Jezuici w Polsce (Załęski)/Tom I/069

<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Załęski
Tytuł Jezuici w Polsce
Podtytuł Walka z różnowierstwem 1555—1608
Wydawca Drukarnia Ludowa
Data wyd. 1900
Druk Drukarnia Ludowa
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały Tom I
Indeks stron


§. 68. Dymitr carem. — Poselstwo O. Ławickiego do Rzymu. — Spisek. 1605—1606.

Akt trzeci — to złudzenia i spiski. Powodzenie zawróciło głowę Dymitrowi, wysadziło z równowagi; erat enim Demetrius mutatus ab eo, qui erat in Polonia manens. Wcale niepodobny do siebie był już Dymitr, upewnia naoczny świadek O. Ławicki. Mania wielkości owładnęła nim; lekceważył wszystkich i wszystko, wierzył w swą, gwiazdę i swój geniusz i w siłę swej woli, której nie się oprzeć nie potrafi.
Ideałem jego nazywać się i być „imperatorem“ w znaczeniu cesarzy rzymskich, stać się drugim Herkulesem, który zwalczył smoka potęgi tureckiej. Nowy patryarcha Ignacy, w dzień swej konsekracyi 10 lipca 1605, wydał list pasterski, w którym wzywa cały naród do modlitw, „aby Pan Bóg wyniósł prawicę Dymitra nad bisurmaństwem i światem katolickim“[1]. Wyniosłe więc były zamiary Dymitra. Zygmunt III, który spodziewał się, że w sojuszu z Dymitrem odzyska Inflanty, dla tego, że mu tytułu imperatora nie dawał, stał się przedmiotem jego lekceważenia i pogróżek, że go z tronu zrzuci. Jakoż sekretarze carscy Słoński i Jan Buczyński, którzy z posłem carskim Własiejem po Marynę przybyli, porozumiewali się z rokoszanami, przyrzekali w imieniu Dymitra pieniądze i wojska pod wodzą Szujskich[2].
Wobec na pół barbarzyńskich Moskali, nawykłych do niewoli, ale też przywiązanych do religijnych i narodowych zwyczajów, wystąpił Dymitr jako monarcha wspaniałomyślny, liberalny, europejski. Rozumiał, że ich tą ludzkością zdobędzie, przywiąże do siebie, a on ich tylko drażnił i gorszył. Szujskich, przekonanych sądownie o spisek i skazanych na śmierć, ułaskawił 10 lipca 1605 na placu egzekucyjnym, zesłał na wygnanie, z którego wnet ich odwołał. Z nimi ułaskawił spiskowców, biskupa astrachańskiego Teodozyusza i wdę astrachańskiego, krewniaka Godunowa. Odradzał mu to Jan Buczyński, dowodził, że ta łaskawość okrutna, bo Szujscy spiskować przeciw niemu nie przestaną, a Moskalami rządzić można tylko terrorem. On nie usłuchał, szedł dalej na obranej drodze wspaniałomyślnej ludzkości. Zapłacił długi (7½ milionów rubli) po carze Iwanie Groźnym, podwyższył pensyę urzędnikom, aby zaprzestali „wziątek“. Ustanowił senat z patryarchy i biskupów i dumnych bojarów. Każdej środy i soboty dawał posłuchanie wszystkim do najniższego mużyka. Zachęcał bojarów do małżeństwa, bywał na ich ślubach i weselach. Gminom pozwolił oddawać podatki wprost do skarbu carskiego, aby ochronić je od zdzierstw urzędników. Zniósł wszelkie ograniczenia handlowe i ohydny zwyczaj sprzedawania chłopów, ale też poznosił stare zwyczaje przy ucztach, jak żegnanie się, kropienie święconą wodą i wprowadził ożywioną swobodną rozmowę i muzykę do biesiad carskich. Wbrew zwyczajowi uroczystych wjazdów i wyjazdów carskich z wielką świtą i kawalkatą, jeździł po Moskwie w zwykłym powozie, czasem konno na ognistym rumaku, czasem wychodził pieszo bez straży i świty. Lubił polowania, na których z bojarami rozmawiał po przyjacielsku. Gorszyło to Moskali, poczęli go podejrzywać: ej to nie car, to nie syn Iwana wielkiego, szeptano sobie i trwano w podejrzeniach.
Dymitr kochał się w architekturze, sztukach pięknych i w klejnotach. Buczyńskiemu polecił zakupić jak najwięcej klejnotów w Polsce, sprzedać mu chciała część swoich królowa Anna Jagiellonka. Ale też i chętnie z klejnotów prezenta robił; Zygmuntowi, Marynie i Mniszchowi rozdarował połowę skarbca carskiego.
Czerńców dla fanatyzmu i ciemnoty nie cierpiał. Monastery obłożył podatkami na wojsko.
Zajął się zaś (w sierpniu 1605) reorganizacyą armii szczerze i dosyć umiejętnie, zakładał dla niej magazyny. Kazał lać działa, dzielną tworzył i sam ćwiczył artyleryą, zbudował dla niej wieżę kilkupiątrową, ruchomą, najeżoną działami, pomalowaną fantastycznie, którą nazwał hades, piekłem zionącem ogień, do ostrzeliwania miast i obozów. Gotował się bowiem do zniesienia Tatarów, a potem do wojny z Turkiem w lidze z Polską, cesarstwem, Wenecyą a nawet z Francyą.
Przekonań religijnych nie miał, pokutowały w nim aryańskie błędy, w Polsce udawał katolika, w Moskwie prawosławnego; zresztą bo prosta roztropność nie pozwalała występować odrazu z katolicyzmem. Chciał tedy najprzód wprowadzić tolerancyą religijną, Jezuitom pozwolił miewać publiczne kazania i nabożeństwa do wojska polskiego w Kremlinie, zanim wybuduje kościół katolicki w Moskwie. Opierali się patryarcha i biskupi. On ich zapytał: jaką loiką? Jeżeli pozwoliliście Lutrom postawić swój zbór, dla czego odmawiacie katolikom?[3].
Reformy te i zmiany, skądinąd chwalebne i pożyteczne, były jednak przedwczesne dla pół azyatyckich Moskali, nie rozumieli, nie oceniali ich, owszem gorszyli się i podejrzywali Dymitra o samozwaństwo. Zrażał on ich jeszcze rozpustą (zgwałcił córkę Godunowa) i marnotrawstwem skarbca carskiego. Najbardziej jednak oburzała ich łaska i przyjaźń Dymitra dla Polaków. Im jednym Dymitr ufał, 600 polskich gwardzistów stało załogą w Kremlinie, Polacy sekretarzowali mu, towarzyszyli wszędzie. Co gorsza, istotnie wyżsi kulturą a pyszni przyjaźnią carską, dawali uczuć Moskalom swą wyższość, drażnili ustawicznie ich miłość własną i dumę narodową. Już i tak była ona głęboko zranioną. Wbrew odwiecznym ich tradycyom i uprzedzeniom, Polka i do tego katoliczka zasiada na tronie, obok cara, przyjaciela Polaków, ukrytego katolika, to rzecz nie do zniesienia dla patryotów moskiewskich. Więc spiskowali na dobre, a udawali przyjaźń i uległość wiernopoddańczą. Ułaskawiony z pod miecza katowskiego Wasyl Szujski był duszą spisku.
Tymczasem cóż robią Jezuici, jaka ich rola u „cara“ Dymitra?
Wśród powodzi powitań i gratulacyj koronacyjnych 31 czerwca 1605 r. objawił życzenie Dymitr, ażeby i pułki polskie z swymi kapelanami mu je złożyły. W imieniu ich tedy witał cara O. Cyrowski piękną oracyą polską. Dymitr rad był z niej i tłumaczył każde niemal zdanie swoim bojarom, którzy, jak twierdzi Karamzin, przyjęli ten objaw łaskawości carksiej dla Polaków z ukrytem oburzeniem[4]; zaprosił potem obydwóch Ojców z przedniejszymi Polakami na ucztę koronacyjną. Odtąd trzymał ich zdala od siebie, widywał bardzo rzadko, tylko przez jednego z sekretarzy upewnił ich o swej szczególnej łasce i o tem, że na niczem mu tak nie zależy, jak założyć dla nich co najprędzej kolegia ze szkołami, a nawet z kościołami w swem państwie, że jednak wobec swoich postępować musi ostrożnie, niech mu więc nieco czasu na to zostawią. Oni też nie naglili, ani się mu naprzykrzali, mając aż nadto pracy koło żołnierzy polskich i koło licznych w Moskwie Polaków, jeńców z czasu jeszcze wojen Batorowych i inflanckich tu internowanych, a teraz puszczonych wolno. Niektórzy z nich od lat 20 nie widzieli katolickiego kapłana, więc było powszechne ich życzenie, aby Jezuici stale tu „na misyi“ pozostali.
Dopiero d. 13 i 14 grudnia 1605 r. zawezwał ich do siebie Dymitr. W jakim celu? Nosił on się, jak wiemy, z wielkiemi planami. Przedewszystkiem chodziło mu o tytuł „cesarza z bożej łaski“, aby mu go przyznał papież i król Zygmunt, potrzebował też dyspensy papieskiej dla carowej Maryny, na przyjęcie „obrządku i wiary wschodniej“, rozumiejąc naiwnie, że mu jej papież udzieli. W tej delikatnej misyi wyprawił w listopadzie 1605 sekretarza swego Jana Buczyńskiego do nuncyusza Rangoni. Teraz zaś postanowił wyprawić posła do Stolicy św. z oznajmieniem swego carowania i z propozycyami, któreby przychylnie ją usposobiły dla jego żądań, przez Buczyńskiego nuncyuszowi przedłożonych.
Na Stolicy św. siedział Paweł V Borghese. Wiemy, z jakiem niedowierzaniem przyjął poprzednik jego Klemens VIII relacyą nuncyusza Bangoni o zjawieniu się Dymitra w Polsce. Zostawiając wolny bieg wypadkom, śledzić je kazał uważnie, aby w danej chwili wyzyskać je dla dobra katolicyzmu. Na list Dymitra datowany 24 kwiet. 1604 z Krakowa, odpowiedział w czarwcu t. r. nader uprzejmem brevem, upewniając o swej ojcowskiej życzliwości i przesyłając swe błogosławieństwo, ale nic wyraźnego nie obiecując. Nuncyuszowi też polecił popierać zabiegi Dymitra u króla Zygmunta, ale nie wysuwać się z niczem naprzód, żadnych nie przyjmować zobowiązań. Tej taktyki, bardzo zresztą roztropnej, trzymał się Paweł V. Przez sekretarza stanu, kard. Valenti, domagał się od nuncyusza najdokładniejszych relacyj, a przede wszystkiem „jaka jest opinia króla JM. o tej sprawie i co myślą o niej inni?“. Żądał, aby nuncyusz namyśliwszy się dobrze, objawił swe zdanie „coby wypadało uczynić w razie, gdyby Dymitr został samowładnym panem w całym kraju, aby jego samego utwierdzić w wierze katolickiej i zachować w dobrem usposobieniu dla św. Stolicy[5]“. Tymczasem zaś brevem z 5 sierp. 1605 zamianował hrabiego Aleksandra Rangoni, bratanka nuncyusza, legatem swoim do Dymitra z oznajmieniem o swem na Stolicę Piotrowa wstąpieniu, nuncyusz zaś z swej strony, uprzedzając legacyą papieską, wyprawił kapelana swego, ks. Ludwika Pratissoli z gratulacyami do Moskwy.
Odwzajemniając się Dymitr wysłał do nuncyusza Buczyńskiego, a do papieża postanowił wyprawić w poselstwie Jezuitów, których obecność w Moskwie była mu niedogodną i dla tego zawezwał ich do siebie. Już on wprawdzie podczas uroczystości koronacyjnych wspomniał Jezuitom, że ich chce mieć swymi posłami do Rzymu. Oni się wymówili, uważając misyą dyplomatyczną za nieodpowiednią dla siebie, ale teraz oświadczył stanowczo, że jeżeli nie obydwaj, to jeden z nich podjąć się musi legacyi. O. Cyrowski jako superior misyi, pozostał w Moskwie, O. Ławicki z instrukcyą dymitrową, spisaną po łacinie, wydaną 18 grud. 1605 pod mniejszą pieczęcią carską, z końcem grudnia 1605 wyruszył w drogę i 31 stycznia 1606 stanął w Krakowie.
Byłaż to misya polityczna? Tak, ale i religijna zarazem i miała głównie na celu ogólną sprawę chrześcijaństwa. Oto jakie polecenia miał w swej instrukcyi O. Ławicki:
1° poinformuje papieża o szczerej a gorącej chęci Dymitra wypowiedzenia wojny Turkom i zawarcia w tym celu ligi z cesarzem niemieckim;
2° prosić będzie, aby papież w tem mu dopomógł i polskiego króla do ligi zaprosił;
3° projekt ligi aby na sejmie polskim podtrzymał;
4° legata swego w tym celu do cesarza wysłał;
5° spór z królem polskim o tytuł cesarski aby załagodził;
6° nuncyusza Rangoni, aby kardynalstwem zaszczycił[6].
Cztery więc pierwsze punkta obracają się koło ligi chrześcijańskiej, nad którą Grzegorz XIII i Klemens VIII z taką usilnością pracowali i wciągnąć do niej Moskwę tak gorąco pragnęli. „Wyjeżdża z rozkazu naszego, słowa są kredencyonalnego listu carskiego, W. O. Ławicki T. J. do Polski, a stąd do Rzymu do Pawła V papieża, dla ważnych spraw i dla wszystkiej rzeczypospolitej chrześcijańskiej pożytecznych[7]“. Ani wątpić, że chęci Dymitra były tym razem szczere, w dumie swej on szczerze pragnął stać się monarchą wielkiego stylu, wsławić się przed Europą pogromem Turcyi; z drugiej zaś strony rozumiał dobrze, że niczem tak nie zniewoli papieża do nadania sobie tytułu cesarskiego „imperator“, jak ofiarując się z gotowością do wojny tureckiej.
W Moskwie obydwaj Jezuici chodzili w stroju popów, nazywano ich też popami łacińskimi. W popim stroju przybył O. Ławicki do domu św. Barbary w Krakowie, ku wielkiej uciesze współbraci. Legacya jego nabrała rozgłosu, król Zygmunt pragnął go widzieć, dnia 4 lutego dał mu posłuchanie i wypytywał szczegółowo o Dymitra i stosunki w Moskwie.
Nazajutrz w towarzystwie O. Stanisława Kryskiego udał się poseł carski do Rzymu. Zanim jednak tam stanął 18 marca, wysłane już zostały 12 dni przedtem depesze rzymskie w sprawie ligi i tytułu carskiego do nuncyusza Rangoni. Cała więc misya dyplomatyczna O. Ławickiego stała się niepotrzebną, ograniczyła się na tem, że papież i kard. Borghese od naocznego świadka biorąc informacye, utwierdzili się lepiej w swych zapatrywaniach, i mogli powziąć z większą pewnością ostateczne decyzye. Jakoż instrukcya papieska dana O. Ławickiemu 10 kwiet. 1606 r. była niemal powtórzeniem depeszy z dnia 4 marca.
Kardynał sekretarz stanu Borghese oświadcza w niej:
1° „papież aprobuje, pochwala, podnosi wobec książąt chrześcijańskich i do naśladowania poleca“ wielkoduszne zamysły Dymitra wojowania z Turcyą; zdolne one pobudzić do emulacyi innych książąt, a imię jego wsławią;
2° nie wątpi papież, że książęta do ligi przystąpią, ale uczynią to chętniej, gdy nieczekając, car pierwszy rozpocznie wojnę, stanie sam na jej czele jako wódz i hetman;
3° do cesarza i króla polskiego niech car wyprawi swych posłów z zaproszeniem do ligi, nuncyusze poprą ich skutecznie;
4° wobec powszechnego dobra chrześcijaństwa umilknąć powinny spory prywatne. Niechże więc spór cara z królem polskim o tytuł imperatorski nie przeszkadza lidze. Papież postanowił już dołożyć starań, aby spór ten z honorem cara został załatwiony[8].
Widoczna aż nadto z tej instrukcyi, że w Rzymie korzystano z szlachetnej ambicyi młodego cara, pozostawiono mu zaszczyt inicyatywy i komendę w lidze chrześcijańskiej, ale też i wszystkie trudności w jej zawiązaniu i odpowiedzialność za nią zwalono na jego barki; podano zarazem sposobność zasłużyć sobie na zaufanie Stolicy św., którego dotąd mieć nie mógł. Nuncyuszowi Rangoni polecono już 4 marca wybadać, ażali król Zygmunt nie czułby się urażony nadaniem carowi tytułu imperatora, a kwestyą kardynalstwa Rangoniego pominięto milczeniem, bo tylko pierwszorzędni i to katoliccy królowie mieli dotąd zwyczajowe prawo proponowania kandydatów do tej godności.
Z tą instrukcyą, z brewiami papieskiemi do Dymitra, Maryny i Mniszcha w stylu klasycznym a pełnym namaszczenia zredagowanymi[9], z listami od kardynała Scipiona Borghese i od jenerała Akwawiwy do tychże osób, wyruszył 11 kwiet. 1606 wieczorem O. Ławicki w drogę do Moskwy.
Nie wesoło się tam działo. Bądźmy sprawiedliwi, nie zamykając oczu na wady i błędy Dymitra wyznać musimy, że położenie jego było niesłychanie trudne. Wobec zacietrzewionych w greckiej wierze, ciemnych, na pół azyatyckich bojarów, on się kryć musiał z katolicyzmem i zachodniemi pojęciami, co mu znów brane było w Polsce za obojętność i niedotrzymanie obietnic. Moskalom swoim chcąc dogodzić, odciąć by się musiał od cywilizowanej Europy, wystąpić otwarcie jako gorliwy wyznawca greckiej schizmy, zmusić Marynę do ponownego chrztu i uroczystego przejścia na prawosławie, wypędzić z dworu i Moskwy Jezuitów i Polaków, ściąć kilkadziesiąt głów bojarskich, trzymać lud w ciemnocie i niewoli, słowem być carem starego stylu. On zaś żywił dumne, wyniosłe plany, wejść chciał w komput książąt chrześcijańskich i poczesne jeśli nie pierwsze między nimi zająć miejsce, zawiązać dyplomatyczne z papieżem i koronowanemi głowami stosunki, wsławić się znakomitym jakim europejskiej doniosłości czynem, Moskwie swej na pół azyatyckiej dać odrobinę cywilizacyi i poloru, zrobić ją państwem europejskiem. Do tego zaś potrzeba mu było przede wszystkiem być i okazać się katolikiem, pozyskać zaufanie papieża i przez niego wejść w stosunki z królami, dostać ludzi pewnych a zdolnych, którzyby jego ministrami, sekretarzami, posłami, wyższymi urzędnikami być mogli; sprowadzić nauczycieli do szkół, inżynierów, techników, rzemieślników do miast, oficerów i instruktorów do armii; słowem potrzeba było wszystko stworzyć.
Jak tego dokonać, aby nie zrazić, nie oburzyć przeciw sobie bojarów, fanatycznych popów, ciemne głupie masy mużyków? Była może droga wyjścia; zamierzali sprowadzić go na nią angielscy kupcy w Moskwie i sekretarze jego heretycy Buczyński i Massalski. Oto wyciągnąć rękę do Anglii i akatolickich książąt, wejść w sojusz z Europą protestancką i od niej dostać ludzi, pozostając zresztą prawosławnym carem despotycznym, srogim dla swoich, liberalnym wobec zagranicy. Dymitr jednak zanadto już był związany z katolicką Polską i Rzymem, aby mógł tę drogę obrać. Więc lawirował, podwójną grał rolę, chciał być katolikiem tak, aby módz pozostać prawosławnym, dogodzić Rzymowi, a nie zrazić Moskwy. Trudna to sztuka, zdolność jego i siły przechodząca. Wrzało więc w nim od sprzecznych ambicyj i aspiracyj, trwogi, obaw, nadziei, zwątpień, a on stał sam jeden, bez odpowiedniego wykształcenia, bez doświadczenia i bez geniuszu. Więc miotały nim naprzemian duma zbyt pewna siebie i zwątpienie pełne niepokojów. Swoim zwierzyć się i zaufać nie mógł, od cudzych zdala trzymać się musiał. Zaprzątnięty wielkiemi planami na przyszłość, zamknął oczy na to, co się teraz pod jego bokiem działo, a co mu prędką zgubę sposobiło.
Legata papieskiego hr. Rangoni przyjmował 19 lutego 1606 iście po carsku, z przepychem i sztywnością niemal taką, jak Iwan Groźny Possevina, a w duszy drżał, ażali nie obraził tem legata, słał po cichu do niego Buczyńskiego i O. Cyrowskiego, aby się tłumaczyć i przeprosić. Upewniony o szczerej życzliwości legata, zwierzył mu się z swymi kłopotami: dokuczał mu głównie brak ludzi, prosił więc, aby papież przysłał mu trzech albo czterech świeckich mężów, niezawodnego charakteru a doświadczonych w sprawach publicznych, którzyby mu byli sekretarzami i doradzcami, oraz inżynierów i techników, strategików i instruktorów dla wojska, tak to jednak należy urządzić, aby Moskalom wydawało się, że ludzie ci na własne żądanie i prośbę do Moskwy przybyli i w służbę carską wstąpili. Rangoni bardzo pochwalał ten pomysł, bo dowiedział się, że Buczyński ofiarował się już Dymitrowi na posła do Anglii, dla sprowadzenia stamtąd zdolnych zawodowych ludzi, naturalnie heretyków.
Oświadczał się jeszcze Dymitr, że chce wyprawić wielkiego posła do Stolicy św., byle miał pewność, że ten dobrze zostanie przyjęty; prosił, aby mu papież dopomógł w zawiązaniu stosunków dyplomatycznych z Francyą i Hiszpanią, bo on pragnie wyjść z tradycyjnego odosobnienia się carów od Zachodu. Nie dosyć ustnych zwierzeń i próśb. Powtórzył je w prywatnym liście do samego Pawła V, przepraszając go, że tej zbyt może poufałej formy użył, ale nie ma przy sobie człowieka zaufanego, któregoby za pośrednika mógł obrać.
Podobna dwoistość cechuje Dymitra w stosunku do króla Zygmunta. Przed bojarami wyrażał się o nim z przekąsem, lekceważąco, ba z pogróżkami, że wojnę mu wypowie, z królestwa wyzuje. Gdy 13 maja 1606 r. posłowie polscy Gosiewski i Oleśnicki, którzy przybyli z powinszowaniem wstąpienia na tron i dla układów względem wojny tureckiej, mieli uroczyste posłuchanie, z oburzeniem odrzucił pismo królewskie, dlatego, że nie był mu dany tytuł cesarski; ledwo się dał nakłonić, że je wreszcie przyjął i odczytać pozwolił, ale naprzód ułożył się z Gosiewskim, że tak postąpi[10]. Teraz też, korzystając z życzliwości hr. Rangoniego, który w powrocie do Rzymu zatrzymać się miał dłużej w Krakowie, wręczył mu łacińską „instrukcyą do Najjaśn. króla polskiego“ i prosił, aby był tłumaczem uczuć jego u Zygmunta, mianowicie jak wielkie jego jest zdziwienie, gdy go słuchy dochodzą, że w Polsce wątpić poczynają o szczerości jego przyjaźni. Są to złośliwe plotki; on, Dymitr, pomny, ile Zygmunt łask mu wyświadczył, czci go i kocha nie jak przyjaciel przyjaciela, ale jak syn ojca. Gdyby on jakiekolwiek złe żywił dla króla zamiary, to wiedziałby o nich pierwszy kże Karol sudermański. Że jednak z tym afektem do Zygmunta kryć się musi przed bojarami, owszem udawać niechętnego mu, bo podejrzewają go, że chce odstąpić niektóre prowincye carskie (Smoleńsk, Siewierz, Czernichów) polskiemu królowi.

Nic więc dziwnego, że i wobec Jezuitów podwójną grał rolę Dymitr. Potrzebował ich w Polsce i w Rzymie, obawiał się ich wpływu, który przeceniał, więc ich upewniał o swej niezmiennej łaskawości, podnosił ich poświęcenie, obiecywał kolegia. Ale bądź co bądź oni mu byli w Moskwie niedogodni, samą swą bytnością kompromitowali go wobec bojarów, więc udawał obojętność, unikał ich towarzystwa, przechylał się do heretyków, co znów oni poczytali mu za zmienność i surowo sądzili jego zamiary i czyny. Przyszło do tego, że w połowie lutego 1606 jedyny jaki pozostał w Moskwie Jezuita, O. Cyrowski, przerażony wieściami, szerzonemi w Polsce przez Aryanów, jakoby Dymitr był protektorem i wyznawcą ich sekty, prosił u niego o posłuchanie. Źle trafił, bo sekretarz carski, Buczyński i bojar, zastępca marszałka Massalskiego, byli obecni rozmowie. Car też nie miał ochoty do dyskursów o religii, pytał gorączkowo, czy nie nadeszły jakie listy od O. Ławickiego, który wśród srogiej zimy przebierał się przez Alpy do Rzymu; chwalił poświęcenie Jezuitów w obozach, przypomniał, że oni to po przegranej pod Dobrynicą zatrzymali hufiec polski pod jego chorągwią; co więcej, zaprosił Jezuitę, aby zamieszkał w domu carskim na Kremlinie razem z OO. Karmelitami, misyonarzami jadącymi do Persyi, i podarował mu kielich z pateną i trybularz misternie zrobiony przez złotników moskiewskich.
Lepiej się powiodła O. Cyrowskiemu druga audyencya 18 lut. 1606. Byli sam na sam. Dymitr pozwolił mu się wygadać, słuchał uważnie, objawił życzenie odprawienia przed nim spowiedzi św., częstszego z nim widywania się, ale potajemnie, bo popi na wieść o ślubie jego z Maryną, w oczach ich poganką, bo katoliczką, zaczęli się burzyć i w mieście też zanosiło się na rozruch, który udało się zdławić w samych początkach. W końcu oznajmił mu nowinę ciekawą, że listownie zaprosi prowincyała Striyera do przyjazdu do Moskwy „w interesie Jezuitów, zakonu całego i Kościoła“, a namiestnik carski w Smoleńsku odebrał już rozkazy dostarczenia mu kosztów podróży[11].
Smutny i przygnębiony wyszedł z tej audyencyi O. Cyrowski. Pomimo wielkiej łaskawości i wielkich obietnic, czuł nieszczerość i coś dziwacznego i narwanego w całem zachowaniu się cara i wróżył źle o nim. Rozegrać się też miał niebawem akt czwarty i ostatni tragedyi dymitrowej.





  1. Hirschberg, 132 w nocie.
  2. Hirschberg, 172—178, 256.
  3. Porównaj: Hirschberg. str. 141—156.
  4. Historya Rosyi XI, 222
    Pierling, 211. Ławicki do O. Grodzickiego z Moskwy dnia 16 sierpnia 1605.
  5. Kard. Valenti do nuncyusza d. 16 i 19 lipca 1605.
  6. Pierling. Rome et Dém. 166, podaje tekst łaciński tej instrukcyi.
  7. Wielewicki II, 105 Na liście tym podpis: Demetrius Imperator. Także do nuncyusza dał Dymitr list polecający O. Ławickiego pod d. 13 grudnia 1605.
  8. Wielewicki II, 122.
  9. Przytacza je dosłownie Wielewicki II, 123—125 i Turgenew — Historica Russiae monumenta II i XXVI Datowane są 10 kwietnia 1606 Dymitra tytułuje papież: Vir nobihs Dommus Russiae, Magnus dux Moscoviae. Marynę: Nobilis mulier, ducissa Mascoviae.
  10. Hirschberg, 153—158.
  11. Jakoż zaprosił go listem z d. 23 lutego 1606. Pierling 170. Prowincyał jednak nie spieszył, wyczekiwał roztropnie aż uroczystości weselne przeminą.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stanisław Załęski.