Wojna i pokój (Lieberman, 1924)/7
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Wojna i pokój |
Wydawca | Spółdzielnia Wydawniczo-Księgarska „Nowe Życie“ |
Data wyd. | 1924 |
Druk | Drukarnia „Robotnika” |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Ideałem, do którego dążymy, jest zniesienie wojsk stałych. Nie jesteśmy na tyle marzycielami, byśmy się nie liczyli z twardą rzeczywistością, która w dzisiejszych warunkach międzynarodowych nakazuje bezwzględnie utrzymywanie dostatecznego pogotowia zbrojnego na wypadek wojny. Nie tracimy jednak z oka celu, do którego dążymy, poprzez wszystkie przeszkody i zawikłania, któremi najeżoną jest droga rozwojowa demokracji. Zwycięstwo socjalizmu dokonać się może wyłącznie i jedynie w atmosferze demokracji, to jest władztwa ludu, zupełnego uszanowania jego uczuć, dążeń i gospodarczych interesów.
Dotyczy to również form organizacji wojskowej, które przetworzyć musimy w duchu demokratycznym. Duchowi demokratycznego państwa zaś najbardziej odpowiada taka forma organizacji i służby wojskowej, jaka oddawna wprowadzona została w Szwajcarji. Forma ta znana jest pod nazwą milicji. Republika szwajcarska nie zna ani wojska stałego, ani żołnierzy koszarowych. Każdy obywatel musi przejść szkołę rekruta, która trwa 65 dni dla piechoty, wojsk saperskich i pieszej artylerji, 75 dni dla artylerji konnej, a 90 dla konnicy, poczem rekrut wraca do domu, zabierając ze sobą broń, rekruci zaś z kawalerji zabierają do domu konia, za którego państwu płacą połowę wartości, zobowiązując się równocześnie, w razie potrzeby, dostarczyć go do koszar lub na plac boju. Co roku następnie obywatel odbywa w ciągu 11 lat ćwiczenia trwające 11 dni.
Dodać należy, że przeprowadzono tamże doskonały system przysposobienia fizycznego młodzieży, rozpoczynający się od 10-go roku życia. Armja szwajcarska nie zna podziału na wojsko stałe, rezerwy i pospolite ruszenie. Wszystkie pułki, baterje, szwadrony składają się wyłącznie z żołnierzy obywateli. Ani jeden z dowódców większych czy też mniejszych formacji lub jednostek bojowych, nie jest zawodowym oficerem. Dowódcami są inżynierzy, adwokaci, kupcy, przemysłowcy i t. p. Zawodowymi oficerami są jedynie instruktorzy — nauczyciele, którzy kierują ćwiczeniem rekrutów, podoficerów i oficerów. Ta okoliczność bynajmniej nie uszczupla wartości bojowej armji szwajcarskiej, która zarówno przed wojną światową, jak i obecnie zaliczaną jest do najlepszych w Europie. Dowody tej swojej niepospolitej bitności wojskowej Szwajcarzy składają na swoich manewrach, odbywających się co roku w oczach przedstawicieli wojskowych wszystkich mocarstw. Już po wojnie, jeden z generałów francuskich, Percin, napisał o szwajcarskich manewrach następujące słowa: „Przypatrywałem się jesiennym manewrom, kierowanym przez pewnego inżyniera, z którym żyłem jakiś czas. Otóż stwierdzam, że ten inżynier znał strategję i taktykę wojskową oraz teorję i literaturę sztuki wojennej znacznie lepiej, aniżeli większość generałów francuskich...“.
Szwajcarja jest małem państwem, więc zwolennicy militaryzmu mogliby twierdzić, że system dopiero co opisany nie nadawałby się dla większego państwa. Jak nikłym jednak okaże się ten argument, jeśli się zważy, że tak wielkie i potężne mocarstwo, jakiem są Stany Zjednoczone Ameryki Północnej, również wprowadziło u siebie od początku swojego istnienia system milicyjny. Wojskowa siła zbrojna opiera się tam nie na ustawowym obowiązku służby wojskowej, lecz wyłącznie na ochotnikach. W Ameryce północnej służy w wojsku ten, kto chce: przymusu niema.
Wprawdzie część siły zbrojnej należy uważać za wojsko stałe: Ameryka północna posiada bowiem 144.000 ludzi (razem z oficerami), stale służących w wojsku; są to jednak ochotnicy, którzy się zaciągnęli na trzy lata przy zapewnieniu im bardzo korzystnych warunków materjalnych. Główną zaś podstawę armji stanowi Gwardja Narodowa (milicja), do której każdy fizycznie nadający się obywatel ma prawo się wpisać na 3 lata. Służba w niej polega na 48 ćwiczeniach w roku, każde po 1 — 1½ godziny; nadto 15 pełnych dni na manewrach. Do Gwardji Narodowej wpisano 420.000 obywateli — oczywiście na ich żądanie, gdyż służba jest dobrowolną. Prócz tego czynne są w letnich miesiącach obozy ćwiczebne, w których tysiące młodych ludzi kształci się bezpłatnie w sztuce wojennej. Po ukończeniu 3 kursów w takim obozie można uzyskać kwalifikację na oficera. Kursy te mają także za zadanie wykształcenie w specjalnej broni jak np. w lotnictwie, gazownictwie i t p.
Jak więc widzimy, Północna Ameryka zajmuje pod względem organizacji siły zbrojnej zupełnie wyjątkowe stanowisko. Służba wojskowa zależy tam od dobrej woli obywateli. Czy osłabiło to w czemkolwiek powagę nazewnątrz i siłę obronną tego niezaprzeczenie najbogatszego i gospodarczo najpotężniejszego państwa? I czy wydarzył się kiedykolwiek wypadek w jego historji, by na zawołanie rządu nie stawili się pod gwiaździstymi sztandarami żołnierze dobrze uzbrojeni w dostatecznej liczbie? Bynajmniej! W dniu wypowiedzenia wojny Niemcom Stany Zjednoczone nie znały wcale przymusowej służby wojskowej, tylko werbunkiem rozpoczęto organizację siły zbrojnej, a dopiero później wyprowadzono przymusową mobilizację młodych roczników. W wojnie światowej wzięła wszakże udział po stronie Francji i Anglji olbrzymia armja amerykańska, obejmując 3.665.000 ludzi, z tej liczby około dwa miljony dwieście pięćdziesiąt tysięcy ludzi walczyło na froncie! Pamiętać zaś należy, że amerykańscy żołnierze walczyli nie w obronie swojej ziemi i swojej niepodległości zagrożonej, lecz poruszeni tragicznym losem Francji i Belgji, jęczącej pod najazdem wojsk niemieckich, przeprawili się przez ocean i przybili do lądu europejskiego. Cokolwiek by się dało powiedzieć o ustroju społecznym Stanów Zjednoczonych Ameryki Półn., to jedno jest pewną rzeczą, że są one republiką demokratyczną, w której wolność i równość obywateli, te najwznioślejsze hasła Wielkiej Rewolucji Francuskiej, najwyższego doznają poszanowania. W tej atmosferze Amerykanin wyrasta od dziecka, a czcząc wolność i równość, czci i kocha zarazem swoją ojczyznę, która bynajmniej nie potrzebuje stosować przymusu, ilekroć ona do walki się zrywa.
Nie dziw więc, że mając przed sobą tak żywo i tak silnie do rozumu przemawiające przykłady, socjaliści całego świata dążą do zniesienia wojsk stałych i oparcia siły zbrojnej każdego narodu na demokratycznej, milicyjnej organizacji.
Kiedy u schyłku osiemnastego stulecia sejm czteroletni podjął pracę nad odrodzeniem Polski, wciągając w zakres swoich zamierzeń również konieczność stworzenia nowoczesnych form dla organizacji wojskowej, Tadeusz Kościuszko przedłożył sejmowi memorjał, w którym żądał wprowadzenia milicji, a ostrzegał przed stworzeniem wojska stałego, bo — jak się wyraził — „to kładłoby kajdany na obywateli“.
Dzień dzisiejszy, pełen zadrażnień i niepokoju w dziedzinie stosunków międzynarodowych, nie sprzyja jeszcze przekształceniu siły zbrojnej naszego państwa w demokratyczną milicję. Reformę taką, wymagającą czasu, przeprowadzić można tylko wówczas, gdy bezpieczeństwo wewnętrzne jest ugruntowane, i gdy zachodzi pewność, że praca przebudowy armji nie zostanie zakłócona i wyzyskana przez żadnego z sąsiadów, celem uderzenia na nasze granice. Niemniej jednak już teraz czuwać musimy nad tem nieustannie, by Polska armja nawskroś przeniknięta była duchem republikańskim, by się uważała za narzędzie nie jednostek, klas lub stronnictw politycznych, lecz by się uważała za własność państwa i całej ludności. Pilnie baczyć musimy, by do umysłów żołnierzy i oficerów nie przenikały legendy i wyobrażenia o „wrogu wewnętrznym“, znane nam aż nazbyt dobrze z armji państw zaborczych.
Żołnierz ma jedno jedyne przeznaczenie: walkę z wrogiem zewnętrznym, z nieprzyjacielem, który atakuje nasze granice i przeciw któremu bronić musimy naszego bytu i niepodległości. Od wszelkich walk wewnętrznych, jakiejkolwiekby one były natury, politycznej czy gospodarczej, armja nasza powinna stać zdala. Leży to w interesie państwa i ugruntowanie naszej przyszłości tego wymaga, by do żołnierza każdy obywatel miał równe zaufanie. Dla opanowania walk politycznych, dla uśmierzenia strajków i uporania się z walkami klasy robotniczej o lepszy byt nigdy i nikomu nie wolno posługiwać się wojskiem, gdyż to obniża jego powagę, jego znaczenie i tę miłość i zaufanie, któremi ludność w każdem państwie, chcącem żyć w pokoju, armję darzyć powinna.
Żołnierz polski w szczególności pamiętać o tem powinien, że kolebką nowoczesnej polskiej siły zbrojnej, jest Wielka Rewolucja francuska. W kurzu bitew, stoczonych w dolinach Lombardji przez rewolucyjną armję Francji, zrodziły się pierwsze polskie Legjony Henryka Dąbrowskiego. Żołnierze jego mieli na naramiennikach napis: „wolni ludzie są braćmi“. Hasło to zabrzmiało powtórnie przeszło pięćdziesiąt lat później, gdy wieszcz narodu, Adam Mickiewicz, w roku 1848 podczas „Wiosny Ludów“, legjony znów do życia powołać zamierzał.
A i w Legjonach Piłsudskiego, które dały początek dzisiejszej armji polskiej, wielkie, szlachetne i nieśmiertelne ideały demokracji były nie mniej gorąco umiłowane i pielęgnowane.