Janusz Bieniawski
←Dumka Mazepy | Janusz Bieniawski Poezye Józefa Bohdana Zaleskiego Józef Bohdan Zaleski |
Trzeci szturm do Stawiszcz→ |
WYJĄTEK Z RYCERSKIEGO RAPSODU.
Myśl do tego Rapsodu wzięta jest z dawnych dum i obyczajów ukraińskich. Pogrzeb na końcu Janusza Bieniawskiego wiernie jest podług tychże dum i obyczajów kreślony. Treść opuszczonego tu początku zawiéra w sobie następujące szczegóły. Tatarzy wkraczają w Ukrainę pod dowództwem Murzy Betsbuty — Zamieszanie. Hetman koronny ciągnie z husarzami pancernemi i petyhorcami brzegiem Horynia. Wychowski hetman kozaków obozuge[1] pod Czechrynem, Bieniawski z półkiem swoim udaje się w stepy na zwiady — noc — przeczucia półkownika Woronicza brata i przyjaciela Bieniawskiego — straż obozowa słyszy jakiś tętent i to ciąg dalszy.
W prawo i w lewo rumak pędzący,
W prawo i w lewo pyrz, trawę ścina,
Dalekie echo bieg wtórzy grzmiący,
Klekoce głucho spiąca dolina.
Tak wartki piorun kraje niebiosa,
I tak przez falę chmur się przeciska,
Wzbita kopyty błyszczy się rosa,
Jak gwiazdy w ciemni, jak skry z ogniska.
Wichrzy jak zamieć — w głąb zgiętą szyją,
Jak nurt potoku zmarszczona grzywa,
Chaty po dołach, dąbrowy mija,
Przesadza wzgórki, wody przepływa.
Wpadł do taboru, zarżał radośnie,
Stanął, krwią bryzga, bokami rusza;
Ciszéj, znów głośniéj szmér w tłumie rośnie:
„Patrzcie no! patrzcie! to koń Janusza!“
Jak leżał każdy zerwał się prosty,
W dłoń klaszczą, szérzą pogrożki, wrzaski,
„Syn Czehryńskiego poległ starosty!
„Poległ nasz chrobry Janusz Bieniawski!“
Wnet wybiegł hetman — wojsko ucichło,
Prędko starszyznę zwołał na radę;
„Zginął Bieniawski! pędźmy co rychło,
„Tatarzy blisko, pomścijmy zdradę.“
„Żuj przy taborach będzie z Kuleszą,
„Woronicz, Kalski, Niczaj, Łaboda,
„Z pałkami swemi ze mną pośpieszą
„Cóż? razny okrzyk — tak zgoda! zgoda!“ —
Potém do wojska — „Nuże nu! hola!
„Daléj do szabel, daléj do koni!
„Ten z was odzierży zdobycze, pola,
„Kto Tatarzyna piérwszy dogoni.“
I w mgnieniu oka obóz zwinięty,
Już są na koniach — świsnęli strzałą;
Brzękiem, parskaniem, rżeniem, tętęty
Huczała ziemia powietrze grzmiało.
Lecz kto Carowo zwiedzi otchłanie,
Temu zgiełk wojska wyda się głuchy,
Tamto brzęk, rżenie, tętęt, parskanie,
Szérzą zaklęte pod ziemią duchy.
W chwili przepadły roczne zasiewy,
Zagarnął wszystko potok burzliwy,
Tratują łąki i niszczą krzewy,
Nie im się śmieją kłosami niwy.
Darmo rolniku! chleba nie rokuj,
Obcy i swoi tłuką ci zboże;
Burza nie słońce, wojna nie pokój,
Płacz, wyrzekanie nic nie pomoże.
Sam Dniepr wezbrany wodami śniégu,
Gdy z nim gór zdroje, sto rzék się złączy;
Burząc, pustosząc w nieścigłym biegu,
Mniej jest szkodliwy i nie tak rączy.
Bagna nie bagna, jary nie jary,
Leją się w górę, z gór na nizinę,
Już o to rzéka, szumi bór stary,
Skinął Wychowski — wpław przez Taśminę.
Wraz się rzucili naprzód schyleni,
Gniéwna się woda przed i za nimi
Pęka w obręcze, pluska, wre, pieni,
I srebrzystemi wyziewy dymi.
Cóż to? czy niebo na ziemię spadło?
Jakie złudzenie! co za odbicie!
Prując przejrzyste wody zwierciadło,
Mniemali płynąć po zorz błękicie,
I już brzeg — hetman spiął się w strzemienie,
Czekał na hufce, obejrzał nieco,
Czy cali ludzie, czy wszystkie konie,
Ruszył,,[2] ruszyli, lecą i lecą.
Noc się zciemniła, jeszcze lecieli,
Pół nieba w zorzach błyszczy się jasno,
Długi półokrąg świtem się bieli,
Coraz mrok rzadszy i gwiazdy gasną.
Ranna się chmura rumieńcem krasi,
Słońce gdzieniegdzie złoci jej brzegi,
Teraz stanęli rycerze nasi,
By spocząć nieco, przejrzéć szeregi.
Wzbity skowronek nad wonne smugi,
Bojaźń i smutek wyléwa w głosie;
Łańcuch żórawi ciągnie się długi,
Różnie ztąd wróżą o wojny losie.
Słońce się coraz wznosi wspanialéj
Lecz nic nie widać, cicho w uboczy,
Zakrzyknął hetman „ruszymy daléj!
„Natężać dobrze i słuch i oczy!“
Biegną — w tém oto krzyżowe ślaki
Na północ, zachód, z wschodu, południa,
Gdzież są Tatarzy? tór obrać jaki?
(Gdy się tą myślą hetman zatrudnia).
Błysły z chorągwi srébrne dwurożce
Mignęli z trawy, jak lis z kryjówki,
Lotem sokoła tuż Zaporożce,
Pierwszy ich dognał Marcz z Demontówki.
Starły się w pędzie obu wojsk szyki,
Jak wicher z wichrem, jak z chmurą chmura,
Biją pod nieba grzmotne okrzyki,
Tam allah! allah! tu hura! hura!
Lata blask w stepie słońca ze stalą,
Tu i tam świszczą kul, strzał, pociski,
Wraz prężą łuki, wraz z rusznic palą,
Kłębi dym, w dymie i huk i błyski.
Co za zgiełk, wrzawa. — Tak gdy na Dnieprze
Uderzy w poroh [3] bałwan zhukany,
Cofnie się, pędzi, wstrząśnie, w wir zeprze
Wznosząc i łoskot i góry piany.
Obie się strony trzymają krwawo,
Trąbi Wychowski, trąbią dowódzce,
„Naprzód i naprzód, żwawo i żwawo!
„Z szablą i włócznią naprzód mołodzce!“
Lecz nie — jednakie z obu stron męstwo —
W tém na bok Kalski w nagłym poskoku
Z pułkiem swym dymu okryty gęstwą,
Miota się, pędzi, wpada do tłoku.
Jak kiedy w nocy grom w dąb uderzy,
Lecą gałęzie na dół od wiérzcha,
Po całym borze rozgłos się szérzy,
Po całym borze liść się rozpiérzcha.
Pierzchnął Tatarzyn na wszystkie strony,
Nasi za nimi gonią i sieką;
Teraz się krwawe wszczęły ugony,
Słychać chrzęst szabel, włóczeń daleko.
I coraz ciszéj i coraz głucho,
W jakimś zamierzchłym zniknęli dole,
Nie widzi oko, nie słyszy ucho,
Jak jęk czyścowy i śmierci pole.
Dym, jakby całun powiewa nisko,
Chmurki pod słońcem wędrują drobne,
I na okropne pobojowisko
Rzucają cienie czarno-żałobne.
Grają gdzieś grzmoty w górach odległych,
Jednak stronami blask jeszcze świéci,
Płacze natura marnie poległych,
Płacze walczących ze śmiercią dzieci.
Co za rozliczne cierpień obrazy,
Ten drżącą ręką rwie pocisk z łona;
Ten ziemią koi boleśne razy,
Ach czyż ból tylko ziemia pokona!
Ow dumny męstwem bluzni do dziczy,
„Tak Bisurmany, tak wkłęsłonose,
„Miasto trzód naszych, jeńców, zdobyczy,
„Gryźcie tę ziemię, pijcie tę rosę.“
Wszystko zbroczone krwawą posoką
I broń i szaty, jeźdce i konie,
Mars obłąkane obraca oko,
Gdzie dóm, gdzie żona, ku lubéj stronie.
Do tego szczerych modłów kościoła,
Od tronu Boga wiara pośpiesza,
Z słodkim uśmiéchem, w pogodzie czoła;
Jak tkliwa matka wiernych pociesza.
Jednym ulżywa ciężkie katusze,
Wyléwa balsam w rany rycérza,
Co uchodzącą z westchnieniem duszę
Królowéj niebios, Maryj powierza.
Lecz oto śpiesznie zewsząd po trwodze,
Jak rozprószone łodzie po burzy;
Zdąża rycerstwo, zdążają wodze,
Wielu bez koni, ranni niektórzy.
Już i nieszczęsny Janusz odbity,
Niosą — upływa krew, życia źródło,
Sinemi pasy śmierci okryty,
Wzrok osłupiały, serce ochłódło.
Tuż jechał hetman Woronicz smutny,
Słucha powieści wiernego jeńca,
Jak w nocy z wrogiem bój był okrutny,
Jak obskoczono zewsząd młodzieńca.
Jak dzielnie walczył, jak schwytan w bitwie,
Zniósł mężném sercem ból rany, męki,
I że przed chwilą w nagłéj gonitwie;
Od jakiejś mściwéj ledz musiał ręki.
Tu się odsłonił step krwią zalany,
Hetman łzy w oku wstrzymać nie zdołał,
„Opatrzyć prędzéj cierpiących rany,
„Prędzéj;“ a potem tak daléj wołał:
„Czas nagli, bracia! (pojrzał ku niebu
I jeszcze słońce wysoko było)
„Czas nagli, zmarłym trzeba pogrzebu,
„Trzeba Janusza uczcić mogiłą.
„Potém się musim złączyć z taborem,
„Wezwać pobliskich półków pomocy,
„Bo dziś Tatarzy pewno wieczorem;
„Albo najdaléj przybędą w nocy.
„Hurmem napłyną ku naszéj ziemi,
„Jak te na wschodzie chmury i dymy;
„My połączeni z braćmi naszemi
„Jak wiatr powiejem i wnet spędzimy.
„Wtedy godzina zemsty uderzy,
„Za śmierć Janusza, męki i zdrady,
„Za śmierć i blizny tylu rycerzy
„I za te ciągłe krwawe napady.
„Gryźć będzie wargi Murza Betsbułu
„Gdziekolwiek ruszy, zboczy którędy;
„W kryw, w step, na morze, w mury Stambułu,
„Na koniach, czajkach, znajdziem go wszędy.
„Teraz czas nagli; spieszmy się, spieszmy,
„I starych ojców dawnym zwyczajem,
„Czcią naszą zmarłych braci pocieszmy,
„Wszak i nas kiedyś ktoś uczci wzajem!“
Zaraz starszyzna Janusza zwłoki
Na marach z drzewców chorągwi wzniosła,
I mierzonemi w milczeniu kroki,
Wmiejsce wiecznego spoczynku niosła.
W pośrodku smutnych walk towarzyszy
Sunie się z ciałem orszak wspaniale;
I chycha czasem Woronicz w ciszy,
Zająka z serca rozgłośne żale.
„I jakże ojcu, matce, rodzinie!
„Jakże o ciężkiéj doniosę stracie!
„Ileż tam gorzkich łez nie popłynie —
„Wcześnieś nam poległ rycerzu, bracie!“
Dniowo ognisko z chmur przerzędzone,
Blask przezroczysty w pole rozlewa,
Wlewo przez dali ciemną zasłonę
W Swiślańskich górach migają drzewa.
Już i dolina — Z łona doliny
Woń sieją polnych kwiatów kielichy,
Miała niewinnéj uśmiech dziewczyny —
Jéj strój i świeżość i smutek cichy.
Tam przez rozpięte brzóz, wiérzb gałązki,
Pod szeleszczących listków namiotem,
Srébrzy się strumien przejrzysty, wązki,
Kłucąc się z wiatry dźwięcznym klekotem.
Wyżéj tuż nad nim, grusze i tarny
Rosną zwieszone z podnóża góry,
A wyżéj jeszcze las gęsty, czarny;
Piątrem po piętrze pnie się pod chmury.
Tu, tu grób stanie — w trąbki zagrali,
I każdy w miejscu stanął jak wryty —
Zajęknął, z nagła las chrzęstem stali;
Blask, jak błysk gromów przemknął drzew szczyty.
I wnet szablami ziemię zaryli —
Miękką murawę w darniach złożono,
Kopią i kopią, po krótkiéj chwili,
Zimne już matki gotowe łono.
Przy cichych modłach zwłoki spuszczają,
Z zwłokami zbroja rycerza lśniąca,
Kruszą się włócznie, szable pękają;
Z brzękiem się ziemia o stal roztrąca.
Potem się spiesznie rozpiérzchli razem,
Z nad wody skały i drzewa wloką,
Ziemia nad ziemią i głaz nad głazem;
Wznoszą się wyżéj, wyżéj, wysoko.
Grób już usuty — z rycerskiéj zbroi
Krzyż urobiony lśni się żałobny;
Każdy na szabli oparty stoi,
Czekając tylko na śpiew pogrobny.
Wraz kołat kotłów, twardych surm grzmoty,
Siedmiopiędziowych piszczałek świsty
Rozniosły wszędy pienie tęsknoty,
I tak brzmi głośno hymn uroczysty:
„Tego pamięć wiecznie droga,
„Kto od strzały ginie wroga;
„Kupi śmiercią za krew bliźny,
„Łaskę nieba, żal ojczyzny.
„Już nie wstaniesz wodzu młody
„Ni na łowy, ni na gody,
„Szabla w polu nie zaświéci,
„Wolny sokół niech odleci.
„Twa mogiła dla nauki,
„Przetrwa wnuków naszych wnuki,
„I z latami w każdéj wiosnie
„Coraz wyżéj, wyżéj wzrośnie.
„Będą śpiéwać twoje czyny,
„W naszéj ziemi, nasze syny,
„I po bojach, w błogą chwilę
„Wiészać zbroję na mogile.
„W dzień Kupała nasze córki
„Gdy pobiegną na pagórki;
„Zniosą tobie w upominku
„Wianki z ruty i barwinku.
„My polecim w step daleki,
„Żegnaj, żegnaj już na wieki.
„Pokój, pokój, pokój tobie!
„Nasz rycerzu pokój w grobie!
„Grzmią na wszystkie echa strony,
„Lasem, wodą, przez zagony,
„Pokój, pokój, pokój tobie,
„Nasz rycerzu pokój w grobie!“
I już zniknęli; cisza w około —
Swiéżéj mogiły cień zaległ pola,
Wzniósł bieżąc jeleń promienne czoło,
Dumny lecz trwożny w dół ją okola.
Za siostry, matkę, tkliwie w pobliżu
Z gruszy kukułka kwili ponura;
Ważąc sie sokół usiadł na krzyżu,
I zasępiony nastrzępia pióra. [4]
Gdzież dziś te wierne rycerzom sokoły!
W jakieś nieznane uleciały lasy!
Nu[5] polach zwycięztw pługi ciągną woły,
I oracz smutno stare śpiéwa czasy.
1827 r.
- ↑ Błąd w druku; powinno być – obozuje.
- ↑ Błąd w druku; zbędny przecinek po wyrazie.
- ↑ Poroh, próg — progi są to wielkie skały na Dnieprze, przez które woda spada.
- ↑ Cała ta wrótka wiernie jest naśladowana z prostéj dumy. W starożytnych poezyach Słowian podobnie jak u Małorossyjan kukułka jest godłem boleści — sokół wierności, i. t. d.
- ↑ Błąd w druku; powinno być – Na.