<<< Dane tekstu >>>
Autor George Sand
Tytuł Flamarande
Data wyd. 1875
Druk A. J. O. Rogosz
Miejsce wyd. Lwów
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Flamarande
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


LXXVII.

Wymiany pierwszych słów między nimi przy spotkaniu na ścieżce nie dosłyszałem. Hrabinę usłyszałem pierwszą.
— Mówmy z sobą otwarcie, zagadnęła nagle, a nawet gwałtownie. Wiem, co panu powiedziała baronowa i w jakie chce mnie wciągnąć sidła. Dawno już mówi mi o pańskiej dla mnie miłości i zapewne panu o mojej dla niego. Tymczasem Berta sama kocha pana i kochać będzie całe życie, a przypisuje mnie taką samą miłość. Nie pojmuje ona uczucia, które mnie wiąże do pana. Ale pan je pojmiesz, bo umiesz dokładnie zbadać serce ludzkie. Nie możesz nigdy wątpić o mojej przyjaźni, wysokim szacunku, raczej uwielbieniu dla jego charakteru; ale to nie dosyć, do tych czystych i wzniosłych uczuć trzeba dodać pragnienie oddania się na wieki człowiekowi, którego się uwielbia, i to jest miłość. Otóż ja pana tak nie kocham.... Pan tylko jeden mógłbyś mnie natchnąć tem uczuciem, czuję to i nie rumieniłabym się za nie gdybym go doświadczała. Ale powiedziałam już panu kiedyś, że matka, która tyle cierpiała, zabiła w sobie kobietę na zawsze. Jako żona mam same smutne wspomnienia, jako kochanka za mało miałam swobody i moralnego zdrowia, żeby miłość mogła się we mnie rozwinąć. Pan to dobrze zrozumiałeś, zacny panie Salcéde, bo żadne twoje namiętne słowo ani spojrzenie nie zakłóciło mego spokoju. Wiedz pan, że dusza moja zamarła pod tym względem śmiercią gwałtowną, zmysły moje zastygły we łzach i nie potrafiłabym nikomu stworzyć takiego szczęścia, jak je rozumie biedna moja Berta. Pójdźmy więc położyć raz koniec dziwacznym pomysłom naszej przyjaciółki. Pomóż mi ją pan przekonać.
Salcéde zdawał się zgadzać z jej wyrokiem, czy dla tego, że uznawał jej powody, czy dla tego, że bał się zdradzić, dość, że nie odpowiedział ani słowa. Ona zaś dodała:
— Lepiej będzie, jeźli nie pozwolimy szydzić ludziom z naszej przyjaźni; przyznaję, że najmniejszy uśmiech dwuznaczny zadałby mi ranę śmiertelną. Ożeń się pan z baronową, a będę mogła żyć zawsze między wami, Rogerem i Gastonem.
— Myślałem już o tem, odparł p. Salcéde; ale ona wymagałaby miłości, której dać bym jej nie mógł — mam dla niej to samo uczucie głębokiej przyjaźni, którą byś mi pani hrabina ofiarować mogła.
— I nie byłbyś pan z niej zadowolony?
— Niestety, przyznaję. Przecież baronowa....
— Czekaj pan, przerwała hrabina. Dopiero co powiedziałeś, że myślałeś pan o tem, a wiesz pan dla czego? Mimo woli stałeś się przyczyną długiego mego cierpienia. Nie skarżę się, przeciwnie błogosławię panu, że bez mojej wiedzy czułeś się w obowiązku poświęcić memu synowi swoją młodość i stanowisko. Inaczej rzecz się ma z baronową. Przyjąłeś pan bezwarunkowe jej przywiązanie i ofiarę jej dobrej sławy. Dobrą jest, więc ją kochają, nie ma męża, dzieci, jej przebaczają, ale mimo to pada ofiarą wielkich niesprawiedliwych podejrzeń, ona, która jak wiesz nic nie popełniła złego. Gdyby syn jej żył, wiecznie by się obawiała widzieć go w takim stanie, w jakim niedawno znajdował się Roger. Jakżeż by się usprawiedliwiła z tego zarzutu po tylu dowodach poświęcenia bez granic dla pana? Nie możesz pan dłużej tego zapoznawać i winieneś jej świetne zadośćuczynienie. Ten związek nie rozłącza pana z Gastonem. Żyć będziemy razem spokojni i szczęśliwi, bo musisz pan ostatecznie pokochać tę kobietę, która tak pana kocha i z której dumny będziesz, żeś jej przywrócił sławę....
— Dość już, szybko przerwał Salcéde, nie chcę stracić szacunku pani i Gastona, spełnię mój obowiązek. Zaślubię panią Montesparre. Czy mam jej to zaraz powiedzieć?....
— Nie, to by ją upokorzyło, niech nie wie, ze memu wpływowi winna swoje szczęście. Powiedz jej pan tylko, że przedstawiłam panu powody uniemożebniające związek między nami i staraj się być spokojnym i zadowolonym jak człowiek poświęcający się dla drugich. Po kilku dniach, gdy wyjadę z Rogerem....
— Po kilku dniach?
— Tak, dostałam list od mego notariusza. Muszę się zająć spadkowemi sprawami. Pan Flamarande zostawił znaczny legat dla swojej pani i musimy przyjąć to zdzierstwo w milczeniu. Majątek znacznie jest naruszony, jadę z Rogerem działać w jego imieniu, jeźli Gaston nie zechce dziedziczyć.
— Postanowił raz nieodwołalnie, ale niech to panią nie martwi. Gaston może być szczęśliwy tylko w warunkach, w których się wychował. Kocha Karolinę i nie chce jej widzieć damą wielkiego świata. Będzie z niej śliczna kasztelanka zamku Flamarande. Zapowiadam pani, że Gaston nie włoży nigdy czarnego obcisłego ubrania i żaden salon stolicy nie zobaczy go na swojej posadzce. Kochałaś go pani takim, jak był, kochajże go takim, jakim nadal będzie.
— Bezwątpienia — odparła hrabina na wszystko się zgodzę i nie zrobię najmniejszego zarzutu.
Rozmawiali jeszcze ze sobą oddalając się z miejsca powoli, i ja już odejść myślałem, kiedy zobaczyłem panią Flamarande powracającą szybkim krokiem tą samą ścieżką. Szła prosto ku mnie. Ledwie miałem dość czasu, aby skryć się w krzakach. Usiadła na ławeczce, ukryła twarz w dłoniach i zalała się łzami. Słyszałem ciche przytłumione łkania, które mi przenikały duszę.
Kochała więc Salcéde’a a poświęcała się Rogerowi! Poświęcała się z swobodą i rezygnacją i odebrała markizowi wszelką nadzieję. Teraz ta szlachetna dusza cierpi, ale cierpi z przeświadczeniem wewnętrznego zadowolenia. O ile wydała mi się wielką i wzniosłą, o tyle czułem się małym i nikczemnym — zawstydzony moją długą niewiarą: — Przebacz mi pani, zawołałem, rzucając się do jej stóp. Pani jesteś świętą a ja nędznikiem.
— Cóż znowu? Karolu — zawołała zdumiona i przelękniona tem nagłem zjawieniem. — Widzisz, wróciło mi moje cierpienie nerwowe. Ale bądź spokojny, to zaraz przejdzie. Ale zkądżesz wziąłeś się tutaj? Dla czego opuściłeś nas tak nagle i o co się oskarżasz?
Powszechna moja spowiedź trwałaby za długo; powiedziałem to tylko, co ją obchodzić mogło. — Widzę, dodałem, że pani cierpisz z mojej przyczyny. Roger dręczy się nieustannie, a gdybym mu był zaraz pokazał zeznanie pana hrabiego, byłbym mu także wiele przykrych chwil oszczędził.
— Rzeczywiście — odparła hrabina przypominając sobie kolejno cały bieg wypadków — powiedziałeś mi, że to zeznanie hrabia ci odebrał. — Ale ta doskonała kobieta widząc szczery mój żal, przyzwyczajona kosztem swoich cierpień łagodzić cierpienia drugich, zwróciła się ku mnie i dodała szybko: — Bałeś się pan zapewne gwałtowności Rogera i zdawało ci się, że zrobisz najlepiej oddając tak ważny dokument pod bezinteresowną opiekę markiza. Mnie znowu w Ménouville bałeś się karmić nadziejami, których mąż mój nigdy nie myślał urzeczywistnić. Jesteś nadto skrupulatny i trochę formalistą, ale jakiekolwiek były twoje powody Karolu, zawsze były uczciwe; nie rozumię, dla czego miałbyś nas opuszczać teraz, kiedy wszyscy tak szczęśliwi jesteśmy i tyle tobie zawdzięczamy.
— Szczęśliwi! A jednak pani jeszcze płaczesz!
— Ależ to nic nie jest, nic zgoła! Czasem musimy ulegać takiemu rozdrażnieniu, szczególnie podczas gwałtownych przesileń, ale to znika natychmiast, kiedy jesteśmy zadowoleni z siebie. Roger ani na chwilę nie przestał kochać mnie i Gastona. Właśnie dzwonią na objad, zobaczysz ich razem. Podaj mi ramię, bo czuję się osłabioną po tej migrenie. Siądziemy razem do stołu, a Roger wiem, że stanowczo sprzeciwi się twemu zamiarowi. Nie mogłem się oprzeć dobroci mojej pani i zaprowadziłem ją do zamku. Wszyscy przyjęli mnie z uprzejmością, tylko Roger nie zwracał prawie na mnie uwagi, chociaż podał mi rękę u wejścia.
Pan Salcéde musiał już powtórzyć baronowej treść swojej rozmowy z hrabiną, bo bledszy był jak zwykle, a pani Montesparre spoglądała na niego trwożliwie i niepewnie. Roger, wesoły zawsze, ukrywał jednak wewnętrzny jakiś niepokój. Czuł coś niezwykłego w otaczającej go atmosferze a bał się stanowczej decyzji. Prześladował bezustannie baronowę swemi żarcikami, pytając ją, czy raczyła się spostrzedz na swojem męczeństwie i czy myśli nakoniec uwieńczyć je stosowną nagrodą. Baronowa nie śmiała się jak zwykle z jego konceptów, odpowiadała mu trochę ostro, co Rogera bardzo dziwiło i zwracał się do pana Salcéde o wyjaśnienie jej niezwykłego humoru.
Gaston mówił mało; ubrany w swój codzienny ubiór uchodził w oczach służby za dzierżawcę Rogera, a pan Ferras obojętny jak zwykłe na bieżące sprawy, rozprawiał z panem Salcéde o tłumaczeniu „Iliady“ i o wydaniach innych dzieł współczesnych. Widocznie nic się nie zmieniło w jego położeniu bo wymówił sobie wyłączny nadzór nad bibljoteką w Ménouville, jeżeli majątek ten zostanie nadal w posiadaniu Rogera.
— Możesz się pan urządzić, jak się panu podoba, odparł Roger, chyba by Gaston chciał się sam zająć tą bibljoteką, bo musisz pan wiedzieć, żeśmy dziwny układ z sobą zrobili, on nie chce wziąć nic ode mnie a ja przysiągłem, że moja własność będzie jego własnością.
Po objedzie pan Salcéde wziął Rogera pod ramię i wyszedł z nim do parku, a hrabina została ze mną i baronową w salonie. Pokazała nam ważne listy z Paryża, z których okazało się, że pan Flamarande porobił znaczne legata dla swojej kochanki w biletach bankowych, w skutek czego spadek o wiele się umniejszył. Oprócz tego zostawił dość znaczne długi. Notarjusz wzywał panią Flamarande natychmiast do Paryża. Widziałem, że nie wiele na razie przykłada wagi do nalegań notarjusza, objaśniłem ją więc, ze rzecz jest bardzo ważna i że jutro raniutko powinna wyjechać.
Usłuchała mej rady, ale widziałem, że ją to wiele kosztowało. Pani Montesparre kazała przygotować wszystko do odjazdu i zapowiedziała, że będzie towarzyszyć swojej przyjaciółce; Roger wszedł w tej chwili, ucałował z szacunkiem jej ręce i sprzeciwił się temu stanowczo.
— Nie, droga pani, trzeba koniecznie zostać, koniecznie — dodał poważnie. Nie chciał nic więcej powiedzieć, ale odgadłem patrząc w jego rozjaśnione oczy, że pan Salcéde przyznał mu się otwarcie do swoich zamiarów i prosił go zarazem, żeby zaprzestał prześladować baronowę swemi przyjacielskiemi żarcikami. Roger tak był szczęśliwy z tego obrotu rzeczy, że teraz dopiero widziałem jak rozsądnie, znając swego syna, postąpiła sobie pani Flamarande.
Gaston zmartwił się nagłym odjazdem swojej rodziny; uściskał matkę i brata z rozrzewnieniem i tkliwością i pożegnał się dziś już z nimi, aby jutro nie zdradzono się przy świadkach.
Udano się wcześnie na spoczynek. Pan Salcéde został w salonie z baronową, żeby ją przygotować zapewne do otwartszych wyznań po odjeździe hrabiny. Roger wyszedł za matką i zaledwie kiwnął mi głową na dobra noc.
Nazajutrz ta sama obojętność i milczenie. Nakoniec gdy już zaprzęgano konie zbliżył się do mnie i zapytał czy jadę z nimi do Paryża. — Nie — odpowiedziałem — wrócę później sam, wszak pan wiesz, że opuszczam mój obowiązek.
— Czy wiesz — odparł wymijająco — że twoje stotysięcy są u pana Salcéde.
— Nie przyjmuję ich.
— To rozdaj ubogim, ani ja, ani Gaston nie przyjmujemy tego podarunku — odwrócił się, aby usciskać markiza i baronowę, którzy nadeszli właśnie odprowadzając hrabinę. Wstręt jego do mnie aż do ostatniej chwili nie umniejszył się.
Głęboko dotknięty uciekłem w najciemniejszy kąt ogrodu i rzuciłem się na tę samą ławkę, gdzie wczoraj uczucie macierzyńskie zwalczyło miłość serdeczną, a gdzie o parę kroków dalej przed wielu laty miał się odbyć nieszczęsny pojedynek między p. Flamarande a p. Salcéde. Ztamtąd widziałem po chwili oddalający się powóz, unoszący ze sobą całą moją nadzieję i pociechę, to drogie dziecię, któremu poświęciłem spokój i szczęście a które zapłaciło mi wzgardą, zapomnieniem.
Ktoś usiadł przy mnie i ujął ciepłą ręką skrzepłą moją dłoń.
— Gaston! — krzyknąłem zdumiony.
— Nie, Esperance Michelin — odpowiedział z uśmiechem. — Zapomnijmy o Gastonie, nie ma go już; ale co panu jest? jesteś cierpiący i zrozpaczony. Dla czego nie pojechałeś z moją matką, ona nigdy pańskich zasług nie zapoznała.
— Roger...
— Wiem, Roger nie chce panu przebaczyć, że zawinił przez niego. To niesłusznie, powinien umieć przebaczyć człowiekowi, którego dobre przymioty poznał. Czas łagodzi wszystko, zapomni później.
— Roger ma słuszność, nie zasługuję na jego przebaczenie. Jestem winniejszy niźli pan sądzisz.
— Nie chcę wiedzieć o niczem. I ja panu jakiś czas nie dowierzałem, ale pan Alfons powiedział mi raz: Ten człowiek jest trwożliwy, dziwny, nieufny i nieszczęśliwy, ale jest tkliwy i kochający. Jego dzika bezinteresowność graniczy z bohaterstwem. To mi wystarcza aby pana żałować i kochać. Cóż zamyślasz robić?
— Umrzeć gdziekolwiekbądź z nudów i cierpień.
— Nie. Trzeba żyć w Flamarande dla użytecznej pracy i dla spokojnej przyjaźni, Nie jestem tak uprzejmy jak Roger, ale mniej rozpieszczony, jestem cierpliwszy od niego. I mnie pan w dzieciństwie kochałeś, możesz mnie pokochać znowu, gdy zostanę twoim chrzestnym synem, ożeniwszy się z Karolinką. Pan Salcéde dokupił wiele ziemi naokoło „zakątka“ i chce panu zostawić zarząd tego majątku. Chodźmy. Pan Salcéde i baronowa zdecydowali się w ostatniej chwili odprowadzić moich na kolej. Wrócą tu razem na śniadanie. Ja już nie mogę dłużej siedzieć bez zatrudnienia. Pójdźmy, zjemy po drodze śniadanie w jakiej chacie. Oprzej się na mojem ramieniu, Silna wola jest wszystkiem, Karolu.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: George Sand i tłumacza: anonimowy.