Zła żona (Piotrowski, 1917)

<<< Dane tekstu >>>
Autor Antoni Piotrowski
Tytuł Zła żona
Pochodzenie Od Bałtyku do Karpat
Wydawca J. Czernecki
Data wyd. 1917
Druk Drukarnia „Czasu“
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ZŁA ŻONA.



ZŁA ŻONA.

Jeden młody gospodarz ożenił się, ale bardzo źle trafił. Choć jego żona była bardzo piękna, ale taka bałamutnica, że ani dnia, ani nocy spokojnej nie miał, ciągle tak strasznie mu dokuczała, że nie mogąc dłużej znieść męczarni powiesił się na krótkim postronku[1] wysoko, na suchej gałęzi. Za to, że sam się życia od Pana Boga danego zbawił, poszedł do piekła a jego ciało krucy dziobali.
Jak tylko się w piekle znalazł, odetchnął, najprzód dla tego, że jak się wieszał, to sobie grdykę bardzo ścisnął postronkiem, a potem, że już był od żony daleko i będzie miał spokój — nawet tak mu się zrobiło wesoło, że się śmiał głośno zaczął pokrzykiwać: oj dana, moja dana!
Djabli przyzwyczajeni do zgrzytania zębami i do płaczu, bardzo się zdziwili, zobaczywszy takiego dziwaka co się w piekle śmieje i pośpiewuje.
— Poczekaj hyclu, zobaczysz jaki to u nas śmiech.
Biorą go tedy na patelnię i dawaj smażyć! Ten nic, śmieje się.


Tak oni se myślą, pewno go na patelni za mało piecze, wzięli go do kotła z gorącym olejem. A on się precz śmieje i pośpiewuje: oj dana, moja dana!
Djabły miechami dmą na ogień pod kotłem, pazurami podgarniają zarzewie, olej aż pryska, a ten śmieje się ciągle.
Tak jeden djabeł pyta go:
— Czegoś ty durniu taki wesoły, wszyscy tu zgrzytają a ty nie?
— Eh! — powiada ten wisielec — już wy mi z całym piekłem nie potraficie dokuczyć, jak moja żona na tamtym świecie mi dokuczała, a bo mi to tu źle… oj dana, oj dana! Tak te djabły zawołały starszego i powiadają tak i tak.
Starszy pomyślał, brodę se żelaznemi pazurami czesał, het myślał, a wreszcie powiada:
— Ha no, kiedy tak, niech idzie do drwalni do posługi; to jakiś morowy chłop, w takim oleju gorącym inny jużby był kruchy jak szynka, a temu nic.
Ale trzebaby tę babę zobaczyć i coś się od niej dowiedzieć, bo to musi być morowa baba i możeby można zaprowadzić jakie reformy, nuż się jeden, drugi taki trafi, no i będzie kompromitacja. Panowie! powiada: trzeba być postępowymi a nie zaśmierdziałymi konserwatystami — który z panów pójdzie zbadać system tej baby?
Dużo było ochotników, stali wszyscy i trzymali ręce w tem miejscu, gdzie jest szew od spodni (tylko im spodni brakło) i patrzyli na starszego jak sroka w kość.
Tak on powiada:
— No dobrze dzieci — pójdzie do baby na zwiady — najsprytniejszy jest ten Szałamajtys — niech on hyba.
Szałamajtys tylko fiknął kozła przez łeb i już go nie ma, już na podwórzu u baby, przebrany za parobka — Krótko i węzłowato zgodził się do baby na służbę.
Z początku nic. Baba piękna i grzeczna a słodka jak piernik toruński, Tak dogadzała temu djabłu, że aż ha!
Tak on sobie myśli: co tamten dureń sobie myślał, toż to baba jak miód. Aże się djabłu okrutnie
podobała, tak sobie myśli, kiedy już tak, że mam urlop, to się z babą ożenię. A że babie się bez chłopa też cniło[2], tak nie wiele myślący, pobrali się.
W tej chwili jak się pobrali, babę jakby odmieniło. Dopiero djabeł przekonał się, co to za smak. Pokazało się że to jest wściekła sekutnica[3], że nie jeden, ale cały regiment[4] djabłów by nie wytrzymał. Tak umyślił drapnąć, ale że mu było żal, zaraz iść do obowiązku i przysmażać durniów w oleju, tak namówił sobie skotaka[5] od tej baby, żeby z nim umykał.
Tak ten skotak powiada:
— No dobrze uciekajmy, ale co będziemy robić?
— To już w tem moja głowa, het ci rozpowiem a teraz drała — i uciekli.
Jak już byli dość daleko, tak se siedli pod rosochatą wierzbą i djabeł powiada:
— Robić, powiada, to tam byle bałwan potrafi, chodzi o to żeby zarobić, a nie narobić się. Ja będę po dworach straszył, bo to lubię i to nie jest żadne zajęcie, a ty będziesz strachy wyganiał, szlachta ci za to będzie płacić, będziemy się dzielić i dobrze żyć.
— A no dobrze — powiada skotak — i poszli straszyć i strachy wyganiać.
Zaraz w pierwszym dworze, djabeł schował się na strych i zaczął wydziwiać. Łańcuchami brzęczał, garnkami ciskał, jęczał, stękał, pierzyny ściągał z łóżek i tym podobne okropne rzeczy wyprawiał.
Okropnie się we dworze powylękali. Dopiero ten parobek, niby podróżny zdaleka przychodzi do dworu. Wszyscy opowiadają mu, że tu okropnie straszy, a on niby tak niechcący powiada, że onby tego stracha wypędził.
Zaraz donieśli temu dziedzicowi, że taki człowiek znający przyszedł. A że państwo spazmowali[6] w pokojach na kanapie ze strachu, więc ten szlachcic powiada:


— Sto rubli dam, tylko wypędź strachy, bo mi aż nie dobrze.
I zaraz mu dał sto rubli i dwa złote na piwo. Parobek poszedł na strych a tam za kominem siedzi djabeł i łańcuchami brzęka.
— No chodź już chodź, bo dali sto rubli — powiada parobek.
— Dobra nasza! — krzyknął wesoło djabeł i chlusnął odrazu przez dymnik na drogę i schował się w krzaki. Parobek potem spotkał się z nim i podzielili się, każdy miał po 50 rb. i po 15 kopiejek. Djabeł swoje przepił zaraz z chłopami w karczmie przy drodze, aby ich dusze pogubić, to te zaraz się pobili i jednemu chłopu żonatemu łeb rozbili, że umarł bez spowiedzi. Ale parobkowi się to nie podobało i postanowił się jakoś djabła pozbyć, bo był dobry katolik.
Jak tylko już i te 15 kopiejek djabeł przepił z chłopami, tak powiada do parobka:
— Chodźmy, trzeba znowu co bez pracy zarobić!
Był bardzo bogaty dwór niedaleko, tak poszedł straszyć.


— A ty — powiada do parobka — czekaj długo i targuj się, za byle co strachów wypędzać nie podejmuj się, bo tu mogą zapłacić 100.000 rubli. Jak wziął djabeł wydziwiać w tym dworze różne komedyje, tak się wszystko w domu ze strachu pokotłowało. Pani była młoda, więc ze strachu jak złapała męża za szyję, tak nie chciała puścić przez trzy dni, tylko piszczała cieniutko, po francusku. Pan chytry był, nie bardzo się bał co prawda strachów, ale mu się sprzykrzyło to żonine piszczenie, tak powiedział:
— Dałbym 10 tysięcy rubli, żeby mi kto te strachy wypędził.
Zaczęli o tem gadać ludzie we wsi i doniosło się do parobka, tak on znowu nieznacznie tak się wygadał, że on umie strachy wypędzać. Zaraz hala do dworu i opowiedzieli panu — on się ciąglę pytał co, jak, bo nie mógł zrozumieć, przez ten żonin pisk. Dopiero jak zmiarkował powiada:
— Niech przyjdzie ten, co wypędza strachy, tak jak powiedziałem, tak dam.
Więc parobek przyszedł do pana, pan się pyta:
— Umiesz podobno wypędzać strachy?
— Umiem panie.
— Napewno aby?
— Całkiem na pewno.
— No, to rób swoje, a ja ci dam 10 tysięcy rubli,
Tak parobek poszedł na strych i znalazł djabła za kominem i mówi do niego:
— Chodź już, dosyć strachów, ten szlachcic daje 10 tysięcy rubli, bo mu już tego pana żal było, że ta jego żona tak go trzymała za szyję i w samo ucho piszczała ciągle. Więc ostro do djabła powiada:
— Ja z gęby cholewy dla ciebie kondlu robił nie będę, wynoś się stąd!
Djabeł jeszcze gorszy harmider wyrabia i powiada:
— Ani grosza mniej, jak sto tysięcy. Tak parobek sie zmartwił, ale idzie na dół i myśli, co tu robić. Pan czekał na niego, pani przy nim piszcząca, też. Pan pyta:
— No i cóż, jakoś ciągle straszy.
— A bo to jakieś twarde — i w tej chwili przypomniała mu się ta baba, co to djabeł od niej uciekł. Muszę pójść po takie ziele, co przed niem strach ustąpi, niech pan szlachcic jeszcze trochę poczeka.
— Aby tylko nie długo, mój kochany człowieku, bom już prawie ogłuchł od tego pisku… to jest od tego straszenia.
Tak parobek poprosił szlachcica o bryczkę i parę koni, żeby było prędzej to ziele. Pojechał do tej baby i powiada jej tak:
— Widzi pani, ten gospodarz, co się pani z nim ożeniła, to jak uciekał namówił mnie, abym z nim uciekł, ale to jakiś pijak z piekła rodem — więc teraz ja żałuję, żem gospodynię opuścił, a jak chcecie to was zabiorę, gdzie on jest.
— A gdzie on jest, ten mój mężulek?
— A tu niedaleko we dworze, pijany na strychu leży.
— A to jedźmy prędko — mówi gospodyni takim głosem, że już pod parobkiem nogi zadygotały.
Więc pojechali.
Jak przyjechali do dworu, było już ciemno — tak powiada ten parobek:
— Niech się gospodyni odzieje dobrze z głową w chustkę i cicho idzie, bo jakby mężulek poznał, toby drapnął.
Tak ta gospodyni, tak cichutko idzie za parobkiem na strych, dopiero usłyszała, jak tam djabeł wydziwia.
— A to się szelma schlała — pomyślała sobie — poczekaj hyclu, dam ja ci, żebym tak jutra nie doczekała!


Dopiero jak zrzuci chustkę z siebie, jak skoczy do tej dziury, gdzie djabeł siedział — Jak ją zobaczył, zapomniał o wszystkiem, tylko się odwiódł i rogami w gonty, dziurę w dachu wybił i uciekł po prostu do piekła. Babę wyniosło za nim, no i cicho. Dopiero parobek idzie do pana szlachcica i mówi:
— Proszę pana już gotowe, strachów niema, tylko pan każe dach na pałacu naprawić, bo główny strach uciekł przez dach.
Więc pan wyjął z pularesu 10 tysięcy rubli i powiada:
— Uratowałeś mi życie, masz, żeby tak jeszcze dłużej żona mi w ucho piszczała, tobym sobie w łeb kropnął z pistoletu.
Więc parobek pięknie podziękował, ale powiada:
— Możeby pan szlachcic jeszcze co na piwo przyrzucił?
Więc ten pan dał mu jeszcze pięć rubli.
Parobek kupił sobie porządną kolonię, ożenił się z niemową głupkowatą, a te pięć rubli dał na wotywę[7].






  1. Przypis własny Wikiźródeł Postronek — mocny, grubo skręcony sznur
  2. Przypis własny Wikiźródeł Cnić się — tęsknić
  3. Przypis własny Wikiźródeł Sekutnica — kobieta dokuczliwa i kłótliwa
  4. Przypis własny Wikiźródeł Regiment — pułk
  5. Przypis własny Wikiźródeł Skotak — pasterz
  6. Przypis własny Wikiźródeł Spazmować — gwałtownie płakać
  7. Przypis własny Wikiźródeł Wotywa — msza święta





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Antoni Piotrowski.