Dwie sieroty/Tom I/XIII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Dwie sieroty |
Podtytuł | Dorożka № 13 |
Wydawca | J. Terpiński |
Data wyd. | 1899-1900 |
Druk | J. Terpiński |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Le Fiacre Nº 13 |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Podczas gdy Moulin szedł w stronę pogrzebowego biura, dla odszukania potrzebnych sobie wskazówek, przed toż właśnie biuro zajechała czarna kareta z herbem na drzwiczkach i książęcą po nad nim koroną, u której zaprząg wart był co najmniej dwadzieścia tysięcy franków.
Wysiadłszy z tej karety mężczyzna piędziesięcioletni wszedł prosto do biurowego przedsionka.
Wszystko w osobistości tej oznajmiało arystokratę.
Regularne jego rysy twarzy, nosiły owe patrycjuszowskie to znamię, które za pierwszem spojrzeniem daje poznać człowieka wyższego rodu, pomimo całej jednak regularności oblicza i powierzchownej dystynkcji, nie była to postać sympatyczna. Nos duży, zakrzywiony, przypominał dziób drapieżnego ptaka, oczy błękitno szare patrzyły martwo, bez blasku. Obnażona czaszka błyszczała jak kość słoniowa, a rzadkie resztki pozostałych siwych włosów, tworzyły rodzaj korony po nad czołem pooranem zmarszczkami.
Na jego ustach błąkał się bezustannie uśmiech sarkastyczny, a sine obwódki na powiekach i pod oczami świadczyły że ten człowiek wycierpiał wiele — lub też używał nad miarę rozkoszy różnego rodzaju.
Wszedłszy do biura, skłonił się lekko urzędnikowi, wychodzącemu na jego spotkanie.
— Przybywam, zaczął, w celu uregulowania rachunków za roboty, jakie wykonać poleciłem na rodzinnym mym grobie.
— Z kimże mam honor mówić? — pytał urzędnik.
— Jestem książę Jerzy de la Tour-Vandieu. Te roboty mówił dalej, — rozpoczętemi zostały zaraz po pogrzebie mej żony. Czy są już ukończone?
— Tak, mości książę.
— Wydam więc panu piśmienne upoważnienie do odebrania pieniędzy z kasy u mojego intendenta, zamieszkałego w pałacu przy ulicy świętego Dominika.
Zarządzający wydziałem cmentarnym zbliżył się, posłyszawszy rozmowę.
— Racz książę spocząć, — rzekł, dopóki nieprzygotuję kwitów potrzebnych do pańskiego podpisu.
— Przygotuj je pan, odparł Jerzy de la Tour-Vandieu, siadając.
— Wszak pogrzeb księżnej odbył się w zeszłym miesiącu? pytał zarządzający.
— Nie inaczej. Kazałem wymurować piwnicę pod pomnikiem, ponieważ grób dotychczasowy okazał się być niewystarczającym.
— Racz mi książę podać ścisłą datę.
— Było to w dniu 2 kwietnia.
Urzędnik otworzywszy szafę, wyszukał między plikami akt i papierów księgę w płótno oprawną, w której czytał co następuje:
„Kupno na własność gruntu znajdującego się obok pomnika rodziny książąt de la Tour-Vandieu, dla wybudowania pieczary“.
— To, to właśnie! zawołał przybyły.
— Natychmiast obliczę przypadającą nam należytość. Panie Brice, dodał, zwracając się do drugiego urzędnika, — weź pan akta z miesiąca kwietnia, w dwunastym przedziale, i przedstaw rachunek księciu.
Sekretarz zabrał się do roboty.
W tej właśnie chwili Ireneusz Moulin wszedł do biura. Spostrzegłszy nowo przybyłego, urzędnik zwrócił się ku niemu.
— Co pan sobie życzy? zapytał.
— Pragnę pozyskać drobne objaśnienie.
— Jakie mianowicie?
— Opowiem w krótkości. Ufając mojej pamięci przebiegłem cały cmentarz poszukując grobu. Sądziłem iż odnajdę go wreszcie... Niestety! — było to złudzeniem.
— Grób ten, o którym pan mówisz czy się znajduje na gruncie zakupionym na własność? pytał sekretarz.
— Tak panie.
— W którym przedziale?
— Niewiem tego.
— Od jak dawna nastąpiło pochowanie zwłok?
— Przed dwudziestoma laty.
— Nazwisko rodziny nabywców pieczary?
— To nie pieczara, panie, lecz skromna mogiła bardzo skromna, łatwo wszelako do rozpoznania ponieważ na grobowym kamieniu znajduje się wyryty ten jeden tylko wyraz: „Sprawiedliwość“.
— Ten grób jest w rzeczy samej ogólnie znanym, odrzekł sekretarz. Jest to mogiła skazanego na śmierć, którego rodzina upomniała się o wydanie jej ciała po dokonaniu egzekucji...
— Tak panie.
Książę Jerzy de la Tour-Vandieu oczekując na wydanie sobie kwitów do podpisu, słuchał obojętnie tej całej rozmowy. Na ostatnie słowa urzędnika drgnął pomimowolnie i natężył uwagę, nasłuchując z niepokojem.
Ów skazany na śmierć nazywał się Leroyer. Paweł Leroyer... o ile pomnę?.. mówił dalej sekretarz.
— Nie mylisz się pan.
— Został gilotynowanym za zbrodnię morderstwa, popełnioną na osobie bliskiego swego krewnego, doktora...
Moulin przywtórzył poruszeniem głowy.
— A zatem panie jego grób znajduje się w dwunastym przedziale. Ta mogiła jest wszystkim znaną, i pierwszy lepszy z dozorców cmentarnych wskaże ją panu.
Słuchając tego, książę Jerzy bladł i czerwienił się na przemiany. Nazwisko Pawła Leroyer widocznie wywierało na nim głębokie wrażenie, czego na szczęście nikt nie zauważył.
— Kto jest ów nowo przybyły? — zapytywał siebie, patrząc z przestrachem na Ireneusza.
— Pozwól pan zapytać jeszcze o parę szczegółów, mówił mechanik do sekretarza, i nie sądź, iż trudnić się ciebie ośmielam dla zaspokojenia prostej ciekawości...
— Jestem na pańskie rozkazy.
— Czyim kosztem jest porządkowany grób Pawła Leroyer?
— Niewiem tego. Szczegóły utrzymywania w porządku tej mogiły dotyczą właścicieli gruntu. Do nas to nie należy.
— Wiadomo jednak panu być może, czy rodzina skazanego przychodzi odwiedzać ten grób?
— I tego niewiem.
— Daremnie byłoby przeto zapytywać czy nie jest panu wiadomem miejsce zamieszkania tej rodziny?
— Nic niewiem w tym względzie, stróże jednak cmentarni, pełniący bezprzestanny nadzór, objaśnią pana lepiej odemnie.
— Zwrócę się do nich, — rzekł Moulin, a pana przepraszam i dziękuję.
Tu wyszedł i po raz drugi zagłębił się w cieniste aleje miasta umarłych.
Książę de la Tou-Vandieu wstał z krzesła, miotany gorączkową trwogą, jaką napróżno ukryć usiłował.
— Mamże tu długo jeszcze wyczekiwać? zapytał szorstko urzędnika.
— Dziesięć minut, najwyżej.
— Pójdę tymczasowo obejrzeć roboty dokonane przy grobowcu.
— Skoro książę powróci, kwity będą gotowe.
Pan de la Tour-Vandieu wyszedł po za Ireneuszem.
Spostrzegł go o pięćdziesiąt kroków przed sobą, rozmawiającego z jednym z dozorców cmentarnych, i zatrzymał się niby oglądając jakiś obcy pomnik świeżo wzniesiony, a rzeczywiście w celu śledzenia nieznajomego; który obudził w jego pamięci tak straszne, a uśpione od dawna wspomnienie.
— Zechciej pan mi wskazać przedział dwunasty, mówił mechanik do nadzorcy.
— Najchętniej. Idź pan aleją na której się znajdujemy a potem zwróć się na lewo... Zresztą ja tam właśnie idę, mogę pana zaprowadzić...
— Wdzięcznym pozostanę.
Zaczęli iść oba obok siebie. Książę Jerzy widząc iż odchodzą zaczął iść za niemi.
— Jakiego grobu pan poszukujesz w dwunastym przedziale? pytał dozorca Ireneusza.
— Mogiły na śmierć skazanego, którego ciało tu pogrzebała rodzina.
— A! wiem.., grobowca, na którego kamiennej płycie wyryty ten jeden wyraz: „Sprawiedliwość“.
— To właśnie...
— Jest to jedna z osobliwości cmentarza Montparnasse, grób legendowy. Przybywający bezustannie wskazywać go sobie każą — Znajduje się on w pobliżu drugiej równie legendowej mogiły, czterech sierżantów z la Rochelle.
— Ten grób o który pytam, jest że w porządku utrzymywanym?
— W najzupełniejszym porządku.
Na tą odpowiedź twarz mechanika zajaśniała radością.
— Czyjem staraniem? zapytał.
— Staraniem jakiejś kobiety w podeszłym wieku i młodego mężczyzny.
— Jak często tu oni przychodzą?
— Niema tygodnia w którymbyśmy niewidzieli ich klęczących na grobie i modlących się ze łzami, widocznie to wdowa z synem.