Hrabina Charny (1928)/Tom I/Rozdział XXX

<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (ojciec)
Tytuł Hrabina Charny
Podtytuł Powieść
Wydawca Bibljoteka Rodzinna
Data wyd. 1928-1929
Druk Wł. Łazarski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. La Comtesse de Charny
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ XXX.
METZ I PARYŻ.

Jak przepowiedział Cagliostro i jak odgadł Mirabeau, król był rzeczywiście przyczyną upadku wszystkich projektów Gilberta.
Królowa; która więcej przez złość kochanki i ciekawość kobiety, niż przez politykę królowej, czyniła nadzieję hrabiemu Mirabeau, bez żalu patrzyła, jak upadał cały gmach konstytucyjny, który tak żywo ranił jej dumę.
Co zaś do króla, stałą jego polityką było czekać, zyskiwać na czasie i korzystać z okoliczności; zresztą dwie zaczęte negocjacje, dawały mu szanse ucieczki z Paryża i schronienia się w jakiej twierdzy, co było jego planem ulubionym.
Te dwie negocjacje rozpoczęte były, jak wiemy, jedna przez Favrasa, powiernika hrabiego Prowancji, druga przez hrabiego de Charny, osobistego posła Ludwika XVI.
Charny stanął we dwa dni w Metz. Zastał pana de Bouillé i oddał mu list króla.
List ten, jak przypominamy sobie, był tylko środkiem do zawiązania stosunków z panem de Bouillé, który zaznaczając niezadowolenie swe ze wszystkiego co zaszło, trzymał się bardzo ostrożnie.
W rzeczy samej, propozycja mu zrobiona, zmieniała wszystkie jego plany.
Cesarzowa Katarzyna ofiarowała mu służbę u siebie i właśnie miał pisać do króla z prośbą o pozwolenie przyjęcia stanowiska w Rosji, kiedy nadszedł list Ludwika XVI.
De Bouillé zawahał się; ale wobec Oliviera de Chamrny, wobec wspomnień pokrewieństwa z panem de Suffren, wobec pogłosek o stosunkach hrabiego z królową, uczuł się, wiernym rojalistą, przejętym życzeniem wyrwania króla z tej wolności, którą wielu za niewolę uważało.
Nic jednak nie postanowiwszy z Charnym, sądząc, że pełnomocnictwa tegoż nie są tak rozległe, umyślił de Bouillé posłać do Paryża, dla rozmówienia się z królem o tym ważnym projekcie, syna swego, hrabiego Ludwika de Bouillé.
Charny pozostał w Metz podczas tych układów, bo do Paryża nic go nie wzywało, a honor, może cokolwiek przesadzony nakazywał, zostać w Metz w charakterze zakładnika.
Hrabia Ludwik przybył do Paryża w połowie listopada.
Króla strzegł wówczas pan de Lafayette, kuzyn hrabiego Ludwika.
Ten ostatni zatrzymał się u jednego ze swych przyjaciół, znanego z patriotyzmu i podróżującego wtedy po Anglji.
Wejść do zamku bez wiedzy Lafayetta, było rzeczą niemożliwą i niebezpieczną.
Z drugiej strony, ponieważ pan de Lafayette nie miał wiedzieć o układach króla z Charnym i panem de Bouillé, nic prostszego dla hrabiego Ludwika, jak być przedstawionym królowi przez samego Lafayetta.
Okoliczności odpowiadały życzeniom młodego człowieka.
Był już od trzech dni w Paryżu, ale nic jeszcze nie postanowił i myślał on o tem, czy dla dostania się do króla, nie najlepiej byłoby udać się do pana Lafayette, gdy oddano mu bilecik od tego ostatniego, oznajmujący mu, że Lafayette wie o jego obecności w Paryżu i prosi, aby go odwiedził w sztabie Gwardji Narodowej albo w pałacu de Noailles. Była to Opatrzność, czyniąca zadość głośno cichym życzeniom pana de Bouillé, wróżka, która za rękę do celu prowadziła.
Hrabia niebawem pośpieszył do sztabu. Generał wyjechał był do ratusza, dla rozmówienia się z panem Bailly.
Tymczasem pan de Bouillé, spotkał jego adjutanta pana Romeuf.
Romeuf służył w tym samym pułku, co i młody hrabia, a jakkolwiek jeden demokrata, drugi arystokrata, mieli z sobą pewne stosunki. Teraz Romeuf, który przeszedł do jednego z pułków rozpuszczonych po 14 lipca, służył w gwardji narodowej i był ulubionym adjutantem generała Lafayette.
Dwaj młodzi ludzie, pod rozmaitymi względami rozniąć się zdaniem, zgadzali się w jednem: obaj kochali i szanowali króla.
Tylko jeden na sposób patrjotów, zaprzysięgając konstytucję, drugi na sposób arystokratów, to jest, że odmówił przysięgi na konstytucję, a w potrzebie powołałby cudzoziemców, aby nauczyć rozumu buntowników.
Buntownikami pan de Bouillé nazywał trzy czwarte Zgromadzenia, gwardję narodową, wyborców i t d., to jest pięć szóstych Francji.
Romeuf miał lat dwadzieścia dwa, niedługo też mówił o polityce.
Zresztą młody hrabia nie chciał, aby go o jakąś ważną myśl posądzono.
Zwierzył się w tajemnicy przyjacielowi Romeuf, że przyjechał do Paryża za prostem pozwoleniem, dla zobaczenia się z kobietą, którą uwielbiał.
Podczas tego zwierzenia, generał Lafayette stanął w progu drzwi otwartych; mimo że go widział w lustrze, mimo znaków adjutanta, których nie chciał rozumieć, pan de Bouillé, nietylko mówił dalej, ale jeszcze podniósł głos tak, aby generał ani słowa z tego opowiadania nie stracił.
Generał słyszał wszystko, tego też chciał hrabia Ludwik.
Lafayette posunął się ku niemu, a kładąc mu rękę na ramieniu, rzekł:
— Ach! rozpustniku, czemuż to chowasz się przed swymi krewnymi? Nie był wcale surowym sędzią, ten młody trzydziestodwuletni generał, bardzo modny u kobiet tej epoki, dlatego hrabia Ludwik niebardzo się przestraszył oczekującej go nagany.
— Przeciwnie, kochany kuzynie, dzisiaj właśnie byłbym miał zaszczyt przedstawić się najsławniejszemu z nich, gdyby mnie ten oto nie uprzedził...
I pokazał generałowi list odebrany.
— I cóż, panowie z prowincji, powiecie może, iż zła jest policja w Paryżu? — rzekł generał z zadowoleniom, które dowodziło trochę miłości własne].
— Wiemy, że nic nie można ukryć przed tym, który czuwa nad wolnością narodu i ocaleniem króla.
Lafayette spojrzał na kuzyna z ukosa, z miną dobrotliwą a szydzącą.
Wiedział, że tej rodzinie wiele szło o ratunek króla, ale bardzo mało o wolność narodu.
Dlatego tylko na jedną część zdania odpowiedział.
— A kuzyn mój, margrabia de Bouillé — rzekł, kładąc nacisk na tytule, który sam od nocy 4 sierpnia odrzucił, — czy nie dał czasem synowi polecenia dla króla, nad którego wolnością czuwam?
— Polecił mi złożyć u stóp królewskich hołd jego uczuć, pełnych uszanowania — odpowiedział młody człowiek — gdyby generał Lafayette sądził mnie godnym przedstawienia mojemu panu.
— Przedstawienia cię... kiedy?
— Jak najprędzej, generale; bo zdaje się mówiłem tobie, czy panu Romeufowi, że będąc tu bez urlopu...
— Powiedziałeś Roumefowi, ale to na jedno wychodzi, ponieważ ja słyszałem. A więc, nie odkładajmy dobrych rzeczy; teraz jest jedenasta; codzień w południe mam zaszczyt widzieć króla i królową; zjedz ze mną śniadanie, a potem zaprowadzę cię do Tuilleries.
— Ale, rzekł młody człowiek, rzucając okiem na swój mundur i buty, — czy stosownie jestem ubrany, kochany kuzynie?
— Najprzód, odparł Lafayette, powiem ci, biedne dziecko, że owa wielka etykieta, która cię wykarmiła, jeżeli nie umarła, to bardzo jest chora; potem, ubranie twe jest bez zarzutu; jakiż strój uchodzi lepiej młodemu szlachcicowi, gotowemu umrzeć za króla, nad mundur wojenny? Dalej, Romeuf, zobacz czy podano śniadanie; zjadłszy, zawiozę pana de Bouillé do Tuilleries.
Zamiar ten nadto zgadzał się z życzeniami młodego człowieka, aby się miał mu długo opierać; skłonił więc głową, na znak przyzwolenia i podziękowania.
W pół godziny potem straże u kraty prezentowały broń przed generałem Lafayette i młodym hrabią de Bouillé, nie domyślając się, że oddawały razem honory wojskowe rewolucji i kontrrewolucji.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: anonimowy.