Faust (Goethe, tłum. Zegadłowicz)/Część pierwsza/U sąsiadki

<<< Dane tekstu >>>
Autor Johann Wolfgang von Goethe
Tytuł Faust
Wydawca Franciszek Foltin
Data wyd. 1926
Druk Franciszek Foltin
Miejsce wyd. Wadowice
Tłumacz Emil Zegadłowicz
Tytuł orygin. Faust
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cała część 1
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cała część 2
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
U SĄSIADKI

MARTA / MAŁGORZATA / MEFISTOFELES

MARTA
(sama)

Wybacz mężowi memu, Panie,
lecz boskie było z nim skaranie!
Poszedł ni stąd ni zowąd w świat,
a ja tu czekam tyle lat.
Przecież kochałabym go szczerze
i dom-by miał i stół i leże.

(płacze)

Kto wie, odkąd już jestem wdową!
Żeby choć dowód! jedno słowo!

(Małgorzata wchodzi)
MAŁGORZATA

Ach, pani Marto!

MARTA

No cóż? mów!

MAŁGORZATA

Drżę i słów sklecić nie potrafię,
wyobraź sobie, oto znów
szkatułkę w mej znalazłam szafie,
a jakie cuda wewnątrz lśnią!
— gdzietam się pierwszej równać z nią!

MARTA

Nic nie mów matce — jak się dowie,
zaraz spowiednikowi powie.

MAŁGORZATA

Spójrz jeno! popatrz! cóż za dziwa!

MARTA
(przystraja ją)

W czepkuś rodzona i szczęśliwa!

MAŁGORZATA

Szkoda — w kościele ani w domu
nie mogę pokazać się nikomu.

MARTA

Gdy matka wyjdzie, lub się zdrzemnie,
przychodź tu do mnie potajemnie;
ustroisz się przed lustrem ładnie;
ostoję zawsze znajdziesz we mnie.
Gdy się sposobność zdarzy, duszko,
kiermasz lub festyn jakiś w mieście,
stopniowo, nikt nic nie odgadnie,
raz łańcuch włożysz — perłę w uszko —
matka się nie spostrzeże, wreszcie
oczy zamydlić można snadnie.

MAŁGORZATA

Skąd te szkatuły? — powiedz — czyje?
w tem się niesamowitość kryje!

(pukanie)

To matka pewno — już się płoszę!

MARTA
(wyjrzała przez zasłonę)

Pan jakiś obcy; proszę!

(wchodzi Mefistofeles)
MEFISTOFELES

Mojej wizycie obcesowej
raczcie wybaczyć piękne panie!

(cofa się z oznakami czci przed Małgorzatą)

Szukam cnej pani Mieczykowej.

MARTA

To ja — do usług panie.

MEFISTOFELES
(cicho do Marty)

Poznałem panią; na dziś dość
widzę — u pani znaczny gość.
Przepraszam bardzo, iż wejść śmiałem,
przyjdę wieczorem, nie wiedziałem.

MARTA
(głośno)

Wyobraź sobie, moje dziecko,
Pan cię za pannę wziął szlachecką.

MAŁGORZATA

Zbyt łaskaw pan! dziękuję panu,
lecz jestem z mieszczańskiego stanu,
a te klejnoty nie są moje.

MEFISTOFELES

Kobietę stroi wdzięk — nie stroje,
a pani wzięcie ma, spojrzenie;
znajomość bardzo sobie cenię.

MARTA

Wybacz ciekawość mą niewieścią...

MEFISTOFELES

Przychodzę z niewesołą wieścią!
Mąż pani umarł — świeć mu, Panie!
przezemnie śle swe pożegnanie.

MARTA

Umarł! — o serce to nielada!
Umarł mój mąż! Biadaż mi, biada!

MAŁGORZATA

Ach, ona umrze z tej boleści!

MEFISTOFELES

Więc posłuchajcie smutnej wieści.

MAŁGORZATA

Niechaj nie kocham póki żyję!
kochać — to w jednej lec mogile!

MEFISTOFELES

Radość udrękę — męka radość kryje.

MARTA

Jakież ostatnie były jego chwile?

MEFISTOFELES

W Padwie jest jego grób, tam leży
u stóp świętego Antoniego,
anioły w wszelkiej go obierzy
na poświęconej ziemi strzegą.

MARTA

Cóż więcej? mów, choć serce drży!

MEFISTOFELES

Tak, wielka prośba, dla pocieszeń
zamów za niego trzysta mszy!
Pozatem — pusta moja kieszeń.

MARTA

Przecież choć drobiazg jaki dał!
Toćże czeladnik w kabzie na dnie
chowa pamiątkę; gdy tak padnie,
raczej głoduje — a jej strzeże...

MEFISTOFELES

Nic nie poradzę, choćbym chciał;
nie putał grosza, powiem szczerze,
cierpiał za grzechy, klął swój los,
lecz tem się nie wypełni trzos.

MAŁGORZATA

O wielkie ludzkie jest cierpienie!
Wieczne mu Panie odpocznienie.

MEFISTOFELES

Pani powinna znaleść męża —
twa tkliwość mnie zwycięża!

MAŁGORZATA

Czas jeszcze na mirtowy wianek.

MEFISTOFELES

Jeśli nie mąż, to choć kochanek.
Możeż się mierzyć sceptr, czy złoto,
z słodką w ramionach twych pieszczotą?

MAŁGORZATA

Zwyczaj ten u nas nie uchodzi.

MEFISTOFELES

Zwyczaj — obyczaj! cóż to szkodzi —

MARTA

Mówcie panie!

MEFISTOFELES

Nad śmierci jego stałem łożem,
po prawdzie był to barłóg szpetny;
zgon jak i żywot był nieświetny,
lecz zmarł przykładnie z słowem bożem.
Mówił: „o jakże siebie nienawidzę!
dom opuszczony, rzemiosło i żona;
straszne me winy — dziś dopiero widzę!
Ach, te wspomnienia! wybaczyż mi ona?!“

MARTA
(z płaczem)

Kochany człowiek! Wybaczam mu z serca!

MEFISTOFELES

Lecz, rzekł: więcej jej niż mojej winy!

MARTA

Oszczerca!
Kłamał! nie uszanował ostatniej godziny!

MEFISTOFELES

W gorączce tak zapewne bredził,
choć się to na tem znać potrzeba.
Mówił, że życie tak przebiedził
w tem przysparzaniu dzieci, chleba,
słowem wszystkiego, — w wielkim znoju,
a sam nie zaznał, rzekł, spokoju.

MARTA

Zapomniał o miłości naszej, o przysiędze,
o dziennem uganianiu, o nocnej mordędze!

MEFISTOFELES

Nie! Niezupełnie! Owszem — tęsknił duszą, ciałem;
pamiętam, opowiadał: „z Malty wyjeżdżałem —
o zdrowie żony, dzieci, modłym słał do Pana
i wraz się szczęście pokumało z nami;
statek spotkalim wielkiego sułtana
naładowany po burty skarbami —
napadliśmy nań, zdobyli go śmiele
i mnie część łupów przypadła w udziele“.

MARTA

Jakie? gdzie? pewno je zakopał w ziemi?

MEFISTOFELES

Dokładnie nie wiem, co się stało z niemi;
pomnę jedynie, że dziewczynka śniada
zajęła się nim i była zeń rada,
to było w Neapolu; miłego pożycia
pamiątkę nosił aż do końca życia.

MARTA

A szelma! własne dzieci okradł! złodziej!
ty karm je matko, ty je matko odziej,
a mąż z dziewkami po świecie się włóczy!

MEFISTOFELES

Kto się nauczył, już się nie oduczy;
umarł biedaczek z tego! ano, trudno!
Lecz wam w tym stanie wdowim pewnie nudno?
radzę wam: rok żałoby, a potem wesele!

MARTA

O, już takiego, jak nieboszczyk, pewnie
nie znajdę! mój głuptasek! o, takich niewiele!
dorównaż mu kto drugi? płaczę po nim rzewnie;
tylko, że się tak ciągle parał tą włóczęgą,

za babami uganiał, wińsko smolił tęgo,
no i ta gra w kosteczki, ta go rujnowała!

MEFISTOFELES

No, no — toć widzę, nie było tak źle,
bo jeśli tak umowa stała,
ja tobie, a ty mnie,
nawzajem sobie wybaczamy,
to — słowo daję! bez obsłonki!
zmieniłbym z wami rad pierścionki!

MARTA

Ach, wolne żarty! Figlarz z pana!

MEFISTOFELES
(cicho)

A teraz w nogi! Baba szczwana
ślub bodaj z djabłem zawrzeć rada.

(do Małgorzaty)

A któż serduszkiem pani włada?

MAŁGORZATA

Co pan chce rzec?

MEFISTOFELES
(cicho)

Istoto dobra i niewiedna!

(głośno)

Żegnam!

MAŁGORZATA

Żegnajcie!

MARTA

Lecz rzecz jeszcze jedna:

jak to uzyskać — pewnie, panie, wiecie —
o zgonie męża prawne zaświadczenie;
lubię porządek i czyste sumienie,
zgon ogłoszony pragnę mieć w gazecie.

MEFISTOFELES

To drobiazg, pani, który przewidziałem,
zeznania świadków dwóch przed trybunałem
starczą zupełnie! zajmę się tem skrzętnie,
mam przyjaciela, co zaświadczy chętnie;
bardzo wytworny pan; z nim tu przyjdziemy.

MARTA

Bardzo dziękuję!

MEFISTOFELES
(do Małgorzaty)

Panią zastaniemy?
To bardzo miły chłopiec — w podróżach obyty,
dla pań pełen atencji, czci niepospolitej.

MAŁGORZATA

Wstydem się spalę, lica zapłoną szkarłatem.

MEFISTOFELES

W krasie swej stanąć możesz bez wstydu przed światem.

MARTA

Za domem moim jest wirydarz mały,
tam dziś wieczorem będziemy czekały.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Johann Wolfgang von Goethe i tłumacza: Emil Zegadłowicz.