<<< Dane tekstu >>>
Autor Janusz Korczak
Tytuł Zalety — Wady
Pochodzenie Prawidła życia
Wydawca J. Mortkowicz
Data wyd. 1930
Druk Drukarnia Naukowa T-wa Wydawniczego
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ZALETY — WADY

— Powiedz szczerze: czy jesteś porządny, dobry chłopiec?
Odpowiedzi:
— Nie wiem.
— Raz porządny, a raz tak sobie.
— Zdaje się, że porządny.
— Czasem coś mnie skusi.
— Chyba niebardzo.
— Często mi różne warjactwa przychodzą do głowy.
— Sam to nie robię nic złego, chyba że mnie namówią.
Rozumie się, że nie pytam pierwszego lepszego, a tylko wtedy, gdy powie, co myśli naprawdę.
Każdy człowiek ma zalety i wady, każdy inne. Jeden ma więcej zalet, drugi więcej wad. Są wady więcej i mniej dokuczliwe, jawne, lub ukryte. Czasem wada jest bardzo przykra dla otoczenia, czasem dla tego, kto ją ma. Z jednemi wadami łatwo sobie poradzić, z innemi trudno. Czasem niewiadomo nawet, czy coś jest wadą czy zaletą człowieka.
Dlatego niełatwo zrozumieć i poznać prawidła postępowania i poprawy, dlatego na pytanie: „czy jesteś porządny“, trudno odrazu odpowiedzieć.
Ruchliwość, żywość — zalety na lekcji gimnastyki, są wadą podczas arytmetyki, wada w ciasnem mieszkaniu, a zaleta na wsi. Oszczędność jest zaletą, a skąpstwo — wadą; a przecież skąpstwo jest tylko za dużą oszczędnością.
Zaletą jest skromność, ale wadą — nadmierna wstydliwość. Wstydliwość podobna być może do uporu i skrytości, — i nawet dorośli często się mylą. Czasem dobroć jest lekkomyślnością i zamiast pożytku przynosi szkodę: trzeba umieć rozumnie odmawiać, gdy proszą. Ile mają przykrości, którzy pożyczają rzeczy potrzebne, a nawet nie swoje.
— Dlaczego pożyczyłeś?
— Bo prosił.
— Czy nie wiesz, że on zapomina, gubi i nie oddaje?
— Wiedziałem.
— Dlaczego pożyczyłeś nie swoją książkę?
— Prosił, myślałem, że odda.
Samolub nazywa dobroć głupotą i twierdzi złośliwie, że nie warto być dobrym. Przeciwnie, warto i należy przysłużyć się i okazać pomoc, ale trzeba pomyśleć.
Źle jeśli ktoś mało się zastanawia, ale niedobrze, gdy za długo myśli i waha się i nie może się ważyć na czyn. Ufność może być i zaletą i wadą.
Ciekawość i wścibstwo — to wada; ale niedobrze, jeśli kogo nic nie obchodzi, nie interesuje się niczem.
— Eee tam; nie warto, co mi do tego?
Jeden zanadto ceni siebie, drugi za mało. Jest drapieżna ambicja, jest szacowna duma.
Długo mógłbym jeszcze wyliczać, a nie powiedziałbym wszystkiego.
Oto dlaczego w tej plątaninie trudno się połapać. A dodać jeszcze muszę, że nawet dorośli przeszkadzają czasem zrozumieć.
Jeden mówi:
— Chcę, żeby chłopiec był taki, jak ja.
Po pierwsze, młody nie może być taki, jak stary. A po drugie, i ja mam wady i nie chcę wcale, żeby oni mieli podobne.
Drugi mówi:
— Dzieci powinny się słuchać; malec powinien być taki, jak chcę i każę.
Po pierwsze, czy pewien jestem, że zawsze mam słuszność, a po drugie: czy on może, czy choćby chciał, może być taki, jak mnie się podoba. Czy zawsze może być taki?
Dawniej bolało mnie i gniewało najwięcej, jeżeli zrobił coś złego nie łobuz, a właśnie porządny. Mówiłem z wyrzutem:
— Ja ci ufałem. Nie spodziewałem się. Zrozumieć nie mogę. Sam nie wiem, co robić.
Teraz już rozumiem, że nikt nie jest aniołem, i wiem, że należy tylko powiedzieć:
— Staraj się tego nie robić.
Nie należy ani spodziewać się ani żądać zawiele, bo to zniechęca i dobrych i złych.
Jeden mówi rozgoryczony:
— Mnie już nic nigdy nie wolno.
A drugi mówi:
— Nie warto się starać; i tak wszystko na nic.
Każdy musi wierzyć, że może się poprawić, że ma nietylko wady, ale i zalety.
Przekonałem się, że często chłopiec dlatego tylko ma wiele zatargów z otoczeniem i dużo cierpi, bo myśli:
— Jestem zły.
Nie zna dokładnie swych wad, więc nie wie, z czego ma się poprawić.
Mówi:
— Już nigdy tego nie zrobię.
I chce, żeby się odrazu udało i zupełnie i raz na zawsze.
Niezawsze przecież tak bywa. Wpada w gniew.
— Trudno, już taki jestem i taki zostanę.
Albo gorzej jeszcze:
— Jeżeli staram się, a nie pomaga, więc na złość będę jeszcze gorszy. Niech robią, co chcą.
Czasem dostrzega, że nie jest wcale najgorszy, więc pyta się:
— Czego właściwie odemnie chcą? Dlaczego się tylko gniewają?
Często spokojnym łatwo, więc to wzbudza gniew i zazdrość:
— Ciepłe kluski... Laluś... Mamin synek... Pieszczoch... Cicha woda... Beksa.
I cierpi dziecko uczuciowe, a bezkarnie myszkują koledzy z cichemi wadami. A dokuczanie psuje i tych i tych.
Raz, bardzo dawno, przyszła do mnie matka z chłopcem.
— Już dłużej nie mogę wytrzymać! — Nieuk, włóczęga, ulicznik. — Dawniej bicie pomagało, teraz nie.
Ten chłopiec wysłany został zagranicę. Dziś jest sędzią.
Drugi, z którym rodzice nie mogli sobie poradzić, jest nauczycielem gimnastyki. Trzeci marynarzem.
Wiele sami się nacierpieli i wiele rodzicom przysporzyli zmartwień. Teraz jest dobrze.
Trzeba się porozumieć, trzeba się pogodzić. I trzeba przebaczać. Często wystarczy przeczekać.
Nawet najlepsi mają gorsze tygodnie. Jedno się nie powiedzie, a potem wszystko się wali: i w szkole się nie udaje i w domu, i sam człowiek nie wie, dlaczego.
Zauważyłem że chłopcy najwięcej wojują we wrześniu i w maju. We wrześniu pamiętają jeszcze wakacje, swobodę, a teraz trzeba siedzieć w pokoju. Na wiosnę, gdy przyjdą pierwsze dni ciepłe, już tracą cierpliwość, są jakby pijani. Nawet w gazetach się czyta wtedy, że ten i ten uciekł z domu.
Naprawdę nieprzyjemnie czasem, ale mówię:
— Trudno.
Czasem ktoś się bardzo pilnuje: obiecał sobie, że już się poprawi, i udało mu się. Nic złego nie zrobił, nikt się nie gniewał. A pierwsze dnie najtrudniejsze. Już myśli, że tak zostanie, już myśli, że jest jak wszyscy. Zmęczył się tem staraniem. Bo podczas próby poprawy unika się zabawy, więcej się siedzi nad książką, unika się wszystkiego, żeby coś się nie stało. I oto nagle katastrofa. Znów! Wtedy przychodzi właśnie najgorszy tydzień.
Znałem chłopca, który się bił, czasem po dwa i trzy razy dziennie. Nie mógł dać sobie rady z tą wadą. Poradziłem:
— Bij się raz dziennie.
Zgodził się. Miał silną wolę.
Założyliśmy się o dwa cukierki na tydzień:
— Jeżeli nie będziesz miał więcej, niż siedem bójek, ja tobie dam na tydzień dwa cukierki, jeżeli przegrasz, ty dajesz.
Tak trwało cztery miesiące.
Z początku zakładaliśmy się tylko o bójki w domu, potem w domu i w szkole. Z początku o 7 bójek, potem o 6, o pięć, o cztery, trzy, dwie, jedną bójkę na tydzień. Wreszcie o zero, ani jednej. Potem zaczął się zakładać o kłótnie.
Pamiętam jego ostatnie zwycięstwo.
Stał wtedy na schodach. Akurat inny chłopiec zbiegał szybko i potrącił, więc go odepchnął. Ale tamten też kogut: pchnął. — A on: zaczerwienił się, zmarszczył brwi, zagryzł wargi, zacisnął pięść. To trwało chwilę. Nagle zerwał się, pędem zbiegł ze schodów prosto na podwórze. Tam długo stał, czekał aż się uspokoi.
Kiedy nadszedł dzień naszego zakładu, powiedział z uśmiechem:
— O włos byłbym przegrał; już mało się nie pobiłem.
Teraz ten chłopiec jest już dorosły; powiada, że dzięki zakładom odzwyczaił się od bójek.
Takich zapisanych w moich zeszytach zakładów jest już chyba 50.000, takich zakładów mam co tydzień z różnymi chłopcami i dziewczynkami 50 i więcej. — Tu nie o cukierki chodzi, a o zwycięstwo.
Zakładają się, żeby wstawać zaraz po obudzeniu, żeby się myć porządnie, żeby się nie spóźniać na posiłki, żeby czytać co dzień 15 minut, żeby się nie wyrywać w szkole, żeby nie stać w kącie, żeby nie zapominać, nie gubić, żeby nie wtrącać się, nie zaczepiać, nie dokuczać, nie przezywać, żeby z kimś nie rozmawiać, żeby codzień starannie przepisać pięć wierszy, żeby myć zęby. — Żeby coś robić albo czegoś nie robić.
Trudno odzwyczaić się od kłamania. Jeżeli ktoś często kłamie, zaczyna od czternastu kłamstw na tydzień (po dwa razy dziennie).
No tak: ale kto sprawdza czy nie oszukują? — Nikt: przecież może wymówić, ile chce, żeby wygrać.
— W zeszłym tygodniu wymówiłeś 14 kłamstw, a na ten tydzień siedem: czy nie za mało?
— Wystarczy.
— A czy ci trudno nie kłamać?
— Z początku było bardzo trudno.
A oto moje doświadczone prawidła:
1. Jeżeli trudno, nie poprawiać się odrazu, lecz stopniowo.
2. Wybrać na początek jedną tylko, łatwiejszą wadę, z nią naprzód zrobić porządek.
3. Nie zniechęcać się, jeżeli długo niema poprawy, albo nawet z początku pogorszenie.
4. Nie wymawiać za mało, brać tyle, żeby wygrać.
5. Nie cieszyć się zanadto, jeżeli się odzwyczai odrazu, bo łatwo leczą się wady nabyte, a trudno — wrodzone.
Przez robienie, czego się nie lubi i nie robienie do czego się przyzwyczaiło, — hartuje się wolę. A to jest najważniejsze. Być panem swoich rąk, nóg, języka, myśli.
Są ludzie, którzy za surowo sądzą siebie, to jest niedobre, są tacy, którzy za wiele i za prędko sobie przebaczają — też źle. Są ludzie, którzy nie znają swoich zalet i wad — powinni je poznać.
— Gnoti seauton, — powiedział mędrzec grecki: znaj siebie!



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Henryk Goldszmit.