Wspomnienia z wygnania 1865-1874/XXV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Wspomnienia z wygnania 1865-1874 |
Wydawca | Zygmunt Wielhorski |
Data wyd. | 1875 |
Druk | Ludwik Morzbach |
Miejsce wyd. | Poznań |
Źródło | Skany na commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Mieliśmy wyjechać dnia 4 rano, ale nie mogliśmy się zebrać, więc dopiero dobrze po południu wyruszyliśmy w drogę. Kilku, udając chorych, pozostało za nami, wyjechało nas tylko óśmiu. Nieszlachcic lub pozbawionym praw szlacheckich furmanek nie dawano, ale isprawnik tak zarządził, że mieliśmy cztery dobre podwody, więc było po dwóch na każdą.
Rozkazano nas prowadzić etapem, nie jako aresztantów, t. j. że choć byliśmy prowadzeni przez żołnierzy, lecz ci żołnierze nie mieli karabinów, nie okuto nas i na noc nie zamykano w etapnych więzieniach; wyznaczano nam kwatery u chłopów.
Uśtjug leży w kierunku południowym od Solwyczegodska i jest od niego odległym o 96 wiorst. Etapnym porządkiem przebywa się zwykle tę drogę w pięć dni, bo są cztery stacye, do tego dodaje się dzień jeden na dniówkę, ale zwykle więźniowie idą piechotą, my zaś mieliśmy dobre furmanki, przytém tylko czterech żołnierzy, każdy z nich wsiadł na kozioł i zachęcał jemszczyka do prędkiéj jazdy.
Pierwszego dnia ujechaliśmy tylko jednę stacyą, około dwudziestu kilku wiorst, i przebyliśmy Dźwinę północną, która w tém miejscu ma ośm wiorst szerokości. O nocleg w Rosyi nie trudno, a że to było lato, więc jeszcze snadniéj noclegi się układały; rozłożyliśmy się wszyscy na strychu u jednego z gospodarzy, gdzie zwykle składają siano, — miejsce takie nazywają zwykle „powicie.“ Siana było sporo, więc i posłanie mieliśmy gotowe; każdy wziął był z sobą jakieś zapasy, rozłożono wszystko razem i raczono się wzajemnie; światła nie potrzebowaliśmy, bo dzień był jeszcze prawie nieustający. Że wszyscy byli w jak najlepszém usposobieniu, czas więc szybko leciał, tak, żeśmy się ani nie obejrzeli, jak ranne słońce zeszło. Chłopi bardzo rychło wstali, żołnierze nasi poszli po podwody, które niebawem zajechały, tak że jeszcze przed czwartą rano ruszyliśmy w dalszą drogę.
Zostawały nam do przebycia trzy stacye około 70 wiorst, a że konie dawano nam wszędzie dobre, więc téż tego samego dnia, t. j. nazajutrz po naszym wyjeździe z Solwyczegodska, około 8 wieczorem stanęliśmy w Uśtjugu.
Zawieziono nas prosto na policyą, papiery nasze odebrał od żołnierzy jakiś niższy urzędnik, a nas kazał zaprowadzić do policmajstra, któren zaraz na wstępie oświadczył nam:
— Jesteście panowie wolni, możecie iść gdzie wam się podoba.
Słyszeliśmy jeszcze w Solwyczegodsku o jednym Polaku mieszkającym w Uśtjugu, do niego my wszyscy udaliśmy się, prosząc o nocleg.
Przyjął nas bardzo gościnnie i obiecał na drugi dzień pomódz do znalezienia mieszkań.
Miasto Uśtjug leży nad dwoma rzekami: Jugiem, płynącym od południa, i Suchoną, płynącą od zachodu. Te dwie rzeki łącząc się z sobą, tworzą dopiero ogromną Dźwinę Północną, która się od Uśtjuga zaczyna. Mieszkańców liczy to miasto do 9 tysięcy, ale przestrzeń jego jest ogromną, nie przesadzę bynajmniéj gdy powiem, że jest dwa razy większe od Poznania. Uśtjug jest miastem wyłącznie handlowém i środkowym targiem wszystkich produktów północy. Z Archangielskiém łączy go Dźwina, po któréj latem chodzi pięć czy sześć statków parowych; z Wołogdą ma komunikacyą przez Suchonę a z południem przez Jug.
Cały zapas ryb przychodzi z Archangielska do Uśtjuga, a ztąd dopiéro na wszystkie strony bywa rozsyłany. Tu także koncentruje się handel lnem i szczeciną, który na ogromne rozmiary jest prowadzony. I tak, u jednego tylko kupca Gribanowa przez całą zimę zatrudnionych jest więcéj niż dwa tysiące robotników tylko nad sortowaniem szczeciny. Ten sam Gribanow ma koło Uśtjuga ogromną fabrykę płótna w Krasawinie i to płótno znane jest na całą Rosyą. Cztery tysiące robotników ciągle tam pracuje. Podczas mojéj bytności w Uśtjugu inny kupiec chciał tę fabrykę nabyć i dawał za nią pięć milionów rubli, ale właściciel żądał sześć milionów. Na jarmark mięsa, który się odbywa w wilią wilii Bożego Narodzenia, zwożą do Uśtjuga do pięćdziesięciu tysięcy wołów, już zarżniętych i oprawionych. Kupcy miejscowi je zakupują, część odsyłają do Petersburga, a resztę solą, kładą w beczki, i na wiosnę, gdy się żegluga otworzy, spławiają do Archangielska a ztamtąd dalej do Anglii. Uśtjug jest także głównym targiem na zwierzynę. Nie przesądzam wcale, ale podczas tego jarmarku przed Bożem Narodzeniem widziałem stósy jarząbków sięgające drugiego piętra, podstawa była długą na kilkadziesiąt kroków i odpowiednio szeroką, już nie wiem, ile tam set tysięcy par być musiało. Wszystkie te interesa, kupna, załatwiają się prawie jednego dnia, na drugi dzień, t. j. w wilią, już mało co na rynku widać, a wieczorem zupełnie pusto. Zwierzynę tę po większéj części zakupują kupcy przyjezdni z Moskwy lub z Petersburga, dokąd zaraz po świętach ją wyprawiają.
Jeżeli zimą zwożą takie masy mięsiwa różnego rodzaju, to za to latem można się przypatrzeć niezliczonéj liczbie beczek z rybami solonemi i ze śledziami. Moskale, którzy posty bardzo ściśle zachowują, a te, jak już wspomniałem, są bardzo liczne, pożywają dużo więcéj ryb, niżeli mięsa, przytém morze Białe i ocean Lodowaty dostarczają, znaczną, ich obfitość. Przez Uśtiug przechodzi rocznie przeszło milion pudów ryb solonych, t. j. około 40 milionów funtów (32 miliony funtów niemieckich), a jednak nie wystarcza to jeszcze; ceny z każdym rokiem się podnoszą. Wogóle Uśtiug przypomina z wielu względów miasto portowe, nawet nad rzeką, tam gdzie jest przystań, zalatuje nas ta sama woń smoły, dziegciu, ryb itp., jak w portach morskich. Uśtiug jest miastem wyłącznie handlowém i wszystko tam około handlu się obraca.