<<< Dane tekstu >>>
Autor Tadeusz Boy-Żeleński
Tytuł Dobry ton
Pochodzenie Pijane dziecko we mgle
Wydawca Instytut Wydawniczy „Biblioteka Polska”
Data wyd. 1928
Druk Zakłady Graficzne „Bibljoteka Polska“
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron



DOBRY TON.

Życie ciekawsze jest niżby się zdawało, tylko się go przeważnie nie widzi. Na teraźniejszość nie mamy perspektywy, przeszłość istnieje tylko na papierze. Papier a życie! — tak są podobne do siebie, jak pięść do nosa. Był naprzykład taki żywy człowiek, który się nazywał Zygmunt Sarnecki. Co zostało z niego na papierze? Wzmianka w historjach literatury (ur. w r. 1837), że był autorem kilku miernych komedyj. Czyli zostało to, co było w jego egzystencji odpadkiem, deską ratunku. A gdzie złoty młodzieniec, gdzie jego młodość i uroda, gdzie jego żądza życia i blasku? Gdzie te wioski i folwarki, które p. Zygmuś posprzedawał; gdzie te dwa miljony rubli srebrem, które kosztowało go „przetarcie się“ w Paryżu; gdzie te lansiery i menuety tańczone na dworze z cesarzową Eugenją? Tem się historja literatury nie interesuje. Szkoda, sama na tem traci.
Otóż, po ostatnim miljoniku „startym do szeląga“, podstarzały p. Zygmunt wrócił do kraju, i rad nie rad zaczął fruktyfikować nabyty nad Sekwaną kapitalik kultury artystycznej. Wydawał w Warszawie Echo, potem w Krakowie Świat, coś w rodzaju Tygodnika Ilustrowanego dla Galicji. Ten Świat, jako typowe pismo obrazkowe na miernym poziomie, nie zasługiwałby na pamięć, gdyby nie pewne indywidualne piętno, jakie mu nadał Sarnecki. Goły i zdeklasowany Paryżanin znalazł się niejako poza nawiasem ówczesnego arystokratyczno-hierarchicznego Krakowa, instynktownie tedy ciągnął do młodych. Otworzył im łamy Świata, w sposób zabawnie kłócący się nieraz z resztą „łamów“ tego pisma. Drukowali tam swoje utwory K. Tetmajer, Mirjam i inni. Jednego dnia naprzykład pojawił się tam słynny przekład Mirjama Statku pijanego Artura Rimbaud. Co się działo w umyśle dobrego ziemianina z pod Jasła lub Tarnowa, dla którego poezja takiego Lucjana Rydla była już „dekadencką i niezdrową“, kiedy wyczytał, że „skwarne lipce ciosem swych maczug strącały — ultramaryny niebios we wrzące retorty“, nie wiem, ale to pewne, że pańska ta fantazja Sarneckiego poważnie się odbiła na abonamencie. Czytelnik nie lubi, żeby z niego kpić, Świat upadł, a z nim ostatnie finansowe nadzieje redaktora.
Sarnecki przywiózł z Paryża jeszcze jedno: grzeczność. Był to jeden z najwyszukaniej grzecznych ludzi, jakich znałem. Można powiedzieć, że oddychał grzecznością, elegancją, aż do ostatnich lat, gdy, w czasie wojny, bieda i starość zmogły go ostatecznie. Znał się na formach i na kuchni. Jadając z konieczności w bardzo podrzędnym handelku krakowskim, umiał sobie zawsze skomponować „menu“ wedle najklasyczniejszych francuskich zasad, a chłopcy handelkowi, wytresowani przez niego i przejęci szacunkiem dla mistrza, pomagali mu chętnie w dopełnianiu kulinarnych rytuałów. Oddała mu najwyższy hołd Lucyna Ćwierciakiewiczowa, przelewając nań testamentem prawa autorskie swoich „365 obiadów“: jakiś czas Sarnecki nieźle żył z dochodów z tej książki; ale potem wyparły Ćwierciakiewiczową z kuchen nowe bóstwa.
Otóż ten król dobrego tonu, wciąż w finansowych opałach, wydał, gdzieś koło lat osiemdziesiątych, książeczkę p. t. Zwyczaje towarzyskie. Podręcznik ten był już w chwili ukazania się nieco przestarzały, bo zasady i przykłady czerpał Sarnecki z epoki swojej świetności, a od tego czasu, po upadku napoleońskiego dworu, świat zmienił się, zszarzał. Kiedy byłem wyrostkiem, wpadła mi w ręce ta książka, czytałem ją z dziesięć razy jako lekturę humorystyczną, tak się już zdawały wówczas antyczne wszystkie te lansady i subtelności. Minęły dziesiątki lat, o Zwyczajach towarzyskich Sarneckiego zapomniano zupełnie. Przyszła wojna i jej przewroty majątkowe, wysypały się gromady nowobogackich, ledwie oskrobanych, żądnych jakiej takiej ogłady. Domagano się jakiegoś savoir-vivre’u. Pewien księgarz, orjentujący się w potrzebach chwili, znalazł w magazynie stary egzemplarz Sarneckiego, i, niewiele myśląc, — przedrukował go dosłownie, bez najmniejszej zmiany. Pierwsze wydanie tego ekshumowanego kodeksu światowego rozeszło się szybko, za niem drugie, obecnie jest już szóste! Książkę Sarneckiego sprzedaje się wciąż jako brewiarz mody i obyczaju dla obecnych pokoleń. Przeczytałem ją z rozkoszą na nowo, i raz po raz wybuchałem śmiechem, na myśl, co się musi dziać w głowie szukających w niej światła czytelników. Oto kilka cytatów:
Sztuka pisania listów:
W wielkim świecie od pewnego czasu używanem bywa umieszczanie na górnej części listowego papieru planu albo rysunku zamku posiadanego...
...„twój na zawsze“ i t. p. pisze się w osobnym wierszu trochę ku prawej stronie.
Mężczyzna, pisząc do kobiety, zapewnia ją wkońcu listu o swoim szacunku, natomiast
...kobieta nie może i nie powinna zapewniać mężczyznę o swoim szacunku, chyba że ten do którego pisze jest starcem.
...Listy z życzeniami lub ze współczuciem i pocieszeniem w żalu i strapieniu powinny być bardzo krótkie, gorące, pełne uczucia. W ostatnich należy wspomnieć o zaletach lub zasługach nieboszczyka i wskazywać środek pociechy zdolnej osłodzić lub zmniejszyć boleść i cierpienie.
Obiady, bale, przyjęcia:
...gość zjawiający się po szóstej, wygląda na człowieka, który pragnie aby go zaproszono na obiad.
Idąc do stołu:
...mężczyzna służy ramieniem osobie zaproszonej, albo przez którą jest zaproszony, albo innym damom, nigdy zaś swojej żonie, chyba że są sami we dwoje.
Ta uwaga, pisana jakby w przeczuciu jednego z naszych wybitnych mężów Stanu, tyczy jedzenia nożem, krajania ryby nożem, etc.:
...niewłaściwości, z któremi w naszym kraju tak często spotkać się można, i które, aczkolwiek drobiazgowe, wpłynąć mogą w późniejszym wieku na złamanie karjery, na utratę protekcji dystyngowanych osób i rozmaite przykrości.
Poza tem autor okazuje wiele tolerancji i chętnie prostuje nieuzasadnione przesądy:
Fałszywem jest mniemanie rozpowszechnione u nas, iż szampan nie powinien podawać się jak tylko przy końcu obiadu; przeciwnie w Anglji, Francji, nawet w Rosji, wino szampańskie, wytrawne czy słodkie, sec czy musujące, ciepłe czy zamrożone, nalewanem jest od początku obiadu jako napój, pomimo że inne wina — wysokie, mocne i delikatne — podają się w porządku wyżej wypisanym...
...waza i półmiski mogą być srebrne, nawet wtedy kiedy inne naczynia stołowe są z porcelany...
...Na śniadanie (około południa) mężczyźni przychodzą w surdutach, pani domu może być w rannym szlafroczku...
Kiedy kamerdyner oznajmi; „waza na stole“,
...gospodyni ma prawo poprosić kogoś o ramię, a nawet matka, świekra lub mąż mogą śmiało powiedzieć: „niech pan będzie łaskaw podać rękę mojej córce lub żonie“. Wybór w takich razach nie powinien padać na najbogatszych ludzi.
Ostrzeżenie: nie wieszać portretów familijnych w pokoju jadalnym.
...W jadalnym pokoju mogą wisieć tylko obrazy przedstawiające owoce, kwiaty i tak zwaną „nature morte“.
Siadając do stołu, mężczyźni zdejmują rękawiczki. Nie należy wkładać je na ręce natychmiast po wetach, pani domu mogłaby bowiem mniemać, że pragniemy coprędzej wstać od stołu. Niema potrzeby zdejmowania rękawiczek przy śniadaniu złożonem tylko z zimnych potraw.
Z temi rękawiczkami, to jest rzecz dosyć skomplikowana: Wprawdzie w salonie
mężczyźnie dozwolone jest zdjąć rękawiczkę z lewej ręki,
ale wogóle
mężczyzna oddający wizytę rzadko kiedy musi zdejmować rękawiczki, gdyby jednak tego potrzebował, przed wyjściem włożyć je powinien, wyjść bowiem z salonu bez rękawiczek jest rzeczą prawie śmieszną.
O formach salonowych znajdzie czytelnik dużo cennych uwag:
...umieć zgrabnie chodzić w salonie, aby nie nadepnąć na długi tren tualety damskiej, jest drobiazgiem, a jednak oznacza, że się bywało w wytwornem towarzystwie.
Oto subtelność, której odcień dzisiejsze pokolenie niełatwo zrozumie:
Nie jest wcale upokarzającem dla panny lub dla kawalera kiedy się mówi do nich: „pozwól, że cię przedstawię mojej matce lub memu ojcu“.
Będąc z wizytą, można mówić:
„Synek państwa jest olbrzymi na swój wiek... a jaki grzeczny!“ Wszystko to są rzeczy miłe (dodaje autor), ale nie wypada sypać niemi jak z rogu obfitości... co kilka minut.
W teatrze znowuż
savoir vivre wymaga, aby panny nie zwracały szkieł na postacie mężczyzn tylko na kobiety, i nie na aktorów tylko na aktorki.
(Znam w Warszawie tylko jedną pannę, która ściśle przestrzegała tego przepisu, a i ta miała proces sądowy!)
Wogóle z pannami jest dosyć surowo:
...do lat ośmnastu panienka chwilami tylko ukazać się może w salonie...
...panna do lat dwudziestu jeden zawsze idzie przed rodzicami, gdyż ci powinni mieć na nią zawsze nieustanne baczenie...
...panna, której matka ani żaden z krewnych nie jeździ konno, może używać przyjemności konnej jazdy na wsi, ale w towarzystwie człowieka poważnego wiekiem, i tylko wtedy, kiedy matka jej jedzie za nimi powozem...
...po skończeniu dwudziestu jeden lat, dwie siostry nie są obowiązane być jednakowo ubrane. Przedtem dwie siostry muszą być jednakowo ubrane, wyjąwszy wstążek lub kwiatów, które mogą być jednej do twarzy a drugiej nie...
...panny nie noszą nigdy koronek, szali kaszmirowych, brylantów i strusich piór we włosach. Dozwolone są jednak na kapelusikach okrągłych, tak zwanych fantazyjnych. Kolor żółty i barwy mieniące się oraz ciemno fioletowy dozwolone są tylko mężatkom, wtedy kiedy błękitny i jasno-różowy są w szczególności panieńskiemi kolorami...
Bardzo praktyczne wskazówki co do biżuterji:
Równie dobry gust jak i rozsądek nakazują, by, nabywając tego rodzaju przedmioty, nabywać je garniturami: jeżeli fundusze nie pozwalają jednorazowo, to częściowo przynajmniej powoli, aby z czasem skompletować je zupełnie. Garnitur składa się: z kolczyków, broszy, naszyjnika, medaljonu lub krzyża na szyję, z bransolety, z guziczków do mankietów, niekiedy nawet powiększa się go grzebieniem lub djademem na głowę, pierścionkami, łańcuchem do zegarka, dewizką do tegoż i rączką do parasolki. Pół-garnitur zaś składa się z kolczyków, broszy i medaljona...
Można się domyślić, że szczególną uwagę poświęcono sprawom małżeńskim:
Otrzymawszy zawiadomienie ustne i piśmienne (o zamierzonem małżeństwie), obowiązani jesteśmy gorąco winszować i cieszyć się z tego związku, chociażbyśmy wiedzieli coś złego o jednej ze stron łączących się dozgonnym węzłem...
Trudnym i drażliwym jest okres narzeczeństwa, łatwo bowiem o kwasy i niesnaski:
...współzawodnictwo dwóch matek w tualetach — powód nader błahy — a jednak staje się nieraz kością niezgody, przyczyną niemiłych i smutnych rozterek...
...Narzeczony przed codzienną wizytą u narzeczonej obowiązany jest przysłać bukiet. Kolor kwiatów w tym bukiecie zmieniać się powinien codziennie, zaczyna się od białych, i stopniowo dodaje się różowe, tak iż w wigilję ślubu ostatni bukiet jest zwykle zupełnie czerwony...
(Cóż za subtelna mowa kwiatów!)
Im bardziej zbliża się dzień ślubu, tem poufalsze może być zachowanie się narzeczonych, matka może ich opuszczać na czas jakiś i wychodzić do swych apartamentów, drzwi jednak od salonu powinny być zawsze otwarte, tak aby co chwila była w możności wejść niespodzianie...
Ciężki to okres życia dla konkurenta:
...Zmuszony — szczególnie w wielkiem mieście — do przedstawiania się co wieczór we fraku, w tym nieznośnym, brzydkim i niewygodnym fraku, obowiązany jest rozmawiać z panną o miłości bez wypowiedzenia wyrazu miłość...
Jeżeli małżeństwo nie przychodzi do skutku, strona zrywająca odsyła wszystkie podarki...
Po rozgłoszonem małżeństwie, które nie przyszło do skutku, stosownem będzie, jeżeli rodzice panny wyjadą z nią dosyć daleko na czas jakiś...
Miejmy nadzieję, że małżeństwo doszło do skutku i że nawet zostało pobłogosławione owocem. Odwiedzając młodą matkę,
...należy unosić się nad pięknością niemowlęcia i wynajdywać podobieństwo do rodziców...
Mąż kumy, albo rodzice jej, jeżeli jest panną, wyprawiają w ciągu tygodnia suty obiad na cześć kuma...
Ale zapomnieliśmy o balu! Na balu:
strzec się potrzeba obmawiania: przedmiotem konwersacji może być piękność balu, uprzejmość i gościnność gospodarzy, elegancja toalet i gorąco...
nader niestosownem i niewłaściwem jest, jeśli młoda osoba ukryta za wachlarzem śmieje się i rozmawia po cichu z tańczącym z nią kawalerem.
Są poruszone i poważniejsze tematy, jak dobroczynność i inne:
Spełnianie obowiązków miłosierdzia wedle ewangelicznych przepisów stokroć łatwiejsze jest na wsi niż w mieście. Miłe słówko, grzeczność, uprzejmość, nieraz przyjemniejszemi są włościanom naszym, aniżeli podarki lub pieniężne datki. Chłop bowiem polski niema wielkich potrzeb...
Kobieta, chociażby w pewnym wieku i wdowa, nie powinna składać wizyty mężczyźnie, wyjąwszy kiedy chodzi o bardzo ważny interes. W tym ostatnim razie, jeśli jest młodą, powinna wziąć z sobą towarzyszkę w dojrzałym wieku i powszechnie szanowaną. Nie wyjmują się wcale z pod tego prawidła odwiedziny u osób stanu duchownego, u notarjuszy lub rejentów, u adwokatów, u lekarzy i u bankierów. Zresztą tylko najzupełniejsza niemożność tłumaczy mężczyznę, jeśli nie pospiesza sam, nawet nie we własnym interesie, do domu kobiety potrzebującej jego porady lub pomocy...
...Do jakiego wieku wdowa uważać się ma za młodą? Idąc za głosem opinji publicznej, jako słup graniczny oddzielający młodość od niepodległości kobiecej stawiamy cyfrę lat trzydziestu, a wyjątkowych razach czterdziestu.
Trudne jest położenie rozwódki a szczególnie separatki:
...choćby najniewinniejsza, widzi się wystawiona na ciągłe i nieustanne upokorzenia. Biorąc rzeczy jak są, najpomyślniejszym dla niej obrotem jest, kiedy rodzina męża — uznając go za winnego — ofiaruje jej schronisko i opiekę u siebie. Jeśli jednak familja jej męża nie zechce jej przyjąć, powinna się zamknąć w domu swoich rodziców albo najbliższych poważnych krewnych i wstrzymać się zupełnie od bywania w świecie i na zabawach publicznych, szczególnie zaś nie przyjmować u siebie mężczyzn. Radzimy jej omijać przechadzki więcej uczęszczane, unikać teatrów, zgromadzeń liczniejszych, etc. Dopiero kiedy wiek i postępowanie bez zarzutu, bez cienia najlżejszej przygany, uświęci jej smutne położenie, będzie mogła wyemancypować się cokolwiek, nigdy jednakże nie powracając do świata...
Sądząc bodaj z tego ostatniego ustępu, zdaje mi się, że, mimo sześciu wydań, dziełko ex-dansera cesarzowej Eugenji nie powstrzymało zawrotnie pędzącego koła dziejów. Ale przeczytać je jest bardzo miło: wieje z tych kart (mimo ohydnego wydania!) coś niby zapach paczuli, coś niby dyskretne westchnienie wydzierające się z owych „gorsów“, które oglądamy czasem w starych albumach. A za każdym razem, kiedy sobie przypomnimy, że to ma być podręcznik do praktycznego dzisiejszego użytku, parskniemy wesołym śmiechem. I oto najkonkretniejszy rezultat dwóch miljonów rubli srebrem, przeputanych przez p. Zygmusia.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Tadeusz Boy-Żeleński.