Żywot Jezusa/Rozdział XIII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Ernest Renan
Tytuł Żywot Jezusa
Wydawca Andrzej Niemojewski
Data wyd. 1904
Druk Drukarnia Narodowa w Krakowie
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz Andrzej Niemojewski
Tytuł orygin. Vie de Jésus
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ XIII.
Pierwsze próby w Jerozolimie.

Prawie corocznie Jezus wybierał się na święta Paschy do Jerozolimy. Bliższych szczegółów, tyczących tych podróży, nie mamy, gdyż synoptycy nie wspominają o nich[1], a wiadomości, podane w ewangielii Jana, są bardzo niejasne[2]. Prawdopodobnie jednak najważniejszy pobyt Jezusa w Jerozolimie przypada na rok 31 i to na pewno już po śmierci Jana. Wielu uczniów podążyło tam za nim. Chociaż Jezus nie przykładał wielkiej wagi do tych pielgrzymek, nie chciał jednak postąpić wbrew zwyczajom żydowskim, które wtedy jeszcze zachowywał. Zresztą podróże te były dla niego ważne, gdyż czuł, że dla odegrania roli pierwszorzędnej musi judaizm zaatakować w samem środowisku, t. j. w Jerozolimie.

Ale drobna ta gromadka galilejska nie czuła się swojsko w owem mieście. Jerozolima była wtedy mniej więcej tem samem, czem jest dziś: miastem pedanteryi, zaciętości, sporów, nienawiści i małoduszności. Fanatyzm doszedł tu do rozmiarów niebywałych a co chwila powstawały jakieś zawieruchy religijne. Miastem rządzili Faryzeusze; oddawano się wyłącznie studyowaniu Zakonu, wnikając w najdrobniejsze szczegóły i uprawiając czystą kazuistykę. To wyłącznie teologiczne i kanoniczne wykształcenie bynajmniej nie uszlachetniało duszy. Przypominało to zupełnie jałową naukę muzułmańskich fakirów, która wszystkie zagadnienia widzi tylko w meczecie, jest czystą stratą czasu, czczą dyalektyką, nie przyczyniającą się nic a nic do rozwoju umysłowego. Aczkolwiek teologiczne ukształcenie współczesnego kleru naszego jest bardzo suche, mimo to nie można go z tamtem porównywać, albowiem epoka Odrodzenia wprowadziła do wszystkich nauk teologicznych, nawet najbardziej antyspołecznych, ducha literackiego i dobrą metodę, nadając scholastyce w mniejszym lub większym stopniu zabarwienie humanistyczne. Wiedza żydowskiego uczonego, sofera czyli pisarza, była barbarzyńska, była absurdem, nie miała w sobie zupełnie pierwiastku moralnego[3]. A przytem na nieszczęście doprowadzała tych, którzy jej trud swój poświęcili, do śmiesznej pychy. Uczony żydowski, nadęty tą pychą, gardził kulturą grecką, podobnie jak dziś uczony Muzułmanin gardzi kulturą europejską, jak zresztą dawniej uczony katolicki gardził wiedzą uczonych świeckich. Ale najbardziej znamienną cechą scholastyki jest to, że pod jej wpływem dusza ludzka traci wszelką subtelność, że ma tylko szacunek dla dziecinnych łamigłówek, którym całe życie poświęca i że uważa tę naukę za jedynie właściwą dla ludzi, którzy godność traktują jako rzemiosło[4].

Ten świat nienawiści musiał uciskać łagodne i miękkie dusze mieszkańców okolic północnych. Jeruzalemczycy gardzili Galilejczykami, a to powiększało jeszcze bardziej przepaść między nimi. Nawet w świątyni, do której Galilejczycy dążyli z takiem utęsknieniem, robiono im różne trudności. Ów werset z LXXXIV Psalmu[5]: »obrałem sobie raczej siedzieć na progu domu Boga mego« był napisany jak gdyby dla Galilejczyków. Niegodne kapłaństwo uśmiechało się na widok ich naiwnej pobożności, podobnie jak potem duchowieństwo włoskie, które się oswoiło z świętościami, patrzyło chłodno i niemal drwiąco na żarliwość przybyłych pielgrzymów. Galilejczycy mówili dość popsutym dyalektem; wymowa ich była wadliwa; mieszali różne dźwięki przydechowe, co wywoływało liczne nieporozumienia, które ich narażały na pośmiewisko[6]. W kwestyach religijnych uważano ich za prostaków i ludzi wykraczających przeciw ortodoksyi[7]; wyrażenie »głupi jak Galilejczyk« stało się przysłowiowem[8]. Sądzono, i to nie bez słuszności, że posiadają w krwi swojej dużo obcych przymieszek; wreszcie utarło się mniemanie, że z Galilei nie może wyjść żaden prorok[9]. Wyrzuceni w ten sposób na samą granicę judaizmu, a może nawet po za nią, biedni Galilejczycy mogli ostatnie nadzieje swoje pokładać w owym fałszywie zresztą interpretowanym ustępie ksiąg Izajasza[10]: »Ziemia Zabulonowa i ziemia Neftalimowa przy drodze morskiej za Jordanem, Galilea Poganów; lud, który siedział w ciemności, widział światłość wielką; a siedzącym w ciemnościach weszło słońce«. Rodzinne miasto Jezusa miało bardzo złą opinię. W mowie potocznej istniał zwrot popularny: »Możeż z Nazaretu być co dobrego?«[11][12]

Ubóstwo przyrody jerozolimskiej jeszcze gorzej usposabiało Jezusa. Doliny nie posiadają wód, ziemia jest sucha i kamienista. Horyzont ożywia się jedynie wskutek widoku na Morze Martwe; zresztą panuje wszędzie zupełna monotonia. Jedno wzgórze Mizpa przykuwa oczy z powodu starożytnych wspomnień dziejowych Izraela. Miasto miało za czasów Jezusa ten sam wygląd, co dziś. Nigdzie nie było pomników, bo aż do czasów Asmonejczyków Żydzi nie zajmowali się zupełnie sztukami pięknemi. Jan Hyrkan począł miasto upiększać a Herod Wielki zamienił je na jedno z najpiękniejszych miast Wschodu. Wzniesione przez Heroda budowle mogą rywalizować z najwspanialszemi budowlami starożytności pod względem ogromu, wykończenia bez zarzutu i doboru materyału[13]. Jerozolimę otaczało w owym czasie wiele wspaniałych grobowców bardzo oryginalnej struktury[14]. Wszystkie były w stylu greckim, ale przystosowanym do żydowskich zwyczajów i zasad. Wprowadzoną przez Heroda ku wielkiemu niezadowoleniu prawowiernych ornamentykę zwierzęcą wyrzucono, zastępując ją ornamentyką roślinną. Odżyło tu upodobanie starych mieszkańców Fenicyi i Palestyny do kutych w skale grobowców; przystosowano kolumny porządku greckiego do tej architektury jaskiniowców. Jezus, który dzieła sztuki uważał za marność światową, patrzył na te wszystkie budowle niechętnie[15]. Jego bezwzględny spirytualizm i wiara, że stary świat jest skazany na zagładę, sprawiły, że lubował się tylko w tem, co obchodziło bezpośrednio serce ludzkie.

Za czasów Jezusa Jerozolima posiadała świątynię zupełnie nową, na zewnątrz nie całkiem wykończoną. Herod w roku 20 lub 21 naszej ery rozpoczął rekonstrukcyę, aby przystosować ją do stylu innych budowli swoich. Nawę zbudowano w ciągu ośmnastu miesięcy; kolumnady w ciągu ośmiu lat[16]; ale budowa części bocznych postępowała bardzo powoli i została ukończona dopiero na krótko przed zdobyciem Jerozolimy[17]. Jezus widział jeszcze prawdopodobnie roboty w toku a patrzył na nie z niechęcią. Nadzieja długiej przyszłości była niejako zniewagą, rzuconą zapowiadanemu przez niego królestwu. Sięgając wzrokiem dalej, niż niedowiarki i fanatycy, przeczuwał, że te wspaniałe budowle będą istniały bardzo krótko[18].

Zresztą świątynia stanowiła cudowną, imponującą całość, o której obecny haram[19] pomimo swej piękności nie daje wyobrażenia. W dziedzińcach i pod kolumnadami zbierały się codziennie liczne tłumy, gdyż miejsce to było dla nich zarazem świątynią, rynkiem, sądem i wszechnicą. Wszystkie dyskusye religijnych szkół żydowskich, cały wykład kanoniczny, nawet procesy i spory cywilne — krótko mówiąc całe życie narodu ogniskowało się tutaj[20]. Słychać było przez cały dzień rozgwar argumentacyi, wrzały dyskusye, błyskały sofizmaty i strzelały sprytne zapytania. Świątynia przypominała zupełnie meczet. Rzymianie, względni dla religij obcych, znajdujących się na ich terytoryum, nie wkraczali do tego sanctuarium[21]; greckie i łacińskie napisy wskazywały miejsca, do których dopuszczani byli nie-żydzi[22]. Ale z wieży Antonii[23], głównej kwatery rzymskiej, panującej nad całym murem, można było widzieć wszystko, co się wewnątrz działo. Policyę w świątyni sprawowali Żydzi; przełożony świątyni czuwał nad wszystkiem, wydawał rozkazy, kiedy podwoje otwierać lub zamykać, pilnował, aby nikt do wnętrza nie wchodził z laską, z obuwiem zakurzonem, z pakunkami, albo celem skrócenia sobie drogi[24]. Szczególniej zwracano na to uwagę, aby nikt nie wchodził do kolumnady wewnętrznej, będąc nieczystym w znaczeniu rytualnem. Dla kobiet było przeznaczone zupełnie osobne miejsce.

W czasie pobytu w Jerozolimie Jezus spędzał tu całe dni. Na święta napływały do miasta tłumy ludu. Po dziesięciu lub dwudziestu stawało na jednej kwaterze żyjąc w owym rozgwarze, który się tak podoba ludziom Wschodu[25]. Jezus ginął w tłumie a skupiona dokoła niego gromadka biednych Galilejczyków nie zwracała na siebie niczyjej uwagi. Czuł niezawodnie, że znajduje się tu w wrogim dla siebie świecie, który będzie miał dla niego jedynie pogardę. Wszystko, na co patrzył, napełniało go niechęcią. Świątynia, jak wszelkie licznie odwiedzane święte przybytki, przedstawiała widok mało budujący. Wskutek charakteru kultu była zapełniona różnemi rzeczami, które działały odrażająco, wrzał tam zwłaszcza handel, rozstawiający wzdłuż muru istne kramy odpustowe. Sprzedawano tam zwierzęta przeznaczone na ofiary; stały stoliki wekslarzy; niekiedy zdawało się, że świątynia zamienia się w bazar. Niższa służba pełniła swe obowiązki prawdopodobnie w sposób równie niereligijny, jak zakrystyanie w kościołach wszystkich czasów. Tego rodzaju profanacya i roztargnienie przy spełnianiu świętych obrządków musiało obrażać religijne uczucia Jezusa, nieraz nawet przesadnie skrupulatne[26]. Odzywał się, że dom modlitwy zamieniono na istną jaskinię zbójców. Pewnego dnia — jak mniemają — miał się nawet unieść gniewem, uderzyć na szachrajów i poprzewracać ich stoliki[27]. Wogóle nie bardzo lubił świątynię. Kult, jaki sobie umyślił dla swego Ojca, nie miał nic wspólnego z temi rzeziami. Czuł wstręt do wszystkich tych starych zwyczajów i trzeba go było zmuszać, aby się im poddał. Zresztą świątynia, czyli miejsce po niej, budziła uczucia religijne tylko śród tych chrześcian, którzy byli Żydami. Prawdziwi nowatorzy uczuwali tam zawsze wstręt. Konstantyn i pierwsi chrześciańscy cesarze nie tknęli dźwigniętych na tem miejscu pogańskich budowli Hadryana[28]. Natomiast nieprzyjaciele chrześcian, jak np. Julian, zwrócili na nie uwagę[29]. Gdy Omar wjechał do Jerozolimy, z nienawiści ku Żydom umyślnie zanieczyszczono miejsce, na którem stała świątynia[30]. Dopiero Islam — rodzaj wskrzeszonego judaizmu w formie semickiej — przywrócił świątyni dawną cześć. Miejsce to było zawsze niechrześciańskie.

Pycha Żydów napełniała Jezusa niechęcią i obrzydziła mu pobyt w Jerozolimie. W miarę, jak rosły wielkie idee w Izraelu, kapłaństwo upadało. Dzięki synagodze wykładacze pisma i uczeni wzięli górę nad kapłanami. Ci ostatni znajdowali się tylko w Jerozolimie a i tu ograniczono ich działalność wyłącznie do spełniania rytualnych obrządków, podobnie jak w niektórych krajach, gdzie proboszczowie katoliccy nie mają prawa wygłaszać kazań; przewyższał ich znaczeniem mówca synagogi, kazuista, sofer, czyli uczony w piśmie, choć ten ostatni był na wskroś świeckim człowiekiem. Ludzie biegli w Talmudzie nie byli kapłanami, ale owoczesnymi uczonymi. Wyższe duchowieństwo posiadało prawdopodobnie u ludu duże znaczenie, ale bynajmniej nie zajmowało stanowiska przodującego w ruchu religijnym. Arcykapłan, którego godność już Herod ograniczył[31], stawał się coraz bardziej urzędnikiem rzymskim[32], którego usuwano, aby inni mogli także korzystać z tego zyskownego miejsca. Jako przeciwnicy Faryzeuszów, owych świeckich gorliwców, prawie wszyscy kapłani byli Saduceuszami, to znaczy członkami owej sceptycznej arystokracyi, która utworzyła się przy świątyni, żyła z ołtarza, ale go nie szanowała[33]. Kasta kapłańska do tego stopnia odbiegła od poczucia narodowości i wielkich dążeń religijnych ludu, że nazwa Saduceusz (sadoki), oznaczająca pierwotnie członka rodziny kapłańskiej Sadok, stała się teraz równoznaczną z określeniem »materyalista« lub »epikurejczyk«.

Od czasów panowania Heroda Wielkiego począł jeszcze gorszy czynnik wpływać na korupcyę wyższego duchowieństwa. Herod zakochał się w Maryannie, córce niejakiego Szymona, syna Boetusa z Aleksandryi; chcąc się z nią ożenić — około roku 28 przed naszą erą — musiał teścia nobilitować i wynieść na jakąś odpowiednią godność, więc go uczynił arcykapłanem. Ta intrygancka rodzina nie wypuszczała ze swych rąk arcykapłaństwa przez trzydzieści pięć lat[34]. Złączona z rodziną panującą ścisłymi węzłami pokrewieństwa, straciła ów przywilej dopiero po usunięciu od rządów Archelausa, lecz już w r. 42 naszej ery odzyskała go znowu, gdy Herod Agrypa na pewien czas odbudował dzieło Heroda Wielkiego. Wtedy pod nazwą Boëthusim utworzyła się nowa arystokracya kapłańska[35], bardzo światowo usposobiona, mało pobożna, zmieszana ostatecznie w jedno z Sadokitami. Talmud i pisma rabinistyczne nazywają Boëthusim niedowiarkami i łączą ich z Saduceuszami[36]. Tym sposobem utworzył się przy świątyni rodzaj »rzymskiej kuryi«, żyjącej z polityki, mało się chylącej do religijnych ekscesów, obawiającej się ich nawet, nie chcącej nic wiedzieć o różnych świętych osobistościach i nowatorach, gdyż z istniejącego stanu rzeczy ciągnęła korzyść. Ci epikurejscy kapłani nie odznaczali się gwałtownością Faryzeuszów; pragnęli tylko żyć w spokoju; ich chłodna obojętność i niereligijność oburzała Jezusa. Te różnice dzieliły Faryzeuszów i kapłanów na dwie partye; natomiast łączyła ich niechęć do Jezusa. Jezus był tu jednak obcy, nie posiadał znaczenia, musiał więc przez długi czas kryć się ze swem niezadowoleniem i mógł najwyżej zwierzać się ze swych uczuć zaufanej gromadce, która tu za nim przybyła.

Przed ostatnim a najdłuższym pobytem w Jerozolimie, który się zakończył jego śmiercią, Jezus usiłował zdobyć sobie słuchaczy. Więc przemawiał; stał się głośnym; zastanawiano się nad niektóremi zdarzeniami, które uchodziły za cuda. Ale to wszystko nie doprowadziło do założenia w Jerozolimie jakiegoś kościoła, ani mu tam nie zjednało uczniów. Dobrotliwy nauczyciel, przebaczający wszystkim, którzy go pokochali, nie mógł znaleść odgłosu w tem sanktuaryum czczych kłótni i przestarzałych ofiar rytualnych. Nawiązał tylko stosunki z pewnemi osobistościami, które mu się później przydały. Prawdopodobnie wtedy poznał się z ową rodziną w Betanii, która w czasie prób, przez jakie przechodził w ostatnich miesiącach swego życia, tyle mu dodawała pociechy. Dość jednak wcześnie zwrócił na siebie uwagę niejakiego Nikodema, zamożnego Faryzeusza, członka Synhedryonu, człowieka bardzo poważanego w Jerozolimie[38]. Ten, jak się zdaje, był człowiekiem uczciwym i szczerym; młody Galilejczyk pociągał go. Ale nie chcąc się kompromitować, odwiedzał go nocami; miał nawet z nim raz długą rozmowę[39]. Jezus wywarł na nim niezawodnie wrażenie korzystne; bronił, go potem w kole Faryzeuszów[40], a po śmierci zajął się żywo losem zwłok[41]. Nikodem nie został chrześcianinem; zajmując stanowisko wybitne, nie chciał się przyłączyć do ruchu rewolucyjnego, nie posiadającego znakomitych zwolenników. Dla Jezusa żywił bezwarunkowo szczerą przyjaźń i wyświadczył mu wiele usług, choć nie zdołał uchronić go od śmierci, której wyrok w epoce, do której obecnie dotarliśmy, był już niemal napisany.

Ze sławnymi uczonymi owych czasów Jezus, jak się zdaje, żadnych nie utrzymywał stosunków. Hillel i Szamaj już nie żyli; do największych powag zaliczano Gamaliela, wnuka Hillela. Był to człowiek wolnomyślny, światowiec, lubił nowoczesne nauki, a stosunki, w jakich się obracał, usposabiały go tolerancyjnie[42]. W przeciwstawieństwie do pełnych pruderyi Faryzeuszów, którzy chadzali z zakrytemi twarzami, albo z zamkniętemi oczami, spoglądał na kobiety chętnie, nawet na poganki[43]. Ponieważ stał blisko dworu, więc tradycya mu to darowała, jak również i znajomość greczyzny[44]. Po śmierci Jezusa wygłaszał bardzo umiarkowane sądy o nowej sekcie[45]. Święty Paweł wyszedł z jego szkoły[46]. Prawdopodobnie jednak sam do niej nigdy się nie przyłączył.

Po powrocie z Jerozolimy prześladuje Jezusa wyłącznie jedna myśl: ze starym żydowskim kultem zgody być nie może. Przeciwnie, koniecznie teraz trzeba położyć koniec owym wstrętnym ofiarom, poskromić bezbożnych a pysznych kapłanów i wogóle znieść Zakon. Odtąd Jezus występuje względem judaizmu nie jako reformator, lecz jako wywrotowiec. Niektórzy zwolennicy idei mesyanistycznej wygłosili już zresztą zdanie, że Mesyasz stworzy nowy Zakon, który będzie obowiązywał na ziemi[47]. Esejczycy, których trudno nawet uważać za Żydów, ochłodli również dla żydowskiej świątyni i żydowskich obyczajów. Ale były to bądź co bądź jednostki; jawnie nikt nie miał odwagi wystąpić. Jezus pierwszy to uczynił mówiąc, że od niego a raczej od Jana Zakon przestał obowiązywać[48]. Jeżeli niekiedy używa wyrażeń łagodniejszych[49], to tylko dlatego, aby z przesądami nie walczyć zbyt gwałtownie. Doprowadzony do ostateczności jawnie oświadczył, iż nie uznaje więcej Zakonu. Wyraża przytem myśl swoją w dosadnych obrazach: »Żaden nie wprawuje łaty sukna nowego w szatę wiotchą. Nikt nie leje wina młodego w stare statki«[50]. To jego czyn jako nauczyciela i twórcy. Wzgardliwe inskrypcye głosiły, że świątynia jest zamknięta dla nie-żydów; Jezus o takim przepisie nie chce nic wiedzieć. Małoduszne, twarde, nielitośne prawo miało być wydane wyłącznie dla synów Abrahama. Jezus twierdzi, że każdy człowiek o zamiarach uczciwych, każdy, kto go pokocha i przygarnie, jest synem Abrahama[51]. Pycha krwi, jak się zdaje, jest odtąd jego największym wrogiem, którego chce koniecznie poskromić. Krótko mówiąc, Jezus już nie jest Żydem. On już jest rewolucyonistą w stopniu najwyższym; wzywa wszystkich ludzi do jednego kultu, opartego na idei, że wszyscy są dziećmi Boga. Głosi prawa ludzkości a nie prawa Żydów, religię ludzkości a nie religię Żydów, odrodzenie i wolność ludzkości, a nie Żydów[52]. Jakże daleko odbiegliśmy od takiego Judasza Gaulonity albo Mateusza Margalota, podburzających do rewolucyi w imię Zakonu! Religia człowieczeństwa została oparta nie na krwi, ale na sercu. Mojżesz został zwyciężony; świątynia nie ma prawa istnieć dłużej, skazana jest nieodwołalnie na zagładę.





  1. Są tam niejasne supozycye (Mat. XXIII, 37; Łuk. XIII, 34). Synoptycy znają stosunek Jezusa do Józefa z Arymatei równie dokładnie jak np. do Jana. Prócz tego Łukasz (X, 38—42) zna całą rodzinę z Betanii; o podróżach Jezusa, wyszczególnionych w czwartej ewangielii, ma on bardzo słabe wyobrażenie (IX, 51—54). Niektóre mowy Jezusa przeciw Faryzeuszom i Saduceuszom miały być wygłoszone przez Jezusa wedle synoptyków w Galilei, tymczasem z wszystkiego wynika, że mogły być wygłoszone tylko w Jerozolimie. Zresztą rzekomo ośmiodniowy pobyt Jezusa w stolicy jest zbyt krótki, aby się dały w nim pomieścić wszystkie zdarzenia od chwili przybycia aż do śmierci.
  2. Dwie pielgrzymki są podane dokładnie (Jan II, 13 i V, 1), nie mówiąc o ostatniej (VII, 10), z której Jezus już do Galilei nie wrócił. Pierwsza pielgrzymka przypada na czasy, kiedy jeszcze Jan chrzcił, a więc na święta Paschy roku 29. Ale szczegóły tej podróży dotyczą pielgrzymki późniejszej (porów. zwłaszcza Jan II, 14 i nast., Mat. XXI, 12—13; Marek XI, 15—17; Łukasz XIX, 45—46). W tych rozdziałach ewangielii Jana została niezawodnie przestawiona chronologia; albo też, co właśnie jest prawdopodobniejsze, fakty odnoszące się do różnych podróży zostały ze sobą pomieszane.
  3. Można mieć o tem wyobrażenie z Talmudu, który jest echem ówczesnej scholastyki żydowskiej.
  4. Józef Flav. Ant. XX, XI, 2.
  5. Psalm LXXXIII, 11 Wulgaty.
  6. Mat. XXVI, 73; Marek XIV, 70; Dzieje Apost. II 7; Talmud Babil. Erubin, 53 a i nast.; Bereszyt rabba, 26 c.
  7. Wyżej wymieniony ustęp z Erubin.
  8. Erubin, 53 b.
  9. Jan VII, 52.
  10. Iz. IX, 1—2; Mat. IV, 13 i nast.
  11. Przypis własny Wikiźródeł Pomiędzy przypisem poprzednim a tymże, w sekcji Przypisy znajduje się przypis o treści: "Patrz str. 159, uwaga 50." Wydaje się, że przypis powinien być wykreślony, gdyż nie ma do niego odwołania w tekście. Także na stronie, do której prowadzi, brak uwagi nr 50.
  12. Jan I, 46.
  13. Józef Flav. Ant. XV, VIII—XI; B. J. V, V, 6. Marek XIII, 1—2.
  14. Są to grobowce Sędziów, Królów, Absalona, Zachariasza, Józefata, świętego Jakóba. Porównaj opis grobu Machabeuszów w Modynie (I Mach. XIII, 27 i nast.).
  15. Mat. XXIII, 27—29; XXIV, 1 i nast.; Marek XIII, 1 i nast.; Łukasz XIX, 44; XXI, 5 i nast. Porów. Księga Henocha, XCVII, 13—14; Talm. Babil. Szabbat, 33 b.
  16. Józef Flav. Ant. XV, XI, 5, 6.
  17. Tamże XX, IX, 7; Jan II, 20.
  18. Mat. XXIV, 2; XXVI, 61; XXVII, 40; Marek XIII, 2; XIV, 58; XV, 29; Łukasz, XXI, 6; Jan II, 19—20.
  19. Niezawodnie świątynia wraz z otaczającym ją murem stała w miejscu, gdzie się znajduje dziś meczet Omara i haram t. j. święty dziedziniec, okalający meczet. Poziom haramu, przynajmniej w niektórych miejscach, zwłaszcza tam, gdzie dziś Żydzi przychodzą płakać, jest prawdopodobnie fundamentem świątyni Heroda.
  20. Łuk. II, 46 i nast.; Miszna, Sanhedryn, X, 2.
  21. Swetoniusz, Aug. 93. (»Co do obcych obrzędów jak dla starożytnością i wziętością znajomych miał (Oktawian August) największe uszanowanie, tak dla innych pogardę... Wnuka Kaja, że przejeżdżając Judeę w Jerozolimie się nie modlił, bardzo pochwalił«).
  22. Filon, Legatio ad Caium § 31; Józef Fl. B. J. V. V, 2; VI, II, 4. Dzieje Apost. XXI, 28.
  23. W stronie północnej haramu widać jeszcze wyraźne ślady wieży Antonia.
  24. Miszna, Berakot, IX, 5; Talmud Babil. Jebamot, 6 b; Marek XI, 16.
  25. Józef Flav. B. J. II, XIV, 3; VI, IX, 3; Porów. Psalm CXXXIII (Vulg. CXXXII).
  26. Marek XI, 16: »Ani dopuścił, aby miał kto nieść naczynie przez kościół«.
  27. Mat. XXI, 12 i nast; Marek XI, 15 i nast; Łukasz XIX, 45 i nast. Jan II, 14 i nast.
  28. Itin a Burdig. Hierus., str. 152 (wyd. Schotta); św. Hieronim, In Is. II, 8, in Mat. XXIV, 15.
  29. Amonian Marcellin XXIII, 1.
  30. Eutychius, Ann. II, 286 i nast. (Oxford 1659).
  31. Józef Flav. Ant. XV, III, 1, 3.
  32. Tamże XVIII, II.
  33. Dzieje Apost. IV, 1 i nast; V, 17; Józef Flav. Ant. XX, IX, 1; Pirke Aboth, I, 10.
  34. Józef Flav. Ant. XV, IX, 3; XVII, VI, 4; XIII, 1; XVIII, I, 1; II, 1; XIX, VI, 2; VIII, 1.
  35. Nazwę tę spotykamy wyłącznie w pismach żydowskich. Sądzę, że »Herodjanie« z ewangielii są to Boëthusim.
  36. Traktat Abot Natan, 5; Soferim, III, 5; Miszna, Menachot, X, 3; Talmud Babiloński, Szabbat, 118 a. W księgach talmudycznych mieszają się nazwy Boëthusim, Saduceusze a także Minim (heretycy). Porów. Tosyfta, Joma, 1; w talmudzie jer. ten sam traktat, I, 5; w Talmudzie babilońskim ten sam traktat, 19 b; Tosyfta, Sukka, III; w Talm. Babil. ten sam traktat, 43 b; to samo 48 b; Tos. Rosz haszana, I; w Misznie, ten sam traktat II, 1; Talm. Jer. ten sam traktat II, 1; Talm. Babil. ten sam traktat 22 b; Tos. Menachot, X; w Misznie ten sam traktat X, 3; Talm. Babil. ten sam traktat 65 a; Miszna, Chagiga, II, 4 i Megillat Taanit, I; Tos. Jadaim, II; w Talm. Jer. Baba Batra VIII, 1; Talm. Babil. ten sam traktat 115 b i Megillat Taanit, V.
  37. Przypis własny Wikiźródeł Wydaje się, że to odwołanie powininno być wykreślone. Na stronie, do której prowadzi, brak uwagi nr 29.
  38. Zdaje się, że to o nim mowa w Talmudzie babil. Taanit, 20 a; Gittin 56 a; Ketubot 66 b; traktat Abot Natan VII; Midrasz rabba, Eka 64 a. Ustęp z Taanit identyfikuje go z Bunaj, który wedle Sanhedrynu (patrz wyżej str. 193)[37] był uczniem Jezusa. Ale trudno mniemać, aby Bunaj był owym Banu, o którym mówi Józef Flaviusz.
  39. Jan III, 1 i nast.; VII, 50; nie ulega wątpliwości, że tę rozmowę skomponował Jan.
  40. Jan VII, 50 i nast.
  41. Jan XIX, 39.
  42. Miszna, Baba metsia V, 8; Tal. Babil. Sota, 49 b.
  43. Talm. jer. Berakot, IX, 2.
  44. Ustęp Sota, cytowany wyżej i Baba Kama 83 a.
  45. Dzieje Apost. V, 34 i nast.
  46. Dzieje Apost. XXII, 3.
  47. Orac. sib. III, 573 i nast.; 715 i nast.; 756—58. Porów. Targum Jonatana. Iz. XII, 3.
  48. Łuk. XVI, 16. Mniej jasny jest ustęp u Mateusza (XI, 12—13), ale wyraża to samo.
  49. Mat. V, 17—18 (Porów. Talm. babil., Szabbat 116 b). Ustęp ten nie stoi w sprzeczności z ustępami, wykazującemi konieczność zniesienia Zakonu. Głosi tylko, że w Jezusie spełniły się wszystkie postaci Starego Zakonu. Porów, Łukasz XVI, 17.
  50. Mat. IX, 16—17; Łuk. V, 36 i nast.
  51. Łukasz XIX, 9.
  52. Mat. XXIV, 14; XXVIII; 19; Marek XIII, 10; XVI, 15; Łukasz XXIV, 47.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Ernest Renan i tłumacza: Andrzej Niemojewski.