Wy gburzy, kelmrzy, ziemniänie

<<< Dane tekstu >>>
Autor anonimowy
Tytuł Wy gburzy, kelmrzy, ziemniänie
Pochodzenie O Mazurach, Pieśni gminne ludu mazurskiego w Prusach wschodnich
Redaktor Wojciech Kętrzyński
Wydawca Tygodnik Wielkopolski
Data wyd. 1872
Druk L. Merzbach
Miejsce wyd. Poznań
Źródło skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
54.

Wy gburzy, kelmrzy, ziemniänie,
Asekuranci, miescanie,
Lózne ludzie rozwazycie,
Gdy to piosnkie usłysycie.

Co to za lata nastały,
Narzeka młody i stary,
Jako to zyć na tym świecie,
Gdyz kazdego bieda gniecie.

Cośmy teraz docekali
Nase przodki niesłuchali,
Choć dość było kiedyś biedy;
Lec teraz niedamy rady.

Był cyns mały i klebańskie[1],
Napilim sie w imie pańskie;
Zaacilim wsystko ładnie,
Teraz na nas nic nie spadnie.

Mielim przedtém tabakowe,
Licono chłopy na głowę,
Cy kto palił cy kto snufał[2],
To kazdy zaacić musiał.

Były téz i solne księgi,
Było dość z niemi nitręgi,

Kto wtencas z solo handlował
Ten podatek wyrychtował[3].

A księgi były dla tego
Aby wiedzieli kazdego,
Wiele soli zbrukuje[4]
Cyli z Polski nicholuje[5].

Grancberejtrzy[6] przyjachali,
Ci polskiéj soli sukali,
Kiedy znalaaby fancik,
To sie juz poznacył gruncik.

W roku tysiąc osiemsetnym
I kilka lat jesce przedtym
Nie było tu w Prusiech nędzy,
Było chleba i pieniędzy.

Nie trzeba było skowycyć,
Byle gdzie dostał pozycyć,
I sami sie bytowali[7]
Za interes bardzo mały.

W roku tysiąc osiemset osmym
Urosła biada i z kosmem
W Prusiech bez Bonopartego
Carta krola francuskiego.


Ten w pruski ląd wmasierował,
Pieniędzami pobrakował,
Obdzierał ląd z brantsiosami[8]
A w ostatku brali sami.

Bojał sie pruskich zołnierzy,
Ale pruskie oficerzy
Na Jego wolo przystali,
Podkupkie od niego brali.

Był Manstein jenerał w Gdańsku
Ten tam cale zył po pańsku;
Codziennie dał execerować
Gewer aut! nie dał ładować.

W myśli swéj on téz uradził
Aby francuzów wprowadził,
Za srebro albo za złoto;
A z zołnierzy zrobił błoto.

Posłał on tedy kuryera,
Który te pisma otwiera,
Przecyta; znajdzie fałsywo,
By francuz przystupał zywo.

Odesłał ci je w prędkości
Do rąk króla jego mości,
By on o tém pewnie wiedział
A woli mu takij nie dał.


A król wiele nierozmyślał,
Kalkreutra z Królewca przysłał,
Jenerała juz starego,
Ten dotrzymał wojaka tego.

Jak on wjechał w pierwse posty[9]
Wołajo na niego: któz ty?
Dzieci, nic miejcie wy strachu,
Prowadźcie mie do hauptwachu[10]

Wysedł z hauptwachu kapitan,
Jego Mości ja sie pytam:
Co tu pan generał działa,
Mamy swego generała.

Prowadźcie mie juz do niego,
Feldmarszała tu wasego,
Będe u niego nocował;
A w ten cas sie Manstein schował.

Jedni mówio, ze sie ukrył,
Drudzy zaś, ze sie utopił —
A kozacy tamoj byli,
Do Syberyi go wzieli.

Przyrygował[11] w wielki cwartek
Francuz do Gdańsku: to nie zartek,
I on tam z wielko śmiałościo
Chciał go dostać ze swo złościo.


Przez cały dzien sturmowali,
Po buksach[12] mocno dostali,
Tak zretorowali w góry
Niedostawsy swojéj woli.

Seść niedziel bitwa ta trwała,
Az ziemecka święta drżała,
Trwała az do zielonych świątek,
Uspokoiła sie w piątek.

A sławna wysła armija
Do Królewca, tam do króla;
Przed królem masierowała,
Az krolowa zaakała.

Teraz Francuz objął Prusy
A myślał stupać do Rusi;
Lec Francuzi z ciepłéj strony
Pomarzli tam jako wrony.

Moskiewskie dwa generale
Te Francuzów zbili wcale;
Głód i mróz téz na nich wparły,
Aze ich wcale pozarły.

Sedl do Rusi on honornie,
Ale nazad sedl spokojnie.
Nie pytał sie mleka, maa,
Bo go w Moskwie trwoga zaa.


Francuscy chleb miałki, rzanny
W Prusiech po ziemi miotali,
Ale go w Moskwie łaknęli,
Bo Boga tem rozgniewali.

A teraz u nas po wojnie
Zyjemy bardzo spokojnie,
Lec nimas chleba, pieniędzy
Ale biada chrości wsędy.

A zkądze ta biada leci?
Znajo już to małe dzieci;
Nie z zydów ani z poganów,
Lec ztąd, ze za wiele panów.

Jeden justycamtman[13] bywał,
Simelfenig sie nazywał,
Ten sam sądził trzy powiaty
A nie było tyle płaty.

Teraz jest ich na justycy[14]
Sam ich satan nie policy,
Wachmistrze i pisarzyki
Sprawiajo przez nas buksiki.

Gdy przyjdzies na sąd do Ełku
Na grądzik do tego dworka
Za mostek na on ostrowek,
Pytajo sie cys parobek?


Spojrzo tam na cie wsyscy wskoś
Pytajo sie, masli trzos?
A kiedy mas jaki sacunek
Będzies miał pewny frasunek.

Przylgno do ciebie jak smoła,
Przedas na nich konia, wola,
Oddas im, zostanies cysty,
Mówio: nie gotowe listy.

Przyjdź az za tydzień na, wtorek
A przynieś nam drugi worek,
Pieniędzy drugo połowe,
Przedaj choć ostatnio krowe.

A gdy przychodzi juz ten cas,
Innego wachmistrza juz mas;
Ten pewnie niezfolguje,
Do ostatka cie spantuje[15].

O mój najmilsy sąsiedzie,
Coz ja już teraz poredze?
Mam cyns jesce niepłacony,
Bije w głowe jako w zwony[16]

A tak sobie doredzajo
A w tył sie nie oglądajo
Sérce swe wznoso ku niebu,
Od landrata jado we dwu.


A jak ku wsi przyjezdzajo,
Tam sie oba namawiajo:
Bracie, tyś tu jesce niebył,
Okaz sie tylko surowym.

Do mnie będo pięknie gadać,
Ja na ciebie będę składać:
Nie moge dla tego pana
Skucya[17] musi być dana.

Dobry dzień wam, panie wójcie
Cechy ślijcie a nie stójcie.
„Patrzze ono do ulicy,
Jado we dwu od justycy.

Ty tam nie patrzaj do kata,
Pilniejse my od landrata:
Za cyns nie mozem folgować
Pójdźmyz zaraz opisować.“

Nie bądź waść taki surowy,
Jako pan landszeb borowy,
Pierwsy raz jescie w naséj wsi,
Musi waść bydź troche lepsy.

Mein Schulz, geschwind auf Tisch Butter
A dla konia dobry futter.
Mamy listy drukowane
Od komory nam wydane.


Pytam teraz cyście wsyscy
Tu za cechem do nas przyśli?
Wójt ci mówi: wsyscy będo,
Po pieniądze grędo.

Komora nam tu wydała
Po trojaku od talara;
Z osobna po pólzłotego
Zaaćcie nam milowego.

A gdzieśmy ich wcźmiera, panie,
Juz sie i dawać niestanie,
Spojrzeli na gospodarzy,
Co to tam za świniarz gwarzy!

Kieby owies siał i kosił,
Młócił i do wójta nosił,
Pieniądze rosły jak syski
Toby na landszepy wysły.

Pojde ja po wsi ceni prędzéj
Znajde ja odzienia wsędy
A to bez zadnego zartu
Znajde ja i stukie partu[18].

A wójt na to odpowiedział:
Kieby waść to o tém wiedział,
Co w naséj wsi za lichota
Nie miesał by waść juz błota.


Alboć waś to tutaj pierwsy?
W tamten tydzień byli insi,
Chodzili, opisowali
Ubogi lud obdzierali.

Teraz wachmistrze, Landszepy,
Jado, ido jako ślepi,
Co dzień po exekucyi,
Juz sie cale rozpuścili.

Cy to zima, cy to lato
Majo nie za to, to za to,
Sami sobie przycyniajo,
Ubogi lud obdzierajo.

Dobre byli gospodarze,
We wsiach nietylko frejarze,
Kelmrzy, gburzy sie trzymali,
Pany z gburym rozmawiali.

Kiedy wigc na targ przyjachał,
Przedał zboze a nie cekał,
Teraz zgoła trzeba prosić
I z domu do domu nosić.

Wsystko to jest kara boza:
Za pół ceny ido zboza;
Handlu niemas a miescanie
Majo swoje utrapienie.

Wydatków im przywłascajo
Jak tym, co swe mynce majo,

I na to nie pamiętajo,
Ze wnet co dzień nie składajo.

Oto nawet i te klasy,
Co nieznali przodki nasy,
Bierze, przedajo zywine
A lud ceka, cy nie zginie.

Moi mili gospodarze
I to wam rozwazyć każe.
Skucyników trzydzieści dwa
Ogolo nas i bez mydła.

Landszepów jest cterynaścio,
Tylko wy teraz rozwazcie,
Cterynaście i blacharzów
Jak wilków na gospodarzów.
 
Majo tez i ludzie leźni
Odpłatki, wydaty różne,
Najmy, klebańskie i klasy,
Jędzo wiele bez okrasy.
 
Rzemieślnicy nieboracy
Majo dość daremnéj pracy,
Choć co zrobi, niedostanie,
Proso go o pocekanie.

Oj biada nam, gospodarze
Ach Bóg ci nas twardo karze!
Boże, ulzyj nam ciężarów
A pobierz nam tych panów.


Albo nas pobierz do siebie,
Byśmy z Tobo byli w niebie,
Ale panom odmierz piekło,
Niech im będzie zawse ciepło.

Niech wypieko sobie boki
Za ich bale i wyskoki;
Za ubogich łez przelanie
Odpłać im wsechmocny Panie!





  1. Plebańskie.
  2. Zażywał tabaki.
  3. Zapłacił.
  4. Potrzebuje.
  5. Niesprowadza.
  6. Strażnicy.
  7. Ofiarowali się.
  8. Kontrybucjami.
  9. Warty.
  10. Odwach.
  11. Przybył.
  12. Buksy = spodnie.
  13. Sędzia ziemski.
  14. Na sądzie.
  15. Wyfantuje.
  16. Dzwony.
  17. Exekucja.
  18. Płótno.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Wojciech Kętrzyński, anonimowy.