Zwierciadło morza/XLVII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Zwierciadło morza |
Wydawca | Dom Książki Polskiej Spółka Akcyjna |
Data wyd. | 1935 |
Druk | Drukarnia Narodowa w Krakowie |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Aniela Zagórska |
Tytuł orygin. | Mirror of the Sea |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Marynarka brytyjska mogła zaiste przestać liczyć swoje zwycięstwa. W najbardziej fantastycznych snach o powodzeniu i sławie niepodobna sobie wymarzyć takiej obfitości tryumfów. W którymś ze szczytowych dni swej historji brytyjska marynarka powinnaby raczej sięgnąć pamięcią do niepowodzeń, dla przebłagania zazdrosnego losu, który strzeże pomyślności i tryumfów narodu. Albowiem ta marynarka dźwiga najcięższe z dziedzictw, jakie powierzono kiedykolwiek odwadze i wierności zbrojnych ludzi.
Dziedzictwo to jest zbyt wielkie aby wzbudzić tylko dumę. Powinno przejąć tajną pokorą serca współczesnych marynarzy, i sprawić że wewnętrzne ich postanowienia staną się niezłomne. Na całej przestrzeni historji nie zdarzył się nigdy aby zwycięski los był tak wierny mężom wojującym na morzu. A należy wyznać, że ze swej strony mężowie ci umieli być wierni zwycięskiej Fortunie. Byli podniośli. Czyhali zawsze na jej uśmiech; dniem i nocą, w dobrą czy złą pogodę, wypatrywali jej najlżejszego skinienia, dzierżąc w dłoniach ofiarę dzielnych swych serc. A pobudkę do tej wzniosłej stałości zawdzięczają tylko lordowi Nelsonowi. Bez względu na ziemskie uczucia, po które wielki admirał sięgał i które odrzucał, był zawsze, przedewszystkiem i nadewszystko, miłośnikiem Sławy. Kochał ją zazdrośnie z nieugaszonym żarem i nigdy nie sytą żądzą, kochał ją z władczem poświęceniem i zaufaniem bez miary. Owładnięty swą namiętnością, był kochankiem wymagającym. A ona nie zawiodła nigdy wielkości jego zaufania! Towarzyszyła mu do końca; umarł, przyciskając do serca ostatni jej dar, dziewiętnaście zdobytych okrętów. „Kotwica, Hardy, kotwica!“ — był to w równej mierze wykrzyk namiętnego kochanka co znakomitego marynarza. Z temi słowami Nelson przytulił do piersi ostatni dar Sławy.
Stał się wielki właśnie przez swój zapał. Nelson jest wspaniałym przykładem dla zalotników przesławnej Fortuny. Byli i przed nim znakomici dowódcy — naprzykład lord Hood, którego sam Nelson uważał za największego dowódcę marynarki, jakiego miała Anglja. Długi szereg świetnych wodzów otworzył morze dla potężnego genjuszu Nelsona. Nadszedł jego czas; i od wielkich oficerów marynarki wielka marynarska tradycja przeszła do rąk wielkiego męża. Niepoślednim tytułem do chwały marynarki jest to, że rozumiała Nelsona. Lord Hood pokładał w nim zaufanie. Admirał Keith powiedział mu: „Pan jest nam niezbędny — i jako kapitan, i jako admirał“. Hrabia St. Vincent powierzył Nelsonowi, nie krępując go rozkazami, dywizję swej floty, a Sir Hyde Parker dał mu pod Kopenhagą o dwa okręty więcej niż Nelson żądał. Tyle co się tyczy dowódców; reszta marynarki obdarzyła go zapamiętałem przywiązaniem, ufnością i podziwem. Nelson ofiarował im wzamian ni mniej ni więcej, tylko wzniosłą swą duszę. Tchnął w nich swój zapał i swoją ambicję. W kilka krótkich lat zrewolucjonizował nie strategję lub taktykę morskiej wojny, lecz samo pojęcie zwycięstwa. Oto czem jest genjusz. W tem właśnie Nelson, dzięki sprzyjającemu mu wiernie szczęściu i potędze swego natchnienia, wybija się z pośród wszystkich dowódców flot i marynarzy. Z bohaterstwa uczynił obowiązek. Jest zaprawdę przodkiem przerażającym.
A jego marynarze kochali go. Kochali go nietylko jak zwycięska armja kocha wielkiego wodza; mieli dla niego uczucie bardziej zażyłe, jako dla jednego z pośród nich. Według słów współczesnego mu człowieka, „umiał jaknajszczęśliwiej zdobyć serdeczny szacunek wszystkich, co służyli pod jego rozkazami“.
Być tak wielkim, i pozostać tak przystępnym dla miłości swych bliźnich, jest właściwością ludzi najgłębiej ludzkich. Wielkość lorda Nelsona była bardzo ludzka. Miała podstawę moralną; potrzebowała czuć naokoło siebie żarliwe oddanie bratniej gromady. Nelson był próżny i tkliwy. Nieograniczona miłość i podziw, których dowody dawała mu marynarka, łagodziły niepokój jego zawodowej dumy. Ufał swym ludziom tyleż co oni jemu. Był to marynarz nad marynarze. Sir T. B. Martin stwierdza, że nie zdarzyło mu się nigdy rozmawiać z oficerami, służącymi pod wodzą Nelsona, aby nie usłyszeć „najgorętszych wyrazów przywiązania dla jego osoby oraz podziwu dla jego szczerego i ujmującego obejścia z podwładnymi“. A Sir Robert Stopford, dowodzący jednym ze statków, na którym Nelson ścigał do Indyj Zachodnich flotę prawie dwakroć silniejszą, mówi w liście: „Jesteśmy nawpół zagłodzeni i cierpimy od różnych innych niedostatków, będąc już tak długo na morzu, ale w nagrodę jesteśmy z Nelsonem“.
Ten bohaterski duch męstwa i wytrzymałości, który zatarł publiczne i prywatne nieporozumienia w całej flocie, jest wielkim legatem lorda Nelsona, potrójnie przypieczętowanym zwycięskiemi pieczęciami Nilu, Kopenhagi i Trafalgaru. Jest to legat, którego wartości nie naruszą zmiany towarzyszące czasowi. Przeminęli ludzie, przeminęły statki, które Nelson umiał prowadzić z miłością ku dziełu męstwa i nagrodzie chwały, lecz wzniosły wpływ Nelsona tkwi niezatarty w poziomie doskonałości ustalonym przez niego na wieki. Być może, iż zasady strategji są niezmienne. Nie ulega kwestji że odstępowało się od nich, i będzie się od nich odstępowało przez nieśmiałość, ślepotę, brak wytrwałości. O taktyce wielkich dowódców na lądzie i morzu można rozprawiać bez końca. Głównym celem taktyki jest zderzyć się z nieprzyjacielem w najkorzystniejszych dla siebie warunkach; lecz żadnych niewzruszonych zasad nie można wysnuć z doświadczenia, między innemi dla tej głównej przyczyny, że wartość przeciwnika jest w zagadnieniu czynnikiem zmiennym. O taktyce lorda Nelsona rozprawiano szeroko z wielką dumą i niejaką korzyścią. A jednak właściwie obchodzi nas ona tylko z historycznego punktu widzenia. Jeszcze kilka lat, i wielkie trudności manewrowania flotą pod żaglami staną się niepojęte dla marynarzy, którym kraj powierzył dziedzictwo bohaterskiego ducha, przekazane przez lorda Nelsona. Zmiana w charakterze okrętów jest zbyt wielka i zbyt zasadnicza. Dobrze jest studjować czyny wielkich ludzi ze czcią, z rozwagą, i czynić to wypada; lecz ścisły cel sławnego memorjału lorda Nelsona leży już jakby pod tą zasłoną, którą Czas rzuca na najbardziej przejrzyste pomysły każdej wielkiej sztuki. Nie trzeba zapominać, że wówczas po raz pierwszy Nelson, dowodząc flotą, zderzył się z przeciwnikiem będącym w ruchu — po raz pierwszy i ostatni. Gdyby Nelson żył dłużej, gdyby znalazły się inne floty mogące mu stawić czoło, bylibyśmy się może dowiedzieli więcej o jego wielkości jako oficera marynarki. Do jego wielkości jako wodza nicby już dodać nie można. Możnaby jedynie powiedzieć, że w żadnym innym dniu swej karjery, krótkiej i pełnej chwały, nie był Nelson wierniejszy swemu genjuszowi i pomyślności swego kraju.