Zagłoba swatem/Scena XII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Zagłoba swatem |
Podtytuł | Komedja w jednym akcie |
Pochodzenie | Pisma zapomniane i niewydane |
Wydawca | Wydawnictwo Zakładu Nar. Imienia Ossolińskich |
Data wyd. | 1922 |
Druk | Drukarnia Zakładu Narodowego Im. Ossolińskich |
Miejsce wyd. | Lwów, Warszawa, Kraków |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały tekst Cały zbiór |
Indeks stron |
Na rany Boskie, toż to Zaremba!
(do Cyprjana)
Jakto? Tatar mówi na rany Boskie?
Bo wśród naszych przez piętnaście lat w niewoli był, to się nauczył.
(otwiera ramiona)
Zaremba! mój pobratymiec! Hej! Ktoby tknął tego oficera, każę mu głowę uciąć, a potem huku, puku, szurum, burum, na czworakach chodzić. Jakem Zagł..., jakem Łykaj-bej, chciałem powiedzieć. Wiedzcie, że on mi życie pod Kamieńcem ocalił, a potem my wodę leli na szable i pobratymstwo sobie przysięgali. Święty on dla mnie i wszystko, co jest jego... Szelmą jestem, jeślim zełgał. Pomnisz, Zaremba?
Jakżebym miał zapomnieć, Łykaj-beju...
Tak, my wodę na szable leli, ale to połowa ślubu, który, żeby całkiem dopełnić, trzeba wino lać... Chcesz-li zbratać się ze mną doreszty, Zaremba?
Chcę, zacny Łykaj-beju!
Wina!
Tatar chce wina? toć to muzułmanom nie wolno.
Bo w niewoli był u nas. Dawaj mu waćpan wina, byle dobrego. Może się udobrucha.
Wina czem prędzej, wina z piwnicy! a najlepszego!
Zaremba, wolnyś jest! Łykaj-bej jedną gębę ma i jedno słowo. A jeśli twoja żona wpadnie mi kiedy w ręce, Allah — i ona będzie wolna, a jeśli twój ojciec, albo teść, — Bismillah — i on będzie wolny! i twoja czeladź i twoja majętność! Łykaj-bej jedną ma gębę i jedno słowo!
(do Zaremby)
Ratuj nas!
Dzięki ci, Łykaj-beju! To uczyńże mi łaskę i daruj życie wszystkim w tym domu.
Alboż to twoi krewni?
Krewni — nie!
Bismillah! Albo może chciałeś jedną z tych niewiast za żonę brać?
Tak, chciałem, ale...
Czegoż milczysz, Zaremba? Co? Może cię nie chcieli? Jakem Łykaj-bej, jabym ich, huku, puku, szyku, bzdyku, szurum, burum, hrr! krr! No, mówże, którą chciałeś?
Jedna wrona, bez ogona i t. d.
Co to jest?
Wybacz, beju, te biedne niewiasty widocznie ze strachu dostały pomieszania.
(śmieje się)
Myślałem, że ja tu będę krotochwili powodem, a nie, że sam pękać będę ze śmiechu.
Dawaj je sam! hm, grzecznie wyglądają.
Dobre.
Doskonałe. To będzie z roku... Daj-no jeszcze, bo nie mogę dokładnie poznać, z którego roku...
Wyborne! A ty, Zaremba, nie pijesz? To człowiekowi serca dodaje.
A możeby wam tak całkiem życie darować?
Dobroczyńco! zbawco! Może jeszcze wina?
Zaraz! zaraz! Tak bez niczego to nie można. Trzeba okazji, żeby tak chrzciny, albo wesele, tak, tak. Takie wino wyborne na wesele.
Jagusiu, Marysiu! wina mi lej!
Dębniaczek, zieleniak — dobry olej!
Dowcipu dodaje i afekta płodzi,
Chcesz dziewce wpaść w oko, wypijże dobrodziej!
(szepce im do ucha).
Fe, co znowu? Nie chcę słyszeć.
A waćpan co sobie myślisz? Skoro mamy iść za chana, to wiedz, z kim mówisz.
(gniewnie)
Huku, puku, szyku! bzdyku! A weźcie te czupiradła!
Hm! muszę winem gniew zagasić!
Zaremba! chodź, niech cię uściskam. Tyś szczęśliwy, bo młody. A fortunę jakową masz?
Nie.
No, to nietylko cię uściskam, ale ci się i pokłonię, bom ja turecki poddany, a ty... turecki święty.
Tak-ci jest.
To się ożeń... Bierz jakową gładyszkę, ale z wianem.
Patrz, to ci malina. Bierz ją.
Chciałem... ale...
(dygocąc, do Zaremby)
Bój się Boga! nie gub mnie...!
(groźnie)
Co? co? Może cię nie chciała?
(do Zosi)
Zośka, nie gub mnie!
(z wahaniem)
I to nie...
Więc możeś ty nie mógł pokochać?
Ja? Jabym za nią w piekło!
Więc co u djabła? A może ten stary dziad dać ci jej nie chce?
Nieprawda... nie... to nie ja!
Przecież nie kto inny!
On! Wina! niech gniew zaleję, bo go tu zaraz uduszę. Ha! płomień ze mnie buchnie! Noża, jatagana, powrozów, łuku, strzał, topora, ognia, żelaza, wina!!!
Nie! nie! nieprawda! Wielki wezyrze, to nie ja!
Tureckiemu świętemu ubliżył, przeciw wierze pobluźnił. Noża, jatagana, łyka, ognia, siarki! Huku, puku, szyku, bzdyku! dawaj wina!
Nieprawda! na potęgi niebieskie! Panie Zaremba, Zosiu! Chciałem stałości waszej wypróbować! To było dla próby, nic, tylko dla próby! Ja dla waćpana... Zosia... przemówże za ojcem!
Panie Zaremba, ja się czegoś domyślam... Ale nie męczcie ojca, bo nie wytrzymam.
(wychylił jednym haustem kielich świeżego wina)
No, przecież płomień zalałem. Słuchaj-no, Zaremba. I ja niegdyś w Krymie kochałem się w jednej królewnie murzyńskiej, ale gdy ojciec jej kazał mi ją po drzewach gonić, tego nie chciałem uczynić, bom też nie żadna małpa, jeno szlach... te, jeno bej, z godnej familji Łykajów. Nie, bracie, skoro ci jej nie chcą dać, toć ich błagać nie będziesz.
Cóż robić, oto rycerz! Panie beju! Łaskawco, dobrodzieju, nie namawiajcie go, aby mi dziecko pokrzywdził. Ona go miłuje i on ją... Pomrą z żałości. Nie odmawiajcie! Bądźcie im swatem... połączcie ich...
Naprawdę się tak miłujecie?...
Allah! Bismillah! Niechże wam idzie na zdrowie...
Tak! tak! na zdrowie! Wina, lepszego, niż to! Weselnego!
Jeszcze lepszego!? Weselnego! Ha! jakem Łykaj-bej mięknę, mięknę... Skoro się miłują... Ale sam-że waść o to prosisz, sam sobie życzysz?...
Ja sam chcę, parol szlachecki, ja sam proszę, błagam... Błogosławię!
Skoro tak... Ale waszmościów biorę na świadki, że to nie żaden przymus... Przyjechaliśmy ot, tak sobie kuligiem...
Poco zwlekać? Ksiądz jest właśnie w kaplicy... Boskie zmiłowanie, że jest ksiądz!...
Zaremba, cóż ty na to?
Pobłogosławcie, ojcze!
Z duszy, z serca, błogosławię wam, dziateczki moje. No, prędzej, do kaplicy, do kaplicy!
A przygotować tu wszystko na nasze przyjęcie...