<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Dwie sieroty
Podtytuł Dorożka № 13
Wydawca J. Terpiński
Data wyd. 1899-1900
Druk J. Terpiński
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Le Fiacre Nº 13
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


X.

Za przybyciem na miejsce, smutny ich spotkał widok.
Ciało nieszczęśliwego człowieka uległo już częściowemu rozkładowi, do tego stopoia, że niepodobna było rozeznać jego rysów twarzy.
— Trzeba przeszukać kieszenie, — rzekł prefekt, — może znajdziemy jaki papier przy nim.
Było to zadanie nie łatwe do spełnienia. Odurzająca woń zepsutego ciała rozchodziła się po całej kopalni.
Wszelako jeden z robotników zachęcony wysokim wynagrodzeniem, przedstawił się jako ochotnik do tej czynności.
Przedewszystkiem należało wyjąć sztylet zatopiony aż po rękojeść w piersiach ofiary.
Obmyto go z zaschniętej krwi i oddano prefektowi, z kieszeni zaś wyjęte papiery przekonały władze, że owym zamordowanym, był poszukiwany przez nich inspektor Plantade.
Zostawmy tych urzędników zajętych spisywaniem protokółu, a przejdźmy na ulicę św. Dominika, do pałacu księcia Jerzego de la Tour-Vandieu.
Służba zauważyła, żs książę podczas swojej podróży bardzo schudł i pomizerniał, co łatwo dało się wytłumaczyć długą utrudniającą wędrówkę.
Pierwszego dnia po przyjeździe, Jerzy nie pokazywał się wcale, odczytując niby w swoim gabinecie nagromadzoną korespondencję.
Nazajutrz złożył kilka wizyt, ciesząc się, że żadnej nie miał od Théfera wiadomości. Trzeciego dnia z rana. otrzymał od pani Dick-Thorn list następującej treści:

Kochany książę!

Wiem żeś powrócił od dni kilku. Spodziewałam się, a nawet liczyłam napewno że cię zobaczę u siebie. Widzę że zapominasz o ranie, a to mi się wcale niepodoba.
Żądam ażeby w ciągu dni czterech, projektowane małżeństwo zostało zerwanem. a przyobiecane zawartem. Od tego na krok nie ustępuję.

Pamiętaj o swojej przyjaciółce
Klaudji.

Łańcuch więc którego ogniwa tak zręcznie połączyła przed laty pani Dick-Thorn, zaczynał znów ciężyć Jerzemu.
— Ach! — zawołał wściekły ze złości drąc list na szczątki, dla czegóż nie mogłem tej kobiety usunąć ze swojej drogi tak, jak usunąłem innych. Muszę jej być posłusznym i za to jej nienawidzę.
Przy śniadaniu spotkał się z Henrykiem. Postanowił już tym razem rozmówić się z nim stanowczo, mimo że nie był pewien zwycięztwa.
Henryk pierwszy ułatwił mu wstęp do tej sprawy.
— Słyszałem ojcze, — rzekł, — że jeździłeś wczoraj z wizytami. Czy byłeś u hrabiego de Liliers?
— Nie byłem. Nie widziałem go wcale.
— Bardzo mi to jest przykrem. Takie pominięcie może hrabiego obrazić.
— Mniejsza z tem; rzekł lekceważąco Jerzy, nie było to przypadkowe pominięcie, ale krok z góry obmyślony.
— Nie rozumiem cię ojcze, wszak wiesz, że z córką hrabiego mam się w krótce żenić?
— Wiem, ale ten projekt nie zyskał nigdy mojej szczerej aprobaty, a obecnie mniej niż kiedykolwiek.
— Co mówisz ojcze?
— Najszczerszą prawdę. Hrabia według mnie nieposiada zdrowych zmysłów. Jego polityczne poglądy różnią się o całe niebo od moich. Myślałem o tem wiele podczas mojej podróży i przyszedłem do wniosku, że małżeństwo pomiędzy dwiema rodzinami odmiennych politycznych przekonań, jest rzeczą niemożebną. Henryk słuchał go nieprzerywając, ale jego bladość twarzy i drżenie nerwów, objawiały wewnętrzne wzburzenie.
— Mój ojcze, zaczął po chwili, widzę z tego coś mi powiedział, że to wszystko dąży do odwołania udzielonego mi pozwolenia na to małżeństwo.
— Pozwolenia tego nigdy ci nie dawałem, a jeżeli bym je dał, to obecnie je odwołuję.
— Nie możesz więc ojcze zrozumieć, że ja kocham pannę de Lilliers i że zerwanie tego od tak dawna ułożonego związku, będzie dla mnie powodem wielu ciężkich zgryzot?
Jerzy wzruszył ramionami.
— Jesteś zbyt młodym, — odrzekł — by miłość w twoim sercu do tego stopnia zakrzewić się mogła. Zapomnisz!.. tak jak wielu innych przed tobą i jak wielu zapomni po tobie.
— Nigdy!... mój ojcze, nigdy!
— Zapomnisz! to tak być musi!... wołał książę unosząc się coraz gwałtowniej, zapominasz!... co ja żądam od ciebie.
— Niemasz prawa ojcze wymagać ofiar podobnych odemnie, nie służy ci władza stawać bezlitosnym i niesprawiedliwym.
— Bezlitosnym i niesprawiedliwym? powtórzył starzec marszcząc brwi surowo. Zapominasz jak widzę, czem byłbyś bezemnie, a czem jesteś z mej łaski. Wziąłem cię z domu podrzutków, nadając ci świetne nazwisko i książęcy majątek. Zostałeś moim synem, mam więc nad tobą w całej rozciągłości ojcowską władzę. Skutkiem tej adoptacji moi przodkowie stali się twemi przodkami. Odpowiadasz za ich honor nieskalany od wieków!... Na mnie więc ciąży obowiązek dopilnowania byś w chwili szału honoru tego nie splamił.
— Wdzięczen ci jestem za twoje dobrodziejstwo mój ojcze — odrzekł młody adwokat, — wszak nie rozumiem w czemby ucierpiał honor twoich pradziadów, gdybym idąc za głosem serca ożenił się z córką szlachcica, uczciwego któremu nawet prawnicy nie odmawiają głębokiego szacunku?
— Niemam zamiaru dysputować z tobą w tej kwestji, ale ci rozkazuję spełnić moje żądanie — rzekł książę, wyniośle. Taka jest bowiem moja wola.
— Jesteś ojcze bezlitosnym, okrutnym nad wyraz, ale skoro tego żądasz koniecznie, posłusznym ci być muszę. Drogo okupię zaprawdę majątek i nazwisko jakie mi nadałeś dodał z goryczą.
Książę odetchnął swobodnie, nieprzypuszczał bowiem aby zwycięztwo tak łatwo mu przyszło.
— Dziękuję ci mój synu — rzekł przyjacielsko, — ustępstwa tego nie będziesz żałował, bo nie przypuszczam ażebyś chciał zostać starym kawalerem. Znalazłem dla ciebie już żonę.
Henryk zbladł jak ściana.
— Żonę? — powtórzył drżącym głosem.
— Dla mnie żonę?
— Tak jest mój chłopcze, śliczną panienkę.
— Niemam zamiaru żenić się teraz.
— Nie wiesz o kim mówię, a już się naprzód zastrzegasz. Skoro się dowiesz jestem pewny że zmienisz zdanie.
— Nigdy! mój ojcze. Nie pragnę zawierać teraz małżeństwa.
— Znasz ją bowiem dobrze, — ciągnął starzec dalej, — jest to córka mego dawnego przyjaciela pana Dick-Thorn.
Henryk zerwał się z krzesła.
— Czy znasz ojcze przeszłość jej matki?.. — zawołał gwałtownie. — I dla niej to, dla niej... mam poświęcić moją miłość dla panny de Lilliers? O! nigdy mój ojcze... nigdy!
Te słowa dostatecznie przekonały księcia, że jego przybrany syn wiedział o wiele więcej niźli powinien był wiedzieć.
Niechcąc pozostać w nieświadomości i pragnąc dowiedzieć się, co mianowicie wie Henryk o pani Dick-Thorn, zagadnął go z obawą:
— Wytłumacz się jaśniej!... dla czego to małżeństwo przejmuje cię takim wstrętem?


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.