Iliada (Popiel)/Pieśń XXII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Iliada |
Wydawca | nakładem tłómacza |
Data wyd. | 1880 |
Druk | W. L. Anczyc i Spółka |
Miejsce wyd. | Kraków |
Tłumacz | Paweł Popiel |
Tytuł orygin. | Ἰλιάς |
Źródło | skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron | |
Artykuł w Wikipedii |
Z potu się ochładzają i piją by zgasić pragnienie,
Wsparci na pięknych murach obronnych; atoli Achaje
Pędzą bliżéj pod mury, z tarczami na ramię wspartemi.
Po za twierdzą Iliońską i przed Skajskiemi wrotami.
Wtedy zaś Pelejona zagadnie Fojbos Apollon:
„Czemuż o synu Peleja mnię ścigasz nogami szybkiemi
Śmiertelniku, mnię boga wiecznego? Zapewne ty wcale,
Trojan których spłoszyłeś cię widać klęska nie troszczy,
Którzy się w mieście skupili, a tyś się aż tutaj zapędził.
Wszak mnię zabić nie możesz, gdyż nie podlegam losowi“.
Z gniewem okrutnym odrzecze mu na to najszybszy Achilles:
Tutaj mnię odwróciwszy od murów; zaprawdę że wielu
Byłoby ziemię chwyciło zębami, nim weszli do Troi.
Teraz mnię chwały ogromnéj pozbawiasz, a tych wybawiłeś
Łacno, albowiem w przyszłości się zemsty wcale nie boisz.
Tak powiedziawszy ku miastu podążał z myślą zuchwałą,
Rozogniony jak rumak co wziął nagrodę, z powózką
Pędzi z łatwością, do biegu się wyciągając w równinie;
Również Achilles chyżemi przebierał kolany i nogi.
Świecącego jak gwiazda, w równinie harcującego,
Która w jesieni się wznosi, a żywy blask jéj promieni
Świeci nad gwiazdy licznemi, gdy udój nadchodzi wieczorny;
Ją to psem Oriona przydomkiem ludzie nazwali;
Liczne gorączki ze sobą dla biednych niosąc śmiertelnych;
Również i miedź połyskała na piersiach biegającego.
Jęknął starzec poważny i bił się w głowę rękoma,
Wznosząc je w górę wysoko, i ciągle jęczał żałośnie,
Stanął, z pragnieniem gorącém by stoczyć bitwę z Achillem;
Jego staruszek litośnie zagadnął i ręce wyciągnął:
„Dziecko me drogie, Hektorze, nie czekaj na męża owego
Sam opodal od innych, byś rychło w zgubę nie popadł,
Wrogi, bodajby tak samo i bogom był ulubiony
Jako i mnię, to rychło by psy go pożarły i sępy
Leżącego; i smutku by serce się moje pozbyło;
Wieluż to synów dzielnych mnię on pozbawił, zabiwszy,
Wszak i teraz dwóch synów Lykaona i Polydora,
Dojrzeć niemogę pomiędzy Trojany co w miasto wkroczyli,
Których mi Laothoja spłodziła, szlachetna niewiasta.
Jeźli zaś jeszcze żyją w obozie, to mógłbym ich późniéj
Dosyć go bowiem córce dostarczył Altej przesławny.
Jeśli zaś już polegli i poszli do domu Hadesa,
Smutno mi będzie na sercu i matce, bo myśmy spłodzili;
Co zaś do reszty narodu, to mniejsze będzie zmartwienie,
Zatém powracaj za mury me dziecko, ażebyś wybawił
Trojan oraz Trojanki, a wielkiéj chwały Pelejdzie
Nie przysporzył, gdy sam i lube życie postradasz.
Miejże zaś litość nademną nieszczęsnym, pókim przy życiu,
Trawi losem okrutnym, by wiele nieszczęścia oglądał,
Synów pomordowanych i córki gwałtem wleczone,
Wszystkie komnaty do gruntu zniszczone, a dzieci niewinne
Porzucane o ziemię, w tém opłakanem nieszczęściu,
Wreszcie i mnię samego sobaki przy wrotach zewnętrznych,
Ścierwem żyjący wywleką, gdy mnię kto ostrem żelazem,
Pchnięciem lub rzutem uderzy i ciało duszy pozbawi;
Których ja w zamku chowałem, od stołu stróży karmionych;
Będą leżeli u wrót. Młodemu wszystko do twarzy,
Nawet choć w boju zabity, przeszyty ostrem żelazem
Leży; i wszystko jest piękne, acz w śmierci, cokolwiek się zjawia;
Ale gdy głowę i brodę siwizną lata przypruszą,
Jest to zaprawdę szczytem nieszczęścia dla biednych śmiertelnych“.
Mówił tak starzec i włosy bieluchne szarpał rękoma,
Z głowy je wyrywając; lecz duszy Hektora nie skłonił.
Z drugiéj zaś strony matka żałośnie łzy wylewając,
Rzeknie do niego ze łzami i słowem się lotnem odezwie:
„Szanuj ten widok Hektorze me dziecko i miejże nademną
Litość; jeżeli ci kiedy kojące piersi podałam,
O tém pamiętaj o dziecko me drogie i męża strasznego
Jemu; jeżeli cię bowiem zabije, to wtedy nie będę
Płakać za tobą na marach, o kwiatku łona najdroższy,
Ani też drogo małżonka nabyta; lecz zdala nas obu
Koło Argejskich okrętów cię szybkie kundle rozszarpią“.
Zaklinając gorąco; lecz duszy Hektora nie skłonią;
Owszem na zbliżającego się czeka strasznego Achilla.
Równie jak górski smok przy jaskini czeka na męża,
Ziołmi zgubnemi nażarty i wściekły gniew nim zawładnie,
Takoż i Hektor z umysłem niezłomnym się wcale nie cofa,
Tarczę świecącą oparłszy na szkarpie wypukłéj od wieży.
Wtedy do serca wielkiego odezwie się z myślą ponurą:
„Biada mi, jeśli ja teraz przez bramy wejdę do murów,
Któren mi radził by wojska Trojańskie do miasta wprowadzić,
Ongi, téj nocy nieszczęsnéj gdy powstał boski Achilles.
Jegom atoli nie słuchał, a byłoby lepiéj zaprawdę.
Teraz atoli gdy wojska mym nierozsądkiem zgubiłem,
Żeby kto późniéj, o wiele odemnie gorszy, nie mówił:
,Hektor wojska zmarnował dufając zbytnie swym siłom‘.
Będą tak mówić, lecz dla mnię o wiele byłoby lepiéj,
Albo w bitwie na ostre Achilla zabiwszy, powracać,
Żebym téż na bok odłożył mą tarczę głęboko wykutą,
Oraz i ciężką przyłbicę, a dzidę oparłszy o mury,
Sam naprzeciw Achilla się udał nieskazitelnego,
Jemu zaś przyrzekł Helenę i wszystkie skarby zarazem,
Wyprowadził do Troi, co było kłótni początkiem,
Oddać Atrydom by wzięli, prócz tego zaś mężom Achajskim
Dodać i resztę na podział, co tylko w grodzie się mieści;
Potém od starców Trojańskich odebrałbym świętą przysięgę,
[Ile się tylko znajduje majątku w grodzie uroczym];
Czemuż atoli to wszystko mi lube serce przekłada?
Lepiéj do niego nie pójdę, bo mieć litości nie będzie,
Ani też nie uszanuje, lecz bezbronnego zabije,
Nie jest to chwila po temu, by z dębu albo ze skały
Z nim rozmawiać poufnie, jak młokos pospołem z dziewicą,
Młokos z dziewicą gruchają, poufnie do siebie gadając.
Lepiéj się owszem w boju potykać, ażeby co prędzéj
Tak czekając rozważał; Achilles do niego się zbliżył,
Do Enyala podobny, wojaka z wyniosłą przyłbicą;
Jawór Pelejski okropny się w prawéj dłoni kołysze,
Koło zaś niego się miedź świeciła, podobna odblaskiem,
Trwoga Hektora przejęła gdy jego rozpoznał, i nie śmiał
W miejscu pozostać, od bramy się zwrócił i w strachu ucieka.
Rzucił się naprzód Pelejdes ufając nogom najszybszym.
Równie jak sokół po górach ze wszystkich ptaków najszybszy,
Ona przed nim ucieka, lecz ten ją z blizka z okrzykiem
Ostrym często napada, bo pragnie ją w duszy pochwycić;
Takoż Achilles gonił przed siebie, a Hektor uciekał
Po pod murem Trojańskim i rwał szybkiemi kolany;
Ciągle w kierunku murów szerokim pędzą gościńcem;
Dopędzili do stoku pięknego, tam dwoje wytryska
Źródeł, co łączą się późniéj w Skamandrze o nurtach głębokich.
Jedno z nich wodą gorącą wybucha i para po nad niem
Drugi zaś nawet i latem wytryska podobnie do gradu,
Albo do śniegu mroźnego, lub lodu na ściętéj powierzchni.
Tamże w blizkości takowych się mieszczą obszerne koryta,
Pięknie żłobione, kamienne, gdzie swoje szaty wytworne,
Dawniéj za czasów pokoju, nim przyszli synowie Achajscy.
Przelecieli tamtędy, ów goniąc, a ten uciekając,
Przodem uciekał waleczny, lecz gonił o dużo silniejszy
Spiesznie, bo wcale nie mieli ofiarną bestyę lub skórę
Ale biegali o życie Hektora koni poskromcy.
Równie jak zwyciężające rumaki w około granicy
Biegu się szybko zwracają, gdy wielka leży nagroda,
Trójnóg, albo niewiasta; na cześć po zmarłym wojaku;
Najszybszemi nogami; bogowie zaś wszyscy patrzyli.
Ojciec bogów i ludzi się pierwszy do nich odezwie:
„Przebóg oglądam oczyma, jak męża drogiego w około
Murów ścigają, a żalem się moje serce przepełnia
W szczytach Idyjskich o wielu krawędziach; czasami zaś znowu
W twierdzy najwyższej; a teraz Achilles boski w około
Miasta Priama wielkiego szybkiemi go ściga nogami.
Zatém więc rozważajcie bogowie i dajcie poradę,
Achillesowi Pelejdzie poddamy, acz wielce dzielnego.“
Jemu zaś rzeknie w odpowiedź wypukłooka Athene:
„Piorunujący rodzicu, pochmurny, cóż to wyrzekłeś!
Męża śmiertelnego, co dawno przeznaczon losowi
Róbże tak, ale się inni bogowie na to nie zgodzą.“
Rzeknie jéj na to w odpowiedź Kronides co chmury gromadzi:
„Miejże Trytogeneja otuchę, me dziecko; bo w prawdzie
Serca ja tego nie mówię, i chcę być dla ciebie łaskawym;
Temi słowami pobudził i tak już ochoczą Athenę;
Wnet ze szczytów Olimpu wysokich puszcza się pędem.
Szybki natenczas Achilles Hektora ścigał zawzięcie.
Równie jak pies po górach ujada za kozłem od łani,
Chociaż i tamten się skryje wpadając chyłkiem w krzewinę,
On jednakże za węchem go ściga aż póki nie znajdzie;
Również i Hektor się ukryć przed szybkim Pelejdą nie zdoła.
Ilekroć się zapędził, by w stronę bramy Dardańskiéj
Żeby go któren od góry pociskiem mógł wyswobodzić,
Tylekroć tamten go pierwej uprzedził i nazad odwrócił
W stronę równiny, a sam ku miastu się ciągle kierował.
Równie jak we śnie dogonić uciekającego nie można,
Takoż i ten go pochwycić nie może, a tamten się schronić;
Jakżeby wtedy Hektor był uszedł przed Kierą śmiertelną,
Żeby na końcu w ostatku mu nie był przybył Apollon
Blisko, co wzbudził mu siły i szybkie ożywił kolana?
Nie dopuszczając, by strzały gorżkiemi razili Hektora,
Żeby kto rzutem nie ujął mu sławy, on sam zaś był drugim.
Kiedy zaś po raz czwarty do stoku źródła przybiegli,
Wtedy wagi złociste wyciągnął ojciec i ważył;
Jeden Achilla, zaś drugi Hektora koni poskromcy;
Środkiem ująwszy wyciągnął; zaciężył dzień zguby Hektora
Ku Hadowi głęboko; opuścił go Fojbos Apollon.
Do Pelejona przybyła wypukłooka Athene,
„Teraz już Bogu najmilszy Achillu miejmy nadzieję,
Że Achajom do statków zaniesiem sławę ogromną,
Pokonywując Hektora, choć bitwy jest nienasyconym.
Jemu już więcéj nie daném, by z naszéj wymknął się dłoni,
Bijąc pokłonem u stóp Diosa co trzęsie egidą.
Teraz atoli odetchnij i przystań; onego ja sama
Idąc do niego namówię, by stanął z tobą do walki.“
Tak Athene mówiła; on słuchał i w duchu się cieszył.
Ona go pozostawiwszy stanęła przy boskim Hektorze,
Kształtem i głosem donośnym do Deifobosa podobna;
Blisko zaś jego stanąwszy lotnemi odezwie słowy:
„Drogi mój bracie za bardzo cię gwałci szybki Achilles,
Zatém stawajmy odważnie i brońmy się do upadłego.“
Hektor o powiewającym szyszaku jéj rzeknie w odpowiedź:
„Deïfobosie już dawno mi byłeś o wiele najdroższym
Z braci, których za dzieci spłodzili Priam z Hekabą,
Któryś odważył się dla mnie, jak tylko okiem zoczyłeś,
Twierdzę opuścić, gdy inni za murem czekają bezpiecznie.“
Rzeknie mu na to w odpowiedź wypukłooka Athene:
„Bracie, wielce mnię ojciec i matka dostojna błagali
Żeby pozostać, tak wielce ich trwoga wszystkich przejęła;
Ale mi serce wewnętrznie okropnym się żalem trawiło.
Teraz obcesem do walki stawajmy, a naszych oszczepów
Nie żałujmy, abyśmy widzieli czy téż Achilles
Do głębokich okrętów, czy twojéj kopii ulegnie.“
Tak powiedziawszy, podstępnie wskazała drogę Athene.
Kiedy się oni zbliżyli naprzeciw siebie idący,
Pierwszy się Hektor odezwie ogromny o hełmie powiewnym:
Gród Priamowy po trzykroć obiegłem w ucieczce, bo wtedy
Czoła ci stawić nie śmiałem; lecz teraz pobudza mnie męztwo
Przeciw tobie wystąpić; czy zginę, czy ciebie pokonam.
Zatém się tutaj bogom poddajmy, boć oni świadkami
Nie chcę ja ciebie sromotnie zbezcześcić, jeżeli mi Kronid
W bitwie przewagi użyczy, i tobie życie odbiorę;
Ale gdy sławmy rynsztunek po tobie zdobędę Achillu,
Ciało napowrót oddam Achajom; ty uczyń tożsamo.“
„Nie zapomniany w zawiści Hektorze, nie żądaj przyrzeczeń.
Równie jak niema przymierza pomiędzy lwami i ludźmi,
Ani téż owce i wilki do zgody w sercu nie dążą,
Ale zawzięcie ku sobie najgorsze żywią zamiary;
Niema przymierza, dopóki choć jeden w zgonie padając
Krwią nie nasyci Aresa, wojaka niezłamanego.
Całą więc skupiaj odwagę, bo teraz bardzo ci trzeba
Dzielnym być kopijnikiem i nieustraszonym wojakiem.
Moim pokona oszczepem; a teraz razem za całą
Krzywdę mych druhów zapłacisz, twą dzidą nieludzko zabitych.“
Rzekł; i zamachem potężnym wypuścił dzidę cienistą.
Z bystrą atoli uwagą uniknął jéj Hektor prześwietny,
Dzida i w ziemi utkwiła; chwyciwszy ją Pallas Athene
Nazad Pelejdzie oddała, tajemnie przed mężnym Hektorem.
Hektor atoli zagadnie Pelejdę nieskazitelnego:
„Otóż chybiłeś; toć jeszcze Achillu do bogów podobny,
Tylkoś pokazał że w słowach podstępnym i zręcznym być umiesz,
Żebym ze strachu przed tobą zapomniał odwagi i siły.
Nie w ucieczce mnię z tyłu oszczepem w plecy ugodzisz,
Ale nacierającemu obcesem piersi przeszyjesz,
Spiżem okutéj, bodajby się cała w twém ciele schowała.
Wtedy o wiele łatwiéjszą by była Trojanom potyczka,
Jeślibyś zginął, bo dla nich największem jesteś nieszczęściem.“
Rzekł; i potężnym zamachem puściwszy dzidę cienistą
Kopja odskoczy od tarczy daleko. Rozgniewał się Hektor
Widząc iż broń donośna daremnie z rąk wyleciała;
Stanął zakłopotany, gdyż nie miał oszczepu drugiego.
Głośno więc przywołuje Dejfoba o tarczy święcącéj,
Pomiarkował się Hektor w umyśle i mówi do siebie:
„Przebóg, zaprawdę na śmierć już mnię wołają bogowie;
Wszakci sądziłem że blizko Dejfobos bohater się znajdzie;
On zaś w murów obrębie, a mnię uwiodła Athene.
Wyjścia sposobu żadnego, bo dawniéj to było po myśli
Zewsa i syna Diosa, co godzi z daleka, i przedtém
Mnię bronili życzliwie, lecz teraz mnię Mojra dosięga.
Bodaj bym tylko nadarmo i bezchwalebnie nie zginął,
Powiedziawszy te słowa dobywa miecza ostrego,
Któren mu wisiał przy boku jak długi, ogromny i ciężki.
W kupę zebrawszy się natarł, jak orzeł o locie wyniosłym,
Któren przez czarne chmury spuściwszy się pędem w równinę,
Takoż i Hektor się puścił miecz ostry w dłoni ściskając.
Ruszył się również Achilles, przejęty dziką zawiścią
W sercu; zaś tarczę przed piersi dla zasłonienia roztoczył,
Piękną, misterną, a hełmem świecącym o kicie poczwórnéj
Złote, które Hefestos przelicznie w kitę nawiązał.
Równie jak jedna gwiazda nad inne w nocy przyświeca,
Hesper, który ze wszystkich na niebie jest gwiazd najpiękniejszy;
Takoż od spisy kończystéj świtało, którą Achilles
Bacząc po piękném ciele, gdzie ranić by można najlepiéj.
Zbroja śpiżowa tamtego zasłania prawie zupełnie,
Piękna, co ją po śmierci potęgi Patrokla był zdobył;
Tylko na gardle, gdzie ramie obojczyk od szyi rozdziela,
Tamże nacierającego ugodził oszczepem Achilles,
Karkiem na wylot przez gardło przeszyła dzida śpiżowa,
Żyły atoli w gardzielu ze wszystkiém dzida nie przetnie,
Żeby się jeszcze do niego w rozmowie mógł słowem odezwać.
„Pewnie sądziłeś Hektorze, iż zbroję Patrokla zdobywszy,
Będziesz pewnym, i o mnię co byłem daleko nie dbałeś,
Głupi; toć zdala o wiele obrońca lepszy onego
Czekał przy gładkich okrętach, boć ja się jemu zostałem,
Pożrą haniebnie; onego zaś uczczą pogrzebem Achaje.“
Hektor o hełmie powiewnym odpowie mu ledwo dychając:
„Błagam cię na kolana i duszę i twoich rodziców,
Nie dozwalaj sobakom Achajskim przy łodziach mnię szarpać;
Darem, co tobie doręczą mój ojciec i matka dostojna;
Ciało zaś moje w domostwo im oddaj, ażeby Trojanie,
Oraz i Trojan małżonki mnię stosem uczcili po śmierci.“
Spoglądając ponuro najszybszy Achilles odrzecze:
Bodajby serce mnię nakłoniło, by twoje skrajawszy
Cielsko, je połknąć surowo, za wszystko coś mi uczynił;
Bodajby nikt twéj głowy od psów żarłocznych nie bronił,
Chociażby dziesięćkroć tyle, ba nawet dwadzieścia w nagrodę
Nawet chociażby na wagę złożywszy, cię złotem chciał zrównać
Priam Dardanid; i wtedy by ciebie matka dostojna
Nie złożyła na marach, by płakać nad łona owocem,
Owszem ptaki żarłoczne i psy z kretesem cię pożrą.“
„Dobrze cię znając widziałem ja naprzód, że ciebie nie miałem
Skłonić; bo w duszy masz serce okrutne jakoby żelazo.
Teraz uważaj, bym gniewu boskiego na ciebie nie zbudził,
Dnia onego, jak ciebie bądź Parys lub Fojbos Apollon,
Kiedy już tego domawiał, pokryła go śmierci granica.
Ulatując mu z ciała wymknęła się dusza do Hajda,
Opłakując swój los, opuszczając męzkość i młodość.
Jeszcze do umarłego się boski odezwie Achilles:
Kresem go Zews naznaczy i inni bogowie nieśmiertni.“
Tak powiedział i z trupa wyciągnął dzidę śpiżową;
Potem odłożył ją na bok i zbroję zdejmuje z ramienia
Krwawą; zaś inni synowie Achajscy zbiegnąwszy się w koło,
Patrzą; zaś nikt nie stanął, by jego żelazem nie zranił.
Wtedy powiada niejeden zwrócony do swego sąsiada:
„Dziwna rzecz! Ile to teraz się miększym pod ręką wydaje
Hektor, niżeli wtedy gdy ogniem chciał statki zapalić.“
Kiedy go wyzuł z broni Achilles boski najszybszy,
W obec Achajów stanąwszy lotnemi odezwie się słowy:
„O moi drodzy Argejów książęta i naczelnicy!
Kiedy już dali bogowie by tego męża pokonać;
Idźmyż teraz i w koło warowni próbujmy orężem,
Żebyśmy Trojan zamiary zbadali, jakowe też mają,
Czyli już stromą warownię opuszczą, po zgonie tamtego,
Czyli też pragną się trzymać, choć nie starczyło Hektora.
Oto złożone przy łodziach, nie czczone łzą i mogiłą,
Ciało Patrokla; o którym ja nie zapomnę przenigdy,
Póki się między żywemi znajduję i ruszam kolany.
Chociaż w Hadesa domostwie umarłych zapominają,
Zatém na teraz przy głosie pajonów młodzieży Achajska,
Ku głębokim okrętom wracajmy i tego zanieśmy.
Wielką zyskaliśmy chwałę, Hektora boskiego zabili,
Którym Trojanie się w mieście, zarówno jak bogiem szczycili.“
Oba ściągacze u nóg mu z tyłu przeszywszy żelazem
Między kostką a piętą, wołowe rzemienie przeciągnął,
Niemi do wozu przywiązał, by głowa po ziemi się wlokła,
Potém wskoczywszy w siedzenie i sławny rynsztunek porwawszy,
Za wleczonym się wzniosła kurzawa, a bujne kędziory
Czarne się pomierzwiły, bo głowa cała leżała
W kurzu, niedawno tak wdzięczna; lecz wtedy ją wrogom dozwolił
Kronid bezcześcić, na własnéj onego ziemi ojczystéj.
Włosy wyrywa i piękną zasłonę daleko od siebie
Odrzuciwszy jęknęła straszliwie, na syna się patrząc.
Jęczał litośnie i ojciec kochany, a cały z nim naród
W pośród miasta się płaczem zanosił i jękiem bolesnym.
Stromo leżąca Iliona od góry paliła płomieniem.
Naród zaledwo powstrzymał oburzonego staruszka,
Pragnącego wybiegnąć przez bramy wysokie Dardańskie.
Wszystkich z kolei zaklinał tarzając się w błocie szkaradném;
„Puśćcie mnię drodzy i dajcie samemu, acz się obawiacie,
Z miasta uchodząc podążyć do szybkich okrętów Achajskich;
Męża ja tego ubłagam, strasznego, co działa okrutnie,
Czyli téż wiek uszanuje i nad starością mieć będzie
Pelej, któren go spłodził i chował, by stał się dla Trojan
Klęską; lecz mnię najwięcéj ze wszystkich żałoby przysporzył.
Tyle mi bowiem synów on zabił w kwiecie młodości;
Wszystkich, acz srodze zmartwiony nie będę tyle żałował,
Za Hektorem; bodajby na moich skonał był rękach;
Moglibyśmy do syta się wtedy za nim wypłakać,
Matka nieszczęsna, co jego zrodziła, i ja z nią zarazem.“
Tak przemawiał ze łzami; wtórują mu w smutku mieszkańcy.
„Dziecko me! pocóż ja biedna mam żyć w tym bólu okropnym,
Kiedyś ty zginął? Ty co w nocy dla mnię i we dnie
Byłeś pociechą i chlubą po mieście, a wszystkich zbawieniem,
Dla Trojanek i Trojan w ojczyźnie, boć oni cię czcili
Będąc przy życiu, lecz teraz cię śmierć i Mojra dosięgła.“
Tak mówiła ze łzami, lecz jeszcze się nie dowiedziała
Żona Hektora; bo żaden posłaniec jéj wieści nie doniósł
Pewny, że jéj małżonek pozostał po za bramami.
Purpurowe podwójne, barwnemi kwiatami naszyte.
Woła po domu na służki o długich wiszących warkoczach,
Żeby kociołek obszerny do ognia przystawić, by łaźnia
Stała Hektora gotowa, gdy z walki będzie powracał;
Sowiooka Athene zgnębiła pod ręką Achilla.
Wtém usłyszała płacz i jęki od strony wieżycy;
Trzęsły się pod nią kolana i z ręki wrzeciono wypadło.
Zatém powtórnie zawoła na służki o pięknych warkoczach:
Słyszę ja głos méj świekry szanownéj, a we mnię toż samo
Serce się piersiach burzy pod szyję, a spodem trętwieją
Nogi; zapewne co złego zagraża synom Priama.
Bodajby taka nowina najdaléj uszów mych była,
Odciął samego od miasta i ściga pośród równiny;
Może go już i nawet powstrzymał w zapale zuchwałym,
Jakim on zawsze pałał, bo nigdy się hufca nie trzymał,
Ale wyprzedzał, bo jego odwaga żadnemu nie równa.“
Z sercem bijącém, a za nią wybiegły obie służące.
Kiedy zaś do wieżycy i tłumu ludzkiego dobiegła,
Oglądając się w koło na murach stanęła, i jego
Wleczonego zoczyła przed miastem, a szybkie rumaki
Wtedy jéj oczy zaszły jakoby cieniami nocnemi,
Przewróciwszy się w tył wyzionęła ducha i siły.
Z głowy zleciała z daleka wspaniałe włosów ubranie,
Siatka, przepaska na czoło i sznury plecione misternie,
Na ten dzień gdy ją Hektor o hełmie powiewnym sprowadził
Z domu Ejetiona, gdy wianem ją piękném obdarzył.
Koło niéj licznie stanęły mężowe siostry i świekry,
Między sobą trzymając zemgloną prawie do śmierci.
Wtedy z urywanemi jękami Trojanki zagadnie:
„Biada mi, biada Hektorze! na równą my dolę oboje
Przyszli na świat, ty w Troi, w domostwie ojca Priama,
Ja zaś w Thebach u stóp lesistych Plaku pagórków,
Nieszczęśliwy nieszczęsną; bodajby mnię wcale nie spłodził.
Teraz ty idziesz do Hada krainy w otchłanie ziemicy,
Mnię atoli za sobą w okropnéj żałobie zostawiasz,
Wdową w domostwie; a dziecko niestety jeszcze niemowie,
Ty Hektorze nie będziesz pożytkiem, ani on tobie.
Chociażby bowiem ocalał po wojnie łzawéj Achajskiéj,
Zawsze go późniéj czeka niedola i srogie zmartwienie;
Inni mu bowiem będą na włościach krzywdy wyrządzać.
Zawsze ma głowę spuszczoną i łzami zroszone jagody.
W biedzie się dziecko udaje do ojca swego przyjaciół,
Tego pociągnie za płaszcz, tamtego ciągnie za chiton;
Przez miłosierdzie mu któren choć poda kubeczek maleńki,
Inny zaś chłopak mający rodziców go zepchnie od stołu,
Uderzywszy go pięścią i słowem złajawszy zelżywem;
Powie mu taki: twój ojciec do stołu z nami nie siada!
Wtedy do matki wdowy się dziecko z płaczem ucieka,
Samym szpikiem się żywił lub tłuszczem z młodych jagniątek;
Kiedy zaś snem zmorzony zabawki dziecinnéj zaprzestał,
W swojem łóżeczku zasypiał stulony na rękach piastunki,
W miękkim puszku, nasycon różnemi dobremi rzeczami;
Astyanax; Trojanie przydomkiem go takim nazwali,
Bo sam jeden ochrania wysokie baszty i mury.
Ciebie zaś teraz przy łodziach głębokich, daleko rodziców,
Będzie toczyć robactwo, jak psy się nasycą twem ciałem
Piękne i śliczne ozdobą, rękoma kobiet uszyte.
Ale to wszystko zaprawdę świécącym spalę płomieniem,
Tobie już nie są potrzebne, bo leżeć na nich nie będziesz,
W obec Trojanek i Trojan niech spłoną tobie na chwałę.“