Jezuici w Polsce (Załęski)/Tom I/076

<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Załęski
Tytuł Jezuici w Polsce
Podtytuł Walka z różnowierstwem 1555—1608
Wydawca Drukarnia Ludowa
Data wyd. 1900
Druk Drukarnia Ludowa
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały Tom I
Indeks stron
rozdział xiii.
Rzut oka na stosunki i sprawy Jezuitów w Polsce. 1564—1608.

§. 75. Nowe fundacye. — Stosunki z duchowieństwem — Kult Św. Stanisława Kostki.

Zawierucha rokoszowa nie zachwiała drzewem zakonu w Polsce. Rozrastało się ono i głębiej zapuszczało korzenie nawet podczas jej huczenia. Zygmunt III był jego szczerym przyjacielem, a krzyki rokoszan tylko go ustaliły w wierności. Sam wprawdzie dźwignął z fundamentów 1595 r. jedno tylko wspaniałe „królewsko-książęce kolegium“ św. Piotra, przeznaczone zrazu na dom profesów, potem 1616 r. na kolegium ze szkołami obrócone i bodajby ta przemiana nie była się stała nigdy — ale innym kolegiom dopomagał królewską swą opieką a często i jałmużna mi hojnie.
Znając tę łaskawość króla, biskupi, panowie, obywatele miast spieszyli z dokończeniem napoczętych i z nowemi fundacyami. Domy we Lwowie, Lublinie, Kaliszu rozrastają się w poważne kolegia i gmachy. Gorliwi biskupi chełmińscy, Kostka i Tylicki i kujawski Rozdrażewski, wprowadzają nareszcie w zlutrzałe pruskie miasta Toruń i Gdańsk osady jezuickie 1593 i 1594, przez szereg lat staczają w obronie tych katolickich placówek zacięty bój z zuchwałymi magistratami, ale nie ustępują, owszem przeparli to, czego najbardziej pragnęli, a czego Lutrzy najbardziej się lękali, otwarcia szkól w murach Torunia i w Schotlandzie tuż pod murami Gdańska. Z dwóch tych kolegiów Jezuici misyonarze idą głęboko w Kujawy i w Prusy, do Kurlandyi nawet, podają rękę inflanckim Jezuitom, których wojna szwedzka 1600—1604 r. z Rygi i Dorpatu rozegnała.
W przyszłej stolicy królestwa, Warszawie, zacny Skarga z jałmużn od króla, dworu i panów zebranych, funduje 1597 warszawską rezydencyę, która potem w dom profesów się zamieni.
W stolicy Litwy, Wilnie, ks. Boksza, podobny w przywiązaniu do zakonu Skardze, przygotowuje dla przyszłej litewskiej prowincyi dom professów i dom nowicyatu 1604 r., na które król JM., wileński biskup Wojna i panowie litewscy ofiarują fundusze i jałmużny.
Na żyznem Wołyniu uganiali się dotąd za połowem dusz ludzkich Herbest, Nahaj i niektórzy lwowscy i jarosławscy misyonarze. Brakowało im stałej stacyi, z którejby i na wołyńskich Aryanów i schizmatyków skuteczniej nacierać i na Podole i Ukrainę snadniej wypadać mogli. Więc im taką najprzód placówkę przy swej łuckiej katedrze 1604, potem 1606 r., rezydencyę, a wreszcie (1608) kolegium ze szkołami i kursem teologii funduje uczeń ich, przyjaciel od serca i obrońca, biskup łucki, Marcin Szyszkowski. Oprócz schizmatyckiej „akademii“ w Ostrogu i średniej szkoły w Kijowie, był to pierwszy naukowy zakład katolicki, jedyny na rozległe cztery województwa: wołyńskie, podolskie, bracławskie i kijowskie.
Wnet jednak przybył drugi w Kamieńcu Podolskim, dokąd biskup tamtejszy Jędrzej Próchnicki 1608 r. dwóch Jezuitów wprowadził i najprzód im stacyę misyjną, a w trzy lata potem kolegium, przy pomocy szlachty podolskiej, ucieszonej (bez różnicy wiar) szkołami, funduje. Kresowe to kolegium stało się macierzą misyonarzy do Jass i Chocimu, do Kaffy i krymskich osad, do obozów i stannic wojskowych w Winnicy, Barze, Szarogrodzie, Perejasławiu, gdzie z czasem rezydencye i kolegia powstały. Z kamienieckiego kolegium dobierali sobie kapelanów obozowych hetmani i rotmistrze podczas rozlicznych na Turki, Tatary, Kozaki i zbuntowane hultajstwo wypraw wojennych[1].
Rzućmy teraz okiem na prace i działalność Jezuitów w pierwszem czterdziestoleciu swego pobytu w Polsce. Cechą jej walka z różnowierstwem, jak za Zygmunta Augusta i Batorego, tak za Zygmunta III., podjęta odważnie a prowadzona na polu szkolnictwa, dysput religijnych, polemiki książkowej w miastach, po wsiach, w obozach, szpitalach, więzieniach, nawet na rusztowaniu, bo wyrobili sobie u magistratów prawie monopol odwiedzania więźniów, dysponowania na śmierć skazańców i wielu z herezyi i schizmy do katolickiej wiary pod szubienicą nawrócili.
Do walki z różnowierstwem przybyła walka ze schizmą grecką, która przeciw unii wrogo a zuchwale wystąpiła.
W systemie nauk szkolnych niewiele się zmieniło. Ratio studiorum zmodyfikowana w kilku drobnych punktach, stała się od 1593 oficyalnym programem szkół jezuickich, od którego ani rektorom ani profesorom odstąpić nie było wolno. Jakoż trzymali się jej snąć wiernie, bo na 64 listów i ordynacyj jenerała Akwawiwy w latach 1590—1608 wydanych do polskich Jezuitów, nie znajduję żadnej w tym względzie nagany ani napomnienia[2]. Dawała ona wykształcenie ogólne, przeciętnie dostateczne, ale czy wystarczała potrzebom Polski, gdzie każdy szlachcic rodził się wyborcą króla, rządcą rzpltej i prawodawcą? Wyższych encyklopedycznych instytutów naukowych, zwłaszcza z katedrą obojga prawa, Ratio studiorum wtenczas i długo potem nie znała. Ośm do dziesięciu tysięcy młodzieży szlacheckiej kształciło się w tych szkołach[3] i liczni synowie mieszczańscy, byli i plebejusze. Niektórzy z nich, wstąpiwszy do Jezuitów, przybierali sobie szlacheckie nazwiska. Zabronił im tego jenerał Akwawiwa ordynacyą 1596 r.[4] Zakon szanował szlachectwo, ale mu pierwszeństwa nad nieszlachtą nie dawał i wielu mieszczańskich synów pierwsze w nim piastowało urzędy. Rzecz jasna, że co roku kilkuset młodzieży kończyło szkoły, wstępowali więc jedni, zwłaszcza bursiści, do stanu duchownego i do klasztorów, zasilając seminarya dyecezyalne i nowicyaty różnych zakonów; majętniejsi udawali się za granicę dla wyższych nauk, zwłaszcza prawa, lub do akademii krakowskiej, ci potem zostawali prałatami, biskupami, sekretarzami króla, urzędnikami kancelaryi koronnej, którą nazwać można seminaryum kanclerzy i podkanclerzy, posłów króla i rzpltej do państw zagranicznych, statystów, wreszcie posłów sejmowych i mecenasów trybunalskich. Inni wreszcie, a tych najwięcej, wracało do dziedzicznej wioski na „ziemianina rycerza“.
We wszystkich więc stanach i urzędach mieli Jezuici swoich uczniów, a że ich rozumnem a serdecznem prowadzeniem umieli przywiązać do siebie w szkołach, więc mieli z nich i nadal życzliwych przyjaciół. Naturalnie, że jak wszędzie, tak i tu nie obeszło się bez wyjątków. Byli więc Jezuici w tej dobie popularni u szlachty; artykuł 28 rokoszowy nie zaszkodził im wiele, stracili na popularności dopiero wtenczas, gdy nieszczęsne spory z krakowską akademią najniepotrzebniej w świecie rozpoczęli.
Z episkopatem polskim i klerem najcudniejsza zgoda. Jezuici (1564—1608) trzymali się wiernie swego instytutu, który im obowiązki względem papieża, episkopatu i państwa bardzo szczegółowo opisał, a zapracowani w szkołach i kościołach, pochłonięci walką i borykaniem się z różnowierstwem, czasu formalnie nie mieli na zaspokojenie małych ambicyj, zajmowanie się drobiazgami, które zazwyczaj powodem są waśni i sporów. Byli też wśród nich ludzie niezwykłej miary, którzy ton nadawali zgromadzeniu, a słabszych duchowo lub mniej dojrzałych wiedli za sobą i porywali do pracy i walki.
Pierwsza to początkowa, ale bodaj czy nie najpiękniejsza doba zakonu w Polsce. Z wyjątkiem rokoszan, których ataki chyba nikogo skompromitować nie były zdolne i heretyków, zwłaszcza Lutrów miast pruskich, których dźwiganie się sprawy katolickiej w zły humor, w gniew i wściekłość wprawiało, wszystkie stany i warstwy sympatyzują z zakonem, żyją w miłej z nim zgodzie, nie ma sporów, skarg, procesów.
Nie mówię o Stolicy św., bo ta same tylko łaski i pochwały na nich zlewała, nie wyjmując Klemensa VIII, którego cierpkie przymówki głównie w hiszpańskich i francuskich Jezuitów mierzyły[5]. Ale legaci i nuncyusze, ale kardynałowie sekretarze stanu, nie inaczej, tylko z uznaniem i czcią niemal, wspominają polskich Jezuitów, a nieraz światła, instrukcyi, pomocy u nich szukają.
Widzieliśmy, jak legat Commendone kredyt zakonowi u króla Zygmunta Augusta i prawo obywatelstwa w Polsce wyrobił, jak jego i biskupów do zakładania kolegiów zachęcał, jak na każdą trudniejszą placówkę, Jezuitów wysyłać radził[6]. Jak inny nuncyusz Juliusz Ruggieri popieranie Jezuitów za obowiązek nuncyatury poczytywał, jako zaś skuteczne lekarstwo przeciw herezyom wskazywał między innemi „misye Jezuitów“[7].
Nuncyusz Wojciech Bolognetti „nostris studiosissimus wysłany na usługi naszych“[8] użył całego swego wpływu u biskupa krak. Myszkowskiego, kapituły i akademików, aby kościół św. Barbary w Krakowie i kościół św. Szczepana z plebanią Jezuitom się dostały, co niemało go trudu i zachodu kosztowało.
Hannibal z Kapuy, proszony przez hospodara mołdawskiego o misyonarzy dla swego kraju, chociaż z dawien dawna Dominikanie i Franciszkanie tam apostołowali, powierzył tę misyę Jezuitom polskim, wysławszy pierw na zwiady O. Warszewickiego (1588). Jezuitów wypędzonych brutalnie z Siedmiogrodu wziął w obronę, pisał za nimi listy do kcia Zygmunta Batorego i króla Zygmunta, kardynała Montalto, owszem samego papieża do tejże obrony zachęcał[9]. Pamiętał i o Jezuitach rygskich: „poleciłem królowi JM., pisał do tegoż kard. Montalto, sprawę religii kat. w Inflantach, prosząc... żeby, przejeżdżając przez Rygę kazał oddać kościół i dom OO. Jezuitom“.
Legat Gaetano, zdając papieżowi sprawę z legacyi na konsystorzu sekretnym 1597, zaznacza, że „wiara katolicka w Polsce wzmaga się przez codzienne nawrócenia heretyków, bo król wielce pobożny, bo biskupi gorliwi i czujni“ i dodaje: „Wyborną w tem pomoc biskupom dają i dzielnymi są robotnikami OO. Towarzystwa Jezusowego i wszelki w naukach i chrześcijańskich obyczajach postęp, ich to pobożnym pracom zawdzięczyć należy“[10].
Kardynał, sekretarz stanu, Borghese, wysyłając nuncyusza Simonetti do Polski, zaleca mu w swej instrukcyi z d. 11 listop. 1606: „znosić się także potrzeba z Jezuitami, bo oni udzielić mogą wiele dobrych wiadomości... ale tak, aby nie wzbudzić podejrzenia, że się powodujesz ich radami, ponieważ oni mają wielu nieprzyjaciół, którzy się niedawno przeciw nim oświadczyli (rokoszanie), ściągnął byś więc na siebie nienawiść wielu z pomiędzy szlachty[11].
Z episkopatem polskim Jezuici w tej dobie nietylko nie mieli starć żadnych, ale przeciwnie od wszystkich, nie wyjmując prymasa Uchańskiego, doznawali szacunku i poważania, od wielu zaś, i to najlepszych, odbierali dobrodziejstwa. Dosyć wspomnieć kardynałów Hozyusza i Radziwiłła, prymasów Karnkowskiego i Maciejowskiego, arcybiskupa Solikowskiego, biskupów Herburta, Konarskiego, Rozdrażewskiego, Kostkę, Protaszewicza, Noskowskiego, Tylickiego, Schenkinga, Szyszkowskiego, Próchnickiego, którzy im kolegia fundowali, seminarya w zarząd oddawali, jako teologów i kaznodziei na wizyty pasterskie z sobą brali, na sejmach przed napaścią heretycką dzielnie bronili.
Nuncyusz Malaspina 1598 r. zauważył, że „celem biskupów polskich jest nie dopuścić wszystkich jenerałów zakonnych do sprawowania, swej władzy w Polsce...,“ że wielu biskupów otrzymało z łaski króla lub innym sposobem indulty, preeminencye, nawet prawo wizytowania zakonów, skąd pochodzą różne nieprzyzwoitości“[12]. Wobec Jezuitów i ich jenerała, wizytatorów lub prowincyałów, nie napotkałem nigdzie śladu podobnej ingerencyi biskupiej, ani jakichkolwiek sporów z powodu kolizyi władz. Jezuici starali się, o ile tylko mogli, zadość uczynić życzeniom biskupów, ci zaś szanowali ich instytut i dozwalali swobodnie jego przepisów przestrzegać.
Zato, bywało już w tej pierwszej dobie, że kler kapitulny tu i ówdzie krzywo patrzył na Jezuitów, a powodem były ambony katedralne i kolegiackie, i seminarya. Oddawali je początkowo biskupi Jezuitom z konieczności, bo nie miał kto kazać w katedrze, nie było komu kształcić kleryków. Ale po 15, 20 latach już się znaleźli, zdaniem kapituł, w ich gronie i w klerze świeckim i kaznodzieje i profesorzy zdolni, więc ich korciło, że te zaszczytne miejsca Jezuici zajmowali. Oni zaś z ambon zwłaszcza, ustępować nie mieli ochoty, powoływali się na akta fundacyjne i przywileje w nich otrzymane, stąd tu i ówdzie kwasy i spory, jak to n. p. było we Lwowie.
Zakony dźwigały się ze swego upadku. Relacye nuncyuszów w XVI w. niebardzo pochlebne na ich stan rzucają światło. Najdzielniej trzymali się Dominikanie. Pomimo teologicznych sporów i antagonizmów (de auxiliis), które w Polsce nie odbiły się głośnem echem, bo tu nie o filologiczne kwestye, ale o istotne dogmata chrześcijaństwa walka na zabój toczyła się z herezyą, Jezuici w najlepszej zgodzie żyli z synami św. Dominika. Cystersom, Benedyktynom i Agustynianom kanonikom, służyli chętnie rekolekcyami, poradą w urządzeniu nowicyatów, w zaprowadzeniu klauzury i t. d., jeżeli opaci tej pomocy zażądali. Wychowując w swych szkołach i seminaryach młodzież różnych zakonów, jak to było n. p. w Wilnie, Poznaniu i Brunsberdze, nietylko w naukach, ale i pobożności, przyczyniali się pośrednio do ich rozwoju; ale oprócz Bazylianów, reformy żadnego innego zakonu nie przeprowadzili, ani nie przedsiębrali. Tem mniej chcieli grać rolę reformatorów w klasztorach żeńskich, chociaż, wezwani czy to przez biskupów, czy przez ksienie i przeorysze, pomocy im swej nie odmawiali, jak to n. p. wydarzyło się w klasztorach pp. Klarysek w Starym Sączu, pp. Benedyktynek w Staniątkach, Chełmnie, Toruniu i indziej.
Zjawił się w Polsce koło 1605 r. nowy zakon Karmelitów bosych, gorąco polecony przez kard. Borghese nuncyuszowi Simonetti: „ponieważ ci zakonnicy są przykładnego życia i spodziewać się można przy pomocy Boga znacznych owoców z ich zaprowadzenia w Polsce, starać się będziesz dopomódz im u króla i innych osób, aby ich klasztor stanął jak najprędzej na chwałę Boga i pożytek ludzi“[13]. Oni mieli klasztorek za murami Krakowa na strzelnicy (gdzie dziś szpital główny), ale pragnęli osiąść w śródmieściu; czynili u dworu i biskupów starania, aby kościółek św. Barbary im oddano, rozeszła się bowiem wieść, że Jezuici kościół ten opuszczą a do bazyliki św. Piotra dom profesów przeniosą. Jezuici jednak aż 18 powodów podali jenerałowi swemu, dla których domu św. Barbary opuścić nie myślą. Jakoż nie opuścili go. Nie wzięli im tego za złe OO. Karmelici Stanisław Jędrzej Brzechffa i Michał Bażewski, ale wybudowali ze składek kościół i klasztor św. Michała (koło 1611 r.), z którego z biegiem lat w Polsce i na Litwie przeszło 20 karmelitańskich klasztorów rozmnożyło się. Obydwa zakony w dobrej zgodzie pracowały nad rozkrzewieniem ducha umartwienia i pobożności katolickiej w narodzie.[14]
Dobrą sposobność zbliżenia się do biskupów, do świeckiego i zakonnego kleru podawały doroczne uroczystości kościelne, beatyfikacye patronów zakonu, Ignacego 31 lipca 1604 i Stanisława Kostki 14 sierpnia 1606. Obchodzono je trzydniowem nabożeństwem, na które zapraszano co dnia innych biskupów i prałatów z celebrą, inne zakony ze słowem bożem.
Kult bł. Stanisława rozpoczął się wcześnie, bo 1570 r. w dwa lata po jego świątobliwem zejściu w nowicyacie rzymskim na Kwirynale, a to z tej okazyi. Umarł jeden z nowicyuszów, otworzono grobowiec, aby go pochować. Korzystają z tego nowicyusze i przez Rudolfa Akwiwiwę[15] proszą rektora, aby im pozwolił głowę Stanisława Kostki wystawić w asceterium (sali nowicyackiej), jako pobudkę do uświątobliwienia siebie. Rektor pozwolił; nowicyusze w komżach, z świecami w ręku zstępują do grobu; dwaj Polacy, Mikołaj Oborski i Szymon Wysocki, niosą one świętą głowę, umieszczają ze czcią na ołtarzyku sali nowicyackiej. Oprócz tej relikwii, miał Stanisław swój obraz w zakrystyi kościoła św. Jędrzeja na Kwirynale, odbierał cześć (prywatną) nietylko od nowicyuszów i braci zakonnej, ale od osób świeckich zakonowi życzliwych. W roku 1601 szczątki Stanisława przełożono do ołowianej trumny i umieszczono w osobnem miejscu grobowca wspólnego. Drewnianą trumną, jako relikwią obdzielono prowincye i domy zakonu.
W rodzinnym Rostkowie postawił kaplicę ku uczczeniu pamięci Stanisława brat jego starszy Paweł, a ks. Fabian Konopacki, ajent królewski w Rzymie wyjednał u Klemensa VIII breve z dnia 15 listopada 1600 r. nadające odpust 10 lat i tyleż kwadragen odwiedzającym nabożnie to miejsce. Tenże papież w breve 1602 r. nazwał Stanisława błogosławionym, beatum. W Polsce całej Jezuici krzewili kult świątobliwego nowicyusza; w chorobach zwłaszcza polecano się jego opiece i doznawano iście cudownej pomocy. Doznali jej: bratanek biskupa poznańskiego Jan Goślicki 1603, ksiądz dziekan płocki Kasper Młocki 1603, inny ksiądz Angelus w Jarosławiu 1605, księżna Anna z Sternbergów Ostrogska, wojewodzina wołyńska, i pani Wapowska, kasztelanowa przemyska przy ciężkiem rodzeniu dziatek 1603 r. Biskup także przemyski Maciej Pstrokoński, przebywając 1603 r. w letnim swym pałacu w Brzozowie i nabawiwszy się tam gwałtownego łamania w kościach (reumatyzmu), iż dla bolu od przytomności odchodził, za przyłożeniem szczątki trumny Stanisława, którą mu przesłał rektor jarosławski, uczuł się od bolu uwolnionym. W innych także krajach, we Włoszech zwłaszcza i Francyi; czczono naszego Stanisława, modlono się do niego i doznawano łask nadzwyczajnych[16].
Zdaje się, że na prośby Jezuitów dworskich Bartcza i Skargi, który prześliczny żywot Stanisława napisał, król Zygmunt polecił posłowi swemu w Rzymie ks. Jędrzejowi Opalińskiemu, sekretarzowi w. k., aby razem z kardynałem Montalto, protektorem Polski, napoczęty już dawno proces beatyfikacyjny przyspieszył[17]. Więc kardynał udał się z prośbą do nowego papieża Pawła V, aby w kościele św. Jędrzeja pozwolił wystawić ku czci publicznej obraz Stanisława, przed którymby zwyczajem rzymskim lampki palone i wota zawieszane być mogły. Prośbę jego poparło kilku kardynałów. Paweł jednak przekazał tę sprawę św. kongregacyi obrzędów. Niecierpliwy zwłoki poseł królewski, błagał papieża w imieniu króla, aby bez kongregacyi proprio motu dekret beatyfikacyjny ogłosił. Papież żądał zwłoki, aż żywot Stanisława, który mu kard. Montalto przyniósł, przeczyta. Opaliński z swej strony przynieść mu zamierzał dwa brevia Klemensa VIII, o których wyżej była wzmianka. Tymczasem w sierpniu 1606, panie rzymskie z księżną Eleonorą z Ursinich Sforzą, i małżonką posła francuskiego na czele, udały się do papieża, popierając gorąco prośbę posła polskiego. Ustępując tym naleganiom, Paweł V ogłosił ustnie, vivae vocis oraculo Stanisława błogosławionym 15 sierpnia, w 18-tą rocznice zejścia jego.
W tym jeszcze dniu wieczorem poseł polski Opaliński, zgromadziwszy obecnych w Rzymie Polaków, udał się do koscioła św. Jędrzeja i procesyonalnie, w asyście nowicyuszów i księży Jezuitów, przeniósł własnoręcznie obraz Stanisława z zakrystyi do kościoła, zawiesił na widnem miejscu, przyozdobił złotogłowiem, kwiatami i wotami, zapalił srebrną lampę jako ex-votum od Polski, sześć świec osadził na srebrnych lichtarzach, ściany kościoła obwiesił adamaszkiem i złotą lamą aurea przygotować kazał pod obrazem grób nowy, do którego wniesiono szczątki błogosławionego, przełożywszy je pierw z ołowianej do cyprysowej, misternie rzeźbionej trumny. Nazajutrz odśpiewał pierwszą wotywę przed obrazem błogosławionego, przy odgłosie kapeli, po mszy modlił się długa chwilę. Przez ośm dni odprawiały się msze św. wotywne i trwała pobożna pielgrzymka Rzymian do „błogosławionego Polaka“[18].
Synod piotrkowski 1607 r. zaniósł do Stolicy św., całego duchowieństwa prośbę o kanonizacyę bł. Stanisława. Nie prędko ona nastąpiła, bo dopiero 1726 r.





  1. Obszerniej o tych kolegiach i domach w tomie IV.
  2. Archiv. Prov. Pol. Liber Ordinat. Gen. Prov. Pol. XTII nr. 11, str. 3—101.
  3. Argenti, De rebus Societatis.
  4. Ordin. gen. str. 23.
  5. Od 1566—1606 r. wyszło od Stolicy św. (Pius V, Grzegorz XIII, Sykst V, Grzegorz XIV. Klemens VIII, Paweł V), 34 bul i brewiów z przywilejami, łaskami i pochwałami dla zakonu. Uczestniczyli w łaskach i korzystali z przywilejów pełną dłonią i polscy Jezuici (Instit. Soc. Jesu t. I, Bullarium str. 38—131).
  6. Porównaj rozd. IV, § 17.
  7. Archiv. Vat. Ms. nr. 5914. Relacye nuncyuszów I. 193, 194.
  8. Wielewicki I, 34, 55.
  9. Listy Hannibala z Kapuy, str. 200. List do kard. Montalto z Krasnegostawu 27 maja 1589.
  10. Relacye nuncyuszów, II, 74.
  11. Tamże II, 103, 104.
  12. Tamże, 90, 85.
  13. Relacye nuncyuszów II, 99.
  14. Wielewicki II, 63, 96.
  15. Bratanka jenerała zakonu męczennika za wiarę w Indyach.
  16. „Nowy Patron Polski bł. Stanisław Kostka“, Sodalisom Maryi przez ks. Jana Zuchowskiego K. C. na kolendę ofiarowany 1612 roku. Druk gotycki jedna karta in fol. w Krakowie u Symona Kempiniego 1611. — Skarga. Żywot bł. Stanisława Kostki.
  17. Bawił tam od r. 1604 w sprawie dyspensy na małżeństwo Króla z Konstancyą i dla złożenia obediencyi nowemu papieżowi Pawłowi V.
  18. Ms. bibl. Ossol. nr. 625. Skrzynecki, De ortu et progressu S. J. in Polonia, str. 497—501. Wielewicki II, 96. Uświetnienie zakonu Jezuitów polskich beatyfikacyą Stanisława nie podobało się ich przeciwnikom. Ktoś z nich puścił w obieg paszkwil, że niesłusznie sobie tego Stanisława przywłaszczają, bo on wystąpił z ich nowicyatu, wnet potem ciężko zachorował i umarł w szpitalu św. Stanisława, bisk. i męczen. w Rzymie. Niedorzeczność tej bajki stąd już widoczna, że szpital ten założony został w kilka dopiero lat po śmierci Stanisława, nie odpowiadano więc na nią, ale wyśmiano.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stanisław Załęski.