>>> Dane tekstu >>>
Autor anonimowy
Elwira Korotyńska
Tytuł Dar wróżki
Podtytuł Baśń
Pochodzenie Skarbnica Milusińskich Nr 15
Wydawca Wydawnictwo Księgarni Popularnej
Data wyd. 1931
Druk Sikora
Miejsce wyd. Warszawa
Ilustrator anonimowy
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron
SKARBNICA MILUSIŃSKICH
pod redakcją S. NYRTYCA.



DAR WRÓŻKI
BAŚŃ
z ilustracjami
opracował
EL-KOR


WYDAWNICTWO
KSIĘGARNI POPULARNEJ
w WARSZAWIE.
Printed in Poland.
Druk. Sikora, Warszawa





W małem, ubogiem miasteczku mieszkała stara bardzo kobieta. Przyjęła ona do swego domu biednego sierotę po zmarłej siostrze i od lat wczesnych wychowywała go, chcąc wykierować na porządnego człowieka.
Było to jednak bardzo trudno. Chłopiec od maleńkości psuł wszystko, czego się dotknął i nieszczęście tylko swoją osobą sprowadzał.
Ojciec jego, gdy żył jeszcze, dał mu przezwisko „Majster Popsuj.” Nazwa ta tak przyrosła do jego osoby, że nikt go już inaczej nie nazywał i wkońcu nawet zapomniano jego, dane mu na chrzcie imię.
Gdy zmarła mu i ciotka, pogrzebał ją własnemi rękoma i w świat poszedł.
Doszedłszy do mostku, z którego widać było całe miasteczko, stanął i zadumał się smutnie. Żal mu było opuszczać miejsce urodzenia i choć szczęścia w niem nie zaznał, to jednak przywiązanie do kraju wzięło górę nad nadzieją lepszego losu i łzy ukazały mu się w oczach.
Zastanawiał się nad tem, czy iść w świat, czy powracać, a tymczasem wicher zerwał mu kapelusz i rzucił w wodę. Puścił się narazie w pogoń, ale zastanowił się, że przecież do rzeki nie wskoczy i poszedł bez kapelusza, szukać szczęścia u ludzi.
Wieczorem zaszedł do oberży, kazał podać wina i usiadł w kąciku.
Córka gospodarza zauważyła jego przygnębienie i podszedłszy zapytała o powód.
Gdy chłopak opowiedział swe życie i przyznał się do tego, że wszystkim, z którymi ma jakieś stosunki, przynosi tylko nieszczęście, dziewczyna usunęła się natychmiast i nie pytała o więcej.
Kiedy już ów chłopiec kawał świata obszedł, zauważył pewnego dnia czarodziejskiej piękności ogród i zatrzymał się przed nim zdziwiony.
Ogród ten otoczony był złotemi kratami, a przez kraty widać było stare dęby i buki, na klombach zaś rosły krzaki róż i lewkonij.
Środkiem ogrodu przepływał strumyk, przez który przerzucone były maleńkie mosty.
Jelenie i łosie spacerowały po złotym piasku, poczem podeszły do kraty, gdzie stał chłopak i brały mu chleb z ręki.
Z za drzew widać było śliczny zamek.
Srebrny dach błyszczał w słońcu, a z wieżyczek powiewały różnokolorowe chorągiewki i sztandary.
Nasz podróżny wydostał się z drogi do parku przez kratę i zobaczył równą aleję do wrót pałacu prowadzącą.
W ogrodzie panowała zupełna cisza, nie było ani jednego człowieka.
Na bramie wisiała jakaś tablica.
— Aha! — pomyślał — pewnie zabraniają tu wchodzić... Tak bywa zawsze.
Ile razy tylko napotyka się po drodze piękny ogród, zawsze piszą, że wchodzić nie wolno...
Ku wielkiemu jednak zdziwieniu wyczytał na niej, co następuje:
„Tutaj zabrania się płakać i być smutnym!”
— No, no, patrzcie! — pomyślał sobie chłopiec — jakiż błazeński napis!
Wyciągnął chustkę z kieszeni i otarł nią resztę łez, jakie miał w oczach, nie był bowiem zupełnie pewny, czy czasem w kąciku oczu niema trochę wilgoci.
Spełniwszy więc wypisany rozkaz wszedł do ogrodu.
Obrał sobie ścieżkę, nad którą pochylały się krzewy róż i jaśminu i idąc prosto, zaszedł do małego gaiku, gdzie ujrzał kawałek dywanu, a zajrzawszy głębiej, zobaczył prześliczną dziewczynę.
Miała ona na głowie złotą koronę, na szyi dużej wielkości łańcuch złoty, szaty lśniły od złotych haftów, buciki miała ze złotej przędzy, a na ręku błyszczała złota bransoleta.
Gdy biedny chłopak ujrzał to cudne zjawisko, struchlał cały od strachu.
Serce kołatało nim tak w piersiach, jakby miało wyskoczyć.
Uciekł za gęsty krzak i przysiadł za nim, aby go nie zauważono.
Ale, że to był krzak berberysu więc ciernie kolące szarpnęły go tak po nosie, że aż zajęczał z bólu.
Teraz z kolei przestraszyła się siedząca panna i wychyliwszy się ujrzała nieszczęsnego chłopaka.
— Czemu się kryjesz? — zawołała — Czy chcesz mi co złego zrobić, czy też mnie się boisz?
Wtedy wyszedł z ukrycia i cały drżący stanął przed dziewicą.
— Siadaj tutaj koło mnie, — rzekła — opowiedz mi co wesołego! Moje towarzyszki odbiegły gdzieś daleko, jestem zupełnie sama i nudzę się...
Ale wyglądasz na smutnego! Czego ci brak? Gdybyś nie miał tak smutnej miny, byłbyś nawet przystojny.
— Jeśli tego życzysz, mogę usiąść na chwilkę przy tobie, — odpowiedział chłopak — Ale kim jesteś? W życiu mojem nie widziałem jeszcze nic podobnie pięknego i bogatego?
— Jestem księżniczką Szczęsną, a ogród należy do mego ojca.
— Co tu robisz sama jedna?
— Karmię moje jelenie i łosie i czyszczę co jakiś czas moją koronę.
— A co więcej robisz?
— Potem karmię moje złote rybki!
— A jak tego dokonasz, co robisz?
— Potem przychodzą moje towarzyszki, a wtedy bawimy się, śpiewamy, tańczymy!
— Ach jakież szczęśliwe życie prowadzisz! I to tak codziennie?
— Tak, codziennie! Ale powiedz mi teraz kim ty jesteś i jak się nazywasz?
— Ach, najcudniejsza księżniczko! nie wymagaj tego odemnie! Jestem najnieszczęśliwszym człowiekiem pod słońcem, a co do imienia, to jest ono najbrzydsze ze wszystkich imion na świecie.
— Nie cierpię brzydkich imion! — zawołała księżniczka. — Ale przecież nie nazywasz się Kaczką ani Wieprzkiem?
— O, jeszcze gorzej, nazywam się Majster Popsuj!
— O, to rzeczywiście bardzo śmieszne! — odpowiedziała księżniczka. — Ale nie martw się, mój dobry ojciec pozwoli ci zmienić to imię na inne, które ci sama wybiorę! Ojciec mój może wszystko zrobić, czego zapragnie, gdyż jest królem.
Ale wiesz co, żeś ty wcale niebrzydki!
Tylko nie trzymaj ręki przy nosie!

Odgarnij z czoła włosy!
Ale powiedz mi, czegoś taki smutny? Ja jestem zawsze wesoła...
— Jestem smutny, bom przez całe życie był nieszczęśliwy — odpowiedział — A ty zawsze jesteś szczęśliwą? Dlaczego tak się stało?
— Razu pewnego — rzekła księżniczka, — wzięła mnie wróżka na rękę, pocałowała w czoło i powiedziała: — Zwać się masz odtąd dzieckiem Szczęścia, czyli Szczęsną, w chwili gdy cię ujrzy ktoś nieszczęśliwy, wnet radość w jego sercu zakwitnie i zapomni o swych nieszczęściach.
Ale ciebie widocznie nie ucałowała nigdy żadna z wróżek?
— O, nigdy, — odrzekł ze smutkiem.
— Sprobuję zrobić ciebie szczęśliwym, — powiedziała księżniczka, — uklęknij, boś dla mnie za duży.
Przystąpiła do niego, ucałowała i odeszła śmiejąc się wesoło.
Jak tylko się to stało, księżniczka znikła, a chłopak stał długo wpatrzony w to miejsce, skąd odeszła. Zdawało mu się, że ze snu ciężkiego się zbudził, a jednocześnie uczuł wesele w duszy i radość.
Narwał kwiatów z ogrodu i wyszedł.
Przybywszy do jakiegoś miasta kupił sobie ubranie z żółtego atłasu, fez na głowę i konia i zaczął szukać zajęcia.
A księżniczka Szczęsna, złożywszy pocałunek na czole chłopca, zaczęła biedz co sił starczyło, wreszcie usiadła na ławce i rzewnie płakać poczęła.
Gdy towarzyszki jej powróciły, płakała wciąż bezustanku i nikt jej nie był w stanie uspokoić.
Król błagał ją, aby wyznała powód smutku, nie chciała jednak tego powiedzieć, płacząc i rozpaczając bez końca.
Sprowadzono dla niej najwykwintniejsze stroje i klejnoty, nurkowie, specjalnie wysyłani na dno morza, przywozili najcudniejsze perły i całe krzewy korali. Nie pomagało to jednak nic.
Nie jadła, nie ruszyła najbardziej ulubionych potraw, król martwił się i sam nie jadł, patrząc na płaczącą córkę, wreszcie uprosił ją, żeby powiedziała, dlaczego płacze i czem uspokoić ją można.
Księżniczka opowiedziała mu scenę w ogrodzie, o tem, jak pocałowawszy chłopca naraz uczuła się smutną i nieszczęśliwą i od tej pory ani uśmiechnąć się, ani radować się nie potrafi.
Złapał się król za głowę w rozpaczy, gdy usłyszał, że córka jego pocałowała obcego włóczęgę, zapewne jakiegoś prostaka, a w dodatku bez kapelusza!
Postanowił po wyszukaniu tego zuchwalca, który zakradł się podstępnie do jego ogrodu skazać na ścięcie.
Zaraz po rozmowie z córką zwołał rycerzy i dworzan i kazał wyruszyć na poszukiwanie opisanego przez księżniczkę młodzieńca.
— Gdy spostrzeżecie nędznie ubranego i smutnego człowieka, bez kapelusza, przyprowadzajcie go tutaj! — rzekł król.
Puścili się w drogę wierni rycerze wraz ze swymi giermkami, przechodzili nieraz obok szukanego, ale nie mogli go rozpoznać, gdyż wygląd chłopca nie zgadzał się z tem, co opowiadała księżniczka.
Powrócili bez skutku ku wielkiej złości króla i smutkowi wciąż płaczącej księżniczki.
Tak mijał dzień za dniem, tydzień za tygodniem, aż wreszcie któregoś ranka ruch powstał na królewskim dworze, a okrzyki tryumfu zbudziły śpiącą księżniczkę.
Dwóch rycerzy wiodło biednego chłopaka ku królowi.
Młodzieniec przedstawiał widok bardzo żałośny, ale tylko zdaleka.
Ręce miał ku tyłowi skrępowane, łańcuchy wlokły się od kajdan, a ubiór miał całkiem zbrukany i podarty.
Ale kto zblizka spojrzał na prowadzonego więźnia zdumiał poprostu.
Twarz bowiem chłopca jaśniała jak jutrzenka, oczy gorzały szczęściem, usta składały się do uśmiechu.
Pokłonił się przed królem i czekał z dumą na to, co mu powiedzą.
— Złapaliśmy osobliwego ptaszka, odezwał się jeden z rycerzy. — Właściwie on sam się złapał, opowiadając nam całą historję o sobie.
Gdyśmy go aresztowali, śmiał się i tańczył, a przez całą drogę śpiewał wesoło, wołając, że za powoli jedziemy... Tak, jakby nie wiedział, że głową za swe zuchwalstwo zapłaci!
Gdy król to usłyszał, poszedł do młodego więźnia i rzekł:
— A więc to ty jesteś tym obcym człowiekiem, który ośmielił się przyjąć pocałunek od mojej córki i pogrążyć ją w nieutulonym smutku?
— Tak, królu, i od tej chwili stałem się najszczęśliwszym na świecie człowiekiem!
— Wrzućcie go do więzienia, a jutro każcie mu ściąć głowę!
Wyprowadzono chłopca, a król zwołał radę i objawił swą bojaźń, czy ścięcie więźnia przywróci wesołość jego córce.
Wtedy jeden z rady rzekł: — Nie pomoże ten wyrok, miłościwy mój królu; księżniczka stała się smutną po ucałowaniu tego człowieka, a on stał się po tej scenie wesołym.
Nie pozostaje więc nic innego, jak rozkazać mu, żeby oddał pocałunek księżniczce... Niech ucałuje naszą królewnę.
Król opierał się temu, jak twierdził znieważeniu swego dziecka, ale w końcu zmuszony, przystał widząc łkającą swą Szczęsną.
Sprowadzono młodzieńca i stawiono przed królem i księżniczką.
— Będziesz jutro ścięty, — rzekł król do stojącego przed nim z wesołą miną skazańca, ale przedtem musisz przed całym tym dworem oddać córce mej pocałunek, którym cię tak lekkomyślnie obdarzyła.
— Ależ z całego serca, królu możny — odrzekł więzień — a gdy to się stanie, będę najszczęśliwszym na świecie człowiekiem!
Mówiąc to podszedł do księżniczki, wziął ją w objęcia i serdecznie ucałował, ona zaś ujęła jego rękę i tak stali oboje przed królem.
— Czy jesteś już zadowolona, moje dziecko? — spytał król córki.
— Troszkę, mój ojcze, ale to nie długo potrwa! — odrzekła.
— Tak, tak! I ja myślę podobnie... A on stoi sobie jak najweselszy! Stanowczo odjął ci i zabrał dla siebie twą dawną wesołość i zadowolenie. Co tu począć?
Na to zapytanie spuściła księżniczka swe przecudne oczęta i szepnęła: — Znam, ojcze, sposób przywrócenia mego szczęścia i wesołości, ale mogę to tylko tobie zawierzyć i wyznać...
Wtedy poszedł król do drugiego pokoju z księżniczką, a gdy powrócił, podszedł do stojącego młodzieńca, ujął dłoń jego i włożył w rączkę swej córki i rzekł obracając się ku stojącym panom i książętom:
— Woli Bożej sprzeciwiać się niepodobna, przeznaczenie już takie. Oto syn mój, przyszły król mojego państwa, a to jego narzeczona.
I został biedny chłopak księciem, a wkrótce potem, po śmierci króla i władcą całego kraju.
Był sprawiedliwym i mężnym a nad życie kochał swą żonę, za co i ona odpłacała mu równą miłością.

KONIEC


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Elwira Korotyńska, anonimowy.