[115]LABORATORJUM
ALCHEMICZNE
MEFISTOFELES / WAGNER /
HOMUNKULUS
(komnata na modłę średniowieczną, pełna cudacznych, nieporadnych przyrządów)
WAGNER
(przy ognisku)
Dzwon kędyś bije, dzwon w ciemności,
zczerniałe mury drżą strwożone;
żyję w okropnej niepewności,
czekaniem spalam się i płonę;
lecz mroki, zda się, jasność płoszą —
w głębi naczynia — zarys biały —
Ściany się żarzą — o rozkoszy! —
Wnętrze jak brylant skrzy wspaniały!
Ciemność błyskaniem wypłoszona!
Światło w tęczowym błyska zwidzie!
Zbliża się chwila wytęskniona!
Boże! — Drzwi skrzypią! — ktoś tu idzie — —
MEFISTOFELES
(wchodzi)
To ja! Dzień dobry! Przyjaciel życzliwy.
WAGNER
(trwożliwie)
Witaj! Obyś tu przyszedł w godzinie szczęśliwej.
(cicho)
[116]
Na Boga! milcz! i oddech wstrzymaj, panie!
za chwilę coś wielkiego się tu stanie!
MEFISTOFELES
(ciszej)
WAGNER
(jeszcze ciszej)
MEFISTOFELES
Człowieka? Z kim? ach pewnie parkę miłą
zwabiłeś do tej nory — nie dojrzę zdaleka.
WAGNER
Broń Boże! Przestarzałość! To się tak robiło!
Od dziś sposób płodzenia odmieni się cale;
za chwilę sam obaczysz, że ja się nie chwalę.
Te miejsca delikatne, z których życie tryska,
owa przymilna siła, która z wnętrza parła,
pożądanie, chęć owa, tak nam ongi bliska,
owo branie, dawanie — to przeszłość zamarła!
Ostawmy ją zwierzętom!! Lecz człowiek przyszłości,
wielki — nie może powstać z cielesnej miłości.
(ku ognisku zwrócony)
Błyska! Spójrz panie! Ach jak to pociesza —
ta pewność! Gdy się sto materji zmiesza,
— bo wszystko na mieszaniu, wiedz, polega —,
gdy się ludzką materję sprawnie skomponuje,
zagotuje, zalutuje, wreszcie zesterylizuje —
dzieło jest już zrobione, jak waść tu dostrzega.
(znowuż ku ognisku zwrócony)
Staje się! — Spójrz — już wnętrze rozjaśnione!
Masa się rusza, a z tem przeświadczenie,
[117]
że wszelkie tajemnice, wszelkie mroki, cienie,
któremi się przyroda okrywa ostrożna,
rozumem spenetrować i dochodzić można —
co ona zorganizowała,
to wiedza skrystalizowała.
MEFISTOFELES
Kto długo żyje, ten doświadcza wiele,
dziw go nie zaciekawi, ani nowość złudzi;
w mojem wędrownem — tem się param — dziele,
widziałem skrystalizowanych ludzi.
WAGNER
(wpatruje się z uwagą w retortę)
Powstaje, potężnieje!! Błyska urokiem zórz,
ach! jeszcze chwila — chwilka mała a powiem: już!
Niejeden pomysł, zda się szaleństwem z początku.
Przypadek? Zbyjmy śmiechem! Myśl się w wszystko wciela!
Myśl rozwagą poparta, kiedyś z swego wątku
wysnuje bez wątpienia nawet myśliciela.
(z zachwytem — ku retorcie zwrócony)
Szkło już pobrzęka pieśnią słodką,
mętnieje, zjaśnia się! — Z pod wieczka
już widzę, widzę — postać wiotką
miłego, małego człowieczka.
Mówię ci świecie! — świat mnie słucha —
życie już nie jest tajnią mglistą,
przychylcie jeno dźwiękom ucha,
dźwięk mową zabrzmi rzeczywistą.
HOMUNKULUS
(z wnętrza retorty do Wagnera)
No cóż ojczulku? nie żart!! Wpatruj się, wpatruj w kulę —
przybliż się, przybliż, do serca przyciśnij mnie czule;
[118]
Lecz nie tak mocno! — Szkło kruche skaleczy.
Poznaj właściwość wszechrzeczy —:
naturalnemu — mało jest wszechświata,
sztucznemu starczy taka szklana chata.
(do Mefistofelesa)
A i ty tutaj francie?! — wujaszku, kochanie —
w porze dobrej przychodzisz, jak na zawołanie;
wiodły cię do nas szczęsne, wiecznych gwiazd obroty.
Z chwilą gdy się już stałem — rwę się do roboty
i do wszelkiego czynu — wszak działać już mogę?
Tyś mądry, więc mi wskażesz tę najkrótszą drogę.
WAGNER
Jedno słówko chcę wtrącić! — Z wstydem się przyznaję,
że, jak wół przed wrotami, przed problemem staję —
— zapytany — kluczyłem zawsze, nie wiedziałem —:
dlaczego dusza przecież tak związana z ciałem,
tak mocno, jakby jedną stanowiły postać,
a przecież żyją w kłótni, chciałyby się rozstać —
— więc jeśli — przecież —
MEFISTOFELES
— raczej zapytaj się pono,
dlaczego to mąż często źle żyje ze żoną?
nigdy dociec nie można czyja w tem jest wina.
Tu pole czynów! czynów pragnie ta drobina.
HOMUNKULUS
MEFISTOFELES
(wskazuje na drzwi boczne)
Tu będziesz miał jej wbród!
WAGNER
(ciągle w retortą wgapiony)
Prześliczny chłopczyk — istny cud!
[119](otwierają się drzwi boczne; Faust leży na łożu)
HOMUNKULUS
(zdumiony)
(retorta wyślizguje się z rąk Wagnera)
(unosi się nad Faustem; oświetla go)
— Śliczny pejzaż! — Czyste, szklane wody,
piękne panie zrzucają w krzach nadbrzeżnych szaty;
przesłodkie! — idą w blasku rytmicznej urody.
Lecz ta jedna! — czar piękna jakże przebogaty!
Podobna wiecznie młodym urodziwym bogom;
na brzegu oto siada, wodę głaszcze nogą.
Jak marmurowa wnętrznym ogniem żywa kruża —
w chłodnym, przytulnym nurcie ciało swoje nurza.
Znagła zamęt powietrzny skrzydeł wzdęty szumem
mierzwi gładkość lustrzaną; — opadają tłumem
łabędzie białe — jakaż wabi je przynęta —?—
Z krzykiem trwożliwym na brzeg wbiegają dziewczęta;
jeno ona, królowa, tą skrzydlatą wieścią
nie trwoży się, nie lęka — z uciechą niewieścią
i z wyniosłym uśmiechem w łabędzia spoziera,
co szyją w piersi, skrzydłem w kolana się wpiera
z natarczywą słodyczą — dziobem warg dostaje — —
wtem zwichrza się powietrze, gęsta mgła powstaje
z łąk kwiecistych — i skrywa gromadkę spłoszoną
i jej słodką pieszczotę, niewidną zasłoną.
MEFISTOFELES
Co też ty mówisz, gdzież ten łabędź i niewiasta?
mały jesteś, a pleciesz jak duży fantasta;
ja nic nie widzę —
HOMUNKULUS
— wierzę! Tyś z północy,
urodzony w pomroce i posępnej nocy,
[120]
pośród ponurych mnichów, milczących rycerzy,
więc jakże wzrok twój dojrzy czar młodości świeży?
Ojczyzna twa ponura i ty sam ponury.
(rozgląda się)
Omszone, obrzydliwe, zapleśniałe mury,
zakamarki złuczone, pułapy schylone!
Biedny! — jeśli się zbudzi — oczy przelęknione
spojrzą dokoła trwożnie — zamkną się na wieki.
Jemu się, widzisz, kraj śni słoneczny, daleki,
leśne źródła, łabędzie i nagie piękności —
— jakżeż mu się wzwyczaić w mroczne ponurości?
Ja z was najwygodniejszy, zaledwie to znoszę.
Trzeba go wynieść prędko!
MEFISTOFELES
HOMUNKULUS
Chcesz tęsknotę uleczyć, na smęt coś zaradzić —
musisz mężnych w potyczki, dziewki w tan prowadzić.
Oto rada: chcesz zleczyć tego mroków syna?
trza dlań stworzyć z snu jego poczęte zdarzenie;
dziś się noc klasycznego sabatu zaczyna —
tam właśnie pójść on musi! Tu wchłoną go cienie.
MEFISTOFELES
To banialuki! — Mnie kłamstwo nie wzruszy.
HOMUNKULUS
Wiem! wiem! Słonecznych pieśni nie słyszą twe uszy,
strachy znasz jeno pełne romantycznych bredni;
strój antyczny dla duchów bardziej odpowiedni.
MEFISTOFELES
Ku jakiej go prowadzić chcesz drodze, czy miedzy?
mnie z kretesem obmierźli antyczni koledzy.
[121]HOMUNKULUS
Zachód i północ, djable, to kraj twej pomroki —
my na wschód i południe skierujemy kroki.
Tam, gdzie po wielkiej, wolnej, słonecznej równinie
Ponejos pośród wiklin i zagai płynie;
tam, gdzie dolina wnika w wądoły i jary,
tam Farsalos się wznosi i nowy i stary.
MEFISTOFELES
Tylko nie to! Te spory, tyranje, niewole,
to takie dla mnie nudne, jak flaki z olejem;
skończyło się, zaczyna — i tak w wiecznem kole
znów dobrodziej spór wiedzie z innym dobrodziejem —
ten dorwie się do władzy, więc kieruje sterem —
woła wolność!! i nie wie, że djabeł suflerem.
To się nazywa walka o prawo wolności! —
wrzeczy —: służalczość walczy przeciw służalczości.
HOMUNKULUS
Ano — ludzkość tak krąży po opacznym torze,
każdy się, widzisz, broni jak umie i może;
dziecięctwo swe i męskość musi zabezpieczyć.
Mniejsza! Tu chodzi o to, jak Fausta uleczyć!
Jeżeli sam potrafisz, proszę, daj mu leki —
w przeciwnym razie ja go nie puszczę z opieki.
MEFISTOFELES
Możeby łysogórskiej spróbować rozpusty?
Grecja dla mnie zamknięta jest na cztery spusty.
Zresztą Grecja, cóż Grecja? — nie wiele jest warta,
cała na zmysłów czarze i omamie wsparta,
wesołemi grzeszkami łudzi was i nęci —
a nasz grzech — jest ponury, powiadacie, smęci;
więc wobec tego — cóż?
HOMUNKULUS
Wszakżeś niebity w ciemię,
[122]
przecieżto opisałem ci tessalską ziemię,
a czarownice tessalskie są sławne!
MEFISTOFELES
(pożądliwie)
Tessalskie czarownice?! — Te historje dawne,
o których wieści milczą, nęcą niepomiernie;
wylegiwać się z niemi noc po nocy wiernie,
byłoby żmudą, mniemam — lecz odwiedzić, wrócić!
HOMUNKULUS
Radzę płaszcz twój powietrzny na Fausta zarzucić;
polecimy — ja drogę oświecę —
WAGNER
(trwożnie)
HOMUNKULUS
— ech!;
Tyś jest potrzebny tutaj, pilnuj swoich strzech!
Wydobądź pergaminy zmurszałe z ukrycia,
wedle przepisów badaj elementy życia,
zliczaj, a dodawania kładź przezornie znak,
na co uważaj pilnie, lecz pilniej na jak!
Ja tymczasem z podróży wiecznie żywych dni
może wyłowię kędyś tę kropkę nad i —
— tak osiągniemy wielki, ostatni cel bytu,
otrzymamy nagrodę za żmudną robotę:
sławę i życie pełne bujnego rozkwitu,
złoto, szczęście i wiedzę, a może — i cnotę!
Bądź zdrów Wagnerze! —
WAGNER
(zasmucony)
— Bądź zdrów; te słowa złowieszcze
lękiem mnie napawają; — ujrzęż ciebie jeszcze?
[123]MEFISTOFELES
Więc do Peneju! — raźno bracie!
Słowa twe kuszą! — płonę żądzą!
(do widzów)
Bogiem a prawdą — w rezultacie —
kreacje nasze nami rządzą.