Historya Nowego Sącza/Tom I/Rozdział IV

<<< Dane tekstu >>>
Autor Jan Sygański
Tytuł Czasy Jana Kazimierza.
Podtytuł Lata wojen kozackich (1648—1654).
Pochodzenie Historya Nowego Sącza
Tom I. Obraz dziejów wewnętrznych miasta
Wydawca Nakładem autora
Data wyd. 1901
Druk Drukarnia Wł. Łozińskiego
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Rozdział  IV.
Czasy Jana Kazimierza. — Lata wojen kozackich. (1648—1654).

Po śmierci Władysława IV. w maju 1648 r., sejm konwokacyjny zaznaczył elekcyę nowego króla na 6. października[1], która według zwyczaju miała się odbyć na błoniu pod warszawską Wolą. Kto tylko szlachcicem być się mienił, konno i zbrojno spieszył wolny głos swój przyłączyć do głosów braci i wybrać albo być wybranym. Tak kazało odwieczne prawo i obyczaj uświęcony, tak głosił Maciej Łubieński, arcybiskup gnieźnieński, prymas polski, a namiestnik królewski podczas bezkrólewia. Od Boga zaczęto, jak zwykle. Uroczyste pienia arcykapłanów wzywały Ducha św., aby oświecił umysły mądrością i zgodą, a ks. Stefan Wydżga[2], opat sieciechowski, kazał w warszawskim kościele św. Jana o wybieraniu królów wedle Pisma św. i starozakonnych ksiąg królewskich. Po kazaniu i służbie Bożej ruszyła się szlachta ku okopom, naumyślnie ku temu sporządzonym na warszawskiem błoniu. Był to wał i przekop, otaczający elekcyjne pole, i miał tylko 3 bramy: od południa, wschodu i zachodu, a w pośrodku szopę z desek, pod którą stały senatorskie krzesła i tron prymasowski.
Konna szlachta jechała pod przewodnictwem swych wojewodów, każde województwo w osobnym zastępie i wedle obyczajem dawnym naznaczonego porządku: Wielkopolanie zachodnią, Litwini wschodnią, a Małopolanie południową bramą, i stanęli wokoło szopy, każde województwo z osobna[3]. Prymas zagaił sejm elekcyjny, więc szlachta, zsiadłszy z koni, rozpoczęła narady. Najprzód wybrano marszałkiem sejmu elekcyjnego Filipa Obuchowicza, wojskiego[4] mozyrskiego, boć na Litwę kolej przypadała, poczem rozbierano sprawy najpilniejsze. Ukraińska szlachta najprzód głos podniosła, żebrząc pomocy od braci i Rzpltej, boć ich zbuntowane Kozactwo wygnało z domów i dóbr, żądali zatem obmyślenia przytułku i pomocy.
Po nich imieniem dyssydentów Radziwiłłowie: Janusz i Bogusław, Gerard Denhoff, Jędrzej Leszczyński i Zbigniew Gorajski żądali równouprawnienia dla wszelkiego wyznania. Aryanie zaś żądali prócz tego przywrócenia urzędu podkomorzego kijowskiego Stefanowi Niemierzycowi, którego trybunał koronny od tej godności odsądził dlatego, że był aryaninem[5]. Przybywali też posłowie królewiczów: Jana Kazimierza i Karola Ferdynanda, niemniej posłowie zagranicznych mocarstw: od papieża Innocentego X.[6], od króla francuskiego Ludwika XIV., od króla duńskiego Fryderyka III., tudzież od królowej szwedzkiej Krystyny, a wkońcu i od wojska z smutną wiadomością o klęsce pod Pilawcami i nadciąganiu Chmielnickiego ku Wiśle i Warszawie. Na tych naradach zeszło kilka tygodni i już śniegi zabielały nad Wisłą, a nocami rumieniły się łuny zbliżających się pożog tatarskich i kozackich, boć wprawdzie Lwów wytrzymał nawałność Kozaków[7], lecz Zamość już był ściśle oblężon.
Komornicy królewscy rozlecieli się po całym kraju, rozwożąc zapadłe uchwały sejmowe, mianowicie tyczące się obrony kraju, oraz smutne wieści o klęsce doznanej; a gdzie tylko jaki kościółek i przybytek Pański, odprawiano suplikacye i wotywy, aby Bóg dał szczęśliwe obranie króla.
W Nowym Sączu rada i ławica, zgromadzone w kollegiacie św. Małgorzaty, z wielką skruchą słuchały wotywy „ratione electionic Króla Jegomości, jako pana nowego“; a muzycy, którzy przygrywali pobożne pienia, dostali 1 złp. 6 gr. Komornik, przybyły z Warszawy, wziął strawnego dla siebie, jako też za owies i siano koniowi za dzień i noc 2 złp.[8]. Burmistrz zaś, Wojciech Bogdałowicz, doglądał i pilnował murarzy i cieśli, co mury naprawiali i wiązania pod strzelbę w basztach czynili, tudzież ślusarza, co hakownice i śmigownice poprawiał i chędożył, bo strach był niepłonny.
Na błoniu warszawskiem stanęła znowu szlachta w okopach konno i zbrojno, a nad nią zawisło pochmurne niebo, a końskie kopyta deptały świeży śnieżysty kobierzec. Ks. prymas zanucił: Veni Creator Spiritus! — krocie tysięcy zbrojnych konnych wyborców zawtórowały, i przystąpiono do obierania króla. Najprzód biskupi i senatorowie, potem szlachta, każdy z osobna województwami dawał swój głos i kreskę, a podkomorzowie zbierali te głosy i kreski. Na wieczną zaś pamiątkę podpisywał się każdy wyborca. Wszystkie zaś głosy żądały królem: „Jana Kazimierza“[9].
Po skończonem głosowaniu powstał prymas. Marszałkowie obu narodów prosili Korony i Litwy o uciszenie się i o głos dla ks. prymasa. Uciszyło się, a prymas donośnym głosem mianował: Królewicza Jana Kazimierza, Polski i Litwy wolnymi i zgodnymi głosami obranym królem i panem!
Krocie tysięcy zawołały: „Niech żyje!“ Prymas zanucił: Te Deum laudamus! — a wszystkie krocie tysięcy zbrojnej szlachty zskoczyły z koni, uklękły w pokorze na śniegu i chwaliły Boga, że ich natchnął jednością i zgodą, i dał króla i ojca osieroconej ojczyźnie. Odgłos armat i ręcznej strzelby około miasta Warszawy po wszystkich szerokich błoniach, gdzie stały szykami: Województwa, Ziemie i Powiaty, zakończyły tę uroczystość wspaniałą[10]. Poczem wyjechali wszyscy z okopów i ruszyli: jedni wschodnią bramą ku Litwie, drudzy zachodnią ku Wielkopolsce, ostatni południową ku Małopolsce.
Tak się odbył wybór króla Jana Kazimierza w listopadzie 1648 r. Tak się odbywały wybory wszystkich królów polskich w epoce wolnej elekcyi (1572—1764). Wyborcami była szlachta w liczbie kilkakroć sto tysięcy, a zaszczyt wyłącznego wybierania odpłacała ojczyźnie zobowiązaniem się wyłącznej obrony ojczyzny i króla swego: miała ciągle być gotową na głos trąby wojennej, a lud włościański miał tę piersiami szlachty osłonioną i krwią zlewaną ojczyznę w pocie czoła obrabiać rękami własnemi...
Wesoła nowina o szczęśliwie ukończonej elekcyi w mgnieniu oka cały kraj obleciała i na chwilę roznieciła radość w sercach zasmuconego ludu. Urzędy miast i miasteczek wyprawiały nabożeństwa dziękczynne i uroczystości ludowe. Nowy Sącz zaś urządził tryumfalny pochód do zamku, jakby na przywitanie nowego pana, przy odgłosie kotłów i bębnów, trąb i dzwonów, a wkońcu przy huku wszelakiej armaty miejskiej i cechowe, t. j. dział, śmigownic, hakownic, a wreszcie organek i muszkietów. Ponieważ zaś dzień już był krótki i do wieczora się zaciągło, więc przy latarniach tryumf zakończono z grodu do „prawa“, t. j. izby sądowej na ratuszu, laną świecą oświetlonej. Nazajutrz 23. listopada wpisał burmistrz, Stanisław Wilkowski, do księgi wydatków miejskich:
„Podczas tryumfu, który się odprawował, jak prędko stanęła elekcya Króla Jegomości, dałem puszkarzom[11] za pracę 3 złp. Na świece do latarni 3 gr.; zaś świecę laną 6 gr.; trębaczom kontentacyi 6 gr.“ Wprzód jeszcze przerobił garncarz piec kaflowy w prawie i dodał własnych kafli, a błoniarz przerobił dwie kwatery i dał dwa pręty swoje żelazne, zaco dostał garncarz 8 złp., a błoniarz 1 złp. 15 gr.[12].
Niedługo jednak trwała radość w mieście. Coraz bowiem pewniejsze dochodziły wieści o przegranej i niewoli hetmańskiej pod Korsuniem[13], o klęsce pilawskiej i sromotnej ucieczce wojska, o oblężeniu Lwowa i Zamościa... Dlatego też w Nowym Sączu czem prędzej dorobiono 3 pary kół pod strzelbę i kary[14] pod 3 śmigownice, a do czwartej dyszel i poręcz, co razem kosztowało 8 złp. Także obręczy nowych na koła pod strzelbę nabito 24, zaco kowal dostał 2 złp. 17 gr. Musiał jednak jeszcze przerobić buksy[15] i przybić szynę do kolasy miejskiej, aby była bezpieczną i gotową w drogę do Proszowic na sejmik i do Krakowa na koronacyę[16].
Przed każdym sejmem odbywały się po województwach sejmiki, na których obradowano nad potrzebami województwa i całej Rzpltej. Nasze województwo krakowskie sejmikowało w Proszowicach i niejedna tam uchwała zapadła, za którą później sejm i kraj cały poszedł. Jako z gór od Tatr i Karpat przez Pieniny polskie wody ku Krakowu i Warszawie płyną, tak spływały myśli wolne z górskiego podniebia, a spłoszone napowrót się chroniły w szumne, chłodne i niedostępne góry. Więc też szlachta górka była miłą Rzpltej, bo to wprawdzie chudobna, ale zato swobodna, a dusza w prawej dłoni.
Wiedzieli o tem panowie rajcy miasta Jego Królewskiej Mości Nowego Sącza, i kiedy wyprawiali do Proszowic sławetnych: Stanisława Kopcia i Jana Krzyżanowskiego, dali im na drogę 30 złp., a dla panów szlachty górskiej 5 garncy wina dobrego za 12 złp., aby się przyczyniali[17] za biednem miastem do koła rycerskiego. Potrzebowało zaś miasto orędownictwa szlachty do Króla Jegomości, boć to mury i warownie podupadły, a mieszczanie upadali pod ciężarem poborów i podwód. Z łanów miejskich znaczna część przeszła w ręce osób duchownych i szlacheckich, a pobory i podwody miasto płacić musiało. Do tego konstytucyą sejmową 1647 r. uchwalone 528 złp. na podwody, bez omieszkania musiały być złożone na każdy św. Marcin, a szlachetny Karol Montelupi, naczelny pocztmistrz koronny, nie pytał się, czy księża i szlachta oddali, byle odebrał, co mu skarb Rzpltej przeznaczył. Dlatego na poparcie prośby o ulżenie ciężarów miastu, zapozwano księży i szlachtę, którzy poborów nie oddali — a była ich taka mnogość, że dwóch woźnych całego dnia do tego potrzebowało. W wydatkach zaś miejskich zanotowano: „Dwom woźnym, co pozwy kładli z strony nieoddania poborów: na szlachtę i księży, dałem 1 złp. 10 g. Juryście w Krakowie w tychże sprawach posłano 12 złp.“[18].
Pobory te uchwalone były jeszcze 13. października 1648 r. w Krakowie w kościele Franciszkanów, gdzie się wskutek wici[19] wojewody krakowskiego, Stanisława Lubomirskiego, wszysta szlachta krakowska zgromadziła na narady przedwyborcze. Rady, dygnitarze, urzędnicy i wszystko rycerstwo województwa zgodnie postanowili i uchwalili tam pobory cztery od wszystkich w województwie universaliter; prócz tego w powiatach czchowskim i bieckim osobny piąty: na osobne obu tych powiatów praesidium. Poborcą powiatu czchowskiego mianowany: Mikołaj z Szczeczyna Borek, podstarości sandecki, który Ichmościom panom Uniwersałem poborowym oznajmił i z powinności prosił i upominał, aby co rychlej pobory a oraz i dawniejsze zaległości do Sącza odwozili[20].
Niebawem nadszedł znów do Sącza nowy Uniwersał Jana Chwaliboga, poborcy generalnego województwa krakowskiego, wydany w Krakowie 28. grudnia 1648 r.: „Oznajmuję komu wiedzieć należy, a zwłaszcza Ichmościom panom obywatelom województwa krakowskiego, także urzędom miast i miasteczek, tak Jego Królewskiej Mości, jako też i duchownych i szlacheckich: Iż jako na zjeździe warszawskim elekcyjnym Jego Królewskiej Mości obranego pana naszego miłościwego, w deklaracyi województwa naszego dwoje podymne[21] jest uchwalone, do oddania skarbowi koronnemu na zapłatę żołnierzowi ad fidem Reipublicue zaciągnionemu. Tedy aby się temu dosyć uczyniło, na teraźniejszym sejmiku proszowickim pozwolone są 3 pobory na miejsce tego dwojga podymnego, i czas oddania od 2. stycznia do 15. lutego naznaczony. Które abyście Waszmościowie jak najprędzej, widząc nagłą i bardzo pilną potrzebę Rzpltej, oddawali w powiecie czchowskim do Sącza dnia 24. stycznia, a do Biecza z powiatu tegoż dnia 4. lutego, kędy na obudwu miejscach na te czasy naznaczone, podpoborce mieć będą, znosić rozkazali — pilno z urzędu mego upominam i przestrzegam. Przytem ostrzegając i prosząc, abyście Waszmościowie pieniędzy cudzoziemskich nie posyłali, które w skarbie koronnym waloru swego nie mają“[22].
Uniwersał ten skoro doszedł do sławetnej rady sandeckiej, wnet zadzwoniono na wieży ratusznej; panowie rajcy i całe pospólstwo miejskie zebrawszy się, zgodnymi głosami obrali pobieraczy poborów: Stan. Baradzieja i Stan. Jamińskiego. Ledwie ukończono wybieranie poborów, zadzwoniono znowu na panów rajców i pospólstwo, aby obrali z pomiędzy siebie pobieraczy stipendii militaris, czyli podatku wojennego[23].
Nadjechał też urodzony Maciej Szczepkowski, komornik Jego Król. Mości, z Uniwersałem podwody i poleceniem miastom i wsiom, aby podwodne[24] in quadruplo jak najprędzej zwożono, a komornikowi wszędzie po miasteczkach i wsiach jeść, pić i obrok na parę koni dawano. Prócz tego, aby go jednym koniem dla bezpieczeństwa od miasta do miasta odprowadzano. Także Uniwersał „donatywy koronacyjnej“[25] przywiózł tenże urodzony komornik, aby mu ją wedle dawnych obyczajów bez wszelkich wymówek oddawano. A tę powinność, jeżeli ochotnie uczynią, król wielce wdzięcznie przyjąć i łaską swą królewską odwdzięczyć komornikowi rozkazał. Więc też i „drabskie“[26] wybierać i na gwardyę Jego Królewskiej Mości, pod dowództwem Krzysztofa Huwalda, generała-majora, postanowiło miasto „egzaktorów“, czyli pobieraczy — a wszystko na głos ratusznego dzwonka na wolnem zebraniu rajców i wszego pospólstwa[27].
Ogłoszenie tylu poborów naraz wywołało w mieście wielki hałas i krzyk między możnymi, a lament i narzekanie między biednymi. Bez dzwonka, bez wołania, zgromadziło się całe pospólstwo i obległo ratusz. Panowie rajcy zaś w głowę zachodzili, coby tu począć? A tu rady nie było, bo z jednej strony wojna, a z drugiej niedostatek. Aby więc ulżyć pospólstwu biednemu, uradzono pożyczyć pieniędzy, i zaspokoiwszy naglące Rzpltej potrzeby, powoli odpłacać. Uproszono tedy sławetnych: Marcina Frankowicza i Stan. Kopcia, i pożyczono od nich po 150 złp. A kiedy je już na stół wyliczyli i radzie doręczyli, dano im „membran“, czyli zapis długu, obowiązując się oddać do roku. Jeżeliby zaś miasto do roku nie oddało, miał jednemu przypaść kmieć Wojciech Tasz, a drugiemu inny kmieć miejskiej wsi Piątkowej, na tak długo, dopóki miasto pieniędzy nie odda. Naco się podpisał: Adam Łukowiecki, proconsul sandecensis. Joannes Czyrzyczka, advocatus nomine suo et civitatis[28].
Załatwiwszy sprawy poborowe, wyjechali obaj poważni miejscy pełnomocnicy: Kopeć i Krzyżanowski, kolasą miejską do Krakowa na koronacyę, gdzie sędziwy Kopeć nowemu królowi i panu przysięgę na wierność niezłomną składał w imieniu miasta swego, a oraz o potwierdzenie praw i przywilejów, przez dawnych sławnej pamięci królów Nowemu Sączowi łaskawie nadanych, pokornie upraszał. Jakoż i uzyskał 30. stycznia 1649 r. potwierdzenie wszystkich przywilejów, nadanych przez poprzednich królów Sączowi, a mianowicie przywileju Władysława IV. na jarmark coroczny na św. Wojciech, tudzież na pobieranie opłat z wszelkich towarów, z tym nowym dodatkiem, ażeby płacono miastu od beczki miodu siedmiogrodzkiego po 15 gr., od cetnara wosku, łoju, skór większych i od wszelkiego zboża z Węgier przywożonego po 1 gr., a od cetnara jakichbądź kruszców po 2 gr. Uzyskane stąd pieniądze miały być obracane wyłącznie na naprawę warowni miejskiej. Nakoniec rozporządził król, że wszelkie jarmarki, odbywające się wśród roku, tylko przez 3 dni trać mają. Po upływie zaś tych 3 dni, żaden obcy kupiec nie miał towarów swoich na sprzedaż wystawiać, pod karą utraty towarów, z wyjątkiem mieszczan sandeckich. Na te jarmarki wolno było każdemu przychodzić, z wyjątkiem samych tylko żydów, tak dalece, że żaden żyd na jakikolwiek jarmark do Sącza z towarami przybywać nie mógł, ani ich na sprzedaż wystawiać, pod karą utraty tychże[29]. Na opłatę tego potwierdzenia wydali rajcy 100 złp.; później dodali jeszcze 150 złp. panu Adamowi Zawadzkiemu, który za tem chodził, a wkońcu antał wina za 30 złp.[30].
Nieszczęśliwem jednak było zaraz od samego początku panowanie Jana Kazimierza. Z Koroną spadła na niego także owa straszna wojna z Kozakami, wybuchła jeszcze w ostatnich dniach życia Władysława IV. wskutek buntu Bohdana Chmielnickiego. Jan Kazimierz usiłował koniecznie zażegnać tę burzę i rozpoczął układy z Chmielnickim; lecz podbechtywania patryarchy schizmatyckiego, a przedewszystkiem Moskwy, uniemożebniły wszelką zgodę: z wiosną 1649 r. rozpoczęła się nowa wojna. Jeszcze przed rozpoczęciem tejże pisał król z Warszawy 20. marca 1649 r. do Konstantego Lubomirskiego, starosty sandeckiego:
„Urodzony wiernie Nam miły, iż mamy pewną wiadomość, że Kozacy zaporoscy w uporze i rebellii swojej przeciwko Nam i Rzpltej trwając, nie tylko sami się gotują, ale i pogańskie tatarskie wojska na państwa Nasze zaciągają. Na odwrócenie tedy tak wielkiego niebezpieczeństwa, jako innych tak i Wierności Twojej, którego w rzeczach rycerskich dzielność zaleconą mamy, do tej służby Rzpltej wzywamy i rotę usarską, która w sobie koni 100 usarzów mieć będzie, tym listem Naszym Wierności Twojej przypowiadamy, naznaczając żołdu Wierności Twojej taką sumę[31], jaką inni rotmistrzowie usarzy brać będą, a czas służby a die ultima martii anni currentis poczynać się ma. Którą rotę starać się Wierność Twoja będziesz, abyś z ludzi ćwiczonych i jako najwięcej bydź może w służbie przedtem bywałych jako najprędzej sposobił, i z nią do popisu na czas i miejsce od Nas albo hetmanów naznaczone przybydź nie omieszkał, który odprawiwszy tam się stawisz, gdzie potrzeba Rzpltej pokaże i gdzie hetmani Wierność Twoją obiorą. Przestrzeżesz i tego Wierność Twoja, aby każdy z nich miał konia dobrego i rynsztunek porządny wojenny, tak jako do potrzeby usarz zwykł wsiadać“[32].
Przeciwko zbuntowanym Kozakom wysłano wojsko koronne, wzmocnione zasiłkami pospolitego ruszenia. Miasto Nowy Sącz oddało też ze swej strony patryotyczną usługę, wyprawiając na pospolite ruszenie dwa wozy czterokonne z hajdukami, armatą, żywnością i zasilając je wszelkiemi zasobami, jak czytam o tem w księdze wydatków miejskich:
„Komornikowi Jego Królewskiej Mości, który z Uniwersałem przyjechał, obwieszczając sołtysów na pospolite ruszenie, na wikt 1 złp. 5 gr.“
„Stalmachowi od robienia wozów skarbowych na pospolite ruszenie 6 złp.“
„Kołodziejowi za 4 koła do skarbowego wozu na pospolite ruszenie 3 złp. 6 gr.; temuż od koła do skarbowych wozów 2 złp.; temuż za 2 koła pod śmigownice 1 złp.“
„Żonom dwóch pachołków, wyprawionych na pospolite ruszenie, na wikt przez miesiąc 4 złp.“[33].
Wojsko koronne, ustępując przemocy kozackiej, zamknęło się w Zbarażu, gdzie wnet je nawała czerni kozacko-tatarskiej niby szerokiem morzem oblała. Dnia 10. lipca 1649 r. obległ Bohdan Chmielnicki obóz polski w Zbarażu, pomimo dzielnej obrony Jeremiego Wiśniowieckiego, a z 70 armat ognia dając, przemocą zdobyć go usiłował. Polacy, w liczbie 12.000 ludzi[34] przeciw 300.000 nieprzyjaciół, cudów waleczności dokazywali, a między pierwszymi pierwsi byli husarze starosty sandeckiego, pod nowym a dzielnym porucznikiem, Teofilem Rajeckim.
Zaraz na początku oblężenia trzy chorągwie Lubomirskich, odbijając Tatarom wozy księcia Wiśniowieckiego, mężnie na pogan uderzyły i zwycięstwo rozstrzygły. Nierównie jednak większą sławą okryli się Sandeczanie w czasie szturmu Burłaja i Zaporożców na obóz od strony stawu. Już Burłaj pułkownik, spędziwszy węgierską piechotę, znak zaporoski zatknął na wałach tej części obozu, kiedy Krzysztof[35] Przyjemski, generał artyleryi koronnej, przypadł, chorążego piechoty węgierskiej o mało nie przebił i na Kozaków odwrócił. Węgrzy, zawstydzeni i wsparciem piechoty cudzoziemskiej zagrzani, wściekle się rzucili na Zaporożców i wycięli w pień wszystkich, co tylko na wałach byli. Ale nowemi siłami wsparł Chmielnicki szturm swoich, wysyłając jazdę kozacką pod Mrozowickim, pułkownikiem. Wypadła wtedy z obozu jazda polska i uderzywszy na jezdnych Mrozowickiego, odcięła obu Zaporożców od głównego kozackiego obozu. Tam chorągiew starosty sandeckiego dzielnie się spisała: mnóstwo Kozaków wycięto, a więcej jeszcze utopiło się w stawie[36].
W tej akcyi Rajeckiemu, porucznikowi Lubomirskiego, gdy się zwarł z nieprzyjacielem, przywodząc chorągwi 13. lipca 1649 roku, kula armatnia szmat nogi urwała[37], z konia tedy szwankował. Zatem nieprzyjaciele odważnie nacierając, chcieli go porwać, chorągiew zaś porucznika swego broniąc, mężnie stawała. Towarzysze, choćby do jednego poledz mieli, nie dopuszczali go wziąć, aby nieprzyjaciel nad nim nie czynił urągania. Przypadli i Tatarowie, chcąc go wydrzeć z rąk towarzystwa: lecz przybyło więcej wsparcia i odpędzono nieprzyjaciela, a porucznika towarzystwo żywcem uprowadziło, który potem czwartego dnia ducha wyzionął[38].
Wespazyan z Kochowa Kochowski, historyk polski, wymownie w „Klimakterach“ swoich smutne Jana Kazimierza opisując dzieje, czyn ten mężny sandeckiej szlachty dla przykładu i naśladowania potomności po łacinie przekazał. Wyczytać tam także można nadludzkie siły i wytrwałość wojska pod Zbarażem i Zborowem, i śmierć na polu sławy, poniesioną przez tylu walecznych!
Od tej jednak doby historya Nowego Sącza przedstawia długie i nieprzerwane pasmo ustawicznych klęsk i nieszczęść. Na sejmiku proszowickim 21. stycznia 1650 r. uchwalono 20 poborów łanowego[39]. Poborca Paweł z Rudołtowic Witkowski, dla niebezpieczeństwa po drogach, kazał na 15. marca pieniądze odwozić do Lublina komisarzom wojskowym, sam zaś zjechał do Nowego Sącza z podpoborcami swymi. Panowie rajcy przyjmowali ich gościnnie przez dwa dni winem, rybami świeżemi i suchemi. Samych łososi spożył pan poborca za 10 złp.; całe uroszczenie poborcy i towarzyszów jego kosztowało 21 złp. 10 gr.[40].
Podług urzędowej relacyi Jakóba z Charzowic Chaczowskiego, generalnego podpoborcy województwa krakowskiego, zapłacił Nowy Sącz w tymże roku za 20 poborów pokaźną sumę: szosu 3.661 złp. 14 gr. 8 denar.; z 15 łanów[41] miejskich 300 złp.; z 9 kół „zakupnych“ czyli młyńskich 144 złp. Z pomiędzy rzemieślników było w tym czasie w mieście: 8 kowali, 4 ślusarzy, 3 kotlarzy, 3 złotników, 3 mieczników, 3 sierparzy, 20 szewców, 3 rymarzy, 2 siodlarzy, 15 rzeźników, 6 sukienników, 2 czapników, 8 kuśnierzy, 4 bednarzy, 16 płócienników, 12 krawców, 4 garncarzy, konwisarz, stelmach, stolarz, kołodziej, aptekarz, cyrulik, balwierz, 6 przekupniów i 34 komorników. Ci wszyscy rzemieślnicy zapłacili razem za 20 poborów 1.726 złp.[42].
Te rozmaite a mnogie pobory na naglące potrzeby Rzpltej w dwóch ostatnich latach ubożyły ludność tak w mieście, jako i po wsiach. Wprawdzie podług rewizyi, odbytej 7. marca 1650 roku, istniało jeszcze w Nowym Sączu 15 domów szlacheckich — zato mieszczańskich domów, przy ulicy polskiej, szpitalnej, drwalskiej i furmańskiej, z powodu stacyi żołnierskich podupadłych i pustką stojących, liczono już 23[43]. Stała bowiem w tym czasie (1649—1650) w Nowym Sączu rota husarska Konstantego Lubomirskiego, starosty grodowego, która nie tylko w mieście, ale i w poblizkich wioskach srodze uciskała ludność.
I tak w Paszynie husarze nie tylko bez litości niszczyli poddanych miejskich, ale nawet niektórych z nich ciężko poranili; w Kurowie zaś, Woli Kurowskiej, Świniarsku i Bielowicach wybrali pieniędzy gotowych 1.787 złp., a na żywność 722 złp. Z tego powodu wnoszono ustawiczne skargi do grodu, z załączeniem rejestru poczynionych szkód[44]. — Daleko gorzej jeszcze gospodarowali żołnierze w dobrach starosandeckich Klarysek. W Starym Sączu wybrali 3.320 złp., w Biegonicach zaś, Chełmcu, Podegrodziu, Siedlcach i Maszkowicach 5.083 złp. Od panny ksieni dostali 5.000 złp., 600 korcy owsa, 400 wozów siana, a drzewa wozów bez liczby. Ogółem 1649—1650 r. wybrali husarze ze wsi klasztornych 29.822 złp.[45]. Miary zniszczenia dopełniła chorągiew husarska, exercitus gravis armaturae, Mikołaja Potockiego, hetmana wielkiego koronnego, pod wodzą Stefana Czarnieckiego, który, zjechawszy w grudniu 1650 r. w te strony, wybrał z dóbr klasztornych 11.000 złp., a w Starym Sączu 700 złp., przez co mieszkańców do takiej przyprowadził nędzy, że niektórzy opuścili domy i zagrody swoje. Zasmucona tem ksieni Elżbieta Kołaczkowska, zaniosła żałobę do starosty grodowego w imieniu swoich poddanych[46]. — Dochodziły też skargi przeciwko husaryi Lubomirskiego z innych okolicznych wiosek. Tak n. p. gminy: Ptaszkowa, Cieniawa, Mszalnica, Jamnica, Kunów, Falkowa i Kamionka, wydały na żołnierzy w pieniądzach i leguminach 2.695 złp., wskutek czego mieszkańcy pomienionych wsi opuszczali swe domy i ról uprawiać nie chcieli[47].
Wkrótce też i w Nowym Sączu liczba opustoszałych domów pomnaża się w trójnasób, rzemieślnicy wymierają lub opuszczają miasto, a opłacanie podatków Rzpltej staje się niemożebnem. Wśród tego Jan Kazimierz, jakby w przewidzeniu dalszych morowych klęsk, zatwierdza 1650 r. na prośbę obu chirurgów: Jana Krzyżanowskiego i Jana Niedziałkowicza, ustawy cechu nowosandeckich chirurgów.
Rok 1651 także zawiódł nadzieje ludzi spodziewających się, iż ustaną ciężkie pobory i składki. W styczniu tegoż roku uchwalono znów w Proszowicach 11 poborów[48], a Uniwersał królewski, wydany w Warszawie 5. stycznia, wzywał na pospolite ruszenie[49]. Pieniędzy nie było w skarbie miejskim Nowego Sącza, ani było skąd brać, bo dochody naprzód wyczerpane. Pan Jędrzej Lipski w Olszance, do którego się udali panowie rajcy, nie wygodził w potrzebie. Chcąc nie chcąc, musieli się udać do księży wikarych miejscowych. Pożyczyli z wielką biedą 200 złp., ubezpieczając im tę pożyczkę na dobrach miejskich, jak poświadcza urzędowy akt, wystawiony przez rajców:
„Burmistrz i rajce starzy i ad praesens residentes miasta Jego Królewskiej Mości Nowego Sącza. Zeznawamy tym niniejszym skryptem, rękami naszemi i pieczęciami: radziecką i wójtowską miejskiemi sandeckiemi utwierdzonym: Iż imieniem nas wszystkich i urzędu wójtowskiego ławniczego i wszystkiego pospólstwa naszego sandeckiego, pro flagranti necessitate miasta wszystkiego, t. j. na potrzebę expedyowania wozów skarbowych, pożyczyliśmy u Wielebnych Ojców Wikaryów kościoła farnego sandeckiego ad praesens będących 200 złp. Którą to mienioną sumę tymże Wielebnym Kredytorom lub ich Sukcessorom securitatis gratia powinni będziemy na ich żądanie jak najlepiej i najbezpieczniej na dobrach miejskich opisać[50], i przed którymkolwiek urzędem miejskim assekurować. Na co dla większej wagi i pewności, przy ręcznym podpisie naszym, pieczęci nasze miejskie przyłożyliśmy.“
„Datum et actum Sandeciae, in solita residentia Venerabilium Dominorum Vicariorum Sandecensium, die 9. maji Anno Domini 1651.
Laurentius Szydłowski, Vicestenens Proconsulatus.
Stanislaus Olszyński, Consul Sandecensis.
Andreas Kitlica, Subadvocatus Sandecensis.
Joannes Cyrus, Scabinus[51].
Przy odbiorze tych pieniędzy ofiarowali księżom garniec dobrego wina za 2 złp. 12 gr.
Lecz cóż to znaczyło 200 złp. w ówczesnem położeniu miasta? Na sprawienie wozów skarbowych sprzedało miasto panu Walentemu Włockiemu, regentowi kancelaryi grodzkiej, ogród zwany „Starą Cegielnią“, domem zaś drewnianym i ogrodem „Świniakrzywda“ zwanym, wynagrodzili rajcy swych wojowników: Tomasza Walkowskiego i Jana Ozdzica, kuśnierza, który się na wojnę kozacką z strony miasta zaciągali[52]. A cóż dopiero mówić o innych wydatkach, pilnie przez burmistrza Adama Łukowieckiego notowanych:
„Zapłaciłem konia Marcinowi Migaczowi, poddanemu paszyńskiemu, który poszedł na pospolite ruszenie, 40 złp.“
„Odebrałem od szlachetnego pana Adama Rembeszy, arendarza paszyńskiego, na expedycyą pospolitego ruszenia i inne potrzeby 132 złp.“
„Legumina na pospolite ruszenie do wozów skarbowych 52 złp.“
„Żonie jednego pachołka, co poszedł na pospolite ruszenie, na wikt przez 3 tygodnie 3 złp.“[53].
Prócz tego pożyczono jeszcze na sprawienie wozów skarbowych u Stanisława Kopcia, Marcina Frankowicza i Felicyi Łukowieckiej 600 złp., zabezpieczając im powyższą sumę na gruntach miejskich w Gorzkowie, wydzierżawionych 3 kmieciom[54]. A kiedy i ta suma jeszcze niedostateczną była, wygodził miastu w potrzebie Stanisław Lanckoroński, wojewoda bracławski[55].
Niebawem zjechali podpoborcy, a miasto okazało się w niemożności płacenia. Instygator rządowy nie miał względu na biedę, boć też i Rzpltej nie była rozkosz; od tych, co nie chcieli płacić, ściągał rozmaite ciąże, począwszy od Rogalskiego, który powoływał się na to, że jako rajca nie powinien płacić podatków. Sławetnym: Poławińskiemu, Cyrusowi, Krzyżanowskiemu, razem 30 mieszczanom, odebrano posiadanie domów. Krzyżanowski całkiem ustąpił z domu swego, mniej go sobie ceniąc od ciężarów skarbowi dłużnych: nie zważano na to, że był na wojnie kozackiej jako lekarz. Na Szymona Wolskiego i Jana Pełkę za niewypłacone pobory rzucono wyrok wywołania, czyli „banicyi“. Joachim Raszkowicz z pieniędzy, na leże zimowe[56] dla wojska wybieranych, nie oddał 40 złp., więc go uwięziono i natychmiast musiał złożyć[57].
Oprócz poborów na sejmiku proszowickim uchwalonych, swoją drogą szły składki na wojsko, mianowicie na piechotę Imci pana Kaszowskiego, łowczego wołyńskiego, która się w Sandeckim zbierała, i na piechotę hetmańską. Pobieracz tej składki, Stanisław Hignarowicz, krawiec i mieszczanin sandecki, spisał 1. kwietnia 1651 r. wszystkie domy miasta w obrębie murów fortecznych, z których pobory płacono i z których nie płacono. Prócz 14 domów pustych, w których nie było gospodarza, i 11 placów opustoszonych, wyszczególniono 9 kamienic i domów szlacheckich, z których nie chciano płacić, powołując się na swe szlacheckie przywileje[58].
W walnej bitwie pod Beresteczkiem 30. czerwca 1651 r. poraził Jan Kazimierz na głowę Kozaków. A gdy jeszcze w wschodniej części państwa wojną kozacką był zatrudniony, Bohdan Chmielnicki, ataman kozacki, usiłował w całej Polsce lud wiejski przeciwko szlachcie podburzyć i tym sposobem wywołać ogólne powstanie ludu, które w połączeniu z Rakoczym, gotującym się do zajęcia Krakowa, miało zgnieść szlachtę w domu pozostałą, a on sam miał objąć ster rządu w Polsce. Jednym z takich bardzo gorliwych emisaryuszów Chmielnickiego był Alexander Napierski. Był on naturalnym synem Władysława IV. i nazywał się Szymon Bzowski. Niemowlęciem oddano go na wychowanie do możnego domu Kostków, który z powodu starożytnego senatorskiego rodu i pokrewieństwa z św. Stanisławem Kostką wielkiego w Rzpltej używał znaczenia. Następnie wzięto małe pacholę do fraucymeru królowej Cecylii Renaty; tam rósł i otrzymał wychowanie na dworze królewskim. Po śmierci króla Władysława IV. nie było dla niego miejsca na dworze, ruszył się w świat, zapewne do Kozaków albo na dwór Rakoczego. Po trzech latach niebytności zjawił się nagle 1651 r. w okolicach Krakowa z uniwersałami Chmielnickiego, z zamiarem buntowania ludu, opanowania przejść górskich dla Rakoczego i zajęcia Krakowa[59].
Z początku przesiadywał, pod przybraniem nazwiskiem Alexandra ze Stembergu Kostki, po dworach pańskich, miastach i wsiach, wszędzie zawierając liczne stosunki przyjazne, a mianowicie z Marcinem Radockim, kościelnym i nauczycielem w Pcimiu, i Wiktorynem Zdanowskim, podstarościm nowotarskim, któremu przedstawił się jako pułkownik królewski z rozkazem werbowania ludu na obronę kraju. Przy pomocy dobrodusznego podstarościego znalazł wkrótce drużynę ludzi do swoich celów zdatnych, a między innymi dwóch hersztów zbójeckich, w Nowym Targu na śmierć skazanych, których sobie u rajców nowotarskich wyprosił. Niebawem pozyskał dla siebie niejakiego Gosławskiego i Stanisława Łętowskiego, sołtysa z Czarnego Dunajca, w rzemiośle zbójeckiem dobrze wyćwiczonego. Podług rady Łętowskiego i innych postanowił zająć zamek czorsztyński. Starosta czorsztyński, Jerzy Platenberg[60], pokojowiec królewski, znajdował się przy boku króla pod Beresteczkiem i przeciwko prawu podczas pospolitego ruszenia zamku odbieżał, nie dawszy doń żadnej załogi. Mieszkało w nim kilku żydów, którzy dobra starościńskie w dzierżawie trzymali.
Napierski-Kostka, zachęcony przez Łętowskiego i ludzi czorsztyńskich do zajęcia zamku, w nocy 14. czerwca podstąpił pod Czorsztyn, i skoro z pierwszym brzaskiem dnia bramy otworzono, wpadł niespostrzeżenie i związawszy żyda, który nie miał czasu schować pieniędzy, zajął zamek w imieniu króla, żydów powiązawszy, wtrącił do ciemnicy, zabrał znaczne pieniądze i wyktuały, poczem zaprowadziwszy straż na murach zamku, wysłał za kupnem prochu i ołowiu gońca do Lubowli na Spiżu[61].
Na pierwszą wieść o powstaniu ludowem i zajęciu Czorsztyna przez Napierskiego, miasto Nowy Sącz natychmiast wysłało gońca dla wywiedzenia się pewności, dając mu za ten trud 1 złp. A otrzymawszy stamtąd niepomyślne wiadomości, pomyślano o własnej obronie: nakazano oczyścić i ponaprawiać strzelby i urobić lnianych zapałów do dział za 2 złp. 4 gr. Przysposobiono 4 kamienie i 3 funty prochu za 35 złp. 16 gr., a bednarzowi kazano zrobić 6 fasek na kule. Ks. Mikołaj Ścierski[62], administrator opactwa Norbertanów, rozkazał spędzić poddanych swoich z łopatami, taczkami i koszami; postawił nad nimi urzędnika swego i bez wytchnienia przez 2 dni poprawiano okopy miejskie. Na poczekaniu też poprawiono parkan (palisada) na okopie w miejscu, gdzie nie było muru; wyszło nań 50 sztuk drzewa za 20 złp. Poprawiono też „zwód“ czyli most zwodzony, a na basztę węgierską posłano puszkarzów, aby ustawili działa, jak potrzeba, zaco dostali 20 gr. Urządzono nawet monstrę czyli okazowanie wojenne i przegląd mieszczaństwa zbrojnego, aby przećwiczyć mieszczan w robieniu bronią, mianowicie w strzelaniu. Dopiero oddział dragonii biskupiej, który z pod Muszyny wyruszył, uspokoił miasto cokolwiek. Ugoszczono ich chętnie, a w księdze wydatków zapisał ówczesny burmistrz, Marcin Frankowicz: „Dragonii Imci księdza biskupa krakowskiego, którzy szli na Czorsztyn wyganiać Kostkę, na chleb i piwo za listem księdza biskupa 2 złp.“[63].
Zdobycie czorsztyńskiego zamku przy pomocy zbuntowanych chłopów nie uszło bezkarnie Napierskiemu i zwolennikom jego. Z polecenia Piotra Gębickiego, biskupa krakowskiego, wysłano do Czorsztyna, oprócz dragonii muszyńskiej i piechoty lubowelskiej, także z Krakowa oddział kopijników czyli husaryi, harników[64] i piechotę siewierską. Około 1000 żołnierzy z 4 działkami obległo Czorsztyn i przypuściło 23. czerwca pod wodzą pułkownika Wilhelma Jarockiego ostatni szturm do zamku, którego oblężeni wytrzymać nie mogli. Na zamku bowiem było zaledwie 27 chłopów i 5 dziewcząt: to stanowiło całą jego załogę. Wkrótce też jeden z rannych spuścił list na powrozie, że chłopi wydadzą Napierskiego i Łętowskiego, byle sami zyskali zupełne przebaczenie. Pułkownik Jarocki zgodził się na to. Niedługo chłopi pokazali na murze już związanych obydwóch, bramy otworzyli i wojsko wpuścili, w dzień św. Jana Chrzciciela 24. czerwca 1651 r. — Napierski zaś i Łętowski wydani zostali w ręce Jarockiego. Zamek zrabowało wojsko i co żywo ruszyło z jeńcami do Nowego Targu, a stamtąd do Krakowa 27. czerwca, gdzie na górze Lassocie pierwszego na pal wbito, drugiemu głowę ścięto 28. lipca[65]. Z tego powodu historyk-poeta, Wespazyan Kochowski, napisał z ujmą honoru panującego króla następującą fraszkę:

„Niewiem, co to za dziwny kucharz się pojawił,
Miasto pieczeni, Kostkę co na rożen wprawił“[66].

Król Jan Kazimierz, uwiadomiony o buncie Napierskiego, wysłał z obozu pod Beresteczkiem Konstantego Lubomirskiego na zniesienie tegoż i jego zbójeckiej bandy[67]. Zanim jednak Lubomirski z obozu powrócić zdołał, już Napierskiego pojmano i na gardło skazano. Powracającego z obozu starostę witało miasto z uczuciem radości, a w dowód wdzięczności za podjęte trudy wojenne uraczyło go ucztą, przyrządzoną z łososi, jak notuje burmistrz, Marcin Frankowicz, w księdze wydatków miejskich pod dniem 9 lipca: „Za dwa łososie na przywitanie Jegomości pana starosty, kiedy przyjechał z obozu podczas trwogi, 16 złp.“[68]. Lecz tę chwilową radość mieszkańców Sącza miały niebawem przerwać i zagłuszyć nowe smutne wypadki.
Głód straszny, wskutek spustoszenia całej Rusi przez wojny kozacko-tatarskie, stał się przyczyną śmiertelności we Lwowie, która w następnych latach przestroiła się w tak srogą dżumę, że kto tylko mógł, uciekał z miasta. Ze Lwowa rozpostarła się dżuma po całej Rusi, ogarnęła województwo lubelskie, sandomierskie i krakowskie, wybierając tysiące ofiar; wszystkie szkoły, sądy i grody zamknięto, a nie czując się bezpiecznym nawet w lasach, szukał kto mógł schronienia w górach. Ale wnet i w górach karpackich nie było bezpiecznie, bo kupcy z towarami roznosili dżumę na wszystkie strony.
Jeszcze w końcu listopada 1651 r. przyszedł od wojewody krakowskiego, księcia Władysława Zasławskiego, z Nawojowej posłaniec do Nowego Sącza z listem i rozkazem baczenia na pojawione poszlaki powietrza. Jaką z tem styczność miał sługa miejski, trudno odgadnąć, czytam jednak w księdze wydatków miejskich: „Na lekwannę i ceber słudze Stanisławowi w zamknięciu 4 gr.“ — „Stanisławowi, słudze zapowietrzonemu, na chleb, mięso, gorzałkę i insze potrzeby, in occluso będącemu przez 4 niedziele złp. 4“[69]. Być może, że ów sługa, pełniąc służbę, zetknął się z zapowietrzonym, może zbójcą ujętym, którego od nawojowskiej załogi[70] odbierał. — Odtąd przycichło wprawdzie powietrze, zato miało miasto inne kłopoty niemałe.
W pierwszych dniach grudnia 1651 r. stanąwszy osobiście w urzędzie grodzkim Marcin Frankowicz, burmistrz, Wawrzyniec Szydłowski i Joachim Raszkowicz, rajcy, przestawili niemożebność płacenia podatków, gdyż domów opuszczonych i pustką stojących istnieje w mieście 51; do tego 19 folwarków i zagród zniszczyła powódź Dunajca, Kamienicy i Łubinki[71].
W połowie kwietnia 1652 r. szalały ogromne burze, tak że aż gałka miedziana z chorągiewką z baszty miejskiej spadła. Podjął ją i kawałkami sprzedawał niejaki Cypryan Piotrowicz, kuśnierz, zaco skazany został na sprawienie nowej bani i 20 grzywien kary[72]. Zresztą przeszła spokojnie wiosna, a sprawy miejskie szły zwykłym tokiem.
Nadchodził jarmark na św. Małgorzatę 13. lipca. Przybyło nań kilku żydów z towarami ukradkiem, gdyż według przywileju Jana Kazimierza z 1649 r. nie wolno im było na jarmarki do Nowego Sącza przybywać i towarów na sprzedaż wystawiać, pod utratą tychże. Ale i zysku szkoda i towarów żal, więc żydkowie jęli się niezwykłego sposobu. Wawrzyniec Gadowicz, kramarz sandecki, szukał sposobów spieniężenia rzeczy po Jędrzeju Krukiernickim, chorążym pancernym, i wyświeconej z miasta Zofii Cichoniównie[73], siostrze swej żony. Wiedział, że nie znajdzie lepszych do tego pośredników nas starozakonnych jarmarcznych kupców. Chciał się do nich udać, a tu oni sami do niego przychodzą, aby im użyczył firmy swej i ich towar za swój sprzedawał! Było mu to bardzo na rękę i zaproponował zamianę. Żydzi, widząc zysk, zamienili swoje towary na jego.
Nikt o tem nie wiedział, że Gadowicz, pobrawszy żydowski towar, sprzedawał na swe imię. Cech kupiecko-kramarski, dowiedziawszy się o zdradzie brata swego, wymawiał mu ją, chcąc go od tego odwieść. Ale duch zysku opanował go zupełnie, zresztą miał on złość na swą cechową bracią za niedawnego figla, którego mu spłatali.
Przyszedłszy lekko do majątku po Krukiernickim, który poległ na wojnie w r. 1651, wskutek tego rzeczy jego, u Zofii Cichoniówniej zostawione[74], dostały się żonie jego, Reginie Gadowiczowej — porzucił kramarstwo, na backiem piwie nie bywał, ani o ciężarach i służbie cechowej wiedzieć nie chciał przez dłuższy czas. Chcąc zaś wyprzedać nieprawnie nabyte rzeczy Krukiernickiego, ni z tego ni z owego rozłożył „tasze“, czyli namiot kramarski i kramarzy po dawnemu. Starsi bracia kramarze przypomnieli mu przepisy i przywileje cechowe, że kto rok i 6 tygodni rzemiosła nie prowadzi, tem samem z cechu występuje, żądali więc, aby się na nowo wkupił i służbę młodszego brata w kościele, w baszcie i cechu na nowo objął. Nie chciał tego uczynić i odniósł się do rady miejskiej. Ale rada uznała słuszność wymagań cechu i potwierdziła całkowicie cechowy wyrok. Tak więc Wawrzyniec Gadowicz musiał na nowo światło rozdawać, chorągiew nosić i piwo brackie nalewać. Mszcząc się tej niewagi, tem chętniej wszedł z żydami w spółkę, chociaż się sam wprzód na przemytnictwo żydowskie skarżył; kupował teraz od nich i sprzedawał na swoje imię[75].
Cech kramarski wnet przeciw temu wystąpił. Sławetni: Ludwik Sławiński i Jan Rozdymała zaskarżyli go imieniem całej braci jako buntownika cechowego, który zakazane towary żydom skrycie odkupuje i na swe imię sprzedaje, ku szkodzie cechowej i z pogwałceniem przywileju. Wkońcu zastrzegli sobie imieniem wszystkich: prawo dochodzenia szkód i krzywdy[76]. Nie dochodzili jednak sądownie. Ale Bóg, ów niepojęty czynów ludzkich sędzia, wydał straszny wyrok i karę. Między towarami przemyconymi były skażone morową zarazą!
Jeszcze 5. sierpnia 1652 roku było miasto zupełnie spokojne, a Sandeczanie, pocieszając się, wmawiali w siebie, że może miasto zaraza ochroni, skoro je dotąd ochrania, dawno już nawiedziwszy inne miasta — cieszyli się zdrowem położeniem wśród miernych wzgórz i czystych rzek — sądzili, że zaraza o wzgórza się rozbije lub wsiąknie w wilgoci. Aliści w wilię św. Wawrzyńca, 9. sierpnia 1652 r., wybuchła zaraz i nikt nie dufał sobie dłużej. To też w tym jeszcze dniu zeszli się rajcy na ratusz, gdzie po krótkiej naradzie uchwalili limitationem generalem causarum ob pestem grassantem, t. j. odroczenie wszystkich spraw jakichkolwiek odcieni aż po Trzech Królach 1653 r., albo też na inny czas, kiedy obecna zaraza z łaski Boga ustąpi; z wyjątkiem jednak świeżych spraw kryminalnych, które podług prawa zwłoki nie cierpią i doraźnie rozstrzygane być muszą. Wójt także zwołał ławników i uchwalono podobnie zupełne odroczenie spraw[77].
Gadowicz był już posiadaczem domu w rynku między domami bogatego Widza i Kopcia, teściowę zaś swą Cichońkę osadził na swej ojcowiźnie w sąsiedztwie pustki Nędzy. Wyświecona z miasta siostra żony jego Zofia, po Adamie Białakiewiczu wdowa, poszła tymczasem za mąż na swojem wygnaniu za sławetnego Tomasza Tragowicza, i nadaremno dopominała się zwrotu spuścizny po Krukiernickim. Gadowiczowa zatykała uszy na głośne skargi, bo ślepo wierzyła mężowi, a mąż szedł za głosem łakomstwa i łakomstwo wpajał w serce zaślepionej żony swojej. Więc pokrzywdzona Tragowiczowa wołała o pomstę do nieba — i niebawem spadła straszna pomsta!
Najbliższy sąsiad i kmotr, wiekowy i zamożny kupiec, Stanisław Widz, zapadł ciężko na zdrowiu. Gadowicz pospieszył do niego, bo miał u niego 200 złp. Widz przeczuwał śmierć i mówił, że pójdzie za drugimi; aby zaś między spadkobiercami nie było kłótni, napisał rozporządzenie ostatniej swej woli, przyznał i zabezpieczył Gadowiczowi dług, za okazaną zaś sąsiedzką życzliwość zapisał mu jatkę kramarską i piękny spiżowy moździerz[78].
Uradowany Gadowicz opowiada żonie o nowym nabytku i cieszy się niezmiernie, a wtem żona blednieje, słabnie i omdlewa. Czem prędzej skoczył Gadowicz na ratusz, podczas kiedy żonę trzeźwiono i do łóżka kładziono. Niebawem przyszli ławnicy: Jędrzej Nagłowicz i Wojciech Spiek wraz z pisarzem miejskim i wysłuchali ostatniej woli Gadowiczowej, która trochę do siebie przyszła i której mąż bardzo się czułym okazywał. Gadowiczowa krótko oświadczyła, że wszystko a wszystko co tylko posiada, ruchome i nieruchome mienie, przekazuje, daje i daruje mężowi swemu, Wawrzyńcowi Gadowiczowi; matkę zaś Cichońkę wraz z braćmi swymi, z siostrami i wszystkimi krewnymi, zupełnie od wszystkiego odsądzając[79]. Nim jednak skonała, widziała śmierć dziecka swego i ostatecznie wźrok jej padł na trumienkę tegoż na stole pod piecem stojącą...
Ale bo też okropnie ludzie umierali! Przeczucie śmierci trapiło chorych, a umierali z przekonaniem, że to gniew i kara Boga zagniewanego! Burmistrz Stanisław Olszyński przynajmował grubarzy, żeby zapowietrzonych chowali, i dawał im kontentacyę. Najpierw pochowali Majchrową, bednarkę, i dom jej wraz z sierotami zawarli, zabijając hakami drzwi i okna. Sierotom biednym podawali żywność: markę krup, chleba za 12 i masła za 6 groszy. Po niej schowano biedną sierotę od mniszek Kletek. Kowalowi kazano narobić mnóstwo wrzeciądzów do zabijania domów zapowietrzonych i zabito dom Cichego. Już wtedy nie na żarty było morowe powietrze w mieście, ludzkie środki nie wystarczały — w Bogu tylko nadzieja! Więc panowie rajcy dali 3 złp. na wotywę u Franciszkanów przed Obliczem Pańskiem, czyli cudownym obrazem Przemienienia Pańskiego[80].
Ludzie padali jak muchy, mianowicie ubodzy, nie mogący się ustrzedz zetknięcia. Za bramami miasta po kilkoro tego leżało, a miasto żywiło ich chlebem. Grumarze nie chcieli ich chować, bo im się już uprzykrzyło i żadnego łupu z nich nie mieli; więc im musiano podwyższyć płacę i oprócz pieniędzy dawać gorzałki, mięsa i chleba. A straszni to byli ludzie ci grubarze zapowietrzonych! Nawet obawa śmierci niknęła w ich oczach przed ponętą łupu. W Starym Sączu był w tym czasie wypadek, że zapowietrzonego uduszono, aby zabrać jego mienie. W Nowym Sączu zaś grubarz, Jakób Świerkowicz, wydobywszy z ziemi czaszkę swego syna, spijał z niej gorzałkę z grubaszem, Sebastyanem Rozborowiczem[81]. Więc też rajcy strzegli miasta, ile mogli, mianowicie panowie: Olszyński, Szydłowski i Łukowiecki.
Ustanowili straż miejską i dziesiętników nad nią: Grygla, kołodzieja, i jakiegoś Jacka z 8 drabami, po czterech na odmianę we dnie i w nocy. Przy kościele farnym, gdzie schowano ratuszne i depozytowe skrzynie, postawiono kata na straży nocnej, a na wieży czuwali dniem i nocą: Kluska i Szklarczyk. Dzwonnicy zaś strzegli kollegiaty, przynajęci do tego za pieniądze z dodatkiem połcia słoniny. Kowal miejski ciągle dostarczał wrzeciądzów do zabijania domów zapowietrzonych. Młodzież szkolna przy kollegiacie była także między zawartymi i żywiło ją miasto chlebem i mięsem. W „katowni“ t. j. ratusznem więzieniu umarła kobieta uwięziona, a dziecko jej miasto żywiło. Nieubłagane zaraza pochłaniała coraz więcej ofiar, więc panowie rajcy posłali 3 złp. do fary na wotywę przed ołtarzem bł. Kunegundy[82].
We wszystkich zapiskach i testamentach w tym czasie przebija się trwoga przed gniewem Bożym. Wszędzie mnogie dary zapisują kościołom, czy to na fundusz mszalny przed Obliczem Pańskim, czy na pozłotę którego ołtarza, na lampę przed ciborium, na złoconą kratę przed ołtarz różańcowy, na melchizedek do monstrancyi, czy wkońcu kościołom, „przy których pogrzebie ciało ostatniego dnia sądu Pańskiego oczekiwać miało“... albo „przy którym aby spoczywało, aż P. Bóg z Anioły swoimi w Majestacie wszechmocności przyjdzie“... Płynęły też zapisy na ubogich żebraków i na mniszki Kletki przy kollegiacie sandeckiej. Gdyby zaś spadkobiercy wymarli, częstokroć całe mienie dotknięci zarazą przekazują kościołom. I tak n. p. Katarzyna Jaworka leguje na pozłotę ołtarza Bożego Ciała w kościele farnym 40 złp. — Marcin i Zofia Wojciechowscy zapisują klasztorowi Norbertanów ogród za rzeką Kamienicą, obok ogrodu grodzkiego naprzeciwko dawnej cegielni miejskiej[83]. — Wojciech Brzeziński, bednarz, przeznacza obrączkę złocistą Franciszkanom na mszę św. za duszę żony — naczynie bednarskie na mszę św. do fary — pierścień do Loretto Panny Maryi w Krakowie. — Uczciwa wdowa Warchowa przekazuje mniszkom Kletkom 100 złp.; dom i jatkę szewską dzieciom ciotki swej Jaworki, a jeżeliby pomarły, do fary sandeckiej. — Grzegorz Saytha leguje delię lazurową z guzikami srebrnymi, prócz tego 20 złp. na poprawę kościoła św. Krzyża[84].
Jan Obłąk, rzeźnik, taki czyni testament: „Ponieważ gniew i pomsta Boga Wszechmogącego za grzechy narodu zasłużoną chłostą wiele części królestwa polskiego karze[85] — a między niemi miasto Nowy Sącz, gdzie od zarazy gwiazdy pomoru tyle ludu gaśnie: Przeto czując się okropną zarazą skażonym, widząc, że mnie słudzy wszyscy odbiegli, przyjaciele opuścili i bacząc z pewnością, że to już ostatni bieg życia mego i osłabionego kruchego ciała; acz na siłach zwątlony, na umyśle jednak zdrowy, naprzód duszę grzechami zmazaną oddaję w ręce miłosiernego Stworzyciela mego i Matki jego błogosławionej — a cało jako ziemia ziemi, w kościele św. Ducha. Na pozłotę zaś ołtarza Matki Boskiej Pocieszenia u św. Ducha 50 złp. zapisuję“[86].
Wskutek tej zarazy znacznie wyludniło się miasto, tak iż w styczniu 1653 roku było wszystkich rzemieślników ogółem 62, a zatem o 61 mniej niż w r. 1650, dlatego też oświadczyli cechmistrze, że według dawnych kwitów podatków Rzpltej płacić nie mogą[87]. Wśród tej morowej zarazy wymarło 1.500 ludzi różnego stanu obojga płci. Między zmarłymi byli mężowie obyczajami i łagodnością w obcowaniu, wiecznej i niezatartej w sercach dobrych przyjaciół godni pamięci, jak wielebny ks. Stanisław Niedziałkowicz, patrycyusz sandecki, ks. Jędrzej Nalepowicz i ks. Kasper Wąsowicz z zakonu Norbertanów[88], którzy wraz z drugimi wikarymi wśród troskliwości i pieczy nad duszami wiernych w Chrystusie niezachwianie trwając, zdrowie nie szczędzili i zapowietrzonej owczarni nie odstąpili, wyglądając wspólnie z nią życia lub śmierci[89]. W tymże czasie umarł także mąż zacny, Floryan Benedyktowicz, malarstwa słynny mistrz, miły Bogu i ludziom; zgasł z powszechnym żalem wszystkich, tak mieszczan jako i obcych wszelkiego stanu. Jeszcze wprzód w czasie tej zarazy utracił córeczkę Katarzynę i ukochanego syna Jakóba, którzy w obyczajach i malarstwie nie odróżniali się od ojcowskiej cnoty.
Wraz zarazą spadły w r. 1652 i inne klęski na nieszczęśliwą Polskę. Pod Batohem 2. czerwca wyrznęli Kozacy kwiat rycerstwa polskiego wraz z srogim hetmanem Marcinem Kalinowskim i kusili się o Kamieniec Podolski; podkanclerzy Hieronim Radziejowski, potępiony za gwałty pod okiem królewskiem popełnione, uszedł do Szwedów podburzać ich na własną ojczyznę. Car moskiewski, Alexy Michajłowicz, szukał zaczepki, aby korzystać z nieszczęśliwego położenia Polski i rozszerzyć swoje zabory, a niepłatne wojsko, wybierając samowolne stacye, ciemiężyło i niszczyło kraj.
W Nowym Sączu i okolicy jego stała chorągiew Humieckiego[90] i poczynała sobie jak w nieprzyjacielskiej ziemi. W listopadzie, jeszcze podczas zarazy, nałożyli panowie wojskowi na miasto stacye pieniężne, obroki dla koni i chleby dla siebie, a korzystając z wydalenia się lub wymarcia mieszkańców, odbijali i łupili domy miejskie, folwarki i komory. Wyszczególnił się w tem łupiestwie jakiś pan Pakosz z swą czeladzią, wyrabiając gwałty gorzej od nieprzyjaciela[91].
Burmistrz Stanisław Olszyński kazał woźnemu uczynić rewizyę pustek przez żołnierzy poodbijanych i posłał do starosty z prośbą o pomoc i obronę, a do Jędrzejowa do pana pisarza grodzkiego, który tam przed powietrzem ujechał, skargę i manifest. Nawet konia i siodła uczciwego trudno było wynaleść w znękanem mieście i musiano posłańcwi starościńskiemu z urzędu wprzód siodło kazać naprawić[92].
Starosta, litując się nad miastem, przyjechał sam i radośnie był podejmowany smacznemi szczukami czyli szczupakami za 7 złp. Za jego radą posłało miasto sławetnego Jana Jeżowskiego na sejm do Brześcia litewskiego i dano mu na strawę 50 złp.[93]. Na sejmie nie tylko Sandeczenie zanosili żałobę, ale i inni, bo wszędzie szkody były. Skończyły się zaś te sprawy dopiero na komisyi wojskowej we Lwowie 1653 r., dokąd i Nowy Sącz posłał burmistrza swego, Jana Czechowicza, który tam dochodził[94] szkód i krzywd na panu Pakoszu. Wysyłając go, uprosiło miasto Imci pana marszałka koronnego, Jerzego Lubomirskiego, o list przyczynny, i złożyło do kuchni jego dwa przepyszne łososie za 8 złp. 6 gr.[95]. Czechowiczowi dano na wydatki kilkadziesiąt złotych, z których się częścią wyrachował, a ostatek darowano mu za trud i pracę z panami wojskowymi i w zachodach o uspokojenie Imci pana Alexandra Wielowiejskiego, poborcy generalnego, który właśnie o pobory zjechał. Pieniędzmi, jak podczas potrzeby beresteckiej, tak i obecnie wygodził pan Stanisław Lanckoroński, który wówczas w Podolińcu na Spiżu gościł. Z poborami było wiele kłopotu i niejedną szczukę dano, nim sprawdzono pustki po umarłych, nim je odprzysiężono dwunastu świadkami, nim odpisano i wyrobiono wyrok na szlachtę w mieście domy posiadającą, którzy jak zwykle płacić nie chcieli.
Z końcem marca 1653 r. znowu się pojawiło morowe powietrze w Nowym Sączu i to w domu Wawszyńca Gadowicza, gdzie nagle zmarło dwoje ludzi: niejaki Kiełbasa, płóciennik, i jego żona. Gadowicz mieszkał w rynku, gdzie najpierwsze gospody bywały i starszyzna wojskowa chętnie stawała. Właśnie obok była kamienica Stanisława Kopcia, burmistrza ówczesnego. Podejrzenie zarazy padło na całe sąsiedztwo, a burmistrz kazał natychmiast wszystkie domy poblizkie pozabijać dwunastu wrzeciądzami i ściśle strzedz. Grubarzy też zmówił na nowo, dając im strawnego dziennie 12 gr. i gorzałki. Jeden z nich był żonaty, więc i grubarka brała strawne. Zapowietrzonym, mianowicie Gadowiczowi, Rzezakowi i Krzysztofowiczowi, podano chleb, piwo i drzewo na opał; prócz tego podawano każdemu z nich parę razy po kwarcie oleju[96], zdaje się na lekarstwo. Trwało to aż do Wielkiejnocy.
Dla bezpieczeństwa publicznego zabroniono umarłych chować na cmentarzu kollegiaty, w samym prawie środku miasta położonej. Że to zaś w owych czasach lud nabożny około kościołów rad się grzebał, więc przekupywano grubarza, Sebastyana Rozborowicza, i grzebał ukradkiem przy kollegiacie, wykopawszy z cmentarza morowego. Dostrzeżono go wkońcu, zaskarżył instygator i opiekunowie kościoła, a rada miejska ukarała go więzieniem ratusznem i karą 100 grzywien, iż się poważył zwłoki zapowietrzonych z grobów wydobywać i na cmentarzu chować, bez wiedzy i zezwolenia opiekunów kościelnych[97].
To powtórne morowe powietrze niszczyło nielitościwie pozostałą ludność. Rewizya, odbyta 4. września 1654 r. przez urząd radziecki, w obecności Matyasza Oleksowicza z Kruźlowej, woźnego koronnego[98], wykazuje domów i placów, z powodu częstych kontrybucyi wojskowych i grasującej zarazy, pustką stojących 80 tak w mieście, jak i na przedmieściach[99], a zatem o 29 więcej niż w roku 1651.
Kiedy takie klęski rok za rokiem nawiedzają miasto, kiedy w Polsce jeszcze nie zażegnano nawały kozacko-tatarskiej, a car moskiewski Alexy, wskutek poddania się Chmielnickiego, w tymże roku 1654 nagłym napadem na Litwę i Ukrainę nową groźną rozpoczyna wojnę, aliści zrywa się nowa burza od Północy: napad Szwedów. Jak tyle innych miast w Polsce, tak i Nowy Sącz ucierpiał wiele od tych nieproszonych gości. Lecz właśnie tak chwila stanowi jedną z najpiękniejszych i najświetniejszych kart w dziejach naszego miasta, dlatego poświęcam jej rozdział osobny.







  1. Dyaryusz sejmu elekcyjnego w r. 1648. Zob. Michałowskiego: Księga pamiętnicza, wyd. Antoni Helcel. Kraków 1864.
  2. Mianowany w r.1655 biskupem łuckim, w r. 1659 postąpił na biskupstwo warmińskie, od r. 1678 prymas-arcybiskup gnieźnieński. Umarł w r. 1685.
  3. Dokładny plan pola elekcyjnego pod Wolą warszawską zob. w dziale: Księga rzeczy polskich, str. 77. Lwów 1896.
  4. Wojski (tribunus) — strażnik zamku, powiatu w czasie wojny. Powinnością jego było przestrzegać bezpieczeństwa w powiecie, skoro szlachta wyruszyła na pospolite ruszenie.
  5. Wójcicki: Pamiętnik do panow. Zygmunta III., Władysł. IV. i Jana Kazimierza. T. II. Warszawa 1846. Interregnum 1648. str. 22—23.
  6. Jan de Torres, nuncyusz papieski w Polsce, gorąco popierał wybór Jana Kazimierza. Z tego powodu senatorowie, zwłaszcza biskupi polscy, prosili Ojca św. Innocentego X., ażeby Torresa zaszczycił purpurą kardynalską. Kopie tych listów, pisanych w Warszawie w listop. i grud. 1648, w bibl. Ossolińskich. MS. 223. str. 355—360.
  7. Relacya o oblężeniu miasta Lwowa przez Bohdana Chmielnickiego 1648. Kwartal. histor. rocz. VI. str. 543—550.
  8. Distributa f. 67. 68.
  9. Rezultat głosowania przy elekcyi na królów polskich, o ile nam ze źródeł wiadomo, tak się przedstawia: Na Jana Kazimierza (1648 r.) głosowało 4.352, na Sobieskiego (1674 r.) 3.450, na Augusta II. (1697 r.) 13.641, na Poniatowskiego (1764 r.) 5.320 osób; liczba głosów na Wiśniowieckiego i Augusta III. niepodana. (Przegląd bibliogr. archeolog. T. III. str. 211. Warszawa 1882).
  10. Michałowski: Księga pamiętnicza str. 348.
  11. W dawnych zamkach i miastach warownych polskich przełożeństwo i dozór nad armatą mieli artylerzyści, czyli, jak ich u nas nazywano, „puszkarze“.
  12. Distributa f. 69.
  13. Mikołaj Potocki, kasztelan krakowski, hetman wielki koronny, dostał się w niewolę kozacką pod Korsuniem 1648 r., którego Chmielnicki oddał hanowi tatarskiemu. (Grabowski: Ojczyste Spominki. T. II. str. 18. Kraków 1845). Równocześnie pojmany od niewoli: Marcin Kalinowski, hetman pol. koron.
  14. Kary — wóz o dwóch nizkich kołach.
  15. Buks — rura żelazna wewnątrz piasty.
  16. Distributa f. 69, 70.
  17. Distributa f. 70.
  18. Distributa f. 70.
  19. Starożytnym obyczajem szlachta zwoływała się na wojnę przez listy z królewską pieczęcią po starostwach obnoszone na wysokiej wiesze, czyli wici. Gdy stany sejmujące uchwaliły wojnę i pospolite ruszenie, wtedy król, a w czasie bezkrólewia prymas, rozsyłał troje wici. Pierwsze i wtóre wici nakazywały wojenną gotowość, trzecie wzywały do natychmiastowego ruszenia, wskazując miejsce zboru.
  20. Act. Consul. T. 58. b. p. 194.
  21. Podymne — podatek od pojedynczych dymów, czyli domów; podatek podymnego odległej sięga starożytności i już w XIII. w. spotykamy wzmiankę o nim.
  22. Act. Consul. T. 58. b. p. 205.
  23. Act. Consul. T. 58. b. p. 206.
  24. Podwodne — składka na pocztę koronną. Podwoda była to powinność wszystkich miast i włości do dawania wozów i koni dla sług królewskich.
  25. Donatywa — podarunek, upominek. Nazywano to pierściennem alias pecunia coronationis — opłata przeznaczona na pierścionki i t. podobne klejnoty dla królowej.
  26. Drab — piechur, żołnierz pieszy; drabskie — pobór na piechotę.
  27. Act. Consul. T. 58. b. p. 214—217.
  28. Act. Consul. T. 58. b. p. 216.
  29. Dokum. wyd. w Krakowie na sejmie koronacyjnym 30. stycz. 1649 r. Zob. Dodatki na końcu rozdz. VIII. nr. II. i III.
  30. Distributa f. 72, 76, 81.
  31. Na tę rotę złożyło starostwo sandeckie z dóbr królewskich 3.750 złp.
  32. Oblata Litterarum S. Reg. Majest. Acta Castr. Rel. T. 124. p. 1685. — Na tym liście, obok podpisu królewskiego, figuruje: Stanisław Skarszewski, regens kancelaryi Jego Królewskiej Mości.
  33. Distributa f. 76, 82.
  34. Kochowski; Historya panowania Jana Kazimierza, wyd. Raczyński. Poznań 1859. T. I. str. 51. Podług innych relacyi miało być w obozie polskim pod Zbarażem ogółem 15.000 ludzi.
  35. Obroną Zbaraża, przy boku księcia Jeremiego Wiśniowieckiego, kierował Krzysztof Przyjemski. Brat jego Zygmunt walczył pod Zborowem i otrzymał niedługo potem (4. lutego 1650) po Krzysztofie Arciszewskim urząd generała artyleryi. Odznaczył się też pod Beresteczkiem, poległ pod Batohem 1652. Alex. Kraushar: Dzieje Krzysztofa Arciszewskiego. T. II. str. 267—268. Petersburg 1893.
  36. Historya panowania Jana Kazimierza. T. I. str. 55.
  37. Dyaryusz krótszy oblężenia Zbaraża. Kubala: Szkice histor. ser. I. str. 170. Lwów 1880.
  38. Dyaryusze oblężenia Zbaraża 1649 r. Michałowski: Księga pamiętnicza.
  39. Act. Consul. T. 58. b. p. 257, 285. — Łanowe był to podatek z łanu; łanowa piechota była z kmieci królewskich, wybranych po jednym z każdych 20-tu łanów; stąd łannik czyli żołnierz łanowy, wybraniec z łanów. Piechota łanowa po raz pierwszy uchwaloną została z polecenia Stefana Batorego na sejmie warszawskim 1578 r.
  40. Distributa f. 92.
  41. Wiemy skądinąd, że tu jest mowa o łanach frankońskich. W dawnej Polsce dwa główne rozróżniano łany: 1) łan mały flamandzki, zwany także chełmińskim lub szredzkim, powierzchni 30 morgów miary dawnej polskiej, 16.875 łokci krakowskich na jeden mórg licząc; 2) łan wielki frankoński czyli niemiecki, powierzchni morgów 431/5. Dr. Piekosiński: O łanach w Polsce wieków średnich. Kraków 1887.
  42. Act. Castr. Rel. T. 126. p. 369.
  43. Act. Castr. Rel. T. 125. p. 163.
  44. Act. Castr. Rel. T. 125. p. 44, 79—86.
  45. Act. Castr. Rel. T. 125. p. 241.
  46. Act. Castr. Rel. T. 125. p. 928.
  47. Act. Castr. Rel. T. 125. p. 434, 471.
  48. Act. Consul. T. 58. b. p. 316.
  49. Act. Castr. Rel. T. 125. p. 960.
  50. U dołu tego aktu inna ręka dopisała: „Hic census locatus est in dealbatorio“ — na blechu miejskim.
  51. Ecclesiae colleg. sandec. privilegia et jura. Volum. I. p. 54.
  52. Act. Scabin. T. 63. p. 7, 30, 74.
  53. Distributa f. 111—113.
  54. Act. Scab. T. 63. p. 33; Act. Cons. T. 58. b. p. 216.
  55. Distributa f. 146.
  56. Hyberna, chleby-zimowe — danina pieniężna, którą poddani dóbr królewskich i duchownych do skarbu publicznego dawali. A ponieważ w czasie zimowym wojsku stąd żołd udzielonym bywał, przeto hyberną ten rodzaj kontrybucyi nazywano.
  57. Act. Cons. T. 61. p. 43, 44, 164, 165, 184; T. 58. b. p. 448, 456, 469, 474, 475.
  58. Zapiski współczesne, znalezione pomiędzy dawnemi aktami miejskimi.
  59. Acta publica regni Poloniae, w archiwum dawnych aktów Krakowa nr 2035. Są tam 2 listy o Napierskim z d. 18. i 20. czerwca, tudzież kopia Uniwersału do chłopów, z Czorsztyna 22. czerwca 1651.
  60. Był starostą czorsztyńskim w latach 1643—1660.
  61. Kubala: Szkice histor. ser. I.
  62. Rządził opactwem sandeckiem w latach 1640—1659.
  63. Distributa f. 114—115.
  64. Harnik od niem. harnisch, zbrojny. Była to zbrojna straż bezpieczeństwa, powiatowa zwykle, dzisiejsi gens d’armes. Ale byli też harnicy muszyńscy, lubowelscy, nawojowscy, którzy przeważnie ścigali, tępili lub chwytali zbójców.
  65. Terminata różnych rzeczy, które się działy od 1648—1655 r. Marcina Golińskiego, rajcy kazimierskiego, rękopis w bibl. Ossolińskich we Lwowie nr 189. O Napierskim str. 486—494.
  66. Epigramata polskie księga I. Napierski Kostka na palu.
  67. Jemiołowski: Pamiętnik współczesny od 1648—1679, str. 27. Lwów 1850.
  68. Distributa f. 114.
  69. Distributa f. 124.
  70. Zamek w Nawojowej zbudował Piotr Nawojowski między 1580 a 1590 r. Po jego bezdzietnej śmierci (1595) nabył dobra nawojowskie wraz z zamkiem Grzegorz Branicki, starosta niepołomicki, i oddał je na wiano córce swojej Annie, zaślubionej Sebastyanowi Lubomirskiemu, kasztelanowi wójcickiemu, 1601 r. Odtąd dobra nawojowskie pozostawały bez przerwy w posiadaniu Lubomirskich aż do śmierci księcia Józefa Karola Lubomirskiego 1713 r. Po nim przeszły na własność jego córki Józefy Maryi, zaślubionej księciu Sanguszce; później znów dostały się księciu Franciszkowi Ferdynandowi Lubomirskiemu, miecznikowi wiel. koron., który je sprzedał w roku 1763 kniaziowi Józefowi Massalskiemu. Po ojcu odziedziczyła je Helena Apolonia z Massalskich księżna de Linge, i zastawiła niebawem Pontianowi hr. Harscamp z Belgii; wreszcie sprzedała je 1799 r. Franciszkowi hr. Stadnickimu, staroście ostrzeszowskiemu, właścicielowi Żmigroda i Dukli, on zaś oddał je w posagu córce swojej Tekli, żonie Jana Kantego hr. Stadnickiego. Nakoniec po śmierci rodziców w 1842 r. odziedziczył je Edward hr. Stadnicki, który też zamek powiększył i upiększył.
  71. Act. Castr. Rel. T. 125. p. 1435.
  72. Act. Consul. T. 61. p. 189.
  73. Act. Scab. T. 63. p. 81—97, 115—119.
  74. Bliższe wyjaśnienie tej sprawy w rozdz. IV. tomu II., w ustępie o wyświecaniu z miasta.
  75. Act. Consul. T. 58 b. p. 534.
  76. Act. Consul. T. 61. p. 183, 245.
  77. Actum in praetorio sandecensi feria sexta in vigilia sancti Laurentii martyris proxima die 9. augusti A. D. 1652. Act. Consul. T. 58. b. p. 535; Act. Scabin. T. 63. p. 327.
  78. Act. Scab. T. 63. p. 362.
  79. Act. Scabin. T. 63. p. 366.
  80. Distributa f. 135.
  81. Act. Scabin. T. 64. p. 403.
  82. Distributa f. 136—137.
  83. Act. Scabin. T. 63. p. 345, 353.
  84. Act. Scab. T. 63. p. 359, 374.
  85. „Kraków gwałtownie przez cały prawie rok tą karą nawiedzony, do 10.000 ludu różnego stanu obojga płci utracił, chociaż niektórzy utrzymują, iż nawet więcej.“ Act. Scab. T. 63. p. 327.
  86. Act. Scab. T. 63. p. 347.
  87. Act. Castr. Rel. T. 126. p. 45.
  88. Zapiski współczesne w księdze bractwa św. Anny w Starym Sączu.
  89. Act. Scabin. T. 63. p. 327.
  90. Prawdopodobnie Wojciecha Humieckiego, chorążego podolskiego, który poległ w obronie Kamieńca w 1672 r.
  91. Act. Consul. T. 61. p. 438.
  92. Distributa f. 141.
  93. Distributa f. 145.
  94. Act. Consul. T. 61. p. 438.
  95. Distributa f. 156.
  96. Distributa f. 146—147.
  97. Act. Consul. T. 61. p. 249.
  98. Woźny koronny (ministerialis regni generalis), używany do ogłoszenia wyroków sądowych, kładzenia pozwów i zeznawania relacyi, pełnił obowiązki urzędu swego przy każdym sądzie grodzkim i ziemskim.
  99. Act. Castr. Rel. T. 126 p. 1403.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jan Sygański.