Zasłużona kara
Dane tekstu | ||
Autor | ||
Tytuł | Zasłużona kara | |
Podtytuł | Powiastka | |
Pochodzenie | Skarbnica Milusińskich Nr 53 | |
Wydawca | Wydawnictwo Księgarni Popularnej | |
Data wyd. | 1933 | |
Druk | Sz. Sikora | |
Miejsce wyd. | Warszawa | |
Ilustrator | anonimowy | |
Źródło | Skany na Commons | |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI | |
| ||
Indeks stron |
SKARBNICA MILUSIŃSKICH
pod redakcją S. NYRTYCA.
E. KOROTYŃSKA
ZASŁUŻONA KARA
POWIASTKA
z ilustracjami
WYDAWNICTWO
KSIĘGARNI POPULARNEJ w WARSZAWIE Druk. Sz.Sikora
Printed in Poland.
|
Feluś był dobrym chłopcem. Uczył się pilnie, słuchał rodziców i nauczycieli, dla każdego usłużny i miły cieszył się ogólną sympatją.
Jedno mu tylko można było zarzucić, a to jedno wypływało nie tak ze złego serca, jak z braku zastanowienia i lekkomyślności.
Dręczył czasem stworzenia, zapominając o tem, że i one cierpią i one czułe są na ból i razy.
Zwracała mu matka uwagę na to, że muchę, motyla, liszkę, psa i wogóle wszystkie stworzenia boli jak i człowieka, ale roztrzepany chłopak zapominał o przestrogach i bezmyślnie dręczył biedne stworzenia.
Pies Azor kochał swego młodego pana i choć wykrzywiał nieraz boleśnie swój pyszczek, pozwalał na znęcanie się nad uszami lub ogonem i nigdy nie ugryzł chłopca.
Kury dziobały Felka po rękach, gdy je za skrzydła w górę unosił i krzyczały tak przeraźliwie, że zjawiał się zwykle ktoś, co wydzierał je z rąk chłopca.
Dziobanie to nie sprawiało bólu, więc Feluś powtarzał często te kurze zabawy, śmiejąc się i mówiąc: — Skub! skub! nic mnie nie boli, kwoko czubata!...
Raz zaczepił gęsiora, ale gdy ten biegł za nim, uciekł, udawało mu się zawsze kary uniknąć i dlatego w dalszym ciągu z bezbronnemi stworzeniami wojował.
Razu pewnego przyjechała ciocia Felusia i opowiadała, że przyplątała się do jej domu bardzo ładna szara pręgowata kotka, ale, że wyjeżdża teraz na kilka miesięcy na kurację do wód, nie wie, co z nią zrobić.
I zapytała mamusię Felka, czy nie zna kogoś, coby przyjął tę kotkę, a w ostateczności, choćby tylko na czas jej wyjazdu.
— Zabrałabym ją do siebie z powrotem, — mówiła ciocia — aby teraz, bo cóż z nią pocznę?
— Felusiu! — zawołała matka — chodźno tu chłopcze!
— Jestem, mamusiu! — odpowiedział Felek, stając przy matce — słucham.
— Idź, dziecko, do pani Szarskiej, naszej sąsiadki i spytaj czyby nie wzięła kota? Jest do zabrania, ciocia wyjeżdża, chciałaby go gdzie oddać w dobre ręce...
— Mamusiu! ach! mamusiu! — zawołał Feluś, rzucając się matce na szyję — weź go do nas! Przecie kota nie mamy... Mamusieczko jedyna, droga...
— A na cóż nam kot? Myszy nie mamy...
— Widziałem mamusiu taką dużą starą mysz pod spiżarnią... to pewnie ma i dzieci...
— Chociażby i tak było, jak mówisz, to nie chciałabym mieć w domu drapieżnego stworzenia.
Lubisz dokuczać zwierzętom, a kot nie żartuje, podrapie ci twarz, ręce, gdy go targać zaczniesz za ogon lub uszy, jakto robisz z Azorem... może cię jeszcze oślepić...
Wolę go nie brać do domu...
— Ach! mamusiu! ani tknę kota będę go bardzo pieścił i głaskał, ja tak lubię kota... Weź go mamusiu...
— Wezmę, ale pamiętaj go nie dręczyć...
— Zobaczysz mamusiu, że wciąż będziemy w zgodzie! — zawołał uradowany Felek...
Wieczorem tegoż dnia wyjechała ciocia z Felusiem, a na drugi dzień wieczorem i Felek i ładna pręgowata jak tygrys kotka, byli już w domu.
Felek czuł się nad wyraz szczęśliwy. Miał śliczne potulne zwierzątko i marzenia jego zostały spełnione.
Zawiązał jej na szyi błękitną wstążkę, którą to ozdobę z niewielkiem przyjęła zadowoleniem.
Kręciła głową, szamotała się i o mało co nie udało się jej pozbyć cisnącej jej szyjkę wstążki.
Razu pewnego, rodzice Felka wyjechali z wizytą do znajomych, pozostawiając synka na opiece starej niani i służącej.
Zostawiono mu trochę słodyczy na otarcie łez i wyjechano.
Feluś zjadł odrazu wszystkie czekoladki, jakie mu pozostawiono, poczem poszedł do kuchni, aby mu niania opowiedziała bajkę o królu, który kazał chłopcu przebić skały, czemu przeszkadzali bardzo karzełkowie.
Niania zaczęła mówić: — Był król, miał duże państwo, ale było w nim wciąż ciemno i przyszli mędrcy i poradzili, żeby młody chłopak Olaf przebił otaczające skały...
— Ech! to za nudne i zresztą już to słyszałem!
Powiedz mi o czem innem...
— A więc o czem? Może o księciu Gołopięckim na Gołoszyszkach, co to miał kota mądrego?
— Mów! mów, nianiu! lubię słuchać o kotach... Zaczynaj!
I przytuliwszy główkę do niani czekał.
— A więc, było tak: Był młynarz, miał dwóch synów, jeden pracowity, drugi leniwy.
Leniuch miał kota i wciąż się z nim bawił — nie robił nic.
— Ja przecież uczę się i sprzątam w swoim pokoiku, nie tylko bawię się kotem! — zawołał Felek, wskakując z siedzenia.
— A któż mówi, że to ty byłeś tym leniuchem? — odparła niania — mówię o synu młynarza z bajki.
To był bardzo mądry kot, przez niego został on księciem...
— Taak? A! dobrze, że wiem, to i mój kot musi mnie zrobić księciem...
— Janek kupił mu buty...
— Buty? poco kotowi buty?
— Żeby mógł chodzić daleko i szukać pożywienia...
— Dobrze! I ja mojej kotce kupię buty. Wybiorę pieniądze z puszki i będzie... Dosyć nianiu już tych bajek! Idę do kotki rozmówić się z nią!
I pobiegł w podskokach do pokoiku, w którym sądził, że znajdzie swą kotkę.
Ale kotka była właśnie z wizytą u sąsiadów, gdzie zawarła znajomość z kotem Mruczysławem, pięknym popielatym kociakiem, który zabawiał ją przeróżnemi skokami i figlami bez przerwy.
Teraz właśnie, gdy kotka ułożyła się zgrabnie do snu, umyślił przeskakiwać przez leżącą...
Robił to tak lekko i zręcznie, że kotka nie przestawała drzemać, pozwalając na figle ulubionemu kotkowi.
Feluś, wbiegłszy do swego pokoju, wołać począł i szukać, a nie znalazłszy nigdzie, wiedział gdzie szukać nicponia.
— Przepraszam panią, — zapytał grzecznie sąsiadki, stojąc na progu jej mieszkania, — czy niema tu mojej kotki?
— A jakże! jest, jest! proszę zobaczyć, co oni tu wyprawiają... kotce samej smutno, jemu także, więc się schodzą i dokazują...
Feluś postał, popatrzał na figle kocie, ale że mu pilno było zostać księciem, więc zabrał kotkę do domu.
Posadził ją na krzesełku i mówi:
— Ej, ty kociura, słuchaj co ci powiem!
A, że kotka, zamiast obrócić się pyszczkiem do swego pana, rozłożyła się w wręcz przeciwny sposób, więc Feluś użył tego rodzaju zmuszenia do uległości, jaki się kotom zazwyczaj nie bardzo, a nawet wcale nie podoba.
Złapał za ogon i uszczypnął w jego koniuszek.
Kotka miauknęła z bólu i momentalnie obróciła się w sposób właściwy do swego dręczyciela.
— Aha! zrozumiałaś nareszcie, że masz pyszczkiem być ku mnie obrócona i słuchać!... ej ty kocie utrapiony!...
Kotka była obrażona, nawet zła. Uszy zazwyczaj sterczące i czujne wydłużyła, kładąc je płasko na szyi, oczy zabłyszczały gniewem i poczęła mruczeć, poruszając wąsami.
Z nią nikt dotąd nie postępował w podobnie niegrzeczny sposób!
Stanęła na krześle i gotowa była do walki.
— Słuchaj! — grożąc jej i uderzając palcem po nosku, mówił Felek — nie można być dalej darmozjadem, musisz mi się wywdzięczyć za pożywienie i kąt dany... Rozumiesz, ty tygrysico?
Masz mnie zrobić księciem, jak ten kot w bajce... kupię ci buty cichostępy, czerwone, jak twój nosek, a ty mi za to wystarasz się o posiadłość książęcą...
I mówiąc to, coraz uderzał po pyszczku koteczki, której cierpliwość dobiegała już końca.
Złym pomrukiem dawała znać o swem niezadowoleniu i gdyby Feluś pamiętał w tej chwili o przestrogach matki i o swem przyrzeczeniu, zaprzestałby napewno swych bolesnych figlów. Ale Feluś w takich chwilach, kiedy mu się chciało zabawić, o wszystkiem zapomniał...
Tak było i teraz.
Kotka mruczała zjadliwie w obronie swego pyszczka, więc Feluś zaczął jej wymyślać i grozić, wreszcie złapał za mordkę, przycisnął jej uszy i kazał patrzeć i słuchać.
Łapa kotki najpierw oparła się na rękawie Felka, potem sięgnęła w swej obronie ku rączce i gdy Feluś w uniesieniu podniósł piąstkę i machnął po głowie zwierzątka, wysunęły się ostre pazurki i rozległ się krzyk bólu i przestrachu psotnego chłopca.
W jednej chwili wypuścił z rąk swą ofiarę i w tył się cofnął...
A kotka? Jako zwyciężczyni ale i winowajczyni w mniemaniu Felusia, który nie rozumiał, że i zwierzę cierpi i może stanąć w swojej obronie — czemprędzej jednym skokiem umknęła z pokoju. Nie gonił jej podrapany boleśnie chłopiec, bał się pazurów, które go aż do krwi poraniły.
Wymyślał tylko kotce od obrzydłych kociurów, bandytek, zbrodniarek i szlochał, zwłaszcza gdy widział na ręku ślady zadrapania i krew. A tu jeszcze nie było się przed kim skarżyć...
Niania poszła na strych wieszać bieliznę, służące, korzystając z nieobecności państwa porozchodziły się do znajomych.
Na szczęście dał się słyszeć turkot powozu, to rodzice wracali z wizyty.
Feluś wiedział, że mamusia jak tylko się rozbierze z okrycia przyjdzie do jego pokoiku.
To też ułożył minkę jaknajboleśniejszą i gdy weszła rzucił się do niej z płaczem, pokazując podrapaną rękę.
— Musiałeś ją drażnić, — odparła matka, wysłuchawszy skarg jego na kotkę. — Ostrzegałam cię i nie miałam chęci brać jej do nas, bo wiem, że lubisz dręczyć zwierzęta.
Będziesz miał naukę na przyszłość, a tymczasem zapamiętaj, że pies ma zęby, a kot pazury ku obronie i że karać dręczycieli ma prawo.
Chodź, owinę ci rączkę, a nie miej złości do kotki, bo bronić się każdy powinien.