<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Dwie sieroty
Podtytuł Dorożka № 13
Wydawca J. Terpiński
Data wyd. 1899-1900
Druk J. Terpiński
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Le Fiacre Nº 13
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


V.

Edmund nie pytając o więcej, przeprowadził zapłakane dziewczę do swego gabinetu.
Nie próbował jej uspokajać, wiedząc dobrze, iż w tak ciężkim strapieniu łzy tylko ulgę przynieść są w stanie.
— Starałem się, — rzekł do niej, — oddawna panią przygotować do tego bolesnego ciosu. Podzielam cierpienie pani i dobrze je rozumiem, wszak z drugiej strony muszę zwrócić jej uwagę, że zbytnie poddawanie się boleści przekonywa o słabości charakteru, a razem ujemnie może wpłynąć na jej zdrowie, a więc zaklinam, uspokój się pani.
— Ach! czyż to możebne?
— Powinno być możebnem, ze względu na matkę. Ona niewątpliwie cięższym dotkniętą jest ciosem, bo wraz z synem składa do grobu wszelką nadzieję, całe szczęście swoje. Przytem zdrowie jej jest tak wątłe, że obecne bolesne przejście może źle bardzo na nią oddziałać. O niej więc przedewszystkiem myśleć pani powinnaś. Należy więc ukrywać swą rozpacz aby pozornym spokojem podtrzymać jej siły. Sądzę, iż pani zrozumiałaś mnie, panno Berto?
— Tak; i przyrzekam walczyć z boleścią, o ile siły dozwolą, jakkolwiek po usłyszanych od pana szczegółach, przyłącza się nowa boleść bo obawa o zdrowie ukochanej matki!...
— Nie trwóż się pani, będę czuwał po nad nią z synowską pieczołowitością. Wszystko to czem bogata nauka i doświadczenie, przyzwę na pomoc, by matkę dla pani zachować w jak najdłuższe lata.
— Niech panu Bóg to wynagrodzi, doktorze.
— Nie należało pani dziś pozostawiać w osamotnieniu pani Monestier, — mówił Edmund dalej.
— Życzyłeś pan sobie bym go natychmiast powiadomiła o śmierci brata, matka moja również tego pragnęła.
— Pojedziemy więc razem teraz do niej.
— Najchętniej... ale spieszmy się...
— Pragnąłbym jednak przed tem zadać pani kilka zapytań...
— Zapytań, dotyczących mojego brata?
— Nie pani!... zapytań co do twojej przyszłości...
Berta zadrżała. Ów tak rozkoszny dla wielu młodych dziewcząt zwrot do przyszłości, jej tylko smutne nasuwał myśli. Niepokój o życie brata, obecna nadmierna boleść przygłuszały chwilowo wszelkie inne uczucia, jakie zapytanie doktora zbudziło teraz w jej sercu. Cóż z resztą powiedzieć mogła o swojej przyszłości?... Nic, oprócz tego, że pracować będzie musiała na wyżywienie matki i siebie, tak, jak poprzednio jej brat na nich obie pracował.
— Posłuchaj mnie pani... — rzekł, ujmując jej rękę Edmund, — i odpowiedz szczerze, bez wybiegów i fałszywego wstydu, tak, jakbyś powierzała tajemnicę swej duszy najszczerszemu przyjacielowi. Wszak pani wierzysz w moją życzliwość?..
— Wierzę! — odpowiedziała bez wahania. — Będę względem pana tak szczerą, jak bym nią była w obec mojego brata.
Pomimo takiego zapewnienia, młody doktór nie zdobył się zaraz na zapytanie. Lękał się zrazić do siebie Bertę, a mimo to poznać pragnął obecne położenie tych kobiet. Jego zakłopotanie dawało poznać, że szuka właściwych wyrazów, aż wreszcie:
— Panno Berto! — zagadnął, — wszak praca brata pani była jedynem waszem utrzymaniem?
Dziewczę zarumieniło się. To zapytanie uczynione pomimowolnie, trafiło w bolesną a niezabliźnioną jeszcze ranę jej serca.
— Tak doktorze, — odpowiedziała.
— Mój brat oddawał nam swój cały zarobek, niezatrzymując ani grosza dla siebie. Pensję swą przynosił matce najregularniej co dwa tygodnie, które przy moim zarobku szyciem i innemi robotami, wystarczała na skromne nasze utrzymanie. Żyliśmy oszczędnie, to prawda, ale nie zabrakło nam nigdy na chleb powszedni.
— A jakże było od czasu zasłabnięcia brata pani?
— Miałyśmy nieco zaoszczędzonych pieniędzy.
— Lecz przy tak długo trwającej chorobie, cały już zapas zapewne wyczerpanym został?
Pytanie to w nowy kłopot wprawiło dziewczynę. Była przekonana, że jedynie prawdziwa życzliwość skłania Edmunda do tego bolesnego badania, a mimo to bolało ją każde wymówione przezeń słowo.
Doktór spostrzegł walkę, jaką dziewczę staczało z sobą, wszakże nie zważając na to:
— Przebacz mi pani, — zaczął, — tę tak natrętną niedyskrecję z mej strony, i usprawiedliwić ją zechciej. Gdybyś pani wiedziała o ile mnie wasz los obchodzi... Gdybyś pojęła, jak was kocham serdecznie, to przebaczyłabyś pani może iż chcę cię wybadać!... Potrzebuję poznać wasze rzeczywiste położenie... Radbym wyjawić ci pani wszystko, co serce czuje i ile cierpi wraz z tobą, ale w tej smutnej dobie niezdołałbym odnaleźć stosownych ku temu wyrazów. Uczucia i myśli zamierają mi na ustach...
Berto, odpowiedz mi szczerze, ze względu na twoją matkę którą niedostatek zabić może... Powiedz, jakie wydatki choroba twojego brata pociągnęła za sobą... Czy wyczerpała wszystkie wasze fundusze?
— Tak; — wyszepnęła nieśmiało dziewczyna. — Jesteśmy obecnie bardzo biedne w domu, zaledwie kilka franków się znajdzie, tak iż nie będzie za co pochować zmarłego.
Tu ukryła twarz w dłoniach, zalewając się łzami.
— Nie płacz pani, błagam cię!... rzekł Edmund, — łzy twoje sprawiają mi wielką przykrość... Jeżeli ośmieliłem się zajrzeć w wasze domowe tajemnice, to z tej jedynie przyczyny żem pragnął posłyszeć od ciebie potwierdzenie moich domysłów. Przeczuwając ciężkie położenie wasze, radbym temu zapobiedz. Nie uważaj mnie pani odtąd za doktora, który leczył twojego brata, ale za człowieka, jaki pragnie być waszym przyjacielem. Chcę odtąd być twoim bratem, a matce twej, pani, zastąpić zmarłego jej syna.
Tu nagle przerwał, czując, że mógł był zdradzić z łatwością tajemnicę swojego serca, a chwila nie była stosowną ku temu.
— Przyjmujesz więc pani moją pomoc? — zapytał wzruszony.
— Przyjmuję... w imieniu mej matki!... — wyszepnęła Berta.
— Dzięki ci... dzięki! — odparł uszczęśliwiony.
— A teraz spieszmy do pani Monestier by ją uwolnić od tyle bolesnego osamotnienia. Ja zajmę się potrzebnemi formalnościami. Na matki zdrowie zgubnie by to oddziałać mogło, zwłaszcza przy tak nadwerężonych jej siłach. Każde wzruszenie skraca jej życie... Obawiam się tych chwil, jakie do pogrzebu przebyć będzie musiała.
— Doktorze! — wołało strwożone dziewczę, — ratuj ją ratuj!...
— Uczynię co tylko będzie w mej mocy... ale do tego potrzebuję współdziałania ze strony pani.
— Cóż więc mam czynić?
— Usuwać od niej nie cierpienia moralne, bo to jest niemożebnem, lecz troskę o byt materjałny. Trzeba nam ukryć przed panią Monestier że wszelkie fundusze są już wyczerpane. Radź pani w jaki to sposób uczynić?
— Najłatwiej... Od lat dwóch, ja sama zajmuję się prowadzeniem naszego małego gospodarstwa, i ja utrzymuję rachunki.
— Matka pani nigdy ich nie przegląda.
— Nigdy.
— Można wiec będzie w błąd ją wprowadzić, — rzekł Edmund.
— W błąd wprowadzić?... Co pan mówisz? — powtórzyła Berta z oburzeniem.
— Nie tłumacz pani sobie w ujemny sposób słów mówił usprawiedliwiając się Loriot. Jeśli mówiłem o podstępie w tym razie, to dla tego iż tak niewinnego kłamstwa w celu uratowania komuś życia, za grzech nie uważam. A pragnąc przekonać matkę pani, że fundusz wasz jeszcze nie jest wyczerpanym, proszę o przyjęcie przez panią tego tysiąca franków tymczasowo, na najbardziej naglące potrzeby.
— Tysiąc franków!... — zawołało zdumione dziewczę — nigdy jeszcze tak wielkiej sumy niemiałam w mym ręku. Niemogę tak wielkiej kwoty przyjąć panie Edmundzie... Wezmę się do pracy. Podczas choroby brata musiałam porzucić wszystkie zajęcia... Dziś mam więcej wolnego czasu... Bóg mi dopomoże, i zdołam, mam nadzieję, swoim zarobkiem wyżywić matkę i siebie.
— Jakto... pani odrzucasz mą pomoc? — zawołał z obawą Loriot. Chcesz więc tem doprowadzić mnie do rozpaczy? Cóż uczyniłem takiego?... Za co mnie tak karzesz okrutnie?
— Poznałam dobrze panie Edmundzie twoje szlachetne serce i twoją dla nas życzliwość, — odparła Berta łagodnie. Niechcę cię przeto zasmucić odmową. Skorzystam więc z udzielonej mi dobrotliwie pożyczki, ale wezmę tylko niezbędnie potrzebną mi kwotę na oddanie ostatniej posługi mojemu bratu., Nie nalegaj pan o więcej... Pozostaw mi choć to wewnętrzne zadowolenie, że sama pracuję na utrzymanie mej matki.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.