Filozofija Lucyjusza Anneusza Seneki
Dane tekstu | ||
Autor | ||
Tytuł | Filozofija Lucyjusza Anneusza Seneki | |
Pochodzenie | Sprawozdania Akademickie 1875 Kraków | |
Data wyd. | 1876 | |
Miejsce wyd. | Kraków | |
Źródło | Skany na Commons | |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI | |
| ||
Indeks stron |
Gdy logika spekulacyjna czyli metafizyka stała się jedyną prawie osią, około któréj obracało się główne zadanie filozofii, oświadczyli stanowczo badacze téj umiejętności, że naród italski nie miał filozofii, a zatém nie miało jéj téż pokolenie latyńskie, które pod przewodnictwem społeczeństwa rzymskiego rej wodziło w narodzie italskim. Ztąd poszło, że filozofija rzymska została wtedy w świecie umiejętnym do wysokiego stopnia zaniedbana, a ta obojętność względem niéj jest jeszcze teraz widoczną, chociaż już znika w uprawie filozofii wszechwładne panowanie spekulacyi. Maksymum tego, co filozofowie hołdujący bezwarunkowo przewadze metafizycznéj, przyznają filozofom rzymskim, ogranicza się do komplimentu wątpliwéj wartości, że ci światli ludzie popularyzowali filozofiją starając się, aby zajęła miejsce religii. Z tego téż powodu rzadkie są prace nad rzymskiemi pismami filozoficznemi skierowane ku zbadaniu ich osnowy filozoficznéj; zwykle bowiem zmierzają takie prace do wyjaśnienia ich strony formalnéj lub literackiéj. Lecz jakże pogodzić powyższy sąd o filozofii rzymskiéj z słuszném twierdzeniem tych samych uczonych, że Italczykowie w ogóle, a szczegółowo Latyńczykowie, którzy wydali Rzym, byli bez porównania spirytualniejsi od Greczynów (którzy w każdéj nieomal sprawie tak bardzo byli skłonni do zmysłowości) i potępiali materyjalizm w interesie duchowości. Wszak to samo z siebie wynika, że gdzie panuje spirytualizm, tam téż i filozofija występuje. Istotnie trudno odmówić Rzymianom filozofii, ale ta filozofija tak się różniła od filozofii greckiéj, jak charakter narodowości italskiéj różnił się od charakteru narodowości greckiéj. Albowiem jakkolwiek stara się filozofija dobić się takiej wysokości, aby wynieść się ponad indywidualizm narodowy, to przecież nie udaje się jéj to, a skutkiem tego modyfikuje się każda filozofija wedle istoty narodu, który ją uprawia. Filozofija rzymska mimo swojego spirytualnego charakteru stroniła bezwzględnie od szczeréj abstrakcyi i unikała starannie teoryi, a polegała na rzeczywistym stanie rzeczy i opierała się na dowodach stwierdzonych doświadczeniem. Wznosząc się wysoko nad rzeczywistość, nie odrywała się jednakowoż nigdy od niéj, lecz bez ustanku na nią spoglądała i tą metodą starała się dotrzyć do wiekuistéj prawdy, lekceważąc wywody teoretyczne wedle z góry narzuconéj spekulacyi filozoficznéj. To znamię filozofii rzymskiéj zostaje w bezpośredniéj styczności z charakterem rzymskim, który dowiódł swojéj klasyczności w zawodzie praktycznym, gdzie się tak znakomicie wsławił swoją organizacyją społeczną i polityczną jako téż wiekopomnymi czynami rozgłośnych w historyi indywiduów. Odwrotnie cechuje filozofiją grecką dążność metafizyczna, która się w tém objawiała, że ta filozofija pragnęła rozjaśnić rzeczywistość argumentami ściśle teoretycznemi (nie zważając na chyby, do których sama abstrakcyja często wiedzie) i lubiła się bawić dowodami dyjalektycznemi (które się niekiedy na wrzekomych tylko opierały zasadach). Ta idejologija zgadzała się z charakterem greckim; Greczyn był w prawdzie natchniony i obdarzony gienijuszem, ale skutkiem swawoli, która się rychło w Grecyi zagnieździła, nie miał w zamęcie społecznym i politycznym czasu do swobodnego doświadczania, lecz był niemal ciągle narażany na coraz nowe pomysły i eksperymenty, od których spodziewał się swojego powodzenia: wychowanie greckie nie było mimo gienijalności narodu greckiego tak systematyczne i trwałe, jak wychowanie italskie, lecz do tego stopnia dorywcze a nawet często improwizowane, że Greczyn nie mógł powoli, ale pewno postępować oscylując zwykle między ostatecznościami. Jakiż z tego porównania nasuwa się mimo woli wynik? oto ten, że Rzymianin pielęgnował w filozofii przedewszystkiém stronę etyczną, historyjozoficzną i teozoficzną, a Greczyn przeważnie stronę metafizyczną czyli spekulacyjną. Rzymianin uprawiając filozofiją, czynił to zwykle sposobem kazuistycznym i miał na oku korzyść moralną, a nie wdawał się w teoryje wypływające jedynie z źródła dyjalektycznego, ponieważ hołdował dogmatyzmowi, który mu przez długi czas nie pozwalał mores maiorum czyli tradycyi rzucać na pastwę krytyki dyjalektycznéj. Greczyn zaś, który wielkiéj zkądinąd dowiódł gienijalności w filozofii, skłaniał się zanadto do sporów negacyjnych, a marnując niemi czas, trawił go na zuchwałéj i często chybnéj argumentacyi apryjorycznéj, która z góry narzucała mylny nieraz rezultat. Ta anarchija filozoficzna przystawała do anarchii w stosunkach społecznych i politycznych, gdzie tyranija ustępowała miejsca demagogii i odwrotnie: pod tak nieszczęsnemi warunkami upadła karność w Grecyi rychléj aniżeli w Italii, zwłaszcza, że temu nieładowi społeczno politycznemu wtórowała zuchwała a pozbawiona odwagi dyjalektyka, która siląc się na coraz nowe teoryje szczero abstrakcyjne, porywała się na każdą prawie zbawienną powagę i podkopywała takową. Mylą się zatém mojem zdaniem ci, którzy do tego stopnia lekceważą, filozofiją rzymską na korzyść filozofii greckiéj, że jéj tylko wątpliwą zasługę popularyzowania filozofii przyznają: przecież filozofowie rzymscy byli celnymi etykami, historyjozofami i teozofami, a to oczywiście więcéj znaczy, aniżeli popularyzować filozofiją; natomiast nie odznaczali się filozofowie rzymscy gienijuszem spekulacyjnym, który przede wszystkiém celnych filozofów greckich znamionuje. Nie będąc tego zdania co się tyczy wartości filozofii rzymskiéj, którego się jeszcze teraz wielu zkądinąd światłych ludzi uporczywie trzyma, miłéj nader doznałem niespodzianki, gdym się przekonał, że doktor Kruczkiewicz nie uwikłał się w powszechnym przesądzie względem filozofii rzymskiej, lecz zajął się badaniem takowéj wybiérając sobie za przedmiot monografii filozofiją Seneki. Ta niespodzianka tém większą jeszcze natchnęła mnie przyjemnością, gdy przeczytawszy uważnie tę monografiją nabrałem tego przekonania, że takowa niepospolity przynosi zaszczyt autorowi i jest istotnie ozdobą rozpraw umieszczonych w Sprawozdaniach akademickich. Monografija doktora K. składa się z dwóch części: pierwsza od stronicy 1 do 38 (pod napisem: Seneka wobec filozofii rzymskiej) mieści w sobie skreślenie
filozofii rzymskiéj przed Seneką jako też żywot tego filozofa; druga zaś od stronicy 38 do 99 (pod napisem: Obraz zasad i przekonań filozoficznych Seneki) zawiera w sobie obraz filozofii przerzeczonego mędrca. Obie części odznaczają się samodzielnością i opierają się prawie wszędzie na źródłach; nadto uwzględnia część pierwsza obok źródeł i znaczny poczet dzieł pomocniczych uznanéj wartości naukowéj. W drugiéj zaś części (jak widać) nie mógł korzystać doktor K. z monografij zajmujących się szczegółowo filozofiją Seneki; z tego powodu ograniczył się autor wyłącznie do pism tego filozofa nie spuszczając przy tém tego z oka, co Brandis, Ritter i Zeller wypowiedzieli o filozofii Seneki w swoich pismach dotyczących historyi filozofii. Osobliwie odznacza się pierwsza część zwięzłą a dosadną charakterystyką eklektycznej filozofii rzymskiéj, oryginalném porównaniem epikureizmu ze stoicyzmem ze względu na znaczenie historyczne tak jednego jako téż i drugiego systemu filozoficznego, pożądaném wystawieniem warunków sprzyjających ze wszech miar rozwojowi stoicyzmu w społeczeństwie rzymskiém, samoistném skreśleniem zmiany, któréj uległ stoicyzm od wystąpienia Sekstyjusza starszego i dokładném rozjaśnieniem stosunku, w którym zostawał do władzy cesarskiéj, wszechstronną bijografiją Seneki z szczególném uwzględnieniem okoliczności, które na jego kierunek umysłowy wpływały, nareszcie przejrzystym regiestrem chronologicznym jego pism wedle wyniku ostatnich badań filologicznych. Godną jest też uwagi, że doktor K. poczytuje za jednę z głównych przyczyn, dla których utracił Seneka łaskę Nerona, wyznanie stoickie tego mędrca i jego stosunek do współczesnych mu stoików rzymskich. Dokładnie ujęte dopiski (jak np. 3, 10, 13, 14, 23, 31, 33, 41 i 55) uzupełniają w szczegółach ogólny obraz rozwoju filozofii rzymskiéj przed Seneką. Druga część obejmuje mianowicie skreślenie stanowiska Seneki wobec współczesnych mu systemów filozoficznych i jego przekonanie o zadaniu filozofii, treść filozofii Seneki podzielonéj na trzy części (tj. na część dyjalektyczną, fizyczną i etyczną) i jasne oznaczenie stosunku tych części między sobą w pismach Seneki. Nadto zasługuje na szczególniejszą pochwałę samodzielne scharakteryzowanie stylu Seneki i przekonywające wyłuszczenie powodów, które go do tego właśnie sposobu pisania nakłoniły, a zarazem wyjaśnienie, czyli raczéj pogodzenie pozornych sprzeczności, które się w dziełach tego filozofa znajdują (dopiski 24, 52, 211 i 226). W obu częściach celuje doktor K. szczerą polszczyzną i jasno a zwięźle roztacza swoje myśli, co dowodzi tego, że autor zawsze dąży do ściśle określonych pojęć. Jest to zatém tak pod względem osnowy, jako téż i formy znamienita ze wszech miar monografija, która najkorzystniéj każe wróżyć o gorliwości i zdolności jéj autora. Ażeby się chociaż odrobiną przyczynić do uzupełnienia téj cennéj monografii, pozwalam sobie niniejszém następujący uczynić dodatek co do nomen gentile albo téż gentilicium Seneki. Doktor K. przywodzi na str. 24 tylko formę Annaius, która wydała powszechnie późniéj używaną formę Annaeus; w téj formie zwątlał dyftong ai w monoftong ae. Ale Annaius a raczéj przedtém Annaios nie jest najstarszą formą tego miana własnego, lecz Annavios czyli Annavius, a po wytrąceniu samogłoski o lub u Annavis (Corpus inscriptionum latinar. vol. I ed. Th. Mommsen 1863 nr. 832.) To wytrącanie samogłoski o lub u przed końcową spółgłoską s napotyka
się w całéj italszczyznie, a zatém nietylko w łacinie, ale zarazem w sabińszczyźnie i w etruszczyźnie (Clodis z Clodius, Octavis z Octavius, Sallustis z Sallustius itd.; więcéj przykładów tego rodzaju przywodzi Ritschl w De declinatione quadam latina reconditio re quaestio epigraphica 1861). W formie Annavios czyli późniéj Annavius zaniemiała w toku czasu spółgłoska v, a tak powstała forma Annaios lub Annaius; działo się to zwykle między dwiema samogłoskami, jak np. bovom boom boum, flovont fluont fluunt, fuvi fui, posuvi posui, suvos suos suus itd. Ten drobiazg naukowy uszedł uwagi doktora K.; jestem przekonany, że tenże byłby tym samym sposobem wyjaśnił nomen gentile Seneki, gdyby się był nad niém nieco dokładniéj zastanowił. Doktor K. dysponuje bowiem obfitym zasobem rzetelnéj wiedzy filologicznéj, któréj już przed niniejszą rozprawą dowiódł poprzednio w monografii O cenzurze Apijusza Klaudyjusza ślepego.
O niniejszéj pracy doktora K., którego już znają, korzystnie czytelnicy Warty (1874 nr. 4 str. 39), wydał także swój sąd krakowski Przegląd krytyczny 1876 w zeszycie majowym. Ten sąd napisał profesor uniwersytecki filologii grecko italskiéj, jedyny reprezentant téj nauki w krakowskiéj Akademii umiejętności, rajca szkolny itd.; nie wymieniam tutaj wyraźnie jego nazwiska, ponieważ sam uznał za rzecz stosowną pokryć je przynajmniéj do pewnego stopnia tajemnicą. Recenzyja umieszczona w Przeglądzie krytycznym przyznaje (podobnie jak moja recenzyja) zalety rozprawie doktora K., wytyka jéj atoli kilka usterków, które w moich oczach za takowe nie mogą uchodzić. Nie dotykałbym téj sprawy ze względu na osobę recenzenta i na jego stanowisko publiczne, gdybym nie był moralnie zobowiązany bronić swojego zdania wobec sądu nie przystającego do mojego zdania o téj pracy. Akademija bowiem umiejętności wezwała mnie, nim rozprawę doktora K. wydrukowała, abym jéj piśmiennie oświadczył, co o téj pracy sądzę. Wywięzując się z tego polecenia pochwaliłem tę rozprawę w referacie na piśmie złożonym, gdzie kończąc swoje zdanie o niéj dodałem, że będę jéj publicznie bronił od zarzutów, któreby jéj ktośkolwiek niesłusznie uczynił i że będę się trzymał zdania objawionego przezemnie w referacie. Czyniąc to niniejszém, muszę niestety powtórzyć, com już gdzie indziéj wypowiedział w Warcie (1876 nr. 95 str. 967), że filologija grecko italska jest najsłabszą stroną krakowskiego Przeglądu krytycznego, albowiem i przerzeczona recenzyja jest tego rodzaju, że się na nią co się tyczy wytkniętych pracy doktora K.
wrzekomych braków prawie żadną miarą zgodzić nie można. Według piérwszego zarzutu (na str. 161) miał doktor K. nieco przesadnie przedstawić (lepiéj: wystawić, o czém Suchecki w zwięzłéj gramatyce polskiej 1873 str. 74) wpływ Sekstyjusza w odniesieniu (?) do Seneki i (stosowniéj: a) to na niekorzyść Papiryjusza. Ale doktor K. wystawił wpływ Sekstyjusza na Senekę tylko tak, jak go sam Seneka skreślił, który téż istotnie częściéj w swoich pismach wspomina o Sekstyjuszu, aniżeli o Papiryjuszu. Również miał zdaniem recenzenta (na téjże str.) doktor K. „zapuszczać się w bijografii w kilka zbyt drobiazgowych szczegółów nic potrzebnych dla tego, że na rozwój Seneki jako filozofa żadnego wpływu nie wywarły (str. 26).“ Ale na wymienionej stronicy rozwodzi się doktor K. nad takiemi właśnie sprawami, które zostają w bezpośredniéj styczności z filozofiją Seneki. Wątły bowiem stan jego zdrowia sprawił, że się odwrócił od zawodu krasomówczego a zwrócił się ku filozofii; kierunek retoryczny, któremu się Seneka oddawał, tłómaczy stronę formalną jego pism; wzmianka o jego wstrzemięźliwości, którą zawdzięczał swojemu nauczycielowi Atalowi, a którą i innym zalecał, także nie jest obojętną. Nadto wytyka potém (na str. 162) recenzent doktorowi K., że nie wskazał „na podstawie źródeł,“ o ile filozofija Seneki zgadza się z grecką filozofiją stoicką lub téż od takowéj się różni. Ale ta sprawa nie była objęta programem pracy doktora K., który mimo to i téj strony nie spuścił z oka, a tego nawet i recenzyja dowodzi, z któréj łatwo się nieodpornie przekonać, że w téj mierze nie dopuścił się doktor K. chyby. Szczegółowa zaś paralela między filozofiją Seneki a grecką filozofiją stoicką należy do osobnéj monografii, któraby nie zdołała nawet ostatecznie tych myślicieli wskazać, którzy najprzód na to albo na owo przez Senekę przytoczone zdanie stoickie się zdobyli. Wynik zaś takiéj monografii nie byłby stanowczy, lecz dowodziłby tylko tego, że niektóre zdania w pismach Seneki znajdowały się już w pismach greckich stoików, a niektóre pochodzą od samego Seneki. Lecz ten, któryby taką rozprawę pisał, nie zdołałby równocześnie wystawić jasnego obrazu filozofii Seneki, a o to doktorowi K. wyłącznie chodziło. Ale i tego, czego żąda recenzent, nie zaniedbał doktor K., chociaż z tego wywięzywał się głównie w dopiskach, w których téż istotnie wypadało umieścić dotyczące uwagi. Jak się recenzentowi (na téjże str.) zdaje, byłby doktor K. swojéj rozprawie „umiejętniejszy“ nadał charakter, gdyby zamiast polegać na tém, co w tym względzie wypowiedzieli Brandis i Zeller, „sam był zbadał“ fragmenty stoików greckich. Dziwaczna to, bo nie uzasadniona pretensyja; te fragmenty zebrali bowiem Ritter i Preller (Historia philosophiae graecae et romanae ex fontium locis contexta 1869), a doktor K. właśnie do ich nader cennego w téj mierze pisma apeluje, czego nie można żadném prawem poczytać za brak umiejętnego postępowania. Jeżeli zaś doktor K. odwoływał się czasem do historyj filozofii Brandisa i Zellera, to czynił to tylko tam, gdzie ci uczeni oparli swoje zdanie na cytacie źródłowym czy to całkowicie przytoczonym, czy téż tylko wskazanym.
Cytaty drugiego rodzaju, jak się łatwo o tém przekonać można, zawsze doktor K. rewidował, cytaty zaś piérwszego rodzaju tylko wtedy, gdy mniemał, że są albo niedokładnie albo (co gorsza) mylnie przywiedzione, a tak polegał doktor K. i w téj mierze na źródłach, będąc słusznie tego przekonania, że powyższy sposób postępowania jest godziwszy, aniżeli ten, wedle którego ktoś wydaje owoc cudzéj pracy za wynik własnego badania. Okrom powyższego zarzutu nie może recenzent tego wybaczyć (str. 163) doktorowi K., że tenże nie odwoływał się na str. 72—73 do zdań dawniejszych filozofów stoickich; ale doktor K. tak sobie z tego widocznie powodu postąpił, ponieważ mniemał, że czytelnik jego rozprawy, który się interesuje filozofiją stoicką, zna dostatecznie dotyczące rzeczy przynajmniéj z pism Cycerona, które są przecież przedmiotem lektury gimnazyjalnéj. Mojém przynajmniéj zdaniem nie byłaby mogła praca doktora K. istotną poszczycić się korzyścią, gdyby jèj autor był wszędzie paralelizował filozofiją Seneki z zdaniami greckich filozofów stoickich; doktor K. czyni to wprawdzie (np. str. 47, 5; 48, 3; 50, 1; 52, 3; 53, 4; 56, 2; 58, 4; 61, 6; 64, 2; 84, 1; 93,1), ale tylko tam, gdzie ten trud rzeczywiście wydaje korzyść naukową. Na téjże stronicy wytyka recenzent doktorowi K., że się nie rozwodzi nad podziałem dyjalektyki; ale wzmianka o tym podziale, o którym Seneka tylko pobieżnie wspomina, nie jest widocznie potrzebna, ponieważ ten podział nie zostaje z filozofiją Seneki w bezpośredniej styczności. Tamże utrzymuje recenzent, że gdyby się był doktor K. głębiej zastanowił nad dyjalektyką, to byłby
się przekonał, że Seneka „nie lekceważył całego piérwszego działu“ filozofii stoickiéj. Ależ doktor K., który tak sumiennie przeczytał od początku do końca wszystkie pisma Seneki, bardzo dobrze o tém wiedział (jak się o tém można przekonać str. 46, 2 i 47, 3), że ten filozof nie potępiał ze szczętem piérwszéj części systemu stoickiego. Atoli tego, co doktor K. 46, 2 i 47, 3 twierdzi, bynajmniéj nie obalają słowa Seneki, które recenzent w tym względzie przytoczył; tak bowiem w każdym razie wnosić wypada z tego, co się znajduje na str. 45, 6 i 46, 1 i 2. Widoczną téż jest, że twierdzenie recenzenta na tejże stronicy, jakoby stoicy nie zawsze uprawiali etykę z uszczerbkiem dla dyjalektyki i fizyki, nie da się bynajmniej uzasadnić przytoczoném przez niego zdaniem Chryzypa, albowiem z tego zdania to tylko wynika, że stoicy pielęgnowali obok etyki również dyjalektykę i fizykę, a co najważniejsza, że za szczyt swojej filozofii poczytywali etykę. A to tylko utrzymuje właśnie doktor K., czego przytoczone przez recenzenta zdanie Chryzypa dowodzi. A ktoby polegał w téj mierze na zarzucie recenzenta, ten niech zechce przeczytać piérwsze stronice rozprawy doktora K., jako téż str. 46 i 50, a przekona się, że recenzent nie ma słuszności. Ostatni zarzut recenzenta (str. 164), że „sumiennemu badaczowi należało przekonać się przynajmniéj, czy to, co Brandis, Preller, Ritter i Zeller wyczytali ze źródeł, jest zgodne z prawdą“, wymownie zbijają dwie okoliczności: 1. że nie wykazał recenzent, jakoby doktor K. był wierzył mylnym zdaniom tych uczonych, a zatem nie dobijał się prawdy na podstawie źródeł; 2. że doktor K. uzasadniając własny rezultat swojego badania kilkakrotnie wystąpił w swojej pracy (str. 48, 5; 70, 3; 88, 9 i 91, 1) przeciw zdaniu przerzeczonych ludzi. Jak widać, posądza recenzent bardzo niesłusznie doktora K. o niesumienność, a sam nią oczywiście grzeszy, pisząc recenzyją rozprawy, której nie przeczytał z należytą uwagą; czyż to nie jest elementarnym obowiązkiem recenzenta uczciwie rozpatrzyć się w pracy, którą zamierza ocenić? Ale co jeszcze dziwniejsza, że recenzent szukając koniecznie błędów, gdzie ich rzeczywiście nie ma, sam się w nich uwikłał. Pragnąc zaraz na początku paradować dokładnością filologiczną (str. 161) stworzył recenzent potwór w postaci filozofa stoickiego, bo zlał dwie osoby w jednę osobę, która w jego żywej wyobraźni figuruje pod następującemi mianami: Serwijusz Flawijusz Papiryjusz Fabijan. Nie wymagam wprawdzie tego, aby taki filolog klasyczny jak recenzent, który tak gorliwie bada przeszłość polską, miał z równą skrzętnością zajmować się przeszłością grecko italską, ale żądam od profesora uniwersyteckiego filologii klasycznéj w każdym razie tyle przynajmniéj, aby znał rezultaty zdobyte przez uczonych na niwie filologii grecko italskiej. Otóż nie trudno było recenzentowi dowiedzieć się choćby tylko z Teuffla Geschichte der römischen Literatur 1875 str. 584, że inną osobą jest Sergijusz Flawus (nie: Serwijusz Flawijusz, jak się recenzentowi zdaje, bo ta zmiana tradycyi rękopiśmiennej polega na błahym tylko domyśle), a inną Papiryjusz Fabijan. Bardzo się téż myli recenzent na téj saméj stronicy przywodząc z Seneki Listu 64 taki ustęp : magni et, licet negent, stoici, coby znaczyło, że Seneka zalicza Sekstyjusza do filozofów stoickich mimo to, że światła opinija publiczna nie przyznawała mu tego charakteru. Ale recenzent powoduje się płochością, albowiem w przytoczonym Liście pisze Seneka według poprawnéj edycyi Haasego 1853: (lectus est deinde liber Quinti Sexti) magni viri et, licet neget, stoici. Nie uczeni zatém twierdzili (chociaż tak się zdaje recenzentowi), że Sekstyjusz nie był stoikiem, lecz sam Sekstyjusz nie przyznawał się do stoicyzmu wypierając się takowego, co tak trzeba rozumieć, że Sekstyjusz uważał swoją filozofiją, za samorodną wynikającą z rzeczywistych potrzeb moralnych współczesnego mu społeczeństwa rzymskiego; wszak i Seneka oświadczył, że się w téj mierze nie krępuje żadnym systemem filozofii greckiéj. Na stronie zaś 162 i 164 rozprawia recenzent o historyjach filozofii Prellera i Rittera i twierdzi, że wymienieni ludzie, jakkolwiek byli uczeni, mogli się jednakowoż mylić, a doktorowi K. wypadało się przekonać, czy to, co ci uczeni ze źródeł wyczytali, zgadza się z prawdą. Ale doktor K. nigdzie nie przyznaje tym ludziom nieomylności podobnie jak nie przyznał takowéj ani Brandisowi ani Zellerowi. Nadto nie znam Prellera historyi filozofii, ponieważ jego rozprawy Epikur und seine Philosophie w Philolog. XV 1859 nie można żadną miarą poczytać za historyją filozofii. Ritter wydał wprawdzie Geschichte der
Philosophie 1829, ale do tej książki nie przywięzuje doktor K. osobliwszéj wagi. Pozostaje zatém tylko wydane wspólnie przez Prellera i Rittera a już wyżéj wymienione pismo, z którego doktor K. rzeczywiście często korzystał. Ależ to nie jest historyją filozofii; są to bowiem tylko loci classici do filozofii grecko italskiéj, które, jak oświadcza tytuł, jedynie collegerunt (stósowniéj: conlegerunt) i disposuerunt przerzeczoni ludzie. Taka zatém recenzyja uwłacza czytelnikom Przeglądu krytycznego, bo dowodzi, że recenzent nie wziął wcale do rąk téj książki, o któréj po dwakroć wspomniał, a polegając tylko na jéj tytule, poczytał płocho za historyją filozofii. Ganiąc taką lekkomyślność redakcyi Przeglądu krytycznego, która powinna albo o lepszych wystarać się recenzentów w sprawach filologii grecko italskiéj, albo całkiem zrzec się recenzyj prac tego rodzaju, nie utrzymuję bynajmniéj, jakoby wszyscy współpracownicy Przeglądu taką powodowali się nieoględnością. Już dawniéj wspomniałem w Warcie (1876 nr. 95 str. 968) o takich wyjątkach jak Leon Blumenstock, Fryderyk Zoll i t. p.; do nich przybywa jeszcze Jonatan Warschauer, którego wyśmienite pióro celuje wytrawnością pod względem realnym a mistrzowstwem pod względem formalnym. Ale zwracam się znowu ku doktorowi K., który nie grzeszył takiemi chybami, jakich się jego recenzent dopuścił. Przeciwnie uiścił się doktor K. bardzo chlubnie z swojego zdania, bo osnowa jego rozprawy zupełnie przystaje do tytułu a zarazem do zamiaru autora.
Dziwna to zaiste rzecz, że Galicyjska rada szkolna nie obdarzyła doktora K. stanowiskiem etatowém przyznając mu tylko zastępstwo nauczyciela gimnazyjalnego, chociaż doktor K. rychléj wywiązał się z warunków kwalifikujących go na rzeczywistego nauczyciela aniżeli niejeden kandydat, który przed nim uzyskał posadę etatową. Ale co jeszcze dziwniejsza, że Rada szkolna zamiast dać doktorowi K. etatowe miejsce w Krakowie lub we Lwowie, aby tenże mógł się w filologii bez przerwy doskonalić, wyprawiła go w charakterze zastępcy nauczyciela do gimnazyjum jasielskiego, gdzie gorliwość naukowa doktora K. żadnéj prawie nie może znaleźć podniety zewnętrznéj do dalszéj pracy szczero umiejętnéj. A przecież złożył doktor K. już kilkakrotnie dowody nieodporne, że nie tylko jego sumienność w pracy ale zarazem i jego zdolność naukowa każą o nim niepłonnie tuszyć, że mógłby mając ku temu odpowiednią sposobność wyjść z czasem na dzielnego profesora
uniwersyteckiego; czy Galicyja ma zawsze na profesorów uniwersyteckich filologii klasycznéj powoływać Polaków z Prus? Wszak i niniejsza monografija doktora K. stwierdza moje przekonanie; takowa jest bowiem ważnym przyczynkiem do ilustracyi charakteru italskiego a greckiego, do któréj wszelka praca podjęta w zakresie filologii klasycznéj zmierzać powinna. Praktyczny na wskroś charakter italski był niemal dyjametralnie przeciwny idealnemu charakterowi greckiemu; ztąd téż poszło, że Cyceron, który tak był dumny z swojéj znajomości filozofii greckiej, mimo to że ją szczerze badał, nie zrozumiał jéj strony spekulacyjnej, a mianowicie nie pojął ideologii platońskiej (nad czém rozwodzi się najgruntowniéj duński filolog Madvig[1] w Adversaria critica ad scriptores graecos et latinos 1871): do tego stopnia był umysł italski niezdolny do uprawiania filozofii metodą szczero metafizyczną. Mimo to bowiem, że Greczyn był fizycznie bratem Italocelta a zatém stryjem Italczyka, od którego i Rzymianin pochodził, istniała przecież stanowcza między Greczynem a Rzymianinem pod względem duchowym różnica, którą już światli Greczyni a tém bardziéj myślący Rzymianie (między nimi mianowicie Cyceron) głęboko pojęli. Trzeba, być rzeczywiście uprzedzonym, aby tego nie widzieć, że między charakterem rzymskim a greckim wybitna zachodziła różnica, po któréj nader łatwo poznać Greczyna a Rzymianina. Ta różnica przechodziła z pokolenia na pokolenie, przechowywała się w całym żywocie, a chociaż ulegała często niejakiej zmianie, to jednakowoż trwała aż do zagłady cesarstwa rzymskiego, a nadawała tak Grecyi jako téż i Rzymowi odrębną fizyjognomiją moralną. Mówiąc o téj różnicy, nie mam bynajmniéj na myśli różnicy przypadkowéj i zewnętrznéj, która się przekształca i przeradza, lecz trzymam się różnicy nieodmiennéj czyli przyrodzonéj, która piętnowała tak Grecyją jako téż i Rzym właściwym a odrębnym charakterem. Jakim sposobem mimo pierwotnéj jedności fizycznéj powstała w toku wieków tak stanowcza różnica moralna między Greczynem a Rzymianinem, na to trudno dać zadowalniającą ze wszech stron odpowiedź. Zawód przemysłowy i handlowy Greczyna a rólniczy Rzymianina nie jedną stronę téj różnicy wytłómaczy, ale nigdy nic zdoła wszystkich stron
rozjaśnić. Od przewagi jednego lub drugiego zawodu zawisła wielka część właściwości moralnéj Greczyna a Rzymianina. Greczyn mieszkając po większéj części na skałach wzdłuż wybrzeża morskiego został mimo woli z czasem panem morza i handlu i nader szczęśliwie współubiegał się z Fenicyją, a potém z jéj najpotężniejszą koloniją tj. z Kartaginą; Rzymianin zaś mieszkając na falistéj równinie latyńskiéj wolał sięgać po plony, które ziemia wydawała, stroniąc do pewnego stopnia od handlu i przemysłu, który skutkiem tego nigdy nie przystawał zupełnie do jego charakteru. Ta przypadkowa okoliczność wielki bez zaprzeczenia wywarła wpływ na odrębny ustrój moralny Greczyna a Rzymianina, ale mimo to pozostanie wiele okoliczności téj różnicy zachodzącéj między charakterem rzymskim a greckim, na zawsze otoczonych tajemnicą, której żaden domysł ludzki nigdy całkiem nie uchyli. Zamiast się zatém wdawać w badanie tego, co się ostatecznie zbadać nie da, najstósowniéj uznać fakt różnicy moralnéj i wysnuwać z niego myśli dotyczące charakteru rzymskiego a greckiego. Otóż natchniony poezyją Greczyn podwójnie różnił się od praktycznego Rzymianina: 1. idealizmem, który nigdzie tak daleko nic sięgał jak w Grecyi; 2. jakąś naleciałością aramejską, którą się Greczyn zwłaszcza od okresu macedońskiego począwszy skaził. Greczyn z wyjątkiem Spartańczyka i Macedończyka dążył zwykle do jakiegoś stanu idealnego i z tego powodu była najprzód sztuka a potem nauka jego tryumfem; mianowicie w sztuce dobił się Greczyn tego, co stanowi istotę piękności klasycznéj, określił znamiona tej piękności i przekazał potomności arcydzieła artystyczne, a zwłaszcza plastyczne, które do tego stopnia są doskonale i wzorowe, że jeszcze teraz zasługują ze wszech miar na naśladowanie. W Grecyi a głównie w tym okresie, który Böckh nazwał szczero heleńskim, zostawał cały żywot człowieka pod wpływem sztuki, która przede wszystkiém opanowała na wskroś religiją i pod każdym względem prześcigła praktyczną stronę żywota greckiego.
A gdy minęła pora sztuki, nastała pora nauki, ale do uprawy takowéj okazał się stosowniejszym grząski grunt dolnego Egiptu aniżeli klasyczny grunt heleński; albowiem odkąd powstała Aleksandryja, największa część uczonych Greczynów albo w tem mieście się rodziła, albo przynajmniéj doskonaliła się w niém w nauce i jednała sobie nią tamże sławę. W téj idealnéj mierze jest Rzym istotną antytezą względem Grecyi. Albowiem Rzym gardził początkowo wszelką sztuką, a gdy się później pozbył téj pogardy, mimo to powodowany uprzedzeniem w tym względzie zawsze się nader obojętnie zachowywał względem artyzmu, a zwłaszcza względem rzeźby. Za to pozostanie praktyczna i utylitarna strona Rzymianina na zawsze pomnikiem olbrzymiéj wielkości społecznéj i politycznéj. Jak Greczyni zasłużyli sobie na miano klasycznego narodu w sferze idealnéj, tak Rzymianie dosięgli klasycyzmu w zawodzie praktycznym, a ich uprzedzenie, względem idealizmu tak było potężne, że wszelkie powodzenie artyzmu w samym zarodzie tłumiło. Pomijam administracyją i politykę rzymską, a zwracam tylko uwagę na prawodawstwo rzymskie, które nie tylko jest jeszcze teraz obfitém źródłem mądrości prawniczej, ale nawet ważnym do wysokiego stopnia żywiołem w dzisiejszem prawodawstwie. Natomiast ujął utylitaryzm rzymski polot fantazyi artystycznej do tego stopnia w karby, że takowa w samym zawiązku zmarnieć musiała, a ztąd pochodzi, że nie ma większéj sprzeczności nad wielkość Rzymu w zawodzie praktycznym w porównaniu z jego nikłością w sferze idealnéj. Ponieważ Greczyn ulegając swobodzie wyobraźni, która częstokroć nie znała ani miary ani granic, uwielbiał głównie twórczość idealną, a Rzymianin cenił tylko czynność ku bezpośredniemu pożytkowi skierowaną lekceważąc uprawę idealizmu i teoryi, przeto był Greczyn pozbawiony nieugiętego charakteru i okazywał pewną zmienność woli, a Rzymianin odznaczał się głęboką powagą i niezłomnością, którą Horacy tak znakomicie wystawił. Ta różnica między charakterem greckim a rzymskim przebijała się w każdym niemal objawie ducha greckiego a rzymskiego. Widać to przede wszystkiém w mowie, będącéj nader ważnym fenomenem wcielającego się ducha ludzkiego; jakaż tu występuje różnica między greczyzną a łaciną pod względem istotnego znamienia, które dopiero nadaje mowie odrębny charakter. Ponieważ duch grecki zostawał pod wszechmocą idealizmu plastycznego i był wystawiony na silne wrażenia, przeto jest greczyzna zmysłowa a skutkiem tego lekka i swobodna i oddaje myśli bezpośrednio w ich rzeczywistym stosunku. Przeciwnie zagłębiał się skłonny do medytacyi Rzymianin w samym sobie i oddawał się rozważaniu wszelkiéj sprawy, a ztąd poszło, że łacina mając mniej żywości aniżeli greczyzną przewyższa ją głębokością i duchowością i odznacza się abstrakcyjnym sposobem wynurzania myśli. Greczyzną ma tę korzyść, że tchnąc swobodą i ruchliwością wyjawia plastycznie myśli w sposób taki, w jaki wrażenie działa bezpośrednio na zmysł ludzki; łacinę zaś czyni wprawdzie abstrakcyja nieco stężałą i odbiera jej urok zmysłowy, ale za to obdarza ją znów spokojem rozważnym i ścisłością logiczną, a nade wszystko majestatycznością i tonem rozkazującym nadanym łacinie przez Rzym przeznaczony do władzy. Ta różnica przebija się w religii będącéj objawem ducha natchnionego uczuciem zawisłości od wyższéj potęgi a pragnącego dociec jéj istoty. Tak Greczyn jak i Rzymianin tak pojmował boga, jak mu ustrój jego ducha nakazywał. Kto tylko na pozór baczy, ten będzie mniemał, że religija grecka nic różni się istotnie od religii rzymskiéj, ale kto się głębiéj zanurzy w jednéj a drugiéj religii, ten się niezawodnie przekona, że między jedną a drugą wielka panuje różnica. Albowiem bóg grecki wyobrażał w postaci estetycznéj potęgę natury, a bóg rzymski reprezentował genijusz plemienia latyńskiego. Nadto stworzył sobie Greczyn świat boski wystawiający bujność natury i przystający do tego stopnia do miary ludzkiéj, że bóg grecki był tylko konterfektem istoty ludzkiéj. Bóg zaś rzymski, który był symbolem ducha ludzkiego i wystawiał jego potęgę, był bez porównania spirytualniejszy aniżeli bóg grecki wyobrażający siłę natury. W bogu greckim przeważała materyja nad duchem, w bogu zaś rzymskim występowało panowanie ducha nad materyją, ponieważ Rzymianin miał wrodzoną skłonność do kontemplacyjnego żywota. Bóg rzymski zbliżał się do pewnego stopnia do Boga chrześcijańskiego, bo był pozbawiony tego materyalizmu, w którym bóg grecki został pogrążony. Wszak powszechnie wiadomo, że w pismach Cycerona i Seneki można wiele takich napotkać ustępów, które nie tylko formą ale nawet i osnową przypominają żar wyznawców chrześcijańskich. A jakkolwiek był Rzymianin bardzo z tego dumny, że górował bogobojnością nad innemi narodami, to jednak z drugiéj strony odznaczał się tolerancyją religijną przyjmując z wspaniałomyślną gościnnością do swojego panteonu każdego boga, który od kogokolwiek doznawał czci boskiéj. I w téj mierze wielce się od Rzymianina różnił Greczyn, który bywał podobnie jak Aramejczyk częstokroć wielkim fanatykiem religijnym. Zarażony arameizmem wyznawał w prawdzie Greczyn nader fanatycznie swoją religiją, ale natchniony idealizmem, któremu żaden stan rzeczy nie wystarczał, był Greczyn pierwszym, który zerwał z religiją, zaparł się boga, którego poprzednio blaskiem natury opromienił, zaprzeczył jego istnieniu i ogłosił się zwolennikiem ateizmu, do którego nikt się przedtem nie odważył przyznać. Mimo fanatyzmu bowiem była religija Greczyna zwykle powierzchowna i nie wnikała do głębi jego serca, ponieważ Greczyn tylko zewnętrznie do religii się przywiązał, a nie uległ prawdziwéj potędze, którą religija na swojego, wyznawcę wywiera. Greczyn spełniał regularnie obowiązki nabożeństwa, bronił świątyni z narażeniem swojego życia, ale nie doznawał téj siły religijnéj, która czyni człowieka zdolnym do dobijania się coraz większej doskonałości. Wszak grecka zmysłowość religijna i w tém jest widoczna, że Greczyn, gdy składał bogu ofiarę, zwracał oczy ku niebu, aby bezpośrednio na Boga spoglądać; Rzymianin zaś ofiarując bogu zasłaniał
swoją głowę, aby boga w duchu uczcić.
Ztąd poszło, że Greczyn oddał się zabobonom aramejskim, któremi i Rzymianina zarażał i dopuszczał się występków, któremi się Rzymianin w najwyższym stopniu gorszył i z tego powodu pogardzał Greczynem wciskającym się wszędzie zwykle w charakterze rycerza przemysłowego. Wszak Celt i Germańczyk był równie jak Greczyn poddanym Rzymianinowi, ale ani jeden ani drugi nie doznawał od Rzymu pogardy, który posługując się ich mieczem, szanował oba tak pełne żywotności narody i nie pozwalał sobie względem nich żartów uwłaczających ich moralnym przymiotom. Lecz Grecyja począwszy od epoki macedońskiéj nie miała nigdy dobrej reputacyi moralnéj, którą Rzymianin nawet w chwili swojego upadku zawsze Greczyna przewyższał. Greczyn czy to skutkiem arameizmu, którym od téj epoki trącił, czy téż skutkiem osobliwszéj skłonności do idealizmu, był zwykle pochopny do lubego próżniactwa i do osobliwszego niedbalstwa; oprócz tego odznaczał się niekorzystnie zamiłowaniem do fraszek i lekkomyślnością, a z drugiéj strony przebiegłością i kłamliwością, któréj wtórowała tak niepohamowana łatwowierność, że teraz jest nawet trudną rzeczą miéć o tém należyte wyobrażenie. Ale zwłaszcza przeszła w przysłowie grecka nierzetelność i zdradliwość, a mianowicie taka bezecność krzywoprzysięzka, że Greczyn stał się w téj mierze podobnym do złodzieja nałogowego, który nie ma pojęcia o powinności zwrócenia rzeczy skradzionéj. Natomiast skierował Rzymianin każdą chwilę swojego żywota ku pracy poważanéj stroniąc od fraszek, unikał kłamstwa i obłudy, a mianowicie to sobie za chlubę poczytywał, że nigdy ani sobie ani bogu krzywoprzysięztwem nie ubliżył. A teraz kilka słów o ładzie spółecznym i politycznym i o miłości ojczyzny tak Greczyna jakotéż i Rzymianina. Nie ulega wątpliwości, że tak jeden jak i drugi pałał do wysokiego stopnia miłością ojczyzny, ale obaj inaczéj ten
patryjotyzm pojmowali. Idealny Greczyn dążąc ciągle do jakiegoś urojonego stanu spółeczno politycznego poświęcał ojczyznę w interesie swojéj jednostki, ponieważ powodował się pychą, od któréj najpotworniejsze następstwa nie zdołały go powstrzymać. Charakterystyczną cechą Greczyna, którą tenże prawie od wszystkich narodów arskich się różnił, był górujący partykularyzm i separatyzm objawiający się w okropnym braku zdolności do jakiegokolwiek silnego zjednoczenia się pod względem politycznym. Okrom tego niedołęztwa odznaczał się idealizm grecki w sprawach spółecznych dziwaczną dążnością do urojonéj równości, która stała się istotną maniją, mianowicie w plemieniu jońskim; ta niepohamowana i niepojęta żądza równości, która się zwykle stawała igraszką już to tyranii już demagogii, była częstokroć tak przesadzoną, że nie było wolno nikomu być patryjotyczniejszym od drugiego, a to pod grozą kary śmierci albo przynajmniéj wykluczenia z ojczyzny. A jakaż niewdzięczność względem najrzetelniejszych patryjotów skaziła ten naród, który był lekkomyślny jak dzieciak a srogi jak człowiek dojrzały. Grecyja z Jończykami na czele wyobrażała, jak słusznie powiedział hr. de Maistre, stado zapamiętałych kozłów, które z jednéj strony pozwalały się wodzić pasterzowi, ale za to były z drugiéj strony każdéj chwili gotowe rzucić się na niego. Minijaturowe rzeczy pospolite greckie zwykle do tego stopnia prześladowały swoich najpatryjotyczniejszych obywateli karząc śmiercią, wykluczeniem z ojczyzny albo więzieniem tak wielkich ludzi, jakimi byli Miltyjades, Temistokles, Arystydes i t. p., że patryjoci unikając niegodziwości swoich współobywateli tylko wtedy poczytywali się za bezpiecznych, gdy się znajdowali poza obrębem murów głównego miasta. Ten duch niesprawiedliwości, jaki przez tyle czasu osobliwsze okoliczności w Grecyi zaszczepiły, tak głęboko w tym narodzie zapuścił korzenie, że go nawet pozbawił pojęcia o istocie godności obywatelskiéj. W charakterze greckim tkwiło coś zagadkowego, co się każdéj większéj organizacyi politycznéj stanowczo opierało, jakoby Greczyn był z urodzenia powołany do niezgody politycznéj czyli do partykularyzmu i separatyzmu. Wszak Filip Macedoński nie skojarzył Grecyi, lecz ją tylko ujarzmił, aby z jego synem na czele dała się po raz ostatni Azyi we znaki; ale olbrzymia monarchija Aleksandra wielkiego zaraz po jego śmierci rozchwiała się, a jéj częściami podzielili się gienerałowie macedońscy. Niesforne kozły greckie oddawały się zwykle kolejno na łaskę tyranów i demagogów, którzy w własnym interesie pochlebiali obywatelstwu a mianowicie jego najniższéj warstwie, podniecali jéj zuchwałość i w zawichrzeniu społeczno polityczném nikczemnie szukali własnego zysku. Wręcz przeciwnie było w Rzymie, gdzie szlachetny duch swobody będący rękojmią dobrze zrozumianego postępu chodził w parze z duchem posłuszeństwa będącym podstawą trwałości; nie potrzebuję nadmieniać, jaką czcią otaczał Rzymianin współobywatela, który nadzwyczajnym celował patryjotyzmem. Czego Rzym tym sposobem dokazał, tego najwymowniéj uczy zupełne zjednoczenie Italii pod przewodnictwem Rzymu i jego rozległe panowanie nad wielu krajami a mianowicie temi, które wchodziły w skład systemu morza śródziemnego; tego dowodzi także polityczny katolicyzm czyli uniwersalizm rzymski, do którego się nigdy nie wzbił naród grecki tchnąc duchem trudnego do wytłómaczenia separatyzmu. A gdy i na Rzym przyszła koléj szaleństwa społeczno politycznego, na które Grecyja tak rychło skonała, zdołał tenże dzięki swojéj wyższości instynktu zachowawczego i dzięki energii władców, którzy nie mieli upodobania w wybrykach wichrzycieli, oprzyć się w wysokim stopniu prądowi, który Grecyją porwał w przepaść i uratować wiele dobrych żywiołów społeczno politycznych. Jak w téj mierze tak i w wojskowości stał Greczyn niżéj od Rzymianina, który go zawsze orężem przewyższał. Mieszkając na pograniczu Europy i Azyi należał Greczyn tak do jednéj jako też i do drugiéj części kuli ziemskiéj. Duch europejski, którym tchnął, nadawał mu w walce z Azyjatą wyższość nad takowym, bo o ile Greczyn odznaczał się indywidualizmem europejskim, o tyle górował nad wasalnym duchem Azyi. Ten duch wcielając się kolejno w różne państwa bardzo wiele na wschodzie dokazał, ale gdy się w Europie spotkał z Greczynem, sromotnego doznał upokorzenia. A co jeszcze dziwniejsza, że wielkie mocarstwo azyjatyckie podbiła późniéj nader szczupła stósunkówo siła grecka z bohaterskim Aleksandrem wielkim na czele, który zdobył ogromne państwo i takowe pośrednio swoim gienerałom przekazał. Lecz w obec Rzymianina tego wyobraziciela zachodniéj Europy ϰατ’εξοχήν, który uważał Aramejczyka za przyrodzonego wroga, upokarzała Greczyna przymieszka aramejska, a mimo nadzwyczajnéj pochopności greckiéj do rozlewni krwi raził brak ducha wojowniczego w Greczynie w porównaniu z Rzymianinem przedewszystkiém w walce lądowéj. Rzymianin zaś wypowiadał wbrew swojéj rycerskości z wielką rozwagą wojnę, czego najoczywiściej bractwo fecyjalskie dowodzi. Opinija rzymska poczytywała Giermańczyka a nade wszystko Celta za bardzo niebezpiecznego wroga Rzymu, a przecież nie hańbiły sztandaru rzymskiego ani legije celtyckie ani giermańskie zostające pod dowództwem Cezara a potém Oktawijana; natomiast przynosiła ujmę dobréj reputacyi wojskowéj Brutusa i Antonijusza ta okoliczność, że w ich armii tylu służyło Aramejczyków pod orłem rzymskim. Ile Rzymianin zmierzając do podboju krajów celtyckich i giermańskich napotykał oporu w zapasach z zachodnią Europą, tyle znów doznawał łatwości w zaborze Grecyi a mianowicie aramejskiéj części Azyi, którą bez trudu okuł w kajdany. Szczero zachodni indywidualizm rzymski wyobrażający potęgę samoistnego ducha ludzkiego wnet pokonał skażonego do pewnego stopnia arameizmem Greczyna, który tylko wystawiał ubóstwienie siły natury, a nabył sławy wojennéj kosztem Azyi. Okrom tego trzeba pamiętać, że wojenna chwała Greczyna zaledwo sto pięćdziesiąt lat a więc nie długo trwała w porównaniu ze sławą oręża rzymskiego, który przez pół tysiąca lat nie przestawał zwyciężać. Nareszcie nie od rzeczy będzie przypomnieć, że Greczyn, który się rozpasał w swawoli spółeczno politycznéj, zaprowadzał niewolę w kraju podbitym; w rzymskim zaś zaborze było zwykle coś wspaniałomyślnego: zawojowany tracił wprawdzie udzielność polityczną, ale zato doświadczał zwykle szczęścia swobody spółecznéj. Kto się o téj prawdzie pragnie przekonać, ten niech w tém celu zechce porównać obchodzenie się Rzymian z podbitymi z postępowaniem, którego się Greczyni w takim razie dopuszczali.
Jak widać, nie wzbił się Greczyn w zakresie praktycznym tak wysoko jak Rzymianin; za to przewyższał go pod wielu względami w sferze idealnéj. Niezliczone mnóstwo utworów plastycznych wielkiéj wartości estetycznéj, świadczy o genijalnéj fantazyi narodu greckiego, który w każdéj mierze dążył do artyzmu i w nim koncentrował znakomite objawy swojego talentu. Peryjod grecki zwany szczero heleńskim stanowił szczyt świetności sztuki plastycznéj w ogóle; odkąd się bowiem Grecya w tym względzie wyczerpała, odtąd minął bez powrotu złoty wiek plastyki, na któréj Rzymianin żadną miarą nie chciał a raczéj nie mógł się poznać i z tego powodu z trudną do wytłómaczenia obojętnością spoglądał na dzieła plastyczne. Tę samą prawie różnicę widać między Greczynem a Rzymianinem w poezyi. W Grecyi oddawał się już (jak wieść niesie) Achiles ten rozgłośny król myrmidoński z osobliwszém upodobaniem poezyi, która się stała żywiołem całego narodu. W żadnym narodzie nie miała poezya tak przeważnego wpływu na żywot spółeczno polityczny i tak daleko sięgającéj styczności z rzeczywistością, jak na półwyspie olimpijskim. Wszak elegik atycki Tyrteusz ukoił pieśnią wzburzenie umysłów w Sparcie, a tragiedyja Antygona zjednała Sofoklesowi dostojeństwo wojskowe. Natomiast zamykała się poezya w Rzymie, który ją bardzo późno zaczął pielęgnować, w szczupłém kole nie mającém prawie styczności z rzeczywistością; czyż mogło być w tym względzie inaczéj, kiedy gienijusz rzymski jeszcze przez usta starszego Katona cenzorskiego, który był w swoim czasie typem ducha rzymskiego, bez ogródki wprost oświadczył, że gardzi muzą poetyczną. Tém się téż tłómaczy, dla czego Rzymianin obok elegii, epigramu i satyry głównie przewyższał Greczyna w poemacie dydaktycznym, którego istota sprzeciwia się właściwie prawdziwemu przeznaczeniu poezyi, a który jest zwykle złowieszczym gońcem oznajmującym, że natchnienie poetyczne opuściło ten naród, który przede wszystkiem wyrodny poemat dydaktyczny uprawia. Lecz w prozie tylko w filozofii a mianowicie w metafizycznéj nie wyrównywał Rzym Grecyi, chociaż sława spekulacyi greckiéj, jak mnie się przynajmniéj zdaje, jest nieco przesadzona. Mimo to pozostaną pisma spekulacyjne Platona i t. p., które tak długo w dziedzinie filozoficznéj panowały, na zawsze znamienitym pomnikiem gienijalności greckiéj, która tylu pokoleniom przyświecała. Co się tyczy formy filozofii greckiéj, to i ona tuliła się pod tym względem zwłaszcza aż do Platona włącznie pod skrzydła fantazyi artystycznéj, a nawet bujała dosyć długo na pasku poetycznym. Nadmieniam tylko tyle o wpływie filozofii w Grecyi, że tenże był przez dłuższy przeciąg czasu tak potężny, że niejednemu filozofowi powierzali współobywatele ster społeczno polityczny. Ale nie wszystko złoto co się świeci, albowiem filozofija grecka bywała często czczą dyjalektyką, którą Greczyn zdobił wykwintnością formalną, aby ją obdarzyć wdziękiem, który był wyższy od realnéj wartości téj filozofii. Wszak filozof grecki nie rzadko budował jak na igraszkę zamki na lodzie, które waliły się kolejno, a ten, który teraz szuka bez uprzedzenia śladów téj wielkości filozoficznego talentu greckiego, dziwi się często porównywając rozgłos, który te systemy za życia swoich autorów miały, z wątłością żywiołów moralnych, które te systemy w sobie mieściły. Filozofija grecka stanowiła często pasmo jałowych sporów, a Grecyja stała się skutkiem tego gniazdem mylnéj dyjalektyki, na któréj tyle drogiego czasu trawiono. Wszak nawet sam Sokrates (ten moralista, o którym Cyceron powiedział, że sprowadził filozofiją z nieba na ziemię, a którego pewna klasa uczonych porównywa z Prometeuszem utrzymując, że był pierwszym, który sobie i ludzkości przywłaszczył iskrę światła niebieskiego) był do pewnego stopnia sofistą, gdyż i jego filozofija polegała na subiektywności, którą jednakowoż w porównaniu z subjektywnością innych sofistów niezawodnie złagodził dodatkiem żywiołu objektywnego. Greczyn opętany niekiedy niesłychaną pychą nie dozwalał częstokroć, aby zdrowy rozum górował nad teoretyczném urojeniem, a skutkiem tego lęgły się w Grecyi i bez ustanku roje paralogizmów będących wynikiem wyuzdanéj logiki spekulacyjnéj, która do wysokiego stopnia obałamuciła umysł Greczyna. Ztąd poszło, że Greczyn był gotów raczéj wszystko znieść, aniżeli zarzut braku wynikliwości filozoficznéj, którą sam sobie przyznawał: wszak ten, który niedorzeczność powie a choruje na pychę, zwykle się wykręca. Kiedy Grecyja sprzeczała się bez ustanku nie posiadając częstokroć istotnéj mądrości, kierował się takową Rzym nie tając bynajmniéj swojego wstrętu do bałamuctwa metafizyki greckiéj, a ten wstręt tak dalece opanował ducha rzymskiego, że (jak już wyżéj wspomniałem) nawet Cyceron, który przecież gorliwie uprawiał filozofiją grecką, nie zdołał się w jéj subtelności spekulacyjne wtajemniczyć i skutkiem tego skaził wbrew własnéj woli swoje pisma filozoficzne niejednym usterkiem metafizycznym wynikającym z natury charakteru rzymskiego, który nieznajdował najmniejszego upodobania w bałamutnéj nieraz dyjalektyce greckiéj. Co się tyczy prozy krasomówczéj, to Rzymianin wyrównywał w niéj Greczynowi, ponieważ takowa pociągała za sobą bezpośrednią korzyść; w prozie zaś historycznéj, która również ma wybitną stronę utylitarną, przewyższał nawet Rzymianin Greczyna. Któżby nie przyznał, że Greczyni, którzy się w czasie, gdy Grecyja stała na szczycie swojéj chwały, w krasomówstwie odznaczyli, dosięgli w tym względzie swojém mistrzowstwem wielkości poetów, filozofów, a nawet artystów plastycznych. Ale krasomówstwo rychło się wyrodziło w ojczyźnie Demostenesa, gdy krasomówcy mizdrząc się do popularności najniższych warstw społecznych uczynili ofiarę z dobrego smaku, a opętani duchem sofistycznym zapuszczali się w subtelności, które nie zostawały w bezpośredniéj styczności z rzeczywistością żywota greckiego. Ztąd téż miał słuszność hr. de Maistre, gdy powiedział o mównicy ateńskiéj, że takowa byłaby się stała sromotą ludzkości, gdyby Focyjon i jemu podobne ofiary spółeczno politycznego paroksyzmu greckiego nie były zrównoważyły zwyczajnéj gadaniny mowami przejętemi godnością wstępując niekiedy na mównicę, nim czarę z cykutą wychyliły albo wbrew woli ziemię ojczystą porzuciły. W Rzymie nigdy nie upadło tak nisko krasomówstwo, które zwrócone zwykle bezpośrednio ku właściwéj sprawie, szczyci się z tego powodu słusznie pomnikami wielkiéj sławy. Ale jeszcze niekorzystniejszy aniżeli stósunek krasomówstwa greckiego do rzymskiego był stosunek historyjografii greckiéj do rzymskiéj. W prawdzie przyznaję chętnie, że historyjografiją grecką zajmowali się często znamienici politycy, którzy kreśląc dzieje a zwłaszcza takie, w których sami udział mieli (jak mianowicie Tucydydes i t. p.), do wysokiego stopnia posunęli pragmatyzm w historyjografii. Ale cóż ztąd, skoro z drugiéj strony jest historyjografija grecka rojowiskiem kłamstw zwłaszcza co się tyczy wojen z Azyją, gdzie Greczyn grzeszył bezecną przesadą w opisie tryjumfów nad zastępami azyjatyckimi. Póki sam Greczyn pielęgnował historyjografiją, póty nikt nie miał sposobności do zdarcia maski z kłamliwości greckiéj, ale gdy i Rzym przejęty większém zamiłowaniem do prawdy zaczął uprawiać prozę historyczną, wtedy wyjawiła się tak kłamliwość jako téż i przesada hańbiąca historyjografiją grecką. Do śmiertelnych grzechów Greczyna należała także niepohamowana pycha względem każdego, kto nie należał do jego narodowości. Upojony tą pychą, którą go nie tylko poeci jak Euripides ale nawet tacy filozofowie jak Arystoteles napawali, przezywał każdego barbarzyńcem, kto nie był Greczynem nie znając téj przedmiotowości w sądzie o sobie i o innych, którą Rzymianin tak korzystnie od Greczyna się odznaczał. Szczególniejszą téż, jeżeli się pominie takie wyjątki, do jakich Polibijusz należy, pałał Greczyn niechęcią ku Rzymianinowi, a ta ślepa rzeczywiście niechęć utrzymywała się nawet wbrew własnemu interesowi Greczyna, który zapomniał o tem, że odkąd Grecyja stała się częścią państwa rzymskiego, odtąd jéj wpływowi cywilazacyjnemu daleko obszerniejsze otwierało się pole, aniżeli to, które w czasie swojéj udzielności politycznéj miała. Ten wpływ grecki długo się wzmagał pod opiekuńczemi skrzydłami orła rzymskiego nie tylko na krańcach wschodniéj granicy państwa rzymskiego ale nawet na kresach zachodnich jak np. na półwyspie iberyjskim. Mimo to nie chciał się pozbyć Greczyn bielma z oczu, kiedy nawet tak stósunkowo bezstronny historyk jak Plutarch przechylał się zwykle ulegając swojemu uprzedzeniu narodowemu na stronę Greczyna, zapewne dlatego, aby koniecznie dowieść, że tenże nie zawsze stał moralnie tak nisko. W téj mierze wręcz przeciwnie postępował sobie Rzymianin, który zwłaszcza nie nadużywał tak jak Greczyn przezwiska barbarus, a częstokroć zastępował je szlachetniejszym mianem jak to np. czynił Plinijusz starszy ten typ staroświeckiego Rzymianina za czasów cesarstwa. Rzymianin gardził w prawdzie ujemną stroną charakteru Greczyna, ale zawsze oddawał szczerze cześć téj wyższości, którą Greczyn celował w sferze idealnéj. Co większa Rzymianin jeszcze wtedy, jak naucza przykład Plinijusza młodszego, okazywał serdeczną sympatyją Grecyi, gdy takowa chyba dla tego chełpiła się ciągle minioną sławą swoją, ażeby świat rzymski tém oczywiściéj poznał jéj ówczesne poniżenie. Kończąc niniejszy artykuł nadmieniam, jako na każdy szczegół téj skromnéj paraleli między charakterem greckim a rzymskim mam spory poczet dowodów (czerpanych z zabytków piśmiennych tak greckich jako téż i rzymskich), którym wszelako nie chcę trudzić łaskawego czytelnika, a mianowicie nie chcę nadużywać jego cierpliwości.
Kraków 23go Czerwca 1876.
- ↑ Już emigrant byzantyński Argiropul (który umarł około roku 1486) utrzymywał, że Cyceron nie poznał się na filozofii greckiéj; z tego powodu wystąpił przeciw Argiropulowi Włoch Poliziano (który umarł w roku 1494) i bronił sławy Cycerona pod tym względem. Wszelako był ten spór pozbawiony rzetelnej podwaliny, bo ani jeden ani drugi uczony nie dowiódł swego twierdzenia. Argiropul, który zazdrościł sławy filologom włoskim, chciał ich tym sposobem skompromitować, że zaczepił Cycerona poczytywanego za wzór filologów włoskich; wtedy bowiem uważano Włochów za bezpośredni ciąg dalszy starożytnych Rzymian. Poliziano zaś także stronniczo wziął Cycerona znajomość filozofii greckiéj pod swoje skrzydła opiekuńcze, mając więcéj na oku skompromitowanie rywalizujących z włoskimi filologami filologów byzantyńskich aniżeli wartość filozoficznych pism Cycerona. A propos tego, że Cyceron nie zrozumiał spekulacyi greckiéj, dodaję, jako nie dawno pewien uczony pochwalił za to Śniadeckiego, że tenże nie pojął filozofii Kanta. Ja się nie posuwam tak daleko i nie pochwalam niedoboru w filozofii Cycerona, ponieważ żądam, aby ten, który się filozofii oddaje, chociaż nie odznacza się gienijuszem filozoficznym, zrozumiał przynajmniéj filozofiją, do któréj się przykłada, zwłaszcza jeżeli to (jak Śniadecki) czyni w celu polemicznym.