<<< Dane tekstu >>>
Autor Wincenty Rapacki (ojciec)
Tytuł Hanza
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1912
Druk Piotr Laskauer
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XVI.
Kupcy.


Człowiekiem, który wszedł do komnaty Oldermana, był wyklęty Wierzynek.
Stanął w progu i rzucił badawcze spojrzenie na Niemca, który, z szeroko otwartemi oczyma z podziwu, czekał na pierwsze jego słowa.
Przez chwilę milczeli obaj, mierząc się wzajemnie wzrokiem.
Olderman spostrzegł tak wielką zmianę w osobie przybyłego, iż ten zauważył to jego zdumienie i odezwał się pierwszy:
— Ledwieś mnie poznał, Oldermanie! a przecież niedawne czasy, gdyśmy się po raz ostatni widzieli... Pamiętasz? przyszedłeś mi ofiarować pokój i zgodę, a jednocześnie kopałeś pode mną przepaść...
— Ja? Tyś ją — sam wykopał pod sobą. niebaczny. Lecz po co tu wznawiać rzeczy zapomniane! Czego żądasz?
— Zapomniane dla ciebie... Och, ale kiedyś gorzko wspominać je będziesz, bo Bóg jest sprawiedliwy i niepodobna, aby go tak podejść można bezkarnie, jakeście wy go podeszli!
— Cóż to, grozisz? Raz jeszcze pytam: pocoś tu?
— Ni z groźbą, ni z prośbą przychodzę do was, potężni panowie kupcy, przychodzę zrobić interes, w którym korzyść cała będzie po waszej stronie. Bo oto;złożyło się tak, że ja chcę wam oddać przysługę.
— Ty? My nic nie przyjmiemy od przeklętego.
— Od przeklętego? ha! ha! ha! — zaśmiał się Szyderczo Wierzynek. — Więc musicie zdjąć ze mnie tę klątwę.
— My? Czyśmy biskupem?
— Nie graj-że komedyi ze mną, Oldermanie. Wszakże tu jesteśmy sami, a Ten tam w górze, co nas słucha, zna najtajniejsze serc kryjówki. Klątwa padła na mnie za waszem staraniem i przez wasz wpływ zdjęta być musi.
— I jakaż to ma być przysługa, którą nam oddać pragniesz?
Wierzynek nie przestał śmiać się szyderczo.
— Otóż takim cię widzieć chciałem, Oldermanie.
— Bez słów próżnych. Jaka przysługa?
— Wielka, bo chcę was ocalić od ruiny.
— Ty?... Wiesz o fałszerzach monety?
— Wiem.
— I odkryjesz ich?
— Jak klątwa będzie zdjęta, tego samego dnia zaprowadzę was w miejsce, gdzie schwytacie złoczyńców.
— A jakąż mi dasz rękojmię?
— A jakiejż chcesz rękojmi od człowieka uczciwego, niewinnie spotwarzonego przez was? Spojrzyj mi w oczy, Oldermanie! Myśmy kupcy i znamy się na cenie rzetelnego słowa. Czyś mnie kiedy złapał na oszustwie?
— Nigdy — rzekł Olderman, spuszczając wzrok przed Wierzynkiem.
Po chwili zaś dodał:
— Padłeś ofiarą interesu, tak nam nakazywała taktyka kupiecka. Wy nie umiecie się bronić, a my idziem... choćby po trupach. Trzeba ugiąć przed nami głowy a nie stawać na drodze. Wasz handel zginął i już się nie podniesie. Nasz zawładnął światem.
— Jeszcze nie zawładnął, Oldermanie, i nie daj Boże, aby kiedy miał zawładnąć!
— Mówisz o Moskwie? Kto ma Nowogród, temu i Moskwa otworzy swoje bramy.
— Mówię o sumieniu. Wyście sobie powiedzieli, że wszystko kupić i że wszystko sprzedać można. I udawać wam się to będzie do czasu, ale przyjdzie chwila, gdzie, aby być w zgodzie z tem szatańskiem prawem waszem, kawał własnego serca oderwać i rzucić przyjdzie... boć i wy ludźmi jesteście, choć nimi być nie chcecie... Wtedy co? wtedy powstaną w duszach obrażonych i deptanych ludzi furye zemsty... i te was pożrą, bo nic się tak nie mści na. człowieku, jak obrażone prawa człowieczeństwa, których niczem nie kupisz, i których tak łatwo nie sprzedasz...
— Ha! ha! ha! Ot, brednie małodusznych i ciemnych ludzi...
— Gdy odkryjesz fałszerzy, już się tak śmiać nie będziesz, Oldermanie.
— Więc sądzisz?... — urwał prędko i zerwał się z siedzenia, przystępując z trwogą do Wierzynka.
— Nic nie sądzę... Czy ugoda stanęła? Kiedy klątwa zdjęta ze mnie zostanie?
Olderman popatrzył w twarz wyklętego, jakby się chciał jeszcze zapewnić o rzetelności słów jego, potem rzekł po chwili:
— Za trzy dni.
— Prędko prowadzicie interesy. Za trzy dni dotrzymam, com obiecał.
— Jakim sposobem?
— Stawię się tu nocą. Wyślesz ze mną ludzi, jakich ci się podoba, i udamy się do jaskini złoczyńców.
— Podaj mi rękę.
Wierzynek ją cofnął.
— Ręki wyklętego dotykać się nie godzi, Oldermanie.
Wierzynek chciał wyjść, lecz nagłe, jakgdyby sobie coś przypomniał, przystanął. Potem postąpił aż na środek izby, skinął na zdziwionego Oldermana, aby się doń zbliżył, i rzekł z cicha:
— O naszem przedsięwzięciu nikt, ale to nikt wiedzieć nie może, prócz nas dwóch... pamiętaj!
Gdy Wierzynek wyszedł, Niemiec długo jeszcze patrzał na drzwi w ponurem zamyśleniu, potem, jakgdyby zbierając w myśli słowa, które mu wyklęty wygłaszał, mówił do siebie:
— Któż są ci zdrajcy?... Nikt prócz nas dwóch wiedzieć o tem nie może? Byliżby to...
Wstrząsnął się nagle, jakby od ukąszenia żmii.
— Toby było okropne! Ha, zobaczymy.
Potarł ręką czoło, rzucił się na krzesło i znów mówił:
— Sumienie... sumienie. Głupi człowiek. Własne ser ce rzucić na ofiarę ustawom Hanzy! Gdzie idzie o jej byt, o jej dobro, tam serce w rachubie być nie może.
I chodził niespokojny, mierząc izbę tam i z powrotem.
— Odkryjem zdrajców! Inaczej będę mówił, gdy ich zobaczę... Ha,! piekło! ta myśl, jak świdrem strasznym, wierci mi głowę.
W tej chwili drzwi się otworzyły i weszli do komnaty Otbert i Folchard, niosąc klucze i bilans dnia całego.
Olderman ich lubił, miał do nich zaufanie, nie taił — się przed nimi z tem, oo dotyczyło interesów związku, z wyjątkiem rzeczy sekretnych, więc i teraz, gdy ich zobaczył, odzyskał dobry humor na chwilę i już miał na ustach wykrzyknik: „Pożądana wieść“, gdy nagle rzucił okiem na drzwi i całą postać Wierzynka złowroga, tajemnicza, z palcem na ustach, stanęła mu przed oczyma...
Urwał przeto, skinął im uprzejmie głową na dobranoc, a gdy wyszli, znów się pogrążył w zadumie i dopiero świt letniego ranka, zaglądającego przez okrągłe szybki jego okien, Obudził go z odrętwienia.
Zgasił światło, otworzył okno i wychylił się na ulicę.
Cisza ranka, przerywana tylko świegotem ptactwa zbudzonego i okrążającego wieżyce Panny Maryi...
Wtem z za kościoła wyłoniło się dwóch ludzi i dążyło przez Rynek ku Sukiennicom.
Poznał ich przy bladym brzasku poranku. Był to Otbert i Kuternoga.
— Skąd wracają o takiej porze?
Minęli Sukiennice i udali się ku mieszkaniu Pater-noster-machera.
Olderman wychylił się, aby ich lepiej zobaczyć.
Otbert oddawał Kuternodze jakiś przedmiot, który ten ważył w ręku, a potem zdawało mu się, że słyszy wyrazy:
— Dziś lekki...
I tak przezacny pan Olderman był znowu tem rozciekawiony i pogrążony w myślach i przypuszczeniach, że, choć się rozebrał i ułożył do snu, sen się nie zjawił.
Poświęcił tę noc całą dla dobra Związku.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Wincenty Rapacki (ojciec).