Bratobójca/LV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Bratobójca |
Pochodzenie | Romans i Powieść |
Wydawca | Józef Unger |
Data wyd. | 1897 |
Druk | Józef Unger |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Caïn |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Skoro się tylko dowiedziano, że ciało Ryszarda Verniere zostało przewiezione do Saint-Ouen i że tu ma się odbyć pogrzeb, nieskończona procesya ciągnęła się do pawilonu, gdzie wystawione były zwłoki.
Zewsząd przynoszono wieńce.
Klaudyusz Grivot, który czuwał przy trupie w zaimprowizowanej kaplicy żałobnej, nie doświadczał wcale wzruszenia, nawet lekkiego wstrząśnienia systemu nerwowego; co prawda, przychodzili ciągle odwiedzający nieboszczyka.
Po upływie dwóch godzin, podług umowy, Magloire przyszedł, ażeby go zluzować.
Była godzina czwarta wieczorem.
Ciemność następowała po zmierzchu.
— Trzeba nam się porozumieć co do czuwania w nocy — rzekł mańkut do majstra. — Mamy podzielić między sobą dwanaście godzin. Ażeby zaś każdy mógł trochę wypocząć, lepiej będziemy się zmieniali co cztery godziny... Ja zaczynam o godzinie czwartej, zluzowany będę o ósmej, a ten, który mnie zastąpi, siedzieć będzie do północy. Więc pan wrócisz dopiero o godzinie 4-ej zrana... Ja zaś jutro o godzinie 8 ej zrana zajmę znów pańskie miejsce.
Grivot oddalił się, mówiąc:
— Będę o godzinie 4-ej w nocy.
Mańkut usiadł przy katafalku i zaczął półgłosem odmawiać wszystkie modlitwy, które umiał.
O ósmej wieczorem jeden z dwóch robotników fabrycznych, którzy ofiarowali swoje usługi, przyszedł zastąpić kataryniarza, a znów z kolei zastąpiony został o północy przez swego kolegę.
O czwartej majster wracał do posępnego czuwania.
Twarz jego nacechowana była zmęczeniem, doznanem od trzech dni.
Kiedy się znalazł sam, w zupełnej ciszy nocnej, przy trumnie, gdzie spoczywała jedna z ofiar jego kombinacyj szatańskich, dreszcz przebiegł mu po skórze.
Twarz Ryszarda Verniere, ta twarz blada, z oczyma zamkniętemi, sama tylko wynurzająca się z całunu, którego obszerne fałdy otaczały ciało, sprawiała mu niewysłowioną trwogę.
Uczynił wysiłek przeciw ogarniającemu go wzruszeniu i, odwróciwszy się od katafalku, osunął się na krzesło.
Wtedy jak stado ptaków nocnych, opadły go myśli ponure.
Czyż to budziły się w nim wyrzuty sumienia.
Nie, była to trwoga szalona z orszakiem widziadeł majaczących.
Wobec urzędników, którzy go badali, odegrał z niezamąconą pewnością siebie i z zupełnem powodzeniem, komedyę, pełną niebezpieczeństw.
Czuł się był silnym, lecz nazwisko Roberta Verniere, wyrzeczone przez sędziego śledczego, obudziło w nim niewysłowiony niepokój.
Czy Daniel Savanne telegrafował do Roberta, ażeby go zawiadomić o wypadkach, zaszłych w Saint-Ouen?
Czy wezwał go do Paryża?
Co uczyni Robert?
Czy będzie mógł odmówić temu wezwaniu, tak wielce natarczywemu?
A jeżeli odmowa wyda mu się niemożebną, jeżeli przyjedzie, to czy się nie zdradzi?
Czy będzie miał siłę, on przy naturze słabej, nie poddać się okolicznościom, czy nie zgubi wszystkiego, w chwili gdy powodzenie wydawało się zapewnionem?
I wtedy, zamiast majątku nastąpiłby upadek, aresztowanie, sąd przysięgłych, rusztowanie.
Zahypnotyzowany poniekąd temi groźnemi rozmyślaniami, Klaudyusz Grivot wreszcie nie miał już świadomości samego siebie.
Powieki jego opuściły się na oczy zmęczone i usnął snem ciężkim, który podobny był do omdlenia.
W wielkich lichtarzach srebrnych świece paliły się wciąż dokoła trumny.
Głęboka cisza, cisza śmierci, wciąż ogarniała mieszkanie ponure, przerywana tylko słabym odgłosem oddechu śpiącego.
Wtedy Klaudyusz miał sen.
Zdawało mu się, że, nagle się obudziwszy, wstał z krzesła i nachylił się ku trumnie Ryszarda Verniere, utkwiwszy oczy w zamknięte oczy nieboszczyka.
Nagle podniosły się powieki trupa.
Usta się otworzyły.
Ręce, złożone na piersiach, odsunęły się od całunu.
Trup, ożywiony nagle, podniósł się okryty całunem, jak płaszczem, wyszedł z trumny i, ręką prawą schwyciwszy majstra za włosy, pociągnął na plac, otoczony jakiemiś budynkami kształtów fantastycznych i skąpany w cieniu złowrogim.
Na środku tego placu wznosiło się rusztowanie, pokryte czarnem suknem.
Na rusztowaniu tem widniała gilotyna.
Nieboszczyk zmusił majstra do wejścia na schody rusztowania i doprowadził go do gilotyny.
Wtedy trójkątne ostrze gilotyny podniosło się z szybkością błyskawiczną, a Klaudyusz uczuł na szyi przejmujące zimno bolesne i obudził się z głośnym krzykiem.
Przez kilka sekund tak dalece pozostawał jeszcze pod okropnem wrażeniem, że brał je za rzeczywistość, i zdawało mu się, że głowa jego spadła na rusztowaniu.
Nędznik borykał się jeszcze z widzeniem uporczywem, gdy drzwi się otworzyły i wszedł Magloire.
Przychodził ażeby zastąpić Klaudyusza, i usłyszał jego krzyk.
— Co to? Co panu jest? — zapytał. — Czyś pan chory?
Grivot zwrócił się ku trumnie.
— Nieboszczyk... nieboszczyk... — wyjąkał.
— Co?.. wydało się panu, że się poruszył?
— Tak... tak... widziałem...
— Niestety, śniło się tylko panu! Pan Verniere śpi snem, z którego się nikt nie budzi!.. Ale ja miałem pana za człowieka silnego, a wyglądasz mi teraz na babę!.. Czyż sam na sam z nieboszczykiem powinno uczciwego człowieka wprowadzić w stan taki?.. Wyglądasz pan, jakbyś uciekł ze szpitala obłąkanych!
Słysząc głos mańkuta, widząc trupa wciąż nieruchomego, majster trochę przyszedł do siebie.
Zrozumiał, jak dalece znaczącym był jego przestrach, jak mógł go skompromitować.
— Byłem złamany ze zmęczenia — rzekł, drżąc jeszcze — zasnąłem mimowoli i... i...
— I miałeś pan jakąś zmorę — dokończył kataryniarz. — No, to połóż się pan do łóżka.. Pańskie cztery godziny już się skończyły... Staraj się spać spokojnie... To ci zrobi dobrze... Do jutra...
— Do jutra...
Klaudyusz opuścił pawilon.
Magloire usiadł.
— Co to mogą te nerwy! — wyszeptał. — Grivot jest uczciwym chłopcem, to pewna!.. A jednak widząc jego drżączkę, możnaby pomyśleć, że to on popełnił zbrodnię i że go nurtują wyrzuty sumienia!..
∗
∗ ∗ |
Robert Verniere, jak wiemy, wraz z żoną przygotowywali się do wyjazdu!
Aurelia już u świcie wezwała Filipa i oznajmiła mu o podróży wspólnej, nie zwierzyła mu się jednak ani trochę w podejrzeniu, jakie powzięła na chwilę.
Depesza, zaadresowana do sędziego śledczego, była następująca:
„Złamany boleścią. Jadę dziś rano. Będę w Paryżu jutro 5-go, o 8 godz. 39 m. z żoną i pasierbem. Stanę w hotelu Wielkim.
W południe nasze trzy osoby opuściły Berlin pociągiem kuryerskim.
Nie będziemy im towarzyszyli w podróży, a poprosimy natomiast czytelników wprost do Daniela Savanne.
Ten był przy stole ze swym synowcem, córką i córką Ryszarda, w chwili gdy mu oddano depeszę Roberta.
Przeczytał ją głośno i dodał:
— W naszym głębokim smutku to pociecha dla mnie, że Robert wraz z żoną obecny będzie razem ze swą synowicą na pogrzebie brata.
Alina nie znała stryja.
Ojciec mówił jej o nim, bez żadnych zarzutów, nie chcąc wtajemniczać młodej dziewczyny w rzeczywiste przyczyny zerwania, jakie nastąpiło między jego bratem a nim.
Sierota czuła się szczęśliwą z tego przyjazdu.
Wszak brat jej ojca był tem samem już czemś z jej ojca?..
Towarzyszy mu pani Verniere z synem.
Otoczona będzie więc sercami bijącemi podobnemi jak jej serce uczuciami.
— Ojcze — zapytała Matylda — czy nie wypadałoby, ażeby Henryk znajdował się na kolei na powitanie państwa Verniere?
— To zbyteczne — odpowiedział Daniel Savanne. — Ale Henryk jutro zrana uda się do hotelu Wielkiego i zabierze państwa Verniere na śniadanie tutaj... potem wszyscy pojedziemy do Saint-Ouen.
∗
∗ ∗ |
Czytelnicy mają prawo zadać nam dwa pytania:
Z jednej strony, dlaczego Gabryel Savanne, kapitan okrętu, dowiedziawszy się, o śmierci Ryszarda Verniere, nie pisał niezwłocznie lub telegrafował?
Z drugiej strony, czy Nestor Wiewiórka był zawiadomiony, że Germana Sollier, której miał wyszukać, została odnalezioną, i czy wiedział o śmierci Ryszarda Verniere, z którego rąk miał otrzymać nagrodę, przynosząc mu rezultat swych poszukiwań.
Odpowiedzi nasze w tych dwóch kwestyach będą krótkie.
Gabryel Savanne, przybywszy do Tulonu, natychmiast musiał wrócić na okręt, który podniósł kotwicę gdy jeszcze nie nadeszły z Paryża gazety, donoszące o potrójnej zbrodni.
Czasu więc dużo musiało upłynąć, zanim go mogła dojść wiadomość o śmierci przyjaciela.
A teraz pomówimy o Nestorze Wiewiórce.
W dniu swego odjazdu Gabryel Savanne, uszczęśliwiony z odnalezienia córki, kazał się zawieźć na przedmieście św. Honorego, gdzie znajdowała się agencya ogólna i kontrola.
Tam dowiedział się, że biuro agencyi zamknięte jest z powodu Nowego roku, a nadto że Nestor Wiewiórka, wychodząc zrana od siebie, rażony został apopleksyą i stan jego budzi wielkie obawy w lekarzach, natychmiast wezwanych.
Fakt był prawdziwy.
Lekarze nie lękali się już o życie dyrektora, lecz obawiali się paraliżu częściowego.
Kapitan okrętu odszedł, obiecując sobie, że napisze później do Nestora Wiewiórki.
Dodajmy, że nazajutrz administracya agencyi powierzoną została wice-dyrektorowi, który, chociaż wiedział o poszukiwaniach, zalecanych przez Gabryela Savanne, nie był wtajemniczony, że nagroda ma być wypłaconą w fabryce Saint-Ouen przez Roberta Verniere i dlatego nie zainteresował się szczególnie morderstwem tego przemysłowca.
Po wyświetlenia tych punktów, wracamy do naszego opowiadania.