Czarny karzeł/Rozdział XVIII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Walter Scott
Tytuł Czarny karzeł
Wydawca Red. "Tygodnik Mód i Powieści"
Data wyd. 1875
Druk Drukarnia Emila Skiwskiego
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. The Black Dwarf
Źródło Skany na Commons
Inne Cała powieść
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ  XVIII.

Nazajutrz Rateliff doręczył Izabeli list od ojca następującéj osnowy:
Kochane dziecię!
Nieprzewidziane okoliczności zmuszają mnie dla własnego bezpieczeństwa, wyjechać zagranicę i tam zabawić czas niejaki. Nie żądam abyś mi towarzyszyła, dogodniéj bowiem będzie i dla mnie i dla ciebie, jeżeli pozostaniesz w miejscu, w którem się obecnie znajdujesz. Nie będę się rozwodził nad okolicznościami i powodami wczorajszego przykrego wypadku, sądzę tylko, że mam słuszny powód żalić się nad obejściem ze mną sir Edwarda Manlej, który najbliższym jest twoim krewnym po matce. Że jednak zrobił cię dziedziczką swego całego mienia i postanowił bezzwłocznie wprowadzić w posiadanie większéj części dóbr swoich, przyjmuję tę ofiarę za zupełne wynagrodzenie krzywdy, jakiéj się względem mnie dopuścił. Wynikła ona widocznie z tego, że nie mógł dotąd zapomnić, iż twoja matka zamiast wypełnić życzenie rodziny zaślubienia go, mnie oddała pierwszeństwo wraz ze swoją ręką. Wypadek ten był aż nadto dostateczny do stargania jego rozumu, nigdy nie znajdującego się w należytym porządku, skutkiem czego, i mnie, jako mężowi najbliższéj jego krewnéj, dostały się przykre bardzo obowiązki opieki nad nim i jego majątkiem, aż do chwili, gdy uznany zostanie za zdolnego sam sobą we wszystkiem rozporządzać. Chwila ta wreszcie nadeszła, ale ci co o to starali się i zabiegów swoich dokonali, wkrótce przekonali się, że stosowniéj byłoby dla własnego jego dobra, aby był ciągle trzymany pod łagodnym i rozumnym dozorem. On nawet sam to pojmując, dał dowód zarazem, że pamięć na związki rodzinne jest mu obcą. Gdy bowiem pod rozmaitemi przezwiskami żył odosobniony od świata i usilnie pragnął aby rozsiano wieść o jego śmierci, w czém mu i ja wiele dopomogłem, zostawił mi dochody większéj części dóbr swoich, szczególniéj tych, które do twéj matki należąc, na niego spadły jako prawnego sukcesora lennego. — Według wszelkiego prawdopodobieństwa, zdawało mu się, że w tym wypadku postępuje sobie z największą wspaniałomyślnością, gdy według zdania światłych i uczciwych ludzi, uiścił się tylko z naturalnego obowiązku, gdyż powinien był rozumieć, że ty wprawdzie nie według prawa, ale z zasad słuszności, jesteś jedyną spadkobierczynią swéj matki, a ja prawnym zarządzcą twego mienia. Nie czując się przeto do szczególnéj wdzięczności dla niego, mam nawet przeciwnie wielki żal, iż dochody te wręczane mi dowolnie przez Rateliffa, musiałem kwitować z odbioru i dozwalać zabezpieczania ich na mojéj ojcowskiéj majętności Elisław. Tym to sposobem przywłaszczył sobie nieograniczony zarząd nad moim majątkiem, a jeżeli całe to działanie sir Edwarda zmierzało do zupełnego mnie zrujnowania, to przyznasz, że za to jego pozorne dobrodziejstwo, nie mam żadnego obowiązku wdzięczności.
W jesieni przeszłego roku, jak późniéj dowiedziałem się, sprowadziły go w te strony albo obłąkanie rozumu, albo zamiar dokonania na mnie jakiego gwałtu. Pozorną przyczyną tego przybycia, było pragnienie obejrzenia pomnika, który nad grobem twojéj matki kazał postawić. Rateliff, który w tym czasie uczynił mi zaszczyt, zrobienia swego domu moim domem, był tak łaskaw, że go bez mego zezwolenia wprowadził do kaplicy. Skutkiem tego, jak mi powiedział, było kilkogodzinne zupełne pomieszanie zmysłów, podczas którego pobiegł na pobliskie oparzelisko i tam wróciwszy do przytomności, w najdzikszém miejscu obrał sobie samotne mieszkanie. Tu żyjąc otoczył się tajemniczością, grając rolę szarlatana, którą oddawna upodobał. Pomimo tego nowego dziwactwa ze zboczeń jego umysłowych wypływającego, zmuszony jestém zrobić uwagę, że Rateliff zamiast mnie uprzedzić o tém, abym mógł troskliwą opieką otoczyć krewnego mojéj żony, jak tego opłakane jego położenie wymagało, okrył to wszystko największą tajemnicą. Często odwiedzając sir Edwarda i dopomagając mu w dziwacznéj robocie przy stawianiu samotnéj pustelni, starał się jak najusilniéj, aby o współudziale jego w téj pracy nikt się nie dowiedział. Okolica cała odsłonięta na wszystkie strony, dozwalała z łatwością wypatrywać każdego nowego przybysza, a przez nich zupełnie niepożądanego, podziemna zaś grota do dawnego należąca cmentarza, którą odkryli pod dużym słupem granitowym, służyła im do ukrywania Rateliffa, ile razy ktoś zbliżył się do pustelni. Skutkiem też tego, gdym był pewny, iż mój nieszczęśliwy przyjaciel mieszka w klasztorze Trapistów, nic nie wiedziałem, że już od kilkunastu miesięcy przebywa w pobliskości mego domu, i jak najdokładniejsze odbiera wiadomości o wszystkiem co robię, a nawet co myślę, to przez Rateliffa, to przez Westburnflata lub innych, których opłacając miał na swoje usługi.
Robi mi zarzut jak zbrodniarzowi, że usiłowałem przyspieszyć ślub twój z sir Fryderykiem Langlej, ale pragnąłem tego dla twego dobra. Jeżeli zaś innego był zdania, to dlaczegóż nie wystąpił otwarcie z oświadczeniem, że i jego zdanie ma w tym razie znaczenie i że mu do tego posługuje prawo jako względem dziedziczki jego obszernych posiadłości. Mimo tego, chociaż spóźnił się z wyjawieniem swoich zamiarów, daleki jednak jestém od użycia mojéj powagi ojcowskiéj, dla sprzeciwienia się jego życzeniu, jakkolwiek młody Ernseliff, którego ci za małżonka przeznaczył, nie myślałem nigdy aby otrzymał jego zezwolenie. W przypuszczeniu więc, że wybór ten jest koniecznym, daję ci moje dziecko dobrowolne i szczere pozwolenie na zawarcie tego nadspodziewanego małżeńskiego związku, abyś nie potrzebowała się lękać nagłego a bezzasadnego cofnięcia zaręczonych ci praw do majątku, jak to mnie spotkało.
O sir Fryderyku Langlej mało zapewne co już usłyszysz, nie należy on bowiem do tych, co się starają o rękę panny nie mającéj posagu. Polecani cię więc opiece Boga moja kochana Izabelo i własnemu rozsądkowi, prosząc, abyś nie zwlekała zabezpieczenie sobie korzyści, od jakich przez dziwaczną niestałość twego krewnego, odsunięty tak niesprawiedliwie zostałem.
Rateliff powiedział mi, że sir Edward wyznaczył mi znaczną kwotę corocznie mającą się wypłacać na moje utrzymanie, ale uczucie mego serca nie pozwala przyjąć tego daru. Odpowiedziałem mu więc, że mam dobrą córkę, która posiadając majątek, nie dozwoli aby ojciec jéj cierpiał niedostatek. Odmowę tę wyraziłem bez żadnéj osłony z całą otwartością godną mnie i ciebie, a to w téj myśli, aby przy wyznaczaniu ci stałego dochodu, miano wzgląd na twoje względem mnie położenie. Chętnie ci też odstępuję mój zamek i majętność Elisław, dla okazania mój ojcowskiéj miłości i bezinteresownéj gorliwości w ustaleniu twego szczęścia. Wprawdzie procenta z długów na majętności téj ciążących, przewyższają dochody, ale Rateliff poufalec twego krewnego, jedynym jest wjego imieniu wierzycielem, nie będziesz więc z nim miała wielkiego kłopotu. Jest to bowiem człowiek, pomimo niemiłych ze mną stosunków, prawy i uczciwy, którego w interesach wszelkich możesz się radzić z największą ufnością, zwłaszcza że będzie najlepszym dla ciebie doradzcą w utrzymaniu przychylności twego krewnego. Pozdrów ode mnie Mareschalla; spodziewani się że ostatnie wypadki nie stały się dla niego powodem jakich przykrości.
Po przybyciu do Francyi, napiszę zaraz do ciebie, a teraz zostaję kochającym cię ojcem.

Ryszard Vere.

Izabela przeczytawszy list, zaraz zapytała się o ojca, ale jéj odpowiedziano, że jeszcze o świcie opuścił zamek po długiéj rozmowie z Rateliffem, i że zapewne już znajduje się na drodze wiodącéj do najbliższego portu, z którego zamierzył popłynąć na ląd stały.
Gdzież był sir Edward Manlej?
Od pamiętnych wypadków zeszłéj nocy, już go nikt więcéj nie widział.
— Ach mój Boże! — zawołał Halbert, — czy czasem poczciwego Elzendera co złego nie spotkało? Wołałbym aby mnie jeszcze raz obdarto do nitki, jak jemu żeby się stała choćby najmniejsza krzywda.
Pojechał więc natychmiast do jego pustelni; opuszczona koza wybiegła na jego spotkanie, bo czas dojenia dawno minął, lecz Karła nigdzie nie było widać. Drzwi były otwarte, ogień wygaszony i cała chata znajdowała się w tym stanie, w jakim ją Izabela nocy poprzedniéj opuściła. Domyślono się z tego, że Karzeł jak tajemniczo dostał się w nocy do zamku Elisław, tak samo zmienił równie tajemniczo miejsce swego mieszkania.
Halbert zmartwiony powrócił do zamku.
— Ach! panie Rateliff, — rzekł do niego, — lękam się bardzo, czy zacny Elzender nie jest już dla nas zupełnie stracony.
— Tak młodzieńcze, — odrzekł Rateliff dobywając jakiś papier i oddając go Halbertowi, już go zapewne więcéj nie zobaczycie. Ale przeczytaj ten dokument, ten cię może choć trochę pocieszy.
Było to pismo, którem Edward Manléj znaczną summę wypożyczoną Halbertowi i Gracy Armstrong, na wyłączną ich własność w darowiźnie przeznaczył.
— Cóż to za człowiek szczególny, — zawołał Halbert, tak starannie ukrywający się przed temi, którym dobrodziejstwa świadczy. Dar piękny otrzymałem, ale czyż mogę cieszyć się z niego, gdy nie wiem czy biedak jest szczęśliwy. Nie wiedziałem że człowiek jednocześnie i śmiać się i płakać może, jak właśnie ja robię w téj chwili.
— Czy jest szczęśliwym, — odrzekł Rateliff, — tego nie mogę zaręczyć, ale że raduje się twoją radością, o tém możesz być najzupełniéj przekonany, gdyż jedyną rozkoszą serca jest przekonanie, żeśmy się przyczynili do szczęścia drugich. Gdyby mój przyjaciel więcéj był rozważnym w świadczeniu dobrodziejstw, i darzył niemi tylko podobnych tobie, byłby miał większą pociechę i nagrodę z zacności swojéj duszy, niż je dotąd otrzymał. Nierozważne bowiem dary podsycając tylko chciwość i marnotrawstwo, nie przynoszą ani pożytku, ani wdzięczności nie obudzą ją. Jak siejemy, tak zbieramy.
— Prawda panie Rateliff, święta prawda, — odezwał się Halbert wzdychając, — ale zaręczyć was mogę, że o dobroci poczciwego pana Elzendera... czy tam Manleja, nigdy nie zapomnę ani ja, ani moja kochana Gracy. Zniszczony, mam nadzieję, że wkrótce przy pracy przyjdę do zamożności, co nie prędko byłoby nastąpiło, gdybym został zmuszony zbierać grosz po groszu w służbie zagranicznego wojska, do któréj nie mam zbyt wielkiego pociągu, szczególniéj gdy narzeczona daleko za morzem czeka i spodziewa się mego powrotu. Ale kiedy wszystko tak się zmieniło, — mówił daléj cokolwiek zakłopotany, to możeby panna Izabela pozwoliła, abym z pustelni zabrał ule i umieścił je pomiędzy grzędami kwiatowemi mojéj kochanéj Gracy. Szum pszczół snu jéj nie będzie przerywać, a ona lubi te skrzętne pracownice i umie im we wszystkiem dogadzać. Biedna także koza, na tak wielkim dworze nie znalazłaby właściwéj opieki, u nas zaś pasłaby się w ogrodzie pod dozorem mojéj Gracy. Psy nasze wprędce się z nią oswoją. Gracy wydoi ją codziennie własną ręką, nakarmi, napoi, podścielę słomy w stajence, aby biedne zwierzę czuło, że straciwszy pana, zyskało nowych opiekunów, którzy przez wdzięczność nie zapomną nigdy do kogo należała. Prawda że pan Elzender... to jest Manlej był mrukliwy i bardzo zrzędny, ale co prawda, to nieme zwierzęta bardzo kochał.
Prośbę Halberta chętnie spełniono, a naturalna niewymuszona jego czułość, z jaką wyrażał się o wdzięczności dla Karła, ujęła wszystkich serca i zaskarbiła ogólną dla niego przychylność. Gdy zaś Rateliff zapewnił go, że jego dobroczyńca dowie się o przyrzeczonéj opiece dla jego ulubionéj kozy, radość Halberta nie miała granic.
— Jeżeli go to ucieszy, — odezwał się, — choć to rzecz tak mała, że nie ma nawet o niéj co mówić, to powiedz mu jeszcze panie Ratelif, że moje siostry, babka, ja i moja Gracy jesteśmy zupełnie zdrowi i szczęśliwi, i że to dobro jakiego doświadczamy, czujemy wszyscy iż jemu jesteśmy winni. Sądzę, że go to powinno ucieszyć.
Ponieważ wszystkie przeszkody, które dotąd sprzeciwiały się związkowi Izabeli i Ernseliffa usunięte zostały, i akt nadający jéj własność dóbr, tak był przez Rateliffa dopełniony, że nawet chciwość Elisława byłaby zadowoloną, małżeństwo wkrótce zawarte zostało, z obopólną wszystkich radością. Odtąd życie ich snuło się pasmem niczém nieprzerwanego szczęścia, na które szczerą miłością zasłużyli.
Ojciec ich Vere, którego córka szczodrze w fundusze zasilała, pozostawszy zagranicą, zawikłał się w znane szachrajstwa Lama podczas regencyi księcia Orleanu i przez długi czas za wielkiego bogacza był uważany. Gdy zaś ów powietrzny zamek kłamanego bogactwa pękł jak bańka, tak się tém zmartwił, że zmuszony żyć znowu tylko z pensyi przez córkę mu przesyłanéj, chociaż inni jego wspólnicy z nędzy prawie ginęli, zmarł wkrótce paraliżem tknięty.
Halbert z całą rodziną, jak się tego spodziewał, przyszedł w lat kilka do zamożności, i cieszył się nieprzerwaną niczem pomyślnością, na którą tak godnie przez swą pracowitość i uczciwość zasłużył.
Mareschall polował, pił, hulał, sprzykrzywszy sobie wreszcie takie próżniacze życie, opuścił kraj, odbył trzy kampanije i powróciwszy do domu, ożenił się z Eucyą Iderton.
Wilhelm Westburnflat obawiając się zemsty Halberta, uciekł z kraju razem z przyjaciółmi lękającemi się surowości prawa i przystał do wojska pod dowództwem Marlbourgha. Zalecając się wielką gorliwością, szczególniéj gdy szło o grabież bydła, po kilku latach wrócił do domu zaopatrzony w pieniądze Bóg wie jak nabyte, zburzył dom swój rozbójniczy, a w miejsce jego postawił wysoki gmach o trzech piętrach z kominem na każdym narożniku i żyjąc w nim hucznie z sąsiadami, których niegdyś obdzierał, umarł najspokojniéj, a na mogile jego postawiono pomnik dotąd jeszcze znajdujący się w Kirkwhittle z napisem, że był mężnym żołnierzem i spokojnym sąsiadem.
Rateliff mieszkał ciągle w zamku Elisław, każdéj jednak wiosny i jesieni wyjeżdżał zawsze na kilka tygodni, ale gdzie, o tém nigdy najmniejszéj nie robił wzmianki. Domyślano się tylko, że czas ten przepędzał u swego nieszczęśliwego przyjaciela, aż raz powrócił smutny i w grubéj żałobie, oświadczając przyjacielom swym w Elisławie, że ich dobroczyńca zszedł z tego świata.
Rateliff; jedyny jego powiernik doszedł sędziwego wieku, i nigdy nie wymieniał miejsca, w którem przyjaciel jego przebywał, ani jaką śmiercią umarł, ani też gdzie był pochowany.
Raptowne zniknienie Elzendera w dzikiéj pustyni, potwierdziło między ludem wieści, które o nim z wielkim przestrachem powtarzano. Wielu dowodziło, że wdarłszy się ukradkiem do świętego przybytku, złamał układ ze złym duchem zawarty, że ten żywcem go potém z chaty porwał. Inni zaś utrzymywali, że choć zniknął, ale nie na zawsze, i że czasami można go widzieć w dolinie.
Bądź co bądź, stosownie do zwyczajów świata, więcéj w okolicy zachowano wspomnień o jego dzikich różnych wybrykach niż pięknych czynach, których dokonał. Zwano go też brunatnym Karłem z oparzeliska, niegodziwym strachem czy upiorem, którego szkarady pani Eliot zwykle wieczorami opowiadała swoim wnukom. A były one niemałéj wagi, bo go oskarżano, że owce czarował wieśniakom, że w czasie burzy staczał z gór śnieżne zaspy na dół, słowem wszystkie klęski, jakie dotykały mieszkańców téj pasterskiéj krainy, przypisywano jednozgodnie czarnemu Karłowi.

KONIEC.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Walter Scott i tłumacza: anonimowy.