Jezuici w Polsce (Załęski)/Tom I/009

<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Załęski
Tytuł Jezuici w Polsce
Podtytuł Walka z różnowierstwem 1555—1608
Wydawca Drukarnia Ludowa
Data wyd. 1900
Druk Drukarnia Ludowa
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały Tom I
Indeks stron


§. 9. Warunki przyjęcia. — Nowicyat na zaparciu siebie oparty. — Życie wspólne. — Śluby.

Nowicyat czyli szkoła przygotowawcza do życia zakonnego trwa dwa lata. Instytut zabrania przyjmować do nowicyatu: 1) odstępców od wiary jawnych, heretyków sądownie o herezyą przekonanych, schyzmatyków od Kościoła osobiście i jawnie odpadłych, 2) mężobójców i karą infamii za występki i zbrodnie dotkniętych, 3) tych, którzy już do innego zakonu kleryków regularnych lub mnichów wstąpiwszy, habit zakonny choćby dzień jeden a nawet godzin kilka nosili, albo w habicie pustelniczy żywot wiedli, w zależności jednak od jakiego zakonu, 4) związanych ślubem małżeńskim, albo poddaństwem legalnem (niewolnik, kmieć przywiązany do gleby), 5. chorych umysłowo, lub zagrożonych chorobą umysłową[1], 6) pochodzących z rodziny żydowskiej lub saraceńskiej aż do 5 stopnia[2].
Tatarom wszelako i Mohametanom, w Polsce lub indziej skoroby wiarę chrześcijańską przyjęli, wstęp do zakonu za dyspenzą jenerała dozwolony. W Polsce korzystano z niej kilka razy.
Są jeszcze inne drugorzędne przeszkody od których w danym razie dyspensować może jenerał, jak złe zdrowie, słabe zdolności, brak przygotowawczych nauk, charakter gwałtowny, uparty, niestały albo dziwaczny, kalectwo albo odrażająca powierzchowność, długi niewypłacone, obowiązek utrzymania rodziców, zobowiązania wobec państwa lub Kościoła, wiek zbyt młody lub podeszły, wreszcie pochodzenie z nieprawego łoża albo z rodziców zniesławionych[3].
Utarło się zdanie, że Jezuici nie przyjmują tylko urodziwych, utalentowanych, pańskiego rodu i fortuny ludzi[4]. Jest w tem odrobina prawdy. Instytut żąda, aby wstępujący do zakonu wykształcony był a przynajmniej zdolny do nauk „dobrego dowcipu i dobrej pamięci“, roztropny, rozsądny i rozgarniony; pobożnego i ochotnego animuszu do prac i trudów przyszłego swego powołania; aby posiadał, jeżeli być może, dar wymowy, „bo ta do obcowania z ludźmi potrzebna, przyzwoitej był powierzchowności, (species honesta) dobrego zdrowia i sił do pracy. Wysoki ród, bogactwa, sława ludzka nie wystarczają do przyjęcia, jeżeli brakuje innych warunków, ani są potrzebne, gdy się te inne warunki znajdują. Wszelako ponieważ z nich wynika większe zbudowanie bliźnich, dlatego sposobniejszym czynią do przyjęcia do zakonu każdego, ktoby i bez nich na przyjęcie zasługiwał“[5].
Przyjętego do nowicyatu ćwiczą (mistrz nowicyuszów i jego towarzysz) w umartwieniu, pokorze, zaparciu siebie; obznajamiają go z ascezą, wewnętrznem życiem duchowem i z regułą zakonną, słowem, sposobią na przyszłego zakonnika, z miłością i wyrozumiałością, ale też i z energią, bo głównem zadaniem mistrza nowicyuszów jest wyrabiać charaktery silne, odważne i wytrwałe[6]. Lichy materyał prób tych i ćwiczeń nie wytrzyma, albo sam odpadnie, albo go odrzucą.
Dalszym ciągiem tej próby jest scholastykat t. j. szereg lat między złożeniem ślubów pojedynczych po nowicyacie a ślubami publicznymi lub profesyą. Nabywanie gruntownych nauk, zwłaszcza teologii i dalsze ćwiczenie się i postęp w zakonnej doskonałości, oto co zapełnia długie lata scholastykatu. Zakończa go t. z. „trzecia próba“ czyli nowicyat, która daje ostateczną, że się tak, wyrażę tresurę zakonną i poznajamia dokładnie z instytutem. W ten sposób dopiero, pod duchownym i naukowym względem przez 10—17 lat wykształcony i uformowany kapłan, składa śluby publiczne lub profesyą.
Homines mundo crucifixos, et quibus mundus crucifixus est, ludzi ukrzyżowanych światu, i którym świat ukrzyżowany jest, takich chce mieć i takich formuje sobie członków zakon. Wysoko sobie ceni i kocha się świat t. j. ludzie według maksym światowych żyjący, w dostatku i bogactwie, w przyjemnościach, używaniu i rozkoszach, w niezależności i swobodzie, w popularności i sławie rozgłośnej; ubiega się o to z Bogiem czy mimo Boga, goni za tem gorączkowo, czuje się dumnym i szczęśliwym, gdy ma to wszystko; biednym, upośledzonym i pokrzywdzonym, gdy tego nie ma albo nie ma w całej pełni. Otóż oportet agere contra propriam sensualitatem potrzeba działać wbrew zmysłowej naturze i dlatego instytut nakłada na zakon ślub ubóstwa i to jakiego ubóstwa. Nietylko nie wolno nic mieć i nic posiadać, ale niczego używać, niczem nie rozporządzać jako własnością swoją, nulla re tanquam propria utantur.[7] Po czterech latach pobytu w zakonie zrzec się trzeba wszelkich godności, urzędów, pensyj, dochodów, jeżeli się jakie miało przed wstąpieniem do zakonu, ojcowizny nawet, majątku wszelakiego i mienia, na rzecz rodziny albo ubogich albo też i zakonu. Nawet i przez te cztery lata nie wolno zarządzać swem mieniem, jeno zostawić to komu z rodziny, albo przełożonym. I dlatego w kolegiach i domach nowicyatu znajdują się osobne księgi, liber renuntiationis bonorum, liber resignationum, w których to zrzeczenie się wszelkiej prywatnej własności i prawa rozporządzania nią, zapisane.[8]
Zakon dostarcza swym członkom wszystkiego, co do utrzymania „jakie ubogim przystoi, pauperibus accomodatum“, potrzeba, a więc wikt, mieszkanie, odzienie, lekarza i leki, i co do naukowego wykształcenia potrzebne lub pożyteczne, a więc profesorów, książki i wszelkie przybory szkolne, biblioteki, gabinety, muzea i t. d. Tryb życia w kolegiach i domach jednakowy i wspólny wszystkim, vita communis, od jenerała do najmłodszego nowicyusza, i w tym celu każda prowincya zakonna stosownie do klimatu kraju i zwyczajów miejscowych, ma swoją księgę zwyczajową, consuetudinarium, ułożoną przez prowincyała i jego doradzców czyli konsultorów zatwierdzoną przez jenerała i ta służy za modlę wspólnego życia. Dla chorych i starców dozwolone wyjątki, ale za wiedzą przełożonego domu lub prowincyi.
Wogóle mówiąc, instytut chce mieć przełożonych hojnych i chętnych w dawaniu, podwładnych zaś skromnych w wymaganiu tego, co po nad życie wspólne wychodzi[9].
Co więcej. Nietylko nie wolno nic mieć i posiadać i niczego jako swej własności używać, ale nie wolno przyjmować podarków, ani jałmużny dla własnej osoby, ani nawet na to, aby je rozdać innym ubogim, bez wyraźnego pozwolenia przełożonych.
Nawet księgi wydane nie są własnością autora i rozporządzać nimi nie może, tem mniej książki ofiarowane mu w darze; te pozostają własnością biblioteki domu. Jedynie skrypta czyli rękopisy własne, te są własnością osobistą, ale ogłoszone drukiem, sprzedane lub darowane komu innemu być nie mogą bez wyraźnego pozwolenia przełożonych.[10]
Domy profesów, rezydencye i domy misyjne nie mogą mieć żadnych stałych dochodów, utrzymywać się muszą jedynie z jałmużn. Zato kolegia i domy nowicyatu, te powinny być dostatecznie uposażone, i nie należy ich otwierać, dopokąd odpowiednej fundacyi im nie opatrzono[11]. Dlaczego? Bo w kolegiach i domach nowicyatu kształci się w naukach i cnocie zakonna młodzież, która czasu na zbieranie jałmużn tracić nie może, a nie pracując na zewnątrz dla zbawienia bliźnich, prawa też do ich jałmużny nie ma. Nadto przy wielu kolegiach są szkoły dla świeckiej młodzieży, otóż nauczanie w tych szkołach w myśl instytutu jest bezpłatne, a więc na utrzymanie profesorów i szkoły fundacya potrzebna. Gdzie takiej fundacyi niema, zastąpić ją musi opłata od uczniów, którzy w konwikcie pod kierunkiem Ojców kolegium mieszkają i kształcą się[12]. W jednej tylko rzeczy instytut nie stawia tamy: w ozdobie i okazałości świątyń pańskich.
Cały szereg ustaw, reguł, przepisów i poleceń zmierza do zachowania moralności zakonu, która ma się równać „anielskiej czystości“.
Już zachowanie życia wspólnego nie małem jest umartwieniem, ale instytut przepisuje „ustawiczne i we wszystkich rzeczach umartwienie i pójście przeciw zepsutej naturze ludzkiej, quaerere continuam et in omnibus rebus mortificationem, agere contra propriam sensualitatem, przestrzegać każe skromności oczu i innych zmysłów, unikać wizyt i zażyłości z świeckimi zwłaszcza z kobietami nawet pobożnemi, słowem wszystkiego, coby powód dać mogło nietylko do upadków zmysłowych, ale nawet do cienia ich i podejrzenia słusznego[13]. Na punkice dobrych obyczajów instytut zakonu jest niezmiernie dbały, drażliwy prawie; przekonamy się o tem w ciągu naszego opowiadania. Dzięki tej czujności, nawet tak zawzięci nieprzyjaciele Jezuitów jak Pombal, nie zarzucili im nigdy niemoralności i skażenia obyczajów. Próbowali to uczynić heretycy XVI wieku nawet u nas w Polsce, ale zakon dochodził sądownie swej czystej sławy, i potwarz heretycka wyszła na jaw zawstydzona. Zabawy i biesiady, tańce i wieczorki, karty, gry nawet na instrumentach muzycznych, pachnidła i cukry, pielęgnowanie kwiatów w swej celi, kanarków, piesków, kotów i wiewiórek, wszysto to acz rzeczy same w sobie dozwolone i godziwe, ale dlatego że przyjemne zmysłom, że trącą zbytkiem, że czasu pochłaniają wiele, są zabronione[14]. Postów nadzwyczajnych, biczowań i innych surowości ciała nie przepisuje instytut, zostawia to gorliwości każdego i rozsądzeniu starszych; z tem wszystkiem życie Jezuity jest surowe, twarde, jednem pasmem umartwienia i abnegacyi.
Dochodzi ona szczytu swego w posłuszeństwie, które w myśl instytutu jest zupełną ofiarą nietylko zewnętrznych czynów i swej osoby, ale woli własnej i rozumu, poddających się woli i rozumowi przełożonych. Ażali to tak wielka ofiara? Największa, większej ludzka natura niezdolna. Ażali w życiu politycznem i publicznem, w urzędach zwłaszcza i wojsku, w rodzinach nawet i rozmaitych stowarzyszeniach niema, nie musi być posłuszeństwo? Jest, ale inne jak u Jezuitów. Cóż to więc za cudo? Nie cudo, ale cnota w stopniu najwyższym. Posłuszeństwo polityczne czy światowe, ogranicza wolność podwładnego tylko do pewnych czynności, do pewnych czasów i godzin, płaci mu za to spokojem i bezpieczeństwem, pieniądzem i awansem, honorami i dekoracyami i poprzestaje na zewnętrznem wykonaniu prawa, rozkazu czy polecenia; zostawia po za tem podwładnemu wolność i swobodę rozrządzania swą osobą, talentami i zdolnościami, swym czasem i zatrudnieniem, pieniądzem i mieniem. Jezuita jest i przebywa tam, gdzie go posłuszeństwo postawi lub wyprawi; zdolności i wiedzy swej użyć może tylko w ten sposób, jak posłuszeństwo każe lub pozwoli; najlepszych, najpiękniejszych nawet czynów, jak dawanie jałmużny, poświęcenie się chorym i więźniom, pocieszenie strapionej rodziny, matki własnej, spełnić mu nie wolno, jeżeli posłuszeństwo do tego nie wezwie albo swej sankcyi nie da; jak małoletni pilnowany, dozorowany na każdym kroku, w każdej czynności, dniem i nocą, zawsze, do deski grobowej. Pokaż mi kto możesz, większą niewolę człowieka wolnego.
To dopiero zewnętrzna strona posłuszeństwa; nie zadawalnia się nią instytut jako niewolniczą. Zada on, abym ducha mego skuł w kajdany i z miłą chęcią, z ochotną wolą i wesoło dał się rządzić, posuwać, kierować przełożonemu, był w ręku jego tem, czem „laska w ręku starca“, który nią obraca jak mu się podoba, albo jak „trup“, któremu to zupełnie obojętne, co z nim robią, bo jest bez władzy i czucia, a jam przecie człowiek żywy i zdrowy i siły i życia pełen, i energii i woli mej świadomy. Osądźże, ażali to ofiara mała i łatwa.
Nie tu jej koniec. Żąda instytut, abym ja tak o sobie i sprawach moich, o ludziach i czynach, na które się w danym wypadku posłuszeństwo rozciąga, myślał, rozumował i sądził, jak mój przełożony, chociażby on był młodszy odemnie, mniej uczony i doświadczony, bez należytej znajomości świata i ludzi, choćbym widział jego ułomność i omyłki, choćby mi się zdawało, że lepiej i korzystniej postąpię, niż wola jego rozkazuje — byleby nie rozkazywał, co jest moralnie złem, czyli grzechem. A, to za wiele, to poniżenie godności ludzkiej. Nie poniżenie, bo dla mnie w myśl instytutu, a zgodnie z ewangelią św. i nauką Kościoła, ten przełożony, rektor, prowincyał czy jenerał, to nie człowiek zwyczajny o tych lub owych przymiotach lub wadach, ale Chrystus Pan, którego on osobę i urząd i władzę przedstawia i piastuje. Ma on być, znów w myśl instytutu, właśnie dlatego i doskonały i mądry i roztropny i ludzki a miłościwy, ale ja nie dla tych przymiotów jego jestem mu posłuszny, wolę mą pod jego poddaję wolę, rozum mój uchylam przed jego rozumem, ale dlatego, że uznaję i czczę w nim Chrystusa. Posłuszeństwo więc moje jest aktem wiary; nie upadla, ale podnosi i uzacnia we mnie godność człowieka[15].
Łatwo każdy zrozumie, jak wysokiego nastroju ducha potrzeba, aby się w tym akcie wiary i w ustawicznej ofierze z tego, co człowiekowi najdroższe, z swego ja, z swej woli, własnego zdania, utrzymać, a niedostatkami, czasem i wadami przełożonego nie zrażać się. Z drugiej zaś strony, to przekonanie i wiara, iż Chrystus przez moich przełożonych mną rządzi i rozkazuje mi, boża to wola jest, abym był tu, robił owo, nadaje zakonnikowi nieporównaną siłę i energię, wlewa ufność w pomoc bożą i napełnia go spokojem, bo zdejmuje z niego odpowiedzialność za jego czyny i sprawy. Trzeba tego doświadczyć, aby to zrozumieć. I dlatego do najtrudniejszych przedsięwzięć, do najżmudniejszej pracy idzie Jezuita z wesołem animuszem, robi co może i jak umie najlepiej, o rezultat się nie troszczy, bo to rzecz tych, którzy go na nią posłali.
To ustawiczne i we wszystkich rzeczach zaparcie siebie, to agere contra sensualitatem i wewnętrzne uduchowienie całego jestestwa swego czyli świątobliwość, instytut wyżej stawia, jak naturalne talenta i zdolności, naukę i doświadczenie, a ta wewnętrzna życia świątobliwość i wartość moralna koncentruje się w onem doskonałem „ślepem“ posłuszeństwie.
Jak daleko i na co się ono rozciąga? Najprzód na zachowanie wierne konstytucyi św. Ignacego, dekretów i uchwał kongregacyi, reguł zakonnych, które są jakby streszczeniem i wyciągiem tamtych, przepisów i rozporządzeń jeneralskich, wreszcie poleceń lub rozkazów osobistych przełożonego. To posłuszeństwo dla reguły i przełożonych stanowi siłę jednostki, ale też siłę zakonu całego.





  1. Constit. pars I. cap. 3. §. 3—7. Oswald str. 42—51.
    Są to istotne przeszkody impedimenta essentionalia, od których ani jenerał ani kongregacya jen. uwolnić nie może. W nadzwyczajnym tylko wypadku dyspensować może papież lub jego nuncyusz, lub penitencyaryusz, jeżeli wszelako jenerał zgadza się na to. Gdyby kto, ukrywszy czy zataiwszy jednę z tych przeszkód świadomie lub z niewiadomości, przyjęty został do nowicyatu, i do ślubów a nawet do profesyi przypuszczony, a rzecz się wydała, natychmiast zostanie wydalony z zakonu, bo śluby jego były nieważne. Rzecz jasna, że kto pochodzi z rodziny heretyckiej lub schyzmatyckiej, a przyjmie wiarę katolicką, ten, w kilka jednak lat dopiero po swej konwersyi, może być przyjęty do nowicyatu i zakonu.
  2. Nie jest to istotna przeszkoda, ale jakby istotna, gdyż ani jenerał od niej dyspensować nie może. Zdaje się, że z początku przyjmowano do zakonu neofitów z Żydów i Saracenów, ale już to dla ich powszechnej pogardy, już to że przekonano się, iż to nieodpowiedni materyał na zakonnika, zabroniła kongregacya jeneralna V. dekretem 5. r. 1594 przyjmować ich do zakonu. Złagodziła ten zakaz kongregacya VI. dekretem 28 r. 1608 ograniczając go co do Żydów i Saracenów do 5 stopnia, co do Tatarów i Mahometan w Polsce lub indziej, zostawiając prawo dyspensy od stopni jenerałowi. Tylko Maurowie i inni „pozorni Chrześcijanie“ w Hiszpanii wykluczeni na zawsze od przyjęcia do zakonu. (Inst. S. J. II. str. 302).
  3. Constitutionum pars I. cap. 3. §. 9—15. W praktyce co do wieku, to należy mieć lat 15 skończonych, 40 lat nie wiele przekroczonych.
  4. Owszem, że takich namawiają do zakonu. Namawiać nie wolno. Reguła 33 prowincjała każe mu czuwać nad tem, „aby nasi (Jezuici) nie przyciągali ludzi do zakonu“. Kandydata, zgłaszającego się do zakonu, bada czterech Ojców, a między innemi pyta, „ażali go kto nie namawiał do zakonu“? Uczniów jezuickich nie wolno przyjmować bez zezwolenia ich rodziców albo opiekunów. Jezuici są aż do zbytku ostrożni w tem, aby nietylko nie namawiać, ale nawet nie zachęcać ludzi, zwłaszcza swych uczniów, do wstąpienia do ich zakonu.
  5. Constit. p. I. c. 2. §. 6—13. Reg. 34, Provincialis.
  6. Trzy są nowicyaty, tempus probationis. Pierwszy trwa 2—3 tygodni; nowicyusz w świeckiem ubraniu podejmowany jest „jako gość“, aby powoli przyzwyczaił się do porządku domowego. Drugi właściwy nowicyat trwa dwa całe lata. Trzeci, tertia probatio po skończonych studyach dla księży mających składać śluby publiczne lub profesyą, trwa 10 miesięcy.
  7. Constit. p. III, c. I. §. 8.
  8. Congr. VII. decret. 17. Przy tej rezygnacyi wolno całe swe mienie lub część jego zapisać zakonowi, ale nie ma obowiązku; nie nakładają go ani ustawy zakonne, ani też przełożonym nie wolno domagać się podobnego zapisu. W Polsce, jak indziej, znaczna część fundacyi kolegiów i domów pochodziła z zapisu samych Jezuitów, tak n. p. współfundatorem z królem Zygmuntem III kolegium krakowskiego św. Piotra był Jezuita Wojciech Męciński, ale w tem była jego dobra, wolna wola, nie przymus lub obowiązek.
  9. „Jezuici żyją dobrze“ mówi się powszechnie i z pewnym przekąsem. Tak, uczciwe, przyzwoite jest ich mieszkanie, wikt i całe utrzymanie, ale nie zbytkowe i wystawne; wogóle takie jak średniej klasy ludzi. Wymaga tego sprawiedliwość, bo skoro Jezuita całego siebie i całą swę pracę oddaje zakonowi, to ma prawo, aby zakon opatrywał uczciwie i przyzwoicie jego potrzeby. Wymagają tego zdrowotne i etyczne względy, zwłaszcza dla scholastyków, którzy cały szereg lat na studyach trawią. Jezuici są clerici regulares zakonem czynnym, od 5 rano do 9 wieczór, zajęci pracą umysłową, pracą w konfesyonale i na ambonie, w szkołach, w podróżach i na misyach i szpitalach. I dlatego nie noszą, ciężkich habitów, ani nie śpiewają w chórze, dlatego też, aby podołać wytężonej pracy, potrzebują dostatecznego pożywienia i pewnej wygody. Rzecz to jest jasna. Zato instytut nalega na to, aby nic, co trąci zbytkiem, nie było cierpiane: jedwabne suknie, kosztowne futra, złote zegarki, srebrne zastawy stołowe itp. Przełożeni nie mają prawa pozwolić na to, co zbytkowe, zato szczególniejszą troskę poleca im instytut o chorych i starcach.
  10. Constit. p, VI. c. 2. §. 11. Congreg. XII. decr. 41. 42, Congreg. XVI. decr. 28. i w wielu innych miejscach.
  11. Congreg. II. decr. 23. Constit. po IV. Congreg. I. decr. 73 Congreg. V decr. 69 can. 8. itd. Administratorem majątków kolegiackich jest Societas professa razem z jenerałem, zarządza zaś przez jenerała, prowincyonałów i rektorów.
  12. Congr. gen. VI. decr, 18. can. 6. Congr. XX. decr. 14. Congr. XXII. decr. 42.
    Siła krzyczano i pisano o bogactwie Jezuitów, „to zakon najbogatszy“, Tymczasem w aktach kongregacyi jeneralnych, tudzież w aktach kongregacyj prowincyonalnych czytam częste skargi na przeciążenie kolegiów długami, na niedostatek w wielu kolegiach, nawet tak sławnych jak „rzymskie“, i dlatego domagano się wielokrotnie od kongregacyj jen. a te od jenerała, aby niedostatecznie uposażone kolegia zwinął, aby nie był łatwy w przyjmowania i otwieraniu kolegiów nowych, dopokąd dostateczna fundacya prawnie i urzędownie nie zostanie im zapewnioną. Owszem na kongregacyach gen. VIII, IX, XIV, XXII zastanawiano się nad tem, jak zaradzić niedostatkowi wielu kolegiów i skargom na niedołężną administracyę. Podobne skargi i wołania podnoszone były w Polsce na prowincyonalnych kongregacyach kilkakrotnie. Jak to pogodzić z opinią powszechną o wielkiem bogactwie zakonu, zwłaszcza w Polsce, którego dobra ziemskie i realności miejskie oceniono 1774 r. na 32,000.000 złp. czyli 8 milionów złr. w. a.?
    Bardzo prosto. Ówczesny stan i wartość ziemskich majątków mierzymy łokciem czasów naszych, nie uwzględniamy, ile to nietylko osób, ale instytucyi całych utrzymywano z tych majątków, jakie sumy łożył zakon na budowę i utrzymanie okazałych świątyń, obszernych gmachów i budynków; jak wielkie a na długie lata fatalne w swych skutkach spustoszenie w dobrach, wyrządzały u nas konfederacye wojskowe, wojny domowe, napady tatarskie i kozactwa, wojny szwedzkie i moskiewskie, kontrybucye, racye i porcye dawane z musu własnemu i obcemu żołnierzowi. Dodajmy do tego skąpą ludność wiosek, prymitywny sposób gospodarki rolnej, klęski elementarne, jak posucha, powodzie, szarańcza, częste zarazy i powietrza morowe idące w ślad za każdą niemal wojną. To też magnaci, znacznych latyfundyj i fortun właściciele, zapożyczali się często bardzo u Żydów lwowskich, krakowskich, poznańskich, dawali w zastaw swe klejnoty, karabele, rząd i siodła drogo sadzone kamieniami. Cóż więc dziwnego, że mniej od nich bogaci Jezuici, nie raz jeden znaleźli się w finansowych opałach i w biedzie. Przy powszechnem upadku miast w Polsce, po wojnach za Jana Kazim., kamienice nie rentowały się wcale albo bardzo mało. W braku banków, kapitały lokowano najczęściej na synagogach i kahałach żydowskich. Otóż te często, przez wrodzoną tej rasie nierzetelność, częścią z powodu nieszczęść i klęsk publicznych, nie wypłacały procentów, trzeba było wodzić się po sądach, lub godzić się na „komplanacyą“ i kontentować się połową lub czwartą częścią należytości.
    Trudno też żądać, aby księża od szkół i ambony do administracyi dóbr powołani, sztukę racyonalnego, intenzywnego gospodarstwa zawsze posiadali; bywało więc nierzadko, że znaczne dobra dla niedołężnej administracyi mało co albo nic nie przynosiły.
  13. Consf. p. III. c. 1. §. 4. Congr. VI. decr. 43. Instructio ad Super. cap. V. itd. Dlatego też Jezuici nie mają żadnego afilowanego sobie żeńskiego zakonu, jak drugie i trzecie żeńskie zakony reguły św. Dominika, Franciszka itd. Nie wolno im nawet być stałymi zwyczajnymi spowiednikami, kapelanami zakonnic, katechetami pensyonatów żeńskich klasztornych.
  14. Const. p. III. cap. I. §. 14., nie wyraźnie; ale ogólnikowo jako instrumenta rerum vanarum. W dnie rekreacyjne wolno grać w szachy, warcaby, domino, bilard i kręgle, nie o pieniądze, jeno dla rozrywki.
  15. Const. p. III. c. I. §. 23 — p. VI, c. I. §.1, — Congr. VIII. decr. 23. — Congr. XX. decr. 24. itd.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stanisław Załęski.