Historya Nowego Sącza/Tom I/Rozdział II

<<< Dane tekstu >>>
Autor Jan Sygański
Tytuł Dalszy ciąg panowania Zygmunta III.
Podtytuł od ustalenia się rządów demokratycznych (1615—1632)
Pochodzenie Historya Nowego Sącza
Tom I. Obraz dziejów wewnętrznych miasta
Wydawca Nakładem autora
Data wyd. 1901
Druk Drukarnia Wł. Łozińskiego
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Rozdział  II.
Dalszy ciąg panowania Zygmunta III. od ustalenia się rządów demokratycznych (1615–1632).

W tym samym 1615 roku, w którym Zygmunt III. rozstrzygnął powyższy spór walczących z sobą stronnictw, dał nowe dowody swojej pieczołowitości i troskliwości o podźwignienie i pomyślność miasta. Od kupców sandeckich, spławiających Popradem miedź, żelazo, spiż, stal i inne towary z Węgier, domagano się niesłusznie w Podolińcu opłaty. Oburzeni tem sławetni kupcy sandeccy: Jerzy Tymowski, Stanisław Pełka, Jędrzej Kustrkowicz, Szymon Szczepankowicz, Wacław i Wojciech Grabkowie, Tomasz Frączkowicz, Jan Kotlarz i inni, przedstawili za pośrednictwem rady miejskiej Zygmuntowi III. cały szereg dawniejszych przywilejów, a mianowicie: Kazimierza Wielkiego z 1345, Kazimierza Jagiellończyka z 1448, Zygmunta I. z 1537, Zygmunta Augusta z 1554 i 1572 i Zygmunta III. z 1588 r., uwalniających Sandeczan od ceł w kierunku do Węgier. Na podstawie tych przywilejów nadał król w Warszawie 30. lipca 1615 r. Sandeczanom ponowny przywilej, uwalniający ich od opłaty cła w Podolińcu[1]. Zaraz następnego 1616 roku nadał im przywilej na pobieranie szczegółowo oznaczonych opłat z towarów rozmaitych, tak przewożonych, jako też Dunajcem pod Sączem spławianych, jako to: od każdej beczki wina albo ryb węgierskich 4 grosze, od każdego bałwana soli[2] 3 gr., od beczki soli 1 gr., od cetnara miedzi i spiżu 1 gr., od cetnara stali i żelaza 2 szelągi, a „ważnego“ t. j. od ważenia każdego cetnara 1 gr., wreszcie każda trzynasta deska, z przewożonych lub na składzie złożonych, przypadała miastu: wszelako z tym wyraźnym warunkiem, aby uzyskane dochody obracano na odbudowanie spalonego miasta, baszt i murów jego obronnych[3].
Korzystając z tego przywileju, w tym jeszcze roku zabrano się do naprawy baszt i murów fortecznych. Przez pięć następnych lat postępowały roboty systematycznie naprzód, lecz przerwały je na jakiś czas wypadki wschodnie. Tymczasem jednak zatwierdził Zygmunt III. przywileje i ustawy cechu tkackiego w Warszawie 26. lipca 1620 r.[4]. A gdy mu doniesiono, że niektórzy Żydzi, zakupiwszy żelazo i stal w dolnych Węgrzech, spławiają je skrycie Dunajcem, omijając cło i skład sandecki ze szkodą miasta, nakazał osobnym przywilejem, wydanym w Warszawie 20. października 1620 r., ażeby wszelkie przemycone i przyaresztowane towary przypadały nie skarbowi królewskiemu, lecz wyłącznie spalonemu Sączowi na naprawę murów i baszt miejskich[5].
Klęska cecorska, zadana wojsku polskiemu przez Turków w Multanach 19. września 1620 r., rozniosła popłoch po całej Rzpltej i rozzuchwaliła młodego Osmana II. do najwyższego stopnia. Postanowił on ponownie uderzyć i zawojować Polskę. Zatrwożony tem Zygmunt III. wydał Uniwersały do całego narodu, żądając posiłków wojennych przeciwko wzrastającej ottomańskiej potędze. Według ustawy sejmu piotrkowskiego 1477, lubelskiego 1506 i innych późniejszych, obowiązane były miasta koronne wysyłać w razie groźnego niebezpieczeństwa oznaczoną liczbę wozów z hajdukami na pospolite ruszenie. Wyprawiło je też i miasto Nowy Sącz na wojnę turecką, pod wodzą swego starosty grodowego Sebastyana Lubomirskiego 27. września 1621 r., w zastępstwie kasztelana sandeckiego Zygmunta Tarły, który dla niesposobnego zdrowia swego w drogę puścić się nie mógł[6]. A lubo te zaciężne posiłki późniły się znacznie, wskutek słoty jesiennej i niesworności powiatów krakowskiej ziemi, i zaledwie 10. października pod Jaworów dotarły, właśnie kiedy regimentarz generalny[7] Stanisław Lubomirski złamał pod Chocimem ottomańską potęgę, świadczą jednak chlubnie o patryotycznych dążnościach Nowego Sącza.
Szczegółowy rejestr wydatków na wozy pospolitego ruszenia, spisany przez burmistrzów: Sebastyana Irzykowicza i Bartłomieja Witaliszowskiego, poucza nas dokładniej o tem. Panowie rajcy kupili najprzód 25½ łokcia sukna luńskiego na delie pachołkom, rachując łokieć po 45 gr. = 38 złp. 8½ gr.; prócz tego cały postaw[8] sukna zielonego za 17 złp. na ich żupany, do których użyto 100 łokci sznurka za 3 złp. 10 gr. Następnie sprawiono 3 wozy skarbowe z wszelkimi przyborami, obite kirem; zakupiono do tego 9 koni u Rusinów za 169 złp.; na ich przykrycie zaś 20 łokci grubego sukna za 4 złp. 16 gr., prócz tego 36 podków za 2 złp. 12 gr. Najlepsze dwa konie dano kozakom, na które wydano 55 złp., a za 2 siodła 4 złp. Sprawiono też nowe siodło woźnicy, 2 muszkiety[9] pachołkom za 11 złp., 2 szable za 4 złp., karabin kozacki za 7 złp., 3 półhaki[10] z ładunkami i prochownicą za 10 złp.
Kiedy już wszystko przygotowano do drogi, zaprzężono 3 wozy czterokonne, po bokach zaś jechało dwóch kazaków uzbrojonych w szable i karabiny. Na dwóch pierwszych wozach usiedli hajducy z woźnicami, zaopatrzenie w szable, muszkiety i półhaki, oraz ładunki i prochownice. Na trzecim wozie złożono śmigownicę[11] i prowianty: 5 połci mięsa i ćwierć, 3 faski masła, 3 kopy sera, 3 wiertele[12] kup tatarczanych, 3 wiertele jagieł, 2 wiertele grochu, 3 faski soli, suchary i owies dla koni. Wszystkie te wiktuały kosztowały ryczałtem 63 złp. 26 gr. Nie zapomniano też o knotach konopnych do podpału śmigownicy, o stryczkach do wozów, powrozach łyczanych, o smarowidle, siekierach, motykach, rydlach, łopatach, a nawet grzebłach do czesania koni. Na drogę dano 4 hajdukom 13 złp., 2 kozakom konnym 16 złp., a sławetnemu szewcowi, Stanisławowi Protwiczowi[13], gdy wyjeżdżał z nimi, 25 złp. Ogólny wydatek „na wozy pospolitego ruszenia i dwóch jezdnych przeciwko Turkowi an anno praesenti 1621“ wynosił 400 złp. Tak pokaźnej sumy nie mógł dostarczyć na razie wyczerpany skarb miejski, więc pan Jerzy Tymowski, kupiec i rajca, „zadał naprzód ad rationem arendy żeleźnikowskiej 400 złp.“[14].
Z pomiędzy wojowników sandeckiej ziemi podlegli pod Chocimem: Bylina, pan na Wilczyskach i Jeżowie, gdzie dotąd stoi zameczek szlachecki z 1544 roku[15]; Chrząstowski Kalwin, właściciel Białejwody i części Tęgoborzy, przywodząc 100 piechoty; Jan z Lipia Lipski[16], dowodząc chorągwi husarskiej, w której 4 synów jego służyło; Sędzimir zaś z Łukowicy został rannym.
W rok po wyprawie chocimskiej morowe powietrze od wschodnich granic Rzpltej przeciągnęło jak anioł śmierci przez całą Małopolskę 1622 r. Klęska ta najbardziej dotknęła karpackie Pogórze, którego mieszkańcy bez ratunku jeden po drugim padali. W niektórych wsiach nie pozostał żywy człowiek, abym mógł trupy pochować. W Starym Sączu wymarło około tysiąca, w klasztorze Klarysek zakonnic ośm i dwóch kapłanów[17]. W Nowym Sączu zwłaszcza nie było miejsca, któregoby zaraza nie dosięgła. Wtedy to liczne rodziny, nie zostawiwszy potomka imienia swego, powymierały[18]. Nawet akta grodzkie sandeckie, z powodu trwającej morowej zarazy, od drugiej połowy sierpnia 1622 r. aż do 3. marca 1623 r. spisywać zaprzestano[19]. Począwszy od 28. maja 1622 r. zanotowano w księdze wydatków miejskich 14 razy: „Grubarzowi od chowania ubogich umarłych dało się 6, 9, 10 lub 12 groszy“; pod dniem zaś 3. września zapisano większemi zgłoskami: „Tu się już panowie rajce rozbiegali dla powietrza morowego tu w Sąnczu panującego“[20]. Ustały w tem mieście wszelkie targi „foralia nulla“; z wodociągów nie płynął żaden pożytek „signa aquae nulla, bo w powietrze piwa nie warzono“, powiada lakonicznie zapisek w księdze dochodów miejskich.
Wydatki na wojnę turecką 1621 r. a po niej morowe powietrze, podkopały dobrobyt powoli z ruin dźwigającego się miasta, do czego też ściąganie różnych podatków i poborów, zwłaszcza na wojnę szwedzką, rozpoczętą z królem Gustawem Adolfem, znacznie się przyczyniło. Stan ten wywołał w mieszczaństwie ogólną niechęć do magistratu i oparł się aż o samego króla, który z tego powodu wystosował 1625 r. do rady miejskiej następujące pismo:
„Zygmunt III. z Bożej łaski król polski. Sławetnym: burmistrzowi, rajcom, wójtowi i ławnikom miasta Nowego Sądcza wiernie Nam miłym łaskę Naszą królewską.“
„Sławetni wiernie Nam mili, dochodzą Nas skargi na Wierności Wasze od cechmistrzów i wszystkiego pospólstwa miasta tegoż Sądcza, iż Wierności Wasze nie patrząc na prawo pospolite i ustawy sejmowe, pobory, szosy[21] i inne podatki większe nad opisanie konstytucyi na nich wyciągacie. Kogo chcecie z pospólstwa ochraniacie, a sami do tych poborów i podatków przykładać się nie chcecie, i insze nie małe bezprawia i uciążenia onym czynicie. Co iż wielką krzywdą pomienionych mieszczan bydź widzimy, rozkazujemy Wiernościom Waszym, abyście do takowych poborów i ciężarów niesłuszych nad ustawy sejmowe, onych nie przymuszali i żadnej przykrości onym nie czynili, ale podług ustawy sejmowej i uniwersału poborowego zawsze się zachowywali. Inaczej, gdyby na Wierności Wasze o to od pomienionych mieszczan skarga do Nas przyszła, instygatorowi Naszemu jako przeciwko prawu nieposłusznym i winnym sprawy gardłowej postąpić rozkażemy. Co uczynią Wierności Wasze dla łaski Naszej i powinności swojej.“
„Dan w Warszawie 6. lutego R. P. 1625, panowania Naszego polskiego XXXVIII., szwedzkiego XXXI. Zygmunt Król“[22].
Pomimo królewskiego pisma wrzała nieubłagana walka między mieszczaństwem a magistratem, i wywołała w marcu 1625 r. formalny bunt i hałaśliwe burdy pospólstwa z cechami na czele przeciw rajcom miasta, którzy za opór w płaceniu poborów, zwłaszcza czopowego winnego, zaskarżyli pospólstwo przed starostą godowym; król zaś przysłał swego instygatora dla pogodzenia stron obu.
Podobne skargi mieszczan przeciwko rajcom i rajców przeciwko mieszczaństwu, bunty i bitki, połączone z ciężkiem pokaleczeniem i rozlewem krwi, powtarzały się nieustannie w 1626 r.[23]. To też Zygmunt III. w osobnem piśmie, wystosowanem z Warszawy 7. sierpnia 1626 r., wyrzuca rajcom miejskim i całemu magistratowi, „iż biorąc dochody i pożytki miejskie na naprawę murów, nie naprawiają ani baszt ani wież, owszem pustoszą je, a dochody miejskie niewiedzieć gdzie się obracają. Ażeby zatem mury około miasta bardziej nie pustoszały, mają bydź naprawiane z dochodów miejskich, a dobra miejskie, wespół z innymi dochodami przez rajców jakimkolwiek sposobem, zatrzymane, mają bydź miastu wiernie zwrócone“[24].
Okazuje się więc z tego widocznie, że od zupełnego zwycięstwa demokracyi (1615 r.) rajcy doroczni nie większe wywoływali zadowolnienie i niewiele inaczej rządzili miastem, aniżeli ich dożywotni poprzednicy za czasów rządów patrycyatu. — Zesłani z ramienia królewskiego komisarze, usprawiedliwili rajców i dalszym nieporządkom w mieście położyli koniec 1627 r.[25].
W jesieni 1630 r. nadeszło do Nowego Sącza następujące pismo: „Mikołaj z Zimnowody Leśniowski kasztelan czchowski, Wojciech Goliński sekretarz Jego Królewskiej Mości, Jan Trojanowski pisarz ziemski mielnicki, Stanisław Frączkowicz pisarz skarbu Jego Królewskiej Mości. Będąc naznaczeni z sejmu 1627 r. do lustrowania dóbr Jego Królewskiej Mości i Rzepltej. pod lustracyą wedle prawa pospolitego przypadających, czyniąc dosyć w tej mierze powinności od Jego Królewskiej Mości i Rzpltej na nas włożonej i tę funkcyą już zacząwszy. Iż do starostwa sandeckiego dóbr Jego Królewskiej Mości zjeżdżamy: tedy to do wiadomości possesora starostwa tego tem oznajmieniem naszem przywodzimy, aby na ten czas prawa i prowenta Rzpltej należące okazowane nam były. Dan z Ropczyc 15. września 1630 r.“[26].
Z takiem pismem przyjechał posłaniec do Nowego Sącza w połowie października i doręczył je, lecz nie posesorom starostwa, ale burmistrzowi Stanisławowi Rogalskiemu, prosząc o gońca do Czorsztyna z podobnym listem. Rogalski przełożył pismo urzędowi, prosząc o poradę. Jednogłośnie uchwalono zwołać całe pospólstwo, niechaj samo rozstrzyga, czy przyjmować panów lustratorów, czy nie?
Zebrało się całe pospólstwo i wysłuchawszy treści pisma, głośno zawołało: „A nam co do lustracyi dóbr koronnych i skarbowych? Kto bierze pożytki, niechaj ponosi ciężary.“ Ogromna większość przez usta wójta pana Wincentego Kłodawskiego oświadczyła, że ani przyjmować będą lustratorów, ani ich ze skarbu miejskiego podejmować.
Burmistrz i rada, zastanawiając się nad skutkami tej niegościnności, odradzali pospólstwu, wykazując, iż miasto wystawią na gniew tak wielmożnych panów, których łaskę właśnieby sobie skarbić trzeba, kiedy chodzi o wcielenie miastu koronnego sołtystwa w Falkowej i trzeciej miary z młynów królewskich[27]. Rozważniejsi mieszczanie pojęli konieczność niemiłą, większość jednak sprzeciwiała się do końca, tak że rada miejska zagroziła protestacyą urzędową przeciwko pospólstwu.
Mimo to sprzeciwiali się mieszczanie, wiedząc dobrze, że cały ciężar poniosą, podczas kiedy burmistrz, rajcy i ławnicy z urzędu od wszelkich poborów wolnymi zostają. Rogalski wstrzymał się z protestem, jednak postanowił, nie radząc się pospólstwa, czynić przygotowania ku przyjęciu wielmożnych gości, aby jako lunar, t. j. gospodarz miasta, nie ściągnął na siebie odpowiedzialności. Kupił najprzód dwa wozy siana i 132 wiertele owsa[28], mimo woli rajcy Pawła Użewskiego, który radził, aby się raczej okupić, zwłaszcza że Stanisław Zaręba, stary podpisek[29] grodzki sandecki, pośrednictwo swe przyobiecał. Chwycili się więc tego mieszczanie, wiedząc, że się nieraz w taki sposób wykupywali od wojskowych leż zimowych.
Użewski chętnie Zarębie dał garniec wina i czerwony złoty. Za jego pośrednictwem panowie lustratorowie przyjęli na pozór wykupne. Miasto czem prędzej zebrało 46 czerwonych złotych (253 złp.) i umyślnym gońcem przesłało panom lustratorom jako honoraryum, nie chcąc podpadać wielmożnym ich odwiedzinom. Lecz krótko łudzono się marną nadzieją!
Jan Zięba, rajca miejski, za pilnemi sprawami musiał wyjeżdżać; na Użewskiego zatem przychodziła kolej w burmistrzowaniu. A właśnie nadjechał wielmożny Paweł Marchocki, starosta czchowski[30], wielki miasta orędownik u szlachty: za jego bowiem głównie przyczyną miasto uzyskało na sejmiku proszowickim poparcie darowizny sołtystwa w Falkowej i trzeciej miary młyńskiej. Pierwszą więc czynnością Użewskiego miało być przywitanie wielmożnego pana: rad był tej sposobności.
Lecz właśnie kiedy objął władzę, nieszczęśliwym wypadkiem Jakób Teiffer, faktor budowniczego Króla Jegomości, śmiertelnie został raniony szablą od Michała Straussa z Preszowa na gospodzie Zięby i umarł na trzeci dzień na gospodzie Stanisława Durałkowicza, sługa zaś jego posieczon, a to w przytomności i bez mała za pomocą czeladzi tegoż pana starosty czchowskiego[31].
Dopiero Użewski poznał, jakie go kłopoty czekają! Bo nie wiedzieć, o co wprzód prosić starostę czchowskiego: Czy o dalsze popieranie darowizny Falkowej i trzeciej miary z młynów królewskich? czy o wybawienie miasta od przyjmowania lustratorów? czy wkońcu o przyczynienie się za miastem w procesie o zabicie faktora budowniczego królewskiego, w co wplątano właśnie starosty czeladź! Na dobitek kłopotu, pomimo zabiegów pana Zaręby i pomimo posłanych dukatów, spadło na Użewskiego to lustracyi brzemię, tem cięższe, że w skarbie miejskim pieniędzy żadnych nie było, a pospólstwo o niczem wiedzieć nie chciało.
W niedzielę przyjechało najprzód dwóch dworzan, zapowiadając panu burmistrzowi, że jadą wielmożni lustratorowie. Starszy z nich, Molicki, prosto zajechał do gospody Użewskiego i opowiedziawszy gości, nie wzgardził podaną sobie gorzałką, której wypili za 6 gr. Na obiad jedli: rosół, mięso, pieczeń z kapustą, krupy z masłem i ser, popijając piwem. Owsa wzięli 2 wiertele, t. j. półkorca. Na wieczerzę znowu pieczeń.
Molicki, dworak całą gębą, wygadany i śmiały, tak sobie poufale poczynał, jak gdyby u siebie w domu, a z Użewskim nieomal za pan brat rozmawiał, pomimo jego burmistrzowskiej powagi. Widocznie dawał mu uczuć wyższość swą szlachecką. Niebardzo to do smaku było Użewskiemu, ale cóż było począć? Musiał się poufalić pozornie, chociaż mu ta cała lustracya kością w gardle tkwiła. Wkońcu jednak udało się Molickiemu rozruszać burmistrza i pozyskać zaufanie. Wieczorem Użewski, chcąc z niego co wyrozumieć, przyniósł półgarnca wina, postawił przed Molickim i przypił do niego. Molicki nie dał się prosić, więc pili razem, a Użewski ośmieliwszy się, zapytał wkońcu: „Co zacz są też ci panowie lustratorowie? Jako się też z miastem obchodzą?“ — „Oj panie Użewski! zawsze to wielkie nieszczęście na burmistrza, gdzie my przyjedziemy!“...
Burmistrz aż struchlał i mrowie go przechodziło, słuchając, czego to wszystkiego tacy panowie lustratorowie wymagają, i jakie to prócz tego kłopoty i nieprzyjemności ponosić trzeba.
W poniedziałek znowu im dał na śniadanie gorzałki, chleba i sera za półtoraka[32]; na obiad cielęciny, kapusty i krup z masłem, do tego ser i piwo; na wieczerzę pieczenie z krupami, a 3 garnce miodu wypili. Owsa 4 wiertele i siano co miał w domu.
We wtorek w południe przyjechało znowu dziesięcioro czeladzi. Wypili na wstępie 3 kwaterki gorzałki i nieproszeni zjedli Użewskiemu właśnie już gotowy obiad, tak że dopiero drugi raz gotować musiano, i ledwie o nieszporach obiadować mogli. Do gospody musiał im też dać mięsa za 18 gr., pieczeń 8 gr., dwoje kur 20 gr., słoniny szmat dał własnej, kapusty 3 gr., piwa 18 gr., chleba 12 gr. Wina domagali się koniecznie przez gwałt. Nie chciał im dać, ale się poczęli odgrażać. Więc jako odczepnego musiał im kupić u Jędrzeja Strączka miodu garncy 4 za 48 gr. Owsa musiał kupić od Marcina Bigosa wierteli 6 po złotemu. Musiał też co tchu sprowadzić cieślę, bo żłoby na gospodach nie w najlepszym były stanie i czeladź hałasy wyprawiała.
Pod wieczór przyjechali sami Ichmość panowie lustratorowie i stanęli w trzech najprzedniejszych gospodach na rynku. Pan Frączkowicz, pisarz skarbu królewskiego, wraz z swymi podpiskami stanął u Stanisława Widza, w gospodzie zwanej „Nowy Świat“ i tam rozłożył swą kancelaryę lustratorską. Czem prędzej trzeba było przygotować wieczerzę. Na same korzenie do kuchni, na pieprz, cukier, rozynki, kwiat, szafran, cynamon, gwoździki, wyszło 5 złp. Do stołu wina wyszło 4½ garnca po 2 złp. Do gospody Widza, czyli na „Nowy Świat“, osobno garncy 2 za 4 złp. 24 gr.
Czeladź z trzaskiem opadła burmistrza o wino, musiał im dać miodu garncy 6, piwa achtel[33], a nim go przyniesiono, wypili naprzód za 18 gr., jabłka i ser 18 gr. Dla podpisków i szafarzów musiał jednak koniecznie dać wina garniec, a na potrzeby inne, które skupowali szafarze miejscy, 6 złp. Owsa wierteli 18, słomy i siana za 2 złp. 15 gr. W nocy jeszcze przysłał pan Trojanowski, pisarz ziemski mielnicki, po wino i dał go Użewski dwa garnce.
We środę nazjeżdżało się szlachty. Samego owsa wyszło wierteli 33 i to z wielką pracą trzeba było po gospodach kupować. Wódki anyżkowej wypili 3 kwarty za 48 gr. Szafarze miejscy biegali za kupnem potrzeb kuchennych, na co wzięli 9 złp. Prócz tego wyszło kapłonów 4 za 1 złp. 3 gr. Słonina zwykła 1 złp., słonina węgierska od Kulafideskiej 1 złp., grochu 4 miary 40 gr. Wina do obiadu garncy 4 złp. 9 gr. 18. Do wieczerzy drugie tyle. Czeladzi miodu garncy 5 za 2 złp. 20 gr. Burmistrz nie chciał dać, ale koniecznie żądali. „A cóż to? czy to musi być? czy co?“ — „Musi być! musi być!“ — odpowiedzieli groźno. I musiało być! boby gotowi obić, a może i posiekać obuszkami. — Prócz tego jeszcze siana 2 wozy złp. 2 gr. 9, słomy za 13 gr., drzewa 4 fury za 3 złp. 16 gr.
We czwartek urząd miejski, przyszedłszy składać uszanowanie, złożył na kuchnie kuropatw 4 za 1 złp. Miodu 5 garncy dla czeladzi znowu musiało być. Dwa kapłony 19 gr., 3 gęsi 1 złp. Szafarzom miejskim na potrzeby znowu 9 złp. Owsa wierteli 34, siana wozów 6, słomy 2 wozy, drzewa wozów 2.
W piątek za ryby złp. 3, kopa śledzi złp. 4, chleb złp. 3 gr. 8, gorzałka gr. 36, oliwa i korzenie kupowane w kramach złp. 4. Za śliwy, grzyby, olej, ocet winny, cebulę, pietruszkę, barszcz złp. 3 gr. 24.
Tu już nie podołały zdolności szafarskie. Pani burmistrzowa musiała sama chodzić po rynku i kupować, co było potrzeba, mianowicie jeszcze mąki za 42 gr. Wydała razem 9 złp. 4 gr. Wina wyszło garncy 8½. Owsa wierteli 28 naskupowali szafarze po mieście za 28 złp., słoma 18 gr., siana fur 2, świece 20 gr.
W sobotę owsa wierteli 33, siana wozów 3, słomy 4 fury złp. 3 gr. 16. Ryby 6 złp., mąka 2 złp., olej, gorzałka, wina do obiadu garncy 4, śledzie 3 złp., chleb 3 złp., chleb biały 6 gr., korzenie do ryb, pieprz, szafran, cukier, muszkat[34] do wszystkich 3 kuchen 5 złp.
Wieczór dla pana Trojanowskiego wina garncy 4, i znowu owsa wierteli 9, a to już za rozkazaniem pana starosty sandeckiego Jerzego Stano, bo nowi goście przybyli. Także gorzałki anyżkowej w puzderku kwart 4 za 2 złp. 4 gr. Posłańcom, co biegli z „innotescencyami“, t. j. zapowiedzią przybycia lustracyi, 3 złp. 6 gr.
Odtąd zdaje się, że panowie lustratorowie rzeczywiście oglądali dobra królewskie, bo nie potrzebowali tyle. W niedzielę wieczór wina garncy 6 i świece. W poniedziałek rano gorzałki 2 kwarty, wieczór wina 5 garncy. We wtorek na „Nowy Świat“ do gospody pana pisarza skarbowego wina garncy 4, a podpiskom miodu garncy 2. Tutaj zaproszono już pana burmistrza i był razem z Ichmość panami lustratorami. We środę przed wieczorem wina garncy 6, a wprzód gorzałki. We czwartek wina do pana Leśniowskiego, kasztelana czchowskiego. Dotąd brano wino od Mateusza Kotczego, gdzie już wina nie stało. Więc skądinąd wzięto w puzdro kasztelańskie wina garncy 6 za 14 złp. 12 gr., a w drugie puzdro grzałki garncy 3 za 4 złp. 24 gr. Także dla pana Trojanowskiego wina garncy 4. Prócz tego kupił on sobie beczkę wina, a miasto zapłaciło pod nią podwodę do Korzennej. Pan pisarz na „Nowym Świecie“ wziął sobie także garniec.
Na pożegnanie przyszli Ichmość panowie lustratorowie na ratusz. Urząd miejski przyjął ich garncem wina. Wielmożni panowie niełaskawie się z miastem żegnali. Dowiedzieli się o owem burzliwem zebraniu pospólstwa i o niechęci, jaką objawiono w ich przyjęciu. Wymawiali to miastu, mianowicie Użewskiemu, burmistrzowi. Ledwie przeledwie gniew ich ułagodzono, że przecie wkońcu wzniesiono zdrowie, a na ostatek na dowód swej łaski i życzliwości cztery dukaty w złocie jako honoraryum przyjąć raczyli!
Użewski był w największym kłopocie, bo wydatki ponosząc z własnej kieszeni, nie miał nawet pisemnego ich poświadczenia. Prosił zatem pana pisarza skarbowego o łaskawe wydanie mu ekstraktu lustracyi. Pan Frączkowicz kazał Molickiemu wydać ekstrakt wydatków. Ale Molicki zbywał go lada czem, aż mu Użewski dał krzyżyk srebrny z relikwiami, który sobie upodobał. Wtedy dopiero wydał ekstrakt porządny. Ale opłaty od ekstraktu zażądali znowu podpiskowie złp. 24, a od pieczęci dał znowu osobno złp. 36. Prócz tego zostali panowie pisarze winni na gospodzie złp. 6; a u Matusza Kotczego wybrano dla Imci pana Marchockiego, starosty czchowskiego, wina garncy 44, które także wypadało zapłacić. — Na pierwsze potrzeby pożyczyło miasto 206 złp. u pana brugrabiego[35] Tobiasza Jaklińskiego, które mu potem zwrócono, pożyczywszy 1631 r. złp. 1000 u ks. Bartłomieja Fuzoriusza, kustosza i oficyała kollegiaty, dopokąd się uchwałą pospólstwa pobór nie rozpisze[36].
Po odjeździe lustratorów zwołał Użewski ogólne zgromadzenie pospólstwa. Nie wszyscy starsi cechowi stanęli, wiedząc, o co rzecz chodzi. Wójta także Kłodawskiego nie było. Podwójci zaś Marcin Ziółko nie śmiał sam rozstrzygnąć. Większość jednak cechmistrzów przekonawszy się, iż niepodobna było uchylić się konieczności, uznali potrzebę rozpisania składki na pokrycie wydatków podjętych. Nie chcąc jednak niezgody w mieście, uchwalili zebranie pospólstwa po świętach Bożego Narodzenia[37].
Zaraz tedy po Nowym Roku (1631) zgromadziło się całe pospólstwo miejskie i już bez sprzeczki przyjęto wniosek wójta Kłodawskiego, uchwalając pobór czyli „szos“ w liczbie 1000 złp., ku pokryciu wydatków na „Wielmożnych Lustratorów“ dóbr koronnych województwa krakowskiego, przez sławetnego Użewskiego, w zastępstwie burmistrza Jana Zięby, z własnej kieszeni poniesionych. Nie wyłączono od niego nawet komorników przedmiejskich. Tylko urzędnicy, jak zwykle, uwolnieni.
Wybrano poborców i natychmiast rozpoczęto wybieranie pieniędzy. Powoli jednak wpływały składki, a Użwski się niecierpliwił. W marcu jeszcze nie odebrał pieniędzy. Dlatego, kiedy szwagier jego, Tomasz Pytlikowicz, jechał na sejm do Warszawy, napisał Użewski do króla skargę na miasto: iż mu pieniędzy pożyczonych w nagłej potrzebie, z niemałą utratą i omieszkaniem, powrócić nie chcą. Zygmunt III. uznał za słuszne „rozkazać Ich Wiernościom: burmistrzowi i rajcom, aby Użewskiemu taką sumę, jaka się z likwidacyi jego pokaże, wcale i zupełnie, nie zażywając żadnych zwłok, ani wymówek, powrócili i o to się starali, aby bez odwłoki dalszej szkody nie odnosił i do króla od niego więcej skarga nie dochodziła. Dan w Warszawie 11. marca 1631 r.“[38].
Drugie jeszcze zażalenie podał Użewski do króla na swych kolegów, że tajemnice urzędu zdradzając, miasto i pojedyńczych mieszczan na nieprzyjemności i szkody narażają. Pobudką do tej skargi były wymówki i nieprzyjemności, jakich doznał od panów lustratorów, którym opowiedziano o oporze jego co do gościnnego ich podejmowania. Więc król karcąc podobne nadużycia, wydał następujący rozkaz do rady i ławicy sandeckiej:
„Zygmunt III. z Bożej łaski król polski... Doniesiono Nam, iż się znajdują w gronie waszym tacy, co przysiągłszy na wierność miastu uchwały dla dobra miasta wpośród was zapadłe różnym osobom objawiają, ku wielkiej miasta i prywatnych pojedynczych osób szkodzie i stracie. Przykazujemy więc Wiernościom Waszym, abyście narady na później ostrożniej odbywali. A jeżeliby się znaleźli tacy, co lekce sobie ważąc przysięgę uchwały zdradzali, takowi według praw przepisanych z urzędu wyzuci bydź mają. Rozkazujemy też, abyście przestrzegali, żeby przez tych roznosicieli Rzeczypospolita i prywatna szkód i strat nie poniosła. Tak ma bydź pod utratą łaski Naszej. Dan w Warszawie 11. marca 1631. Tomasz Zamojski podkanclerzy z rozkazania własnego Króla Jegomości“[39].
Na drugi dzień 12. marca 1631 r. otwarto sejm walny warszawski. Sędziwy Zygmunt III. w ostatnim tym roku panowania swego obdarzył jeszcze Nowy Sącz następującym przywilejem: „Mając wzgląd na to miasto pograniczne, na opatrzenie municyi strzelbą i naprawę ogniem napsowanych baszt i murów: za przyczyną Stanów Koronnych, inkorporujemy wiecznymi czasy temu miastu trzecią miarę w młynach Naszych na rzece Kamienicy pod miastem osadzonych, z folwarkiem i sołtystwem we wsi Falkowej, z wszystkimi dochodami należącymi do niego według przywilejów nadanych miastu: z czego liczbę Nam pewną czynić będą powinni“[40].
Tyle zadość uczynienia otrzymał Użewski za swój trud i prace. Nie zdołało to stłumić niechęci, jaką miał w sercu ku Rogalskiemu, którego obwiniał o owo wypaplanie przed panami lustratorami, co zaszło na ratuszu. Ku końcowi dopiero 1631 r. wybrał swą należytość, a zgromadzone pospólstwo jednogłośną uchwałą zażądało od niego rachunku z tego szosu wybranego[41].
W owym roku 1630 wydarzył się w Nowym Sączu smutny wypadek, który obił się aż o uszy samego króla. Zygmunt III. stawiał zamek w Warszawie. Budowniczy Jego Królewskiej Mości, Erhard Kleinpold, wysłał za miedzią i innemi potrzebami na Węgry faktora swego, Jakóba Teiffera. Faktor ów był to człowiek hulaka i lubiał napijać. Zakupiwszy miedzi w Smolniku, zjechał do Preszowa, gdzie w jednej gospodzie pił i grał w kręgle z tamtejszymi mieszczanami, przyczem powadził się z Michałem Straussem, który kupczył winem do Polski. Poczęli sobie odgrażać nawzajem. Teiffer odpowiadał Straussowi: „Poczekaj! chybabyś w Polsce z towarem nijakim nie bywał, tedybym cię nie brał i nie kazał imać! bo mam na was Węgrów takie węgierskie prawo, że mi was w Polsce wolno brać, imać, ciążyć!“ Michał Strauss z swej strony nie został dłużen odpowiedzi, więc sobie nawzajem grozili.
Niezadługo potem wracał Teiffer z miedzią do Polski, i po drodze zatrzymał się dłuższy czas w Nowym Sączu w gospodzie Jana Zięby, rzeźnika, gdzie żył sobie wesoło za królewskie pieniądze, mimo że rękę ranną nosił na jedwabnej taśmie. Zjechał też niebawem w sprawach kupieckich do Nowego Sącza Michał Strauss, a będąc zaczepiony od Teiffera, zadał mu swą potężną szablą śmiertelny cios w obecności trzech pachołków starosty czchowskiego. Pomimo prędkiej pomocy, jakiej mu udzielił cyrulik, Paweł Witopolski, nie można go było utrzymać przy życiu; na trzeci dzień wyzionął ducha w gospodzie Stanisława Durałkowicza, cechmistrza krawieckiego[42].
Mieszczanie, nie mogąc się sami imać Straussa jako cudzoziemca i kupca jarmarcznego, udali się do grodu, prosząc o sprawiedliwość. Zaciągniono ich żądanie do akt i pozwolono imać go. Strauss chciał zmykać, ale Jakób Miński, starszy pisarz miejski, spostrzegłszy to, wysłał w pomoc czeladź swoją, ażeby mu zastąpiła drogę. Tymczasem on uszedł do klasztoru Norbertanów, gdzie jako na miejscu Bogu poświęconem, wedle ówczesnych obyczajów, znalazł schronienie i bezpieczeństwo, a niebawem znikł bez śladu.
Król bawił wówczas w Tykocinie, kiedy budowniczy jego doniósł o zabiciu Teiffera. Wielce się rozgniewał i wydał pismo następujące:
„Zygmunt III. z Bożej łaski król polski, wielki książe litewski... i szwedzki dziedziczny król.“
„Urodzeni wielce Nam mili! Doszła Nas wiadomość, iż Węgrzyn niejaki z Preszowa, na imię Michał Strauss, uczciwego Jakóba Teiffera, faktora sławetnego Erharda Kleinpolda, budowniczego Naszego, który do Węgier po miedź i inne do budynku zamkowego potrzeby jeździł i ztamtąd się wracał, w Nowym Sączu z inszymi pomocnikami swymi zamordował. Mord ten, iż nie tylko niewinnie, ale też na posłudze Naszej będącego tego faktora potkał, słuszna, aby surowie karany był; a lubo sam tenże Węgrzyn po uczynku tym schronił się, iż jednak rzeczy i towary jego tamże w Sączu od exekutorów tego zabitego, imieniem budowniczego Naszego, zaaresztowane i zatrzymane są, chcemy to mieć po Wiernościach Waszych i pilnie żądamy, aby na instancyą budowniczego Naszego, który tam dla odzyskania, tak tych rzeczy po faktorze zmarłym pozostałych jako i zbójcy tego towarów, z rozkazania Naszego jedzie, wszelka pomoc była, jakoby mu te towary, sumy i rzeczy wszystkie bez żadnych trudności, zwłok i respektów wydane były. Dan w Tykocinie 24. grudnia 1630 r.“[43].
Podobnej prawie treści wydał niebawem król w Tykocinie 28. grudnia 1630 r. drugie swe pismo do urzędów wszelkich, tak grodzkich jako i miejskich, a mianowicie do magistratu sandeckiego.
Opatrzony w takie pisma królewskie, zjechał pod koniec stycznia 1631 r. do Nowego Sącza Erhard Kleinpold i Stanisław Teiffer, brat zabitego faktora. Z uszanowaniem przyjęci mieszczanie budowniczego królewskiego, przeczytawszy najmiłościwsze pisanie. Prosili na obiad sługę Króla Jegomości i postawili wina dwa garnce[44]. Uniwersał królewski wnieśli do grodu i wytoczyła się sprawa.
Pan budowniczy Kleinpold, Stanisław Teiffer i Stanisław Gorlicki, sługa zabitego, wnieśli żal na Jana Ziębę, burmistrza i gospodarza gospody: iż dozwolił w mieście i gospodzie zabić faktora budowniczego Jego Królewskiej Mości; tudzież na Straussa zabójcę. Zięba był w wielkich kłopotach. Zarzucano mu bowiem, iż rozbroił nieboszczyka, odbierając mu noże: że go z izby wyprowadził, zamiast użyczenia obrony, do czego z urzędu i jako gospodarz był obowiązan. Śledztwo i świadkowie wykazali niewinność jego. W końcu dozwolono mu odprzysiądz się winy.
Trudniejsza sprawa była o szkody, których skarb królewski z przyczyny zabicia faktora ponosił na 15.000 złp. Kleinpold czepiał się o to Zięby. Ten zaś broniąc się, wykazywał majątek Straussa. Wyjawiły się też mimochodem: nieboszczyka rozrzutność i lekkie życie; sprzedaż 5 cetnarów miedzi kutej za 448 złp., i inne niekoniecznie powabne nowiny[45].
Majątek Straussa w Nowym Sączu, mianowicie długi za wina sprzedane, okazały się nierównie mniejszymi, jak sądzono. U Mateusza Kotczego i Krzysztofa Halenowicza miał mieć 5.000 złp. Tymczasem Kotczy przyznał tylko 900 złp. — a głośno mówiono, iż przestrzeżony Strauss odebrał resztę. A tu samego Straussa trudno było do odpowiedzialności pociągać, bo uciekł. Do tego jego obrońca, Maciej Tessarowicz, stary i doświadczony prawnik, odparł: Iż Strauss jest obcym, a jako kupiec jarmarczny według konstytucyi z r. 1611 podlega tylko starości grodowemu.
Kleinpold przesiedziawszy kilka tygodni w Sączu nic nie wskórał, prócz gościnności doznanej od mieszczan, którzy na wyjezdnem znowu dwa garnce wina z nim wypili, polecając nadal swe dobre chęci. Wróciwszy, jako mógł, wymawiał się królowi z poniesionych strat. Zwalał winę na mieszczan, iż nie utrzymują w tajemnicy uchwał radzieckich, przez co dłużnicy ostrzeżeni wcześnie mogą zataić majątek, jak to uczynili ze Straussem. We dwa lata stanęła przyjacielska ugoda między Michałem Straussem z jednej, a Erhardem Kleinpoldem z drugiej strony. Umorzono sprawę o zabicie Teiffera, a budowniczy Króla Jegomości uwolnił go od wszelkich pieniactw i napaści. Lecz kto poniósł ową stratę 15.000 złp.? Zdaje się, że skarb królewski.
Król nauczony doświadczeniem nie poruczał już budowniczemu swemu zakupna i dostawy potrzebnych materyałów, lecz się udał do kupców, mianowicie do sławetnego Jakóba Dzianotti, mieszczanina warszawskiego, nadwornego zawiadowcy sprawunkami. Polecił mu dostarczenie drzewa budowlanego. Dzianotti, będąc w ciągłej styczności z spławnikami sandeckimi, poruczył zakupno i odstawienie do Warszawy: Walentemu Tymowskiemu z Grybowa, który niezwłocznie wyjechał za kupią, opatrzony w list wierzytelny Zygmunta III. W Nowym Sączu u Marczały i Bigosa zakupił drzewa z dostawą i dał im zadatku 540 złp.[46]. Ci jednak opóźnili się nieco z dostawą, dlatego chcąc siebie ubezpieczyć, musiał ich zapozwać. Lecz przyznali wszystko, uniewinnili się i szanując pismo i skarb królewski, za trzy dni obiecali wyruszyć. Jakoż odpłynęli 1632 r., lecz nie zastali już króla przy życiu.







  1. Oryginał łaciński z pieczęcią majestatyczną. Datum Varsaviae fer. V. post fest. s. Jacobi Apost. proxima. A. D. 1615. Henricus Firlej de Dambrovica, Plocensis, Miechoviensis ac s. Michaelis in arce Cracov. Praepositus, Regni Poloniae Vicecancellarius.
  2. Bałwan soli (bancus salis) miał około 8 cetnarów wagi (1 cetnar = 160 funt.) i sprzedawał się w 1569 r. po 4 dukaty. Łabęcki: Górnictwo w Polsce. T. I. str. 151.
  3. Dokum. wyd. na sejmie w Warszawie 4. czerwca 1616.
  4. Act. Castr. Rel. T. 122. p. 601.
  5. Volumen privilegiorum ac libertatum civitatis Sandecensis. T. 56. p. 119.
  6. Grabowski: Starożyt. hist. pol. T. I. str. 148–151. Dziennik wyjazdu na pospolite ruszenie 1621 r.
  7. Regimentarz generalny — zastępca hetmana.
  8. Postaw sukna miał w sobie łokci 32.
  9. Muszkiet, bombarda longa — broń ręczna ognista długa.
  10. Półhak, bombarda minor — gatunek muszkietu, rusznicy, mniejszego rozmiaru. Od początku XVII. w. półhaki przezwano pistoletami.
  11. Śmigownica, bombarda longier — działo mniejszego kalibru, długie, wązkie, dalekonośne, spoczywające na dwóch kołach.
  12. Wiertel — ćwierć, czwarta część korca.
  13. Pełno o niem wspomnień i zapisków w księdze cechu szewskiego od 1605–1648 r.
  14. Regestrum percept. et distribut. an. 1621 f. 400, 419–423.
  15. Dokładny opis zameczku w Jeżowie ogłosił uczony profesor Wład. Łuszczkiewicz w tomie VIII. Pamiętnika wydz. fil. i hist. filoz. Akad. Um.
  16. W poemacie o wojnie chocimskiej czytamy o nim:

    Jan Lipski, stary rotmistrz usarskiej drużyny,
    Czterema dorodnymi otoczony syny,
    Cztery miał, czterech w regiestr swej chorągwi pisze,
    Przybrawszy dla ojczyzny dzieci w towarzysze.

  17. Ks. Marcin Frankowicz: Wizerunek św. doskonałości w błog. Kunegundzie. W Krakowie w druk. Fr. Cezarego 1718 in folio str. 330.
  18. Nakierski: Miechovia, p. 882. Cracoviae 1634. Ks. Siarczyński: Obraz wieku panowania Zygmunta III. T. II. str. 401.
  19. Act. Castr. Inser. T. 39. p. 1994; T. 40. p. 1.
  20. Distributa f. 457.
  21. Szos — podatek domowy opłacany do skarbu królewskiego z miast.
  22. Act. Castr. Rel. T. 116. p. 1223.
  23. Act. Castr. Rel. T. 117. p. 48, 70, 127, 141, 149, 266,279.
  24. Act. Castr. Rel. T. 117. p. 488.
  25. Act. Castr. Rel. T. 117. p. 950.
  26. Acta Consul. T. 52. p. 58.
  27. Dawne młyny królewskie w Nowym Sączu dotrwały aż do ostatnich czasów. Dopiero w r. 1871 na licytacyi sprzedane zostały, przy której utrzymał się Reibscheid jako zakupnik. Reibscheid sprzedał te młyny Hofmanowi, od którego je nabyła żydówka Schützerowa, a na ich miejscu zbudowała okazałe młyny systemu amerykańskiego. Szczegółów o tem udzielił mi sędziwy pan Antoni Jana, który, jako radca skarbowy, miał podówczas nadzór i opiekę nad dawnymi królewskimi młynami.
  28. Distributa f. 36–37.
  29. Podpisek — pomocnik pisarza grodzkiego; był to urzędnik kancelaryjny niższej kategoryi, zajęty wyłącznie tylko wpisywaniem aktów.
  30. Podług Starowolskiego: Monumenta Sarmatarum, zmarł 26. listop. 1631 r., pochowany w kościele św. Marcina w Krakowie.
  31. Act. Consul. T. 52. p. 93, 110–118; Act. Castr. Inscr. T. 45. p. 272.
  32. Półtorak — moneta, jeden i pół grosza ważąca.
  33. Achtel — ósma część warki, beczka piwa. Linde błędnie podaje, że achtel jest ósmą częścią beczki. Podług konstytucyi piotrkowskiej 1555 r., powtórzonej w ustawie Jana Firleja 1573 r., beczka piwna nie ma być mniejsza, ani większa we wszystkich miastach i miasteczkach województwa krakowskiego, jedno któraby miała w sobie 72 garncy piwa. Niemcewicz: Zbiór pamiętników historycz. T. III. str. 325. Lipsk 1839.
  34. Muszkat — owoc drzewa z Indyi Wschodnich, wielki jak orzech, zapachu wdzięcznego.
  35. Burgrabia z niem. Burggraf, sprawca zamkowy. Burgrabiowie sandeccy mieli sobie dozór powierzony nad zamkiem królewskim dla utrzymania go w całości; pilnowali wykonania wyroków kryminalnych sądu grodzkiego; czuwali nad więzieniem, całością i porządkiem zamkowym; do nich także należało naprawianie zamku zapomocą poddanych z okolicznych wsi królewskich; tudzież sądzenie drobniejszych spraw ulicznych i wykonywanie poleceń starosty. Zastępowali też nieraz starostę przy corocznych wyborach rajców miejskich, jak n. p. w latach 1639–1652: Puczniowski, Stan. Otwinowski, Jan Strzałka, Stan. Świderski, Józef Rabsztyński i Hieronim Gajowski.
  36. Act. Consul. T. 52. p. 92. Act. Castr. Inser. T. 45. p. 1088.
  37. Act. Consul. T. 52. p. 99.
  38. Act. Consul. T. 52. p. 179.
  39. Act. Consul. T. 52. p. 180.
  40. Volum. Leg. T. III. p. 335.
  41. Act. Consul. T. 53. p. 5.
  42. Act. Consul. T. 52. p. 110–118, 125, 139, 146.
  43. Act. Consul. T. 52. p. 111.
  44. Distributa f. 43.
  45. Act. Consul. T. 52. p. 151.
  46. Act. Consul. T. 53. p. 42.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jan Sygański.