Świat kobiety/XV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Świat kobiety |
Rozdział | Bunch |
Wydawca | Księgarnia Teodora Paprockiego |
Data wyd. | 1890 |
Druk | Emil Skiwski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Waleria Marrené Teresa Prażmowska |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
„Nie jak sługa, wymagający dozoru, ale jak prawdziwy sługa Boży spełniajcie Jego wolę całém sercem.” Weźcie to na uwagę wy wszyscy, którzy służycie, lub służyć możecie; nie gardźcie służbą, nie uważajcie jéj za rzecz poniżającą. Służyć ludziom — jest to, jak powiada apostoł, służyć Chrystusowi w całém tego słowa znaczeniu.
Opisując domowe urządzenie, kiedy został wiejskim proboszczem, Sydney Smith tak mówi: „Służący okazał się zbyt drogim, wziąłem więc z ogrodu niewielką dziewczynę, zbudowaną jak kamień młyński, włożyłem jéj serwetę w rękę, ochrzciłem nazwiskiem Bunch i zrobiłem z niéj pokojówkę. Moje córki nauczyły ją czytać, moja żona usługiwać, ja wziąłem na siebie jéj stronę moralną. Bunch została wkrótce najlepszą pokojówką w całém hrabstwie.” Jeśli służba nie jest tém, czém być powinna, jeśli takich Bunchów już się nie spotyka, czy przypadkiem nie są temu winni pracodawcy, którzy nie są tém, czém być powinni, i nie zadają sobie pracy nauczania służącéj, jak to czynił Sydney Smith, jego żona i córki? Chcieli oni miéć dobrą służącą, — postarali się o urobienie jéj sobie, a Bunch była rezultatem ich usiłowań.
Jeśli zwrócimy uwagę na pracę naszéj służby, wielu z nas zgodzi się z tém zdaniem Ruskin’a, iż ci tylko mogą być dobrze obsłużeni, co na to zasługują. „I natura i ludzie posłużą dobremu panu, a oburzą się przeciw złemu. Najpewniejszym probierzem wartości narodu jest wartość służących, — są oni bowiem odbiciem swoich panów i powtarzają ich wady w powiększeniu. Naród rozumny będzie miał przedpokoje pełne filozofów, oszukujący — pełne oszustów.”
W wykształceniu Bunch brała udział cała rodzina, a panny nauczyły ją czytać. Wogóle powiedziéć można, iż zamało jest wzajemnéj pomocy i sympatyi pomiędzy pannami domowemi a służącemi. Zbyt często pierwsze spoglądają z góry na drugie, jak gdyby z innéj gliny ulepione były. Nie nauczą ich niczego dobrego, a przeciwnie — dają im przykład niedorzecznych strojów, szorstkiego obejścia, samolubstwa, próżniactwa, a nieraz braku religii.
Pani Sydney Smith nauczyła Bunch usługiwać do stołu, — dziś jednak panie są zbyt wykwintne, zbyt leniwe, albo téż zbyt nieświadome, ażeby nauczyć czegokolwiek swoje służące. Nieraz słyszymy odzywające się głosy, iż potrzebne są szkoły dla służących, właściwie jednak mówiąc, poprawa powinna iść z góry; jeśli więc my żądamy szkoły służących, służący z równą słusznością mogą się dopominać o szkoły dla pań. Dobrze rządzić jest nawet rzeczą trudniejszą, niż dobrze służyć, a każda kobieta, mająca dom, wiedziéć powinna, jakie są obowiązki jéj podwładnych, jak i kiedy rzecz każdą wykonywać należy. Jeśli zaś tego nie potrafi, nigdy nie będzie w całém tego słowa znaczeniu panią własnego domu. W tym razie, jak i w każdym innym, można powtórzyć: „Wiedza — to potęga,” bo służący prędko spostrzegą, że ich pracodawczyni posiada potrzebne wiadomości; jeśli zaś tak nie jest, staną się panami położenia.
Pani (do starającéj się o służbę kucharki). Dlaczego porzuciłaś ostatnie miejsce?
Starająca się o służbę. Jaka pani ciekawa! Czy ja się pytam, dlaczego ostatnia kucharka pani odeszła?
Podobna odpowiedź może się nie podobać pracodawcom, muszą oni jednak zgodzić się z faktem, iż służący nie są maszynami i że pragną znaléźć w swych panach i paniach te same przymioty moralne, jakich oni w nich szukają.
Sydney Smith sam się zajął umoralnieniem Bunch. Jest to niezawodnie obowiązkiem głowy domu — przecież dla umoralnienia służących potrzeba czegoś więcéj, niż suchéj nauki, odmówienia modlitwy, lub posłania jéj do kościoła. Trochę zajęcia się zabawą, stosunkami, może niejednym domowym dramatem w życiu służących, więcéj na nich wpłynie, niż nauki i kazania. Kazania są szczególniéj ciężkie. Religii i moralności trudno samém słowem nauczyć, trzeba na to przykładu każdego z członków rodziny, — przykład najwięcéj podnosi, lub niweczy moralność takiéj np. Bunch. Będzie ona naśladowała postępowanie panien domowych, a każde ich słowo zachęty ma niezmierną doniosłość. Jeśli one wstają rano — i ona uczyni to bez przykrości, jeśli okażą się wzorem porządku i starania — i ona taką będzie. Jeśli one będą sumienne w drobiazgach — nauczy się sumienności. Panny zwykle nie zdają sobie sprawy, jaki wpływ ich ubiór i obejście wywiera na kuchnię i przedpokój; tymczasem niéma prawdziwszego przysłowia nad to: „Jaki pan, taki kram.“ Panny więc powinny się starać o danie dziewczętom, stojącym na niższym szczeblu społecznym, wzoru skromnego wdzięku i kobiecości chrześciańskiéj. Właściwie powinniśmy starać się o pozyskanie ich przyjaźni i zaufania, dopomagać im w kłopotach i trudnościach, jak przystało osobom wyżéj wykształconym. Jedném słowem, jeśli żeńska część domu przestrzega przepisów moralności w najdrobniejszych rzeczach, wpływ jéj będzie niezawodnie dodatni. W tym zakresie nauczanie panien jest najstosowniejsze, bo odbywa się w samymże rodzicielskim domu. Niech panny kształcą dziewczęta takie jak Bunch, niech wyrobią z nich dobre służące, tém samém zaś w następstwie dobre żony i matki, a niezawodnie dobrze się zasłużą Bogu i ludziom.
Widziałem raz śliczny obraz pod tytułem „Z domu;” przedstawiał on skromną i ładną dziewczynę w chwili, gdy opuszcza pierwszy raz dom rodzicielski, idąc w służbę. Stoi ona we drzwiach chaty, żegnając się z matką, a stary, uczciwie wyglądający dziadek i mała siostrzyczka z lalką w ręku spoglądają na to smutni myśląc zapewne o zmianach, jakie ten wyjazd przyniesie. Pożegnanie téj biednéj wiejskiéj dziewczyny, na którą oczekuje zaprzęgnięty wózek, stanowi wzruszający epizod codziennego życia. Gdyby jej przyszła pani mogła widziéć niespokojny wzrok rodziców i odczuła choć na chwilę ich trwogi, ich modlitwy o szczęście i uczciwość odjeżdżającéj, niezawodnie więcéjby dbała o swą młodą służącą i, obchodząc się z nią bez zbytniéj pobłażliwości, starałaby się o jéj ufność i była prawdziwą jéj opiekunką.
Czytałem niedawno w jednym z dzienników następujący artykulik: „Moja żona podała ogłoszenie, iż potrzebuje niańki, i pomiędzy wielu innemi otrzymała ofertę, w któréj matka dziewczęcia wymawiała sobie, by córka jéj nie nosiła czepeczka i perkalowéj sukni[1], gdyż musi wyglądać na „pannę.” Do czegóż to dochodzi! Czy winne są temu szkółki?”
Oburzenie pań na podobne żądanie téj niemądréj matki zmniejszyłoby się przecież, gdyby szczerze zapytały samych siebie, czy one także nie pragną wywyższenia swych córek? Czy same nie wciskają się z niemi do towarzystw, w których nie są zbyt pożądane?
Ale czyż służąca ma „wyglądać na pannę?” Dla czegóżby nie, jeśli nie przyszła do przekonania, że wyraz „dziewczyna” jest wyższy i lepszy od wyrazu „panna,” tak dziś sposponowanego, iż doprawdy miléj jest go nie używać. Prawda jednak wyznać każe, iż nie możemy sobie wyobrazić matki Bunch, żądającej, by córka jéj „wyglądała na pannę.” Prawdopodobnie stara pani Bunch była z natury nadto szlachetną, ażeby domagać się tego, co jéj się z prawa należało, i znała o tyle naukę chrześciańską, by wiedziéć, iż najwyższymi są nie ci, co najmniéj, ale ci, co najwięcéj posług oddają. Wiedząc zaś o tém i wychowując córkę w swoich zasadach, była zapewne zupełnie obojętna na tytuł, jaki jéj przyznawano.
„Czy chcecie — pytał Ruskin, — ażeby wam tylko usługiwali podwładni? czyż kopciuszek nie może zasiąść u waszego ogniska i być ukochanym?” Gdyby kiedy do tego przyszło, rozjaśniłoby się każde ognisko, a talerze same przez się byłyby więcéj błyszczące; dopoki jednak służący uważani są za niższych, starajmy się przynajmniéj być mędrsi, równiejszego usposobienia i bardziéj pożyteczni od nich; przytém należy jasno określić, czego od służących naszych żądamy, i według tego założyć dla nich szkoły. Wówczas będą oni uzdolnieni do swoich zajęć i będą czynili zaszczyt swemu stanowi. Oby tylko wówczas pracodawcy byli równie uzdolnieni do swoich! Co do trudności, na jaką uskarżają się powszechnie w znalezieniu dobrych służących — jeśli ta rzeczywiście istnieje, — powinnaby nas nauczyć trochę więcéj posługiwać sobie samym, a w wielu razach byłoby nam z tém lepiej i nie ubliżało wcale naszéj godności.
Być może, iż który z moich czytelników chciałby wiedziéć, co więcéj w swych pamiętnikach pisał o Bunch Sydney Smith. Oto jéj krótka biografia:
„Bunch była to silna, tęga dziewczyna i tém usprawiedliwiała nadane sobie przezwisko. Nazywała się właściwie Rachela Masterman; obowiązkiem jéj było służyć do stołu, meldować gości, rano przynosić gorącą wodę, jedném słowem być wszędzie użyteczną. Z czasem Bunch została kucharką i poszła za mąż za woźnicę. Ostatnie lata spędziła w Yorku i tam umarła.”
Kiedy Bunch postąpiła na kucharkę, inna dziewczyna została przyjęta na jéj miejsce. Parę lat temu Bunch żyła jeszcze w okolicy Yorku i opowiadała ostatniemu biografowi Sydney’a Smith’a wiele charakterystycznych dowodów jego dobroci. Tłumaczyły one w zupełności przywiązanie, jakie wzbudzał dowcipny kanonik ś-go Pawła w swém najbliższém otoczeniu i w tych, którzy od niego zależeli; to téż służyli mu oni z wiernością, i poświęceniem, jakich się nigdy za same pieniądze nie otrzyma.
Kanonik Kingsley był także wzorowym panem dla swoich służących. „Muszę opowiedziéć — mówiła jego córka, — jak nas wprawiano w starém, kochaném probostwie w Goersley pomagać w pracy tym, co byli naszymi domowymi pomocnikami. Wprawdzie w pracowitym domu, gdzie każdy ma swoją wyznaczoną robotę, można tylko w dzień powszedni pomagać służącym starannością w drobnych rzeczach. Ale od czegóż jest niedziela? dzieci są wówczas wolne. Uczono nas więc, by w tym dniu dokonywać tych wszystkich domowych czynności, którym podołały nasze siły. Śniadanie zastawiano wcześniéj niż zwykle. Gdyśmy je spożywali, służące wylewały wodę z naszych kąpieli, gdyż była to praca zbyt ciężka. Za to, jak tylko skończyło się śniadanie, biegliśmy do naszych pokoi, zamiatali je, sprzątali, słali łóżka, tak, by wszystko było w porządku. Uczyniwszy to, nakrywaliśmy do stołu — i czyniliśmy to doskonale. Tym sposobem służące miały się czas ubrać i o jedenastéj szły razem z nami do kościoła. Obiad w niedzielę, bez względu na gości, podawano o pierwszéj, zamiast o siódméj. Był to jedyny gorący posiłek dnia tego. Nie gotowano już późniéj wcale, jedliśmy więc zimną kolacyę, a zarówno jak i przy obiedzie usługiwaliśmy my, dzieci, bez pomocy służących. Śmieję się jeszcze, kiedy sobie przypomnę przerażone miny uczonych lub oficerów, którzy często przyjeżdżali do nas na niedzielę. Przechodzili oni prawdziwe męki, widząc, że ich obsługują domowe panny, nie chcieli nam pozwalać odmieniać swoich talerzy i znosili to dopiero z rezygnacyą, gdy pan domu mówił: „Taki już u nas zwyczaj.” W ten sposób pomagaliśmy tym wiernym służącym, którzy poświęcali nam całe swe życie. Nie mogliśmy więcéj dla nich uczynić, ale przynajmniéj zapewnialiśmy im wolną niedzielę.“
„Fremdenblatt” donosi, iż w Berlinie jakaś pani wraz ze swą córką zamieniają rolę ze służącemi co drugą niedzielę, biorą one na siebie całą domową robotę i odstępują salon służącym oraz ich gościom. Służący grają na fortepianie, śpiewają, czytają i bawią się, jak im się podoba, a panie usługują im tak, jak są w inne dnie przez nich obsłużone. Zwykle zbierają się w owe uprzywilejowane niedziele liczni goście, a dobre panie gotują im obiad, w dodatku czynią to wesoło, a następnie zmywają naczynia. Prawdopodobnie berlińskie damy chcą tym sposobem praktykować złotą równość, jakkolwiek równość wymagałaby większéj ofiary, niż poświęcenie czternastego dnia.
Słynny hrabia Chesterfield zapisał w testamencie wszystkim swoim służącym dwuletnie zasługi, uważając ich „za swoich mniéj szczęśliwych przyjaciół, równych mu urodzeniem, a tylko nierównych majątkiem.” Gdyby państwo w ten sposób zapatrywali się na domowych pomocników, gdyby uważali ich tylko jako nierównych sobie majątkiem, trudne społeczne problemata odrazu byłyby rozwiązane.
„Standard” twierdzi, „iż nie należy dopomagać dziewczętom, chcącym w domu utrzymywać się z igły, albowiem, pozbawione téj pomocy, pójdą w służbę, gdy tymczasem wolą szyć po całych dniach, za cenę, zaledwie mogącą ich od głodowéj śmierci uchronić, byle używać swobody wieczorem.” Czyby nie było lepiéj zachęcać ich do służby, dając w niéj więcéj swobody?
Dobroć dla służby i dzieci nie jest wcale jednoznaczną z pobłażaniem, ale warunkuje się troskliwością o ich prawdziwe dobro. Gdyby pracodawcy i służący zrozumieli naukę, zawartą w wyrazach służący (domestic) i familia, przyczyniłoby się to dzielnie do załatwienia trudności. Etymologia słowa domestic pochodzi od domu, a familia znaczyła pierwiastkowo nie rodzinę, ale służących. Zwyczaj ustawicznego zmieniania miejsca, jakby się zmieniało suknie, jest ze strony służących zupełną nowością; zanim jednak ich za to potępimy, trzeba się zastanowić, iż pracodawcy nie są także ani stali, ani łatwi do zadowolenia, i że gorączka zmiany opanowała wszystkie klasy.
Jakkolwiek staraliśmy się wykazać, iż panie mają obowiązki względem służących, nie taimy wcale, iż panie są także często godne pożałowania z powodu swoich podwładnych. Wszyscy wiemy, do jakiego stopnia mogą służący dokuczyć, chociaż nie użyjemy tak dosadnych wyrażeń, jak Carlyle, który uważał ich za domowych nieprzyjaciół i stawiał tylko trochę wyżéj od pluskiew. Nie bez przyczyny skarżą się teraz gospodynie, iż mają do czynienia z pokoleniem służących leniwych, niedbałych, niszczycieli swych panów.
Niezawodnie istnieli zawsze podobni. Że tak było już za czasów Walter-Scotta, dowodzi napis, umieszczony nad ogniskiem kuchenném w Abbotsford: „Nie marnuj, a nie będziesz w potrzebie.“ Wielki powieściopisarz wiedział dobrze, iż w Anglii jest zwyczaj marnowania pożywienia i że można tu zastosować arabskie przysłowie: „Zbytek jest rodzicem biedy.“
Wielebny Rowland Hill usłyszał raz, jak dwie jego służące sprzeczały się o to, która umyje sień, gdyż każda utrzymywała, że to do niéj nie należy. Ekscentryczny duchowny użył jakiegoś pozoru, ażeby oddalić na chwilę leniwe dziewczyny i sam wziął się do szczotki; kiedy służące powróciły i zastały go szorującego podłogę, zaczęły oburzać się na wyścigi, iż przyłożył ręki do podobnéj pracy. „No, no — rzekł wówczas, — kiedy to nie należy do ciebie Peggy, ani do ciebie Joanno, to zapewne już ja mam to zrobić.” Pani nie ma prawa wymagać, ażeby służąca poświęcała jej czas swój cały i nigdy nie miała ochoty wyjść z domu, — ale i służące powinny uwzględniać potrzeby domowe. Z powodu, iż tego nie czynią, czytamy gdzieś żartobliwe słowa: „Pracodawcy zapewne dowiedzą się z przyjemnością, iż agituje się projekt przyznania im przynajmniéj prawa do trzech wieczorów na tydzień.“
Nietylko służący — nieróżniący się w tém od swych pracodawców — lubią unikać roboty, — są oni aż nadto skłonni nawet, przyłożywszy do niéj ręki, zaniechać jéj w połowie, mówiąc: „to już będzie.“
Pani. Brygido, cały dom jest pełen kurzu, to nie do wytrzymania.
Brygida. Niech pani robi tak, jak ja, i nie zważa na to.
Brygida byłaby na to zważała, gdyby serce swe zwróciła ku Bogu i chciała służyć Mu swoją pracą. Stałaby się wówczas podobną do téj dziewczyny, która chwaliła się swém nawróceniem przed przyjaciółką, a zapytana, jak się o tém przekonała, odparła: „Teraz wymiatam z pod dywanów.” Zanim zwróciła się do Boga, robiła tylko to, co było widoczném, nie troszcząc się o resztę; gdy weszła w służbę Boską, starała się pracować szczerze, by podobać się temu, który wszystko widzi.
Bardzoby to zwiększyło szczęście i pożyteczność służących, gdyby starali się brać wzór ze świętego Pawła. Nie ograniczał on nigdy służby Bożéj do modlitwy lub wysłuchania kazania, jak to dziś czynią tak zwani chrześcianie. Sądził, iż służący, spełniający swoje obowiązki, służą tém samém Bogu — i list do Kolossan, w którym to pisze, zakończył słowami: „Tak czyniąc, służycie Chrystusowi.”
Któregoś dnia służąca, wracając z nabożeństwa, w którém była mowa o cierniu w ciele świętego Pawła, rzekła: „Nie powiem mojej pani o tém, co postanowiłam, ale uważać będę jéj zły humor jako cierń, który potrzeba mi znosić.” Wyrazy te były dowodem, iż rzeczywiście Chrystus do niéj przemówił.
Gdyby wszyscy służący podobnie myśleli, cierpielibyśmy mniéj nierównie z powodu widocznéj niechęci w spojrzeniu i mowie tych, którym płacimy, ażeby nam usługiwali szczerze, bez protestu w gniewliwym wzroku. Pamiętamy, iż raz pani domu była bardzo pomieszaną; zapytana o powód, wyznała, iż to było z winy służącéj. „Jest dziś taka zła, iż nic nie będzie zrobione dobrze, ani na czas. Tak zawsze się dzieje, gdy ją podobny humor napadnie.”
Darmo bierze się do roboty,
Jeśli w sercu nie ma ochoty,
A głowa i łóżko potargane.
Pamiętajcie, panie, iż służące ulepione są z téj co i my gliny, może tylko nieco grubszéj. Służące znów, miéjcie na myśli, iż przyjęto was do pomocy, a nie do zawady. Jednych i drugich dewizą powinno być: znosić i przebaczać.
By nie obrazić, będę ostrożna.
Nie obrażę się sama snadnie,
Naprawię, co naprawić można,
Co nie — to znieść już wypadnie.
Pani (do nowéj służącéj). Jadamy zwykle śniadanie o ósméj.
Nowa służąca. Dobrze, pani; gdybym jeszcze nie była gotowa, proszę na mnie nie czekać.
Pani (do uprzejméj służącéj). Idę dziś wieczorem na operę, zapewne wrócę późno.
Uprzejma służąca. O! pani się tłumaczyć nie potrzebuje.
Te wyjątki z amerykańskich dzienników pokazują prawdziwą tyranię, jaką tam wywierają tak zwani służący. U nas stosunki tak złe jeszcze nie są, nie można przecież zaprzeczyć, iż dążą tym samym torem, tak dalece, iż wkrótce można się spodziewać ogłoszeń, czynionych na seryo, a podobnych do tego, jakie pomieścił żartobliwy „Punch:”
„Przyjemna i chętna pani potrzebna jest dla pomywaczki, noszącéj grzywkę, ubiór ostatniéj mody i uważającéj się za bardzo przystojną. Pożądaną jest przyzwoita liczba służących płci męzkiéj i miłe towarzystwo w kuchni. Ogłaszająca wymawia sobie, ażeby mogła przyjmować znajomych po południu, przynajmniéj trzy razy na tydzień. Panie mogą się powoływać na służących, zostających w służbie, ażeby dali świadectwo co do ich charakteru. Zgłosić się do Hildy, w kantorze pomocników dla zacnych rodzin.”
„Użyteczna i pracowita pani potrzebna dla służącéj do wszystkiego, która spodziewa się, iż większa część jéj roboty będzie przez panią wykonana. Pan ma sam myć okna i czyścić sobie buty, ma rano wstawać tylko wówczas, gdy to będzie koniecznie potrzebne, i nie zważać na śmiecie. Cała niedziela wolna i żadnéj uwagi co do wizyt.”