
„Królowa jejmość — pisze dalej Williams — jest bardzo pobożna, ale nabożeństwo lepszą jej nie czyni. Nic zresztą nie robi, tylko popełnia grzechy powszednie i stara się o ich rozgrzeszenie. Nad wszelki wyraz jest brzydka, a nad wszelkie pojęcie złośliwa. Nie cierpi hr. Brühl’a, który jej to sowicie odpłaca, dając czuć potęgę swoją. Najdrobniejszemi szczegółami się zajmuje — naprzykład: który z błaznów popadł w niełaskę lub otrzymał przebaczenie, komu się w operze jaka rola dostała i t. p.
„Nie idzie jej o nic więcej, tylko kto gorliwiej na msze uczęszcza, gdyż ten u niej stoi w pierwszym rzędzie. Teatr dzieli się na dwa obozy: na czele jednego stoi O. Guarini (spowiednik króla), który tu włoską kolonię sprowadził; — na czele drugiej, silniejszej, Faustyna (śpiewaczka). Obie partye zwierzają mi się ze swemi skargami i użaleniami, tak, że trudno mi się ze śmiechu utrzymać. Królowa nie jest lubianą i nie zasługuje też na to, gdyż nikomu nic dobrego nie czyni, chyba tylko nawróconym, a i tym niewiele.“
Sąd Williams’a o królowej jest za surowy i niesprawiedliwy; zresztą cała charakterystyka wielce dobitna.
Nastąpiła wojna siedmioletnia, którą August zniósł z obojętnością stoicką, któraby zasługiwała na podziwienie, gdyby nie wypływała z samolubstwa.
W roku 1756, zagrożony już wygnaniem, August III, idąc za przykładem ojca, który w czasie pobytu Karola XII w Lipsku obchodził tam karnawał — zabawiał się do ostatniej chwili, dopóki go ztamtąd nie wypędzono. W lipcu było wielkie strzelanie orderowe; w sierpniu przepysznie obchodzono imieniny. Strzelano do nocy gęsi, małpy; zające poprzebierane były za Angeliny, Arlekinów, Crispinów i Scaramuzzów. W niespełna miesiąc potem Augusta już w Dreźnie nie było, a powrócił tam dopiero aż w roku 1763.
W Polsce tak samo starano się o rozrywki dla króla, choć teatr był skromniejszy. Za to polowania sprawiano przepyszne, a Radziwiłł przywoził mu pod Warszawę łosie, dziki, niedźwiedzie z puszcz litewskich. Gdy zwierza brakło, rzucano zdechlinę pod pałacem, do której się psy z miasta zbiegały, a król do nich strzelał.
Tymczasem Brühl walczył z Czartoryskimi, syna swojego robił szlachcicem polskim i w Polsce urząd mu dawał; zgarniał pieniądze i czuwał nad panem, aby nic do niego nie doszło. Polska w ręku jego czuła się tak upokorzoną, tak nizko upadłą, że się w niej obudziło poczucie potrzeby reform, podźwignięcia się z tego kału. Konarski i Czartoryski pierwsi podnieśli głosy, odzywając się do sumienia ogółu. Z Lunevillu wtórował im „głosem wolnym“ Stanisław Leszczyński.
Wojna siedmioletnia kosztowała Saksonię trzysta milionów talarów i siedmdziesiąt tysięcy ludzi. Kraj był nielitościwie zniszczony; Fryderyk przeszedł Karola XII.
We dwa miesiące po zawarciu pokoju, dnia 30-go kwietnia 1763, powrócił August III z nieodstępnym Brühl’em do Drezna. Dnia 1-go maja śpiewano Te Deum, i natychmiast potem posłano po obrazy złożone w Königsteinie — bo król był spragniony je oglądać. W sierpniu, na imieniny królewskie, w teatrze naprędce urządzonym, grano operę „Siroë,“ potem parę innych. Gotowano się na urodziny pięćdziesiąt-letniego króla grać „Leucippa,“ gdy nagle dnia 5-go października 1763 r. u stołu paraliżem tknięty, August III życia dokonał.
Dla Polski zgubne to było panowanie, szkodliwsze może niż wojny i niepokoje, które kraj za Augusta II niszczyły. Walki owe przynajmniej utrzymywały choć pozór jakiś rycerskiego ducha — poruszały ludzi, budziły umysły, — gdy za Augusta III powolna zgnilizna jadła i nurtowała społeczeństwo. Przekupstwo wszędzie stało się cynicznie jawnem, zawładło trybunałami, zalało sądy; prywata, nawet pozorem dobra publicznego się nieosłaniająca, jak pleśń ohydna okrywała wszystko. Dość czytać pamiętniki Matuszewicza, aby się o tym chorobliwym stanie kraju przekonać. Bezbożne było to zepsucie, zwłaszcza w sferach, które dworu, trybunałów i frymarków o urzędy dotykały.
W charakterze osobistym Augusta III psycholog ma zaprawdę ciekawe zagadnienie — odszukania co ze krwi i ducha ojca przeszło w syna? Jakkolwiek na pozór dwie te postacie nie zdają się być podobnemi do siebie — taż sama to natura, zmodyfikowana tylko zewnętrznemi okolicznościami. Taż sama w Auguście III-cim co i w II-im obojętność na wszystko co się jego osoby nie tycze; ten sam egoizm w obu, choć wyrażający się inaczej; taż sama zmysłowość, starannie ukrywana — bo Williams prawi o potwornych rzeczach.
Nauczony przykładem ojca, August III zamyka się w ciaśniejszych szrankach, ale ma też same zachcianki, a nadewszystko dogadza sobie, chociażby reszta świata runąć miała. O niczem słyszeć nie chce, byle miał operę, strzelanie, obrazy i fajkę po obiedzie.
Smutne to nad wyraz czasy.
Z licznego potomstwa króla, nie wszystkie dzieci nas obchodzą.
Trzeci z kolei syn Augusta, Karol, którego w dosyć jasnych barwach maluje Williams, ulubieniec ojca, jak Ksawery był faworytem matki, przybył z Augustem III do Warszawy, po wybuchu siedmioletniej wojny. Jeździł ztąd do Petersburga dla pozyskania zezwolenia cesarzowej Elżbiety na objęcie Księztwa Kurlandzkiego, i otrzymał je w r. 1758. Ale po śmierci cesarzowej, oddano księztwo Bironowi. Ożeniony potajemnie z Polką, Franciszką Krasińską, miał z niej w r. 1779 córkę, wydaną później za księcia sabaudzko-karyniańskiego.
Książę Karol był bardzo żywym, gorącego, niestałego charakteru człowiekiem, a żona niebardzo z nim szczęśliwa. Zapalony myśliwiec, dorównywał w tem ojcu; chorował tez na ówczesny spirytyzm, wierzył w takich jak St-Germain szalbierzy. Zmarł w Dreźnie 1796 r.
Jedna z córek Augusta III, Marya Józefa, wydana za delfina Francyi, w ten sposób stała się powinowatą z Leszczyńskimi. Dziwne losy!
Marya Krystyna, czwarta z rzędu, została przeoryszą w Remiremoncie w Lotaryngii, przeniosłszy się tam za czasów Leszczyńskiego.
Posąg Augusta III, wykonany przez T. H. Meissnera znajduje się w Gdańsku. Malowali go i sztychowali: R. Mengs, Rotari, J. J. Balechow, Decker, G. Held, M. Deisch, Eggelhoff, Pusch, Wortmann, C. A., Zucchi, Rugendas, Verkolie.
Portret w polskim stroju koronacyjnym był w trybunale piotrkowskim, w Willanowie i w zakładzie Ossolińskich.
Józefina królowa malowała sama, i są sztychy z jej robot. Sztychowali jej portrety: Sysang, J. Canale, L. Zucchi, Ludw. Sylvestre (malow.), Berningeroth, J. Daulé, J. A. Zimmer.
Katafalk 17-go listopada 1737, L. Zucchi, W. Grüne Gewölbe medalion bronzowy, au repoussé przez Dammana.
Marie Josephe dauphine de France p. Van Loo, sztychował: l’Armessin. Inne: Sysang, M. Aubert, J. G. Wolfgang, Killian.