Dwie sieroty/Tom I/XXXVI
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Dwie sieroty |
Podtytuł | Dorożka № 13 |
Wydawca | J. Terpiński |
Data wyd. | 1899-1900 |
Druk | J. Terpiński |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Le Fiacre Nº 13 |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
— Ha! jacyż nikczemni ludzie pozostawili to maleństwo na takiem zimnie i deszczu!... — mówił Piotr Loriot tuląc dziecię do siebie i okrywając je płaszczem. Trzeba być na to łotrem ostatniego rodzaju i zamiast serca w piersiach mieć kamień!
Tu ucałował dziecinę, która uspokojona, płakać przestało.
— Ach do kroć piorunów!... — zawołał nagle poczciwy dorożkarz, drapiąc się w głowę, — co ja będę robił z tem małym komarem? Wychowywać go niepodobna, przez całe dnie niema mnie w domu, a takie pacholę żywić przecież trzeba!
Zadumał chwilę, a potem:
— Ba! od czegóż jest dom podrzutków? — mówił dalej, — złożę tego chłopca do przytułku dla opuszczonych dzieci, gdzie będą mieć o nim staranie.
I postanowiwszy tak zrobić, Loriot otworzył drzwiczki powozu, usłał w nim rodzaj łóżeczka z aksamitnych poduszek i w wgłębieniu tegoż umieścił dziecię, a wsiadłszy na kozioł, wyruszył z miejsca.
Dzielny ów człowiek miał mieszkanie, remizę i stajnię w pobliżu rogatki d’Enfer, w którym to punkcie stał dom przytułku dla niemowląt. Wracając do siebie, musiał przejeżdżać około tego domu.
Owóż o trzeciej godzinie nad ranem, zadzwonił. Drzwi mu natychmiast otwarto.
Loriot podał dziecię dozorczyni, do jego ubrania przypiął szpilką wypisany na kawałku papieru numer 13, numer jak wiemy jego fjakra, i chłopiec został zapisanym w księgach przytułku pod nazwiskiem „Henryk 13“.
Protokół nie zawierał innych wskazówek po nad tę jedną, i datę: 24. września 1837 roku.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Wypada nam teraz wyjaśnić czytelnikom, jakim sposobem występna Klaudja Varni, metresa księcia Jerzego de la Tour-Vandieu została żoną powszechnie szanowanego szlachcica szkockiego, Ryszarda Dick-Thorn.
Jakie okoliczności mogły rozłączyć Jerzego z Klaudją tych dwoje zbrodniarzów, tak godnych siebie, tak połączonych wspólnością morderstwa, popełnionego za wolą i planem Klaudji, której piekielna inteligencja ujarzmiła jak niewolnika markiza?
Otóż głównym powodem zerwania tego pomiędzy niemi stosunku była owa tyrańska przewaga, jaką ta kobieta miała nad swoim kochankiem.
Uniknąwszy galer i rusztowania, z odziedziczonym po bracie tytułem księcia i para Francji, Jerzy objął w posiadanie pałac przy ulicy świętego Dominika, a z chwilą tą ów człowiek zmienił się do niepoznania.
Niepozostało w nim ani śladu owej słabości charakteru, tej uległości, jaka skutkiem zręcznie obmyślanego planu, obdarzywszy go miljonowym majątkiem, z drugiej wepchnęła w otchłań zbrodni i kału, czyniąc zeń najpospolitszego mordercę.
Ów nędznik nie czuł wszelako wyrzutów sumienia.
Zabrawszy miljon po bracie, dobra, tytuły i pałace, zmienił charakter, jak niektóre gatunki wężów zmieniają swą skórę. Nazajutrz był już niepodobnym do siebie. Nosił głowę wysoko, rozkazywał dumnie, a pycha tryskała mu z oczu.
Wszakże Klaudja powiedziała kiedyś:
— Pogardzają tobą... grożą ci... gnębią, prześladują... przyjdzie czas, że pochylać będą czoła przed tobą i to w krótce, niezadługo!
Przepowiednia kurtyzany sprawdziła się co do słowa. Natarczywi i nieprzystępni wierzyciele przychodzili z pochylonemi głowami, ofiarując swoje usługi księciu de la Tour-Vandieu, który ich wyrzucać kazał swemu plenipotentowi.
Otrzymał on bowiem rozkaz zapłacenia ich i wyrzucenia za drzwi.
Przeszłość nie istniała teraz dla księcia.
Jerzy obecnie znajdował wszędzie, nawet na królewskim dworze życzliwe przyjęcie, do którego dawał mu prawo jego tytuł i stanowisko.
Klaudja Varni pragnęła teraz objąć ster rządów i zapanować samowładnie, jak niegdyś.
Chciała zgarnąć dla siebie cząstkę tego mienia, jakie zdobyli wspólnie całym szeregiem zbrodni, słowem, pragnęła zostać księżną de la Tour-Vandieu.
Jerzy oparł się temu, niechcąc o niczem słyszeć. Panowanie kurtyzany na zawsze się skończyło. Książę niepotrzebując jej teraz, odrzucił ją, jako bezużyteczne narzędzie.
Zdumiona i rozirytowana, grozić mu zaczęła. Przyjął te groźby uśmiechem. Bo czegóż miał się obawiać? Był wszechwładnym... Potęgą majątku i stanowiska zatarłby wszystko a zresztą oskarżając jego, zgubiłaby i siebie.
Mimo to wszystko, pobyt w Paryżu tej kobiety, z którą żył przez lat tyle, stawiałby go w kłopotliwem położeniu. Ofiarował jej zatem sto tysięcy talarów pod warunkiem, ażeby natychmiast opuściła Francję i osiedliła się gdzie na obczyźnie we Włoszech lub Anglji.
Zgodziła się na to i wyjechała do Londynu, pozostawiając w Paryżu swoje złudzenia, a uwożąc z sobą trzysta tysięcy franków.
Klaudja była jeszcze młodą, i bardzo piękną. Przybrawszy pozory purytańskiej skromności, odgrywała rolę uczciwej kobiety z właściwym sobie talentem.
Bogaty szkot nazwiskiem Dick-Thorn, dał się schwytać na wędkę.
Rozkochany szalenie, ofiarował tej kobiecie swą rękę zaślubił ją, a w dziewięć miesięcy później przyszła na świat córka z tego małżeństwa, której dano imię Oliwja.
Ryszard Dick-Thorn był znanym przemysłowcem. Nie posiadał swój osobisty wielki majątek, ale zarabiał ogromne sumy pieniędzy. Klaudja, jak wiemy lubiła wystawność i zbytek, znalazła się więc teraz w swoim żywiole, mogła wydawać pieniądze bez rachunku tem więcej że mąż upoważnił ją do tego i aprobował jej rozrzutność.
Prowadząc dom otwarty, a urządzony na wielką skalę w Londynie, wniosła ona w salony przemysłowca gust, elegancję i ekscentryczność paryzką.
Rozsypywała złoto garściami na około siebie, sądząc, że majątek męża jest niewyczerpanym.
Dick-Thorn przyklaskiwał szalonym fantazjom swej żony i zachwycał się jej marnotrawstwem.
Pomimo szczęścia i bogactw jakie ją otaczały Klaudja Varni obecna pani Dick-Thorn niezapomniała o księciu Jerzym de la Tour-Vandieu.
Znajomi jakich pozostawiła w Paryżu, powiadamiali ją szczegółowo o jej byłym kochanku.
Śledziła księcia z oddalenia.
Dowiedziała się o jego małżeństwie, jak również i o tem że adoptował syna, aby ocalić sukcesję po zmarłym stryju swej żony.
Doniesiono jej, że po rewolucji w 1848 roku i po grudniowym zamachu stanu książę przyłączył się do stronników cesarstwa, i został mianowany senatorem.
Wszystko to interesowało ją żywo i utrwalało się w jej pamięci, lecz tylko z powodu prostej ciekawości. Nie miała żalu do Jerzego za zerwanie stosunków. Żyjąc w otaczającym ją zbytku, czuła się być zupełnie szczęśliwą, takie to właśnie życie ziszczało jej sny i marzenia.
Nagłe przebudzenie niestety, miało przerwać owe sny błogie.
Potężni przemysłowcy londyńscy utworzyli spółkę chcąc stawić konkurencję fabrykom Dick-Thorna, działającym dotąd bez współzawodnictwa.
Dzielny szkot walczyć postanowił, walczyć całą siłą, wszystkiemi swemi kapitałami, aż wreszcie uznać się musiał za zwyciężonego, rzuciwszy w przepaść olbrzymie sumy pieniędzy dla zgniecenia konkurencji.
Nie była to jeszcze ostateczna ruina, ale przejście z dostatków do oszczędności, a wiemy że Klaudja nie umiała się rachować.
Dick-Thorn zostający pod władzą swej żony, nie miał odwagi wyjawić jej smutnego stanu swoich pieniężnych interesów i zalecić koniecznej oszczędności w tym razie.
Nic nie mówiąc pozostawił rzeczy jak były.
Sytuacja pogarszała się z każdą chwilą. Nie skarżąc się, tłumił zgryzotę w głębi serca, aż i z tego umarł nareszcie.
Nieprzewidziana śmierć Dick-Thorna przerazili Klaudję nie dlatego, że straciła, w nim zacnego i dobrego małżonka i jedyną dla siebie pomoc i podporę, ale dlatego, że przepadało wraz z nim owe złotodajne źródło z którego czerpać bez końca by mogła.
Przyzwyczajona wydawać rocznie po dwieście tysięcy franków, osłupiała, dowiedziawszy się, że pozostało jej całego majątku osiemdziesiąt tysięcy franków zaledwie i wtedy to poczęła myśleć na serjo o księciu Jerzym de la Tour-Vandieu.
Wdowieństwo nadawało jej wolność, mogła powracać bezzwłocznie do Francji. I zrodził się w jej umyśle jeden z tych planów piekielnych, jakie tak zręcznie niegdyś kombinowała, Chcąc go wszelako wprowadzić w wykonanie potrzeba było mieszkać w Paryżu.
Zlikwidowawszy zatem swoje interesa, pani Dick-Thorn wynajęła pałacyk umeblowany, wróciła po córkę do Londynu, i zamieszkała wraz z nią w Paryżu przy Berlińskiej ulicy, gdzie widzieliśmy Jana-Czwartka, zakradającego się do niej wśród nocy w celach rabunku.