Człowiek o dwu twarzach/Rozdział VI
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Człowiek o dwu twarzach |
Podtytuł | Powieść |
Wydawca | Księgarnia Bibljoteki Dzieł Wyborowych |
Data wyd. | 1924 |
Druk | Drukarnia „Rola“ |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Bernard Scharlitt |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała powieść |
Indeks stron |
Czas upływał szybko. Wyznaczono nagrodę w kwocie wielu tysięcy funtów, gdyż odczuwano morderstwo, dokonane na pośle Danversie, jako cios dla ogółu. Ale Hyde znikł z widnokręgu policji, jakgdyby nigdy nie istniał. Wyciągnięto natomiast z przeszłości jego wiele złych sprawek na światło dzienne; zastraszające przykłady jego dzikiego i wprost bezmyślnego okrucieństwa, jego dziwaczne zachowanie się wogóle i nienawiść, która zdawała się cały jego żywot wypełniać. Nie dowiedziano się jednakowoż niczego, coby mogło zdradzić miejsce jego obecnego pobytu. Od chwili, w której opuścił dom na Soho po dokonanym na Danversie morderstwie, zginął poprostu wszelki po nim ślad. Tak upływały tygodnie, a Utterson powoli zaczynał się uspokajać i wracać do równowagi. Doszedł nareszcie do przekonania, że zniknięcie Hydego było dostateczną pokutą za śmierć Danversa. I z chwilą, gdy zły wpływ Hydego na doktora Jekylla był usunięty, rozpoczął on jakby całkiem nowe życie. Przestał odosabniać się, zaczął znowu odwiedzać swych przyjaciół i brał także udział w ich wspólnych zebraniach towarzyskich. Doktór Jekyll znany był zawsze z swej dobroczynności, teraz mówiono wprost o jego świątobliwości. Pracował dużo, wychodził często na spacer i czuł się bardzo dobrze. Twarz jego stała się jakby pogodniejsza i bardziej szczera, poznawano po niej wewnętrzne jego zadowolenie, że do czegoś się przydaje. I tak żył w spokoju przeszło dwa miesiące.
W pierwszych dniach stycznia Utterson był w małem gronie przyjaciół u Jekylla na kolacji. Do tego grona należał także doktór Lanyon, a gospodarz często zwracał oko swoje to na niego, to na Uttersona, jak ongiś przed laty, kiedy wszyscy trzej nierozerwalnymi byli przyjaciółmi. W kilka dni później Jekyll był dla Uttersona niedostępny.
— Pan doktór nie może nikogo przyjmować — objaśniał służący Poole.
Taksamo rzecz się miała, gdy adwokat po pewnym czasie znowu zjawił się w domu przyjaciela. Ponieważ w ostatnich dwóch miesiącach prawie codziennie widywał się z Jekyllem, ten obecny powrót jego do samotności nie podobał mu się. Udał się przeto do doktora Lanyona, by usłyszeć jego zdanie o nowem zachowaniu się wspólnego przyjaciela.
Spostrzegłszy Lanyona, przeraził się wyglądem jego niesłychanie zmienionym. Na twarzy jego wypisany był najwyraźniej wyrok śmierci. Kwitnący jeszcze przed kilkoma dniami mężczyzna zbladł w zastraszający sposób, schudł i wogóle robił wrażenie starca. Bardziej jednak, niż te zewnętrzne oznaki upadku sił, przeraził Uttersona wzrok i zmieniona cała istota przyjaciela, z której przemawiał jakiś straszliwy wstrząs w głębi duszy. Trudno było przypuszczać, by lekarz lękał się śmierci, a mimoto Utterson innego znaleźć nie mógł wytłumaczenia na tę niebywałą zmianę.
— On jako lekarz — tak adwokat rozumował — musi stan swój znać, musi wiedzieć, że dni jego są policzone, a ta właśnie świadomość jest jednak ponad jego siły.
Kiedy zaś wyraził przyjacielowi wprost swój niepokój co do jego wyglądu, Lanyon z dziwną równowagą i spokojem oświadczył mu, iż wie, że jest stracony.
— Miałem atak — ciągnął dalej — z którego się już nie podźwignę. Chodzi najwyżej jeszcze o parę tygodni. No tak, życie moje było piękne i miłe. Kochałem je, wierzaj mi, że kochałem życie zawsze bez wszelkich medytacji. Teraz zaś myślę chwilami, że gdybyśmy wszystko wiedzieli, chętniebyśmy się z tego świata wynieśli.
— Jekyll zdaje się również jest chory — zauważył Utterson. — Czy widziałeś go może w ostatnich dniach?
W tym momencie twarz Lanyona dziwnie się skurczyła i drżąca dłoń jego robiła nerwowo gest odpychający.
— Nie chcę go nigdy więcej widzieć, ani też o nim słyszeć! — zawołał silnym, ale niepewnym głosem. — Zerwałem z tym człowiekiem raz na zawsze i proszę cię, zaoszczędź mi wszelkiego wspomnienia o kimś, kto dla mnie nie istnieje.
Utterson oniemiał i dopiero po dłuższej pauzie zapytał:
— Czy nie mógłbym naprawdę czegoś jeszcze uczynić? Wszak jesteśmy starymi przyjaciółmi — — i w tem życiu chyba już nowych przyjaciół nie znajdziemy...
— Absolutnie niemożliwe — odrzekł Lanyon, — Zresztą zapytaj go sam.
— Nie chce mnie przyjąć — rzekł Utterson.
— To mnie wcale nie dziwi — brzmiała odpowiedź Lanyona. — Po mojej śmierci będziesz może w możności rozpoznać, po czyjej stronie w tym wypadku była słuszność. Ja sam ci dziś nic opowiedzieć nie mogę. A jeśli chcesz tu teraz u mnie zostać i rozmawiać ze mną o czem ci się podoba, to proszę cię o to. O ile zaś nie możesz unikać tego przeklętego tematu, to odejdź z Panem Bogiem, bo wierzaj mi, że nie mogę znieść takiej rozmowy.
Zaraz po powrocie do domu, Utterson usiadł przy biurku i napisał list do Jekylla. Żalił się na to, że go Jekyll nie chciał przyjąć i dopytywał o przyczyny pożałowania godnego zerwania z Lanyonem. Nazajutrz otrzymał długą odpowiedź w słowach dziwnie patetycznych, których sens jednakowoż miejscami był zupełnie niejasny.
— Spór z Lanyonem nie da się żadną miarą naprawić. Nie robię naszemu staremu przyjacielowi żadnego wyrzutu — pisał Jekyll — ale jestem zupełnie jego zdania, że się już nigdy zejść nie możemy. Zamierzam teraz wieść żywot jaknajdalej idącego odosobnienia się. Nie dziw się i nie miej wątpliwości co do naszej przyjaźni z tego powodu, że i dla ciebie dom mój będzie nazawsze zamknięty. Musisz się na to zgodzić, że ciemną drogą swoją kroczyć będę samotny. Sam nałożyłem na siebie karę, której ci opisać nie mogę. Tylko tyle mogę ci powiedzieć: jeżeli jestem jednym z największych grzeszników, to zarazem i największym męczennikiem. Nigdybym nie był wierzył, że na tym świecie jest miejsce na tyle bezgranicznych cierpień i straszliwości. Ty, Uttersonie, jedno tylko uczynić możesz dla rozjaśnienia mego losu: respektować moje milczenie.
Utterson był poprostu przybity. Niesamowity wpływ Hydego ustał, Jekyll powrócił do swych dawnych prac i przyjaciół; jeszcze przed tygodniem wszystko przemawiało za miłą i pełną czci starością jego, a teraz w jednej chwili stosunki jego przyjacielskie, spokój jego duszy, cała treść jego życia, rozbiły się poprostu w kawałki. Tak olbrzymia i niespodziewana zmiana wyglądała na obłęd, ale zachowanie się i słowa Lanyona pozwalały domyślać się głębszego powodu.
W tydzień później Dr. Lanyon musiał położyć się do łóżka, a po niespełna czternastu dniach już nie żył. Wieczorem po pogrzebie, który do głębi wstrząsnął wszystkich, Utterson w gabinecie swoim zamknął się na klucz i wyjął z szuflady dużą kopertę, którą zmarły jego przyjaciel własnoręcznie zaadresował i zapieczętował. „Prywatne: tylko do rąk własnych J. G. Uttersona; w razie przedwczesnego zgonu jego, bez czytania zniszczyć“ — tak brzmiał uroczysty napis, a adwokat bał się poprostu zaznajomić z treścią pisma.
— Pogrzebałem dziś jednego przyjaciela — mówił do siebie zcicha — kto wie, czy to pismo nie będzie mnie kosztowało drugiego?
Ale po chwili lęk własny wydawał mu się nieszczerością, rozpieczętował przeto pismo. Wewnątrz znajdowała się druga koperta, również zapieczętowana, z napisem: „Otworzyć dopiero po śmierci lub zniknięciu Dr. Henry’ego Jekylla“.
Utterson własnym nie chciał wierzyć oczom. Tak, tutaj najwyraźniej było napisane: — „zniknięciu“, a więc taksamo, jak w zwarjowanym testamencie Dr. Jekylla, dawno mu już zwróconym. Znowuż więc myśl „zniknięcia“ w połączeniu z nazwiskiem D-ra Jekylla! Ale w testamencie myśl ta wyłoniła się pod nieszczęsnym wpływem Hydego, tam też miała aż nazbyt jasny i okropny cel. Lecz co mogła ona znaczyć w piśmie Dr. Lanyona?
Utterson poczuł silną chęć nie uwzględnienia zakazu i rozwiązania natychmiastowego zagadki. W końcu jednak honor zawodowy i wierność wobec zmarłego przyjaciela pokonały ciekawość i koperta z pismem Dr. Lanyona spoczęła na dnie najtajniejszej skrytki kasy.
Ale chwilowe pokonanie ciekawości nie przeszkodziło bynajmniej, by Utterson bezustannie nie myślał o piśmie zmarłego przyjaciela. Im dłużej zaś nad niem się zastanawiał, tem mniejszą czuł tęsknotę za towarzystwem pozostałego przy życiu przyjaciela. Był wprawdzie dlań nadal przyjaźnie usposobiony, ale myślał o nim z niepokojem i trwogą. Dowiadywał się też kilkakrotnie u służącego Poola o stanie zdrowia Jekylla, lecz relacje, jakie otrzymywał, dały mu znowu tylko dużo do myślenia. Doktór zamykał się coraz bardziej w swym gabinecie laboratoryjnym, a często tam nawet sypiał. Był strasznie przygnębiony i cichy i nic prawie już nie pracował. Miało się wrażenie, że ciąży mu coś okropnego na sercu. Utterson z czasem tak się do tych relacyj przyzwyczaił, że coraz rzadziej zaglądał do domu przyjaciela.