<<< Dane tekstu >>>
Autor Fergus Hume
Tytuł Zielona mumia
Wydawca Lwów: Księgarnia Kolejowa H. Altenberga; Nowy Jork: The Polish Book Importing Co.
Data wyd. ok. 1908
Druk Kraków: W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Lwów, Nowy Jork
Tłumacz Anonimowy
Tytuł orygin. The Green Mummy
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XIV.
Zwrot nieprzewidziany.

Nazajutrz rano, wieść o szczęśliwem znalezieniu mumii doszła do Don Pedra di Gajangos. Hidalgo zjadł spiesznie śniadanie i udał się do Piramid. Bradock znał już Don Pedra z opowiadań pasierbicy swej i pani Jascher. Przyjął go więc chętnie, spodziewając się spotkać w nim człowieka oświeconego.
Don Pedro podziękował mu za przyjęcie z powagą i godnością, które go zawsze cechowały. Potrafił pokryć doskonałym spokojem gorączkową ciekawość, która go trawiła i gwałtowną chęć odzyskania mumii. W chwili jego wejścia, profesor zabierał się właśnie do otworzenia sarkofagu.
— Bardzo się cieszę z pańskiej znajomości — rzekł z wyjątkową uprzejmością Bradock. — Historya mumii Inki Kaksasa nie jest panu obcą, jak słyszałem.
— A czy sarkofag, który mam przed sobą, zawiera istotnie zwłoki Inki? — spytał hidalgo, siadając.
— Niezawodnie, sprowadziłem go umyślnie z Malty przez mego sekretarza Boltona. Poprzedni właściciel mumii opowiadał Boltonowi, że kupił ją w Paryżu przed trzydziestu laty, wiem tylko o niej, że pochodzi z Limy, i zawiera szczątki Inki Kaksasa
Don Pedro uczynił gest potwierdzający.
— A czy nie wręczono panu rękopismu wraz z mumią?
— Nie — nigdy o nim nawet nie słyszałem.
— Więc pan Hope nie powtórzył panu tego, co mu opowiadałem?
Profesor usiadł, a twarz jego sposępniała.
— Pan Hope wspominał coś, że skradziono panu mumię.
— Nie mnie, lecz memu ojcu — sprostował z uśmiechem Don Pedro, nie spuszczając oczu z profesora. — Inka Kaksas był moim przodkiem, a ten rękopism (tu wyjął z kieszeni papier) zawiera opis jego pogrzebu.
— Dawaj pan! — zawołał profesor, chwytając rękopism, który chłonął chciwie oczyma.
— Wiesz już pan zapewne, że odzyskałem wczoraj moją własność — rzekł po chwili Bradock.
— Pańską własność? Mumia jest właściwie moją własnością — zauważył z godnością hidalgo.
Zaledwie znaczenie tych słów doszło do mózgu uczonego, skoczył wnet oburzony na równe nogi, wołając:
— Jak pan śmiesz mówić coś podobnego? Mumia jest moją, bo kupiłem ją i zapłaciłem drogo!
— Daję panu słowo honoru, że mumia ta została mi skradzioną przed trzydziestu laty — rzekł Don Pedro, wznosząc oczy ku niebu, przyczem więcej niż kiedykolwiek przypominał Don Kiszota.
— Nie podaję bynajmniej w wątpliwość pańskiego słowa honoru — odparł Bradock — co mi jednak wcale nie przeszkodzi zachować dla siebie zieloną mumię, wraz z klejnotami Inki Kaksasa.
— Znajdują się tam przedewszystkiem dwa niezmiernie cenne szmaragdy, które mumia trzyma w rękach, klejnoty te uważam za naszą własność rodzinną i muszę ją odzyskać.
— O nie! — odparł Bradock z ogniem — kupiłem mumię razem ze szmaragdami.
— Gotów jestem dowodzić praw moich na drodze sądowej — rzekł Don Pedro, podnosząc z ziemi rękopism upuszczony przez profesora.
— I owszem, dam panu adres mego adwokata — odparł szyderczo Bradock.
— Gdybyśmy byli w Limie, potrafiłbym poprzeć energicznie moje święte prawa — rzekł Don Pedro, który ze wzruszenia zaczął mówić po hiszpańsku.
— Nie wiele by to panu pomogło — odparł również po hiszpańsku profesor.
Don Pedro di Gajangos spojrzał na niego zdumiony.
— Pan umiesz po hiszpańsku?
— Podróżowałem po Hiszpanii, byłem także w Peru i w Limie lat temu trzydzieści.
— Ach! tak! Więc byłeś pan tam wtedy, gdy Waza ukradł moją mumię?
— Nie słyszałem wówczas nic o żadnym Wazie, ani o pańskiej mumii.
— A jednak ja muszę odzyskać zwłoki mojego przodka — mówił Don Pedro podniesionym głosem.
— Nie uda się to panu — odparł z wściekłością Bradock.
Na szczęście w tej chwili właśnie wszedł Hope, a obecność jego powstrzymała na chwilę zwadę. Bradock pośpieszył na jego spotkanie.
— Słuchaj Hope! Przyszedłeś właśnie w porę. Don Pedro utrzymuje, że mumia jest jego własnością, ja zaś twierdzę, że należy wyłącznie do mnie, ponieważ ją kupiłem.
— Ponieważ mumia nie może mieć dwóch właścicieli — rzekł Hope, siadając na krześle jak na koniu — postaram się pogodzić panów, dzieląc ich sprawiedliwie: Pan profesorze, odsprzedasz Don Pedrze mumię za cenę, za jaką ją kupiłeś, Don Pedro zaś wynagrodzi panu prócz tego poniesione straty.
— Nie jestem zbyt bogaty — rzekł hidalgo — wszelako gotów jestem dać to, czego żądacie.
— Przyjmuję te warunki — rzekł profesor. — Otworzę sarkofag w obecności Don Pedra, on weźmie szmaragdy, ja oglądnę mumię i porobię odpowiednie notatki, właściwie po to ją kupiłem. Poczem Don Pedro wystawi mi czek na tysiąc funtów i zabierze sobie mumię. Mam nadzieję, że nie sprawi mu ona tyle kłopotu co mnie.
Tu profesor skinął na Kakatoesa, który podał mu narzędzia potrzebne do otworzenia sarkofagu.
— Zgoda — rzekł krótko Don Pedro.
Hope ofiarował swoje usługi przy odpakowaniu mumii, ale profesor odrzucił je ze wzgardą.
— Nie znasz się na takich rzeczach — rzekł — ale w każdym razie dobrze, że będziesz obecny przy odpakowaniu sarkofagu, zwłaszcza o ile byśmy tam nie znaleźli szmaragdów.
— Dlaczego pan przypuszczasz, że się szmaragdy nie znajdą? — rzekł żywo Hope, wstając i zbliżając się do profesora.
— Nie zamordowano przecież Boltona bez przyczyny — odparł Bradock, wzruszając ramionami — i nie po to skradziono mumię, aby ją potem odnieść do ogrodu pani Jascher. Mam wielkie wątpliwości, co do tych szmaragdów. Czyżbym się zgodził inaczej na ten układ? — dodał półgłosem.
Złożywszy to uczciwe wyznanie, profesor przystąpił do otworzenia sarkofagu. Zielona skrzynia zabita była bardzo mocno, szczególnego kształtu drewnianymi trzonami i wyglądała jakby jej nikt nigdy nie otwierał od czasu, gdy złożono w niej zwłoki Inki Kaksasa. Wreszcie odbito wieko, a czterej świadkowie tej grobowej sceny przekonali się, że mumia była jednak naruszona.
Zielone powijaki przecięto, a w rozchylonych rękach nie było wcale szmaragdów.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Fergus Hume i tłumacza: anonimowy.