Bratobójca/XLIII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Bratobójca |
Wydawca | Józef Unger |
Data wyd. | 1897 |
Druk | Józef Unger |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Caïn |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Matylda Savanne, córka Daniela, miała lat ośmnaście skończonych.
O kilka miesięcy była starszą od Aliny Verniere, jedynego dziecka nieszczęśliwego Ryszarda.
Obie wychowane były na tej samej pensyi, którą ukończyły w szesnastym roku życia, otrzymawszy odpowiednie wykształcenie, które już tylko pozostawało uzupełnić w domu.
Ryszard Verniere, wdowiec i zupełnie pochłonięty pracą przy swem rozległem przedsiębiorstwie, zrozumiał, iż niepodobna mu się zająć Aliną i ją ostatecznie wykształcić.
Poprosił więc swego najlepszego przyjaciela Daniela Savanne o pomoc, ażeby Alina mogła u niego mieszkać i razem z jego córką brać lekcye od doborowych nauczycieli.
Daniel kochał córkę Ryszarda.
Podjął się tej opieki moralnej.
Obie panienki były dla siebie z wielkiem uczuciem przyjaźni, i kochały się, pomimo różnicy usposobień.
Matylda była żywa, prędka, wesoła.
Alina miała usposobienie spokojniejsze.
Ale u obu przymioty serca i duszy były jednakowe.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Henryk Savanne, po opuszczeniu spalonej fabryki, towarzyszył stryjowi do sądu i czekał nań w powozie.
Daniel, po zdaniu sprawy prokuratorowi z tego, co zaszło, i z małych rezultatów śledztwa, powrócił do synowca i wraz z nim udał się w drogę na bulwar Malesherbes.
Daniel, gdy przybywali na miejsce, powiedział:
— Biedne dziecko powinno jak najprędzej dowiedzieć się o strasznej prawdzie... Ja pójdę do gabinetu swego, gdzie muszę pracować... Tam mnie znajdziesz, po spełnieniu bolesnego posłannictwa.
Przed rozstaniem się ze stryjem, młodzieniec zapytał:
— Czy nie zawiadomisz, stryju, mego ojca depeszą o katastrofie, której stał się ofiarą jego przyjaciel?
— Ojciec twój jest już niezawodnie na morzu — odpowiedział Daniel — i depesza moja jużby go nie zastała, odjechał z myślami ponuremi, trapiony złowrogiemi przeczuciami... po co zwiększać jego smutek, wykazując mu, jak usprawiedliwione były jego przeczucia... Idź uprzedzić Matyldę i oboje postarajcie się złagodzić cios, jaki macie zadać biednej Alinie...
Henryk, nic nie odpowiedziawszy, z schyloną głową, opuścił stryja i skierował się ku części mieszkania, zajmowanej wespół przez Matyldę i Alinę, z których każda miała swój pokój.
Uczynił nadludzki wysiłek, ażeby powściągnąć przygniatające go wzruszenie i zapukał do przedpokoju, prowadzącego do dwóch pokoi i saloniku, służącego za miejsce nauki.
Otworzyła mu Matylda.
— Była sama.
— Gdzie jest Alina? — zapytał młodzieniec.
— Bierzę lekcyę angielskiego języka — odpowiedziała Matylda.
— Gdzie?
— W saloniku...
— Czy ztąd może nas słyszeć?
Matylda spojrzała na kuzyna ze zdziwieniem i niepokojem.
— O! nie — rzekła. — Ale dlaczego mnie o to pytasz?..
Ujęła go za ręce i mówiła:
— Na twarzy twojej taki głęboki smutek... Oczy odwracasz... Czy mi zwiastujesz jakie nieszczęście? Czy się co przytrafiło memu ojcu?
— To nie o niego chodzi...
— Chwała Bogu!.. Ale cóż to takiego?
— Droga Matyldo, posłuchaj mnie... Znam twoją, duszę... pełną delikatności. Znam twoje serce... zdolne do wszelakich poświęceń... Odwołuję się więc do tych uczuć, one ci dodadzą siły i odwagi, jakich nam trzeba, ażeby oznajmić Alinie...
Henryk nie mógł dalej mówić.
Głos gasł mu w gardle... a grube łzy płynęły po policzkach.
Matylda raptownie zbladła.
— Mój Boże!.. przestraszasz mnie... jakąż straszną wiadomość mamy oznajmić Alinie?
— Ojciec jej nie żyje! — wyrzekł Henryk głucho.
Matylda krzyknęła przeraźliwie.
— Umarł? A to jak?
— Zamordowany!..
Dreszcz nerwowy wstrząsnął ciałem Matyldy.
Henryk ciągnął dalej:
— I to jeszcze nie wszystko!... fabryka jest spalona... majątek skradziony!., dla Aliny nie tylko żałoba, ale ruina!..
— Żałoba i ruina!.. — powtórzyło dziewczę głosem zaledwie wyraźnym i jakby bliska omdlenia.
Henryk pochwycił ją za ręce i ścisnął je silnie, jakby chcąc walczyć przeciw słabości, ogarniającej Matyldę.
— Zbierz siły!.. Bo jeżeli my upadamy pod ciosem, czy ona go przeniesie?.. to ją zabije...
Matylda wyprostowała się, jakby pod działaniem prądu elektrycznego.
— To prawda — rzekła — to ją zabije!.. Ona swego ojca kocha, jak ja kocham swego... Może i ona umrzeć przez jego śmierć!..
— Ona żyć musi... a my to winniśmy uczynić.
— O! ja się o nią boję... ona cierpi na serce, a od tej choroby umarła jej matka, i kto wie, czy przeżyje ojca?..
— To mnie pozostaje tylko umrzeć! — wyrzekł Henryk przygnębiony.
— Ty masz umrzeć!.. ty!.. — wyjąkała Matylda, zarzucając ręce dokoła szyi kuzyna.
— Jeżeli Alina umrze i ja umrę, bo wszystko się już skończy dla mnie w życiu...
— Ty ją kochasz!.. — zawołało dziewczę, nareszcie zrozumiawszy.
— O! z całej mojej duszy!..
— Ha! to w twojej miłości dla niej odnajdziemy wybawienie — odparła żywo córka Daniela Savanne. — Alina nie powierzyła mi ani swych uczuć, ani swych marzeń, ale jako kobieta odgadłam oddawna, że Alina cię kocha... I dlatego takie postępowanie dyktuje mi mój instynkt kobiecy... Zanim zwiastować będziemy dziecku piorunującą wiadomość, powiesz jej, że ją kochasz, niejako przyjaciel, nie jako brat, ale jako narzeczony, i że chcesz, ażeby została twoją żoną... Potem będziemy mogli jej wyznać prawdę, powiedzieć jej, że ojciec umarł, bez obawy, że nie przeniesie tej boleści... Ona zrozumie, że obowiązkiem jej jest żyć dla ciebie.
Zaledwie Matylda wymówiła ostatnie wyrazy, drzwi, oddzielające jej pokój od saloniku, otworzyły się i Alina, blada, jak widmo, trzymając się zaledwie na nogach, ukazała się na progu.
— Wiem wszystko... — wyjąkała złamanym głosem — byłam tam... za temi drzwiami... słyszałam... nie smam już ojca...
Nogi uginały się pod nią... Zachwiała się.
Henryk i Matylda podskoczyli ku niej.
Nie zdążyli.
Padła u nóg ich na dywan.