Hamlet (Shakespeare, tłum. Hołowiński, 1839)/Objaśnienie

<<< Dane tekstu >>>
Autor Ignacy Hołowiński
Tytuł Hamlet. Objaśnienie
Pochodzenie Dzieła Williama Shakspeare Tom pierwszy
Wydawca T. Glücksberg
Data wyd. 1839
Druk T. Glücksberg
Miejsce wyd. Wilno
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom pierwszy
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Całe wydanie
Indeks stron
OBJAŚNIENIE[1].

„Fengon przekupiwszy tajemnie ludzi, rzucił się podczas biesiady na swego brata Horwendilla i zabił go zdradziecko; a potém przed swoimi poddanemi umiał się oczyścić z okropnego morderstwa. Przed tém jeszcze nim ściągnął krwawą i bratobójczą rękę na swego brata, splamił kazirodnie jego łoże, uwodząc żonę temu, któremu wprzód wydarł honor, nim dokonał zupełnej jego ruiny.
„Ośmielony bezkarnością Fengon odważył się zawrzeć śluby z tą niewiastą, z którą żył nieuczciwie jeszcze za życia dobrego Horwendilla............. Ta nieszczęśliwa, co miała zaszczyt być żoną jednego z najwaleczniejszych i najmędrszych xiąząt północy, dopuściła się poniżyć aż do podłości naruszenia wiary małżeńskiéj, a co gorsza, aż do zawarcia ślubu z mordercą swojego męża.................. Kiedy Gerutha tak się zapomniała, xiąże Amlet widząc się w niebezpieczeństwie życia i opuszczonym od matki, przybrał dla omylenia podstępów stryja pozor szalonego, z taką zręcznością i sztuką, że zdawał się zupełnie rozum utracić: takimto sposobem pokrył swoje zamiary i ocalił życie własne. Przez cały czas zostawał w pałacu królowéj, co więcéj dbała o przypodobanie się swemu zwodzicielowi, jak o zemstę za śmierć męża, lub o przywrócenie dziedzictwa synowi; biegał jak szalony i wszystko co mówił i robił okazywało przystępy pomieszania i pozbawienie zupełne rozsądku, tak, że był zabawką dla dworzan jego stryja i ojczyma......... Jednak czynił rzeczy pełne wielkiego znaczenia i odpowiadał tak stosownie, że rozumny człowiek od razuby poznał w jakim duchu było to pomieszanie......... Amlet przekonał się na jak wielkie niebezpieczeństwo naraziłby siebie, jeśliby zupełnie zaufał słodkim ułudzeniom przysłanéj od stryja dziewczyny. Tknięty jej pięknością xiąże, jeszcze więcéj był od niéj ostrzeżony o zdradzie, bo go kochała od dzieciństwa................. Potrzeba, rzekł jeden z przyjaciół Fengona, aby Król udał, że wyjeżdża w jaką podróż; a tymczasem niech zostaną Amlet z matką w jednym pokoju, i tam który z nas może się ukryć dla podsłuchania rozmowy i knowań tego mądrego szaleńca........................ Król się niezmiernie ucieszył z tego pomysłu........ Tenże sam doradca ofiarował się być szpiegiem i świadkiem rozmowy syna z matką...... Wszedł tedy potajemnie do pokoju królowéj i skrył się za obiciem pierwéj nim syn i matka razem się zebrali. Xiąże będąc przezorny i ostrożny, jak tylko wszedł do pokoju, lękał się jakiéj zdrady lub zasadzki i zaczął swoim sposobem robić dzieciństwa i skakać kolo obicia, a poczuwszy że się ktoś pod niem kryje, nie omieszkał natychmiast pchnąc tam pałaszem........ Tak odkrywszy zdradę i ukarawszy jéj wynalazcę, powrócił do królowej, która płakała i narzekała; potém jeszcze obejrzawszy wszystkie kąty pokoju i widząc się sam na sam z matką, mówił do niéj bardzo rozsądnie, w ten sposób:
Cóż to za chytrość, o najgorsza ze wszystkich niewiast, które się oddały chuciom jakiego obrzydłego rozpustnika, że pod udanym płaczem ukrywasz straszny uczynek i najokropniejszą zbrodnię? Jakąż mogę mieć ufność w tobie oddanej na wszelką niewstrzemięzliwość? Idź, biegnij z otwartém objęciem za tym podłym zdrajcą i mordercą mojego ojca i popieść się kazirodnie ze złodziejem łoża prawego małżonka............ Ach! królowo Gerutho, krewkość jedynie twoja zatarła ci w duszy pamięć waleczności i cnot dobrego króla, twojego męża, a mego ojca...... Nie gniéwaj się, proszę cię pani, jeśli uniesiony boleścią, przemawiam ostro i jeśli cię mniéj szanuję jak moję powinność; bo po twojém zupełném zapomnieniu o królu moim ojcu, niepowinnaś się zdumiewać, jeśli i ja wychodzę z granic wszelkiej wdzięczności.................. Chociaż królowa czuła się mocno dotkniętą i chociaż Amlet ugodzil w najboleśniejsze jéj miejsce, jednak zapomniała nieprzyjemności, którą uczuła z tak surowego gromienia, dla wielkiego wesela, co doznała z przekonania się o zdrowym rozsądku syna. Już nie śmiała podnieść oczu na niego, mając w pamięci swoję winę; już chciałaby go uścisnąć za te mądre napomnienia, które były tak skuteczne, że natychmiast wygasł w niéj płomień pożądliwości............................... Z nim po słano dwóch wiernych sług Fengona, którzy mieli listy ryte na drzewie, nakazujące Anglikom śmierć Amleta. Przezorny Duński xiąże, podczas snu jego towarzyszy, przepatrzył listy i poznawszy zdradę stryja i przewrotność tych dworzan prowadzących go na śmierć, zgładził listy domagające się jego zguby, a natomiast wyrył rozkaz Anglikom, powieszenia i uduszenia jego towarzyszów.................. Za życia ojca, Amlet ćwiczył się w téj tajemnéj nauce, przez którą ludzi uwodzi szatan, i ten ostrzegał xięcia o rzeczach przeszłych. Wiele byłoby mówić, czy ten xiąże przez zbyteczną mclancholią odbierał takie wrażenia, że wiedział o tém, czego mu nikt nie objawił“.................
Jest wyjątek ze sto ósmej historyi tragicznéj Belleforesta mającej tytuł: „Z jaką sztuką Amlet, który był poźniéj królem Duńskim, pomścił się śmierci swojego ojca Horweudilla, zabitego przez Fengona jego brata i inne wypadki tej Historyi.“
Oto wszystko co Szekspir miał przed oczyma tworząc swoję tragedyą. Belleforest wziął to z legend, któremi napełnione są początki dziejów Duńskich w Saxonie Grammatyku. Pisał Belleforest około roku 1560 i tę powieść Duńską przerobił wedle swego upodobania; powiększył ją uwagami moralnemi, stosownie do gustu swego czasu, dodał wiele okoliczności dla okazania jej więcej dziwną i zajmującą i wiele powkładał mów w usta osób tej powieści. Wszystko to nawet za swoich czasów nie mogło wytrzymać rozsądnej krytyki i tylko zdawało się być przeznaczoném dla gminu, co może posłużyło za przyczynę, że Belleforest wkrótce stał się powszechnie znajomym.
Ta historya Hamleta była natychmiast przełożona na język angielski. Wedle powszechnego mniemania Szekspir napisał swoję sztukę w 1595 roku, która przy pierwszem zjawieniu się otrzymała najświetniejsze powodzenie. Można widzieć w pismach owoczesnyeh, jak Hamlet wielką otrzymał sławę; przywodzono z niego miejsca, częste do niego robiono alluzye, a osoby tego drammatu zdają się mieć jakiś rodzaj bytu rzeczywistego, o których wszyscy mówią, jakby o jakich znajomych. Dotąd Hamlet nie stracił nic ze swojéj wziętości: sceny — jego tkwią w pamięci wszystkich, aktorowie szczególniéj lubią występować w roli Hamleta. Nadto, wielkie to mnóstwo uwag nad życiem ludzkiém, nad wszelkiemi położeniami człowieka i stanami towarzystwa, te dziwnie trąbie postrzeżenia i moralność rozlane po całéj sztuce, wyryły w pamięci wiele miejsc i zamieniły je w przysłowia.
Czytając Hamleta łatwo i bez głębokich roztrząsali można zdać sprawę z téj wielkiéj jego wziętości. Ta tragedya może najwięcéj nam odkrywa, jak Szekspir posiadał dziwną sztukę pozyskania i opanowania gminu, a razem oczarowania nawet ludzi światłych i myślących; podobny w tém do widoku saméj natury, przedstawiającego się wszystkim w ten sposób, że każdy go widzi i sądzi wedle swojéj zdolności i sposobu myślenia. Człowiek nie ulega jednemu tylko poruszeniu i kierunkowi; mimo najwyższego ukształcenia pojęcia i rozważania nigdy się nie wyzuje z téj cząstki siebie samego, która znajduje upodobanie we wrażeniach zmysłów i wyobraźni, tak, że zawsze w nim zostaje coś dziecinnego i gminnego; stąd pochodzi, że światli i uczeni, jeśli się nie zechcą wyprzeć własnych uczuć, nie bardzo smakują w sztuce dla nich tylko pisanej: albo przynajmniéj koniecznie potrzeba, aby wrażenia szlachetne mialy pewną moc, ciąg i prawdę dla niedostrzeżenia sztuki i czczości mowy nastrojonej na ton uroczysty.
Pomysł Hamleta dziwnie przypadł do tej obszerności, rozmaitości i powszechności, które stanowią charakter Szekspira: widać że miał upodobanie w tym przedmiocie i w nim dozwolił swobodnego polotu swemu gieniuszowi. Ciekawa rzecz widziéć tragedyą filozoficzną, w niéj autor mógł zamknąć w obszernym obrębie postrzeżenia wszelkiego rodzaju, w niéj mógł nam wykazać punkt, z którego patrzył na świat i naturę ludzką i niezawodnie, najwięcej w tym drammacie możemy zbadać Szekspira. Znajdujemy tam jeszcze wierne zwierciadło swojego wieku; cała tam barwa owego czasu odbita. Tam się uczymy jaka była dążność umysłów, jaki charakter, czynność i skutek, który sprawiały w ówczesnych ludziach posrrzeżenia i nauka. Filozofia jest treścią powszechnéj wiadomości: a więc i dzieło filozoficzne, więcéj jak każde inne, powinno być symptomatem objawiającym ten czas, w którym miało swoje poczęcie. Jakże ten rodzaj badania staje się więcéj zajmującym, kiedy rzecz idzie o tę epokę, w której umysł ludzki, będąc długo uwięziony formą niedoskonałéj cywilizacyi, zaczyna swój polot pełny ruchu, ciekawości i zapału!
Jakoż w Hamlecie znajdują się wszystkie skutki podziwu i upojenia, w które nauka i filozofia wtrąciła te pokolenia, co się im z całym urokiem nowości oddały. Zbytek wiadomości świeżo nabytych, nagromadzenie rozumowań, obfitość postrzeżeń, stanowią charakter tego wieku, w którym zakwitło odrodzenie nauk i uprawa umysłu.
Hamlet, najcelniejsza osoba, zupełnie ma charakter wedle wyobrażeń owych czasów jeszcze naiwnych. Szaleństwo udane młodego xięcia dobrze utrzymane: jego niespokojność tłumaczy się dostatecznie przez widzenie strasznego zjawiska: jednak w tej niespokojności i pomieszaniu Hamlet znajduje się jakby w swoim żywiole. Jego głowa już była zarażona niepewnością, powątpiewaniem i słabością. Dla zbytecznego oddania się nauce i rozważaniu, dla ciągłego ćwiczenia bardziéj rozwagi jak woli i czynności, nie umie niczego stale postanowić, ani kierować swojém postępowaniem.

Może to szatan duch co widziałem;
Czart się przybiera jakiém chce ciałem;
Może przez słabość moję zamyśla,
Przez mój charakter melancholiczny,
(Bo nad takiemi najwięcéj włada,)
Więc nie potępić biédną mą duszę.

W téj roli widać wyobrażenia upowszechnione pomiędzy ludem, o skutkach zbytecznego przykładania się do nauk, ustawicznego rozważania i zbytnie ciekawego badania rzeczy. „Oszalał z wielkiej nauki“ mówi pospólstwo wzruszone podziwieniem i litością dla ludzi żyjących w nieznanej jemu krainie, których widzi niezdolność do praktycznego życia, a razem dziwi się, kiedy mu objaiwiają prawdy, o których nawet nie marzyło, aby mogły być znane.
Hamlet uczył się w Wittemberdze, w tych uniwersytetach niemieckich już podkopywano metafizycznie powszechne zasady, już przebywano w świecie idealnym, już marzenie zwracało do wewnętrznego życia. Z takiém usposobieniem wraca do Dworu, kędy postrzega proste, lub płoche i dziecinne zabawy i przyjemności; tam patrzy na śmierć ojca i nagłe zapomnienie o tych co żyć przestali. Gniéw i wzgarda natchnione takim widokiem bynajmniéj nie wiodą go do działania. Nie widziémy żeby żałował władzy, albo wzdychał do chwały, albo zapalał się ogniem bohatérskim. Nie tak w żal i boleść, jak raczéj wpada w melancholią i zamyślenie. Po obaczeniu ducha swojego ojca, po przyjęciu na siebie udanego szaleństwa, nie pokazuje nam żadnego prawie odgraniczenia między swoim rozumem a pomieszaniem. Kiedy przestanie prawie niedorzeczności, zawsze jego wyobrażenia nie mają wielkiego związku. Uczucia, zamiary, przekonania, coraz więcéj nabierają w nim coś niedokładnego i niepewnego. To udane obłąkanie nie usprawiedliwia się żadnym skutkiem, żadnym uczynkiem: zamiast tego coby miało okazywać wielką moc postanowienia, wyświeca tylko słabość woli, i Hamlet potém słusznie więcéj się gniéwa na siebie jak na swoje przeznaczenie.
Nie jest to wadą sztuki, lecz przeciwnie to jéj piérwsza myśl i idea. Szekspir na żadnym swoim tworze nie wycisnął takiej jedności zamiaru, takiéj wyraźnéj barwy, tak utrzymanéj i jednostajnéj. Wszystko tam nosi na sobie cechę rozbioru i rozprawiania, niepewności i powątpiewania. Wszystkie osoby w tym guście przemawiają: każda obdarzona głębokiém postrzeganiem i prawdą; każda żyje i zdaje się oczom naszym jakby rzeczywista istota. Wszyscy szafują zdaniami, a nic nie robią, wszyscy smakują w rozprawach, które ich jednak nie wiodą do żadnych wniosków; wszyscy tchną pedanteryą. Król bez przestanku peroruje, ale jego zręczność i roztropność tylko na słowach; nie umie korzystać ze swego przewidywania. Niedorzeczność będących przy Dworze osób objawia się w Poloniuszu przez uczone mowy. Laertes wyraża boleść prawdziwą przez dziwnie nadętą retorykę. Grabarz jest także mędrzec wiejski. Niéma wreście nikogo, nie wyłączając nawet i Ducha, coby nie lubił własności lekarskich tłumaczyć, jakie wówczas przypisywano zielu zwanemu szalejem. Kobiety tylko nie noszą tego piętna. Czytając tego autora ciągle postrzegać będziemy, z jaką trafnością zawsze oddawał charaktery kobiet. Żaden z pisarzy drammatycznych nie umiał tak doskonale odróżnić płci jednéj od drugiéj. Te dwie natury moralne nigdy me są u niego pomieszane. Królowa i Ofelia, każda w swojém położeniu, są dwie role najwięcéj poruszające. Nie rozumują, nie rozprawiają, ale bez przymusu i rozwagi oddają się swoim poruszeniom serca i pierwszym wrażeniom. W Gertrudzie szczególniéj widziemy mieszaninę prawdziwą i naturalną sprzecznych uczuć. Przez słabość kobiecą zgadza się na hańbę, a następnie, jak nie miała żadnéj obrony przeciwko błędowi, tak jest bezbronną przeciwko zgryzotom i wyrzutom. Kocha syna z całą macierzyńską czułością i czuje dla niego pewien rodzaj poważania, jako dla prawdziwej głowy domu. To macierzyńskie uczucie, miłość Ofelii i prawdziwa a szlachetna przyjaźń Horacia podnoszą rolę Hamleta i dają widzieć, że ta słabość duszy, ten nieporządek umysłu, pochodzą raczéj z nędzy natury ludzkiéj, a nie ze słabości i niedostatków jego charakteru. Szekspir doskonale go przedstawił jako istotę szlachetną i wielką mimo tylu okoliczności, które go mogły poniżyć.
Widz może zawołać z Ofelią:
Co za szlachetny umysł w ruinie!
Toż samo, co w Hamlecie, postrzegamy we wszystkich osobach, którym nawet rozważanie nie osłabiło władz i które posiadają cały zdrowy rozsądek. Wszyscy nie lepiéj od Hamleta przywodzą do skutku swoje zamiary; znajomość życia nie kładnie ich wyżéj od niego i ludzie praktyczni nie dalej postępują, jak on żyjący w święcie marzeń.
Bo właśnie taki ogólny cel tej sztuki. Każda scena, jeszcze więcéj jak każda osoba, przeznaczona do wykazania nicości i próżności rzeczy ludzkich. Nie znajdujemy tam wypadków przygotowanych i wykonanych wolą, przezornością, albo nawet ludzką namiętnością. Nie jest to nić fatalizmu wiodąca sprawy ludzi do skutków wcale ich woli przeciwnych, jak w tragedyi starożytnéj. Jeszcze więcéj nie jest to wolna wola działająca całą swą siłą, a jednak wskazana na przebieżenie drogi zakreślonej przeznaczeniem, jak zobaczymy w Makbecie. Przypadek a nie opatrzność u niego tu przywodzi zdarzenie po zdarzeniu, bez okazania dążności lub celu moralnego. Wprawdzie winni otrzymali karę, lecz przypadkowie, tak, że żadna konieczność, żadne następstwo zbrodni nie odkrywa ręki bożéj. Niewinność pomieszana ze zbrodnią pada w tę same ruinę. Słodka i czysta Ofelia, to wyobrażenie niewinności, zasługiwałaby na opiekę nieba, a przecież tego w całej sztuce nie widziémy. Hamlet w swoich marzących wątpliwościach stracił poznanie złego i dobrego, stał się słabym, twardym, okrutnym i chytrym. Ubolewamy nad jego postępowaniem, lecz nie sądzimy niesłusznem jego ukaranie. Mało nas zadziwia śmierć jego, którą przypadek sprawił, tak jak tenże przypadek wtrącił go do winy. To samo zawarł Szekspir w kilku słowach, kiedy na końcu Horacio mówi do Norwegskiego xięcia:

Wtedy dla wszystkich staną się głośne
Czyny nieludzkie, krwawe i sprośne;
Mord nieumyślny, sąd trefunkowy;
Gwałtem lub sztuką śmierci sprawione,
Chytre podstępy, co omylone
Spadły na samych podstępców głowy.

Jedność pomysłu, mająca na celu wątpliwość i niepewność rzeczy ludzkich, dozwalała, albo raczéj, nakazywała tę dziwną rozmaitość scen następujących po sobie bez żadnego koniecznego związku, a sprawujących przez rozmaite sposoby jedno zawsze wrażenie. „Jaki nasz koniec? oto moralność wpadająca po każdéj scenie. Szekspir tym sposobem mógł przebiedz i przedstawić z tej smutnej strony całe życie ludzkie. Wszystko można było pomieścić w tym drammacie, który wymagał rozmaitości wypadków i mnóstwa postrzeżeń i rozumowań, tak, że nawet rozprawiania literackie, nawet przywodzenie wszelkich okoliczności Teatru Szekspira i innych współzawodniczych, nawet kłótnie zakulisowe i parterowe mogą się zaledwie uważać za ustępy.
To następstwo scen przeznaczonych do uderzenia wyobraźni jedną i tą samą myślą, ale przez rozmaite sprężyny, więcéj wywiéra mocy na widzach i może więcéj ich zajmuje, jak gdyby było rozwinięcie stopniowe jednego położenia.
Zaraz na początku umysły uderzone są zjawiskiem ducha. Oddawna już zauważano tę wielką zręczność, albo mówiąc lepiej, to uczucie prawdy z jakiem Szekspir umiał przygotować do wrażenia strachu sprawionego przez widziadło. Lessing w swojéj Drammaturgii okazał, jak Wolter niezręcznie starał się przenieść w swojéj napuszonéj tragedyi Semiramis ten skutek strachu, który w Hamlecie opiéra się na prostém i wierném postrzeżeniu gminnych przesądów o upiorach i na okolicznościach naturalnych, w pośród których Szekspir wyprowadził swoje zjawisko.
Sceny Poloniusza i żarty, które Hamlet, zasłaniając się swojem szaleństwem, zwracał dla igraszki do starego dworaka; ustępy chytre, za pomocą których nie dał się zbadać dwóm panom, przeznaczonym do jego śledzenia, odznaczają się głęboką znajomością serca ludzkiego. Przedstawienie teatru na teatrze jeszcze większy sprawuje skutek. Widzenie się Hamleta z matką i te słowa wprawdzie surowe, a jednak tchnące życzliwością, równie i skutek, co sprawiły na królowéj, należą do rzeczy najbardziéj patetycznych. Tak dramma przybiéra postać coraz więcéj i więcéj posępną i dąży do końca, zawsze jednak zachowując swój postęp niepewny i przypadkowy.
Zabójstwo Poloniusza pomnaża niespokojność w duszy Hamleta i wprawia Ofelią w rzeczywiste i rozczulające pomieszanie. Opowiadanie Królowéj o śmierci téj dziewicy obudza słodkie rozrzewnienie.
Spotkanie się Hamleta z wojskiem gotowém przelewać krew dla kilku morgów ziemi i sławna scena grabarzy tak widocznie wchodzą w ogólny plan sztuki i tak dziwnie się zgadzają z tą jednością wrażenia, którego Szekspir szukał, że niéma nawet potrzeby mówić, że to nie są dziwactwa, ale konieczne wypadki systematu.
Wreście pogrzeb Ofelii kończy straszną i rozdzierają cą sceną to następstwo wypadków tragicznych, które ani na chwilę nie dozwoliło próżnować naszéj uwadze i ciekawości, i które kierowało interes nie tak do jakiéj osoby, jak raczej do zagadkowéj nędzy przeznaczenia ludzkiego.
Ze względu na skutek drammatyczny, ta scena jest prawdziwem rozwiązaniem: bo pojedynek, przemiana rapirów, trucizna i wszystkie te śmierci, co następują zaraz jedna po drugiej, zdają się raczej być skutkiem potrzeby zakończenia jak pomysłem tragicznym. To była skała tej sztuki. Trudno rozwiązać, kiedy niéma żadnego węzła, a tylko postęp przypadkowy.
Uczucie moralne, w jakie nas wprawia ta sztuka, jest także coś niepewnego i mordującego. Wątpliwość będąca główném tłem téj tragedyi cięży i nad jej rozwiązaniem. P. B.


U nas, ile mi wiadomo, niéma przekładu tej sztuki z oryginału. Znajdują się dwa tłumaczenia prozą z niemieckiego okropnie tak pokaleczone, że żadnego nawet pojęcia o naszym Poecie nie dają. Jedne Bogusławskiego, drugie w Minkowcach na Podolu drukowane pana Nepomucena Kamińskiego, tego najgłębszego badacza mowy ojczystej i znakomitego tłumacza Szyllera. Nie można obwiniać obydwóch tłumaczów, bo działali wedle wyobrażeń ówczesnych: uważając tę sztukę ze strony akcyi i chcąc przywiązać interes do jakiéj osoby, opuścili właśnie to wszystko, co stanowi jedyny cel i prawdziwą piękność tej filozoficznéj tragedyi.






  1. Przekład wstępu do Hamleta w tłumaczeniu Guizota. Nie mogąc nic lepszego zrobić i będąc pozbawiony kronik i innych potrzebnych zapasów, na których nie zbywało Panom PB. — AP., Gizotowi i innym, co pisali te wstępy; widząc jeszcze w nich ten sposób uważania naszego poety, w jakimbym chciał go przedstawić naszym czytelnikom: a nadto sądząc je bardziéj zastosowane do naszej publiczności, jak rozbiory Anglików, albo pana Tieck i innych Niemców, dogodniejsze raczej dla użytku tłumacza, jak dla czytających, postanowiłem takowe wstępy przełożyć i umieścić na końcu każdéj sztuki, aby z początku nie psuły interesu, a potém czytane mogły być lepiej pojęte.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Ignacy Hołowiński.