Zemsta za zemstę/Tom pierwszy/V

<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Zemsta za zemstę
Podtytuł Romans współczesny
Tom pierwszy
Część pierwsza
Rozdział V
Wydawca Arnold Fenichl
Data wyd. 1883
Druk Noskowski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz T. Marenicz
Tytuł orygin. La fille de Marguerite
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

V.

— Czy téż pani przeglądała książki w bibliotece? — zapytał Prosper.
— Niektóre... — odpowiedziała Małgorzata.
— Czy pani nie znalazła za książkami małéj, starożytnéj skrzyneczki z cyzelowanego bronzu?
— Nie, skrzyneczki téj nie widziałam.
— W niéj musi się znajdować list i metryka...
— Tak sądzisz?...
— Jestem prawie tego pewnym gdyż nieraz widziałem jak pan wydobywał ten kuferek ze skrytki, otwierał i kładł lub wyjmował z niego papiery...
— Zaraz zobaczymy czego się mamy trzymać... Pójdź Prosperze...
I pani Bertin w towarzystwie byłego kamerdynera, nie tracąc ani chwili, skierowała się do téj części pałacu, w któréj znajdował się gabinet do pracy jéj męża.
Gabinet ten zamknięty był na dwa spusty.
Małgorzata wyjęła z kieszeni pęk kluczy, wybrała z nich jeden i otworzyła drzwi.
Okiennice środkowe, zamknięte hermetycznie, sprawiały, że w pokoju panowała zupełna prawie ciemność.
Prosper nie czekając rozkazu pani Bertin, poszedł do okna i uchylił okiennice.
Światło zalało gabinet, w którym panował straszny nieład.
Na stole wszystko było porozrzucane; pomięszane tomy zaległy meble, dowodząc, że już przeszukiwano w papierach.
— Znaczna ilość książek leżała na posadzce, tak, że niektóre półki były zupełnie próżne.
— Widzisz żem szukała... — rzekła Małgorzata.
— Na półkach, których pani mogłaś dostać, ale nie na tych, na górze... — Otóż, skrzyneczka powinna znajdować się w lewym kącie, na najwyższéj półce.
— Bez drabiny nie mogłam tam dosięgnąć.
— Dla mnie wystarczy krzesło...
W istocie Prosper użył krzesła jako drabiny i bez trudności dosięgnął oznaczonéj przez siebie półki.
Poruszył mnóstwo książek, które zrzucił na ziemię i wsunął rękę w puste miejsce znajdujące się pomiędzy szeregiem książek i tylną ścianą szafy.
— Oto jest skrzynka, proszę pani! — zawołał wyjmując sprzęcik ciekawego wyrobu, z cyzelowanego bronzu, i podając go wdowie.
Ta pochwyciła go chciwie i chciała otworzyć, podczas gdy Prosper schodził z krzesła, ale wieko oparło się wszelkim usiłowaniom.
— Zamknięte! — rzekła z niecierpliwością. — Weź szczypce, młot, albo jakie bądź żelazo i oderwij zawiasy.
— Nie trzeba, proszę pani...
— Czy wiesz gdzie kluczyk?
— Nosił go pan Bertin, ów klejnocik wyrobu ślusarskiego, pomiędzy brelokami swego zegarka...
— Zegarek znajduje się w pokoju gdzie umarł. Idę po niego...
Małgorzata wybiegła i po upływie dwóch, czy trzech minut, powróciła niosąc kosztowny chronometr.
Przy łańcuszku ciężkim i wątpliwego smaku wisiały drobne breloki, pomiędzy któremi znajdował się maleńki kluczyk stalowy dziwnego kształtu, który Prosper dotknął palcem mówiąc:
— Oto jest...
Drżącą od gorączki ręką Małgorzata wetknęła ów kluczyk w zamek.
Zakręciła w nim dwa razy i skrzyneczka się otworzyła.
Naprzód wzrok wdowy padł na pęk biletów bankowych, lecz odrzuciła je pogardliwie na stronę i daléj — ciągnęła swoje poszukiwania.
Z mnóstwa listów wyjęła jeden i rozłożyła go mówiąc:
— Pismo Roberta! wątpić niepodobna...
Potém osuwając się na krzesło, półgłosem przeczytała następujące pismo, które tu przytaczamy dosłownie:

„Panie,

„Sprzedano panu i oddano tę, którą kochałem... Zdruzgotałeś moje serce i zmęczyłeś duszę, jak to ona uczyniła, będąc posłuszną woli ojca, którego pan zostałeś igraszką...
„Nie kochałeś jéj, bo nie kochasz nic, ani nikogo! pożądałeś jéj, ot i wszystko... Ja ją ubóstwiałem i powinienem był wierzyć miłości, któréj mi dowiodła, oddając mi się dobrowolnie...
„Ubóstwiałem ją tak, że byłbym śmierć dla niéj poniósł... Ubóstwiałem o tyle, o ile nią dziś pogardzam i chcę wam oddać obojgu, tobie i jéj, wszystko złe, któreście mi wyrządzili oboje...
„List ten jest początkiem mojéj zemsty.
„Małgorzata Berthier, zniesławiona córka ojca pozbawionego honoru, zostając twoją żoną, była już kochanką.. — Razem ze swoją pięknością wnosiła w dom twój wstyd, w zamian za miliony... — Poślubiłeś dziewicę matkę!
„Odebrałem swoje dziecko nędznicy, która nie miała odwagi oprzeć się i cierpieć dla tego, aby moją pozostać, na zawsze...
„Dla zatarcia wszelkiego śladu popełnionego błędu, oniby mogli zabić moją córkę, a ja chcę ażeby żyła dla mnie.
„Przyszła ona na świat tajemnie w Villiers, pod Auxerre i kazałem ją zapisać w aktach stanu cywilnego w Romilly, mojém rodzinném miejscu, w dniu 20 października, jako córkę moją i Małgorzaty Berthier, mojéj kochanki....
„Zatém dowód wstydu pańskiéj żony, Małgorzaty Berthier jest autentyczny, nieprzeparty, niezatarty... — Dla tego abyś nie wątpił, załączam przy niniejszém ulegalizowaną metrykę urodzenia.
„Ja kocham swoją córkę i będę próbował pracą zdobyć dla niéj, w Ameryce majątek.
„Gdyby mi się nie udało zapewnić jéj przyszłości, przyprowadzę ci ją kiedyś, dowodząc, że ma prawo upominać się o udział w majątku matki.
„Będzie to karą dla téj wyrodnéj rodzicielki.
„Żyj ze swemi milionami i ze swoim wstydem. Ja żyć będę ze swoją córką... Gdy dojdzie do lat dwudziestu, powiem jéj czém była jéj matka i czém był mąż jéj matki...
„Przeklinam was oboje... — Kiedyś i ona was również przeklnie....

Robert
Romilly 10 Grudnia 1860 r.

Małgorzata przeczytała do końca, drżąc całém ciałem i dysząc gwałtownie.
Skończywszy wstała i rzekła złamanym głosem:
— Ach to podłe!! to bardzo podłe!!
— Prawda, bardzo podłe!! — powtórzył Prosper.
— Ale dla czegóż zważać na zemstę podłego, którego, ze wstydem wyznaję, niegdyś kochałam? — mówiła daléj wdowa, ze straszném nerwowém wzruszeniem, — ja muszę odszukać córkę, a ten list nie zawiera najmniejszéj wskazówki... — Gdzie się ona znajduje? — Tylko ten człowiek sam może mi powiedzieć? Gdzie jest ów człowiek? — Jak on się nazywa?
Pani Bertin zaczęła znowu, szukać w skrzyneczce.
Wydobyła z niéj arkusz papieru stęplowego, który rozwinęła.
— Metryka urodzenia... — szepnęła.
Odczytała ją z chciwością.
Nagle jéj ręce zadrżały, — twarz jéj śmiertelnie zbladła; — uczyniła poruszenie zadziwienia i zachwiała się.
— Co to jest, pani? — zapytał Prosper, rzucając się do niéj z pomocą.
Małgorzata uczyniła wysiłek.
— Ach! — wyjąkała — dzisiaj wszystko rozumiem!! — Pojmuję nienawiść pana Bertin dla mojéj całéj rodziny... — Moja siostra Joanna, wkrótce po moim ślubie, wyszła za mąż za Paskala Lantier.
— A zatém?... zapytał Prosper.
— Zatém — odpowiedziała wdowa — Pascal Lantier, mój szwagier, ojciec mego siostrzeńca, Pawła, był synem Łucyi Vallerand, siostry, Roberta Vallerand... ojca mojéj córki!
— To dziwna... — rzekł Prosper.
— I to nie wszystko... prawie w tym samym czasie Marya Vallerand, druga siostra Roberta poślubiła Piotra Lantier, stryja Paskala... — Zatém wszystko mnie łączyło z tą rodziną, któréj jeden z członków miał mnie kiedyś przeklinać!!
— Ale od familii pani się dowiesz, z łatwością gdzie się znajduje Robert Vallerand.
— Słyszałam raz jak o nim mówiono, nie domyślając się o kogo szło... Mówiono, iż wyjechał do Ameryki, nic nie donosił o sobie jak wspominano, co budziło powątpiewanie czy żył jeszcze... — Zresztą, gdy jego siostry pomarły przestano się nim zajmować...
— I metryką urodzenia — zapytał Prosper — dołączona do tego listu oskarżającego?...
— Nadaje mojéj córce nazwisko Renaty Vallerand, córki Roberta Vallerand i Małgorzaty Bertier.
— Nigdy nie było podlejszéj zemsty! — rzekł ex-kamerdyner z oburzeniem.
— Niestety! była ona prawną... — wyszeptała melancholicznie wdowa. — Ja sama dałam przykład podłości nie opierając się swemu ojcu, chociażby mnie miał zdeptać nogami!... nie zgadzając się udać za ojcem mego dziecięcia, gdy mnie klęcząc zaklinał bym wszystko porzuciła dla niego!... nareszcie nie objaśniwszy pana Bertin przed ślubem o moim błędzie, wstydzie, ciąży, połogu... — Byłam podlejszą od Roberta!... Byłam krzywoprzysiężną i nikczemną! — Przysięgłam go zawsze kochać... a zdradziłam tę przysięgę! nie mam prawa się skarżyć!.
— Odpokutowałaś pani przez lat ośmnaście za chwilę słabości.
— A mogłam być bardzo szczęśliwą... To kara... Ale dziś mogę podnieść głowę — Bóg uzna zapewne pokutę moją za dostateczną i pozwoli mi odnaleźć córkę...
— A czy pan Robert Vallerand, przypuszczając że jeszcze żyje, pozwoli jéj się zbliżyć do pani?...
— On nie ma prawa mi tego zabronić... — Swoją siłę ja mam od niego samego... — metrykę urodzenia, spisaną za jego staraniem w merostwie w Romilly dowodzi, że jestem matką Renaty Vallerand... — Nikt w świecie nie może mnie przymusić, abym żyła zdała ód mego dziecka...
— Ale jak ją odszukać?
— Pojadę do Romilly... Świadkowie Roberta zapewne wiedzą co się z nim stało i powiedzą mi... Wtedy znajdę sposób wynalezienia go i zażądam swojéj córki..
Były służący pana Bertin skłonił się.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: T. Marenicz.