<<< Dane tekstu >>>
Autor Jan Władysław Dawid
Tytuł Cudowny zegar
Pochodzenie Światełko.
Książka dla dzieci
Wydawca Spółka Nakładowa Warszawska
Data wyd. 1885
Druk S. Orgelbranda Synowie
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Cudowny zegar.
W

Wieczoru pewnego, dzieci, zostawione sobie, nudziły się. Janek drzemał w najlepsze, Józio rozciągnął się na fotelu i milczał, Marylka przesuwała różne przedmioty po stole i powtarzała od czasu do czasu:

— Ach, jak mi nudno, jak mi nudno, co ja będę robić...
W końcu zniecierpliwiona zawołała:
— Kiedy ta mama przyjdzie? Miała wrócić o jedenastej, już musi być jedenasta... Janek, idź-no zobacz, która godzina...
Jankiem chętnie się posługiwało starsze rodzeństwo, ale żeby coś zrobił, trzeba było trafić na dobry jego humor, co teraz wcale miejsca nie miało; mruknął coś tylko, przerzucił głowę na drugą stronę i nie ruszył się wcale. Musiała więc sama pójść do przyległego pokoju, lecz jakież było jej zdziwienie, gdy się przekonała, że zegar od kilku już godzin stoi.
— To okropne, okropne! — zawołała — nie wiedzieć nawet, która godzina...
Na to zerwał się Józio, jakby mu się coś naraz przypomniało, i powiedział:
— Poczekajno, zaraz się dowiemy, która godzina; mam ja na to sposób, który niedawno u nas w klasie pokazywano. Zaraz się przekonasz; przynieś mi tylko jaki guzik, ale koniecznie błyszczący i nitkę.
Przedmioty te wnet się znalazły; uwiązawszy u nitki za uszko czerwony rogowy guzik, mówił dalej Józio:
— Teraz narysuję na papierze cyferblat zegarowy wielkości takiej, jak na dużym zegarku kieszonkowym i gdy nad tym cyferblatem trzymać będę nitkę z guzikiem, wkrótce guzik zacznie się sam poruszać i pokaże nam godzinę. Środek ten niezawodny, ale aby się udał, trzeba umieć go użyć i zachować wiele ostrożności.
— E! to chyba tylko u was w klasie w takie rzeczy wierzą — zauważyła Marylka, która, choć sama była także w trzeciej klasie, ale za godnych poważania i wiary uważała co najmniej uczniów z klasy ósmej jeśli nie akademików. Poruszyło to dotkliwą bardzo strunę ambicyi Józia, tak, iż przez chwilę chciał nawet rzucić wszystko i wrócić na fotel, ale chęć przekonania i zawstydzenia siostry przemogła; nic więc nie odpowiedziawszy, zabrał się do dalszych przygotowań. Zakreśliwszy grubo na papierze koło czerwonym ołówkiem i naznaczywszy na obwodzie dwanaście podziałek, na odwrotnej stronie papieru w tem miejscu, gdzie był środek koła, postawił jakiś znak tajemniczy, podobny do dwuramiennego krzyża, potem ujął nitkę w dwa palce: wielki i wskazujący i, oparłszy rękę prostopadle łokciem na stole, zawiesił guzik nad cyferblatem; wreszcie lewą ustawił go nieruchomo nad samym środkiem i wymówił:
— Guziczku! wiesz godzinę, wiesz godzinę, i powiesz, i... — czekał, wpatrując się weń bardzo uważnie. Nie upłynęło minuty a guzik zaczął drgać około swej osi, później wahać się to w tę, to w drugą stronę, skłaniając się jednak coraz bardziej ku przodowi od Józia, tam, gdzie na cyferblacie oznaczona była północ, po chwili skierował się stanowczo na jedenastą godzinę...
— A co! widzisz, jedenasta godzina — zawołał Józio z tryumfem do siostry i odtąd w miarę jak z zadowoleniem wpatrywał się w kołyszący się guzik, ruch jego stawał się rozleglejszym jeszcze, jednostajnym, wciąż po promieniu, który szedł od środka do liczby jedenaście.
— E, bo ty pewnie poruszasz umyślnie ręką, albo przynajmniej palcami — zauważyła Marylka.
— Przecież widzisz, że ręka wcale się nie porusza.
— Nie, nie uwierzę w mądrość guzika, aż się sama przekonam, pozwól mnie spróbować.
I zabrała się sama do nowego doświadczenia. Cóż powiecie? Guzik, jakby urażony tak względem siebie nieufnością i chcąc niewiernej Marylce na złość zrobić, prędzej jeszcze niż przedtem w ruch się puścił i odrazu prawie wpadł na jedenastą godzinę.
— No tak, to prawda — powiedziała w końcu tonem udanej obojętności. Ale jeszcze w duszy nie dała za wygraną; coś ją korciło, chęć postawienia na swojem podniecała jej badawczość i po chwili zawołała:
— Zgoda; guzik pokazuje godzinę, ale któż zaręczy, że pokazuje dobrze?
— A ja ci mówię, że dobrze — odparł Józio.
— To nic, że mówisz, ale jakże dowiedziesz, kiedy nie masz zegarka!
— Otóż, żeby cię przekonać ostatecznie, pobiegnę do wujka i zapytam o godzinę.
To mówiąc, pobiegł na drugie piętro w tymże domu, gdzie zajmował pokój wujaszek.
Janek przez cały czas spał oparty o stół rękami, o niczem nie wiedząc. Wkrótce wrócił Józio a z nim i wujaszek, który, dowiedziawszy się, o co rzecz idzie, przyszedł sam przyjrzeć się zabawie. Marylka właśnie, wykonawszy skrupulatnie przedwstępne przepisy, rozpoczęła doświadczenie nanowo; gdy weszli, guzik już lekki ruch rozpoczął. Nie przeszkadzano jej, a Józiowi jakoś widać nie bardzo było pilno mówić. Tymczasem Janek usłyszawszy obcy głos w pokoju, zbudził się ze snu, a gdy zobaczył coś nowego, oczy mu się zaiskrzyły i jął rozpytywać, co to takiego; lecz tyle się tylko od Józia dowiedział, że guzik ten pokazuje godzinę na papierze. Lubił on naśladować we wszystkiem starsze rodzeństwo i teraz radby się jak najpędzej dorwał do guzika, lecz czuł, że mała tego była nadzieja; nie czekając więc, wolał natychmiast to, co widział, na własną rękę urządzić. Urwawszy kawałek nici z kłębka, który leżał na stole, uwiązał jakiś mały, czarny guziczek i narysowawszy piórem na papierze koło, oraz postawiwszy na obwodzie cyfry, przybrał postawę tak, jak miała siostra i zaczął niecierpliwie śledzić guzik, jakby chciał go wzrokiem w ruch wprawić.
Ale oto, Marylka, zmęczywszy się dłuższem trzymaniem podniesionej ręki, rzuciła guzik, który i tym razem świetnie czynność swą wypełnił, i zagadęła żywo wujaszka, która też godzina na zegarku. Okazało się, że była dopiero dziesiąta.
— A co — zawołała do Józia, zrywając się z krzesła — nie mówiłam ci, że to nic nie jest, widzisz, nie chwal się tak teraz; to mi dopiero zegar!...
— No, ale u nas w klasie zawsze dobrze godzinę pokazywał, robiliśmy to dziś przynajmniej ze dwadzieścia razy i nigdy się nie omylił. Tutaj pewnie coś niedokładnieśmy urządzili — odrzekł Józio, którego ostatnie niepowodzenie mocno zbiło z tropu.
— Wujaszku, wujaszku! dlaczego on się tak rusza? — odezwał się naraz z drugiego końca stołu Janek, na którego teraz dopiero zwrócono uwagę.
— A ty co robisz? — przyskoczyła do niego Marylka.
— To samo co i wy — odrzekł chłopiec z dumą — guzik pokazał mi, że jest dziewiąta godzina.
— Macie znów — wybuchnęła śmiechem dziewczynka — u tego dopiero dziewiąta, to zegar...
— Pokaż-no — rzekł Józio, biorąc papier, przewrócił go na drugą stronę i tajemniczych znaków nie znalazł; okazało się też, że malec nie wymówił wcale uroczystych wyrazów.
— Ba, to nic dziwnego, że ci tak pokazywał, kiedyś nie zrobił, jak potrzeba — zawnioskował Józio, ktoremu żal wciąż było, że tak piękna rzecz nie udała się. Janek rzeczywiście zrobił to tylko, co zdążył zobaczyć u siostry po przebudzeniu.
— Ale ty przecie robiłeś wszystko i także ci nie pokazywał, takżeś się omylił o godzinę — wtrąciła skwapliwie Marylka.
— No, no, nie sprzeczajcie się — zabrał głos wujaszek — guzik wasz nie zastąpi nam wprawdzie zegarów, i w tem ma słuszność Marylka; pokazuje on o tej samej porze, raz tę, to znów inną godzinę, ale zawsze coś pokazuje, bądź-co-bądź porusza się wyraźnie i to bez przyczynienia się ze strony tego, kto nitkę trzyma.
— A jakże, i mój się poruszał — przerwał Janek, — ale dla czego to, wujaszku?
— Aha, dlaczego — powtórzyła Marylka — bo że się sam zawsze porusza, to muszę przyznać.
— Dla czego? — rzekł wujaszek — chcecie więc poznać przyczynę tego?
— A tak, przyczynę — odpowiedziała Marylka, której jednak owo „dlaczego“ lepiej jakoś mówiło do przekonania.
— Dobrze, zaczniemy więc szukać przyczyny — ciągnął wujaszek — a oto Janek mimowoli na dobrą wprowadził nas ku temu drogę, a przynajmniej zmniejszył nam pracę...
— Jakto? — przerwały starsze dzieci.
— A tak, bo zastanówcie się tylko, ile tu rzeczy może być przyczyną. Guzik wasz porusza się, albo dlatego, że jest rogowy, albo że jest czerwony i błyszczący, albo że trzymacie go w ręku, albo że na drugiej stronie kładą się krzyżyki, albo że wymawiają się pewne uroczyste wyrazy, albo może jeszcze dla czego innego? Czy tak?
— A no tak — zgodziły się dzieci.
— Ale pomyślcie teraz, czy rzeczywiście guzik rusza się dla tego, że jest czerwony i rogowy, że kładą się znaki, wymawiają zaklęcia? Czy jedna z tych rzeczy może być przyczyną jego poruszeń?
— Nie — powiedział Józio.
— A dla czego?
— Bo Janek nie robił tego wszystkiego; jego guzik jest czarny i drewniany a pomimo to się poruszał.
— Bardzo dobrze: guzik porusza się czy jest czerwony, czy czarny, czy mówi się zaklęcia, czy nie, a więc wniosek oczywisty, że ani jego kolor, ani zaklęcia nie są przyczyną jego poruszeń. A jednak przyczyna jakaś musi być — nic przecież bez przyczyny się nie dzieje — ale jaka? Prócz tych rzeczy, któreśmy już odrzucili, jako nie mogące być przyczyną, uważajmy dobrze, co się jeszcze dzieje wtedy, gdy się guzik porusza, a najlepiej zróbmy jedno jeszcze doświadczenie. Weź, Marylko, guzik jak przedtem, ale bez owych czarodziejskich dodatków, które, jak to wiemy, nic tu nie znaczą i trzymaj go nad kołem, dopóki się nie zacznie ruszać. Dobrze. Oto już jest w pełnym ruchu. A teraz, proszę cię, zamiast patrzyć się na guzik i cyfry, odwróć głowę i patrz się uważnie na tamten obraz na ścianie, zobaczymy, co na to powie guzik.
Zaledwie Marylka zwróciła oczy ku ścianie, ruchy guzika stały się krótsze, wolniejsze, a po chwili guzik zatrzymał się zupełnie.
— A teraz — mówił wujaszek — jakże wam się zdaje, dla czego guzik się porusza, czyli gdzie jest tego przyczyna?
— Przyczyna tego — odrzekł Józio — w tem leży, że ktoś trzyma guzik z nitką w ręku i na niego się patrzy.
— Tak; gdy tylko przestaniemy go trzymać i patrzyć, guzik się zatrzymuje, widocznie więc trzymanie i patrzenie jest przyczyną jego ruchów; jesteśmy już blizko prawdy, ale jeszcze nie przy samej prawdzie. Zobaczymy, czy dosyć jest patrzyć się tylko na guzik. Marylko, powtórz jeszcze doświadczenie, tobie to najprędzej idzie.
Gdy się guzik dostatecznie rozbujał w rękach dziewczynki, wujaszek tak mówił dalej:
— Proszę cię teraz, nie spuszczając oczu z guzika, zechciej przypomnieć sobie i powtórzyć w myśli te wiersze Mickiewicza, których się wczoraj uczyłaś na lekcyą. Oto widzisz, guzik już się zatrzymuje i zaraz stanie, chociaż patrzyłaś się nań bez przerwy. Cóż tu teraz zaszło nowego? Wszystko było jak przedtem, tylko co?
— Tylko ja nie myślałam o guziku i jego poruszeniach, ale o czem innem.
— Cóż się stąd okazuje? Żeby guzik się poruszał, trzeba nie tylko nań patrzyć, ale patrzyć uważnie, czyli o nim tylko myśleć; gdy przestajemy myśleć o guziku, wnet się zatrzymuje, a więc drugą przyczyną, dlaczego się guzik rusza jest...
— Jest to, że wciąż o nim tylko myślimy — dokończyła Marylka.
— Nic innego — rzekł wujaszek — żeby się guzik poruszył, trzeba go trzymać, patrzeć na niego i o nim myśleć.
— A dlaczego, wujaszku, nasz guzik inaczej się poruszał, niż Janka, nam pokazywał 11-tą, jemu 9-tą godzinę? — spytała Marylka.
— To już łatwo nam będzie wytłumaczyć z tego, czegośmy się dotąd dowiedzieli. Cóż jest przyczyną poruszeń guzika? Nasza myśl o nim. Ale zauważcie, że kiedy myślimy o guziku, to zawsze musimy o nim coś myśleć. Otóż kiedy zaczynamy się wpatrywać w guzik, to wiemy, że on się ma poruszać i zaraz myślimy sobie, jak też będzie się poruszał. Czekamy, na którą skieruje się godzinę, ale jednocześnie myślimy sobie, która to teraz może być godzina, domyślamy się, przeczuwamy, że jest ta albo inna i zaczynamy niewyraźnie myśleć, że on właśnie skieruje się na tę godzinę, która jest teraz, jak nam się zdaje...
— Aha rozumiem — zawołała Marylka, myślimy — że guzik poruszy się na tę godzinę i on się dla tego na nią porusza.
— Oczywiście. Wy siedzieliście sami, nudziliście się, czas wam wydawał się długim, myśleliście, że już jedenasta; ponieważ myśleliście o jedenastej, więc i guzik jedenastą wam pokazał. Janek cały ten czas przespał, nie czuł, jak godziny ubiegały; po przebudzeniu zdawało mu się, że jest wcześnie i jego guzik pokazał tylko dziewiątą.
— A dlaczegóż — przerwał Józio — u nas w klasie guzik zawsze pokazuje godzinę, która jest na prawdę?
— To bardzo naturalne. Co godzinę słyszycie dzwonek, w klasie zawsze wiecie, która jest rzeczywiście godzina: 10, czy 11, czy 12 i t. d, otóż każdy, kiedy się wpatruje w guzik, myśli sobie wtedy o tej godzinie, która jest w samej rzeczy i której w klasie nie może nie wiedzieć. O jakich poruszeniach myślimy, takie też poruszenia guzik wykonywa. Przekonać się o tem możemy w ten jeszcze sposób. Oto zrobiłem na papierze koło i trójkąt; trzymam guzik nad kołem, w nie się wpatruję i o niem myślę, zwracając też od czasu do czasu myśli i oczy na guzik; patrzcie guzik zaczyna wirować po obwodzie koła. A teraz zawieszam go nad trójkątem, myślę o prawym boku i guzik po tym boku obiega; gdy przeniosę wzrok i myśl na podstawę, to i guzik zwraca się na podstawę.
— Tak, wujaszek bardzo ładnie to wytłumaczył — mówił Józio — i rozumiem teraz, że guzik się porusza dla tego, że myślimy o nim i o jego poruszeniach. Ale dla czegóż to tak jest, że jak o  nim myślę, to on się porusza. Bo że coś się poruszy, kiedy ja tego chcę, zginam rękę lub palec, to zupełnie naturalne, ale tu przecież wcale ręki ani palców nie poruszam i nie chcę poruszać, jak wtedy, kiedy wodzę ołówkiem po papierze albo nakręcam zegarek?
Wtem rozległ się w przedpokoju dzwonek.
— Mateczka, mateczka! — zawołały dzieci i pobiegły witać się z matką, a wujaszek dalsze objaśnienia musiał odłożyć na później.

J. Wł. Dawid.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jan Władysław Dawid.