I Sfinks przemówi.../„Romantyczni“ w... małej chatce. (odczyt Zapolskiej)

<<< Dane tekstu >>>
Autor Gabriela Zapolska
Tytuł „Romantyczni“ w... małej chatce. (odczyt Zapolskiej)
Pochodzenie I Sfinks przemówi...
Wydawca Instytut literacki „Lektor“
Wydanie pośmiertne
Data wyd. 1923
Druk Drukarnia Dziennika Polskiego we Lwowie
Miejsce wyd. Lwów — Warszawa — Poznań — Kraków — Lublin
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
„Romantyczni“ w... małej chatce. (odczyt Zapolskiej).

I w małej chatce może być szczęście — tak mówią.
I w małej chatce może być poezja...

Sala „Sokoła“: u jej czoła mała scena, kurtyna w niczem nie przypomina arcydzieła Siemiradzkiego. Ani jednego wolnego miejsca, trudno się przedostać — tłum. Z dormeuse’ów nie padają blaski, tylko z pięknych oczu — tu bilety takie tanie...
Wszystko to robi ogromnie miłe wrażenie. I przychodzi na myśl, że to nie sala, nie scena, że to czarodziejska chatka, w której szczęście, w której poezja się kryje.
To „Teatr miłośników sceny“.
...Kurtyna się rozchyla — ta, co wyszła przed kinkiety, jest ulubienicą wszystkich, to twórca: „Tamtego”, „Sybiru“, „Z Dąbrowy“. „Miłośnicy sceny“ uprosili panią Zapolska, aby rozpoczęcie „Romantycznych“ Rostanda poprzedziła wstępem określającym wartość tego dzieła.
Na sali, jak makiem zasiał: słowa lecą w ciszę. Podajemy je w skróceniu:
„Mówić przed „Romantycznymi“ o romantycznych, to jest prawie zuchwalstwo, to jest to samo, co starać się przed śpiewem słowika mówić o tym słowiku. Ja — na usługi swoje mam tylko — prozę, a mówić mam o poezji, i to o tak czystej, dźwięcznej, srebrzystej poezji, na jaką rozśpiewana i rozkochana mowa ludzka zdobyć się jest zdolna. Bo tych „Romantycznych“ pisał człowiek bardzo kochający, tworzył ich Rostand w chwilach, gdy kochał swą żonę całem sercem i całą potęgą młodego, świeżego uczucia.
Sztuka, którą za chwilę ujrzycie, napisana była wśród dwóch pocałunków, w miodowych miesiącach małżeństwa autora, sama więc jest cała przepojona czarem miłości, słodyczy i poezji. Żona Rostanda jest także autorką i podobno „Romantycznych“ pisali we dwoje. Mogli jednak nie pisać we dwoje, wystarczały tylko jej promienne oczy, w których zakochany poeta czerpał natchnienie, wystarczyły usta koralowe młodziutkiej żony, szepczące cichutko miłosne słowa, które potem Rostand w rymy splatał i na papier rzucał. Niepodobna sobie inaczej przedstawić twórcy „Romantycznych“, jak zakochanego, rozmarzonego, przy boku ślicznej, smukłej kobiety, w otoczeniu róż kwitnących, ponad któremi fruwają motyle. Siedząc ręka w rękę podczas księżycowych nocy, musiało tych dwoje snuć ową sztukę, snuć, jak srebrną przędzę, przetykaną szklanym dźwiękiem zamienionego pocałunku.
Z idylli młodego małżeństwa powstała ta idylla sceniczna i widocznie pozostało w niej coś z tego czaru, który ma w sobie miłość prawdziwa, bo — „Romantyczni“ wszędzie, gdzie się ukażą, czarują publiczność, porywają i każą się kochać i pamiętać o sobie.

Nie będę tu opowiadała treści „Romantycznych“. To nie jest moją rolą. Chcę tylko nadmienić, że „Romantycznych“ nie należy słuchać tak z uprzedzeniem, jakoby ich twórca był sam romantykiem. Rostand nie nazwał swej komedji „Romantycznymi“, on ją nazwał „Romanesques“ — co znaczy po francusku — romansowi, chętnie poszukający nadzwyczajnych przygód. Mienić Rostanda romantykiem — to nie znać zupełnie ducha jego poezji. On jest raczej harmonistą — to jest takim poetą, który dba o cudowną formę wiersza, o harmonię, o efekt muzyczny w doborze słów. Nie przyszłam tu poto, aby mieć wykład z literatury francuskiej i tłumaczyć, z jakich to poetów Rostand swój ród wiedzie. W każdym razie z poetów gwiaździstych, to jest tych, co jakby rój gwiazd na nasze szare życie cały rój swych czarujących wierszy sypią. Gwiazdy te pozostają nam w duszach na długo — i wszyscy — skoro z tej sali po skończeniu przedstawienia wyjdziemy, będziemy mieli jakiś promien w duszy. Coś świecić będzie przed nami. Co? prawdziwa poezja, z miłości dwojga serc czystych poczęta.
Zobaczymy bowiem za chwilę, skoro się ta zasłona podniesie — bardzo młodą i śliczną parę. Oboje nam będą mówili o swojej miłości i powoli, powoli wszyscy się w nich zakochamy, tak, jak kochamy się w kwiatach, które swą czarującą wonią rozmarzają nas w wieczornej porze, tak, jak kochamy się w piosence, którą gdzieś woddali gra niewidzialna dla nas harfa. Każde słowo, które powie drobna, jasnowłosa dziewczynka, do zjawiska podobna — będzie ot — kwiat świeżo rozkwitły i rzucony w przestrzeń sali; każdy wiersz, który padnie z ust młodego chłopca, to motyl, który leci w ślad za kwiatem, cały złoty od promieni słońca.
Śladami tych dwojga dzieci przyjdzie jeszcze dwóch staruszków, których znów głosy będą, jak te zegary z kurantem, które odzywają się już tylko jak dalekie, senne dźwięki. Ci staruszkowie będą was śmieszyli i bawili — ale i oni lubić i kochać się każą, takie to już miłe będzie wszystko i serdeczne w tej sztuce.
A! prawda!... będzie jeszcze zbój — ale to zbój strojny, elegancki i nieszkodliwy. Nawet będzie piękny, ten junak w kapeluszu z piórami i w tym klombie kwiatów, którym są „Romantyczni“, on będzie płomiennym, purpurowym, wspaniałym i wyniosłym makiem“.

Cicho, jak makiem zasiał... Wszyscy słuchają. Nagle muzykę słychać. Orkiestra gra gawota, ale jakby daleko, dyskretnie, aby nie tłumić słów.
Zapolska mówi dalej, a jej głos dostraja się do dźwięków cichej melodii.
„Bo sztuka, która się za chwilę przed wami rozegra, jest poprostu jak wiązanka kwiatów — świeża i srebrną rosą uczucia błyszcząca.
Niech wam się zdaje, żeście w tę mroźną noc zimową znaleźli się nagle przed równianką kwiatów i woń bzów, róż, narcyzów i tuberoz płynie ku wam z tej sceny. Na skrzydłach cichego, jak dźwięk szklanej harmoniki gawota, wśród śniegu i srebrnych liści mrozu, przyszedł do was zdaleka głos największego dziś poety­‑dramaturga, przyszedł ze swą pieśnią miłosną i przez usta swych postaci cicho, delikatnie do ucha wam swą.harmonię i ekstazę szeptać zacznie. Nie krytykujcie, ironję precz wypędźcie z serc i dusz waszych, bądźcie tak serdeczni i szczerzy, jak te wszystkie postaci, które się za tą kotarą kryją.
Pozwólcie im mówić, a wy słuchajcie tej piosenki, tak, jak się słucha piosenki słowika wśród majowej nocy. I powoli w duszach waszych odezwie się echo, bo każde serce ludzkie rozumie pieśń miłosną, czystą, krystaliczną i natchnienia pełną. Zapomnijcie o bólach, o troskach, o łzach, które może wielu z was ma w duszy. Żyjcie tylko tą chwilą, patrzcie i słuchajcie... patrzcie i słuchajcie...“
Poza purpurą zasłony niknie postać Zapolskiej — burza serdecznych, gorących oklasków i wspaniałe kwiaty. Panią Zapolską wywołują kilkakrotnie. Prezes tow. „Miłośników sceny“ wręcza jej przepyszny bukiet bzów i tuberoz. Wreszcie oklaski cichną, zaczynają się „Romantyczni“.

Jak grali ci amatorowie? Trzeba bezstronnie, uczciwie przyznać, że grali bardzo, bardzo dobrze. Przedewszystkiem wszyscy rozumieli, o co im chodziło, Wiedzieli, co mówią. „Romantycznych“ towarzystwo miłośników sceny przygotowało przed teatrem miejskim. Nic więc dziwnego, że pomimo wystawienia sztuki w... „prawdziwym teatrze“, miłośnicy ustąpić nie chcieli. I zrobili dobrze.
Taniość miejsc ściągnęła tłumy publiczności, która szczerze, serdecznie oklaskiwała wykonawców. Przedewszystkiem wyróżnić należy panią Kozierowską w roli Sylwetty. Jest to talent bezwątpienia, talent świeży, młody, ładna aparycja podnosi urok i głosik dziwnie harmonijny zachwyca i czaruje. Pan Andruszewski przedstawia się zupełnie poważnie, jako dobry materiał, p. Pilarski zaś ma ogromną rutynę, jak na amatora. Całość szła gładko i składnie. Publiczność, która zapłaciła 40, 20 i 10 centów za poznanie Rostanda, przyjmowała wszystkich gorąco. Prawdziwa poezja zawsze triumf odniesie, nawet gdy niema złoceń, elektryczności i krociowych murów!

(Nik)[1].





  1. Autorem artykułu jest Ignacy Nikorowicz (1866 - 1951),kierownik literacki, dramato- i powieściopisarz, bądź Jan Ursyn Zamarajew (1867 - 1924), literat, dziennikarz, kierownik Warszawskiego Teatru Dramatycznego.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Gabriela Zapolska.