Z pogrzebu Mickiewicza na Wawelu 4go Lipca 1890 roku/Głosy prasy zagranicznej o obchodzie 4 Lipca
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Głosy prasy zagranicznej o obchodzie 4 Lipca |
Pochodzenie | Z pogrzebu Mickiewicza na Wawelu 4go Lipca 1890 roku |
Redaktor | Stanisław Tarnowski |
Wydawca | Przegląd Polski. Rok XXV. Kwartał I |
Data wyd. | 1890 |
Druk | Drukarnia „Czasu” |
Miejsce wyd. | Kraków |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały tekst |
Indeks stron |
Wertując koleją lat roczniki zagranicznych czasopism, przeglądając dzieła obce, poświęcone najnowszej histori, polityczne broszury z lat kilkudziesięciu, kuszące się o rozwiązanie spraw całej Europy, doznaje polski czytelnik dziwnie przygnębiającego uczucia. Dawniej, ileż to spotykał słów sympatycznych o Polsce, słów, wypowiadanych drżącym od wzruszenia głosem, z bijącem sercem słuchanych! Ile zdań szlachetnych i gorących rzucano mu z mównic francuskich – a dawniej jeszcze, ile go piosnek o polskiej waleczności i niedoli dolatywało z nad Dunaju i Renu! Kwestya polska zajmowała uwagę i serca Europy, była dla wszystkich żywotną, palącą i bolesną, a podniosłość ludzi, jak mówił Montalembert,[1] mierzono stanowiskiem, jakie wobec naszej sprawy zajmują. Dziś, niech wymrze stara gwardya wśród ludzi większego talentu i znaczenia, a nie będzie jednego nieśmialego głosu we Francyj, coby nas czasem przypomniał Europie. Wzmianki dziś coraz rzadsze, coraz mniej przychylne; sprawa nasza traktowana coraz bezczelniej przez wrogów, coraz obojętniej przez resztę Europy. Wymazali raz „książęta ziemi” imię Polski z geograficznej mapy; wymazują je dziś z ogólnej pamięci „ziemi kramarze.” Jak fala morskiego przypływu rośnie zwolna ta obojętność, i ponad szumem wód, zalewają nasze brzegi, rozprzestrzenia się jakaś cisza, rozpaczliwa i głucha, w której się rzadko tylko imię Polski odezwie. A jeżeli je czasem usłyszym, to połączone z taką wrzawą, z tak nierycerskiem szyderstwem „dla nas, na świecie nieproszonych gości, ” że nieraz „drzwi od Europy zamknąwszy hałasów, ” radzibyśmy już nie wiedzieć, co o nas tam mówią i wydać się możemy nie mężni, tacy bywamy zboleli. Bo kiedy w politycznych artykułach szkalują każdy nasz krok, oczerniają każdą wybitną postać, chcą całe stany społeczne zohydzić, to w felietonach, gdzie się stare dowcipy najemnem piórem odświeża, po berlińskich i paryskich teatrach, na kartach wszystkich powieści, które rozchwytuje gawiedź, wrażeń pospolitych łakoma — zawsze i wszędzie występuje tasama wstrętna postać nikczemnika, szpiega lub oszusta, którego nazwisko na ski się kończy i który się mieni Polakiem. A, tłum, wracający chętnie do tychsamych pojęć, do wrażeń doznanych, oklaskuje każdą nową metamorfozę tejsamej postaci. Stała się już ona maską niezmienną, niezawodnym literackim fortelem.
My, co tu siedzim, niejednym murem od świata odcięci, pracom oddani, w drobnych stronniczych swarach pogrążeni, my nie zdajemy sobie z tego sprawy, co Europa o nas sądzi i powtarza, nie wiemy — mówiąc słowami Goethego — wie man bei Bier und Tabak über Besiegte sich hebt. Trzeba na to mieszkać po za krajem czas długi, aż trwoga nowej obelgi dniem i nocą ścigać pocznie.
Prawda, dajemy sami nieraz powód do złego o sobie mniemania. Prawda, wiemy to sami, że niezwykłym warunkom nie zawsze niezwykła odpowiada mądrość. Prawda, wiemy to sami, że u nas poświęca się i rzecz dla pozoru i rzecz pospolitą dla własnej zachcianki. Ale świat co nas sądzi, nie zna nas by najmniej, i kiedy nas potępia, widzi w nas zwykle inne, niż te, które posiadamy wady, i postępów naszych ocenić, cnotom naszym dawnym sprawiedliwości oddać nie chce. Kiedy po bitwie pod Jeną upokorzyły się Prusy, powstało niebawem hasło, że trzeba te klęski duchowemi zdobyczami wetować. Instynktownie, choć żaden Hardenberg nie wołał, zwróciło się oddawna nasze społeczeństwo ku tymsamym umysłowym kierunkom. Zapewne, robota idzie tu oporniej i mniej twardo, ale i pól też u nas więcej, gdzie trzeba pleć i zasiewać — a usiłowali naszych świat nie uznaje, chociażby w tym stopniu co inne słowiańskie. — Mowa dziś wszędzie o artystycznem cywilizacyjnem braterstwie narodów, a naszych artystów obcy uznają tak niechętnie, albo ich annektują tak skwapliwie — zwłaszcza, jeżeli protestować nie mogą. I niema lat temu dwudziestu, jak w parlamencie niemieckim pytano, czy polski jest zdolnym piśmienniczego rozwoju. A myśmy przynajmniej jedną strunę ludzkiego serca naciągnęli tak wysoko wydobyliśmy z niej taką nieskończoność tonów, potężnych delikatnych naprzemian... Mówiliśmy w poezyj o miłości ojczyzny, z tem bogactwem uczuć i odcieni, z tym niestrudzonym zapałem, nietylko z tą głębokością boleści, ale i z tą subtelnością kochania, z jakiemi poeci wszystkich wieków i narodów mówią o indywidualnej miłości. „Wszak myśmy z Twego zrobili nazwiska, pacierz co płacze i piorun co błyska” — ale pieśń to różnorodna, podniosła i gorąca, jakby nie była dziś potrzebną obcemu tłumowi. Zdaje się czasem, że Europa czeka, aż nas już nie będzie; że estetyczna i cierpliwa, pragnie, aby jak najprędzej zginęło w rzeczywistości to, co ożyć ma w pieśni. Wtedy, po wiekach, jak grecką jaką świątynię z marmurowych ułamków, będzie obcy uczony składał z wyrazów zapomnianej mowy obraz jakiejś pięknej, niebywałej literatury, rycerskiej i miękkiej zarazem, „z archanielskiemi skrzydłami i głosem dzierżącej czasem i broń archanioła.”
Przywykłemu do tonu obcej prasy, powracały mi takie uwagi na myśl, kiedy zacząłem przeglądać te artykuły pism zagranicznych o Mickiewiczu i jego pogrzebie, z których mam tutaj zdać sprawę. Doznałem w ciągu tej pracy niespodziewanego i bardzo miłego uczucia: o uroczystości i o człowieku odzywano się wszędzie z godnością, a nieraz i z sympatyą. Liczba pism, które mi były dostępne, jest niestety bardzo niewielką, wszelako już dostateczną, aby dać poznać ogólny ton dziennikarstwa. Rzekłbyś, że przemówiła do wszystkich powaga obchodu i jego prostota, bo chociaż na nasze stosunki wspaniały, był on przedewszystkiem prostym. Rzekłbyś, że poza tym pogrzebem, który był razem jakby jakaś nową ale zgodną i spokojną elekcyą, bo chodziło o zaliczenie męża wysokiej zasługi do królów, że za spokojem tłumu rozrzewnionego na widok skromnej trumienki, dla której tyle tu flag, wieńców, kwiatów i pieśni, że za podniosłością ogólnego nastroju, poczuli obcy wielką duchową siłę i zamilkli. Rozbroiła wszystkie niechęci: i piękność samego faktu i skromna, uroczysta jego forma. Z prostą, cichą, wymowną w swojej ciszy podniosłością, nie wszyscy jeszcze walczyć się odważą. Do wszystkich długów wdzięczności, jakie dla Mickiewicza mamy, dodać dziś należy i tę okoliczność że on, który za życia, z paryskiej katedry zwracał oczy cywilizowanych ludów na rozwój nasz duchowy, teraz po śmierci wywołuj pierwszy chór niemal strojny obcych o nas głosów. I zapiszmy to sobie: zawdzięczamy to działalności czysto duchowej szczerości uczuć nieustannej, życiu nieskazitelnej szlachetności i prawdy.
Koncert ten obcy nie zapowiadał się jednak zupełnie harmonijnie. W artykule, wyprzedzającym na tydzień uroczystość, oddzieliła wiedeńska Neue Fezie Presse Mickiewicza polityka od Mickiewicza poety. Zaliczając ostatniego do największych pisarzy świata, wyraziła silną obawę przed wpływami pierwszego. Cytaty z poezyi ma wprawdzie niemiecki dziennik błędne i Wallenroda nazywa monodramem, a Dziady epopeą, ale tem śmielej ocenia on polityczną doniosłość obchodu, tem spokojniej rzuca podejrzenie, że się pod literatką uroczystością coś szkodliwego dla monarchii ukrywa. W ten sposób oddaje się cześć umarłym, a żywym stawia zapory i trudności. „Święto pełne namaszczenia i powagi — tak zaczyna się artykuł — będą za dni kilka obchodzić w Krakowie Polacy. Zwłoki największego swego poety, zmarłego przed 35 laty w Konstantynopolu i pochowanego na cmentarzu w Montmorency, przenoszą dziś do starego koronacyjnego swego grodu i składają na Wawelu, gdzie leżą polscy królowie. Jestto święto umarłych, z którem się cały świat literacki bez różnicy narodowości może duchem połączyć, bo Adam Mickiewicz sięga jako poeta poza granice polskiego piśmiennictwa i do wszechświatowej literatury należy. Jeżeli chodzi o to, aby wracając ojczystej ziemi śmiertelne zwłoki wielkiego poety, uczcić pamięć jego we niałym obchodzie, to niepodobna temu nic zarzucić i nawet tam, gdzie do sympatyi dla polskich narodowych celów niema bynajmniej powodu, budzi się cześć dla cieniów wielkiego zmarłego, po którym pozostało to nieśmiertelnem, co poetycki jego geniusz stworzył. To, co w nim ziemskie było, zostało z zasłużonem nieszczęściem związane, które jego naród na siebie i syny swoje ściągnął, nie zmniejszając historycznej kary żadną historyczną poprawą. Adam Mickiewicz urodził się w tej części Polski, która od podziału rosyjską jest posiadłością. I wdzięczność ich nigdy dość wielką nie będzie, jeżeli sobie przypomną, że nigdzie na świecie, z wyjątkiem Austryi, niema kawałka ojczystej ziemi, gdzieby kości książęcia ich poetów spoczęły.”
Po krótkiej biografii, powraca autor do ogólniejszych uwag. „Na kartach tego życiorysu — mówi on — płynie krew z serca rozdartego patryotyczną niedolą, mistycznym szałem i pospolitą, materyalną nędzą. Adam Mickiewicz jest wiernym obrazem polskiej emigracyj i owych lepszych jej elementów, które się o fatum historyczne rozbiły, bo pogodzić się z niem nie chciały. Generacye późniejsze umiały sobie lepiej poradzić z narodową żałobą i nie zrzekając się polskich nadziei, korzystać z czasu i okoliczności. Przeniesienie kości polskiego poety do Krakowa dowodzi, jak mało mają Polacy w Austryi do skarg powodu, że się ich królewska Rzplta rozsypała w gruzy. W największym swym epickim utworze, w Panu Tadeuszu, przedstawia Mickiewicz ową Rzpltę, szlachtę i dziką armię anarchii, gotową bić się z każdym, byle był pozór, że to pro bono publico; kreśli wojny domowe, procesy, waśnie o prywatny interes, dla osobistej stronniczości powstałe.” I tu po kilku cytatach, które wczytania się w poetę bynajmniej nie dowodzą, następuje końcowa charakterystyka i końcowa przestroga:
„Ze wszystkich jego poezyj, i to nie tylko z obszernych, ale i z ód i sonetów, można sobie zebrać rysy do charakterystyki Mickiewicza, i powstaje z nich wtedy typowy Polak, któremu narodowy entuzyazm nie zabrania obserwacyj rzeczywistego życia, a życie rzeczywiste nie przeszkadza w fanatycznem poddaniu się kościelnym przepisom.”
„Ale Adam Mickiewicz jest czemś więcej, jak typowym Polakiem. Jest on wcieleniem prawości w postaci poetycznego geniuszu; on istotnie wierzy w swoje szały. Szczerym jest jego entuzyazm, jak szczerą kościelna prawowierność i boleść narodowa. Dla niego nie są to tylko środki wiodące do celu — i w tem dla późniejszych pokoleń nie zawsze bywa wzorem. Oddają mu one cześć królewską i tego im nikt nie broni; ale serdeczniej, ogólniej i szczerzej możnaby brać udział w uroczystości, którą w Krakowie gotują, gdyby istniała pewność, że i to święto na cześć zmarłego nie jest środkiem do politycznych celów i że za niem żadna tajemna myśl polityczna się nie kryje. W Austryi sporządzono Polakom żywot tak swobodny i rozkoszny, że nie mają doprawdy powodu marzyć o odrodzeniu dawnej królewskiej Rzpltej. Wolno im rodaków z ziem rosyjskich i pruskich prosić do siebie w gości i z nimi razem cześć oddać pamięci wzniosłego polskiego poety. Ale wielkiego zadowolenia nie wywoła to chyba w Berlinie i Petersburgu, że różnica między austryackimi a pruskimi i rosyjskimi Polakami tak się wyraźnie okaże. Nie bez niechęci ujrzą Prusy i Rosya, że obrazem polskiego Eldorado, z obrazem Krakowa w duszy, powrócą do siebie tameczni Polacy. O tem się nie powinno przy Mickiewiczowskim obchodzie zapomnieć, że chodzi o oddanie czci poecie — nie o rozpalanie pochodni narodowego fanatyzmu. Bo gotowa sobie jeszcze Austrya przypomnieć wiersz Puszkina: „Gościem był nam miłym, a stał się nam wrogiem.”
Daleko, aż na północ chodził więc po groźbę autor niniejszego artykułu, może nie zupełnie świtnego stylistycznie, ale niemniej nadzwyczaj zręcznego w układzie i treści. Cośmy winni berłu, które nam więcej, niż grzebać umarłych pozwala, o tem pamiętamy dobrze i bez przestróg wiedeńskiego dziennika, żeśmy o tej pamięci świadczyli słowem, a podobno i czynem, tego jednakże zdaje się Neue Freie Presse nie wiedzieć, boby jej ta wiadomość nie była na rękę. Woli się ona lękać, aby tem budzić trwogę. Jakże przytem charakterystyczny ów dwa razy powracający ustęp o niewczesnym żalu za dawną niepodległością i swobodą: z bolesnem dla nas słowem łączy się insynuacya, że Polacy mają w Austryi niezasłużenie wyjątkowe i uwłaczające innym ludom stanowisko. Szczęściem, pozostały przewidywania gazety czystą dziennikarską obawą, i jeżeli z początku można się było lękać pewnych zbyt osobistych wystąpień, któreby Neue Freie nazwała politycznemi faktami a my tylko niepolitycznemi krokami, to niebawem zwyciężyła, przygniotła wszystkie podobne pokusy osobistość wielkiego poety, którą wszystkich szlachetnych dążeń bronić się zdaje, a żadnym stronnictwom wyzyskiwać się nie da.
Dzienniki przyniosły niebawem wiadomość o odbytej w Montmorency ekshumacyi zwłok, gdzie żaden prawie „zgrzyt żelaza po szkle” harmonii uroczystej nie przerwał. Obawiano się jednak dość powszechnie paryskiego obchodu. Kiedy się udano do Collège de France z zapytaniem, czy zechce w nim wziąć współudział, uczona instytucya wysłała w odpowiedzi najgłośniejszego ze swych członków, jednego z najpierwszych mówców, pierwszego może stylistę Francyi. Było to swoją drogą dla Polski bolesnym i niepokojącym faktem, że nad trumną tego bądź co bądź tak wiernego chrześcianina, nad trumą Mickiewicza, a w tej chwili „on i ojczyzna to jedno, ” miał przemawiać człowiek, mniej daleko znany z pięknych głębokich swych prac naukowych, niż z głośnego skandalem pamfletu zwróconego przeciw samemu bóstwu Chrystusa. Można się było lękać, że pogrzeb najczystszego z ludzi, obłąkanego chwilę i wiodącego bój z tem, co nazywał „urzędowym Kościołem,” stanie się areną krasomówczych przeciw religii popisów. A przytern zachodziła także obawa, że wobec dzisiejszego politycznego położenia, zamieni mówca, na takim wśród Europy świeczniku stojący, polskiego poetę na jakiegoś towiańskiego lirnika, śpiewającego o zgodzie bratnich ludów. Ernest Renan mógł wobec swego stanowiska, wobec rosyjkich sympatyj we Franeyi, zapomnieć o tem, że Mickiewicz nie był Słowianinem, ale Polakiem.
Wszystkie obawy okazały się płonnemi. Wielki uczony pogardził tryumfem, którego pokusie małyby się uczony nie oparł. Jednem bladem półsłówkiem zaznaczył swoje religijne stanowisko, a polskość poety podniósł najwyrażniej. Miło nam było słyszeć z ust, tak wymownych a tak sceptycznych zarazem apoteozę, jeżeli nie samego Mickiewicza, to takiego, kim on był, poety. Bo jeżeli mowa Renana była akademicką, jak ją wielki paryski dziennik nazywał, to głębokością myśli i szlachetnością zapału stawała się tym razem prawdziwą i Mickiewiczowską. Nie wiem, czy francuski uczony czytał polkiego poetę, ale tradycya lub dar intuicyj pozwoliły mu wejrzeć w głąb jego natury. Rzekłbyś, że obcował z nim długo, tak mówi o geniuszu, będącym poza artystą, o wierze głębokiej, podstawie natchnień poety; rzekłbyś, że czytał i poezye a pojął je wybornie, kiedy wspomina, że wykładał jak uczony, a czuł prosto jak człowiek z ludu. I serca polskie zadrżały – jak przed laty – słysząc o Francyj liberalnej, która chciała poetę uważać za swego syna i umiała go przyjąć, podziwiać i kochać.
Podajemy tu mowę w całości, chociażby tylko dlatego, aby ją odnaleść było można na stronnicach miesięcznika, kiedy luźne dziennikarskie kartki wiatr rozniesie. Nie tak prędko może znajdzie się zresztą sposobność, któraby znakomitemu obcemu pisarzowi pozwoliła o Mickiewiczu mówić wobec Europy[2].
„Panowie! Dziękuję wam w imieniu College de France za to, że pozwoliliście nam przyłączyć się do waszej uroczystości, podjętej w szlachetnym zamiarze oddania ojczyźnie szczątków wielkiego człowieka, którego Polska nam pożyczyła i którego dzisiaj nam odbiera. I słusznie.
„Kollegium nasze, założone w celu badania natury i wyjaśniania zapomocą języków i literatur wolnego geniuszu ludów, jest niby wspólną areną duchów, gdzie wszyscy się spotykają. Ciała do nas nie należą. Zabierzcież więc drogie szczątki, które niegdyś ożywiał geniusz. Adam Mickiewicz nie opuszcza nas cały. Pozostanie z nami jego umysł, jego pamięć. Stare nasze sale zachowają dalekie echo jego głosu. Kilku ludzi, pozostałych jeszcze po bohaterskiej tej epoce, może nam opowiadać, ile upojenia, ile uroku, ile czarującej, potęgi było w jego słowie. Splecione w sławną trójcę z dwoma innemi drogiemi nam imionami, z imieniem Michelet’a i Quinet’a, stało się dla nas imię Mickiewicza symbolem, nierozdzielną częścią dawnej naszej chwały, dawnych naszych radości.
„A to dlatego, panowie, że słynny wasz rodak posiadał pierwszorzędną zaletę, dzięki której panuje się nad swą epoką; posiadał tę szczerość, to bezinteresowne uniesienie, które sprawia, że nie czynimy, nie mówimy, nie piszemy tego, czego chcemy osobiście, lecz powtarzamy tylko za głosem geniuszu, który ma byt swój niby poza nami. Geniusz ten, to prawie zawsze duch epoki, ten wieczny chory, pragnący, by opatrywano jego rany, by silnem, dźwięcznem słowem, uśmierzano jego gorączkę. Ten geniusz, to także rasa, wewnętrzny głos przodków i krwi. Mickiewicz posiadał te dwa wielkie źródła natchnienia. Pani Sand od pierwszej chwili zrozumiała geniusz Mickiewicza, bo spostrzegła wyraźnie, że serce to odczuwało wszystkie nasze boleści, że wszystkie nasze wstrząśnienia, przyspieszały jego bicie. Chwała naszego wieku na tem polega, że chciał urzeczywistnić co niemożebne, rozwiązać co nierozwikłane. Cześć mu za to! Ludzie czynni, gdyby chcieli urzeczywistnić bezmiar tego programu, okażą się wszyscy bezsilnymi. Ludzie chłodnego rozsądku dojdą tylko do sprzeczności. Poeta zaś nie zbłądzi, poeta, który nie wątpi, który po każdej klęsce z nowym zapałem, z nową siłą bierze się do dzieła. Takim był Mickiewicz. Miał w sobie źródło wiecznych odradzań się. Doznał największych udręczeń, ale nie popadł w rozpacz. Niezmącona jego wiara, w przyszłość, pochodziła z pewnego rodzaju głębokiego instynktu, z jakiejś siły, co jest w nas i przemawia do nas wyraźniej od smutnej rzeczywistości: to duch przeszłości, zespolenie się z tem, co nie umiera. Ludzie silni i potężni, to ci właśnie w których powszechne poczucie się wciela; spełniają oni ludzkie swe przeznaczenie, jak pracuje mrówka, jak pszczoła miód zbiera.
„Wyszedłszy z ludu rasy aryjskiej, najbardziej konserwatywnego w przechowaniu pierwotnych obyczajów kultury pogańskiej wyszedłszy z tego litewskiego plemienia, które swą mową, pogodą umysłu i szczerą etyką, najlepsze daje nam pojęcie o poważnych i prawych naszych przodkach – Mickiewicz połączony był z dawnemi wiekami węzłem tajemniczego obcowania, które czyniło go prorokiem przeszłości. Wierzył w swe plemię, wierzył przedewszystkiem w boskiego ducha, napełniającego wszystko, co tchnie życiem, i przez chmury widział świetną przyszłość, gdy ludzkość wreszcie ukoi swe cierpienia. Wielki ten idealista był wielkim patryotą, ale przedewszystkiem mężem głębokiej wiary. A że, jak wiadomo, powodem wiary w nieśmiertelność są męczennicy, jasnowidząca jego wyobraźnia, biciem własnego serca natchniona, kazała mu ufać, że nie nadarmo ludzkość tyle pracowała, nie napróżno cierpiały ofiary.
„Dlatego tak chętnie przyjęło oświecone francuskie społeczeństwo ten umysł wielki i szlachetny, zbliżyło go z tem, co miało najdroższego, i bez pytania się go prawie, mianowało członkiem tryumwiratu, walczącego za wolność i przeciw źle zrozumianej religii. Kiedy duch słowiański zdobył sobie miejsce wśród duchów narodowych, które bada nauka, kiedy postanowiono założyć katedrę języków i literatur słowiańskich, przyszła myśl śmiała i liberalna ludziom kierującym podówczas oświatą we Francyi – myśl powierzenia tej katedry Mickiewiczowi. Poeta, człowiek, który odzwierciedla duszę ludu, zna jego legendy, ma wieszcze widzenie jego przeszłości, wydał się odpowiedniejszym do zajęcia tej katedry, niż erudyt, pracujący w zamknięciu nad księgami samemi. Była w tem słuszność: zielona kwiecista łąka ma pierwszeństwo przed suchym zielnikiem, który jest tylko bladem wspomnieniem życia. Pierwsze wykłady Mickiewicza, to istny skarb oryginalnych wiadomości do tych najstarszych dziejów Słowian, o których profesor wykładał jak uczony a które razem odczuwał jak człowiek z ludu.
„Zarzucono mu, że wyszedł z zakreślonego programu. O, jak trudno nam utrzymać się wskazanym zakresie, kiedy nas nieskończoność upaja. Dumni jesteśmy z niego, wraz z jego śmiałemi proroctwami, z wezbranem natchnieniem, ze szlachetnemi złudzeniami poety; i chociaż dekret urzędowej nominacyi Mickiewicza, został cofnięty ze względów politycznych, wpisaliśmy jego imię na marmurowych tablicach, mieszczących imiona naszych przewodników. Miał on zresztą za sobą najlepszy dekret: zapał publiczności.
„Z ziemi gościnnej, w której spoczywał przez lat trzydzieści pięć, przeniesie go teraz do waszego Saint-Denis, do podziemi Wawelu, gdzie śpią wasi królowie. Spocznie wasz poeta obok Kościuszki i Poniatowskiego, jedynych wśród tego grona umarłych, którzy nie byli królami. Obok tych, co walczyli mieczem, złożycie natchnionego poetę, który znalazł wyraz dla waszego geniuszu, gorejącego i silnego, dla waszych ślicznych legend, dla wszystkiego, co u was podnosi, pociesza, co łzy wyciska i śmiech budzi. Dajecie światu wielką lekcyę narodowego idealizmu, obwieszczacie, że naród jest istotą duchową, że posiada duszę, której nie ujarzmią środki, ujarzmiające ciało.
„Wielki i słynny towarzyszu! Z królewskiego grobu, który ci uwielbienie rodaków zgotowało, wspominaj ty Francyę. Biedna Francya nie zapomina nigdy, wierzaj nam. Co raz pokochała, kocha zawsze. Czemu przyklaskiwała w twych słowach, temu klaskać będzie. Katedrę, którą ci raz ofiarowała, oddałaby ci dziś jeszcze. Nie mówiłbyś z niej za często o zwycięstwach, ale znalazłbyś słowa z pod serca o obowiązkach zwyciężonych.
„Idź teraz do chwały, którą sobie zdobyłeś idź wśród hołdu ludów do tej ojczyzny, którą tak ukochałeś. Naszej dumie chodziło tylko o to, aby nad grobem twoim było powiedziane, że byłeś nasz. Chcieliśmy, by wiedziano w Polsce przyszłości, że w chwilach ciążkiej próby istniała Francya liberalna, by cię przytulić, podziwiać i kochać.”
Tak żegnał Ernest Renan zwłoki człowieka, o którym, mało kto pamięta dziś w odmienionej Francyi. Redakcya Dziennika Matin, ogłasza artykuł pod tytułem: „Adam Mickiewicz. Zapomniana historya wielkiego patrioty” i udaje się po szczegóły do rodaków zmarłego, „bo wielkie to imię budzi już teraz między nami niewyraźne tylko wspomnienia”[3]. Illustrowane pisma podają jednak rysunek grobowca w Montmorency i sceny ekshumacyi, objaśniając je krótką biografią poety. Na cmentarzu wobec prostego pomnika, po mowie Renan’a, w tłumie mów polskich, węgierskich i czeskich, zabiera głos sekretarz międzynarodowego Towarzystwa literacko-artystycznego, którego członkiem był Mickiewicz i dopowiada wyraźnie słów owych gorących, które Renan zazanaczył. Mówi on o opiece danej tym wszystkim, co się tułają po świecie, i do pochwały poety dodaje pochwałę wygnańca. Ojczyznę tych, co przyjechali, niby skarb, zabierać popioły, wita jako kraj najbiedniejszy „z dumą, pełniejszą uszanowania, niż wszystkie inne narody”..... „Polsko sieroca, Polsko waleczna, Polsko żyjąca, oddając ci popioły Mickiewicza, Francya wysyła na wschód orędownika sprawiedliwości i wolności.” – Na wschód? „do krainy lodów?” czy może na Litwę? Będzież „zwiastować wolność, jak żórawie wiosnę?”
Zdaje się, że po rosyjskich dziennikach nie poświęcono wiele miejsca naszemu obchodowi. Wszelako imię Renana nie pozostało bez wrażenia. St. Peterburgskija-Wiedomosti, donoszące o stosunkach warszawskiej prasy, o warszawskim tearalnym skandalu, nie wzmiankują nawet o pogrzebie Mickiewicza. Ale mowę Renana czytamy w nich niemal in extenso. Przełożono ją w ten sposób, aby nie wspomnieć o Poniatowskim i Kościuszce i urwano po wyrazach: „Biedna Francya nie zapomina nigdy.... To, co raz pokochała, kocha zawsze”.... I niema całego końcowego ustępu: „Czemu przyklaskiwała w twych słowach, temu przyklaskiwać będzie,” i na „duszę, której nie ujarzmią” albo miejsca albo cierpliwości cenzury nie stało. Dodano tylko, że kilka osób głos po Renanie zabrało, a między nimi ks. Czartoryski. „Wieczorem wyprawiono zwłoki Mickiewicza do Krakowa.”
Po drodze, w Zurychu, witano je mowami, z których jedna rosyjska. P. Droz, przemawiający w imieniu Szwajcarów, wspomniał o pobycie nad genewskiem jeziorem, o dożywotniej honorowej profesurze w Louzannie. A że widocznie czytał Mickiewicza, mógł wypowiedzieć nadzieję, że skoro się ludy słowiańskie pogodzą i zjednoczą, uznają w nim największego swego poetę. Mówił nawet o federacyi Słowian, złączonych i swobodnych![4]
Kiedy tak opuszczały zwłoki Mickiewicza francuską ziemię, zrodziło się tam poczucie, że jej czegoś zabrakło i że jej jakąś wielką pamiątkę zabrano. „W Montmorency – pisał Alfred Rambaud – leżał on jak w Polsce, boć wielka część mogił cmentarza nosi tam napisy nieczytelne dla człowieka, co się w departamencie Seine-et-Oise urodził. I w pobliżu, w kościele Panny Maryi pod napisami, świadczącemi o tylu polskich i francuskich walkach, śpią owinięte w płaszcz wojskowy poważne kamienne postacie na kamieniu grobowców: Niemcewicz, wielki śpiewak, rycerz owej bitwy, gdzie nie zawołał Kościuszko Finis Poloniae; Kniaziewicz inny bohater tejsamej batalii, bohater naszych kampanii do Włoch, do Niemiec i Rosyi.
„Ileż to zwłok emigrantów polskich chowa ten cmentarz w Montmorency, ileż to przygarnął rozbitków, gnanych i bitych rozlicznemi burzami, wśród zwycięstw, i upadków ojczyzny, wśród tryumfów i klęsk francuskiej armii. Żołnierze legionów polskich za dyrektoryatu, żołnierze legii nadwiślańskiej za Napoleona, żołnierze pułków 1830 roku, żołnierze oddziałów 1863 – kto tam nie leży? A nietylko wojownicy, ale i myśliciele, trybunowie, prawodawcy, ci co zasiadali w radzie powstańczej 1794 r., w sejmie Księstwa Warszawskiego, w sejmie Królestwa Polskiego!
„Czy zwłoki Mickiewicza, które w r. 1855 odbyły podróż z Konstantynopola do Montmorency, a teraz w r. 1890 idą do Krakowa, czy zwłoki te znajdą tam ziemię, bardziej od tej polską? Czy będzie im bardziej swojsko w Polsce, nawet gdy legną w krypcie Wawelu, gdzie już są dawni królowie w gotyckich zbroicach i Józef Poniatowski, „wódz Polaków“ w wielkiej armii Napoleona, i Kościuszko, na grobie którego sterczy wśród dzid i pałaszów broń jego kosynierów?
„A jednak, oto przebywa trumna Mickiewicza całą szerokość Europy po raz drugi.
„Porzucił on na zawsze tę ziemię, gdzie tylu bliskich mu spoczywa i wyszedł z niej w tryumfalnym pochodzie, niesiony nie przez wóz żałobny, ale tym pięknym polskim obyczajem wsparty na barkach swoich druhów, na barkach tej młodzieży, którą tak kochał i do której słynną swoją odę zwrócił.....
„Moglibyśmy się żalić na decyzyę, która nam zabiera gościa od lat sześćdziesięciu.
„Mickiewicz nie należał może wyłącznie do Polski, ale i trochę do Francyi; duch jego brał udział w jej kolejach. Należał do ludzkości całej, bo broniąc sprawy swojego narodu, walczył za wszystkie ludy, które cierpiały dla sprawiedliwości. Skoro nie mógł, jak się zdaje, powrócić do Litwy, ziemi swej rodzinnej, równie mu dobrze było w Montmorency, jak na Wawelu.”
„Nie mógł, jak się zdaje, powrócić na Litwę” – pisze p. Rambaud, znany ze swych studyów nad Rosyą. Ale po za tem zdaniem uderza ton niniejszego artykułu, zapałem i sympatyą, a to tembardziej, że ukazał się on w niedzielnym dodatku Figara, owego pisma, co nie przewodzi opinii, ale za nią iść zwykło. Przynajmniej rozbudzonej na nowo dla Mickiewicza ciekawości dowodzi zatem fakt, że się ten dziennik postarał o charakterystykę polskiego poety; i że się po nią udał do cenionego pisarza i człowieka szerokiej nauki.
Pobieżna praca pana Rambaud dowodzi, że zna on i dzieje i dzieła Mickiewicza; zajmuje też, poważniejsze wśród dziennikarskich wzmianek stanowisko. Zwrócono w niej umiejętnie uwagę na wszystkie węzły, łączące poetę z Francyą, na młodociane wspomnienia wojen napoleońskich. „Cesarz ukazał mu się” – pisze francuski historyk – „nie we własnej osobie, lecz jako obraz odbity w wyobraźni całego narodu, i nie wiem doprawdy, czy Henryk Heine i Wiktor Hugo, którzy oglądali samego człowieka, nakreślili go wspaniałej od litewskiego poety.” Na dowód przytoczone całe ustępy z Pana Tadeusza: słowa Robaka w karczmie, opowiadania Prusaka początek księgi „O roku ów” – i zapał poety, poparty dowodami wierności narodu.
„Pod Lipskiem, kiedy Sasi przechodzą na stronę nieprzyjacielską, oto zaciągnięci przemocą do wojska zkoalizowanego Polacy zrzucają znienawidzone mundury i dzielą nadal losy zwyciężonych. Kiedy nas wszyscy opuszczają, wszyscy powstają przeciw nam, nawet Hollendrzy, nawet Belgowie, nawet Szwajcarzy, zostają przy nas Polacy. Nie zawodzą podczas wojny we Francyi. Kiedy Marmont zdradza, jedni kawalerzyści polscy nie chcą iść w jego ślady. Z Polaków składa się na Elbie konna gwardya cesarza. A ilu ich padło na polu ostatniej walki pod Waterloo!
„Taka wierność była i w Mickiewiczu. Napoleon zwalczony, Napoleon wygnany, Napoleon umarły, pozostaje zawsze jego bohaterem.”
Tylko przetwarza się z biegiem czasu. Pod wpływem mrzonek religijnych zmienia się i postać cesarza, wchodząc w zakres nowych, chorobliwych pojęć poety. Legenda napoleońska urasta najsilniej pod jego wpływem. „Sceptycyzm gallicki – dodajmy: zdrowy sens francuski – i racyonalizm XIX wieku, nie były Mickiewicza udziałem.” Zresztą odegrał on ważną rolę w życiu duchowem, w kolejach, jakie przechodziła myśl we Francyi. „Coś z nas samych” – tak kończy p. Rambaud – „odeszło od nas w zeszłą sobotę w owej nowej trumnie, odeszło ku dalekiemu Krakowa na barkach słowiańskich studentów, przy dźwiękach pieśni: Jeszcze Polska nie zginęła!”
W Wiedniu, jak wiadomo, pieśń ta nie zabrzmiała. – Ustrojono wagon w wieńce dębowe i wyprawiono cicho do Krakowa. Niektóre francuskie dzienniki podniosły tę okoliczość, nie bez drobnych dla wiedeńskiej władzy przycinków. Korespondent Figara występuje w jej obronie i tłómaczy postępowanie Policyi. „Dozwala się chętnie Polakom czcić wielkich swoich ludzi, byle uroczystość nie przekraczała granic Galicyi”.... „Rosya ma swoich Polaków, mają Prusy swoich, i każde z tych państw prowadzi swą własną politykę polską. Ani w Berlinie, ani w Petersburgu nie patrzą chętnie na wzburzony entuzyazm galicyjskich Polaków. Byłoby to złym przykładem. Hrabia Kalnoky, jakkolwiek jeszcze chory – cesarz odwiedzał go już dwa razy – przedsięwziął więc środki, aby krakowski obchód nie znalazł zbyt wielkiego echa w innych krajach monarchii.”
Czyż niema w tych słowach pewnej słabej reminiscencyi słów, wygłoszonych przez Neue Freie Presse? Podobieństwo zwiększa się następnie, gdy Figaro powtarza kłamliwą a rozpowszechnioną wiadomość, że Arcybiskup lwowski (łacińskiego obrządku) zakazał duchowieństwu podnosić cnoty i zasługi człowieka, który nie zawsze był wiernym synem Kościoła i którego pochwały głosił Ernest Renan. Przechodząc następnie do innej już materyi, do jubileuszu ministra finansów, zamieszcza korespondent Figara ciekawy ustęp ogólniejszej treści, dziwnie podobny do owej przywiedzionej już przez nas uwagi o praktycznej stronie w charakterze Polaków-idealistów „Pan Dunajewski wydaje mi się wiernym obrazem dzisiejszego Polaka. Nie sądzę, aby był genialnym finansistą, ale – jak wszyscy jego rodacy – jestto niezawodnie człowiek bardzo zręczny w interesach. Przypuszczam, że nie dużo rozmyśla nad odbudowaniem ojczyzny. Polska dzisiejsza nie jest bynajmniej rewolucyjną. Ani Węgry zresztą. Nawet młodzież obu tych krajów już nie jest tak burzliwą. Starzy patryoci z 1849 i 1863 r. nie wywierają żadnego rzeczywistego wpływu: uchodzą za ideologów. Młoda generacya odznacza się przykładną trzeźwością, jest prawie zgrzybiała, zaledwo liberalna, często wręcz do reakcyj skłonna i oddana tylko interesom.”
Dziwnych zaprawdę doczekaliśmy się czasów i żywość polskich uczuć dziwnych znajduje obrońców! Gdzie panuje nienawiść ślepa, tam bezrozumne bywają jej objawy. W słowach tych zdradnych, niezdolnych ukryć myśli, ale fałszujących prawdę, zarzucają nam dziś wiedeńscy dziennikarze spokój i rozwagę, nie pomnąc, co pisali wczoraj, nie wiedząc, że jutro wołać o nie będą, gdyby zawrzala w kim krew ku naszej własnej szkodzie a skrytej ich radości.
I dziwne też te polskie dusze, w których się narodowy fanatyzm z narodową łączyć ma obojętnością.
Szczęściem spotykamy i inne wiedeńskie głosy o Mickiewiczu, jego obchodzie i rodakach. Neues Wiener Tagblatt wyprzedza wprawdzie dzień 4 lipca wstępnym artykułem, zbliżonym w treści do wywodów, które przywiodłem z Neue Freie Presse, ale czy z wiedzą, czy też z winy autora, nie tak doniosłym i świetnym. Wyrażono w nim wprawnie tesame obawy co do rozmiarów obchodu i — niestety, dzięki nieostrożnemu słowu z polskiej strony — obawy przed jakiemś skupieniem w jedno ognisko panslawistycznych i srogich niemieckim ludom żywiołów, ale podniesiono niektóre szczegóły uroczystości z wytworną i miłą nam sympatyą. — „Nowy polski Kardynał, pierwszy, który od upadku polskiej niepodległości na krakowskiej biskupiej stolicy zasiada, pobłogosławi śmiertelne zwłoki Mickiewicza. Kościół chce wraz narodem uczcić wielkiego poetę.” A przedtem: „Zdobywa sobie cześć naród, co ją tak swym śpiewakom oddaje.” I zamiast groźby końcowej, spotykamy tu zachętę w innym tonie: „Jeżeli Polacy, których żal za utraconą narodową samodzielością ocenić i uwzględnić można, jeżeli wysokie swe posłannictwo wobec cywilizacyi i missyę pośrednictwa między Wschodem a Zachodem pojąć zdołają, to mogą, nie porzuając świętego ideału zmartwychwstałej Polski, działać zbawiennie dla ludzkości i własnego narodowego życia. Powinni nie zapomnieć o tem dziś, kiedy czczą pamięć duchowego bohatera i z niezwykłym przepychem poetę między królami grzebią.”
Inny już zupełnie jest ton starej Presse. Pisze ona, co prawda, po obchodzie, odbytym tak poważnie i spokojnie; ale należy podnieść sposób, w jaki odsuwa wszelką myśl ukrytych politycznych knowaniach. W samym fakcie tej pięknej, głośnej uroczystości, widzi wiedeński dziennik wynowną manifestacyę polskich swobód pod austryackiem berłem. Dlatego też nie podnoszono zbyt silnie w Rosyi znaczenia obchodu, zarzucono tym razem wyrzuty i rekrymincye. „Bo — jak wiadomo — nie był Mickiewicz przyjacielem Moskali — i pod tym względem był on artystycznie indywidualnym, ale szczerym wyrazem polskiego narodowego ducha. Sądzimy więc, że zadaleko idą ci, co przypuszczają, że deputacya z Petersburga nawróci Polaków do Rosyan.... Wiedzą równie dobrze nad Newą i nad Wisłą, jak szczerą jest rosyjska deputacya i do jakich ostatecznie doprowadzi skutków. I tu i tam niema pod tym względem zbytniej naiwności albo optymizmu; Rosyanie i Polacy wiedzą wybornie, co dziś sądzić o wzajemnem umiarkowaniu i jego motywach.” I wydaje się naszemu dziennikowi ciekawą rzeczą, że „uważano w tej chwili, po rosyjskiej stronie, za pożyteczne i niezbędne, zapanować nad tradycyjną antypatyą do wszystkiego co polskie, i udać, że na polu poezyi i historyi literatury, usuwają i Rosyanie polityczne względy. A że właśnie od lat stu dwudziestu dowodzi historya niezliczonemi przykładami, iż się w istocie rzecz ma wprost przeciwnie, tem ciekawszą jest spowodowana obchodem Mickiewicza próba zbliżenia się do Polaków.” Dodajmy od siebie, że nabiera ona największego interesu, kiedy się wspomni ogólne zachowanie Rusinów.
Po za tym politycznie zabarwionym artykułem, zamieściła Presse szkic biograficzno-krytyczny w felietonie, odznaczający się wcale poważną znajomością naszej literatury. Z innych notatek, ogłoszonych obecnie o Mickiewiczu, może cudzoziemiec powziąć przekonanie, że jemu zawdzięcza piśmiennictwo polskie początek i istnienie. Pan E. L., który widocznie zna dobrze język polski i zajmował się nawet wpływami Goethego na naszą literaturę, sięga okiem dalej i powołuje się na wiek złoty. „Mickiewicz nie należy bynajmniej do rzędu jednostronnie narodowych śpiewaków. Główną zaletę polskiej poezyi stanowi jej ogólno-europejski charakter. Choć zawsze narodowa, nie zamykała się ona nigdy przed cywilizacyjnemi prądami zachodniej Europy, istniała zawsze jako odrębna cząstka tej całości. Najznakomitszy poeta, najwybitniejszy prozaik „złotego wieku“ (w wieku XVI), Jan Kochanowski i Łukasz Górnicki, stanęli na wysokości swej epoki, jako wytworni uczniowie humanistów, a specyalnie włoskich.” I dalej rozwija się obraz francuskich wpływów, klassycznego obozu, przesuwają się postacie Osińskich, Koźmianów i Kropińskich, a ponieważ najlepiej określa się ludzi i prądy, zbliżając je do znanych już osób i kierunków, przedstawiony jest polski romantyzm w stosunkach swoich do niemieckiej i angielskiej literatury. Ale Mickiewicz wyzwala się z tych wpływów i autor wiedzie nas w epokę tworzenia Pana Tadeusza, do Collège de France, w ostatnie lata niedoli i politycznej akcyi. Posądzamy redakcyę Presse o pięką bezstronność i przypuszczamy, że z pod polskiego pióra musiał wypłynąć ten pełen znajomości polskich stosunków artykuł.
Wiener Allgemeine Zeitung nie wdawała się, o ile wiem, w ocenę politycznej doniosłości obchodu. W odcinku daje natomiast zarys biograficzny wieszcza i tłómaczy, co ten dla Niemców trudny do wymówienia, trudny do pojęcia wyraz „wieszcz” oznacza. „Naród, który wolność utracił i przez cale stulecie kącika na szerokiej ziemi nie znalazł, gdzieby mu było swojsko i dobrze, naród, który w ciągu wieku z bijącem sercem, w pogotowiu do walki na oswobodzenie i odpłatę czekał, taki naród nie mógł się zadowolnić poetami, z którychby każdy nie był prorokiem narodowego zapału i wodzem w walce z tyranami.”
Jeżeli ten ustęp i cały początek artykułu, świadczą o słusznem ocenieniu warunków, wśród których rozwijała się nasza literatura XIX wieku, to zupełną i bardzo miłą niespodzianką była charakterystyka Mickiewicza w Fremdenblatt, podpisana „Ludwig Hevesi, ” nazwiskiem czy pseudonimem, który odtąd z sympatyą i wdzięcznością witać będziemy. Tu już nie życiorys, ale śliczny obraz, zadziwiając, wniknięciem w duszę polskiego poety, zwłaszcza jeżeli rzeczywiście jest dziełem cudzoziemca.... „Mickiewicz to Polska, bo Polska była jego myślą i marzeniem, radością i bólem, sławą i zgonem, Polska, to jego fatum. Jestto poeta nawskróś narodowy, o narodowych celach. Co pięknego i drogocennego znajdzie na szerokim świecie, to wszystko mu służy do ozdabiania świętej swej boleści.... Zdolność cierpienia jest mu wrodzoną, jest szczepu jego spuścizną; wyzyskuje ją w poezyj i w życiu z jakiemś genialnem mistrzostwem, które Eschylos i Rousseau, Byron i Werther kształcili. Z chorobliwą sumiennością zarządza on dziedzictwem narodowej boleści. Potrzeba ojczyźnie jakiegoś potężnego przekleństwa, śmiertelnej groźby, piorunującego oskarżenia — Mickiewicz głos podnosi.... Potrzeba jej snu przyszłości, świetniejszego od rzeczywistości minionych, to tworzy go dla niej Mickiewicz, w ekstatycznym zapale, który szałem się kończy. Osobiste jego przygody są tylko wprawą w cierpieniu, gotującą go zwolna na opowiadacza powszechnych boleści.... Nawet wykłady w Collège de France przemieniały się coraz bardziej w polskie dytyramby i apoteozy, a słynne jego Księgi narodu polskiego i Księgi Pielgrzymstwa, drukowane tylko w celu rozdawania ich rodakom, te, mową dawnych Proroków przemawiające księgi, któreby z Ezeehielem i Danielem oprawić razem można, zapowiadały polskiego Mesjasza, który przyjdzie, bo przyjść musi.... Mickiewicz był to prorok, dla którego w dzisiejszym świecie miejsca niema. „Urodzony w niewoli, okuty w powiciu” – był on jednym z tych proroków, co nad jakiemiś wodami Babilonu wiedzą i na wierzbach muszą wieszać arfy.... Wierzył w czynną działalność potęg nieziemskich.... W marzycielskiej ekstazie ogłaszał uroczyście przyszłość: lipcową rewolucyę i powrót napoleonidów. Dziwne przeczucia nawiedzały go, widzenia ze sfer niepochwytnych. Naiwny mistyk, Oleszkiewiez pociągnął go za sobą młodzieńcem, jak za lat męskich przebiegły mistagog, Towiański.... Wierzył w mechaniczną siłę uczucia wobec faktów i materyalnych przeszkód: należy tylko czuć długo, w tymsamym kierunku, a duchowa potęga nada paryotycznym marom rzeczywistość.... Był to szał narodowy jednego, pozbawionego kraju człowieka, który pięciu swym zmysłom wobec rozpaczliwej prawdy wierzyć nie chce, nie może. Wychowany w religii cudów, jako poeta nieziemskiej siły świadomy, w najwyższym stopniu wierzący, a przytem twórczy, jak w jego szczepie nikt drugi, traci on w bólu poczucie możliwości a niemożliwości i ginie przez tragiczną twórczą potęgę wyobraźni.”
„Ginie, jak naród, z którym jedność stanowił. Ale narody nie umierają, jeżeli się odrodzić umieją. Jedno pokolenie przekazuje drugiemu narodowego śpiewaka, niby pochodnię, która tem silniej świeci, im wkoło noc czarniejsza.
„W królewskim grobie na Wawelu legną 4 lipca zwłoki Adama Mickiewicza. Bo i on był Polski królem, jednym z tych królów, których można wygnać, ale nie z tronu złożyć, i którzy pozostają w kraju, nawet kiedy się ich wygna.”
Wśród wyrwanych przezemnie ustępów tego hymnu — bo p. Hevesi ułożył, chociaż nie wszystkie jego tony są kryształowo czyste — wśród strof przytoczonych, pełno dowodów znajomości poety, zagłębienia się w jego dzieła i koleje. Mickiewicz nie myślał wiele o swej sławie i nie spodziewał się, jak Kochanowski, że go poznają „różnego mieszkańcy świata” — a oto przychodzi do nas od obcych narodów jego pochwała, tak wymowna i piękna, że nie możemy jej bez wzruszenia słuchać. Nie wierzył, aby kto mógł zrozumieć jego pieśni — „czym śpiewak dla ludzi?” — a widzimy, że ją tam w oddali pojęto, jak u nas, i otoczono uwielbieniem. Dary piękniejsze od wieńców składają obce dłonie na nowym grobie poety!
Sympatycznych artykułów, zamieszczonych w dwóch berlińskich dziennikach, w arcykonserwatywnym Deutschas Tagblatt i liberalnym Berliner Tageblatt, nie jesteśmy w stanie podać ani streścić. Natomiast przytoczymy parę ustępów z charakterystyki Mickiewicza, skreślonej przez cenionego berlińskiego krytyka, Maksymiliana Hardena, a ogłoszonej w tygodniku Nation. Poświęcone raczej polityce niż literaturze, walczące stale ze stronnictwem Bismarcka i partyą narodowo-liberalną, zdobywa sobie postępowe to pismo coraz większe koło czytelników. I nasze sprawy nie są mu obce większe kolo czytelników. I nasze sprawy nie są mu obce. Po wypędzeniu Polaków w r. 1886, kiedy ogół pism antirządowych protestował miękko przeciw nieludzkim rozporządzeniom, ogłosiła Nation artykuł ścisle naukowy, przez znakomitego prawnika podpisany, wykazujący szkodliwość i bezprawie tego kroku. Dzisiaj podnosi p. Herden różnicę, zachodzącą między dwiema uroczystościami ku czci Mickiewicza na francuzkiej ziemi. W r. 1867 przy odsłonięciu pomnika w Montmorency zabierają głos mężowie politycznej doniosłości, a miedzy nimi Carnot, ojciec obecnego prezydenta. W r. 1890 „wobec zbratania się Francyi z Rosyą” mówią nad trumną tylko. „Nie należy jednak mniemać — pisze Nation — że skromna ta uroczystość pogrzebowa mniejsze pozostawiła wrażenie. Ernest Renan wypowiedział w swej pozbawionej politycznego charakteru mowie, słowa wzruszające ku czci zmarłego poety, a zadanie, wyrzeczone wobec królewskich honorów, które Polska gotuje swemu największemu i jedynemu wielkiemu poecie, grzebiąc go na Wawelu, zasługuje na najszersze rozpowszechnienie: Vous donnez là une grande leçon d’idéalisme; vous proclamez qu’une nation est une chose spirituelle, qu’elle a une âme qu’on ne dompte pas avec les moyens qui domptent les corps....[5] Adam Mickiewicz przyczynił się do ogromnego rozwoju literatury w swoim naradzie. Gdy przyszedł na świat, nie istniała polska poezya dla Europy: ani makaroniczna poezya po klasztorach, ani nieudolne tłumaczenia klassyków francuskich, nie zdołały zwrócić na siebie większej uwagi. Dopiero Mickiewicz wprowadził naród swój do wszechświatowej literatury, i nie miał już godnego następcy po sobie. Stworzył narodową poezyę i stał się narodowym poetą — oto może najstosowniejszy napis na grobie litewskiego śpiewaka.”... „Mickiewicz chciał przedewszystkiem być Polakiem i tylko Polakiem. Talent jego, do ballady stworzony, różnił się wielce od lekkiego sceptycyzmu Puszkina, Mussetowi pokrewnego poety. Nieszezęścia osobiste i krajowe, rozciągnęły mrok w jego duszy, a gęste kadzidłowe dymy katolicyzmu, skrępowały jego umysł, skłonny do gorącego zapału. Zgodziłby się on raczej z Tołstojem, niż z Puszkinem, w marzycielskim mistycyzmie i tęsknem oczekiwaniu złotych czasów wiary, czasów wszechsłowiańskiej miłości.” Los pozwolił obydwu poetom rozwinąć skrzydła, wkrótce po rozstania się w Petersburgu; dał Puszkinowi parę lat życia i twórczości, aż młodo zginął w pojedynku; dał Mickiewiczowi napisać Pana Tadeusza, nim zamilkł na dwa dziesiątki lat.
„Pana Tadeusza nie bez słuszności porównano z Hermanem i Doroteą; porównanie to wytrzymuje poemat najzupełniej.”
„Na paryskim bruku Śnił poeta, że jest w ojczyźnie, w stronach, gdzie spędził lata młode i według własnego zeznania, to, co widział i słyszał, w księgach swych umieścił. Kraj, w którym każdy szlachcic był kandydatem do tronu, odżył w całej swej malowniczej piękności, mającej w sobie zarodek rozstroju i upadku. Opisy przyrody, pełne niepojętego jedynego w swoim rodzaju uroku, spotykają się z ironicznemi refleksyami, z lekko satyrycznym poglądem i w krótkich, a jednak dziwnie wiernych rysach odwzorowaną jest cała galerya typowych postaci: oto szlachta gotowa do każdej bijatyki pro publico bono, oto urzędnicy goniący za karyerami, jak za modą paniątka, patrystycznym duchem ożywiony żyd Jankiel, sprzeczający się o fraszki doktryner, nawpół Niemiec, Buchman, oto bohaterski żołnierz Dąbrowski wódz tych polskich legionów w służbie Napoleona, z których wyszedł słynny marsz Dąbrowskiego: „Jeszcze Polska nie zginęła, póki my żyjemy.”
„I obie postacie kobiet, występujące w tym tłumie bohaterów i awanturników, są nakreślone delikatnem a pełnem siły i cieniowań piórem. Ze sztucznie podtrzymywaną pięknością, naśladującej paryską modę Telimeny, stanowi wybitny kontrast wdzięk prostej dzieweczki, Zosi. Słusznie zarzucono jednak, że nić tej staropolskiej Iliady jest zbyt nikłą; poemat nie posiada żadnego bohatera.... jest nim właściwie Polska, a losy nieszczęśliwego kraju zdają się symbolicznie przedstawione w owym duszę do głębi poruszającym okrzyku umierającego Jacka Soplicy: „Mnie, com niegdyś, rzec mogę, trząsł całym powiatem” i t. d.
„Adam Mickiewicz nie należał do owych próżnych Polaków, którzy swą narodową żałobę ostentacyjnie nosili po całym świecie i którym bardzo było dobrze z płaczliwem męczeństwem.... Był to uczciwy, prawy i pełen zapału człowiek, a czuć to w najdrobniejszym jego sonecie, w najcichszym dźwięku iście lirycznej jego duszy. Był on poetą, jedynym wielkim poetą swego mało twórczego narodu. Żądnym był patryotycznych czynów, i nie domyślał się pono, że mu się najpiękniejszy z nich udało spełnić: wprowadzenie Polaków do wszechświatowej literatury. Gdyby wskutek uwagi, którą sprowadzenie jego zwłok zwróciło wszędzie na zmarłego poetę, gdyby odnowiło się zajęcie dla jego utworów, to byliby już tam wynagrodzeni Polacy za uczczenie geniuszu, świadczące o cywilizacyjnej dojrzałości narodu”[6].
Ponieważ się w szwajcarskim ukazał dzienniku, w Neue Züricher-Zeitung, wolno tu wspomnieć i artykuł, z pod polskiego wyszły pióra, podpisany przez prof. J. Kallenbacha którego studya nad Mickiewiczem dawno polska oceniła publiczność. A miło przytem zaznaczyć, że jeżeli się i obca ma zainteresować naszym poetą, to ją najprędzej do tego skłonią prace tak piękne i tak umiejętnie do niej zastosowane. Z wielkim taktem, nie zmniejszając bynajmniej głębszych, ogólniejszych rysów charakteru dla czytelników swoich felietonów wykazał p. Kallenbach, co Szwajcarów na zawsze z pamięcią Mickiewicza łączyć winno.
W angielskiem piśmie, Daily Chronicle, zamieszczono list pani Maude A. Biggs, znanej i u nas i w Anglii z przekładów Mickiewicza. Umieszczamy tu niemal w całości charaktrystyczne to pismo, jakkolwiek, podobnie do artykuł w Nation, jest ono niesprawiedliwem dla ogółu literatury naszej:
„Wobec wspaniałej uroczystości, jaka odbywa się obecnie w Krakowie, z powodu złożenia zwłok Adama Mickiewicza w grobach krakowskiej katedry, z przyjemnością spostrzegam, że imię największego poety polskiego nie jest już dzisiaj publiczności angielskiej nieznanem. Wątpię jednakże, czy większość waszych czytelników zdaje sobie sprawę z właściwego znaczenia tej wielkiej manifestacyi. Adam Mickiewie był nietylko głównym i największym poetą, jakiego dotąd wydała Polska, ale zarazem był pierwszym, który dowiódł, że posiada ona odrębną indywidualność literacką: stworzył on niezależną literaturę polską, która była czemś więcej, niż prostem naśladownictwem literatur obcych. Tym sposobem stał się Mickiewicz główną dźwignią niezłomnego narodowego ducha Polski i był przedstawicielem jej niezmiernej żywotności, w epoce, kiedy jej byt polityczny uginał się pod przemocą siły obcej; wiadomo bowiem, że główny okres literackiej twórczości Mickiewicza, wypada z jednej strony na czas usiłowań cara Aleksandra I, skierowanych ku złamaniu i uciemiężeniu narodowości polskiej, wbrew wyrażnym orzeczeniom traktatu wiedeńskiego, z drugiej strony na chwilę podniecenia narodowych uczuć polskich, które znalazło wyraz w rewolucyi 1831 r. Gorący patryotyzm polski i poświęcenie się dla sprawy narodowej, pomimo prześladowań, których Mickiewicz sam stał się ofiarą, było głównym motywem i przewodnią ideą jego dzieł.”
„Ze swego znaczenia politycznego i z czynnego patryotyzmu, Mickiewicz równie dobrze znany jest pomiędzy swymi rodakami, jak ze swej sławy poetyckiej; znany jest i w obcych krajach, jako bojownik wolności, a za swe zasługi przy utworzeniu legionu polskiego, który walczył za wolność Rzymu w r. 1846, uznany został za jednego z siedmiu Conservatori to jest głównych bohaterów Wiecznego Miasta, których popiersia znajdują się w Kapitolu.”
„Jestto poniekąd dziełem przypadku, że utwory Mickiewicza tak mało znane są w naszym kraju, pomimo, że kilkakrotnie tłómaczone były na język niemiecki i na francuski. Główną przeszkodą jest bezwątpienia niezmierna trudność języka polskiego, i ta okoliczność, że dotąd mieliśmy tak mało Anglików, którzyby ocenili pobudki do przezwyciężenia tej trudności. Literatura polska, chociaż stosunkowo świeżej chwały, bo większa część najlepszych dzieł polskich wydaną zostala w ciągu bieżącego stulecia, wytrzymuje porównanie z każdą inną literaturą w Europie, tak co do wartości, jak i pod względem obfitości, a dla nas, Anglików, jest w całem znaczeniu tego słowa bogatą, nieobrobioną kopalnią skarbów”[7]
Z włoskich dzienników nie możemy, niestety, nic przytoczyć, a wiemy, że głosy ich były nam nawskróś przyjazne. Mówi arabskie przysłowie, że największą do tych tchniemy nienawiścią, którycheśmy skrzywdzili; i może dlatego są dzisiaj Włosi jedynym z wielkich ludów Europy, wśród którego może się Polak obracać bez obawy, żre nienawistne słowo przypomni mu niedolę.
Z telegramów, opisujących samą uroczystość, nic będziemy zdawać sprawy. Zgadzają się one wszystkie na to, że dzień był podniosły i piękny, a nastrój dziwnie poważny. Niektóre podają ustępy z mów, zwłaszcza słowa Marszałka. Tu i ówdzie dwie równie fałszywe wiadomości o zakazie kazań w dyecezyi lwowskiej i o ułatwieniu podróży ze strony rosyjskich władz granicznych. — Najdrobniejsze szczegóły roznosił telegraf, np. o proteście kapituły przeciw zbyt wielkiemu katafalkowi w katedrze. Spotykamy tę wiadomość między innemi w paryskiem piśmie Illustration, które podaje i drzeworyt według krakowskich rysunków wykonany, przedstawiający nabożeństwo na Wawelu.
Francuskie pisma przesadzają wspaniałość obchodu. — Monde pisze o dwudziestu tysiącach wieńców, wśród których sto srebrnych. Wartość ich ogólną ocenia na pięćkroć sto tysięcy franków. Widzi na obchodzie Polaków, przybyłych z Ameryki, Azyi i Afryki.
Ażeby się nic bez humorystycznej strony nie obeszło od tego jest w Paryżu Figaro. Mimowolny jego komizm bywa często większym od zamierzonego. Na dowód telegram:
„Kraków 4 lipca. Więcej niż sto tysięcy osób przybyło na uroczystość Mickiewicza. Powszechną zwraca uwagę deputacya literatów petersburskich. Przeszło dwadzieścia tysięcy wieńców będzie złożonych u podnóża pomnika. Nabożeństwo żałobne odprawi kardynał Dunajewski, poczem rabi odmówi na grobie modlitwy za umarłych. Zamierzają zamienić uroczystość na manifestacyę słowiańską wielkiej doniosłości.”
Wyższem wszelako jest jeszcze wyjaśnienie, przesłane N. Reformie przez p. Adolfa Inlendera, wiedeńskiego korespondenta Figara. Oto w redakcyi nie wiedziano, co znam słowa, przesłane jej telegraficznie: „duchowieństwo trzech obrządków” i wytłómaczono sobie, że trzecim obrządkiem musi być mojżeszowe wyznanie. — Zepsulibyśmy żart, dodając komentarze.
Gdybyśmy tu wspomnieli o pragskich dziennikach, obrażonoby się może w Czechach, że głosy z nad Mołdawy o wielkim poecie Słowiańszczyzny zaliczamy do obcych. Niechaj nam jednak będzie wolno uczynić to chociaż względem jednego czeskiego dziennika, Narodni Listy. Prawi on szeroko o słowiańskiej uroczystości, o deputacyj „Russów,“ o ich prawicy skłonnej do zgody. Wie z ust „warszawskiego publicysty, że „Kraków to nasza historya, a życie nasze to Warszawa,“ ale nie podaje skąd ma tak dokładne wiadomości, że tam, gdzie rzeczywiście wre także polskie życie — pomimo „Russów,“ do ugody skłonnych — że tam z każdym rokiem przejmuje się ludność przychylniejszemi uczuciami dla Rosyan.
Ja piszę tylko sprawozdanie z dzienników i po za prasowe stosunki wychodzić dziś nie będę. Nie przypomnę nawet, że gdzie Mickiewicza czytają, obciętego przez nierozumną i brutalną cenzurę, tam wiedzą jednak, kto go tak zeszpecił. Nie będę mówił o tem, przez co sam Mickiewicz więziony i wysłany przechodził, ale nie obrażę może autora owego artykułu, jeżeli go do opisu rządów Nowosilcowa w Wilnie, nakreślonego świeżo piórem Edwarda Jelinka i drukowanego także w Pradze, odeszlę. — Zapytam się jednak tego dobrze poinformowanego dziennikarza, czy go nie dziwi cisza, która o Mickiewiczu w pewnym dużym, bliskim „słowiańskim“ kraju panuje? Leży on od Krakowa tak blisko, że można go ujrzeć z Wawelu, że głos Zygmunta musiał tam dolatywać do polskich dworów w ów jasny ranek pogrzebu. I kraj to tak wielki, że sięga aż gdzieś za Niemen, aż do kolebki Mickiewicza — a żaden głos, w żadnym tamecznym dzienniku, nie podniósł się, chcąc uczcić królewski pogrzeb poety, kiedy z Londynu i Rzymu witano go tak chętnie. Cisza u ludzi zupełna, tam gdzie wołają kamienie. I czyż taka obojętność czeskiego dziennikarza nie dziwi? Alboż nie posiada on dosyć literackiego wykształcenia, aby wiedzieć, jakim silnym krasomówczym efektem może być milczenie? Albo niema on może dosyć duszy, aby w tej ciszy dosłyszał „głos z Litwy“ — „krótki płacz kobiecy i długie nocne rodaków rozmowy?“
- ↑ Charles de Montalembert
- ↑ Por. Świat z 15 lipca 1890. Kilka zmian drobnych zrobiliśmy w przekładzie.
- ↑ Por. Kraj N. 25. Już podczas druku niniejszych uwag doszedł nas obszerny i umiejetnie nakreslony duchowy portret Mickiewicza, podpisany „J. de Kwiatkowski, ” a ogloszony w znanym naukowym tygodniku revue Bleue.
- ↑ Por. Świat z 15 lipca 1890.
- ↑ Vous donnez là une grande leçon d’idéalisme; vous proclamez qu’une nation est une chose spirituele, qu’elle a une âme qu’on ne dompte pas avec les moyens qui domptent les corps.... — Dajecie wielką lekcję idealizmu; głosicie że naród jest rzeczą duchową, że ma duszę której nie poskromimy środkami które poskramiają ciała....
- ↑ Por. Kuryer polski z 18 lipca
- ↑ Por. Nową Reformę z 13 lipca.