Historja chłopów polskich w zarysie/Tom I/XXIII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Świętochowski
Tytuł Historja chłopów polskich w zarysie
Podtytuł Tom I. W Polsce niepodległej
Wydawca Wydawnictwo Polskie
Data wyd. 1925
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Lwów — Poznań
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

XXIII.
Rzeczpospolita polska jako rzesza niezależnych państw szlacheckich. Reformy prywatne. Przykład m. Poznania. Fundacje, Brzostowskiego. Oczynszowanie w dobrach Zamojskiego, Przebendowskiego, Świniarskiego, Poniatowskiego, Chreptowicza, Dzieduszyckiego. Państwo Jabłonowskiej. Nasiona rewolucji.

Rzeczpospolita polska nie była państwem ściśle zorganizowanem, politycznie i społecznie zwartem, lecz rzeszą większych i mniejszych państewek szlacheckich, magnackich i duchownych, któremi ich posiadacze rządzili absolutnie i prawie w zupełnej niezależności od rządu, sądu i sejmu.
«Dwór szlachecki — mówi Łoziński[1] — był zamkniętym w sobie i dla siebie organizmem, państewkiem po swojemu udzielnem, małem i ciasnem, ale w całości swej okrągłym światkiem. Aby w nim życie było znośne, musiał być ile możności niezawisłym od zewnętrznego świata, wystarczającym sam sobie. Miast wielkich było bardzo mało, miasteczka były mizerne i nic w nich dostać nie było można, chyba w czasie jarmarku, drogi opłakane, w pewnych porach roku wprost nie do przebycia». Wszystko robiło się w domu: rzemiosła, gorzałka, płótno, wyprawa skór, mydło, świece, miody, leki, atrament, nawet proch. Gdzie nie było kościoła — kaplica domowa z kapelanem. Zbiorowe w niej modły. Sąd własny, więzienie, siła zbrojna, poczta własna, nawet małe drukarenki. Możnowładcy podnosili swoje dobra do wysokości istotnych państw. «Panowie — powiada J. Bartoszewicz[2] — mając najwyższe sądy i rządy w dobrach swoich... mówili sobie, że są książętami, że składają tylko rzeszę polską pod naczelnictwem króla, który był pierwszym pomiędzy równymi, dobra swoje nazywali państwami, a nawet niektórzy zaszli tak daleko, że się i niepodległymi uważali. Radziwiłł nieświeżski kładł na bramie stolicy swojej napis, że postawiona za jego panowania — Carolo Stanislao Regnante i bez żartu powiadał: król sobie króllem w Warszawie a ja w Nieświeżu». — «Nazwą państwa — mówi Rafacz[3] — obdarzano nieledwie każdą wieś z ludźmi w niej mieszkającymi, a znajdującą się pod władzą jednego pana». Istniało więc państwo Janowskie, Kasińskie i t. p. Jego niekoronowany a jednak rzeczywisty monarcha ogłaszał ustawy i rozporządzenia wpisywane do osobnej księgi jako prawa, a wydawane przez niego statuty i manifesty brzmiały: «Za panowania Jaśnie Wielmożnego X. Imci Andrzeja Trzebickiego, biskupa krakowskiego» lub: «Za panowania nam szczęśliwie Jegomości i Dobrodzieja H. Lubomirskiego». «Panom — powiada Rafacz — zależało na usunięciu wszelkiej ingerencji państwa w życie wiejskie, ponieważ tym sposobem otrzymywali wolną rękę w rozporządzeniu poddanymi; im to także zależało na zupełnem odgraniczeniu swych włościan od reszty klasy chłopskiej, zamieszkującej wsie okoliczne, ponieważ tym sposobem uniemożliwiali jej wspólną organizację«. Władcy państewek, tak niezależni i nieobowiązani liczyć się z prawami ogólnemi, mogli z tą samą swobodą poprawiać położenie swych poddanych, z jaką je pogarszali. Częścią duch czasu, częścią wpływ literatury i publicystyki, a następnie przykłady pobudziły tych prywatnych ustawodawców do reform. Ulegli temu działaniu głównie wielcy panowie, którzy nie potrzebowali drżeć o uszczuplenie się dochodu przez usunięcie lub ograniczenie wyzysku pracy chłopskiej. Natomiast średnia szlachta, która nie mogła karmić swego interesu z władzy i wpływów na sprawy państwa, wydzierała nieurodzonym najmniejsze kąski. «Przy lada sposobności — mówi Pawiński[4] — obostrzano w instrukcji (posłom) istniejący zakaz przeciwko plebejom. Jakiś podpisek nieszlachcic w kancelarji grodzkiej lub ziemskiej zaczepił się na skromnem stanowisku skrybenta; aliści szlachta krzyk podnosi, już woła, aby uchwalić na sejmie konstytucję, któraby starostom zabroniła trzymać u siebie nieszlachtę... Tu i ówdzie wcisnął się plebejusz na urząd niewysoki w administracji skarbowej. Już szlachta woła, żeby go usunąć... Na sejm konwokacyjny w 1733 r. posyła sejmik radziejowski posłów, zalecając im przy naprawie Rzeczypospolitej nie zapominać o tem, «aby personae plebejae byli od ceł koronnych oddaleni». O tem samem rozprawiano na sejmie czteroletnim. Gdy dzierżawy rozmaitych drobnych gruntów państwowych (wójtowstwa, leśnictwa i t. p.) znalazły się w ręku plebejuszów, szlachta, która «ma nad wszystkie podlejsze stany naturalny z urodzenia swego przywilej», żąda aby jej dano w otrzymywaniu tych dzierżaw pierwszeństwo przed ludźmi tego podlejszego gatunku, którzy skromnie żyjąc, mogą ofiarować wyższe ceny». Jak dalece ten lepszy gatunek żadnej nie pomijał sposobności odebrania chłopom nawet jałmużny, świadczą losy zapisu Jana Lipnickiego. Zacny ten obywatel zostawił 15.000 zł., ubezpieczonych na dobrach Janowice, ażeby z procentów opłacano podatki za biednych włościan powiatu sandomierskiego. Sejm 1647 r. ofiarę zatwierdził z zastrzeżeniem, że «jeżeli zapisana suma nie wystarczy, to się do podatków ciż poddani przykładać powinni» (Vol. leg., IV, 111). «Zamiar fundatora — mówi Skrzetuski[5] — musiał być przynajmniej w początkach skutkowany, ale wkrótce w zaniedbanie poszedł... Województwo sandomierskie procent od tej sumy obracało na largicje (dary) obywatelom za różne posługi, dając im na to do dziedzica Janowic asygnacje». Na sejmie 1775 r. i dla tej sumy «wyrobiono uboczne sancitum» (uchwałę). Na mocy tego domagano się jej od dziedzica Janowic. Pozwano go do grodu sandomierskiego, który odesłał sprawę do trybunału a trybunał na sejm, «gdzie materja ta dotąd wniesiona nie była». Tymczasem suma ta podwoiła się i «mogłaby jakąkolwiek przynieść ulgę biednym powiatu sandomierskiego chłopkom, którzy chociaż w ciemnościach wychowani, wiedzą jednak dobrze o tym zapisie, wspominają codziennie i błogosławią dobroczyńcę swojego, a do Najwyższej Narodowej Zwierzchności ręce wznoszą, ażeby nie pozwoliła wydzierać im tego dobrodziejstwa Lipnickiego». Przed chciwością, brakiem uspołecznienia i nieżyczliwością szlachty dla chłopów zapis taki uratować się dla nich nie mógł[6].
Ogół szlachty był niezamożny: życie bezładne, marnotrawcze, próżniacze przy nieudolnej i niedbałej gospodarce nie mogło wywoływać w nim objawów wspaniałomyślności, raczej rozbudzało chciwość, która wpijała się przedewszystkiem w pracę chłopa. Tymczasem magnaci, mający dobra o wielu milach kwadratowych i dochody w setkach tysięcy dukatów, łatwiej zdobywali się na miłosierdzie i ofiarę względem swych poddanych. Nie oni jednak zrobili pierwszy poważny krok w tym kierunku: najwcześniejszą bowiem, najrozumniej pomyślaną i najrzetelniej przeprowadzoną reformą włościańską XVIII w. była ordynacja, wydana w r. 1733 przez urząd m. Poznania dla wsi Zegrz i Rataje. Poddaństwo zostało zniesione, swoboda osobista włościanom przyznana, oddawanie się rzemiosłom zalecone, wolność handlu i wyrobu zapewniona. Gospodarz mógł swój grunt sprzedać. Dziedziczył starszy syn, który młodszych spłacał. Spadkobiercami byli krewni zstępni i boczni; po bezpotomnych dziedziczyło ⅓ miasto, ⅓ kościół, ⅓ szpital i gmina. Pożyczać na grunt nie było wolno od osób zostających pod obcemi jurysdykcjami. Odpowiedzialność osobistą zaostrzono. Parobek, który opuścił gospodarza przed terminem, tracił całoroczną pensję. Za skaleczone bydlę on odpowiadał, ale za skaleczone na moście — sołtys. Gospodarz winien był leczyć parobka własnym kosztem. Gmina odpowiadała solidarnie za wypłatę czynszu, obowiązana była zwieźć drzewo po pogorzeli, kopać studnie, naprawiać mosty, utrzymywać szpital, ścigać gromadnie przestępców i t. d. Pierwsze miejsce urzędowe zajmował sołtys nie z wyboru, lecz z kolei; jego pomocnikami byli przystolni (beizecery). On zarządzał gminą, rozstrzygał spory pomiędzy gospodarzami a czeladzią; z przystolnymi sądził sprawy mniejszej wagi, sam podlegał sądowi ekonomów i magistratu, a za kradzież — sądowi trzech sołtysów. Sprawy ważniejsze podawał do wiadomości ekonomów, zasiadających raz na rok. Magistrat był instancją apelacyjną, a dla spraw najważniejszych (zbrodni) — pierwszą. Kary, przeważnie pieniężne, wosk do kościoła, więzienie, gąsior i rugowanie ze wsi; cielesne tylko w dwóch wypadkach — kradzieży i rozpusty. Kary jednak za kradzieże są ustopniowane aż do śmierci[7].
Oryginalnie zorganizował swoje «państwo» Paweł hr. Brzostowski, kanonik wileński, referendarz[8]. Nabywszy (1767 r.) dobra Merecz, które nazwał Pawłowem, znalazł ziemię zapuszczoną, «garstkę ludzi zdziczałych, którzy w nędzy i mizerji żyli, obciążeni robociznami w stanie niewolniczym podług zwyczaju powszechnego w tym kraju». Zaczął ich oświecać, odmawiać od pijaństwa, czytać im w niedzielę i święta, rozdawać nagrody gospodarnym. Gromadził młodzież na przyzwoite zabawy, dał im lektora do czytania, «moralnych historyjek», po których prowadzono rozprawy. Zebrawszy ojców, przedstawił im potrzebę kształcenia dzieci i ułożenia ustawy. Wybrano czterech poważnych starców do spółrady z panem; ukończono tę pracę w r. 1769. W oznaczonym dniu, po nabożeństwie, odczytano statut; przyjęli go wszyscy chłopi oprócz jednego, który wyszedł, otrzymawszy kartę z «zabezpieczeniem wolności». Po wprowadzeniu ustawy lud zaczął szybko się zmieniać. Wiadomość o tem rozbiegła się szeroko. Król, otrzymawszy ją, pisał w jednym z listów do Brzostowskiego: «Niech wam to Bóg nagradza, a mnie niech raczy dać sposobność zczasem uszczęśliwić tak kraj cały, jak WMość swoich poddanych». Anna ks. Jabłonowska, mająca także zamiary reformatorskie względem włościan, wysłała do Pawłowa delegata; ażeby zbadał dzieło mistrza, od którego «miło jej będzie uczyć się cnot praktyki». Również A. ks. Czartoryski wydelegował kogoś, aby «zasięgnął pewnych wiadomości, jak JWMość Pan do tego dążyłeś celu («uszczęśliwienia upodlonego stanu») i jak z utrzymaniem realnych pożytków mógłbyś być imitowanym». F. Bieliński, starosta czerski, pisał w liście (1775): «Było u nas dotychczas za największą prawdę utrzymywano, że chłopi annexi glebae w poddaństwa jarzmie jęczący, pańszczyzną obarczeni, z własności wyzuci, są tacy chłopi, bez których my obejść się nie możemy. Przełamałeś JWMć przykładem swoim (ten przesąd), kiedy bydlęta, że tak rzekę, w ludzi przemieniwszy, dałeś dowód, że to nie jest trudną rzeczą». Prosi tedy o informacje, aby «z nowego Lykurga ustanowienia wypływająca pomyślność mogła do dóbr moich być przeniesiona». Podobnie pisali inni. M. ks. Czartoryski (1774): «Buduję się z tego przykładu i serdecznie pragnę od niego samego brać w tej mierze światło i naukę». S. ks. Poniatowski (1778): «Spodziewaćby się należało, że nasz przykład pociągnie wielu za sobą innych współobywatelów a najbardziej gdy zobaczą, że ta forma gospodarowania czyni najpewniejszą i może największą intratę... U nas Polaków, jeśli jaki przesąd jest głęboko wkorzeniony, to zapewne ten najbardziej, który sprzeciwia się ubezpieczeniu losu poddanych przeciwko arbitralności panów; wykorzenić zaś nie można z wielu przyczyn, tylko przykładami». W końcu listu dodaje: «Ja u siebie znaczną już cieszę się korzyścią, gdy mi chłopi oświadczyli, że tygodniem przed św. Michałem wypłacą ratę czynszów».
J. Wybicki, wizytator Akademji Wileńskiej, zwiedziwszy Pawłów, uczcił go wierszem:

Gdzie z ciemnotą zamieszkał nierząd dzikie bory,
Gdzie wieśniacy są różne od szlachcica twory,
Znalazłem cale nową rzecz nie bez zdziwienia:
Rząd pana, stan rolnika podług przyrodzenia.
.........................
Tyś (Brzostowski) u mnie obywatel, przyjaciel ludzkości,
Za twym gdyby przykładem szło sarmackie plemię,
Dopieroby szczęśliwą utworzyło ziemię.
Przyjdzie czas, gdy przesądów posągi zwalone
Dopuszczą, aby było twe imię święcone.
Stań teraz z Chreptowiczem i Zamojskim w parze.
Którym ludzkość buduje wieczyste ołtarze,
Przyjmcie i mój hołd, proszę, wyście moje pany,
Że człowiek wam podobny nie jest wasz poddany.

Gdy rozbrzmiała szeroko sława Pawłowa, sypnęły się do niego rady i zapytania. Ciekawość zwabiała książąt, panów, biskupów, duchowieństwo i cudzoziemców. «Młodzież szlachecka jedna była na usługach, druga na rezydencji, przypatrując się temu urządzeniu formowała się na godnych obywateli». Przyjeżdżali też profesorowie uniwersytetu z odległego o 4 mile Wilna.
Jakież urządzenia dawały szczęście chłopom a sławę ich dobroczyńcy? Ziemie oddane im były w mniejszej części za robociznę, w większej za czynsz. Płacono z włoki 16 talarów albo 128 zł. i połowę miodu. Pańszczyzna: z włoki sprzężajni 6 dni (w połowie dzień kobiecy, w połowie męski), 2 dni do gnoju, połowa miodu, 4 kury, 4 jaja. Za dnie «pomocne» (najem przymusowy) zł. 8. Bojarzy płacili z włoki 40 zł., podwód do Wilna 20, gwałtów 20 dni, do gnoju 2, 4 kury, 10 jaj i miodu połowę. Każdy gospodarz, osadziwszy na swem miejscu innego, stawał się wolnym. W szkołach uczono czytania, pisania, rachunków, zajęć ręcznych, do których należało robienie kapeluszy, koszyków, pończoch, szlafmyc. Obowiązkowe były codzienne ćwiczenia gimnastyczno-wojskowe. Ustawa Pawłowa — zaciągnięta do akt ziemskich wileńskich i zatwierdzona przez sejm (1791) — nadawała mu organizację wojskową. Na czele jej stał gubernator, niżej namiestnik czyli pisarz, przysięgły, cenzor, pilnujący wykonywania przepisów i niedopuszczający zbyt długiej bezżenności, ławnicy, leśni, mostowy, dziesiętnicy dozorujący pańszczyzny. Gubernator, namiestnik, ciwun, i dwóch ławników stanowili sąd pierwszej instancji. Urzędnicy mieli mundury; odznaczający się gospodarze znak snopka na czapkach. Na wezwanie dworu kmiecie, bojarowie i czynszownicy obowiązani byli stawić się z karabinem i dzidą dla bronienia ojczyzny. Przybywającego Brzostowskiego witano z honorami wojskowemi. Dom główny był niewielki, ale wygodny. Zawierał on bibljotekę z kilku tysięcy tomów, gabinet przyrodniczy, zbiór obrazów i rycin, włoskich, francuskich, angielskich, weneckich. W końcu ogrodu mała forteczka ze zbrojownią i armatami na wałach. Przy domu głównym oficyny dla gości i zabudowania gospodarskie, dom sesyjny, kaplica i t. d.
Co cztery lata odbywały się sesje komisyjne w następującym porządku. Zwoływano ludność dzwonkiem i bębnem. Urzędnicy przybywali w mundurach. Wchodził Brzostowski z gośćmi i siadał za stołem w towarzystwie wybranego z nich asesora, oraz dozorcy i regenta, prowadzącego protokół. «Nie mojem to jest dziełem — przemawiał — uszczęśliwienie wasze; tak Bóg chciał, a wy na to zasłużyliście. Ani się za zyskiem z pracy waszej chciwie ubiegam: biorę to, co mi się słusznie podług umowy z wami należy. Bądźcież wdzięczni Bogu, który na nas łaskawie dotąd jeszcze pogląda». Na to odrzekł jeden z urzędników: «Troskliwość twoja j. w. Panie najlepiej nam jest znajoma. Czujemy od lat 20 słodycz rządu pańskiego i jeśli dozwolisz, dodamy, ojcowskiego. Nie przestaniemy nigdy rąk naszych do niebios podnaszać... ażebyś cieszył się zdrowo i szczęśliwie, poglądając na ziemię swoją, jak makiem ludźmi pracowitymi okrytą».
Odczytano ustawę i wybrano czterech starców do zbadania, czy nie była naruszona. Spisano urodzonych i zmarłych w ciągu lat czterech, sprawdzono rachunki, obejrzano na mapie Pawłowa, czy granice nie zostały naruszone. Po sesji dano z armat 21 wystrzałów. W południe obiad dla urzędników a wieczorem tańce.
Podczas powstania Kościuszkowskiego przez 4 dni kwaterowało wojsko narodowe, któremu przedstawiła się milicja rolnicza. Brzostowski wyjechał do Warszawy, gdzie widział rzeź Pragi. W jego nieobecności dzielna załoga kilka razy odparła ataki nieprzyjacielskie małych oddziałów, a gdy ją obległ większy, przez dwa tygodnie broniła się, zanim uległa przemocy.
Po ostatnim rozbiorze Brzostowski osiadł w Dreźnie. Pawłowiacy przysłali mu obrączkę złotą z napisem: «Włościanie w Pawłowie przyjacielowi ludzkości». On w odpowiedzi przysłał im kilka obrączek z napisem: «Cnotliwym gospodarzom dziedzic w Pawłowie». Gdy nie wracał, posłano do niego (1795) list bardzo wymowny. «Wpośród wielu klęsk doświadczonych, wpośród ogromnego nieszczęścia, które ziemię tutejszą i jej mieszkańców, w przeciągu całego roku, niszczyło i dotąd uciska, był jeden promyk nadziei naszej, że się doczekamy tej chwili, kiedy na łono łaskawego pana zniósłszy smutki i przygody, odbierzemy pociechę, odejdziemy z radością i wspólnie dzieląc los przykry, żyć będziemy spokojnie. Była nadzieja, że powrót twój do ziemi Pawłowskiej z Warszawy j. w. Panie otrze łzy nasze, a oglądając jawne dowody włościan twoich i skutki przywiązania do ojczyzny, zatrzesz łagodnością twoją i utuleniem ślady zrządzonej nędzy i od przemożnych domierzonego skutku. Zniknęły pociechy, zamiast najprędszego oglądania przybycia j. w. Pana słyszymy o jego oddaleniu się z kraju, miasto oczekiwania niepewność uściśnienia kiedykolwiek nóg pańskich, a na miejsce osłodzenia ciągłych zgryzot najdotkliwszą odbieramy boleść utracenia w nim dziedzica ziemi tutejszej. I na toż praca twoja, panie, trzydziestoletnia na udoskonalenie i oświecenie włościan swoich łożona, abyś ich opuścił? Na toż okazywano dobroć szczególną i łaski twoje, panie; świadczone, abyś nas odstępując, większą przywiązaniu i czułości zadawał ranę? Znakiem jest, żeśmy twych względów niegodni, żeśmy na nie zasłużyć nie umieli i zato nas nieba karzą. Być to może; ale chęci nasze nie były inne jak tylko tak dobremu panu, ojcowi raczej naszemu zostawać wiernymi, życie zań łożyć i umierać nieoddzielnie»[9].
Ks. Brzostowski, człowiek gruntownie ukształcony, autor kilku dzieł, włożył w swoją fundację duszę szlachetną i przez to nietylko nadał jej podnioślejszy charakter, ale zapewnił swym włościanom wyższy stopień szczęścia, aniżeli doświadczali gdzieindziej w podobnych warunkach materjalnych. Bo oni również nie byli właścicielami uprawianej ziemi, płacili z niej czynsz, spełniali powinności, a jednakże nietylko byli zamożniejsi, ale czuli się szczęśliwsi od innych. Na tę różnicę składała się ich wolność, samorząd, brak ostrowidzących oczu i groźnej ręki władcy. Po spełnieniu swych zobowiązań byli zupełnie samodzielni, a jeśli odczuwali obecność pana, to tylko jako życzliwego opiekuna. Dzięki moralnemu wpływowi Brzostowskiego włościanie pawłowscy przewyższali innych, kształconych i tresowanych w reformatorskich hodowlach XVIII w., większem uszlachetnieniem, a nadewszystko szczerym i gorącym patrjotyzmem. Ofiarowali oni dwie armaty ginącej Rzeczypospolitej na wojnę obronną, a w powstaniu Kościuszkowskiem bez namowy wzięli czynny udział.
Niestety, ta jasna oaza chłopska po 30 latach istnienia znikła, pozostawiwszy po sobie zaledwie wspomnienia i okopy twierdzy Pawłowskiej. Brzostowski zgnębiony trzecim rozgromem Polski, nie mogąc wytrzymać nacisku niewoli, sprzedał swe dobra, wyjechał zagranicę, powrócił na krótko, zamieszkał niedaleko Pawłowa i umarł w Rukojniach jako archidiakon wileński (1827).
Takie było upośledzenie wszystkich stanów poza szlachtą i tak wielkie ich pragnienie wydobycia się z tego poniżenia, że gdy kanclerz Andrzej Zamojski mieszkańcom jednego ze swych miasteczek nadał prawo, iż «gdyby miał ich w czem ukrzywdzić, mogliby go pozwać do asesorji», ogarnęła ich niewysłowiona radość. «Dowiedziawszy się — mówi J. Wybicki — że im pan dobroczynny przesyła (ten przywilej), wyszli wszyscy hurmem z miasta w procesji naprzeciwko niemu... Uniósł ojciec i matka na ręku niemowlę swoje, by tak uroczysty obchód zjawionej im sprawiedliwości w wiecznej utrwalił u nich pamięci»[10].
Kanclerz okazał również chęć złagodzenia losu swych wiejskich poddanych. Ogłosił on tę reformę dla dóbr Bieżuńskich w uniwersałach (1760 i 1765). Znajdujemy tu zapowiedź przyszłych artykułów opracowanego przezeń Zbioru praw sądowych. Zamojski nie wyzwala i nie uwalnia swoich poddanych. Nadaje on im ziemię w postaci dość nieznacznej na używalność pięcioletnią. Grunt do wielkości jednej włóki przechodzi spadkiem na starszego syna. Bezdzietny może gospodarstwo sprzedać, darować, zamienić wolnemu z tychże dóbr za zezwoleniem dworu i sołtysa, którego wybiera gromada a zarząd zatwierdza. Ten łącznie z dwoma gospodarzami sądzi sprawy prywatne i policyjne. Apelacja do magistratu Bieżunia a stąd do pana, który również zatwierdza wyroki magistrackie. Sołtys odsądza złych gospodarzów od gruntu, utrzymuje kasę gromadzką, udziela zapomóg.
Zamojski wypuścił dobra Jonne i Elżbiecin w dzierżawę na lat 5 kilkunastu gospodarzom za pańszczyznę i daniny. Każdy gospodarz otrzymał załogę, ale obowiązany był dawać do zamku w Bieżuniu od krowy — 6 garncy masła, od gęsi — dwie gęsi, od kaczki — 3 kaczki, od kury — 3 kapłony. Z włóki płacił 63 zł. 10 groszy, odrabiał pańszczyznę pługiem, kosą, siekierą, wozem i t. d.
W uniwersale z r. 1765 tak brzmią motywy odnowienia i rozszerzenia kontraktu: «Ja największe mając usiłowanie, aby dobra moje w najdoskonalszej zawsze zostawały okazałości i sytuacji, a w nich mieszkańcy gospodarze w należytym utrzymywali się gospodarstwa i dobrego rządu stanie, skądby całość substancji, niezawodna pewność prowencji niewątpliwie wynikała, przeto...» i t. d.[11].
Chociaż tę tylko różnicę uznawał między szlachcicem a chłopem, że «pierwszy ma ścisły obowiązek starania się o uszczęśliwienie drugiego», Zamojski nie chciał być dobroczyńcą ludu, lecz mądrym gospodarzem, łączącym swoją korzyść z korzyścią poddanych. Ani ich nie wyzwolił, ani nie uwolnił od pańszczyzny i danin, lecz je uporządkował i po części umiarkował. Nadewszystko usunął samowolę i bezprawie.
Ignacy Przebendowski, starosta pucki, również tylko uporządkował (1767) stosunki tradycyjne w swoich dobrach pruskich. Gbur (włościanin) może rolę, łąki, dom sprzedać lub zastawić z obowiązkiem zapisania w księgach zamkowych. Nie wolno przyjmować cudzych poddanych i udawać się na zarobki zagranicę (z wyjątkiem ludzi wolnych, ogrodników, komorników i nieosiadłych). Pierwszym urzędnikiem we wsi jest sołtys — przed jego domem stoi pręgierz i kłoda. Obok niego przysiężni. Oni obwieszczają rozporządzenia dworskie, doglądają płotów i kominów, zarządzają skrzynką i spichlerzem, pilnują gospodarzów. Urzędnicy policyjni i sądowi rozstrzygają sprawy mniejszej wagi. Apelacja do sądu zamkowego, do którego również wchodzą sprawy ważniejsze. Większość artykułów ustawy («wilkierzów») dotyczy porządku w domach, płotach, pasieniu bydła i t. d. Kary — grzywny i więzienie. Chłosta tylko za dwa występki: za przechowywanie złodziejów, zbójów, czarownic, wróżów i t. p. i niedotrzymanie przez czeladź umowy. Żydom mieszkanie wzbronione. Do głównych urządzeń społecznych należą: spichlerz i skrzynka gromadzka, dom wspólny dla suszenia lnu, dla pogorzelców, puszka dla ubogich. Zbytki w ucztach i weselach ograniczone, gra w karty i rozprawy religijne — zakazane[12].
Wawrzyniec Świniarski, kustosz katedry poznańskiej, z zatwierdzenia bisk. T. Czartoryskiego i kapituły, wprowadził (1742) reformę w Kaczanowie (pow. Wrzesiński). Oprócz gruntów chłopskich oddał on folwark włościanom w dzierżawę za 2000 zł. czynszu, przyznawszy im bezwzględne użytkowanie z pastwisk, prawo propinacji i wyrobu trunków, sądu pierwszej instancji, od którego apelacja szła do pana. Jednemu z włościan nadał dziedziczną godność sołtysa[13].
Jakkolwiek w czynie ks. Świniarskiego działały niewątpliwie i pobudki szlachetne, o czem świadczy wystawiony mu później na cmentarzu pomnik z kamienia pól kaczanowskich, nie należy przemilczeć, że, jak on sam wyznaje, skłonił go do reformy brak dochodu.
S. Poniatowski, starosta winnicki, synowiec króla, w dobrach korsuńskich, obejmujących 400.000 mieszkańców, wprowadził czynsz generalny. Według umowy zawieranej z każdym gospodarzem, «włościaninowi, żonie jego, też dzieciom i najprawniejszemu ich potomstwu — grunta, łąki, ogrody, dom, gdzie mieszka i wszystkie zabudowania oraz dobytek jego wszelki w wieczystą oddaje się posesję». Wszelkie pańszczyzny zniesione — płacił się tylko czynsz w 4 ratach. Był to czyn młodzieńca szlachetnego, pochodzący z pobudek czystych i bezinteresownych[14].
Joachim Chreptowicz w dobrach swoich Szczorse zaprowadził (1783) reformę dość radykalną. Kazał on wszystkie grunty poddanych dokładnie pomierzyć i linjami równoległemi od wschodu do zachodu i od północy do południa pociąć na prostokąty po 30 morgów. «Miedze w nich miały zupełnie położenie równoleżników i południków tego miejsca, tak że laska na ostatnich we środku pionowo postawiona dawała swym cieniem na środek miedzy padającym doskonały znak południa». Podzielił ziemię na trzy rodzaje i przez wójtów zapytał poddanych, czy chcą je nabyć gotowizną, ziarnem lub robotą. Grunty zostały wkrótce rozkupione. Zasiłki dworu (głównie na narzędzia rolnicze) przyniosły w pierwszym roku stratę w dochodach, ale potem dały zysk poważny[15].
Mickiewicz[16] przyćmił ten obraz kilkoma szczegółami: «Chreptowicz obrał wieś wielką, mającą 1500 osady, kazał znieść wszystkie chaty i odbudował je podług obmyślanego placu. Każdy dom stanął osobno, jak piękny folwarczek z ogrodem. Pan sam doglądał porządku, dał chłopom bydło, konie, wszystko, czego potrzeba i nie wymagał od nich więcej nad dwa dni robocizny, płacąc nawet za to kwitami, które potem przyjmował do kasy dworskiej w podatkach.
Lud miejscowy jednak narzekał strasznie na tę reformę. Włościanie zwykli przed obraniem nowego miejsca na siedzibę długo badać wolę bożą, zasięgać rady starców i pełnić praktyki religijne — nie mogli już ścierpieć tego, że domy ich przemieniono odrazu na sam rozkaz pana. Nadto życie gromadne, będące również niezbędną potrzebą ludu słowiańskiego, zostało zniszczone».
Najwiarogodniejsze, bo współczesne źródło, Pamiętnik polityczny i historyczny[17], wspomniawszy o pomiarze gruntów, dodaje, że Chreptowicz oddał je na czynsz obliczony z ⅓ dochodu w plonie. Wynosiło to 10 zł. z morga (w gorszych rolach mniej). Można było spłacać należności pieniędzmi lub robotą. W r. 1783 już chłopi robotą nie płacili[17]. Łęcki, profesor matematyki w liceum warszawskiem, który zwiedzał majątki Chreptowicza w 30 lat po reformie (1807), takie daje świadectwo: «We wszech względach uwieńczonemi zostały zamysły pana zupełną pomyślnością. Grunta dworskie, które zrazu odłogiem leżyć musiały, wkrótce znalazły z sąsiednich dóbr osadników. Wszędzie rozkrzewiać się zaczęła pracowitość i przemysł... a ich skutkiem szczęśliwość domowa, uwielbienie pana, którego dochody w kilka lat potem w trójnasób zostały powiększone. Synowie pana tego zupełnie w ślady ojca wstępują i podobneż odnoszą korzyści»[18].
Chociaż sprzeczności w doniesieniach zasłaniają nam nieco prawdę reformy Chreptowicza, niewątpliwie jest jej podstawą zamiana pańszczyzny na czynsz.
Wszystkie poprzednie reformy ukazywały nam prawodawstwo niezależnych władców dla ich państewek, żadna jednak nie wzniosła się do takiej bezwzględnej ukazowości niepodległego monarchizmu, jak Ustawy powszechne dla dobra moich rządzców Anny księżny Jabłonowskiej, wojewodziny bracławskiej[19]. Jest to rzeczywisty kodeks praw, jego autorka rzeczywista królowa a jej dobra — rzeczywiste państwo Siemiatyckie, Kockie i Wysockie. W całym tym kodeksie ani słowa o Rzeczypospolitej, o jej prawach i władzach, wszędzie objawia się tylko wszechmocna wola pani.
«Po rozmyślnem stanu włościan roztrząśnieniu — pisze prawodawczyni — znalazłam, że póty los ich podlegać wielorakiemu zewsząd uciemiężeniu będzie, póki pewne i trwałe ustawy nie zabezpieczą ich majątku i nie ograniczą tak ich powinności, ażeby nigdy ani pomnożone, ani pomniejszone być nie mogły arbitralną rządców wolą. Nikt prawdziwie szczęśliwym być nie może, kto nim samym tylko być chce, ani nikt długo być nim nie potrafi, kto otoczony zostanie ludźmi nieszczęśliwymi, zniszczonymi, nieznającymi ani własności swego majątku, ani praw sobie służących».
Oto sposoby i środki, któremi Jabłonowska postanowiła uszczęśliwić swoich poddanych.
Normalna osada włościanina obejmowała 12 morgów pola, 2 — łąki i 2 — ogrodu. «Od tego momentu, jak na podobnej włościanin osiędzie roli i podpisem na nim od dziedzica prawa zaszczyconym zostanie, staje się właścicielem wraz z sukcesorami swymi na lat 50, której odmienienia, zamiany lub cale onej odjęcia pod żadnym pretekstem nikt mocy niema i sam nawet dziedzic, chyba za dobrowolną z gospodarzem umową». Po 50 latach «za potwierdzenie płaci gospodarz 100 zł. znowu na lat 50. W pewnych wypadkach gospodarz może wyzbyć się swej osady, ale może to uczynić tylko za zgodą pana i pod warunkiem osadzenia na swem miejscu zastępcy «pewnego i z równym majątkiem». Dzielić roli nie można. Dziedziczy ją syn najstarszy, który młodszych spłaca. Złej matce wdowie zwierzchność odbiera dzieci z majątkiem i oddaje na wychowanie krewnym. Przez trzy lata są one wolne od powinności, potem muszą je albo same spełniać, albo — jeśli nie dorosły — za pośrednictwem najętej czeladzi. Toż samo sieroty.
Powinności: dni sprzężajnych tygodniowo 2, pieszych 4; tłok do żniwa — 4, czynszu — 5 zł., owsa 1½ korca, włókna konopnego łutów 12. Szarwarków miesięcznych dwa — jeden na potrzeby dworu, drugi na potrzeby włościan. Stróżów 6, dziewek folwarcznych 6 — na utrzymanie ich włość powinna dać zapłatę i ordynarję. Nadto wyrobić kaszy z gryki lub prosa dworskiego 2 korce, uprząść ze lnu nici, przywieźć drzewa i t. d. Roboty pańszczyźniane, które trwają od wschodu do zachodu słońca i muszą być wykonane w oznaczonym wymiarze, określone zostały tak szczegółowo, że przepisano nawet, ile korcy przez dzień znieść z wozu do magazynu, ile wygrabić perzu, ile wziąć desek lub drążków na furę i t. p.
Zwierzchność wiejska ze strony dworu: gubernator, zastępca «władzy i powagi pańskiej», oraz administratorowie, którzy mają pilnować gospodarowania «według zwyczaju; ze strony włościan: wójt i ławnicy, którzy — jeśli «bez skazy sprawować się będą» — urzędują dożywotnio; dziesiętnicy — kolejno. Wójt «z gromady całej wybrany i do pomocy dworskiej usługi użyty, powinien być bogobojnym, sprawiedliwym, nie pospolitującym się, od niecnot, pijaństwa i wszelkiej nieprzystojności dalekim, wstrzemięźliwym w gospodarowaniu, przykładnym w skarbowem rządzeniu, w egzekucji pilnym, przywiązanym, skutecznie dozór czyniącym, subordynację doskonale zastosowującym i w osobie gubernatora czcić pana i szanować umiejącym. Bez opowiedzenia się dworowi nigdzie wójt wyjechać nie powinien, pilnując sesyj tygodniowych i miesięcznych, na których zawsze znajdować się ma».
Ławnik jest to przedewszystkiem dozorca pańszczyźniany. Wiejscy «dlatego są ustanowieni, ażeby w każdej wsi dozór skarbowych dyspozycyj był większy a porządek tem pilniej zachowany». Dziesiętnicy «dozorcami postanowieni nad dziesięcią drugimi włościanami, służyć im powinni za przewodników do cnót wszelkich i odpowiedzieć Bogu i panu za rząd w szczególności każdego». Jest to rodzaj policjantów.
Jest kasjer wiejski, wybierany z włościan za zgodą dworu; są strażnicy magazynu publicznego, mianowani przez wójtów i ławników.
Dla wójta, ławnika, wiejskiego i dziesiętnika przepisane są przysięgi, w których wyrażono szczególną dbałość o dobro dworu.
Wójt, ławnicy, jeden wiejski i jeden dziesiętnik stanowią sąd pierwszej instancji; drugą jest gubernator, trzecią — pani. Kto przegrał proces w trzech instancjach, zostaje publicznie ochłostany przed domem wójta. Członek sądu przedajny skazany zostaje na roboty taczkami w kajdanach na 6 tygodni.
Są wreszcie ogrodnicy i kominiarze wiejscy, płatni przez włościan. Dom miłosierdzia dla starych mężczyzn i kobiet niezdolnych do pracy jest częścią utrzymywany przez dzieci i krewnych, a częścią z magazynu publicznego. Jest dom dla umarłych (przedpogrzebowy), dom dla suszenia konopi, stajnie wiejskie dla rasowych stadników. Na placach młodzieńskich każdy żeniący się winien posadzić 10 wierzb lub drzew owocowych, z których on sam korzysta.
W Ustawach mieszczą się najszczegółowsze przepisy o uprawie rolnej, o utrzymywaniu ogrodów, zwierząt, budynków, młynów, o posługach kościelnych, o obowiązkach ekonoma, karbowego, polowego, pastuchów, owczarza, pszczelarza, parobków, karczmarzów. Wymienione są nawet obowiązki żon administratorów, które musiały przygotowywać dla księżnej wodę poziomkową, różaną i in., rumianek, dziewannę, różne powidła, grzyby solone, ocet i t. d.
Łatwo dostrzec, że Ustawy Jabłonowskiej nie zmieniły głównego rdzenia stosunków pańszczyźnianych; miały one tę tylko wyższość nad praktyką zwyczajową, że wprowadziły do nich ład i stałość, że usunęły nieokreśloność i bezprawie, co wobec kapryśnej samowoli panów, ich rządców i oficjalistów było rzeczywistym postępem. Chłop pozostał przytwierdzony do ziemi, nie mógł się uwolnić okupem, tylko zastępstwem. Nie wolno mu było bez pozwolenia wójta ani sprzedać zboża, ani zanieść do cudzego młyna. Tylko dworowi mógł sprzedać konopie, owies, len, kury, jaja, miód, przędzę, pierze i t. d. Wydawanie córek zamąż i wychodzenie parobków do cudzej wsi było zabronione.
Patrjarchalno-policyjne państwo Jabłonowskiej zyskało spółcześnie szeroką sławę, przewyższającą jego znaczenie, ale zrozumiałą jako organizacja nienaruszająca zasadniczej podstawy stosunków pańszczyźniano-poddańczych. Był to stary budynek odrestaurowany, w którym wszystkie podwaliny, słupy, belki i wiązania pozostały dawne, tylko umocnione i pomalowane barwą wspaniałomyślności. Nie widzieli tego liczni i dostojni goście, między nimi król i Krasicki, odwiedzający władczynię państwa Siemiatyckiego.
Sztuczne światło, zapalone nad tą krainą chłopskiego szczęścia, szybko zgasło. Wszystkie dobra swoje zapisała księżna synowcowi męża, który podarował (1806) włościanom wysockim 3000 dni pańszczyzny, uwolnił ich od uciążliwych daremszczyzn i zastrzegł najwyżej 20 dni w roku przymusowego najmu dla dworu, ale szybko całe dziedzictwo przepuścił przez ręce żydowskie.
Drugie «państwo Kockie» zorganizowane i rządzone było również według Ustaw. Pomimo całej opieki i zapobiegliwości ze strony administracji, chłop często zapadał w nędzę. Według wyliczenia z regestrów gospodarczych musiał on dla pokrycia podatków (posiedlne i podymne) sprzedać wszystko żyto, tak że dla utrzymania pozostawało mu tylko 2 korce pszenicy, 18½ garncy owsa, 3½ g. grochu i zbiorów z ogrodu, których znaczną część musiał oddać dworowi. Dodać trzeba, że pańszczyzna zabierała poddanemu połowę czasu roboczego.
«Dostojna dama ancien regime’u — powiada badacz «państwa kockiego» Bocheński[20] — nie mogła pojąć, ażeby chłop był stworzony do czego innego, niż do pańskiej roboty i płacenia podatków. To wydaje się jej zupełnie jasnem i niewątpliwem. Bo przecie chłop zawdzięcza grunt, dom, wogóle wszystko, całą swoją egzystencję panom... Ziemia, powietrze, woda należą do jednej kasty zwanej szlachtą i wszystko, co nie jest szlacheckie, płaci jej za używanie tych trzech żywiołów bogaty haracz nietylko ze swej pracy, jako towaru, ale także ze swej osoby jako towaru».
Obok tych najsławniejszych i najszerzej znanych reform prywatnych, dokonano innych mniej głośnych. Jak one jaskrawo odbijały się od tła epoki, dowodem kadzidła publiczne palone dla najmniejszych dobroczyńców ludu. Tak np. w Pamiętniku historyczno-politycznym (1787, str. 1026) uczczono ks. Lubomirską za to, że nie chciała powiększyć opłat kolonistom, którzy doszli do zamożności.
Szczęsny Potocki w olbrzymich swych dobrach na Rusi miał być tak dobrym i wyrozumiałym panem, że dziewczyny płaciły ekonomom, ażeby je wypędzali do roboty. Zamienił on pańszczyznę na czynsz, licząc dzień sprzężajny po 15 a pieszy po 12 groszy. Jego syn wszakże zniósł te zarządzenia pod wpływem dzierżawców, którzy mu dali lepsze warunki[21].
Walerjan Dzieduszycki, właściciel Jaryszowa (na Podolu), znakomity gospodarz, zniósł w swych wzorowo urządzonych dobrach pańszczyznę wraz z karą cielesną, oczynszował swych poddanych, założył dla nich szkołę parafjalną (1787), w której kształciło się 100 dzieci wiejskich. Podczas rocznych popisów dziesięciu nagrodzonych wychowańców otrzymywało wolność. Targowiczanie zamknęli tę szkołę, zniszczyli całe dzieło Dzieduszyckiego, zabrali jego drukarnię, w której potem odbijali swoje niecne odezwy[22].
Krasiński, starosta opinogórski (według rękopisu w Bibl. Uniw. Warsz.) testamentem «poddanych swoich wolnością nadał, pozwalając z dóbr swoich wynieść się każdemu, komuby się podobało; zostawił im wolność robienia pańszczyzny lub płacenia czynszu» (Korzon).
Chwalono współcześnie Czartoryskiego za ludzkie obchodzenie się z chłopami. Nawet złośliwy F. Jezierski[23] mówił: «Jeżelibym się miał chłopem polskim urodzić, chciałbym być chłopem Augusta Czartoryskiego, bo on — powiadali jego włościanie — nie był nad nimi panem, ale ojcem». F. Karpiński[24] pisze, że kiedy Adam Czartoryski przyjechał do Brzeżan, komisarz jego ojca przedstawił mu kilkunastu chłopów w kajdanach: byli to zbiegowie z jarosławskich dóbr księcia, którzy złapani na granicy z żonami i dziećmi uciekali na Wołoszczyznę. Książę kazał ich rozkuć i rzekł: «Kiedy wam pod moim ojcem było zbyt ciężko, świat dla was wolny jeszcze, pójdźcie, gdzie tylko zechcecie, ja za was ojcu mojemu odpowiem». I kazał dać każdemu po 2 talary. Chłopi zaczęli błagać, ażeby ich zostawił, tylko przeniósł z pod starosty jarosławskiego.
Nawet tak upodleni zdrajcy i łapownicy, jak biskup Massalski i A. ks. Poniński, podobno ulepszyli w swych dobrach położenie chłopów.
Czytelnik zauważył, że prawie wszystkie prywatne reformy stosunków pańszczyźniano-poddańczych wprowadzone zostały w Litwie i Rusi; chłopi zatem ściśle polscy o tyle tylko z nich korzystali, o ile byli tam kolonistami. Jest to objaw zrozumiały. Tam były największe «państwa», najbogatsi i najbardziej niezależni ich władcy[25].
Rozrzucone po całej Europie wichrem nadciągającej burzy nasiona rewolucyjne musiały bodaj płytko zakiełkować nawet w szczelinach twardej skały szlacheckiej, wywołać potrzebę reform społecznych. Mickiewicz opowiada[26], że ksiądz Wiażewicz «zamierzył przywrócić chłopów do stanu natury. Kupił więc ogromny kawał nietykalnego lasu i chciał w nim osadzić pewną liczbę rodzin, żeby żyły sobie, rozmyślając na pustyni, chociaż nie troszczył się o to, jaki im poddać przedmiot do rozmyślania. Pojechał nawet do Genewy dla widzenia się z Roussem, którego chciał zaprosić do wzorowego osadnika swej puszczy». Skończyło się jednak na projekcie, zwłaszcza, że sam ksiądz żył po epikurejsku i wcale nie myślał o zamieszkaniu na puszczy. Takie lekkie drgawki reformatorskie mieli inni.





  1. Życie polskie w dawnych wiekach, Lwów 1921, s. 57.
  2. Studja historyczne i literackie, Kraków 1881, III, 329.
  3. Ustrój wsi,   5, 82 i in.
  4. Rządy sejmikowe, Warszawa 1888, s. 96.
  5. Prawo polit., s. 190.
  6. «Na całej przestrzeni Rzeczypospolitej — pisze Lubomirski (Roln. lud. s. 73) — od Muchowca i na północ do Bałtyku a na zachód do Warty, całe społeczeństwo zajęło się myślą reform włościańskich... Kobieta, mąż stanu, ławnicy miejscy lub dostojnik kościoła... wszyscy chylą głowy przed prawami kmiecia, uznając, że dla niego wybiła godzina, ażeby dostąpił obywatelstwa i spracowaną dłonią dotknął berła Piastowskiego». W tym obrazku niema prawdy, a ile jest w nim fantazji, przekonywa «chylenie głowy przed prawami kmiecia» w Konstytucji 3-go Maja — według tego autora.
  7. J. T. Lubomirski, Rolnicza ludność.
  8. Rodzina Brzostowskich — jak to zobaczymy w w. XIX, ozdobiła się wielką chwałą zasług dla ludu wiejskiego. Brat Pawła był również rzecznikiem wyzwolenia i oczynszowania włościan.
  9. Pawłów od r. 1767 do 1795 od jednego domowego przyjaciela opisany, Wilno 1811. List anonima, 1788. Ustawy dobrego porządku osiadłych ludzi w Pawłowie czyli Mereczu, Wilno 1791. Wydane były również w języku francuskim i włoskim. Fundacji Brzostowskiego współcześni i potomni poświęcili wiele uwagi: Lubomirski, Kraszewski, Korzon i inni.
  10. Listy patrjotyczne. s. 201.
  11. Uniwersały Zamojskiego wydrukował Lubomirski w Roln. ludności.
  12. Przepisy te zawarte są w «Wilkierzach», dla starostw Mirachowskiego i Puckiego, które Lubomirski (Roln. ludn.) znalazł w bibljotece kórnickiej.
  13. Lubomirski, Roln. ludn. Por. Słownik Geograficzny pod wyr. Kaczanowo.
  14. Korzon, Wewn. dzieje, I, 389.
  15. E. Stawiski, Poszukiwania, 248.
  16. Literatura słowiańska, Paryż 1842, II, 149.
  17. 17,0 17,1 R. 1783, str. 530. Osada taka nazywała się trzeciną, według Stawiskiego stąd, że stanowiła ⅓ łanu (chociaż 30 morgów nie odpowiada temu wymiarowi) a według ks. Bohusza (Rocznik Tow. przyj. nauk X, 1817), stąd, że czynsz odpowiadał ⅓ plonu. Por. T. Lubomirski, Roln. ludn. Trzecina obliczana być miała na pieniądze co 9 lat. Do warunków oczynszowania należały powinności szarwarku, stróży i podwód oraz prawo wyrabiania trunków z własnego zboża.
  18. Stawiski, Poszukiwania, 249.
  19. Wydane naprzód w «drukarni pokojowej» 1785 r., tomów 8, a następnie u księgarza Grolla w Warszawie 1786—7. Ponieważ w dobrach Jabłonowskiej mieściły się wsie i miasta, przeto ogłosiła dla nich dwa odrębne statuty.
  20. Beitrag zur Geschichte der Gutsherrlich-Bäuerlichen-Verhältnisse in Polen, I, Kraków 1895, s. 2, 88, 144, 176 i in.
    Ustawami Lubomirskiej zajmowało się wielu pisarzów, nieszczędzących jej przesadnego uznania: J. Bartoszewicz (Studja historyczne i literackie, Kraków 1881), J. Lubomirski (Rolnicza ludność), T. Korzon (Wewnętrzne dzieje, I) i inni.
  21. Dr. Antoni J. Opowiadania historyczne, Lwów 1875, s. 213. Korzon Wewn. dz. I, 406.
  22. Jelski, Zarys, II, 149.
  23. Niektóre wyrazy, s. 107.
  24. Pamiętnik, s. 83.
  25. Cytowany przez M. Tyszkiewicza (Idea demokratyczna Kraków 1904. s. 135) pisarz francuski Ch. Dany (Les idées politiques et l’esprit public en Pologne) twierdzi, że «nie można znaleźć w historji żadnego przykładu podobnych zrzeczeń».
  26. Lit. słow. II, 150.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Aleksander Świętochowski.