Zdrowy rozsądek/IV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Zdrowy rozsądek |
Wydawca | nakładem tłumaczki |
Data powstania | 1776 |
Data wyd. | 2016 |
Tłumacz | Teresa Pelka |
Tytuł orygin. | Common Sense |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Nie widziałem się nigdy z nikim, czy w Anglii czy Ameryce, kto by się nie przyznał do opinii, że między krajami do separacji i tak dochodzi, jak nie w jednym czasie, to w drugim: a do tego w niczym nie okazaliśmy mniej dobrego osądu, niż podejmując się opisu, jak to nazywamy, dojrzałości czy też zdolności Kontynentu do niepodległości.
Jako że wszyscy dopuszczają środek, a różnią się jedynie w opinii o czasie, poweźmy, aby omyłki usunąć, ogółem spraw zbadanie; a podejmijmy się, o ile to możliwe, czas właściwy znaleźć. Ale nie musimy dalece się zagłębiać. Dochodzenie zaraz się zatrzymuje, bo czas znalazł nas. Ogólna zbieżność, chwalebna spójnia spraw, dowodzi tego faktu.
Nie w liczbach, ale w zjednoczeniu jest nasza wielka siła; teraźniejsze nasze liczby są wystarczające aby odepchnąć wojska z całego świata. Kontynent ma, o tym czasie, największy korpus uzbrojonych i zdyscyplinowanych ludzi o wszelkich pod Niebem uzdolnieniach; a osiągnął to usposobienie siły, przy którym żadna pojedyncza kolonia nie jest w stanie się utrzymać, ale całość, kiedy zjednoczona, może sprawę uskutecznić, a być w tym bardziej lub mniej śmercionośną. Nasza siła lądowa jest już wystarczająca, a co do spraw marynarki, nie możemy być obojętni na to, że Brytania nigdy nie ścierpiała ażeby amerykański statek wojenny został zbudowany, kiedy kontynent był w jej rękach. Takowoż, tak się teraz mamy, że nie zrobiliśmy postępu przez jakie sto lat w tej branży, ale prawdą jest, że pewnie jeszcze trochę gorzej, bo drewna krajowego stale ubywa, a to co pozostanie, będzie daleko bądź trudne do uzyskania.
Gdyby Kontynent był mieszkańcami tłoczny, jego cierpienie w obecnych okolicznościach byłoby nieznośne. Im więcej byśmy mieli morskich miast portowych, tym więcej byśmy mieli do obrony, a i utraty. Nasze obecne liczby tak są szczęśliwie proporcjonalne do naszych potrzeb, że nikt nie musi być bezczynny. Umniejszony handel starcza na armię, a potrzeby armii tworzą nowy handel.
Długów wtedy nie mamy; a cokolwiek uda się nam zakontraktować na ten rachunek będzie chwalebnym memento naszego waloru. Jak damy radę zostawić potomnych z ustanowioną formą rządu, z niezależną konstytucją, taki zakup będzie tani w każdej cenie. Ale wydawać miliony żeby uchylić parę niegodziwych uchwał, a posłać w drogę obecnego mandatariusza jedynie, nie jest warte kosztu, a potomnych używa z najwyższym okrucieństwem, bo zostawia ich z wielką pracą i długiem na karku, z czego korzyści żadnej mieć nie będą. Takie myślenie niewarte jest człowieka honoru, a jest prawdziwie charakterystyczną cechą małego serca politycznego płotki.
Zaciąganie długu nie zasługuje na naszą rozwagę, o ile ta praca miałaby pozostać nieukończoną. Naród nie powinien być bez długu. Dług narodowy to narodowa obligacja; a jak nie przynosi procentu, nie jest to sądowa skarga. Brytanię przypiera dług ponad stu czterdziestu milionów szterlingów, za który płaci ponad cztery miliony odsetek. Ale jako kompensatę za ten dług, ma ona dużą marynarkę wojenną; Ameryka nie ma długu i nie ma marynarki, jednak za dwudziestą część długu narodowego Anglii mogłaby marynarkę mieć, tak samo dużą. Angielska marynarka wojenna nie jest warta, w czasie obecnym, więcej niż trzy i pół miliona szterlingów.
Pierwsza i druga edycja tego pamfletu zostały wydane bez następujących kalkulacji, których teraz się dostarcza na dowód, iż powyższe oszacowanie marynarki jest właściwe; por. Entick, „Historia marynarki”, Wprow. s. 56.
Koszt budowy statku każdej z klas, a uposażenia go masztami, rejami, żaglami i takielunkiem, oraz proporcją ośmiomiesięcznych zapasów bosmańskich i ciesielskich, jak policzył pan Burchett, Sekretarz Marynarki Wojennej.
Za statek o 100 lufach: 35 tysięcy 553 funty szterlingi, £.
90 luf — 29.886 £
80 luf — 23.886 £
70 luf — 17.785 £
60 luf — 14.197 £
50 luf — 10.606 £
40 luf — 7.558 £
30 luf — 5.846 £
20 luf — 3.710 £
A stąd łatwo podsumować wartość, czy też raczej koszt całej brytyjskiej marynarki wojennej, która w roku 1757, w największej swej chwale składała się z takowych statków i broni: statków 6, luf 100, koszt jednego 35.553 £; koszt wszystkich 213.318 £.
12 — 90 — 29.886 £ — 358.632 £
12 — 80 — 23.638 £ — 283.656 £
43 — 70 — 17.785 £ — 764.755 £
35 — 60 — 14.197 £ — 496.895 £
40 — 50 — 10.606 £ — 424.240 £
45 — 40 — 7.558 £ — 340.110 £
58 — 20 — 3.710 £ — 215.180 £
85 szalup, bomb, brulotów, wespół za 2 tysiące, w sumie 170 tysięcy. Koszt: 3.266.786 £. Na broń zostaje 233.214 £. Suma: 3.500.000 £.
Żaden kraj na globie nie jest tak szczęśliwie sytuowany, a wewnętrznie zdolny wystawić flotę, jak Ameryka. Dziegieć, drewno, żelazo i olinowanie to jej naturalne produkty. Niczego z zagranicy nie potrzebujemy. Holendrzy tymczasem, którzy duże profity mają z odnajmowania swoich statków wojennych Hiszpanom i Portugalczykom, muszą importować większość materiałów których używają. Powinniśmy mieć budowanie floty za działalność gospodarczą, bo to naturalny przemysł tego kraju. To nasza najlepsza waluta. Marynarka jest warta więcej niż jej koszt. A czy nie jest mile, w narodowej polityce, łączyć gospodarkę z obroną. Budujmy; jak ich nie będziemy chcieć, sprzedamy, a będziemy wymieniać papierowy pieniądz na gotowe złoto i srebro.
Co do obsady floty załogą, zdarza się generalnie duża pomyłka; nie trzeba, żeby jedna czwarta była żeglarzami. Straszliwy prywatjer, kapitan Śmierć, wytrzymał zeszłej wojny najgorsze zaczepki, od każdego statku, a nie miał nawet dwudziestu żeglarzy na pokładzie, chociaż całkowita obsada była ponad dwustu ludzi. W zwykłej pracy na statku, kilku zdolnych a towarzyskich żeglarzy szybko instruuje wystarczającą liczbę aktywnych mężczyzn z lądu. Takowoż, nie będziemy bardziej zdatni zacząć morskie sprawy niż teraz, kiedy drewno jest w stałej dostawie, łowiska pełne, a żeglarze i budowniczy statków bez pracy. Czterdzieści lat temu budowano w Nowej Anglii statki o siedemdziesięciu czy osiemdziesięciu lufach, dlaczego by teraz nie tak samo? Budowanie statków jest Ameryki dumą największą i w tym, o czasie, prześcignie ona świat. Wielkie imperia Wschodu głównie są lądowe, a co za tym idzie, niezdolne z nią rywalizować. Afryka jest w stanie barbarzyńskim; a żadna siła w Europie nie ma takiej rozciągłości wybrzeża, ani takich wewnętrznych zasobów materiałów. Gdzie natura dała jedno, tam poskąpiła drugiego; tylko Ameryce była szczodra w obydwu. Rozległe imperium Rosji jest prawie od morza odcięte; takowoż jej bezkresne lasy, jej dziegieć, żelazo i olinowanie są jedynie artykułami handlowymi.
Wedle bezpieczności, czy powinniśmy być bez floty? Nie jesteśmy teraz tym małym narodem, którym byliśmy sześćdziesiąt lat temu; mogliśmy wtedy ufać naszym mieniem ulicom, czy raczej polom; a spaliśmy spokojnie, bez zamków i zasuw w drzwiach i oknach. Teraz jest inaczej, a nasze metody obrony powinny stawać się lepsze w miarę powiększania własności. Zwykły pirat, dwanaście miesięcy temu, mógł był podpłynąć Delaware, a poddać miasto Filadelfię opłacie na sumę jaka mu się podobała; a to samo mogło się zdarzyć w innych miejscach. Mało tego, śmiałek w brygu z czternastoma czy szesnastoma sztukami broni, mógłby ograbić cały Kontynent, a wynieść z pół miliona w pieniądzu. Takie są okoliczności, które wymagają naszej uwagi, a wskazują na konieczność ochrony przez marynarkę wojenną.
Niektórzy może powiedzą, że po tym jak się pogodzimy z Brytanią, będzie nas ona chronić. Ale czy moglibyśmy myśleć tak niemądrze, żeby dać jej trzymać marynarkę w naszych portach? Zdrowy rozsądek powie nam, że siła która przedsięwzięła uniżenie nas, jest ze wszystkich najmniej właściwą, by nas bronić. Podbój może być dokonywany pod pozorem przyjaźni; a my, po długim i dzielnym oporze, możemy zostać oszukani i zniewoleni. A jeżeli nie przyjmować jej statków w naszych portach, pytałbym, jak miałaby nas bronić? Marynarka trzy bądź cztery tysiące mil daleko, mało się może przydawać, a w nagłej potrzebie wcale. Takowoż, jeżeli i tak musieć będziemy siebie chronić, dlaczego nie zrobić tego sami dla siebie? Dlaczego robić to dla innych?
Lista angielskich statków wojennych jest długa i straszy, ale mniej niż co dziesiąty jest w dyspozycji do służby, czego dokładnie się nie wylicza; ich nazwy jednak dalej pompatycznie umieszcza się na liście, choćby ze statku pozostawała byle klepka: a dla mniej niż jednej piątej z tych co się do służby nadają, stale są części zapasowe na placówkach. Wschodnie i Zachodnie Indie, Morze Śródziemne, Afryka i inne części świata nad którymi Brytania rozciąga swoje roszczenia, wymagają dużego udziału jej marynarki. To z mieszanki uprzedzenia i nieuwagi nabyliśmy fałszywego pojęcia o angielskiej marynarce, a mówiliśmy jak byśmy z całą musieli mieć na raz do czynienia, a stąd zakładaliśmy, że potrzebujemy tak samo dużej; że nie było to od razu możliwe praktycznie, przebrani Torysi odradzali nasze w ogóle w tym zaczynanie. Nic dalszym od prawdy być tu nie może; gdyby Ameryka miała jedną dwudziestą siły morskiej Brytanii, dalece by przewyższała wymogi na godnego przeciwnika; ponieważ nie mamy i nie rościmy sobie obcych dominiów, cała nasza siła byłaby zaangażowana na naszym wybrzeżu, gdzie na dłuższą metę moglibyśmy mieć podwójną przewagę nad tymi, co by musieli trzy albo cztery tysiące mil płynąć, zanim by nas mogli zaatakować, a na tę samą odległość wracać, żeby uzupełnić niedobory i rekrutować. A chociaż z racji floty Brytania ma w szachu nasze drogi handlowe do Europy, my jej do Zachodnich Indii tak samo mamy, co ze względu na bliskość, zupełnie od sprzyjania naszego Kontynentu zależą.
Jakąś metodę trzymania siły morskiej na czas pokoju można znaleźć, jeżeli nie uważalibyśmy za konieczne utrzymywać marynarkę zawodową. Premie jak by dawać kupcom, aby budowali i zatrudniali statki z dwudziestoma, trzydziestoma, czterdziestoma, czy pięćdziesięcioma lufami (premie w proporcji do straty na nośności), pięćdziesiąt czy sześćdziesiąt takich statków, z paroma tylko strażnikami w stałej służbie, byłoby wystarczającą siłą, a to bez obciążania się złem na które tak się w Anglii uskarżają, że cierpią jak ich flota w czasie pokoju gnije w dokach. Jednoczenie gospodarczej i obronnej muskulatury to zdrowa polityka, bo jak nasza siła i nasze bogactwa idą ręka w rękę, nie musimy się obawiać zewnętrznego wroga.
Obfitujemy w prawie każdy artykuł obronny. Konopie kwitną wręcz wybujale, więc nie brak nam wyrobów powroźniczych. Nasze żelazo jest lepsze niż innych krajów. Nasze małe uzbrojenie równe sortem każdemu na świecie. Armat możemy robić do woli. Saletrę i proch codziennie produkujemy. Nasza wiedza polepsza się z godziny na godzinę. Stanowczość jest naszą rdzenną cechą, a odwaga nigdy nas nie opuściła. Czegóż więc nam brak? Dlaczego się wahamy? Od Brytanii nie możemy się spodziewać niczego prócz ruiny. Jeżeli jeszcze raz ją przyjmiemy do rządu Ameryki, Kontynent nie będzie wart zamieszkania. Zawsze pojawiać się będą animozje; stale będziemy mieć powstania; kto je będzie tłumić? Kto narazi swoje życie, żeby krajan redukować do posłuszeństwa obcym? Spór między Pensylwanią a Connecticut, w sprawie nielokowanych ziem, ujawia brak prestiżu brytyjskiego rządu, a zupełnie dowodzi, że nie tylko autorytet Kontynentalny da radę regulować Kontynentalne sprawy.
Następnym powodem żeby czas teraźniejszy preferować jest to, że im mniejsza nasza liczba, tym więcej lądu pozostaje niezamieszkanym, a może on, zamiast zostać rozdanym przez króla jego bezwartościowym utrzymankom, użyty nie tylko dla spłaty współczesnego długu, ale dla ciągłego wsparcia rządu. Żaden naród pod Niebem nie miał nigdy takiego atutu
.
Młodzieńczy stan kolonii, jak jest to zwane, nie sprzeciwia się bynajmniej, a jest argumentem za niezależnością. Jesteśmy wystarczająco liczebni, a gdybyśmy byli bardziej, moglibyśmy mniej być zjednoczeni. Warto zaobserwować, że im bardziej kraj jest zaludniony, tym mniejsze ma wojska. W liczebności wojsk, starożytni znacznie przewyższali ludzi obecnie, a powód jest jasny: jako że konsekwencją zaludnienia jest handel, ludzie stają się zbyt nim zaabsorbowani aby poświęcać uwagę czemuś innemu. Działalność gospodarcza mniej miejsca zostawia dla ducha patriotyzmu i wojskowej obrony. A historia wystarczająco nas informuje, że najodważniejszych z osiągnięć dokonano w wieku niedojrzałym narodu. Ze wzrostem działalności gospodarczej, Anglia straciła ducha. Miasto Londyn, bez względu na swą liczebność, ulega stale obelgom z cierpliwością tchórza. Im więcej ludzie mają do stracenia, tym mniej szukają ryzyka. Ludzie bogaci ogółem są zniewoleni strachem, a ulegają sile dworskiej z drżącą dwulicowością spaniela.
Czasem na ziarno dobrych obyczajów jest młodość, u ludzi jak narodów. Za pół stulecia, mogłoby okazać się trudnym, jeśli nie niemożliwym, powołać Kontynent do życia pod jednym rządem. Rozległe różnice interesów, którym sposobność dają handel zarówno jak zaludnienie, doprowadziłyby do konfuzji. Jedna kolonia byłaby przeciw drugiej. Każda będąc sprawną, gardziłaby pomocą drugiej: a podczas gdy próżni i głupi czerpaliby chwałę ze swego wyróżnienia, mądrzy by lamentowali, że unii nie uformowano przedtem. Takowoż czas obecny jest prawdziwie czasem by ją ustanowić. Zażyłość z lat niedojrzałych, a przyjaźń zawarta w biedzie, są ze wszystkich najbardziej trwałe i niezmienne. Nasza obecna unia naznaczona jest obiema tymi charakterystykami: jesteśmy młodzi i obłożono nas strapieniem; ale nasza zgodność przetrwała nasze kłopoty, a przygotowuje potomnym pamiętne ramy, by czerpali chwałę.
Czas obecny jest też czasem szczególnym jako ten, który się dwa razy narodowi nie zdarza, to jest, czasem aby uformować się w ustroju. Wiele narodów dało tej szansie się wymknąć, a tym sposobem zostało zmuszonych przyjmować prawa od zdobywców, zamiast tworzyć swoje prawo samodzielnie. Najpierw mieli króla, potem jakąś formę rządu, podczas gdy artykuły czy też karta ustroju powinny zostać utworzone jako pierwsze, a ludzie delegowani żeby je następnie wykonywać. Lecz z błędów innych narodów, uczmy się mądrości, a nie przepuszczajmy obecnej pomyślnej okazji — aby rozpocząć nasz rząd od właściwej strony.
Kiedy Wilhelm Zdobywca podbił Anglię, dał im prawa na ostrzu miecza. A póki my się nie ugodzimy, że siedziba rządu w Ameryce ma być prawnie i z autorytetem zajmowana, grozić nam będzie iż weźmie ją jakiś fortunny rzezimieszek, który nas może tak samo potraktować. A wtedy, gdzie będzie nasza wolność? Gdzie będzie nasza własność?
Co do religii, mam to za nieodzowny obowiązek każdego ustroju, aby sumiennych wyznawców osłaniać, ale żadnego innego biznesu dla rządu tu nie widzę. Niechże człowiek odrzuci owe ograniczenia ducha, owo samolubstwo zasady, z którymi jedynie kusy głosiciel jakiego kredo rozstać się nie jest chętny, a uchronionym będzie zaraz od lęków pod tym tytułem. Podejrzliwość jest towarzyszem dusz miałkich, a zakałą każdego dobrego towarzystwa. Ja sam zupełnie i sumiennie wierzę, że jest wolą Wszechmocnego, aby była między nami różnorodność religijnej opinii. Daje ona szersze pole naszej chrześcijańskiej dobroci serca; gdybyśmy wszyscy jednym sposobem tylko myśleli, nasze religijne usposobienie materię pod spróbę by brało. A tak, na tej liberalnej zasadzie, patrzę na różne wyznania pomiędzy nami jak na dzieci w tej samej rodzinie, o innych tylko imionach pod jednym nazwaniem.
Na stronie [III, par. 48, druk 6×9 cali s. 72], nakreśliłem jedynie parę koncepcji o własnościach Karty Kontynentalnej (bo zakładam, że oferuję sugestie, nie plany), a tutaj pozwolę sobie ten przedmiot ponownie poruszyć, z obserwacją, że kartę należy rozumieć jako notę poważnego zobowiązania, podejmowanego przez ogół, aby wspierać prawo każdej jednostki, czy względem religii, czy osobistej wolności, czy własności. Solidna transakcja i dobre rozumowanie początkują długotrwałą przyjaźń.
Na poprzedzającej stronie, podobnie, nadmieniłem potrzebę dużej i wyrównanej reprezentacji; nie ma politycznej materii która bardziej zasługiwałaby na naszą uwagę. Mała liczba elektorów, czy mała liczba reprezentantów, są jednako niebezpieczne. Jeżeli liczba reprezentantów jest nie tylko mała, ale i nierówna, niebezpieczeństwo się zwiększa. Jako przykład, wzmiankuję następująco: kiedy petycja Stowarzyszonych trafiła przed Izbę Zgromadzeń Pensylwanii, tylko dwudziestu ośmiu członków było obecnych; wszystkich z powiatu Bucks było ośmiu i głosowali przeciwko niej, a gdyby siedmiu z Chester zrobiło to samo, cała ta prowincja byłaby zarządzana przez dwa powiaty, a grozi jej to cały czas. Niezasadne naciągnięcie zasad jakiego owa izba dopuściła się na ostatnim posiedzeniu, aby zyskać nadmiar władzy nad delegatami prowincji, powinno ostrzegać ludzi ogółem, jak mogą wypuszczać władzę z rąk. Zestawiono dla delegatów instrukcje, które względem sensu i biznesu byłyby uszczerbkiem na honorze młodego chłopca w szkole, a po tym jak paru na nie przystało, a tylko paru i to bez posiedzenia, wniesiono je do Izby i tam uchwalono na rzecz całej kolonii. Gdyby cała kolonia wiedziała, z jaką złą wolą owa Izba przekroczyła uprawnienia w sprawach publicznych regulacji, nie wahaliby się ni chwili, by owych uznać niegodnymi zaufania.
Bezpośrednia potrzeba czyni wygodnymi wiele rzeczy które stałyby się opresją, gdyby je podtrzymywać. Względy praktyczne i prawo to różne sprawy. Kiedy konsultacji wymagały nieszczęścia Ameryki, nie było metody bardziej wyrobionej, czy owym czasie właściwej, niż wyznaczyć w tym celu parę Izb Zgromadzeń. A mądrość z jaką postępują zachowała ten Kontynent od ruiny. Ale że jest bardziej niż prawdopodobnym, iż bez Kongresu nigdy się obywać nie będziemy musieli, każdy kto dobremu porządkowi dobrze życzy, przyznać musi, że modus wybierania członków tego zbiorowego ciała zasługuje na rozwagę. A stawiam tu pytanie tym, co ludzkość studiują, czy reprezentacja i elekcja nie są umocowaniami za dużymi, aby jedno i to samo gremium ludzkie je miało? Kiedy planujemy dla potomnych, powinniśmy pamiętać, że walor nie jest dziedziczny.
To od naszych wrogów zyskujemy często wspaniałe prawidła, a ich błędy nie raz przyprowadzają nas do rozumu z zaskoczenia. Pan Cornwall (jeden z lordów Skarbu Państwa) powiedział, iż potraktował petycję Zgromadzenia Nowego Jorku z lekceważeniem, gdyż Izba ta miała nie więcej niż dwudziestu sześciu członków, liczbę trywialną, argumentował, której przyzwoicie za całość wystawić się nie da. Dziękujemy mu za tę bezwolną uczciwość.
(Ci, którzy chcą rozumieć w pełni jak wielką wagę dla państwa ma duża i równa reprezentacja, powinni przeczytać „Dyskwizycje polityczne” Burgha — Autor.)
KONKLUDUJĄC, nie ma znaczenia jak dziwne może się to niektórym wydawać, bądź jak byliby takiej myśli niechętni: wiele silnych a znamiennych powodów można dać, aby ujawić, że nic nie rozstrzygnie naszych spraw tak zaradnie, jak otwarta i zdecydowana deklaracja niepodległości. Niektóre z nich to,
Po pierwsze. — Jest zwyczajem narodów, kiedy dwa toczą wojnę, aby jakie inne siły, nie zaangażowane w spór, wkroczyły jako mediatorzy i przyniosły wstępne wnioski dla pokoju; lecz kiedy Ameryka zwie się poddaną Wielkiej Brytanii, żadna siła, jakkolwiek dobrze usposobiona, nie może oferować swej mediacji. Takowoż, w naszym obecnym stanie, możemy kłócić się wiecznie.
Po drugie. — Nie jest rozsądnym się spodziewać, że Francja albo Hiszpania udzielą nam jakiegokolwiek wspomożenia, jeżeli by nam chodziło o użycie go dla reperacji uchybień jedynie, a umocnienia związku między Brytanią a Ameryką; ponieważ wtedy siły owe cierpiałyby tego konsekwencje.
Po trzecie. — Jak długo uznajemy siebie za poddanych Brytanii, musimy, w oczach narodów obcych, być uważani za rebeliantów. Precedens byłby niebezpieczny dla ich pokoju, gdyż ludzie w ich zbrojnych siłach zwą się poddanymi. My, na miejscu, możemy ten paradoks rozwiązać: ale by jednoczyć opór i poddaństwo, trzeba by pomysłu zbyt wyrafinowanego dla powszechnego zrozumienia.
Po czwarte. — Gdyby manifest miał być opublikowany i wysłany na obce dwory, wyjaśniający nieszczęścia jakie przetrzymaliśmy, oraz pokojowe środki których bezskutecznie próbowaliśmy dla reperacji, a deklarujący jednocześnie, że nie będąc w stanie dłużej żyć szczęśliwie czy bezpiecznie pod okrutnym rozporządzaniem brytyjskiego dworu, zostaliśmy zmuszeni do zerwania z nim wszelkich więzi, a jednocześnie zapewniający owe dwory o naszym pokojowym do nich nastawieniu oraz naszej chęci wejścia z nimi w handel: taki memoriał przyniósłby więcej dobrych skutków dla Kontynentu niż gdyby statek był wyładowany petycjami do Brytanii.
Przy naszym obecnym statusie poddanych Brytanii, ani nie możemy zostać przyjęci ani wysłuchani zagranicą: zwyczaje wszystkich dworów są przeciwko nam i będą, póki poprzez niepodległość nie dorównamy rangą innym narodom.
Czynności mogą wydawać się z początku dziwne i trudne; ale, jak wszystkie inne kroki które do tej pory podjęliśmy, w krótkim czasie staną się znajome i znośne. A póki nie zdeklarujemy niepodległości, odczucie co do Kontynentu będzie jak wobec mężczyzny co odkłada jaki nieprzyjemny biznes z dnia na dzień, ale wie, że dokonać go trzeba; nienawidzi go zaczynać, chciałby, żeby już był do skutku doprowadzony, a stale prześladują go myśli o konieczności.
Przekład może być udostępniony na innej licencji niż tekst oryginalny. | |
---|---|
Oryginał | Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Thomas Paine. |
Przekład |
Tekst udostępniony jest na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 4.0. Dodatkowe informacje o autorach i źródle znajdują się na stronie dyskusji. |