Clerambault/Część trzecia/II

<<< Dane tekstu >>>
Autor Romain Rolland
Tytuł Clerambault
Podtytuł Dzieje sumienia niezawisłego w czasie wojny
Wydawca „Globus”
Data wyd. 1928
Druk Drukarnia „Sztuka“
Miejsce wyd. Lwów
Tłumacz Leon Sternklar
Tytuł orygin. Clérambault
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cała część trzecia
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
II.

Nie pytając nikogo o radę, gdy tylko napisał te kartki, zaniósł je do małego wydawcy socjalistycznego w swojej dzielnicy. Wrócił od niego z uczuciem ulgi. Myślał sobie w duchu:
— Tak, teraz powiedziałem co myślę. To już mnie więcej nie obchodzi.
Ale następnej nocy uczuł gwałtowne ukłucie w piersiach i poznał, że go to obchodziło więcej aniżeli kiedykolwiek. Obudził się...
— Co uczyniłem?
Odczuwał bolesny wstyd, że wyjawił publicznie swoją świętą boleść. Nie wyobrażając sobie nawet, żeby mógł tem ściągnąć gniew na siebie, przeczuwał, że napotka na brak zrozumienia i na różne komentarze prostackie, które będą profanacją jego uczuć.
Minęło znów kilka dni. Nic nie nastąpiło. Głuche milczenie. Odezwa jego utonęła wśród ogólnego braku uwagi. Wydawca był mało znany, rozpowszechnianie broszury odbywało się niedbale, a niema na świecie gorszych głuchych od tych, którzy nie chcą słyszeć. Kilku czytelników, których pociągnęło ku sobie nazwisko Clerambaulta, odłożyło po pierwszych wierszach tę niemiłą lekturę. Pomyśleli sobie:
— Biedny człowiek! Od nieszczęścia, jakiego doznał widocznie mąci mu się rozum.
Był to dla nich dobry wybieg, aby nie narażać na szwank równowagi swej własnej głowy.
Nastąpił drugi artykuł. Clerambault żegnał się w nim ze starym skrwawionym fetyszem: Ojczyzną. Albo raczej przeciwstawił wielkiemu drapieżnemu potworowi, któremu się oddają na pastwę biedni ludzie owych czasów, wilczycy rzymskiej, dostojną Matkę wszystkiego, co oddycha: Ojczyznę powszechną.

Do Tej, którą się kochało.

„Niema na świecie bardziej gorzkiego bolu, aniżeli rozłączenie z tą, którą się kochało. Wydrzeć ją z swego serca znaczy wyrwać sobie z piersi własne serce. O ty droga, dobra, piękna, — o gdyby człowiek miał przynajmniej ów ślepy przywilej kochanków namiętnych, którzy mogą zapomnieć wszystko, całą miłość, wszystko, co było niegdyś piękne i dobre i widzieć tylko złe, które ona mu wyrządza dzisiaj i to, czem się stała obecnie! Ale ja nie umiem, nie umiem zapominać; będę cię widział zawsze taką, jaką cię niegdyś miłowałem, gdy wierzyłem w ciebie, gdy byłaś moją przewodniczką i najlepszą przyjaciółką. — Ojczyzno! Dlaczego opuściłaś mnie? Dlaczego zdradziłaś nas wszystkich? Gdybym przynajmniej był sam jeden, który cierpi, ukrywałbym to smutne odkrycie pod mą dawniejszą czułością. Ale widzę twoje ofiary, te narody, tych młodzieńców łatwowiernych i pełnych zapału (poznaję po nich, jakim sam byłem niegdyś...) Jak ty nas zwiodłaś! Głos twój zdawał się nam głosem miłości braterskiej; wzywałaś nas do siebie, aby nas jednoczyć. Nikt już nie miał być osamotniony, wszyscy mieli być braćmi! W każdego wlewałaś siły tysięcy innych, sprawiałaś, że kochaliśmy nasze niebo, naszą ziemię i dzieło rąk naszych; i miłując ciebie, kochaliśmy się wszyscy między sobą... I dokąd zawiodłaś nas? Azali łącząc nas, miałaś jedynie ten cel na oku, aby nas uczynić liczniejszymi, byśmy się nienawidzili i mordowali? 0, mieliśmy dość naszych odrębnych nienawiści! Każdy z nas dźwigał brzemię swoich złych myśli. Ustępując im, wiedzieliśmy przynajmniej, że są złe. Ale ty, trucicielko dusz, ty nazywasz je świętemi...
Poco te walki? Czy o naszą wolność? Czynisz nasz przecież niewolnikami. Czy w obronie naszego sumienia? Wszak kalasz je. O nasze szczęście tu idzie? Ależ burzym je. Czy może o nasz dobrobyt? Ziemia nasza jest zniszczona. Czyż potrzeba nam nowych zdobyczy, skoro pole naszych ojców stało się dla nas zanadto rozległe? Czy tylko dla chciwości kilku pochłaniaczy? Czy ojczyzna ma za zadanie napełniać te brzuchy nieszczęściem publicznem?
Ojczyzno sprzedana bogatym handlarzom, frymarczącym duszami i ciałami narodów, Ojczyzno, która jesteś ich spólniczką, która osłaniasz ich nikczemność twym heroicznym gestem — strzeż się! Oto nadeszła godzina, w której narody strząsają z siebie toczące je robactwo, swoich bogów, swoich panów, którzy nadużywają swej władzy. Niechaj ścigają u ciebie winowajców! Ja idę prosto do Pana, którego cień pokrywa ich wszystkich. Ty, która siedzisz nieruchoma na twoim tronie, podczas gdy tłumy mordują się w twojem imieniu, ty, którą uwielbiają wszyscy, nienawidząc się między sobą, ty, która rozniecasz z przyjemnością krwawy ogień u narodów, kto strąci cię z naszego nieba? Kto zwróci nam słońce i miłość naszych braci? Stoję samotny i mam tylko mój głos, który tchnienie jedno może zgasić. Ale zanim stąd odejdę, zawołam; „Upadniesz! Tyranko, upadniesz! Ludzkość pragnie żyć! Nadejdzie chwila, kiedy człowiek złamie twoje jarzmo śmierci i kłamstwa. Chwila ta nadchodzi. Chwila ta już nadeszła!“.

Odpowiedź ukochanej.

„Twoje słowa, mój synu, są jak kamień, który dziecko rzuca ku niebu. One nie mogą mnie dosięgnąć. Spadają napowrót na ciebie. Ta, którą ty obrażasz, która sobie przywłaszcza moje imię, jest posągiem bóstwa, który ty wyrzeźbiłeś. Jest stworzona według twego obrazu, a nie według mego. Prawdziwą ojczyzną, jest ojczyzna Ojca, jest wspólna wszystkim. Obejmuje was wszystkich. Ta nie jest jej wina, jeżeli ją pomniejszacie stosownie do waszego wzrostu... O ludzie nieszczęśliwi! Kalacie wszystkie wasze bóstwa, niema żadnej wzniosłej myśli, którejbyście nie poniżyli. Jeżeli wam ktoś chce wyświadczyć coś dobrego, obracacie to w truciznę. Światło, które się na was zsyła, służy wam po to, aby się w niem spalić. Przybyłam do was, aby ogrzać waszą samotność, wasze dusze, drżące od zimna, złączyłam w gromady, z waszej słabości rozprószonej uczyniłam wiązkę. Jam jest miłość braterska, wielka jedność, a wy, szaleńcy, w mojem imieniu, wytępiacie się.
Trudzę się od wieków, aby was wyzwolić z więzów zwierzęcości. Pragnę was wydobyć z waszego twardego egoizmu. Wy kroczycie naprzód, ciężko sapiąc, na drodze Czasu. Prowincje, narody, są słupami milowemi i miejscami wytycznemi dla waszych przystanków, na których się zatrzymujecie zdyszani. To tylko wasza słabość ustawiła je tam. Aby was dalej prowadzić, muszę czekać, aż znów zaczerpniecie oddechu. Ale wasz oddech i serce są tak słabe, że uważacie waszą bezsilność za cnotę; podziwiacie waszych bohaterów z powodu granic, u których musieli się zatrzymać wyczerpani, a nie, ponieważ zdołali tam dotrzeć pierwsi. Doszedłszy bez trudu do miejsca, gdzie ci bohaterowie, którzy was wyprzedzili, padli, sądzicie, że jesteście również bohaterami. Cóż mam jeszcze robić dzisiaj z waszemi cieniami z przeszłości? Bohaterstwo, którego dziś potrzebuję, nie jest już takie, jakiem właściwie niegdyś Boyard, Dziewica Orleańska, rycerze i męczennicy sprawy dziś pokonanej, ale jest to bohaterstwo apostołów przyszłości, serc wielkich, które się poświęcają dla ojczyzny rozleglejszej, dla ideału wznioślejszego. Dalej naprzód! Przekroczcie granice! Ponieważ trzeba wam jeszcze tych szczudeł dla waszego kalectwa, przesuńcie te granice dalej, ku bramom Zachodu, do kresów Europy, aż do tego czasu, kiedy krok za krokiem dojdziecie do celu i kiedy cała ludzkość, podając sobie dłonie, obejmie całą kulę ziemską...
Nędzny pismaku, który zwracasz się do mnie z obelgami, zstąp napowrót do swego wnętrza i zastanów się nad sobą samym! Dałam ci władzę słowa, abyś był przewodnikiem twego ludu, a ty użyłeś jej na to, aby oszukać siebie samego i aby twój lud w błąd wprowadzić. Pogrążyłeś jeszcze głębiej w błędach tych, których miałeś ocalić; miałeś smutną odwagę poświęcić twemu kłamstwu tych, których kochałeś: — twego syna. Teraz, biedna ruino, czy zdobędziesz się przynajmniej na odwagę, aby postawić siebie jako widowisko innym i powiedzieć: „Oto moje dzieło, nie naśladujcie go!“ — Idź i oby twoje nieszczęście mogło ochronić od twego losu tych, którzy przyjdą po tobie! Miej odwagę! Wołaj do nich głośno:
„Narody, ogarnęło was szaleństwo. Sądzicie, że bronicie ojczyzny waszej, a wy ją zabijacie. Ojczyzna, to wy wszyscy. Wrogowie wasi są waszymi braćmi. Uściskajcie się, miljony istot ludzkich!“


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Romain Rolland i tłumacza: Leon Sternklar.