<<< Dane tekstu >>>
Autor Karel Čapek
Tytuł Zwyczajne życie
Wydawca J. Przeworski
Data wyd. 1935
Druk B-cia Drapczyńscy
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Paweł Hulka-Laskowski
Tytuł orygin. Obyčejný život
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

XVI

A potem dostałem już dobrą i ładną stację. Byłem względnie młodym zawiadowcą, ale czyż nie zdołałem najlepiej zapisać się u swoich przełożonych? Niezawodnie i teść dopomógł mi potrosze, chociaż napewno tego nie wiem. Teraz byłem już na własnem, miałem swoją stację, a gdy sprowadziliśmy się tam z żoną, poczułem z głębokiem i uroczystem zadowoleniem: — No, chwalić Boga, jesteśmy już na własnych śmieciach i to już będzie na całe życie.
Stacja była dobra, węzłowa, przeznaczona dla komunikacji przeważnie osobowej. Okolica piękna, wilgotne łąki dolinne, klekocące młyny i głębokie lasy wielkich posiadaczy ziemskich z myśliwskiemi zameczkami. Wieczorami od łąk płynął zapach skoszonej trawy, a w kasztanowych alejach turkotały wiejskie powoziki. Ku jesieni bogacze zjeżdżali się na łowy, panowie i panie w strojach myśliwskich, z łaciatemi psami i z fuzjami w nieprzemakalnych futerałach. Książę taki a taki, kilku hrabiów, a czasem nawet członek którego z domów panujących. I wtedy przed stacją czekały powozy zaprzężone w białe konie, z groomami, lokajami i sztywnymi, wyprostowanymi stangretami. Zimą bywali tam leśniczowie z wąsiskami jak wiechy, a wielmożni administratorowie dóbr wyjeżdżali od czasu do czasu do miasta, żeby użyć sobie na całego. Jednem słowem była to stacja, na której panować musi porządek bezwzględny. To już nie była stacja odświętnie ukwiecona, jaką miał starszy pan, ale dostojna acz cicha stacja, na której bez hałasu zatrzymują się kurjery, aby z nich wysiąść mogli panowie w łowieckich kapeluszach. Tutaj nawet konduktorzy zamykali drzwi wagonów cicho i usłużnie. Tutaj byłyby nie na miejscu naiwne i poczciwe kwietniki starszego pana. Ta stacja miała inną duszę i przypominała poprostu podwórzec zamkowy. Więc musiał na niej panować surowy porządek, obficie wysypany czystym piaskiem, a zgiełk kuchenny był tu zupełnie wyłączony.
Dużo to kosztowało trudu i zachodów, zanim ze swej stacji zrobiłem dzieło własne. Dotychczas była to stacja porządna, ale pozbawiona wszelkiej fizjognomji. Nie miała, że się tak wyrażę, nic indywidualnego, ale dokoła pełno było pięknych drzew, a od łąk ciągnął zapach siana. A ja z niej zrobię stację czystą i cichą jak kaplica, surową jak podwórzec zamkowy. Powstaje sto różnych zagadnień, jak zorganizować służbę, jak przerobić porządek rzeczy, gdzie parkować puste wagony i tam dalej. Nie robię swej stacji z bukiecików, jak starszy pan, ale z kompletów wagonów, z pięknego porządku, z gładkiej i cichej cyrkulacji. Każda rzecz jest piękna, gdy ma swoje miejsce właściwe, ale takie miejsce jest zawsze tylko jedno i nie każdy potrafi je znaleźć. I nagle staje się tak, jakby wszystko miało daleko więcej przestrzeni, rzeczy otrzymują jaśniejszy profil i stają się poprostu wznioślejszemi. Tak powinno być: właściwa rzecz na właściwem miejscu. Budowałem swoją stację bez murarzy, jedynie z tego, co już w niej zastałem i wreszcie nadeszła chwila, gdy z dzieła swego byłem zupełnie zadowolony. Starszy pan przyjechał popatrzeć, jak też sobie daję radę, szeroko otworzył oczy i ze zdumieniem pocierał nos. — No, bardzo tu ładnie u ciebie — mruczał, i spoglądał na mnie, jakby z uczuciem niepewności. Wydało mi się, że w tej chwili miał wątpliwości, czy jego zagonki z kwiatkami są tem, za co je dotąd uważał.
A tak, teraz ta stacja jest właśnie moją stacją i poraz pierwszy w życiu mam poczucie czegoś głęboko własnego, piękne i mocne poczucie własnego ja. Żona czuje, że się od niej odrywam i że niektóre rzeczy robię tylko dla siebie. Ale jest rozsądna i ustępuje mi z uśmiechem, no idź sobie, to twoja rzecz, ty masz sprawy swoje, a ja będę pilnować spraw naszych.
— Masz rację, kochanie, może się nieco oderwałem od tego, co było naszem. Sam to czuję i widocznie dlatego jestem dla ciebie taki ogromnie uprzejmy, gdy tylko czas mi na to pozwala. Ale sama widzisz, jak dużo mam pracy.
Spogląda na mnie mile i z macierzyńską wyrozumiałością. — Idź-że sobie za temi swojemi sprawami, przecież ja wiem, że wy mężczyźni inaczej żyć nie potraficie. Zapalicie się do swej roboty, jak — — — Poprostu jak dzieci, gdy się bawią. Czy nie? — Istotnie tak, jak dzieci, gdy się bawią. — Wszystko to wiemy i o tem z sobą rozmawiać nie potrzebujemy. Ale trudna rada, coś niecoś z tego, co było naszem, zostało ofiarowane temu, co jest tylko moje. Moja praca, moje dzieło, moja stacja. Zaś ona nawet nie westchnie, tylko złoży ręce na kolanach i patrzy na mnie z życzliwą troskliwością.
— Wiesz co — rzeknie czasem, ociągając się potrosze —, może nie powinieneś tak dużo pracować. Przecież tego nikt od ciebie nie żąda — — —
Trochę się boczę. Czy ty wiesz, czego człowiek musi żądać od siebie, jeśli stacja ma być wzorowa? Mogłabyś czasem rzec, że jestem chłop jak się patrzy i że potrafię zabrać się do swojej roboty, a nie ciągle napominać mnie, bym się oszczędzał i tam dalej. W takich chwilach wychodziłem na dwór i wałęsałem się po stacji, jak gdybym się chciał przekonać, że jednak wszystko jest w należytym porządku i że warto było popracować. Czasem wszakże wypadło poczekać, zanim w rzeczach swoich odnalazłem dawną radość.
Ale to nic: była to stacja wzorowa, ludzie chodzili tu na palcach, jak w jakim zamku, wszystko było bardzo czyste i nadzwyczajnie ułatwiało orjentację. Obszarnicy, którzy zjeżdżali się na łowy w zielonych kapeluszach, uważali widocznie, że wszystko robię dla nich i zbliżali się do mnie, żeby mi uścisnąć dłoń, niby właścicielowi hotelu, z którego są bardzo, bardzo zadowoleni. Podobnież ich panie w kostjumach podróżnych uśmiechały się do mnie przyjaźnie i z uznaniem, a nawet owe łaciate psy grzecznie merdały ogonem, gdy obok nich przechodził pan w urzędowej czapce. E, moi szanowni i wielmożni, dajcie spokój. To nie dla was robię to wszystko, lecz dla siebie. Cóż mnie do waszych idjotycznych gości z domów panujących! Skoro już tak być musi, zasalutuję i wyprężę nogi, ale na tem koniec. Czy który z was wie, co to jest stacja kolejowa, koleje żelazne, porządek i gładki ruch? Starszy pan to co innego; zna się na rzeczy i jego pochwała ma swoje znaczenie. To tak samo jak ojciec mój, gdy pogłaskał jaki mebel i pochwalił: dobra robota. Z was żaden nie zdoła ocenić, co to jest porządna stacja i ile w nią włożyłem pracy. Nawet własna żona tego nie rozumie; chce mnie mieć wyłącznie dla siebie i dlatego powtarza: oszczędzaj się.
Jest, oczywiście, ofiarna, trzeba jej to przyznać. Potrafi się dla mnie poświęcić, ale nie umiałaby się poświęcić jakiej porządnej i wielkiej rzeczy. Teraz myśli, że byłoby dobrze, gdyby były dzieci, bo mąż nie byłby takim służbistą i nieraz posiedziałby w domu. Ale cóż robić? Jakby kto zaczarował, dzieci niema. Ja wiem, że ciągle o tem myślisz i dlatego nie przestajesz mnie napominać, żebym się nie przepracowywał, a karmisz mnie jak drwala. Tyję, jestem już niezgorszy grubas i ciągle nic. A ty siedzisz potem z suchem i oczami i szycie wypada ci z rąk, jak matce mojej się zdarzało, tylko że matka moja miała łzy na poczekaniu.
I jest między nami coś jakby pustka. Nic nie pomaga, że sama tulisz się do mnie kurczowo, pustka jak była tak jest. Potem leżysz i nie śpisz i ja także nie śpię, ale milczymy, żeby które z nas nie powiedziało, że nam czegoś brak. Wiem, zacna moja, to jest trochę niesprawiedliwe z mojej strony: ja mam swoją pracę, swoją stację, mnie to wystarcza, ale tobie nie.
Więc pan w urzędowej czapce, przechadzając się po peronie, rozłożył ręce: cóż robić? Ale przynajmniej ta stacja jest naprawdę moja, jest wzorowa i czysta, a funkcjonuje jak precyzyjny mechanizm, jak maszyna, idąca cicho na naoliwionych łożyskach. Cóż robić? Najlepiej czuje się mężczyzna przy pracy swojej.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Karel Čapek i tłumacza: Paweł Hulka-Laskowski.