<<< Dane tekstu >>>
Autor Wincenty Rapacki (ojciec)
Tytuł Hanza
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1912
Druk Piotr Laskauer
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XX.
Natan.


Najcięższa to doba żydów na ziemi naszej.
Wyparci przez Hanzę ze stosunków, handlowych, prześladowani, darci, paleni — że potrafili zachować odrębność swoją i nie uledz pod tym strasznym obuchem, toć dowód ich wielkiej siły plemiennej.
Im więcej ich brano w kleszcze, tem silniej się objawiała siła oporu i walki.
Widząc, że miasto, pochłonięte przez Niemców, dla nich stracone, rzucili się w przestwór kraju. Dwory szlachty, zamki magnatów, chata kmieca — oto miejsca nawiedzane przez nich, oto arena ich handlowych, finansowych, komisowych, faktorskich i t. p. obrotów.
Przez Żyda poczęło się ułatwiać wszystko, czy w dworze, zamku lub chacie.
Średniowieczna rycerskość nie kalała rąk handlem, a jednak złota potrzebowała, lubiła się stroić i żyć wykwintnie; prócz tego poczęła mieć coraz więcej rozlicznych potrzeb, w miarę, jak cywilizacya te potrzeby stwarzała. I któż to wszystko miał ułatwiać? Żyd.
Staje on się powoli jej bankierem, pośrednikiem w kupnie, i sprzedaży, informatorem, doradcą, depozytorem, a nawet często towarzyszem, bez którego obejść się trudno, — w końcu zaś przyjacielem i sługą najwierniejszym.
Włada wybornie językiem polskim, więc stosunek z nim łatwy i miły.
Uczy się prędko języka niemieckiego i tak go sobie przyswaja, że tworzy żargon, dziwną mieszaninę z hebrajskim, która mu została po dziś dzień.
Jednym z takich Żydów na dworze hulaszczego księcia Przemysława był Natan, syn Arona, złotnika krakowskiego, nieprzejednany wróg — Hanzy, bo wyzuty przez nią z mienia i domu.
Był on podskarbim, arendarzem, negocyatorem i doradcą książęcym.
Znakomite zyski, które mu dawała służba u Przemysława, obracał na utrzymanie i zapomogi dla licznych swoich wyznawców, których był niejako patryarchą w księstwie oświęcimskiem.
Śmierć Przemysława raziła Żyda gromem.
Rozdarł na sobie szaty i poprzysiągł na hajrem, że póty nie spocznie, póty nie będzie spożywał strawy żadnej, prócz chleba i wody, dopóki nie wynajdzie zabójcy i nie pomści pana swego.
Natan by! mądry i roztropny i znał ludzi, z którymi obcował. Wiedział, w jaką strunę ich uczuć uderzyć. Nie kornie więc, jak dotąd, zginając szyję, ale wielkim alarmem i krzykiem postanowił przemówić do tych głów gnuśnych i ospałych.
Biegnie więc do stajen książęcych, każe wybrać najdzielniejsze limie i pędzi na nich od zamku do zamku, krzycząc w uszy książętom i baronom:
— Hanza! Hanza niemiecka zabija książęta!... Oto morderca, przez nich nasłany, zabija mego pana w lesie, nagle, z zasadzki. Zemsta! Zemsta! Zemsta im! Zaklinam was na waszego Boga, śpieszcie do Krakowa. Spieszcie! śpieszcie ze mną, a ja przysięgam wam na Jehowę, że go tam znajdę i oddam zemście waszej.
I stało się, że Żyd ten, niby drugi Mardochai, obwołuje głosem wielkim zemstę Hamanowi, i prowadzi książąt i baronów do Krakowa.
Panowie jeszcze nie zapomnieli katastrofy w żywieckim lesie, skwapliwie więc chwytają sposobność zemsty, i oto, nim tydzień upłynął, widzimy wjeżdżającą w mury Krakowa drużynę, złożoną z dawnych naszych znajomych — prócz jednego Hinkowa z Głogowy, którego kamienna płyta kryje.
Było to o południu jasnego dnia w lutym, w uroczystość św. Macieja apostoła.
Lud wychodził tłumnie z kościoła, gdy w rynku ukazał się zbrojny hufiec przyjaciół księcia oświęcimskiego.
Po ludziach postrach wionął, bo nie wiedziano, co ci rycerze z sobą niosą. Wszyscy przystanęli i przypatrywali im się nieufnie.
Wtem Natan zeskoczył z konia i chwycił za rękę kobietę.
— Patrzcie! patrzcie! widzicie, co ta kobieta ma na szyi? To łańcuch księcia Przemysława? ten łańcuch... pamiętacie go?... pamiętacie ów wieczór, kiedy go zawiesił ma piersi pani Małgorzaty?... Wszak to złodziejka! a gdzie złodziejka, tam i morderca być musi.
I mówiąc to, zdarł kosztowny łańcuch z ramion pani Agaty.
— Prowadźcie Ją, tam, na róg Szewskiej. To żona największego hanzeatyckiego łotra, to żona Justusa Knabego!... Tam! przetrząśniemy cały dom! Coś tam więcej znaleźć się musi.
Żyd płomieniem swojej wymowy rozpalił do czerwoności całą drużynę.
Nikt nie śmiał się odezwać słowem jednem, choć pani Agata wzywała pomocy. Zjawił się wprawdzie Rudolf tuż przy matce i powalił napastnika, ale go pochwycili pachołcy burgrabi lanckorońskiego.
W jednej chwili opanowano dom kuternogi.
Pochwycono go w komnacie pani Agaty, przy szufladzie pełnej kobiecych gratów, — znać wybierał z nich coś dla siebie.
Przebiegły Natan dotarł aż do piwnicy i stamtąd wyniósł łup największy, bo złoto uzbierane i fałszywe stemple hanzeatyckich talarów!
— Patrzcie! patrzcie! — wołał Żyd. — Widzicie, kto fałszuje Hanzie talary? Patrzcie tu! — i wydobył jeden z swojej kalety — to ten sam, wybity na tej modle. Ha, złodzieje! Trzymajcie tego łotra, bo to ptak nieocenionej wartości.
— A toż tu ich całe worki! świeże, nowiutkie!
— Więc Hanza biła fałszywe pieniądze!
— Hanza! Hanza, złodziejska Hanza!
Wyszła wreszcie tajemnica na światło dnia białego, i czego nie mógł dokazać dobroduszny Wierzynek, dokazał mściwy Natan.
Fortuna dziwnie kapryśna.
Skrępowanego kuternogę oddano sądom ławniczym.
Dom zrabowano doszczętnie i zabito deskami, jakby dotknięty zarazą.
Panią Agatę z synem wypuszczono na wolność.
Po przestrachu gwałtownym uczuła ona nagle jakby dawno upragnioną swobodę. Pozbyła się nienawistnego człowieka, ale została bez dachu.
Całą zdobycz rozdzielono między siebie, tylko fałszywe pieniądze i stemple złożono ławnikowi.
Beatus, qui tenet.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Wincenty Rapacki (ojciec).