<<< Dane tekstu >>>
Autor André-Ferdinand Hérold
Tytuł Życie Buddy
Podtytuł według starych źródeł hinduskich
Wydawca Wydawnictwo Polskie
Data wyd. 1927
Druk Drukarnia Concordia Sp. akc.
Miejsce wyd. Poznań
Tłumacz Franciszek Mirandola
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron



*   X.   *

Dowiedział się tymczasem król Sudhadana, że syn jego, osiągnąwszy wiedzę najwyższą, przebywa w mieście Radżagriha, w bambusowym lasku, i zapragnął go ujrzeć co prędzej. Wysłał doń gońca, by mu rzekł:
— Ojciec twój, o Mistrzu, król Sudhadana, pragnie gorąco zobaczyć ciebie!
W chwili, gdy poseł stanął w lasku, Mistrz przemawiał do uczniów w te słowa:
— Oto mamy przed sobą las u podnóża góry i staw wielki, głęboki, nad którego brzegiem żyje stado zwierząt. Zjawia się człowiek żądny szkodzie zwierzętom, dręczyć je i przywieść do zatraty. Przecina im tedy dobrą drogę odwrotu w razie niebezpieczeństwa, a rozwiera zdradną, wiodącą na grząskie bagna. Zaskoczona w ten sposób trzoda wyginie niebawem. Ale oto jawi się człowiek dobry, nie czyhający na zgubę zwierząt, zamknie przeto drogę zdradną, a otworzy bezpieczną, wiodącą na cichy szczyt. Przeto trzoda nie poniesie straty i będzie wzrastała w liczbę i siłę. Zrozumcież, o uczniowie, słowa moje. Podobnie, jak ta trzoda zwierząt nad stawem głębokim, żyją ludzie u brzegu pożądań i uciech. Szatan, Mara, pragnie ich zguby i chce, by zatonęli w falach rozkoszy i niewiedzy. Dobra ich, natomiast, zdrowia i pomyślności pragnie Mąż Doskonały, Święty, najwyższy Budda. Ja to otwarłem drogę bezpieczną, pewną, a zniweczyłem zdradną, tak że nie zapadniecie w trzęsawiska, ale wynijdziecie na jasny szczyt góry. Wszystko, co może uczynić mistrz litosny, pragnący dobra uczniów swoich, wszystko to uczyniłem dla was.
Posłaniec wysłuchał słów tych i padł zachwycony do stóp Błogosławionego.
— Przyjmijże mnie, o Mistrzu, w poczet uczniów swoich! — zawołał.
Mistrz wyciągnął dłoń i rzekł:
— Chodź, mnichu!
Posłaniec wstał i oto zaraz odzież jego przybrała kolor i kształt szaty zakonnej. Zapomniał on o całym świecie i nie powiedział Mistrzowi, z czem go przysłał król Sudhadana.
Daremnie wyczekiwał on powrotu wysłańca, a palony tęsknotą ujrzenia syna, kazał jechać drugiemu. Ale i ten drugi ugrzązł w lasku bambusowym. Król wysyłał coraz to nowych, aż do dziewięciu, wszyscy jednak przepadali i, posłyszawszy słowa Błogosławionego, stawali się mnichami.
Sudhadana przywołał nakoniec Udayina i rzekł mu:
— Wiesz, Udayinie, że wysłałem dziewięciu ludzi do lasku bambusowego, a żaden nie wrócił z wieścią, jak zostało przyjęte poselstwo moje. Nie wiem nawet, czy widzieli mego syna i czy z nim mówili. Jestem stary, Udayinie, i śmierć wokoło mnie krąży. Pożyję jeszcze może trochę, ale na długie życie nie mam już nadziei. Chciałbym jednak zobaczyć syna. Byłeś mu ongiś serdecznym przyjacielem, jedź tedy, a przyjmie cię chyba, jak najlepiej. Powiedz mu, jak jestem smutny i jak za nim tęsknię, a wzruszy go to na pewno.
— Pojadę, o panie! — odparł Udayin.
Wyruszył i jeszcze zanim stanął w lasku bambusowym, postanowił zostać mnichem. Poruszony jednak słowami króla, rzekł sobie:
— Powtórzę mistrzowi, co mówił Sudhadana, a pewnie zdjęty litością, odwiedzi starca.
Mistrz przyjął z radością Udayina w poczet uczniów swoich.
Skończyła się właśnie zima, Udayin osądził, że nadszedł czas sposobny do podróży, i rzekł do Buddy:
— Drzewa rozwijają pąki i liście się rozwijać zaczynają, zaś poprzez gałęzie świeci czyste słońce. Nadszedł czas podróży, o Mistrzu, niema już chłodu, a nie nadeszły jeszcze upały, ziemię okrywa soczysta zieleń. Znajdziemy w drodze z łatwością pożywienie. Nadszedł czas podróży.
Spojrzał nań łagodnie Błogosławiony i spytał:
— Czemuż to nakłaniasz mnie do podróży, Udayinie?
— Ojciec twój, król Sudhadana, uradowałby się wielce twoim widokiem, Mistrzu! — odpowiedział.
Podumał Budda przez chwilę, potem zaś rzekł:
— Pójdę do Kapilavastu i zobaczę się z ojcem moim.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: André-Ferdinand Hérold i tłumacza: Franciszek Mirandola.