<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Bratobójca
Wydawca Józef Unger
Data wyd. 1897
Druk Józef Unger
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Caïn
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XXXVIII.

Cudowna ścisłość, z jaką Daniel Savanne odtworzył dramat podwójnego morderstwa, przejął majstra dreszczem do szpiku kości.
Co za szczególne jasnowidzenie, a raczej co za podwójny wzrok posiadał ten człowiek?
Gdyby nawet był sam świadkiem, nie mógłby dokładniej opisać tej sceny?
Ale Klaudyusz Grivot — powtarzam — nie zdolnym był zdradzić się, dając po sobie odgadnąć doznawane wrażenia.
A wyrzut sumienia miał tylko ten, dlaczego nie zabił na śmierć nieszczęśliwej kobiety.
— Możesz pan odejść — rzekł Daniel do majstra — ale bądź pan łaskaw gotowym być do mego rozporządzenia. Będę potrzebował od pana jeszcze objaśnień co do różnych szczegółów.
— Będę na pańskie rozkazy, panie sędzio.
I Grivot wyszedł.
Pan Savanne, zwróciwszy się do inspektora policyi, rzekł:
— Przyprowadź mi pan robotnika, który ma podobno ważne wiadomości, i dowiedz się pan, czy kataryniarz Magloire jest jeszcze w fabryce... Jeżeli go już niema, trzeba po niego posłać.
Za kilka sekund inspektor powrócił w towarzystwie starego Szymona.
— Jesteś pan robotnikiem w tej fabryce? — zapytał go Daniel.
Tak, panie sędzio... Jestem Szymon, kowal.
— Chciałeś się pan ze mną widzieć... Więc mów.
— W takich okolicznościach wszystko może mieć swoje znaczenie... Otóż podobno mówią, że brama od ulicy Hordouin była zamknięta, kiedy majster wraz z Magloirem i kilku robotnikami nadbiegli na ratunek...
— Więc?
— Ale w fabryce nie tylko jest jedna brama — podchwycił Szymon — ale są dwie, a nawet trzy.
— Trzy bramy — powtórzył sędzia śledczy, słuchając z wielką uwagą.
— Tak, panie. Jedna z nich wychodzi naprzeciw pawilonu odźwiernej, druga na wybrzeże, a wreszcie trzecia, która jest w końcu fabryki i doków, prowadzi na ulicę Hordoin. Pierwsza brama była zamknięta, ale dwie drugie były otwarte...
— Czyś pan tego pewny? — Tak, panie sędzio...
— A zkąd pan wiesz o tem?
— Około godziny dziesiątej wieczorem wracałem od córki z Batignolles, gdym ujrzał łunę na niebie. Z początku myślałem, że to się palą doki... ale wkrótce wśród dymu i płomieni rozróżniłem wielki komin naszej fabryki. Wtedy co tchu pobiegłem przez pola, ażeby czemprędzej dostać się na ulicę Hordouin.
Biegłem wzdłuż parkanu, gdy wtem spostrzegłem bramę, otwartą na rozcież, bez kłódek, i łańcuchy u niej wiszące... To mi się wydało szczególnem, ale biegłem dalej... Drugą bramę zastałem również otwartą, z czego teraz wnoszę, że morderca czy mordercy wybrali tę samą drogę, jaką ja się dostałem, i tędy uciekli po dokonaniu zbrodni.
— To możebne — odparł Savanne. — Czyś pan zauważył, że kluczy nie było w zamkach...
— Najzupełniej..
— Kto pozamykał na klucze bramę przy parkanie?..
— Stróż, którego budka znajduje się obok.
— I miał przy sobie klucze?
— Nie, klucze odnosił pani Weronice.
— Kto winien był zamykać bramę od wybrzeża?
— Pani Weronika.
— Znasz pan te klucze? Możesz je opisać?
— Nie, ale te klucze znajdują się na tej tablicy, panie sędzio — odpowiedział stary robotnik, wskazując wielką tablicę czarną, najeżoną kluczami na haczykach.
— Berthaut — odezwał się Daniel do inspektora policyjnego — zobacz, czy klucze wskazane przez tego poczciwego człowieka, znajdują się na tej desce.
Inspektor wykonał polecenie i z łatwością wyczytał na etykiecie ten napis:
Brama od parkanu. Ulica Hordouin.
Zdjął klucz, poszukał drugiego i znalazł pod napisem:
Brama od wybrzeża.
Inspektor odczepił i ten i oba położył na stole przed sędzią śledczym.
Stary Szymon promieniał.
— Klucze są te — wyszeptał — zatem łotrzy mieli inne... to samo się rzuca w oczy!
Prokurator wtrącił się.
— Berthaut — rozkazał — obejrzyj natychmiast obie bramy i sprawdź, czy temi kluczami dadzą się otworzyć kłódki i zamki... to bardzo ważne...
Inspektor wziął klucze i wyszedł natychmiast wraz z jednym z podrzędnych agentów.
— Panie Szymonie, dziękuję ci — odezwał się Daniel do starego robotnika. — Spodziewam się, że twoje spostrzeżenia wydadzą rezultaty...
— O! gdybym to ja był... — wyrzekł robotnik półgłosem, ale dość głośno, aby być usłyszanym.
— Gdybyś pan był na mojem miejscu, chcesz powiedzieć? — zapytał pan Savanne.
— A tak, panie sędzio... Gdybym był na pańskiem miejscu, wiedziałbym, co mam myśleć..
— Cóżbyś pan pomyślał?
— Ze łotrzy, którzy zamordowali, okradli i podpalili, nie byli zbrodniarzami, działającymi przypadkowo, ale musieli znać tak dobrze jak pan i ja, a nawet lepiej od nas wszystkie zwyczaje i wszystkie kąty w domu...
Urzędnicy najzupełniej podzielali tę opinię.
Spojrzeli na siebie znacząco.
— I my tak myślimy — odparł Daniel — Czy miałbyś pan na kogo podejrzenie? — Gdybym miał, tobym od tego zaczął, panie sędzio — odparł Szymon — ja tylko myślę, że nie potrzeba rozbójników szukać daleko, bo są z pewnością blisko.
W tejże chwili powrócił agent, oznajmiając, że kataryniarz się stawił.
— Przyprowadź — rzekł sędzia i jednocześnie pożegnał Szymona.
Wszedł Magloire, który, jak wiadomo, postanowił część swoich wiadomości zachować w tajemnicy.
— Gdyby Weronika umarła — pomyślał — zobaczę, co mam czynić, ale teraz będę milczał, bo jej sekrety dotyczą i małej Marty.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.