George Sand (Wotowski)/W Paryżu
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | George Sand |
Podtytuł | Aurora Dudevant. Kobieta nieposkromionych namiętności. Ostatnia miłość w życiu Chopina |
Wydawca | „Drukarnia Teatralna“ F. Syrewicza i S-ki |
Data wyd. | 1928 |
Druk | „Drukarnia Teatralna“ F. Syrewicza i S-ki |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Ilustrator | Julien-Léopold Boilly |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
W PARYŻU
W mroźną styczniową noc 1831 r., z dyliżansu przy ulicy Racine’a w Paryżu wysiadła młoda kobieta, okutana w ciepłe szale. Szybko wbiegła do jednego z domów i bez wahania przebywszy sześć pięter, zastukała do skromnego kawalerskiego mieszkanka, na którego drzwiach widniała tabliczka „Jules Sandeau“. Po chwili drzwi się otwarły a na progu ukazał się nieco zdziwiony, uradowany kochanek. Kobietą była Aurora Dudevant — przyjechała na podbój stolicy.
Wymówić „podbić Paryż“ jest łatwo — grubo ciężej to zrobić. Zamieszkała wraz z Sandeau, lecz wnet nasunęło się pytanie dręczące tylu „zdobywców“ i tylu początkujących literatów, artystów: z czego żyć? Miała wprawdzie zapewnioną trzytysięczną rentę, ale mąż nigdy nie wypłacił jej więcej niż połowę a czynił to niechętnie, niepunktualnie, przez zemstę. Juljusz Sandeau wprawdzie otrzymywał od rodziny również pieniężne zapomogi, ale więcej niż skromne.
Z tego egzystować było trudno. Należało coś wymyślić. Początkowo Aurora poczyna malować na porcelanie, ozdabia tabakierki, ale ciężka, niewdzięczna i wyczerpująca praca przynosi wzamian mało zarobku. Trzeba szukać innej rady.
— Znasz świetnie La Touche’a, redaktora „Figara“ — mówi Aurora do kochanka — czemu nie zwrócisz się do niego o zajęcie?
— Proponował mi pisanie feljetonów — odpowiada Juljusz — ale nie bardzo potrafię się z niemi uporać!
— Ja ci pomogę!
Odtąd Aurora poczyna się uwijać po redakcji „Figara“. Dają jej do pisania różne wzmianki, ona smaruje, smaruje... i w końcu okazuje się, że napisała zupełnie nie to, co należy. Ubawiony de La Touche razu pewnego rzecze:
— Robicie mi w kronikarskich notatkach całe romanse! Powinniście tworzyć powieści!
Artystycznej parze więcej nie trzeba. Kupują papier, pióra, fabrykują od rana do nocy, że aż stół trzeszczy. W ciągu sześciu tygodni dzieło gotowe, opowieść sentymentalna ujrzała świat p. t. „Rose et Blanche“. Nawet wydawca się znalazł, jakiś poczciwy ryzykant, gotowy za eksperyment zapłacić 400 franków — cały majątek! Zacierają ręce z zadowolenia, wtem nowy kłopot:
— Nie mogę bez skandalu — powiada Aurora — pomieścić moje nazwisko wspólnie z twoim na książce!
— Nie mogę — powiada Sandeau — pod groźbą wydziedziczenia, wogóle przyznać się, że wlazłem w literaturę!
— Ba — śmieje się obecny przy rozmowie de La Touche — przetnijcie Sandeau na pół i zachowajcie kawałek!
Książka ukazała się tedy, jako twór Juljusza Sand.
∗
∗ ∗ |
W tym to okresie czasu Aurora Dudevant poza literacką pracą stara się wchłonąć w siebie życie Paryża. Wszędzie chce być, wszystko ją interesuje. Włóczy się z kochankiem po najgorszych dziurach, najbardziej okrzyczanych spelunkach. Oczywiście wzbudza powszechną sensację.
— Więcej cię nie zabieram ze sobą — oświadcza Juljusz — to zbyt ryzykowne!
— Dlaczego?
— Kobieta po szynkowniach razem z pijakami? Chcesz by nas kiedy aresztowano?
— Przebiorę się za chłopca!
— Pomysł przedni...
Nazajutrz zostają nabyte zgrabny surducik i wysokie buty. Odtąd Aurora dla wygody a może przez oszczędność, poczyna stale chadzać ubrana po męsku. Nikogo ta maskarada nie razi, bo młodzieńcy tej epoki wszyscy noszą długie włosy, co im nadaje wygląd zniewieściały i w typie jest ona do nich całkowicie podobna, uchodzi za studenta. Teraz dopiero niema miejsca, gdzieby się nie znalazła. Dnia jednego jest w muzeum, innego w teatrze, to znów na zebraniu politycznem, to w robotniczej traktjerni, lub w złodziejskich kryjówkach. Wchłania życie w siebie, obserwuje, notuje... Stara się również nawiązać stosunki literackie, początkowo niezbyt pomyślnie. Idzie do znanego krytyka pana de Kératry, człowieka starszego. Przyjmuje ją żona, młoda i wytworna dama a ujrzawszy kobietę w męskim ubiorze i wykoszlawionych butach, spogląda na nią z góry. Po chwili wchodzi krytyk.
Aurora się mści:
— Córka szanownego jest zdaje się niezdrowa — mówi — bo sama położyła się na kanapie a mnie nawet nie zaproponowała usiąść...
— To nie moja córka, to żona...
— Bardzo pięknie, lecz nie chcę przeszkadzać... odchodzę...
— Chwilę jeszcze, moje drogie dziecko! Miała pani mnie odwiedzić, abyśmy pomówili o projektach pisarskich. Będę szczery: kobieta nie powinna pisać...
— W takim razie nie mamy o czem mówić... szkoda, że wstałam tak wcześnie...
— Kobieta, zdaniem mojem, winna płodzić nie książki a dzieci...
— To niech pan sam je płodzi! — i pozostawiwszy zdumionego krytyka z rozwartemi ustami, szybko uciekła.
Pędząc wesołe życie z cyganerją artystyczną i bandami studentów, którzy ją nazywali kolegą, utrzymywała się Aurora z artykulików pomieszczanych w „Figaro“ oraz w paru innych pismach kobiecych. Jeden z jej artykułów za dość ostre napaści polityczne został nawet skonfiskowany.
— Boże! zawołała, gdyby tak chciano wytoczyć proces i mnie ukarać, cobym zato dała, momentalnie byłabym sławna!
Tak upłynął rok. Aurora nie zarzuciła jednak poważniejszej roboty. Wydawca powieści „Rose et Blanche“, zauważywszy, iż rozdziały przez nią pisane, są daleko żywsze i więcej interesujące, niżeli rozdziały ułożone przez Sandeau, zaproponował, aby następny romans napisała sama. Zasiadła tedy do pracy na parę miesięcy i... jako rezultat twórczości powstała „Indjana“, której rozgłos miał się roznieść na cały świat. Dzieło to, tym razem, wydaje pod pseudonimem George Sand... i od tej chwili jedynie pod wzmiankowaną nazwą jest powszechnie znana.
Aurora Dupin—Dudevant umarła, narodziła się George Sand. Stało to się 19 maja 1832 r.
∗
∗ ∗ |
W najbliższem otoczeniu autorki t.j. w kołach zbliżonych do „Figara“ — romans nie wywarł większego wrażenia. Kératry wzruszał nad nim ramionami, może przez pamięć na niedawną wizytę, ale szeroka publiczność przyjęła go z entuzjazmem. Poglądy były nowe, oryginalne.
W rzeczy samej George Sand odzwierciadliła w „Indjanie“ swe własne przeżycia: nieszczęśliwe małżeństwo z brutalem, pobyt w Nohant, ucieczkę, współżycie z kochankiem... Wprowadziła i trzecią postać, wiernego przyjaciela. Kto miał nim być Gustaw Planche, czy de La Touche — niewiadomo? Kochanek w niezbyt różowych przedstawiony został barwach, jako człowiek do którego nie można było mieć wielkiego zaufania...
Powieść rozchwytano niemal w ciągu paru dni... Łamano sobie głowę kto ukrywa się pod nazwą George Sand... mężczyzna czy kobieta? Jedynie wtajemniczeni uśmiechali się dyskretnie. Dalej poczęto oburzać się na niemoralność! Kobieta zamężna i ma kochanka! Co za skandal! Mało tego! Kochanek jest niewierny — wyszukuje sobie przyjaciela! Nie, to przechodzi wszelkie pojęcie! Oczywiście głosy katonów wzmagały jedynie powodzenie książki.
To też, gdy po paru miesiącach ukazał się nowy romans „Walentyna“ pozycja literacka autorki była utrwaloną. Odtąd jest głośną i zarzucaną ofertami. Gdy znany Franciszek Buloz obejmuje redakcję czasopisma „Revue des Deux Mondes“, ofiarowywuje jej stałą współpracę. Ma pobierać rocznie 4000 franków, a wzamian dostarczać co sześć tygodni, trzydzieści dwie stronice druku.
Opuszczono tedy skromne pokoiki na piątem piętrze i przeprowadzono się do obszerniejszego mieszkanka przy Quai Malaquais, tonącego śród zieleni i drzew.
W tem nowem, bardziej wykwintnem i bardziej jej odpowiadającem otoczeniu, pracuje George Sand od rana do wieczora co dnia intensywniej i... co dnia też więcej oddalając się od kochanka — Juljusza Sandeau...
∗
∗ ∗ |
Jules Sandeau, niby to z radością, śledził sukcesy uwielbianej, w rzeczywistości jednak dręczyły go dwie rzeczy. Przedewszystkiem na dnie duszy napewno kiełkowało uczucie, czemu ona tak szybko się wybiła, gdy on mentor tego dokazać nie może. Pozatem był zazdrosny, zazdrosny jako mężczyzna o kobietę. Toć wiecznie samodzielna i indywidualna Sand zawierała znajomości na prawo i lewo, przestawała się z nim liczyć.
— Dokąd dziś idziesz? — czasem pytał, gdy widział ją w męskim ubiorze, szykującą się do jakiejś wycieczki.
— Idę gdzie mi się spodoba!
— To nie odpowiedź! Czy wolno towarzyszyć?
— Nie! Pragnę być sama! Nie potom się wydostała z pod tyranji męża, aby popaść pod twoją!
Sandeau kręciły się łzy w oczach i zamilczał, ona wychodziła z mieszkania. Może w gruncie nie robiła nic złego. Lecz pasją jej były samotne wycieczki i poznawanie ludzi wybitnych.
Kiedyś wybrała się do Balzac’a.
Autor „Fizjolologji małżeństwa“ i „Straconych złudzeń“ przyjął ją bardzo uprzejmie. „Indjanę“ czytał, osypał autorkę szeregiem komplementów. Pokazał swoją wspaniałą bibljotekę, począł opowiadać o sobie i swych zamierzeniach. W ciągu rozmowy padło nazwisko Rabailais’go.
— Pani nie zna jego dzieł — zawołał ze zdumieniem — muszę je przynieść!
Istotnie po upływie dni paru, przybył zasapany i wyelegantowany do mieszkanka Sand. „Łapał“ — opowiadała później — papiery ze stołu, rzucał na nie okiem, jakby chcąc poinformować się, co one zawierają a później natychmiast poczynał mówić o swoich pracach i o tem co pisze obecnie. Wkońcu wyciągnął osławionego „Pantagruel’a“ i na głos począł odczytywać“. Jak wiemy, choćby z polskiego przekładu Boy’a, utwór doborem wyrazów się nie odznacza, wszystko raczej nazwane jest po imieniu. Pan Honoré de Balzac nie tylko nie opuszczał szczegółów, lecz jeszcze uzupełniał je swemi soczystemi uwagami, oblizując się przytem lubieżnie.
— Wynoś się pan, przerwała mu w pewnym momencie George Sand, jest pan opasłym świńtuchem!
— Jestem posłuszny rozkazom, odparł śmiejąc się, ale od tej chwili jest pani dla mnie głupią gęsią!
Kłótnia nie była długotrwała, bo w parę dni później obiadowała u pisarza wraz z Sandeau.
Obiad był równie niezwykły jak i Balzac i zasługuje na szczegółowy opis.
Zajmował on mały apartamencik przy ulicy Cassini, wgłębi ogrodu. Był to szereg pokoi, urządzonych z wykwintem i umeblowanych kosztownemi sprzętami XVIII stulecia. Roiło się od starych makat, obrazów, bronzów, porcelany — istne muzeum — i nieraz, pisarz chcąc zadowolnić swą fantazję, wydawał na dzieła sztuki wszystkie swe zarobki lub też zakupywał na kredyt najcenniejsze antyki.
Podawano na srebrnych półmiskach, ale menu zostało zestawione swoiście: sztukamięsa, melon i szampan mrożony...
Gospodarz się nim zachwycał.
— Pijcie, zachęcał, dostałem cały kosz od księcia Metternicha!
Podczas obiadu czynił wcale niedwuznaczne propozycje pani Sand, co pobudzało Sandeau do wściekłości, w pewnym zaś momencie, oświadczył:
— Czekajcie!
Znikł na chwilę w sąsiednim pokoju, poczem ukazał się przybrany w piękny turecki szlafrok i wspaniałe haftowane nocne pantofle. Nowe zakupy, któremi pragnął się pochwalić! W tym stroju upierał się odprowadzić swoich gości, z kandelabrem w ręku, aż na ulicę.
— Wezmą pana za warjata! — tłomaczył Sandeau.
— Balzac’a nikt za warjata nie weźmie, podziwiać go najwyżej mogą! odparł dumnie i powędrował.
Po drodze, machając świecznikiem, wciąż opowiadał. Chwalił się rumakami arabskiemi, które zamierzał nabyć a których nigdy nie nabył, opowiadał o nich jednak, jak gdyby już stały w jego stajni...
Ostatecznie z trudem namówiono go do powrotu...
∗
∗ ∗ |
W tym to okresie czasu nawiązała George Sand ściślejsze stosunki nie tylko z Balzac’iem. Oprócz niego zapoznała się i ze słynnym krytykiem Sainte-Beuve’em i z Gustawem Planche. Z tym ostatnim szczególniej łączyła ją wielka zażyłość, stał on się jej nieodłącznym towarzyszem. Gdy zwabiony olbrzymim rozgłosem żony, pan Kazimierz Dudevant, zdecydował się też wybrać do Paryża, wpada ona, jak bomba do mieszkania Planche’a.
— Wstawaj pan!
— Co się stało?
— Kazimierz przyjeżdża! Będzie go pan oprowadzał po Paryżu!
Zgoda z mężem została zawarta, przynajmniej pozornie. Zobowiązał się on absolutnie nie wtrącać do spraw sławnej damy, pod warunkiem, aby ta od czasu do czasu odwiedziła go w Nohant.
Z pozwolenia tego postarała się skorzystać niemal niezwłocznie. Stosunek bowiem z Juljuszem Sandeau psuł się coraz bardziej. Sceny stawały się niemal codzienne, a przyszły autor „Marjanny“ i „Mademoiselle de la Segliere“ był kulą u nogi... Łączyły ich jeszcze jednak wspólne początki, wspólnie przecierpiana bieda, wspomnienia.
— Czyś już tak szybko zapomniała o naszych przysięgach? — czasem zapytywał — gdyby nie ja, dziś jeszcze tkwiłabyś nieznana, na wsi!
— Wiem, com ci winna! — odpowiadała — lecz jestem wolnym człowiekiem, nikt nie ma prawa do mnie!
— Nawet ja?
— Nawet ty! Krępować się nie pozwolę!
Po jednej ze scen gwałtowniejszych wyjechała do Nohant. Siedziała w majątku dość smutna, przykrzyło jej się po ruchu i zgiełku Paryża, może zatęskniła za kochankiem, dzięki nieoczekiwanym zwrotom swej natury, które tak często zdarzały się w jej późniejszem życiu.
Dość, że powróciła a wtedy nastąpiło naturalne rozwiązanie... romansu.
Powróciła nieoczekiwanie... na początku 1833 r. i równie nieoczekiwanie zastała wielce romantycznego amanta w objęciach zgoła nieromantycznej praczki. Pocieszał się biedak, jak mógł.
Sceny, spazmy, płacze, awantury, ostateczne zerwanie...
Ze zwykłym sobie gestem w sprawach pieniężnych, George Sand, nie tylko pozostawiła kochankowi mieszkanie, przenosząc się o parę domów opodal pod № 19 Quais Malaquais, lecz i pożyczyła znaczniejszą sumę pieniędzy, by mógł udać się do słonecznej Italji, tam marzyć i zapomnieć o niej.